Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 10.02.17 23:53  •  Wejście + Hangar + "portiernia" Empty Wejście + Hangar + "portiernia"
Wejście + Hangar + "portiernia" Sci_fi_corridor_destroyed_by_mellon3d-d3imam4

WEJŚCIE/WYJŚCIE

Tajne wejście do posterunku otwiera się tylko i wyłącznie za sprawą ukazania przepustki Hycla oraz akceptacji przez "komitet powitalny" jakim są wojskowi pracujący obecnie na zmianie wartowniczej(obserwują wejście do Posterunku 24 godziny na dobę i sprawdzają, czy osoba ukazująca przepustkę jest jej prawowitym właścicielem.
Do wnętrza prowadzi sporych rozmiarów korytarz na końcu, którego znajduje się ogromny hangar przetrzymujący pojazdy wojskowe oraz "portiernia" gdzie wojskowi składują swoją broń jak i złapane okazy, które są następnie przeniesione w odpowiednie pomieszczenia bazy.


Ostatnio zmieniony przez Ándraste dnia 28.02.17 4:46, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.02.17 4:45  •  Wejście + Hangar + "portiernia" Empty Re: Wejście + Hangar + "portiernia"
W biurze dali jej tydzień na spakowanie wszystkich potrzebnych ubrań i przedmiotów. Tydzień, dlatego, że w tą datę wyruszała dostawa zapasów żywnościowych, amunicji i świeżych rekrutów do Tajnej Bazy Wojskowo-Naukowej S.SPECu. Posterunku na Desperacji. Kompletnie wyizolowanym obiekcie na bezludnym pustkowiu z dala od bezpiecznych murów miasta.
Odpowiednie służby przyjechały dnia następnego zostawiając w jej domu dwie pojemne, opancerzone skrzynie i prostą walizkę w odcieniu wojskowego błękitu z dużym godłem organizacji wygrawerowanym na przodzie i tyle bagażu. Tyle miała miejsca, aby spakować cały swój dobytek do bazy. Spakowanie nie sprawiło jej najmniejszego kłopotu, pozostawiając nawet 1/3 wolnego miejsca w jednej skrzyni. Na Desperacji nie trzeba się na szczęście stroić przez co spora część szafy stała nawet nietknięta. Reszta wygodnych, w sporej części sportowych ubrań i butów złożona perfekcyjnie w kostkę wylądowała w transporcie, który zabrał Charlotte ubraną w męską, niebieską koszulę(ukradzioną bratu z M6) i idealnie dopasowane do sylwetki kremowe spodnie na miejsce zbiórki dnia siódmego. Przywitał ją widok trzech bojowych pojazdów służących do przewozu do 7 pasażerów + kierowcy, dwóch masywnych wozów pancernych wielkości tirów, które przewoziły jedzenie, leki i amunicję oraz czwórkę wojskowych motocykli, których kierowcy w trakcie pakowania całego „zaprzęgu” stali na uboczu nie zdejmując kasków z głów.
Włoszka została oddelegowana do drugiego w kolejce wozu, gdzie czekali na nią młodzi rekruci, którzy podobnie jak ona nie mogli się doczekać wyruszeniem poza bezpieczny beton królestwa. Usiadła przy kuloodpornym oknie odrzucając rozpuszczone włosy do tyłu i ledwo co zapięła pasy bezpieczeństwa, a tylnie drzwi transportera się zamknęły z równoczesnym warkotem rozpalanego silnika.
Równo o godzinie dziesiątej zero, zero mosiężne bramy Miasta-3 rozchyliły się wypuszczając oddział na dzikie, niebezpieczne tereny. Młodziki natychmiastowo przyklelili się do okien połykając oczami wszystkie możliwe szczegóły szybko mknącego nowego świata. Zaraz za ich „wozem nowicjuszy” w konwoju jechały dwa tiry, które jak zauważyła Charlie eskortowane były przez tajemniczych motocyklistów-żołnierzy po dwóch na ciężarówkę. Kolejkę zamykał ostatni z wozów bojowych przewożący starszych stażem żołnierzy wracających z przepustek. Bezkresna ściana betonu szybko oddalała się od Charlotte coraz mocniej uświadamiając ją, że jechała w głąb najniebezpieczniejszego miejsca na ziemi. Oparła się głową o szybę nagle wspominając niby nieistotną przygodę z jej młodzieńczego życia, gdzie z pewnym jegomościem spróbowali przedrzeć się przez wyrwę w murze. Uśmiechnęła się lekko przypominając sobie „wypadek”, który się tam zdarzył i chociaż wtedy wcale jej do śmiechu nie było, tak teraz po latach było bardzo zabawne. Ah, ciekawe co teraz robił, pomyślała z nostalgią w sercu odkopując coraz to więcej wspólnych wspomnień. Ich drogi się rozeszły tak nagle, nawet jeśli ich relacja wcale, a wcale nie była usłana różami, a wręcz przeciwnie – ona płonęła podsycana niekończącą się irytacją i chęcią doprowadzenia jednej ze stron do białej gorączki. Tak jak wtedy, gdy zabrała mu całą paczkę fajek i wrzuciła do basenu. Charlie zaśmiała się sama do siebie przykrywając usta wierzchem dłoni. Chyba nigdy nie zapomni tego wyrazu twarzy… i jego.
Ostre ukłucie igły w sercu odebrało jej dobry humor w oka mgnieniu. Westchnęła przeciągle. Nie ma co się rozczulać i żałować. W życiu tak już bywa, że ludzie przychodzą i odchodzą niespodziewanie. Pokręciła powoli głową z zażenowaniem. Wyprostowała się i podniosła swoją prawą dłoń do czoła, aby stuknąć się środkowymi kośćmi palców w głowę. Głupia. Skarciła samą siebie z bladym uśmieszkiem na ustach.
- Hoooo, to tatuaż? – Rozbrzmiał nagle głos chłopaka po jej prawej. Gdy na niego popatrzyła szybko zrozumiała o co mu chodzi. Wpatrywał się w jej odsłonięte przedramię, na którym pięknie błyszczały w świetle desperackiego słońca karmelowe łuski. Charlie uśmiechnęła się z pobłażliwością godną jedynie prawdziwego naukowca i gdyby miała okulary z pewnością by je teraz poprawiła dla zwiększenia efektu.
- Nie. To artefakt. Drakońskie Łuski! – Odpowiedziała wyciągając w jego stronę rękę, aby mógł popatrzeć i nawet dotknąć. Nieszczęśni młodzi natychmiastowo z zainteresowaniem przybliżyli się do kończyny kobiety wpatrując w jej misternie zoperowane ręce. Nieszczęśnicy nie zdawali sobie jeszcze wtedy sprawy, że ich kolega skazał całą grupę na wielogodzinny wykład D’agostino dotyczący tych właśnie niewinnie wyglądających udziwnień skóry.
Cała podróż na Posterunek trwała blisko 6 godzin i nie obyła się bez dwóch na szczęście nieudanych ataków mutantów, które z początku zmroziły krew w żyłach świeżakom, ale w następnej chwili podekscytowały ich jeszcze bardziej, dzięki czemu zdolni byli przetrwać kolejne godziny wykładu Włoszki.
Jak w zegarku, punk szesnasta, zajechali pod niby niewinnie wyglądające skały na Czerwonej Pustyni. Szybko się przekonali, że to nie są zwyczajne skały, gdy masa gruzu rozsunęła się przed nimi wprowadzając cały konwój do podziemnego tunelu do wnętrza bazy. Przeszli wszystkie potrzebne procedury sprawdzenia przepustek i potwierdzenia tożsamości kierowców samochodów, a następnie zostali wpuszczeni do sporego hangaru, gdzie nareszcie mogli bezpiecznie wyjść z wozów i rozprostować nogi. „Komitet powitalny” siedziby nie marnował czasu na witanie nowych, a szybko i sprawnie zaczął rozpakowywać i przewozić dostawę.
D’agostino stanęła z walizką obok swoich skrzyń, które znajdowały się już na magnetycznym wózku, gotowe do przewiezienia do jej nowego lokum. Splotła palce, wykręciła dłonie i uniosła ręce ponad głowę wyciągając się z przyjemnym pomrukiem wychodzącym z gardła. Po tylu godzinach siedzenia było to nadzwyczaj przyjemną czynnością.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.03.17 3:35  •  Wejście + Hangar + "portiernia" Empty Re: Wejście + Hangar + "portiernia"
Ziewnął przeciągle, nie fatygując się, by jakkolwiek zatuszować swoje znużenie i zgarnął z blatu stołu kubek mocnej i obowiązkowo gorzej kawy. Upił łyk i syknął wyjątkowo głośno jak na swoje możliwości głosowe, odkładając naczynie z powrotem na tymczasowe miejsce pobytu. Napój bogów – według stosowanego przez niego  nazewnictwa, jeszcze kilka minut wcześniej gorący, teraz był zimny i całkowicie pozbawiony smaku. Jak pech, to podwójny. Miał wrażenie, że wszystkie plagi egipskie, łącznie z uziemieniem go w tym miejscu na czas nieokreślony, zostały skierowane w jego stronę.
Czemu akurat teraz doszło do zmiany władzy w M-3? Nie znał odpowiedzi na te pytanie i nie dociekał, ale irytowała go to niezmiernie od paru godzin. Sprawy miasta nijak go interesowały. Był skądinąd od niego na własne życzenie kompletnie odseparowany i wracał tam tylko kiedy musiał, czyli wtedy, kiedy KTOŚ wysyłał go na przymusowy urlop w imię zasady, że każdego takowy bez wyjątku obowiązywał. Eshima Teppei akurat kupę darzył ambiwalentnymi uczuciami, zdecydowanie wolał surowy klimat Desperacji i czyhające na niej zagrożenia, dlatego też nie rozumiał dlaczego musiał tkwić w jednym miejscu, mimo iż dobrze znał swój zakres obowiązków i wiedział, że pod nieobecność samozwańczej pani kapitan to właśnie na jego barkach spoczywał obowiązek dopilnowania, by transport nowych zapasów broni, amunicji i przede wszystkim żywności, wody pitnej, a także leków przebiegł pomyślnie, bez żadnych drastycznych w skutkach niespodzianek. Karawan takiego kalibru wzbudzał ciekawość i mógł w efekcie czego stać się łatwym celem dla organizacji działających na rozległych terenach Desperacji, co zdarzyło się przynajmniej raz w początkowej fazie funkcjonowania posterunku jako pełnoprawnej bazy wypadowej SPEC. Organizacja wojskowa nie mogła sobie pozwolić na straty w ludziach i w zapasach, przez to też wzmożone zostały środki ostrożności w postaci podwojenia ilości ochrony.
Eshima dodatkowo wysłał na zwiady swojego wyposażonego w kamerę wysokich lotów kruka, by móc monitorować przebieg tego procesu. Po sześciu godzinach wiercenia się na niewygodnym jak diabli krześle i towarzyszącej mu przy wykonywaniu tej czynności nudzie, przetarł zmęczone od wpatrywania się w monitor oczu. Zdecydowanie wolał sam pełnić rolę eskorty na swoimi wysłużonym, ale nadal sprawnie działającym motocyklu niż ze szklanego ekranu obserwować w pełni wyszkolonych żołnierzy w akcji. Zgodnie z przewidywaniami garstka Wymordowanych nie stanowiła żadnego realnego wyzwania dla wyspecjalizowanych do tego celu ludzi. W innym wypadku Eshima już dawno poddałby w wątpliwość siłę militarną wojska, od którego notabene przynależał z własnej, nieprzymuszonej woli.  
Kiedy dostał komunikat o otwarciu bramy, pełniącej rolę jednego z dwóch wejść (położenie drugiego było owijane mgłą tajemnicy, toteż o jego istnieniu i samym położeniu informacje posiadali nieliczni), był już w hangarze i czekał na ten moment. Zresztą nie tylko on. Wszyscy odpowiedzialni za to przedsięwzięcie byli zwarci i gotowi, by jak najlepiej wykonać swoją robotę.
Po chwili wejście zaczęło się rozchylać z nieprzyjemnym dla ucha zgrzytem. Zanim pojawił się w nich pierwszy czterokołowiec, wytresowane na potrzeby zwiadowcze ptaszysko prześlizgnęło się przez szczelinę, gubiąc przez impet lotu parę czarnych jak smoła piór. Eshima zagwizdał donośnie, zatem, kruk, podleciał do niego, by w efekcie czego wylądować na jego wyciągniętym w geście oczekiwania ramieniu i zahaczyć przy okazji ostrymi jak brzytwa paznokciami o skórę swojego właściciela. Przyzwyczajony do tego hycel, podrapał go po łepku, czując pod opuszkami palców miękką strukturę upierzenia. Po chwili zwierzę odleciało z głośnym skrzekiem, który i tak został całościowo zgłuszony przez rozgardiasz, kiedy to rozgrzane do czerwoności silniki ucichły.
Jego rola dobiegła końca, wraz z zamknięciem bramy, jednakże pod nieobecność Andraste mógł sobie pozwolić na niestanowiącą właściwie żadnego zagrożenia samowolkę. Zatem w tym celu objął wzrokiem sylwetki nowych rekrutów, którzy kolejno wysiadali z pojazdu, by ustawić się w szeregu po zakwaterowanie i nowe rozkazy. Oczy wice-kapitana w końcu spoczęły na sylwetce drobnej kobiety. Wyróżniała się na tle staranie wyselekcjonowanych żółtodziobów i ubiorem, i fizjonomią. W zasadzie to pasowała do tego miejsca jak pięść do nosa, czyli w terminarzu hycla – wręcz idealnie.
Charlotte D'agostino. Naczelna Koordynatorka Wydziału ds. Wstępnej Analizy Mutacji Genowych Obiektów Wymordowanych. To właśnie jej powitanie w gmachu tajnej siedziby władzy było dla Eshimy sprawą priorytetową dzisiejszego dnia. W tymże właśnie celu, wyszedł jej na spotkanie, nie zważając na przeszkody w postaci płatających się pod nogami ludzi.
Stanąwszy tuż przed nią, zwyczajowy, kpiarski uśmiech tkwiący na jego ustach znacznie się poszerzył.
Kopę lat, Charlie — przywitał się, mierząc ją uważnym spojrzeniem. Przeciwieństwie do niego samego, ona zmieniła się nieznacznie od czasów licealnych. Nawet czas był dla niej łaskawszy, lecz najprawdopodobniej za zasługę za to mógł w pełni przepisać jej zawsze długim włosów. Jedyną widoczną na pierwszy rzut oka zmianą, był jej wzrost — trochę podrosła, ale jej sylwetka nadal nie nabrała stricte kobiecych kształtów. Być może główną przyczyną tego była dwa razy rozmiarowo za duża, wisząca na niej jak na wieszaku koszula, przez którą trudno było je dostrzec. Zabieg zapewne celowy. Spryciara.
Czy jej zachowanie także nie uległo poważniejszym zmianom? Miał zamiaru się tego dowiedzieć w możliwie jak najbardziej drastyczny dla niej sposób. Bez żadnego skrępowania złapał w palce jej podbródek i pochylił się nad nią, co by ich twarze mogły znaleźć się niemal na tej samej wysokości. Czuł jak jej ciepły i przyśpieszony oddech prześlizguje się po jego chłodnym karku. Dokładnie tak jak wówczas, kiedy z premedytacją i z uśmiechem złośliwego chochlika skradł jej pierwszy pocałunek, tym samym wyprowadzając jej cierpliwość na spacer. Zerknął prosto w jej oczy i dostrzegając w nich niezrozumienie, miał chwilowe i jakże złudne wrażenie, że czas faktycznie cofną się parę lat wstecz, do tegoż naiwnego okresu. Przez to też się zawahał, by w efekcie czego zetknąć bez cienia litości swoje wargi z jej mniejszym odpowiedniczkami i mimowolnie zacisnął wolną rękę na jej ramieniu.
Podobno ciało na całe życie zapamiętywało obcy dotyk. Być może właśnie dlatego, kiedy całkowicie złamał jej przestrzeni osobistą, poczuł, że zadrżała w samoistnym odruchu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.03.17 18:27  •  Wejście + Hangar + "portiernia" Empty Re: Wejście + Hangar + "portiernia"
Kręgi przyjemnie strzeliły w rozciąganym kręgosłupie i gdy trochę bardziej rozluźniona Charlie opuściła ręce spostrzegła wyłaniającego się z zapracowanego tłumiku postać mężczyzny definitywnie idącego z jakąś sprawą do niej. Stanął przed nią górując o kilka centymetrów ponad jej głowę, przez co musiała nieco podnieść wzrok, aby skrzyżować spojrzenia z nieznajomym. Lata kiedy to ona górowała nad większością chłopców w szkole dawno minęły.
Zmrużyła oczy słysząc przywitanie, którego szczerze się nie spodziewała bo nie przypominała sobie, aby kiedykolwiek znała tego mężczyznę z heterochromią. Tak szczególnie charakterystyczna cecha wyglądu zdecydowanie nie tylko rzucała się w oczy, ale również zapadała w pamięci, z której obecnie D’agostino nie mogła wygrzebać żadnych konkretnych informacji. Coś jednak wydawało się być w nim znajomego i myśl ta nie dawała jej spokoju.
 Czy my się znamy? — spytała bardzo niepewnie analizując resztę jego wyglądu z nadzieją, że może znajdzie jakieś wskazówki w długich, granatowych włosach, dobrze zbudowanej sylwetce, wysokości, albo chociażby w tym sardonicznym uśmiechu zdobiącym jego twarz. Tutaj właśnie narodziło się poczucie deja vu, ale najmocniej uderzyło ją w momencie, gdy wojskowy bez jakichkolwiek moralnych oporów złamał wszelkie bariery wolnej przestrzeni osobistej wytrącając tym samym naukowca z równowagi myślowej. W ciemnej tęczówce oka dostrzegła psotliwy ognik chochlika zwiastujący tylko złe rzeczy. Wzięta z zaskoczenia nie wiedziała nawet jak zareagować na ten ruch, dopóki nie zmarszczyła gniewnie brwi i nie rozchyliła warg lekko wypuszczając z nich mdławe „ah…” otulone ciepłym oddechem. Zapewne chciała zaprotestować, bądź spytać o co chodzi, ale nie zdążyła wymamrotać drugiej sylaby, gdy usta mężczyzny usunęły dystans pomiędzy nimi wprowadzając Charlie w jeszcze większy szok z towarzyszącą falą wspomnień. Aż poczuła zapach kwitnących wiśni i chloru w nosie, gdy tego feralnego dnia ostatnia osoba o jakiej by w ogóle pomyślała, bezpowrotnie ograbiła ją z (jak na jej obecne mniemanie idiotycznie nieważnego) pierwszego pocałunku.
Niemniej jednak drgnęła, kierowana wcale nie nostalgią, a rosnącym w jej sercu gniewem i irytacją, które obwieszczały swe rychłe przybycie obfitym napływem krwi do policzków D’agostino. Temperatura wokół nich podniosła się o jeden stopień, ale nie mylić tego z namiętnością, ponieważ dalekie to było od prawdy. Artefakt wyczuwając podniesione tętno serca machinalnie zareagował nie uzgadniając nawet tego z jego właścicielką, która swoją drogą postanowiła nie stać bezczynnie, kiedy ten mężczyzna bezczelnie próbuje ją „zdominować” swoją osobą. Odepchnęła go od siebie tym samym zrywając krótki pocałunek i zacisnęła palce prawej dłoni w pięść, która nienaturalnie deformowała wokół siebie powietrze, w podobny sposób jak gorąca para z ogniska sprawia, że obraz przez nią wydaje się drżeć i rozmywać.
Ma che cazzo…* — warknęła zamachując się tym samym z pięścią —  …FAI?!* — a wraz z jej wykrzyknięciem ostatniego słowa, szybko przylgnęła do jego policzka  z impetem szczerbiąc chyba jakiś ząb i lekko parząc delikatną skórę twarz. Scena ta z pewnością przykuła uwagę bliżej publiki hyclowej, którzy jak na zawołanie zastygli przy pracy patrząc na dwójkę.
To jest jawne pogwałcenie prawa i przestrzeni osobistej człowieka! Od kiedy to w M3 ludzie zaczęli być tacy otwarci?! — zaczęła krzyczeć czerwona niczym dorodny pomidor, a powietrze wokół niej było bardzo gęste przez uaktywniony artefakt w rękach. — Nie całuje się od tak byle nieznajomych, to chore i niehigieniczne! Jesteś jakimś zboczeńcem, czy co?! Mogę cię posądzić o napaść z molestowaniem seksualnym. — Wytknęła go palcem dysząc ciężko od gorąca i tupnęła nogą. — Śmiesz się nazywać żołnierzem S.SPEC tak się zachowując? Twoi przełożeni byliby załamani słysząc o tym!  Żądam natychmiastowych wyjaśnień jakim prawem zachowałeś się tak bezczelnie wobec szanowanego pracownika tej placówki! To, że jestem kobietą nie znaczy, że jestem bezbronna, testa di cazzo**!
Skończyła swój wywód z ciężkim oddechem i po chwili wyprostowała się rękawem ocierając niewielkie kropelki potu z czoła. Zaczęła się wachlować rękami próbując tym samym uspokoić swój wybuch agresji, ale nie spuszczała tego chama z oczu nie mając zamiaru traktować go ulgowo czy mu współczuć, tylko dlatego, że w sumie przez przypadek zostawiła mu przypalone odbicie jej pięści na policzku. Ponosi maść na oparzenia przez dwa dni i nie będzie śladu.


*Co ty kurwa... ROBISZ?
**ty chuju!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.03.17 3:30  •  Wejście + Hangar + "portiernia" Empty Re: Wejście + Hangar + "portiernia"
Nie opierał się zbytnio, gdy został odepchnięty. Właściwie to uległ jej od razu, wyginając kąciki warg ku górze w głębokim uśmiechu na widok jej zaczerwienionej twarzy. Towarzyszyła mu przy tej czynności trudna do opisania satysfakcja, jakby znów był tym samym, naszpikowanym hormonami gówniarzem, czepiającym radość z dokuczenia małej Charlie na każdym kroku, kiedy ta chciała przemówić mu swoim pięknym, bezbłędnym oratorstwem do rozsądku, wykorzystując przy tym zajmowaną przez siebie funkcje przewodniczącej klasy, jak i zarówno całej szkoły. Wspomnienia te stanęły mu przed oczami, tak jakby nie odgrywały się w odległej o parę długich lat przeszłości, a zaledwie wczoraj. Pamiętał je zadziwiająco dobrze. Nigdy nie opanowała tej sztuki do perfekcji, tak jak nigdy nie wymusiła na nim bezwzględnego posłuszeństwa. Był poza zasięgiem jej uroku i naturalnych zdolności przywódczych.
Przez swoje podparte wieloletnią praktyką doświadczenie mógł z łatwością uniknąć tego zadanego przez kobietę ciosu. Dał jej to jasno do zrozumienia, kiedy kątem oka dostrzegł jak Charlie bierze zamach. Właśnie w tamtym momencie puścił do nie perskie oczko i pozwolił, by z jego ust uleciał cichy, przecinający powietrze chichot, ale nie zrobił uniku, gdy znajoma pięść po raz enty zaprzyjaźniła się z jego twarzą.
Głośny plask, spotęgowany przez wrzask skupił na nich uwagę znajdujących się obrębie paru metrów osób, a budowana na przestrzeni miesięcy reputacja Eshimy najprawdopodobniej w tamtym momencie legła w gruzach, jeśli w ogóle kiedykolwiek istniała.
Bolało jak cholera i miało boleć. Panna D'agostino włożyła w to uderzenie całe swoje serce i zaangażowanie. Nawet z tej odległości poczuł buchające do niej gorąco.
Tych kilka nic nieznaczących dla niego sekund, dla niej zapewne przekształciły się tortury. Była przewidywalna, a jej zachowanie nie ulegało żadnym drastycznym zmianom. Być może właśnie dlatego wypuścił z ust powietrze w geście ulgi, po czym splunął krwią na znajdującą się przed nim powierzchnie płaską, czując jej metaliczny posmak w buzi. Językiem przejechał po swoich zębach, by upewnić się co do ich stanu. Brakowało jednej piątki. Nieźle. Przycisnął palce do policzka, rozmasowując go w automatycznym geście, jakby do takowej czynności był przyzwyczajony. Pod ich opuszkami wyczuł zmiany w postaci pęcherzyków. Oparzenie  trzeciego stopnia. Charlie spisała się na medal.
Ohoho, a więc to są te płomienie furii, o których do znużenia opowiadał mi Siergio. Jednak nie poniosła go fantazja.
Trudno było jednoznacznie stwierdzić czy Eshima był pod wyrażeniem, czy jednak nie. W jego głosie dominowało przede wszystkim coś na wzór kpiny. Nie zarezerwował sobie w nim miejsce na uznanie, a Charlotte bez wątpienia na takowe nie zasługiwała. Uległa jego prowokacji jak małe dziecko. Nadal była temperamentna i nierozważna, i najwyraźniej go nie rozpoznała. Musiała się jeszcze wiele nauczyć.
W M-3? — Uniósł brew ku górze. — Ależ, skarbie, o ile mnie pamięć nie myli, tutaj jest Desperacja, a nie jakieś M-3, a ona rządzi się własnymi prawami. To po pierwsze. Po drugie – znamy się lepiej, niż myślisz. Po trzecie i najważniejsze  – czy ci się podoba, czy też nie, w tej chwili to ja zarządzam tą placówką, więc mogę robić w niej co mi żywnie podoba. — Uśmiechnął się do niej pobłażliwie, by po chwili zrobić parę kroków w jej stronę i tym razem nachylić się nad jej uchem.
Och, tak! Rujnowanie jej strefy intymnej zawsze należało od jego hobby. Nawet teraz, mając dwadzieścia siedem lat na karku, nie mógł się powstrzymać, by nie zagrać na jej napiętych nerwach.
Nic się nie zmieniłaś od naszego ostatniego spotkania, Charlie — wyszeptał jej w ucho, nadgryzając jego płatek. Tym razem jednak, nie dał jej wystarczająco dużo czasu na reakcje. Odsunął się na bezpieczną odległość, unosząc dłonie w poddańczym geście. Uśmiech na jego ustach znów się powiększył, jakby zabawa jej kosztem sprawiała mu największą przyjemność.
Chodź za mną. Pokażę ci twoje zakwaterowanie. — Ton jego głosu uległ przekształceniu. Spoważniał. Charlie musiała być zmęczona po tej parogodzinnej podróży w pozbawionym klimatyzacji samochodzie. Dziś mogła odpocząć. Jutro czekał na nią stos papierków do uzupełnienia, a potem praca, praca i praca. Zapierdziel jakich mało. Na jej barkach spoczął w końcu los całego laboratorium i przeprowadzanych w nich badań.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.03.17 7:39  •  Wejście + Hangar + "portiernia" Empty Re: Wejście + Hangar + "portiernia"
Bacznie go obserwowała dokładnie analizując jego zachowanie, drobne gesty, mimikę twarzy. Wszystko w nim wydawało się być… dziwaczne. Dziwaczne, dlatego, że mózg miał obecnie ogromne problemy z przeanalizowaniem obecnie zebranych danych i połączeniem faktów przez ciągle działający artefakt gotujący szare komórki w czaszce. Jaki normalny facet wzdycha z ulgą po uderzeniu? Jakby sprawdzał czy przypadkiem jego pewne abstrakcyjne obawy nie przełożyły się na świat realny. Charlotte, chcąc nie chcąc też westchnęła w końcu powoli uspokajając ogień w swoich żyłach, dzięki czemu mogła wrócić do jakiejś tam skali normalności w tej sytuacji.
Siergio? Zaaaaaraz… — Mruknęła ochronnie zakładając ręce na piersi, jakby ten prosty gest miałby powstrzymać kogoś takiego jak on od dalszego inwigilowania bezpiecznej odległości. Ten ton głosu, uśmieszek i ogólne zachowanie wydawały się Charlie nad wyraz znajome, a sam fakt, że wojskowy tak swawolnie do niej wystartował, mówił do niej przez zdrobnienie i wspominał o bracie, z którym wnioskując z wypowiedzi miał kontakt, świadczyło tylko o tym, że to musiał być jakiś znajomy. D’agostino główkowała nad tym kim on może być w trakcie, gdy ten łaskawie tłumaczył obecną sytuację w bazie.
— W tej chwili zarządzam tą placówką, hmpf też mi coś… — Prychnęła od razu zarzucając grzywka do góry serwując mu w szybkim kontrataku twarde spojrzenie, kogoś kto był z pewnością zbyt uparty, aby od tak się potulnie ugiąć. Chciała dorzucić kolejnym kąśliwym komentarzem, ale już po raz kolejny tego dnia urwała zdanie po pierwszej sylabie z lekkim przerażeniem cofając się o krok, gdy hycel „zaszarżował” na nią ponownie. Ominął na szczęście zdrowia psychicznego jej usta, ale zaraz po chwili poczuła jego przyjemnie ciepły oddech na swoim uchu. Głupio sądziła, że na szepcie się jedynie skończy. Zęby Eshimy zacisnęły się na bardzo czułej i delikatnej skórze płatka, co mimowolnie wywołało dreszcze na ciele kobiety, w pozytywnym znaczeniu, do którego Włoszka zdecydowanie wolała się nie przyznawać. Nie mogła jednak ukryć nagłego nabrania powietrza w płuca z szoku, że ten typ w mniej, niż pięć minut po raz kolejny naruszył jej przestrzeń osobistą swoimi akcjami o tle seksualnym. Nie zdążyła tym razem nic mu zrobić, bo szybko „odskoczył”. Gestykulacja rękami wyglądała, jakby przepraszał za to, ale Charlie widząc jego minę i biorąc pod uwagę resztę popołudnia wiedziała, że takie słowo jak „przepraszam” nie istnieje w jego słowniku. Zupełnie jak…
Przekręciła głowę i zmrużyła oczy. Nagle w tym samym momencie, kiedy ona pomyślała o pewnym rozwiązaniu, ten rozkazał jej podążyć za nim kompletnie innym tonem już bardziej dojrzałego mężczyzny. Zignorowała to jednak ponownie mu się przyglądając z miną wyrażającą zdecydowanie zbyt wiele zmieszania i wątpliwości co do własnego pomysłu. Obleciała go wzorkiem od stóp do głów. Popatrzyła z drugiego profilu już bardziej skupiając się na jego twarzy i tym razem samej podchodząc kilka kroków. Jak za sprawą magicznego hasła, systemy mózgu wyszły z błędnego zapętlenia wokół niewiadomej i nagle zaczęły rejestrować wszystkie wcześniej ignorowane podobieństwa. Może i jedno oko miało zmienioną tęczówkę, ale jednak nadal zachowały ten sam kształt. Twarz, nawet jak i wyrośnięta miała ciągle te charakterystyczne rysy i już dobrze wiedziała, gdzie wcześniej widziała ten jakże firmowy dla niego uśmiech. Z jej twarzy spłynęła maska wątpliwości zostawiając scenę dla stopniowo rosnącego zaskoczenia uwydatniającego się w unoszonych brwiach i na wpół otwartych ustach.
Niemożliwe… — przytknęła jedną rękę do ust nadal kwestionując swój własny osąd. Drugą wskazała palcem na jego nos przez co, że dzieliło ich mniej niż metr. — Eshima… Teppei…  — wymamrotała z ogromną dozą niepewności. — …to ty?!
Teraz to dopiero była zszokowana. Przycisneła wyprostowaną dłoń do czubka głowy i przybliżyła się jeszcze bardziej mierząc ich wzrost, ale jej ręka znalazła się pod jego nosem, więc podniosła się na palcach kilka razy równając z nim oczy. —  Kiedy ty niby urosłeś 10 centymetrów? I co się stało z twoim okiem? No i w ogóle… — Tutaj nagle cała chmura szoku i niedowierzania jakby nagle opadła, kiedy wszystko zaczęło się układać w swoistą, może niezbyt logiczną, ale zawsze całość. Na twarz przywędrował bardzo rozbawiony uśmiech. — …jakim cudem dostałeś się do wojska? Pfffghh… to jakiś dobry żart hahaha, ty - szefem? Hahahhahahaha — nie mogła powstrzymać śmiechu. To było silniejsze od niej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.03.17 4:23  •  Wejście + Hangar + "portiernia" Empty Re: Wejście + Hangar + "portiernia"
Eshima wydał jednemu z żołnierzy rozkaz, by przewiózł bagaż świeżo upieczonej koordynatorki do jej pokoju, dając mu tym samym dokładnie namiary na te pomieszczenie, co by nie został w tej materii popełniony karygodny błąd. Niższy od niego o parę centymetrów mężczyzna zajął się tym bezdyskusyjnie i ruszył przodem, wprost do skromnych czterech ścian zarezerwowanych dla Charlie. Eshima natomiast zatrzymał się w pół kroku, zerkając przez ramię na kobietę, która miała przez parę chwili minę, jakby odkryła nowe życie na odległej planecie. Przyłożył wierzch dłoni do ust i zaśmiał się krótko w ramach odpowiedzi na serię jej ekstremalnie poważnych pytań zadanych w tak krótkim czasie. Była to również jego mimowolna relacja na jej nagły atak rozbawienia, skądinąd całkowicie zrozumiały w tej sytuacji. Gdyby dziesięć lat temu ktoś powiedział mu, że jego kariera tak szybko rozwinie skrzydła i w ogóle wstąpi do wojska, którego notabene nie darzył żadnym ciepłym uczuciem, najprawdopodobniej samemu byłoby mu w to trudno uwierzyć. W końcu kiedyś miał całkowicie inne aspiracje i plany na przyszłość, które gdzieś po drodze okazały się niemożliwe do realizacji. Jedno z kolejnych dziecięcych marzeń, które zostało, niczym bańka mydlana, rozbite przez zderzenie się z rzeczywistością. Teppeiowi jednak to nie przeszkadzało. Zdecydowanie bardziej odnajdywał się na pustyni, niż w tłumie obywateli miasta. Tu mógł iść na całość, ignorując katastrofalne w skutkach konsekwencje swojego postępowania.
W końcu przestał się śmiać i wziął głęboki wdech, co by wyregulować oddech. Wiedział, że to była tylko kwestia czasu, aż Włoszka odkryje jego prawdziwą tożsamość. W zasadzie dziwił się, że stało się to dopiero teraz. Miała ku temu wiele sposobności, przy okazji zazwyczaj sprawdza się informacje o swoich "pracodawcach", a ona z reguły ZAWSZE była dobrze przygotowana. Czyżby na jej ciekawskim nosie w końcu zatrzasnęły się jakieś drzwi i przestała go wtykać w nie swoje sprawy? Ciekawe, ciekawe...
Brawo, Charlie, twoja spostrzegawczość, jak zwykle zwaliła mnie z nóg — pochwalił ją; jego słowom towarzyszyła zrozumiała w tej okoliczności ironia. Miał jednocześnie nadzieje, że w wykonywanym przez siebie zawodzie naukowca była błyskotliwsza. Powierzono jej w siedzibie tej placówki ważne stanowisko, które nie mogło być przyjęte przez pierwszą, lepszą osobę, składającą swoje CV. — W gwoli ścisłości, jestem zastępcą szefa. Aktualnie on, a właściwie to ona znajduje się w mieście, zatem pełnie jej funkcje — uściślił, co by nie było żadnych nie porozumień w tej kwestii. Sam nie znał szczegółów, dla których Andraste postanowiła zatrzymać się w M-3 na parę tygodni. Sytuacja utopii nijak go interesowała, był poza jej granicami i prawem, ale obiło mu się o uszy, że pozycja obecnego dyktatora znacznie osłabła, głównie za sprawą podejmowanych przez niego, często nieprzemyślanych, decyzji. Dlatego też pojawiły się pogłoski o rzekomym obaleniu tejże władzy, przez które jego przełożona została wezwana do głównej siedziby, by temu zapobiec albo wręcz przeciwnie. Miał cień nadziei, że w razie przyłączenia się do buntu, wynegocjuje dla hyclów lepsze warunki pracy, choć na takowe i tak nie mogli narzekać. Mieli tylko poważne luki w poszczególnych oddziałach.
Panno D'agostino, ile jeszcze będziesz tkwiła w jednym miejscu jak kołek? — zapytał z rozbawieniem, obracając się w kierunku małej Charlie. Nie miał zamiaru opowiadać jej poruszającą i zapierającą w dech piersiach historię na temat tego, jak to się stało, że zasilił szeregi wojska, albo dlaczego obecnie lewa tęczówka ma czerwoną barwę. Tego ostatniego mogła się dowiedzieć ze szczątkowych informacji z lekarskiej kartoteki, do których miała w tym momencie pełny i legalny dostęp. Reszty albo domyśli się sama, albo wkradnie się do pilnie strzeżonego archiwum, zawierającego poufne, opatrzone stopniem bezpieczeństwa dane, do czego oczywiście nie miał zamiaru jej zachęcać. Nie lubił jak mieszała się w nieswoje sprawy. Zresztą takie manewry groziły degradacją. — Powinnaś czuć się zaszczycona, że wice-kapitan hyclów, Eshima Teppei w swojej jakże skromnej osobie, przyszedł cię oficjalnie powitać w tajnej bazie wojskowo-badawczej i nie zajmować mu zbyt wiele czasu. Mam jeszcze parę spraw na głowie, w tym złożenie telefonicznego raportu szefowej, więc ruszże się, księżniczko. Panie przodem.
Posłał jej subtelny, ciut złośliwy uśmiech. Zapowiadała się owocna współpraca, pełna namiętności i doznań serwowanych przez obie strony. Był pewny, że Charlie nie odpuści mu tego upokorzenia w formie wypieków na policzkach i zemści się na nim w najmniej odpowiednim momencie i w wyjątkowo okrutny sposób, zatem miał zamiar mieć oczy dookoła głowy i nie spuszczać gardy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.03.17 4:35  •  Wejście + Hangar + "portiernia" Empty Re: Wejście + Hangar + "portiernia"
Niezaprzeczalną prawdą było, że obydwoje w okresie szkolnym mieli kompletnie inne pomysły na siebie, które jak z resztą widać nie stały się rzeczywistością. Co więcej, to już prędzej po Charlie można było się spodziewać skończenia w wojsku na czele jakiegoś oddziału, zważając na to jak mocno zorganizowana, zdyscyplinowana i przywódcza była w liceum. Po Eshimie z kolei można było się spodziewać wszystkiego, aczkolwiek ona sama zawsze sądziła, że chłopak skończy gdzieś na ulicy jako gangster, bo jego niereformowalne zachowanie i nieposkromiony temperament nie wróżył nic dobrego. Ludzie, jak widać, jednak się zmieniali i tak jak Teppei przeszedł swoją metamorfozę tak D’agostino w podobny sposób się trochę zmieniła. Z pewnością nie w tak drastycznie wizualny sposób jak on, ale jednak.
Wykrzywiła delikatnie malinowe wargi, gdy usłyszała przesyconą do granic możliwości ironią pochwałę na temat jej refleksu. Miała prawo nie rozpoznać Eshimy i to był fakt niezaprzeczalny, którego argumentacja wydawała się dziewczynie tak oczywista, że nie było sensu jej nawet przytaczać, dlatego na szczęście rozmówcy powstrzymała się od wygłoszenia kolejnego monologu. Ograniczyła się do mimiki twarzy, bo tak jak jeden uczony kiedyś napisał – mowa ciała czasami przekazywała więcej, niż słowa.
Wyjątkowo się teraz zdziwiła. Dotarło to do niej właśnie w tej chwili, że Eshima, wiecznie psujący jej krew w żyłach recydywista licealny, obecnie był jej… poniekąd przełożonym. Zrobiło jej się nawet odrobinę głupio, że raczyła tak trywialnie go wyśmiać przy niższych stopniem żołnierzach.
Wice-kapitan Eshima Teppei, hmm… - Mruknęła smakując tej nazwy w swoich ustach. Miała bardzo dziwny posmak, który zdawał się nie pasować, a równocześnie tworzyć to nietuzinkowe połączenie, które nawet podobało się włoszce. Z toku rozmyślań wyciągnął ją nie kto inny jak sam obiekt analizy. Charlie odruchowo zmrużyła oczy i wydęła policzki jak to miała w zwyczaju robić już w liceum. Jej osobisty, uroczy sposób wyładowania szybko rodzącego się napięcia, no co zrobić. Było to konieczne szczególnie w obecności tego typa spod ciemnej gwiazdy, który jako chyba jedyny na świecie (nie licząc jej braci) dokładnie wiedział jaki guzik nacisnąć, aby wywołać w niej irytację. Ta wiedza z kolei wywoływała w niej jeszcze większa irytację i koło się zamykało bezpowrotnie.
Tyle ile będę chciała! – rzuciła buńczucznie, ale ruszyła w jego stronę z dumnie podniesionym podbródkiem. Wcale to nie był zabieg mający na celu nieco dodać jej centymetrów, które i tak gubiły się przy wzroście Teppeia. Ciągle nie mogła wyjść z podziwu jak bardzo się zmienił. W niektórych aspektach wizerunkowych szczególnie na lepsze, przez co Charlie nie spuszczała z niego wzroku analizując dokładnie rysy twarzy i samej sobie próbując wyjaśnić co, jak, do czego doszło. Mężczyzna sam nie raczył jej odpowiedzią, póki co, a karmił jedynie przyjacielskimi docinkami przeplatanymi służbowym, chłodnym tonem.
Hmpf. O tak, z pewnością czuję się zaszczycona, że zastępca dowodzącego jednostki trzyma się nakazanych w regulaminie procedur i rzetelnie wykonuje obowiązki należące do jego dziennej rutyny. – Wyrzuciła nie mając zamiaru dawać mu pożywki dla jego ego. Jako, że była naukowcem zabieganym, nie miała czasu poznawać dokładnego spisu wojskowych jednostek pracujących w bazie poza samą główną szefową placówki. Już jej wystarczyło, że musiała przewerterować akta naukowców, którzy będą pracowali pod jej jurysdykcją, a także poznać poszczególne zespoły i tematy ich badań w danych dziedzinach. – Nie myśl sobie, że skoro jesteś teraz żołnierzykiem z wysoką rangą to jesteś bardziej zapracowany ode mnie - Teppei. – W bardzo wyraźny sposób zaakcentowała jego imię unosząc przy tym kąciki ust lekko do góry. Wypięła dumnie pierś i odgarnęła niesforny kosmyk włosów z twarzy. – Moje obowiązki są z pewnością równie, jak nie bardziej, czasochłonne, niż twoje, więc to raczej ty powinieneś się cieszyć, że mamy okazję wymienić uprzejmości zanim zacznę pracować – wzruszyła ramionami z równie złośliwym uśmieszkiem chochlika na ustach krzyżując przy tym z nim wzrok. Współpraca między ta dwójką z pewnością zapowiadała wiele… dobrego. To było niezaprzeczalne.
Jeszcze za mną zatęsknisz. Już to widzę. – dodała z prychnięciem idąc korytarzem w stronę swojej nowej kwatery.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.03.17 2:36  •  Wejście + Hangar + "portiernia" Empty Re: Wejście + Hangar + "portiernia"
Kiedy te same usta, które niegdyś wyzwały go od najgorszych, wypowiedziały jego imię i nazwisko w zestawieniu z piastowaną przez niego funkcją, na wręcz niezauważalny ułamek sekundy uśmiech zgasł z twarzy wojskowego. Właściwie to poniekąd, zamiast poczuć coś na wzór dumy z powodu zajmowanego przez niego stopnia, słowa te zbolały go bardziej niż rękę, którą Charlie wycelowała w jego policzek. W tym krótkotrwałym stanie zawieszenia, mimowolnie musnął opuszkami dwóch placów prawej dłoni zaczerwionego miejsca na nim, nadal czując charakterystyczny ból w postaci szczypania, który był nieodłącznym towarzyszem takich zadrapań.
Oh, Charlie, nie bądź taka niedostępna. Podobno bliższe — tu pozwolił sobie na dwuznacznie odchrząknięcie w zamiarze uwierzytelnienia tych słów — relacje z przełożonym przyśpieszają proces wspinania się po strzeblach kariery. Nie chcesz dostąpić zaszczytu odwiedzenia mojej sypialni, za nim rzucić się w wir obowiązków? — zapytał, puszczając jej perskie oczko, choć w tonie jego głosu pobrzmiewała typowe dla niego rozbawienie. Oczywiście nie mówił poważnie i wiedział, że Charlie też poważnie nie potraktuje jego słów. Chyba. Z nią nigdy nic nie wiadomo. Była prawie tak samo nieobliczalna jak on sam, co w ich znajomości stanowiło w gruncie rzeczy mieszankę iście wybuchową. Jedno było pewne – kiedy ich spojrzenia spotykały się ze sobą na szkolnych korytarzach, ten w oka mgnienia pustoszał, jakby nikt z znajdujących się tam osób nie chciał znaleźć się w ich polu rażenia.
Kiedy pani naukowiec w końcu zachciała wykonać jego polecenie i wyminęła go napuszona jak paw, by jak najszybciej udać się do swojego zakwaterowania, Teppei nie omieszkał objąć wzrokiem jej zgrabnego tyłka, uwydatnionego przez obcisłe spodnie. Można byłoby rzecz, że mała Charlie z brzydkiego kaczątka przeobraziła się w pięknego łabędzia. Nabrała tu i ówdzie kobiecych kształtów, choć charakter nadal miała okropny i zachowywała się jak typowa tsundere, co tylko zachęcało wice-kapitana do zaburzenia jej strefy osobistej w najmniej odpowiednich ku temu momentach. Jej - dosłownie! - ognisty temperament, który odcisnął się na jego policzku w postaci pooparzeniowych pęcherzyków, w ogóle hycla nie zrażał, a raczej potraktował to jako zaproszenie. Był odporny na jej "pieszczoty", mimo że same w sobie bolały jak cholera.
O to nie musisz się martwić, Charlie, będziemy się widywać codziennie. Już o to zadbałem, co byś nie musiała się czuć przez mnie odrzucona lub w najgorszym wypadku pominięta. Cieszysz się, prawda? Co więcej – osobiście będę ci dostarczać nowy materiał badawczy. — zapewnił ją z niebezpiecznym błyskiem w zdrowym oku, przez co wcześniejszy uśmiech na jego wargach jedynie znacznie się powiększył. D'agostino poznała go aż nazbyt dobrze - nie zwiastował zdecydowanie niczego dla niej korzystnego. W ogóle, jeśli myślała, że jej udział w tych badaniach na Desperacji był czystym zbiegiem okoliczności, czy tejże w pełni zasłużony awans dostała tylko i wyłącznie dzięki swoim ambicjom i umiejętnością, to w takim układzie się przeliczyła. Była to zawiła, planowana od wielu miesięcy intryga, którą najwyraźniej jeszcze nie przejrzała. Eshima z przekonaniem podkreślał to JESZCZE, które w zasadzie było słowem-klucz w tym układzie. Charlie, może i z opóźnieniem, ale w końcu dopasuje do siebie wszystkie elementy układanki i złoży je w jedną, logiczną całość. Póki co była zaledwie na linii startu. Meta była jeszcze daleko przed nią.
I tak, niewątpliwie od jutra będziesz mieć ręce pełne roboty, aż zatęsknisz za tym dniem, kiedy to mogłaś ukraść mi parę godzin z życia tudzież rozgościć się w swoim skromnym pokoju. Wykorzystaj go w pełni. Przez najbliższych parę tygodni nie dostaniesz wolnego — odrzekł. O ile pierwsza część tego wtrącenia została wypowiedziana tym samym beztroskim, podsyconym przez rozbawienie tonem, o tyle druga była otulona służbowym ostrzeżeniem. Charlie nie dostanie żadnej taryfy ulgowej, choć Eshima wątpił, że na takową liczyła. Dziewczyna, którą znał, przeciwieństwie do niego samego, nigdy nie szła na skróty i nie tolerowała żadnych ustępstw, nie chcąc być kojarzona tylko przez pryzmat swojego wpływowego nazwiska.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.03.17 2:07  •  Wejście + Hangar + "portiernia" Empty Re: Wejście + Hangar + "portiernia"
Nie była w stanie zauważyć reakcji Eshimy na jej własne słowa. Była zbyt zajęta rozmyślaniem nad tym tytułem, aby spojrzeć na hycla i zarejestrować jego reakcję, aczkolwiek nie oczekiwała po nim niczego więcej, niż wrednego, pysznego uśmieszka na ustach. Pomimo to, mogła spokojnie usłyszeć co mówi, a w konsekwencji jej brew natychmiastowo wręcz drgnęła towarzysząc kącikowi ust, gdy tylko zszedł na temat „kobiecego zdobywania stołka”. Nie, żeby nie była przyzwyczajona do tego typu komentarzy. Miała wręcz szczególne wyczulenie na ten temat, który z automatu wprawiał ją w irytację.
Heh – prychnęła podminowana ofertą – Jak wielu podwładnym w ten sposób załatwiłeś już stanowiska? – spytała rzucając mężczyźnie cyniczny uśmieszek. Mogła sobie wyobrazić jak Teppei nie próżnując korzysta ze swojej wysokiej funkcji na wszelkich płaszczyznach sięgając po nawet zakazane owoce z tego bogatego drzewa kariery. Takim typem człowieka był zawsze w oczach Charlie, co z pewnością nie mijało się tak daleko z prawdą. Jednakże myśl o tym, że chciał… że mógł… że robił to… wyjątkowo drażniła D’agostino najbardziej, a równocześnie wbijała jakąś bolesną igłę w jej serce nie pozwalając się zdecydować na jedno uczucie. Z pewnością żartował. Wiedziała o tym doskonale, ale ile razy te niby nic nieznaczące żarty zostały przez kogoś innego wzięte na poważnie? Wyobraźnia włoszki zdecydowanie przykuwała za dużą uwagę do tak nieistotnych szczegółów. Zmiażdżyła wszelkie swoje „ale” i roszczenia prostą myślą „nie twoja sprawa” nauczoną za czasów studiów od starszego brata. Gdyby tylko pojmała szybciej znaczenie tego postulatu to w liceum miałaby mniej problemów do martwienia się, znacznie mniej spraw do drążenia i więcej nienaderwanych nerwów. Eshima z pewnością by wtedy na tym skorzystał, ale kto wie? Może to wtrącanie się D’agostino w prawie każdy moment jego szkolnych ekscesów wlał mu trochę oleju do głowy, co poskutkowało, jak widać, choćby i w minimalnym stopniu dotarciem tak wysoko w karierze.
Szła pewnie przed siebie, chociaż drogi kompletnie nie znała, ale nie przeszkadzało jej to w rozglądaniu się po jej nowym domu. Wnętrze było niesamowicie industrialne, a aparatura na bardzo wysokim poziomie, czego z resztą się spodziewała po tak drogim obiekcie, do którego miała zaszczyt być zaproszoną ze względu na swoje wysokie wyniki w nauce i świeżą wizję w świecie nauki… Prawda? Do Bazy dostawali się wybitni naukowcy, czyż nie? Nie to, co wojskowi rekruci osobiście wybierani przez rządzącą tym przybytkiem kapitanów, tak?
Oho, osobiście? – zainteresowanie Charlie ponownie zostało złapane na przynętę, a sama odwróciła się do niego przodem krocząc tyłem. Zmrużyła podejrzliwie oczy idealnie komplementując jego drapieżny wręcz wyraz twarzy. W liceum wiedziała, że po tym uśmiechu mogła się spodziewać katastrofy szkolnej nadwyrężającej cierpliwość dyrektora i zahaczającej o wręcz niebezpieczeństwo uczniów. Teraz… teraz miała zerowe pojęcie co takiego rodziło się w głowie tego mężczyzny, który był na obecną chwilę na tyle dorosły, aby z głupich żartów dzieciarni przejść w o wiele groźniejsze pomysły. – Nie jestem pewna, czy przez tą specjalną troskę o moją osobę powinnam czuć się zaszczycona, czy przerażona… – skomentowała szczerze. Część jej się cieszyła, że będzie miała okazję na nowo poznać personę Teppeia, ale druga wiedziała, że jest w tym coś mocno dziwnego, aby wice-kapitan tak zaborczo wręcz osaczał sobą jednego z naukowców.
Sięgnęła po gumkę do włosów schowaną w tylnej kieszeni jej spodni, a następnie zebrała swoje włosy do góry odsłaniając swoją smukła, łabędzią szyję i resztę twarzy, którą w liceum raczyła zawsze zasłaniać niezmienną fryzurą. Związała włosy w luźnego koka. – Tak, tak, dobrze o tym wiem, wice-kapitanie – machnęła przed twarzą ręką łamiąc delikatny uśmieszek, gdy wypowiadała jego tytuł. Nadal bawił ją fakt, że nim został. Następnie zrównała z nim krok uśmiechając się przy tym bardzo figlarnie. Przytknęła palec wskazujący do ust, odchyliła głowę na bok i szturchnęła go łokciem. – Nee twoje ciągłe wypowiadanie się co ja będę odczuwać, brzmi jakbyś przez pryzmat mojej postaci wypowiadał swoje marzenia i potrzeby Eshi. – zażartowała przy końcu wypuszczając z ust krótki, perlisty śmiech przysłonięty dłonią. Żartowała, nie potrafiąc sobie wyobrazić, że za jakimkolwiek flirtem ze strony Teppeia kryć się może coś więcej poza czystym sarkazmem, tak jak to było w liceum. Nawet nie wiedzieć, kiedy przeszli na tereny laboratoryjne, zbliżając się do pokoju koordynatora.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.03.17 3:27  •  Wejście + Hangar + "portiernia" Empty Re: Wejście + Hangar + "portiernia"
Możesz czuć się wyróżniona. Jesteś pierwsza.
Hahaha, akurat- zapewne takie myśli pojawiły się w głowie Charlie po jego odpowiedzi. Teppei jednak nie miał zamiaru wyprowadzać ją z błędu. Wiele rzeczy się zmieniło i jeszcze wiele się zmieni. Ten fakt był niezaprzeczalny. Jego osobowość uległa drastycznemu przekształceniu i wbrew pozorów nie miała nic wspólnego z desperackimi próbami doprowadzenia go do stanu używalności przez panią przewodniczącą w latach szkolnych. Jej słowa nigdy nie wywarły na nim pożądanego przez dziewczynę wrażenia. Eh, właściwie to nigdy nie traktował jej osoby z należyta powagą. Jej obecność dostarczała mu rozrywki. Bawił się jej włosami, przestrzenią osobistą, strefą intymną i na końcu także emocjami. Pogrywał z jej usposobieniem typowej tsundere. Jak małe dziecko z płomieniem świecy na ledwo co podpalonym knocie. On dzieciny, ona drażliwa. Stare dzieje…
Szedł za nią, choć jego myśli krążyły wokół innych spraw, mimo tego słyszał, co mówiła i widział jak się przy tym zachowywała. Parsknął.
D'agostino — wymówił jej nazwisko ze współczuciem, jakby Charlie cierpiała na raka w zaawansowanym stadium rozwoju (który zapewne pojawił się po przeczytaniu za dużo wątków jednej z organizacji XD)  — przecież ty wymagasz specjalnej troski, dlatego ci ją zapewniłem — powiedział niby to śmiertelnie poważnym tonem, ale... Ale zawsze musiało być jakieś „ale” i w tym indywidualnym przypadku nie było żadnego wyjątku.
Uśmiech na jego ustach się rozszerzył, zdradzając tym samym rozbawienie. Podejrzliwość pani naukowiec w tej materii była w pełni uzasadniona, otóż Teppei obiecał komuś, że będzie miał ją na oku i w razie swoich - hehe - nieograniczonych w tej placówce możliwości przy bezwzględnym użyciu swojej władzy dołoży wszelkich starań, by wyperswadować jej głupie pomysły z głowy, gdyby takowe się pojawiły, choć już w tej chwili nie wątpił w ich istnienie. Do kreatywnych świat należy, a kobieta bezwątpienia taka była. Milion pomysłów na minutę, niekoniecznie tych odpowiednich do piastowanego przez nią stanowiska. Znał ją szmat czasu, zatem mógł określić jej predyspozycje. Zresztą nadesłano do bazy jej szczegółowe akta, w którym były zaznaczone i opisane jej wszystkie sukcesy, a także mniejsza pula porażek – nie wynikały one bezpośrednio z jej brakiem wiedzy, a raczej były powiązane z niecierpliwością i wybuchowym temperamentem, który nie raz utrudniał ocenę sytuacji. W przypadku tej kobiety chłodna kalkulacja nie istniała. Była tylko precyzja. Ośli upór. I momentami desperackie dążenie do celu.
Naprawdę, Charlson? — Uniósł brew ku górze. Rozbawienie wyparowało, rozpłynęło się w powietrzu. Skupione oczy Eshimy przesunęły się po twarzy nowego nabytku Tajnej Bazy Wojskowej SPEC. Jedną rękę oparł o ścianę, drugą, by ją zatrzymać, zacisnął na jej ramieniu, przyciskając tym samym do wspomnianej wyżej powierzchni płaskiej.  — A co jeśli moje marzenia i potrzeby streszczają się tylko do jednej osoby? — zapytał, łapiąc w palce jej podbródek.  Uniósł go ku górze. Zadziorny uśmiech powrócił, choć wzrok całkowicie skupił się na dwóch punktach, konkretyzując tęczówkach byłej koleżanki z klasy. — Uściślając ciebie, jakbyś miała jakiekolwiek wątpliwości — dorzucił.  — Znów zaczniesz wymachiwać pięścią? Zakryjesz się tymi swoimi płomieniami furii? Lub rozpłaczesz ze wściekłości? — Zaśmiał się cicho, w ten charakterystyczny dla siebie sposób, który Charlie miała okazję poznać przez lata ich burzliwej znajomości. — Właśnie na tej postawie mogę określić twoje potrzeby. — Puścił ją, odsuwając się od niej na bezpieczną odległość. Skrót myślowy. Tyle wystarczyło, by naukowiec zrozumiała w pełni swoje położenie. — Chodź. Zanim dojdziemy do tego twojego pokoju, w tym tempie zdąży zapaść noc. Ándraste urwie mi łeb, jeśli nie złożę jej tego raportu.
Tym razem on poszedł przodem, co by Charlie nie pogubiła się w sieci podobnych do siebie korytarzy, co akurat nie było wyczynem. Nowi gubili się tu na każdym kroku. Sam miał niewątpliwą przyjemnością zabłądzenia w tym istnym labiryncie podczas pierwszych paru dni swojego pobytu w tym miejscu. Normalny stan rzeczy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach