Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 6 z 17 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 11 ... 17  Next

Go down

Pisanie 14.07.14 17:03  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 6 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Zmęczony wzrok małolaty padł na twarz Ailena.
Brzmi jak groźba – rzuciła, unosząc kącik ust w ironicznym uśmiechu, który jednak szybko zniknął z jej twarzy. Nie miała ochoty na przekomarzanie się z nim, skoro tak na dobrą sprawę miała zamiar się pogodzić. Szczerze powiedziawszy nie bardzo rozumiała, czemu Ailen za żadne skraby nie chciał jej wybaczyć. Załzawione oczy przymknęły się, a jej buzia wykrzywiła się z bólu; nie było miło i sama już nie wiedziała, czy nie lepiej byłoby, gdyby brunet jednak opuścił to miejsce, zostawiając ją na pastwę losu. W pełni rozumiała swoją głupotę, jednak wiedziała też, że wszystko to było przeszłością, a zarówno on, jak i ona powinni się z tym pogodzić. Miała nieodparte wrażenie, że chłopak mimo wszystko żywił do niej urazę za... no właśnie. Za co?
Czemu mnie tak nie lubisz? – Zerknęła na niego, wycierając łzy wierzchem dłoni. Dość oczywistym było, że nie odpowie jej tak, jak by chciała, ale zawsze warto spróbować. Była zdesperowana, bo powoli kończyły jej się pomysły na zaskarbienie sobie jego przychylności, a ta była w jej sytuacji dość potrzebna. Odkaszlnęła ostro, zakrywając usta dłonią, a kiedy ją odsunęła, po skórze spływały gęste krople szkarłatnej substancji. Skrzywiła się, wycierając się w szmatę, która robiła za koszulkę, jednocześnie podciągając jedną nogę do siebie, by zakryć choć trochę ciała. Nie było jej wcale ciepło. Ba! Czuła, że jej ciało przeszywają dreszcze i co jakiś czas trzęsła się od gorączki, która męczyła ją już dłuższy czas. Uniosła spojrzenie ku górze, mrużąc oczy od prażącego słońca i próbując złapać oddech przy nieustannym bólu w klatce piersiowej, który najwyraźniej nie miał w planach ustawać.
Zmęczony wzrok małolaty padł na twarz Ailena.
Żałuję, Ai – szepnęła ochrypłym głosem, a po jej policzkach spłynęły kolejne łzy. – Głupio trochę wyszło i najbardziej w tym wszystkim szkoda mi moich rodziców, wiesz? – I na co mu taka informacja? Pokręciła głową, machnęła ręką i krótko rzuciła w swojej obronie:
Nieważne.
Do ust napłynęła jej kolejna porcja krwi i soku, drapiąc poranione już gardło. Verne szybko odwróciła głowę, żeby nie wypluć całej tej papy prosto na ubrania Ailena; zamiast tego wyrzuciła z siebie dziwny płyn na piach obok siebie, a do jej nozdrzy dostał się obrzydliwy zapach potu, krwi i wymiocin, co skutkowało kolejnymi odruchami prowadzącymi do zwracania kompletnego braku zawartości żołądka. Rozzłoszczone burknięcie brzucha dziewczyny przecięło ciszę, a jej twarz wykrzywił krzywy uśmiech. Ledwo już oddychała, czuła przez cienką bluzkę zapadnięte boki i dobrze wiedziała, że wygląda jak jedno wielkie gówno.
„Ja chciałem umrzeć.”
Otworzyła szerzej oczy, patrząc na niego jak na wariata; zaraz jednak zaskoczone spojrzenie złagodniało, a w odpowiedzi Winnie skinęła głową.
Pewnie nie mam już wyboru, nie? – Doskonale wiedziała, że tak czy inaczej umrze, a zanikające życie dawało jej tylko możliwość do zakończenia tego szybko lub przeciągania tego, co musiało w końcu nadejść.
Co będzie potem? – Zerknęła na niego, wysuwając ostrze nożyka. – W sensie… po śmierci – Szczególnym zniechęceniem namaściła ostatnie słowo, leniwie kłując się po udzie czubkiem noża. Skupiając się na tej czynności, zupełnie nie zauważyła, że Ai zaczął grzebać coś w telefonie. I pewnie wyłączyłaby się całkowicie, pokasłując co jakiś czas, dopóki Kurt znów nie przerwał ciszy. Zdziwiona jego pytaniem uniosła głowę, a w błękitnych oczach zakręciły się łzy, które szybko ściekły po policzkach. Nie trzeba było długo, by zaczęła płakać jak wymemłana frytka (wtf), chowając nożyk i znów go wysuwając, by w końcu rzucić nim o kamień, który leżał niedaleko nich. Szloch nie pozwalał jej wydusić z siebie słowa, więc zaczęła bez słowa zdrapywać strupki ze świeżych ran. Kiedy przestała liczyć blizny? Kiedy przestało ją to obchodzić? Spojrzała na niego z nieodpartą ochotą wtulenia się w jedyną osobę, która od dawna zatrzymała się, żeby z nią porozmawiać. Wciąż jednak nie odpowiedziała mu na pytanie. Nie była pewna, czy chciała.
A jak myślisz? – Przetarła oczy brudną dłonią, powoli się uspokajając. – Chcę już umrzeć, mieć to z głowy. – Zaśmiała się głupio. – Ja pierdolę, jak to brzmi. – Przekleństwo? Musiało być napawdę źle, skoro ktoś taki jak Verne zaczynał przeklinać.
I co teraz? Zabijesz mnie? – Śmiech.
O, ironio.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.07.14 3:04  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 6 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
- Raczej przestroga. – szybko poprawił dziewczynkę, wbijając w nią beznamiętne spojrzenie. No tak.. przecież on nie zamierza się nad nią pastwić, a przynajmniej nie w sensie torturowania cielesnego. Jakąś wątpliwą satysfakcję dałoby mu cięcie i tak poharatanej już skóry dziewczynki, która jak na jego oko, była po prostu kompletnie bezbronnym, głupim bachorem. Poza tym, jakoś nieszczególnie interesowała go cała jej osoba. Jasne, to jakaś rozrywka w ciągu tego nudnego dnia, jednak nic poza tym. Normalnie nie poświęciłby jej ani sekundy na choćby jedno, krótkie „cześć”, więc o czym tu gadać? Niestety, jak na zawołanie dziewczynka zadała kolejne, wybitnie idiotyczne i niepotrzebne pytanie.
„Czemu mnie tak nie lubisz?”
- Jesteś strasznie głupia. – odparł natychmiastowo, a jego bezpośredniość zdawała się przebić ciało dziewczynki, niczym pocisk. Uznał, że niepotrzebne będą dalsze wyjaśnienia, choć Verne istotnie mogła mieć na ten temat zupełnie inne zdanie. Tak naprawdę w ogóle nie zaspokoił jej ciekawości i póki co nie miał zamiaru tego robić. Nie lubił dużo mówić, a rozwodzenie się nad taką skretyniałą osobą, jak blondynka było mu dzisiaj wyjątkowo nie w smak. Po prostu irytowały go jej decyzje i sposób życia, a gniew spowodowany brakiem szacunku wobec niego, oczywiście dalej trzyma ściśle w pamięci, jednak jak widać nie jest on głównym powodem jego niechęci.
- Wyglądasz żałośnie. – dodał, choć bez wyrazu jakiegoś większego gniewu. Cały czas sprawiał wrażenie bardziej znudzonego, zupełnie tak, jakby przyszło mu rozmawiać z dziewczynką o pogodzie. Poza tym efekt kompletnego zobojętnienia potęgował fakt, że Kurt co jakiś czas przenosił spojrzenie ze zmizerniałej dziewczynki na ekranik swojego telefonu, gdzie szybko wystukiwał jakieś wiadomości. Nie miał podzielnej uwagi, więc w momencie pisania po prostu się wyłączał, a kiedy kończył najzwyczajniej w świecie wznawiał wątki. – Śmierdzisz, krwawisz, usiłujesz coś z siebie wyrzygać, ale nawet nie masz co. Jednak to nie sprawia, że jesteś żałosna. Prosisz mnie o wybaczenie. Z zasady? Oby, bo jeśli naprawdę wierzysz, że moje zdanie ulegnie tak nagłej zmianie, to się mylisz. – odparł zimno z cierpiętniczym westchnięciem, jakby wyrzucanie z siebie tak długich zdań było najgorszą z możliwych rzeczy, jaka mogła go spotkać. – Nie proś mnie więcej o wybaczenie. – zakończył przeczesując ręką swoje ciemnobrązowe włosy. Ailenowi niestety trudno przychodzi zmiana swojego zdania, a przynajmniej ta zasada dotyczy przejścia z gorszego na lepsze. Naprawdę łatwo było mu podpaść, ale zdecydowanie trudno poprawić sobie opinię. Verne oczywiście ma jakieś szanse. Kurt nie powiedział, że jej nienawidzi, więc automatycznie nie zamierza urządzać na nią żadnych zawistnych zamachów. Po prostu jej nie trawi i tyle. Wyjebane, koniec. Może kiedyś dziewczynka załapie się na okazję, aby to się zmieniło, jednak lepiej niech nie oczekuje tego tak od razu.
Spojrzenie na niego, jak na wariata potraktował lekkim zmrużeniem oczu. Może nie gniewnym czy zirytowanym, ale całym sobą krzyczącym „No co? Takie dziwne?!”
- Obudzisz się i znowu będziesz zdana na siebie. Zmienisz się. Nie tylko mentalnie. – mruknął, niby to przypadkiem eksponując swoje kły, które niegdyś tak bardzo zaintrygowały Winnie. Teraz miała dla siebie odpowiedź, skąd takie uzębienie u jej niewinnego kolegi.
Cisza na chwilę oplotła ich rozmowę, a Ailen przerwał ją w stylu zupełnie do siebie nie podobnym. Od dłuższego czasu ekranik komórki wydawał się dziesięć razy ciekawszy od tragicznej rozmowy z dziewczynką, dobitniej uświadamiając ją, że Kurt jest najwyraźniej przyzwyczajony do tak tragicznych widoków. Nietrudno było wyciągnąć takie wnioski. Chłopak parsknął śmiechem na widok jednej z wiadomości, jaką przesłał mu jego pan i choć szybko urwał swój wyraz szczęścia, to jednak jego twarz jeszcze przez kilkanaście sekund była wykrzywiona w lekkim uśmiechu. Verne przynajmniej przed śmiercią doświadczyła cudu i jednocześnie powrotu do starych czasów. W rezydencji też się tak zaśmiał.
- Tak. – odparł, i na chwilę oderwał się od komórki, lekko przechylając całe ciało na bok, jednocześnie delikatnie podnosząc swój zad. Wyjął z kieszeni spodni ostry nożyk sprężynowy, który póki co, zostawał z nie obnażonym ostrzem. – Traktuj to, jako wyraz litości.
Palec mocniej zacisnął się na przycisku, a broń automatycznie rozjarzyła się błyszczącą w palącym słońcu stalą.
Poderżnął jej gardło. <- Tak bardzo ambitnie. Kot sobie później wzbogaci ten opis.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.07.14 13:09  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 6 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Dziewczynie wyrwało się zachrypnięte parsknięcie na słowa Ailena, a spojrzenie jego brązowych oczu spotkało się z rozbawionym wzrokiem Verne; nawet, jeśli była poharatana do granic możliwości, wciąż chciała utrzymać się przy pozytywnym nastawieniu w stosunku do chłopaka, który, bądź co bądź, był dla niej ostatnią (połamaną) deską ratunku w Desperacji. Dobrze wiedziała, że gdyby teraz palnęła jakąkolwiek głupotę, byłby to jej ostateczny koniec - oprócz niego znała jeszcze Ryana, a to mówiło już samo za siebie. Dlatego tak desperacko próbowała dostać przebaczenie od bruneta, ostatecznie jednak mając w podświadomości zapaloną lampkę, że to na nic. Błękitne ślepia stały się dziwnie pogodne w jego obecności, mimo beznadziejnej sytuacji dziewczynki; ostry kaszel znów wydobył się z jej gardła jakby raniąc ją ostrymi pazurami. Ile by dała, żeby uciążliwe objawy infekcji ustały.
Odpowiedź chłopaka w rzeczywistości ani trochę jej nie zaspokoiła. Sama nie wiedziała, czy powinna ten fakt (tak, to był fakt) traktować jako odpowiedź, czy komentarz do postawionego pytania, które prawdopodobnie było zupełnie nie na miejscu. Blondynka jednak niekoniecznie umiała wyciągać wnioski ze swoich przeżyć, o czym nie raz już się można było przekonać. Tak i teraz, chociaż spodziewała się takiej reakcji, ani trochę jej ona nie wystarczyła. Verne jednak była na tyle rozsądna, by nie zaczepiać więcej tematu. Im bardziej się od niego oddali, tym bardziej będzie mogła zapomnieć o tym, co było. Miała również nadzieję, że ta zasada dotyczy Ailena, bo w końcu to na jego sympatii jej zależało. Westchnęła ciężko, przytakując mu z krzywym uśmiechem.
Dzięki – mruknęła, przesuwając zmęczonym spojrzeniem po zrujnowanych budynkach. Wiele razy przechodząc przez poopuszczane, zniszczone miejsca zastanawiała się, jak to wszystko wyglądało w przeszłości. Bardzo chciała poznać historię całych tych terenów za murami, bo przecież w szkole podstawowej niekoniecznie się o tym mówiło. Była zaraza, było coś złego na tym obszarze, ale w M-3 raczej nie opowiadało się o tym, co to takiego. Było po prostu złe i straszne, a ludzi, niestety, ciągnie do tego, co złe i straszne, bo w bezpiecznym i spokojnym życiu zwyczajnie brakuje takich wrażeń. Winnie jednak zdążyła się przekonać, że czym innym jest duch wyskakujący na ekranie laptopa, a czym innym jest realny potwór, szczerzący ostre kły w jej stronę. Czym innym jest strach przed monstrum czającym się w cieniach czarnego pokoju, a czym innym jest bestia, przed którą trzeba uciekać, by uniknąć śmierci. Wróciła spojrzeniem do chłopaka, przytakując mu z niesmakiem. Naprawdę mógł sobie oszczędzić nieprzyjemnych uwag. I odłożyć telefon. Blondynka jednak nie śmiała mu przerywać, żeby nie nawarzyć sobie za dużo piwa. Przecież nie była jeszcze pełnoletnia, w życiu by tego nie wypiła!
No rozumiem – burknęła zniechęcona, nie mając ochoty kłócić się z nim na temat swojego dość oczywistego stanu. – Już nie będę. – Przewróciła oczami, wreszcie pojmując, jak bardzo obojętny mu był jej los. I sama nie wiedziała, czy powinna się cieszyć, czy płakać - na dłuższą metę jednak nie mogła wytrzymać samotnie w Desperacji, bo prędzej czy później coś musiało ją zabić. Nie chciała już robić sobie nadziei na jakąkolwiek poprawę relacji tej dwójki, więc na chwilę obecną prawdopodobnie czekało ją jedynie znalezienie sobie nowego znajomego - kogoś, kto by się nią jednak zainteresował. Wiedziała, że to wcale nie będzie takie łatwe, zwłaszcza, że była ciągle dzieckiem, a miłych „ludzi”, którzy przejmowali się losem wygłodniałych i umierających osób było niewiele. Głównie dlatego, że nie warto było karmić i zajmować się czymś, co na dłuższą metę nie da korzyści. Nawet jeśli mogłaby pomóc takiemu Ryanowi - była to zależność z jednostronną korzyścią, a na dodatek nie dla niej. To on miał czyste mieszkanie, nie ona.
Niekoniecznie chciała takich wytłumaczeń.
Pokręciła głową, nie wypowiadając swojej opinii na temat takiego obrotu spraw, choć w rzeczywistości wolałaby w ogóle się nie budzić. Takiej opcji jednak nikt dla niej nie przewidział, a dziewczyna doskonale o tym wiedziała. Niestety - los nie był dla niej przychylny, dlatego musiała sobie radzić. Na czas, kiedy Ailen zajmował się swoją komórką (co swoją drogą było bardzo nieuprzejme, a pfe! :c), ona wolała sobie kaszleć. Z przyjemnością! Stróżka gęstej śliny zawisła jej na brodzie przy gwałtownym zachłyśnięciu się powietrzem, a mocny odruch wyciskał jej łzy z oczu. Obrzydlistwo.
„Tak.”
S t o p .
Zdziwiony, zamglony przez słone krople wzrok padł na chłopaka, kiedy jej odpowiedział. Rozedrgane, słabe serduszko dziewczyny zaczęło szybciej bić, a jej ciało zalała fala gorąca. Nawet nie bardzo wiedziała, co powiedzieć, kiedy zobaczyła błysk stali. Zaskoczenie pomieszane z czystym, zwierzęcym strachem zupełnie odebrało jej możliwość reakcji, a jedynym, co mogła zrobić to wyciągnąć w jego kierunku rękę.
Za późno.
O czym myślała?
Czuła piekący ból na szyi, krew lejącą się z gardła, zalewającą jej brodę i ubranie. Była taka głupia. Naraz wszystkie wspomnienia napłynęły jej przed oczy. Samochód, wyjeżdżający prosto przed nią i potrącający najcenniejszą dla niej osobę. Acchan, przepraszam. Bal halloween i obżeranie się z Ailenem, późny powrót do domu i bura od rodziców. Zawsze tak bardzo się o nią martwili, a teraz ich córka umierała, dusząc się i rozdrapując rozpaczliwie krwawiącą ranę. Zdławiony jęk był ostatnim, co mogła z siebie wydusić. Widziała siebie, przechodzącą za mury. Widziała Ryana, który wbijał w jej bark ostre kły. Widziała pysk potwora, który rozorał jej policzek i prawie wydłubał oko. A przede wszystkim widziała obok siebie kucającego chłopaka, który w dłoni dzierżył zakrwawioną broń. I co dalej?
Ostatni oddech.
I koniec.

† Dnia xx.xx.xxxx zmarła Winnie Pumpkin †
† Olej Panie jej duszę †
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.07.14 2:34  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 6 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Dokonał egzekucji bez najmniejszego zawahania. Najzwyczajniej w świecie pochwycił swój nóż i uwalniając ostrze za pomocą jednego, krótkiego kliknięcia, przejechał nim po gardle dziewczyny, ostatecznie odbierając jej szansę na, jak to ujął, dłuższą śmierć. Wyraz litości, jednak w nadzwyczaj okrutnym stylu. Aż trudno powiedzieć, czy należało mu w takiej sytuacji dziękować, czy jednak wpisać na czarną listę. Niby ukrócił cierpienie blondwłosej dziewczynki, ale równocześnie sprawił, że jej ostatnie chwile stały się najgorszym z możliwych koszmarów. Poza tym, jakby nie patrzeć, to on rozpoczął jej piekło. Gdyby tylko nie został przez nią zirytowany i nie poczuł się tak cholernie niedoceniony, z pewnością nie dopuściłby do tego, aby tak naiwne dziecko w ogóle opuszczało bezpieczne mury utopijnego miasta. Gdyby tylko nie przyszła mu do głowy taka okrutna kara, Verne dzisiaj spędzałaby normalny dzień wraz ze swoimi znajomymi, jedząc sobie lody, w pełnej nieświadomości tego, co dzieje się za ich wyidealizowanym światem.
Olej panie jej duszę?
Kreator z pewnością ma ją gdzieś. Tak samo jak setki innych istnień, które złamały świętość śmierci i powróciły na nowo do życia. W Desperacji nie było żadnego boga i choć aniołowie usilnie starali się to zmienić, naprawdę niejeden wymordowany jest w stanie bez mrugnięcia okiem wyprzeć się wiary. W końcu gdzie był ich Opiekun, gdzie byli bezlitośnie zarzynani? Gdzie się podziewał przez te wszystkie lata, gdzie niewinne dziewczęta i chłopcy, byli wykorzystywani jako łatwe zabaweczki sypialniane dla tych, którzy byli zepsuci do cna? Dlaczego Ojciec w ogóle dopuścił do takiej tragedii jak cała apokalipsa? Porzucił ich. Taka jest prawda. Nie było go ani z dyktatorami, ani z rebeliantami, ani z Ailenem i już na pewno nie z biedną, wykrwawiającą się Winnie.
Przetarł boki ostrza o materiał podziurawionej koszulki dziewczynki w miejscu, które wyjątkowo nie było poplamione jej płynami ustrojowymi. Jak gdyby nigdy nic spojrzał ostatni raz w ekranik komórki i z nieco skwaszoną miną zablokował urządzenie, od razu chowając ją do kieszeni. Akurat w takiej sytuacji, ktoś musiał zadać mu kompletnie skretyniałe pytanie.. no nic. Spakował zabezpieczony nóż z powrotem do tylnej kieszeni spodni i ogarniając wzrokiem zmizerniałe ciało dziewczynki, zaczął szukać ewentualnych, cennych rzeczy, które mógłby najzwyczajniej w świecie zwinąć. Natura złodzieja niestety nikogo nie oszczędzała. Tępy nożyk do papieru na nic mu się zda, więc koniec końców i tak został z niczym.
Zadarł jeszcze raz łeb do góry. Palące słońce, czyste niebo i nawrót cholernych ptaszysk, które najwyraźniej postanowiły spróbować jeszcze raz ze swoją łatwą zdobyczą. Ai ściągnął brwi raz jeszcze ukazując im swoje kły, już z czystej irytacji. Zaraz jednak wysilił się na krótką refleksję na temat całej zdarzenia i doszedł do wniosku, że choć Winnie była cholernie irytującym bachorem, którego notabene miał serdecznie dosyć, to jednak miał tą świadomość, że dziecko niedługo się obudzi. Trudno byłoby jej zaczynać nowe życie, więc Kurt wysilił się na jeszcze jeden dobry gest, klnąc na siebie w myślach, jak na nieposłusznego psa.
Wsunął jedną rękę pod jej kolana, drugą zaś podkładając pod jej plecy. Ailen nie należał do osób szczególnie silnych, jednak blondynka okazała się tak wychudzona i zmizerniała, że podniesienie jej nie wiązało się z szczególnie dużym wysiłkiem. Ignorując piekielny odór, który niemal szczypał go w oczy, niósł dziecko przez spory kawałek Desperacji, schodząc z drogi palącego słońca i potencjalnych padlinożerców. Zostawił jej umęczone ciało w jakimś odległym rowie, dodatkowo przysłaniając je całkiem sporymi gałęziami. Konary nie były w stanie jej zmiażdżyć, ale przynajmniej trochę utrudnić do niej dostęp ewentualnym drapieżnikom.
Raz jeszcze ogarnął wzrokiem prowizoryczny grób, który dla niej zmajstrował i odwrócił się na pięcie, wyruszając w miejsce, gdzie mógłby ewentualnie zmyć potworny zapach dziewczynki i jej krew ze swojego ubrania. Bardzo zależało mu na tym, aby na jego widok Ryan kompletnie się nie zniesmaczył.

{ z.t + Verne }
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.10.14 19:05  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 6 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Bieg.
Jedne kroki.
Chaotyczne, ociężałe, zmęczone, co chwila przerywane przez potknięcia.
Drugie.
Niezgrabne, ale miarowe i regularne. Mimo trwającego już chwilę sprintu.

Goniła go tak już może dziesięć minut. Może piętnaście. Zaczynała odczuwać zmęczenie pościgiem.
Wyciągnęła nóż i wymierzyła w plecy celu.
Jako, że mierzyć potrafiła jako-tako, a w biegu wcale, trafiła w nogę. Ale zawsze. Ostrze wtopiło się w ciało jak w rozmiękłe masło.
Wymordowany krzyknął i złapał za nogę, przewracając się w biegu. Ciężko zarył bokiem w wyboiste podłoże, rozdzierając kurtkę, nogawkę, czoło, ramię i łydkę - zaszorował całym bokiem. Zaczął krzyczeć głośniej, kiedy poczuł szczypanie soli w ranie.
Z biegu wzięła rozpęd. Ciężki wojskowy bucior trafił idealnie w żołądek wymordowanego.
Zachłysnął się powietrzem. Po kolejnym kopnięciu zaczął krztusić się krwią.
- Przest...
Kopniak w twarz. Na tyle mocny, by złamać nos, ale wystarczająco subtelny, by nie uszkodzić czaszki.
Dźwignęła go za kołnierz i pochyliła się, żeby mieć go na poziomie oczu.
- Ja mam pracę. Ty masz dług. Sytuacja jest prosta.
Tym razem dostał pięścią w szczękę.
Puściła go. Rozdygotane ciało osunęło się na ziemię i zwinęło do pozycji embrionalnej.
- Prosz... Daj czas...
Kucnęła przy nim i przekręciła głowę.
- Znowu? Nie.
Zamarł na chwilę. Tępe spojrzenie w zimne, czarne ślepia.
- Odd...
Przekręciła nóż w nodze.
Rozdzierający ryk, który obudziłby nawet umarłego.
Ale nie sumienie Järv.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.10.14 19:11  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 6 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Desperacja to nie jest miejsce przyjazne dla nikogo. A tym bardziej dla Anioła.
Ad krążyła wśród ruin od paru dobrych godzin. Zaczęło się już zmierzchać, a spędzenie nocy w tak nieprzyjaznym środowisku nie wchodziło w grę.
Westchnęła.
"Nawet tutaj nic się nie dzieje.. Cholera jasna... Kolejny dzień zmarnowany"
Już miała odlecieć, gdy do jej uszu doszło coś niepokojącego.
Urwany krzyk.
Jęk.
I cisza.
Obróciła się w stronę, z której dochodziły dźwięki. Północy-zachód. Blisko. Ze sto metrów.
Uśmiechnęła się pod nosem.
"No, nareszcie."
Poprawiła kaptur. Sprawdziła sztylety.
Chowając się w cieniach, pobiegła najszybciej jak mogła. Wreszcie jakaś robota! Ha! Oby tylko nie było za późno. Jeszce dwa zakręty, jeden i...

Przed sobą ujrzała makabryczną scenę.
Jakaś kobieta o upiornym wyglądzie stała nad wykrwawiającym się chłopakiem. Sądząc po wyglądzie - jednym z Wymordowanych.
Kwilił i błagał ale nic mu to nie pomogło. W chłodnym spojrzeniu kobiety nie było widać ani śladu litości. Ad wiedziała o zasadach rządzących Desperacją, ale...

Rozdzierający krzyk przeszył powietrze.

Miała dosyć. Zabijanie zabijaniem, ale to była lekka przesada.
-Hej, zaraz! Co ty sobie wyobrażasz? Zostaw go w spokoju!
Nie bo to przebiegła taki szmat drogi, żeby teraz biernie obserwować sytuacje. Musiała zareagować.


Ostatnio zmieniony przez Adatiel dnia 07.10.14 19:36, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.10.14 19:22  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 6 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Powoli wyciągnęła nóż z nogi młodzika. Jego krzyk zmieszał się z innym.
Za bardzo się nim zajęła, nie zauważyła nadejścia drugiej osoby.
...Zostawić go w spokoju?
Na moment oderwała się od ofiary, rzucając nieznanej osobie badawcze spojrzenie.
- Nie twoja sprawa. Odejdź.
Widząc, że dziewczyna wcale nie zamierza się oddalić, wywróciła oczami. Młodzik próbował wykorzystać sytuację i odpełznąć gdzieś na bok, ale windykator czuwał. Pozwoliła mu się oddalić dwa metry, po czym nadepnęła na ranę w nodze. Odczekała, aż przestanie krzyczeć. I przeszła do wyjaśnień, które miały ostatecznie przekonać nieznajomą, że nic się nie dzieje.
Informacje nie były tajne, zwłaszcza, że w teorii dotyczyły już trupa.
A nie było potrzeby marnować czasu na niepotrzebną potyczkę.
- Ten osobnik nie dotrzymał umowy. Więc musi ponieść konsekwencje. Znał warunki. Znał zasady. I złamał umowę. - wyjaśniła, artykułując każde słowo z mocnym skandynawskim akcentem, który dodawał jej wypowiedzi jeszcze większej beznamiętności.
- Łamiąc umowę skazał się na przykre dla jego osoby konsekwencje. O których wiedział. Taka historia tego dzieciaka. Teraz zmywaj się stąd.
Nadal stała nad katowanym, jednak puste spojrzenie utrzymywało się na anielicy. Nie zamierzała ryzykować zlekceważenia kogoś, kogo możliwości nie znała.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.10.14 19:36  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 6 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
-To tylko dzieciak. Naprawdę chcesz...
Poczuła na sobie ostry, przenikliwy wzrok.
O, nie.
Nie miała zamiaru się dłużej kłócić. Kobieta sprawiała wrażenie upartej i zdecydowanej. Ad powoli traciła całą cierpliwość jaką zebrała.

Ostatni raz sięgnęła w stronę umysłu wymordowanej. Nic. Żadnych uczuć do odczytania. Pustka.
-Mogłabyś zebrać się na choć odrobinę litości.  
Ogromna ilość krwi i powykręcane ciało dzieciaka przyprawiłyby nie jednego o mdłości. Jej ofiara ledwo żyła, ale wciąż można było ją uratować. Woda. Woda w podwodnym źródle. To sie może udać.
Jeden ruch i Ad była już przy kobiecie, przyjmując wojowniczą pozę.
- Nie pozwolę ci zabić tego chłopaka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.10.14 19:48  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 6 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Przez moment stała nieruchomo, głowiąc się nad przyczyną przemożnego pragnienia ochrony chłopaka, które ogarnęło nieznajomą. W końcu zrezygnowała, stwierdziwszy, że motyw jest mało istotny. A tamta cały czas coś mówiła. Drug-on, zajęta rozmyślaniami, nie odpowiadała na słowa dziewczyny.
Kiedy postać zbliżyła się, brew kobiety powędrowała w górę.
Co?
Nie rozumiała.
Westchnęła przeciągle i chwyciła nóż za ostrze, czekając na atak.
...
Nie rzuca się na ratunek.
Czyli też nie chce walczyć.
Albo się boi.
Może jedno i drugie.
Obróciła nóż między palcami.
Przeciągłe, zimne spojrzenie biznesmana.
- Zasada jest zasadą. Jeden wyjątek niszczy regułę - mruknęła, pewniej chwytając za broń.
Zamachnęła się. W stronę tamtej.
W momencie, kiedy miała puścić nóż, jej ręka powędrowała niżej, w dół i dopiero wtedy wypuściła ostrze.
Cofnęła się kilka kroków, zwiększając dystans.
Metal wtopił się w bok szyi chłopaka.
Zagulgotał, kilka razy zgiął się w przedśmiertnych spazmach i znieruchomiał.
- Litość to nie to. To nie tu. - wymruczała obojętnie, unosząc na dziewczynę czarne ślepia.
Spojrzała wyczekująco. Stanęła miękko na nogach, żeby być gotową do ruchu. Walka była tu zbędna. Ale nie była pewna, co wymyśli białogłowa przed nią.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.10.14 19:57  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 6 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Nie zdążyła dokończyć zdania, a nóż nieznajomej powędrował prosto do gardła chłopaka.
Aż podskoczyła, gdy usłyszała obrzydliwy dźwięk przecinanego ciała. Nie było wątpliwości. Wymordowany już nie żył. Jeśli można było tak powiedzieć o kimś, kto był już martwy.

Bezczelna.

Ad miała w głowie piękny plan uratowania tego chłopaka, a tu co.
"Litość to nie to. To nie tu."
Myśli że jest taka fajna. Taka sprytna. Pfff.
Nerwus.
Nawet zdania jej w spokoju dokończyć nie da.

Rozejrzała się wokół. Krew. Wszędzie krew. Krew na nogawkach, krew na ziemi, krew.
Westchnęła.
-I co ci przyszło z zabicia go? Teraz obie jesteśmy usyfione.
Kolejny dzień stracony, no naprawdę. Ostatnio coś mi słabo idzie z tym całym "ratowaniem istnień" pomyślała Ad, jednocześnie bacznie obserwując szaro-skórą.

Delikatnie, by nie sprowokować nieznajomej, powiodła ręką w stronę spodni. Krew to tak w sumie woda, no nie? Sięgnęła po swoją moc i szybkim ruchem wyczyściła całe ubranie.
-No, od razu lepiej
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.10.14 20:13  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 6 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Stała jeszcze przez chwilę, obserwując dziewczynę. Kiedy tamta wykonała ruch, dłonie Järv drgnęły, zaciskając się w pięści.
Przygotowała się na przyjęcie ciosu, ale żaden nie nastąpił.
Przyjrzała się uważnie postaci.
Dziewczyna panuje nad krwią. Trzeba uważać.
Nie nad krwią. Niby jakim cudem. Wymordowani takich mocy nie posiadają.
To nie wymordowana. Człowiek też nie. Ani łowca.
Anioł.
Nie krew. Woda.
Takie moce są uciążliwe.
Prawdopodobnie, gdyby chciała zaatakować, zrobiłaby to wcześniej, zanim chłopak został zabity.
Poczekała aż dziewczyna skończy i wolno podeszła z powrotem do ciała, teraz wyczulona na każdy ruch ze strony nieznajomej. Pchnęła stygnące ciało czubkiem buta i przewróciła je na plecy. Całkowicie ignorując męczeński wyraz twarzy dłużnika, zdjęła rękawice i przykucnęła - tak swobodnie, jakby właśnie zabierała się do zrywania kwiatków. Sprawdziła kieszenie kurtki, powoli nasiąkającej krwią.
- Czyste ubranie i już szczęśliwa? - zerknęła krótko na dziewczynę i wróciła do przeszukiwania. Nie rozumiała jej.
Faktycznie, wyglądało na to, że dzieciak był spłukany.
Dała mu dodatkowe pół miesiąca na spłatę. Miał potencjał do zwrócenia długu z nadwyżką. Ale go zmarnował. W dodatku nie miał przy sobie zamówienia, które wcześniej dla niego zrealizowała.
Niedobrze wracać z pustymi rękami.
Jej oczy zastygły na poziomie obojczyka trupa.
Sięgnęła ku chuście - teraz już całkiem nasiąkniętej krwią - przewiązanej wokół jego szyi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 6 z 17 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 11 ... 17  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach