Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 21.11.13 13:02  •  Griffin Gin Empty Griffin Gin
Nie wiadomo dokładnie czy to miejsce zasługuje w ogóle by nazywać je barem. Griffin Gin jest najprawdopodobniej najgorszą speluną w całym M-3. Na szczęście zajmuje bardzo niewielki obszar, wydaje się być niemal siłą wciśnięta między dwa sąsiednie budynki. Małe, obdrapane i brudne pomieszczenie. Nad wejściem wisi stary szyld z wyrytym nań gryfem. W środku znajduje się sześć zwykłych czteroosobowych stolików oraz pięć miejsc przy ladzie.
Największą z zalet tego miejsca jest z pewnością tani alkohol, w piwnicach speluny znajduje się bowiem gorzelnia. Podawany w kuflach z gryfem, zaoszczędzonych na cenie importu, ma wielu zwolenników.
Co więcej, piwnice posiadają dwa poziomy. O ile na drugim pełną parą idzie produkcja, tak na pierwszym swoją siedzibę ma Klub Bokserski. Nazwa całkiem mylna, z boksem ma wspólne tylko obijanie sobie twarzoczaszek. Dostać można się tutaj jedynie w czwartki, i to tylko z polecenia kogoś kto do Klubu należy bądź jest stałym bywalcem. Cóż, wygrana w Krwawej Łaźni to wszak duże korzyści majątkowe.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.02.14 18:53  •  Griffin Gin Empty Re: Griffin Gin
Wkroczyłem swoim charakterystycznym, chwiejnym krokiem do spelunki, która absolutnie wyróżniała się na tle innych budynków. Wyglądała bowiem tak obskurnie i tak brzydko, że przykuła moją uwagę. Odniosłem wówczas wrażenie, że i ja całkiem nieźle zlewam się z wystrojem knajpki - przynajmniej nikt nie patrzył na mnie z lekko rozdziawioną gębą gdy do niej wchodziłem. Knajpka była całkowicie pusta. Dziwne.
-Whiskey..- wychrypiałem, kładąc lewą rękę na ladzie a prawą wręczając drobniaki.
Gdy ''barman'' odbierał ode mnie zapłatę, raczyłem zmierzyć go pełnym zmęczenia wzrokiem.
-Ciężka noc? - zagadnął wesoło wąsacz zza lady, odwracając się, by chwycić butelkę.
-Ciężkie życie.
Mężczyzna spojrzał na mnie z ukosa, po czym podał mi szklankę z alkoholem. Natychmiast ją objąłem i upiłem trochę, delektując się smakiem. Takie sobie było to whiskey, ale przynajmniej tanie.  
-Zgubił pan przepustkę?
Uniosłem brwi, nieco zdumiony. Spostrzegawczy skurwysyn. Podwinął mi się rękaw, a on od razu zauważył brak przepustki. Ciekawe.
-Och tak, dziękuję że pan zauważył. Jak najszybciej będę musiał znaleźć nową, choć to może trochę potrwać, rozumie pan.
Barman uśmiechnął się półgębkiem i skwitował to tylko skinięciem głowy. Albo tak naprawdę gówno go obchodziła moja przepustka i po prostu bezinteresownie o niej wspomniał, albo cwaniak już wiedział swoje.
-Dziwnie tu pusto. - stwierdziłem, obracając się w poszukiwaniu jakiejś twarzy.
-Nic niezwykłego. Może trochę to pana rozczarowało. Ale niech tylko przyjdzie pan w czwartek, to z całą pewnością zmieni pan zdanie.
-A co takiego dzieje się w czwartek?- spytałem, podsuwając bramanowi szklankę, by dolał więcej whiskey.
Odpowiedział mi tylko mrugnięciem oka. Cóż, każdy ma swoje sposoby na zainteresowanie klienteli.
Westchnąłem ciężko i odwróciłem się, by móc zerkać na ulicę przez okna. Miałem nadzieję, że ktoś wkroczy do speluny i że będę mógł się z  tym kimś upić jak głupi szczyl. Potrzebowałem tego.

---------------------------------------------------------------------
Obudziłem się z nieco obolałą twarzą. Od razu zacząłem się martwić, czy aby nie wdałem się w jakąś  pijacką bójkę wczorajszej nocy. Ale to chyba nic z tych rzeczy, po chwili barman z szerokim uśmiechem powiedział mi, że będąc nawalonym w trzy dupy zacząłem walić twarzą o ścianę.
Dojrzałe. Samotne picie nie jest dla mnie. Uświadomiłem sobie fakt, że znowu bawię się w uciekanie w nałóg. W ogóle nie powinienem pić.
-W moim otoczeniu nie ma nikogo bliskiego. Boję się, że wszyscy odeszli, a ja zostałem całkiem sam..
Dziwne to, że mówię takie rzeczy jakiemuś wąsatemu kolesiowi, który bezmyślnie czyścił jakąś brudną szmatą równie brudne szklanki. Może chciałem się jakoś usprawiedliwić.
Zanim barman cokolwiek zdołał odpowiedzieć, wstałem, otrzepałem się i ruszyłem do wyjścia.
-Już nieważne. Do widzenia.
Naparłem na drzwi, ale zatrzymałem się i szybkim krokiem wróciłem do lady. Chwyciłem leżącą na niej butelkę z alkoholem, wsunąłem ją do plecaczka i kwitując tę czynność niepewnym uśmiechem, czym prędzej opuściłem spelunkę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.04.14 22:00  •  Griffin Gin Empty Re: Griffin Gin
Łypiąc wilkiem na mijających go przechodniów, szwendał się Wrona bez celu bocznymi uliczkami przez naprawdę długi czas, nim w końcu przywiało go do Gryffin Gin. Wokół było już zupełnie ciemno i zawiewał przejmująco zimny wiatr, a mimo to ruch na ulicach nie ustawał. Ciemne sylwetki tłoczyły się w świetle latarni na chodnikach, popychały, coś mówiły, czasem ktoś krzyknął. Wszechobecny gwar szumiał w uszach. W takich warunkach dzieciak, którego światem były oblane mdłym światłem, milczące podziemia, czuł się wyjątkowo nieswojo. Ale interesy. Bo gdzie łatwiej o szybki zarobek niż w M-3?
Z pewną ulgą chłopiec trafił pod adres, który ktoś kiedyś zanotował mu na kawałku wyświechtanej kartki. „Miejsce bardzo przyzwoite, jedyna porządna knajpa w mieście”, tak mu powiedzieli. Z taką rekomendacją stanął więc przed drzwiami z pękniętą szybką i nacisnął klamkę.
Stary, odrapany już pazurem czasu szyld zaskrzypiał niemal przyjaźnie.
Mimo że bar znajdował się w samiutkim centrum wypucowanego M-3, wydawał się być zupełnie od niego oderwany, a w tym przekonaniu utwierdził się Wrona, wchodząc do środka. Wszechobecna obskurna ciasnota, kanapy z wytartym obiciem, głośna muzyka odbijająca się od brudnych ścian. Miejsce wprost idealne dla Łowcy.
Dzieciak błysnął z zadowoleniem oczami i zamówiwszy coś (sam do końca nie wiedząc co), usiadł w kącie sali, skąd jął przyglądać się badawczo innym klientom. Wbił tępy, bezmyślny wzrok w wysoką, dość elegancko ubraną kobietę, która przy stoliku obok zawzięcie kłóciła się w obcym języku z jakimś facetem z podbitym okiem. Oboje mocno gestykulowali. Wkurwiają mnie, skwitował w myślach Wrona i mimowolnie skrzywił się, kiedy kobieta zaczęła mówić głośniej, i głośniej. Miała bardzo skrzeczący głos. "Zamknij ryj!", chciał nawet krzyknąć w jej kierunku, ale powstrzymał się. Lepiej nie zwracać na siebie zbędnej uwagi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.04.14 22:45  •  Griffin Gin Empty Re: Griffin Gin
Paskudna dzielnica to i paskudne kreatury się tu złaziły.
Infinity zawsze z niecierpliwością wyczekiwał dnia, kiedy jajogłowi postanowią wypuścić go z klatki. Dawali mu, tak zwaną, wolną rękę. No, przynajmniej oni to tak nazywali, ale chłopak wiedział, że zwyczajnie chcą wiedzieć, jak zachowywałby się, gdyby nie znajdował się pod kontrolą rządu. Liczyli na to, że Infinity zechce dołączyć do jakichś rebeliantów czy innej o kant dupy potłuc, organizacji, próbującej obalić system i ludzi sprawujących obecnie władzę.
No ale się przeliczyli.
Chociaż w genach miał lisa, można powiedzieć że szwędał się jak bezpański pies. Prawie nigdy nie pokazywał się w lepszych dzielnicach M-3, wiedział, że nawet jeśli na pierwszy rzut oka nie widać, że jest Wymordowanym, ludzie i tak dziwnie się na niego patrzyli. Z resztą, on wolał samotnię. Po co miał wtapiać się w tłum ludzi, skoro wszyscy byli dla niego na tej samej pozycji co taka, o, zagłodzona mysz? Na dobrą sprawę oni wszyscy mogli stanowić część jego kolacji.
Dziś jednak był specyficzny dzień. Białowłosy, nie wiedzieć czemu, udał się do samego centrum miasta. Obserwował wszystko bacznie swoim jedynym widocznym okiem, oddychał płytko przez otwarte usta schowane pod maską. Czemu akurat dziś zachciało mu się tu przyjść...? Hm, chyba zwyczajnie chciał dać jajogłowym powód, by też postawili sobie takie właśnie pytanie i próbowali znaleźć na to sensowną odpowiedź. Stało się zatem tak, że białowłosy wylądował w samym centrum miasta. Przemierzał powoli chodniki, oglądał się na ludzi, sklepy, ulice. Nic nie przykuło jego uwagi, do czasu aż przystanął przed budowlą wciśniętą pomiędzy dwa inne budynki. Mały, obskurny bar. Wtedy do głowy obiektu testowego 7533 przyszła myśl - jak smakuje alkohol?
Szczerze to nigdy nie miał tego czegoś w ustach. Wybierał sie na swoje wycieczki już od pewnego czasu ale jeszcze nie miał jakoś okazji spróbować tego dziwacznego trunku. Nawet gdy spotykał się już z jakimiś Wymordowanymi, ci nigdy nie mieli nic ciekawego by się z nim podzielić. Wszedł więc bez większego wahania do lokalu. Że nie miał pieniędzy? A kogo to obchodziło? Na pewno nie jego.
Kilka par oczu zwróciło się w jego kierunku, ale Infinity bez większego zainteresowania przeszedł przez króciutką salę i podszedł do baru. Facet za ladą patrzył się na niego skonsternowany. No i nic dziwnego, kolego. Nic dziwnego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.04.14 23:11  •  Griffin Gin Empty Re: Griffin Gin
A ona szła sobie ulicą, jakby gdyby nigdy nic, zupełnie ignorowana przez mijających ją ludzi. Jedynie co jakiś czas jakiś dzieciak krzyknął "mama, mama, kotek!", czy jakiś pchlarz zaczął na nią szczekać. Znaczy w sumie dzisiaj to jeden. I bardzo ją to cieszyło. Zazwyczaj więcej psów się widuje na ulicach, a cóż, ona za psami nie przepadała.
Była głodna i spragniona. I do tego nie wyszły jej łowy na smakowitą rybkę ze stoiska jakiegoś staruszka. Zobaczył ją skubaniec i prawie dostała z kamienia w łeb. Aż się skrzywiła na to wspomnienie. Potem spotkała jeszcze kilka straganów, ale albo jakieś ciuchy sprzedawali, albo owoce lub warzywa. No i oczywiście pić jej się chciało jak cholera, a deszczu ani widu, ani słychu. Żadnych kałuż, żadnych rozlanych napoi, żadnego niczego. Dlatego kiedy w oddali zamajaczył jej szyld tej speluny... Dlaczego nie?
Zbliżyła się więc do gryfiego baru, który to często mijała, ale nigdy nie pomyślała by do niego wejść. Przyjrzała się dokładnie oknom i drzwiom, z rozczarowaniem stwierdzając, że nie ma żadnej dziury, czy innego ubytku, przez który mogłaby się wcisnąć. Dlatego pozostało jej czekać, aż któryś z tych ludzików zechce wejść tam, bądź wyjść do normalnego, trzeźwego świata. I przykucnąwszy z boku nie musiała długo czekać, bo oto do baru wszedł jakiś ktoś, pla licho kto, ważniejsze było, że otworzył drzwi. I kiedy wszedł do środka, ona szybko przemknęła, nim drzwi się zamknęły. I sukces. Teraz wystarczyło jakoś zakraść się i podwędzić jakiś trunek. Jakoś...
Nie przewidziała jednak, że będzie tutaj tyle ludzi. Znaczy nie jakoś dużo, ale liczyła że będzie ich równe zero. Nie, jeden, bo ten białowłosy teraz wszedł, no racja. Ale tak czy inaczej było ich więcej. Podeszła do kąta pomieszczenia, kryjąc się w cieniu, oceniając jak najlepiej dostać się do jakiegoś napoju bogów, pozostając niezauważoną.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.04.14 0:03  •  Griffin Gin Empty Re: Griffin Gin
Bawił się bez przekonania rogiem podniszczonego obrusu, na którym ktoś utrwalił przegląd trunków z całego tygodnia i pogrążony w myślach nie zauważył nawet w pierwszej chwili poruszenia, jakie wywołało pojawienie się w lokalu nietypowego indywiduum. Podniósł wzrok znad stołu dopiero wtedy, gdy zarejestrował, że nawet doprowadzający go niemal do białej gorączki głos kobiety z sąsiedniego stolika zamilkł. Zarówno ona, jak i jej towarzysz z podbitym okiem, wpatrywali się z niesmakiem i pewną konsternacją w człowieka, który stanął w wejściu.
A było na co popatrzeć. Do baru wszedł chłopak niby dość zwyczajny, średniego wzrostu, w ciemnych ubraniach, którym ze względu na wątpliwe oświetlenie baru nie można było się dokładniej przyjrzeć. Ale tym, co natychmiastowo zwracało uwagę wszystkich, była nietypowa twarz klienta zasłonięta dziwną maską, z błyszczącym groźną czerwienią jednym okiem i nienaturalnie białe, zupełnie pozbawione pigmentu włosy. Takich włosów nie ma pierwszy lepszy przechodzień na ulicy...
Na ten widok Wronie zaschło w ustach. On doskonale znał tego gościa! Choć obecnie wolałby, żeby było inaczej... Już przecież uwolnił się od tamtych czasów i zdecydowanie nie chce to nich wracać. Zadrżał mimowolnie na samo wspomnienie obskurnej, ciemnej celi, która o mały włos nie doprowadziła go do całkowitego szaleństwa. Los chciał, że w tej samej celi mieszkał ów białowłosy chłopak stojący przed ladą, Infinity - pierwszy i jak dotąd jedyny człowiek, z którym Wrona kiedykolwiek nawiązał cieplejszą relację.
Nie był gotowy na to spotkanie. Trudno to, co teraz odczuwał, nazwać wyrzutami sumienia – nikt mu wszak nigdy nie powiedział, czym jest sumienie – ale mimo wszystko ów palący, niezrozumiały wstyd za to, co wydarzyło się kiedyś, nie pozwalał mu nawet podnieść oczu na człowieka, którego mógłby może nawet nazwać swoim przyjacielem. Nieszczęsny dzieciak czuł się w tej sytuacji nad wyraz niezręcznie, dlatego, spływając potem, pragnął jak najszybciej dokonać taktycznego odwrotu. Bez słowa podniósł się ze stolika i wykorzystując zamieszanie pospólstwa, zręcznie i cicho znalazł się przy wyjściu. Z bijącym sercem sięgał ręką klamki, gdy…
ŁUBUDU.
Oczy siedzących nieopodal automatycznie zwróciły się na kilkunastoletniego chłopca leżącego płasko na ziemi z wyrazem kompletnego oszołomienia na twarzy. Ów, zreflektowawszy się szybko, wstał i otrzepał się niezdarnie, wzrokiem błądząc po drewnianej podłodze w poszukiwaniu przedmiotu, o który tak niefortunnie się potknął. Zaraz też oczy rozszerzyły mu się zaskoczeniem. Co jest, kot...? Wyglądało na to, że mało brakowało, a pozbawiłby się swojego jedynego zestawu uzębienia, potknąwszy się na... kocie. Co tu, do jasnej cholery, robi kot?!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.04.14 0:20  •  Griffin Gin Empty Re: Griffin Gin
Czego się można było spodziewać. Kiedy tylko Inf wszedł do baru, zaraz stał się obiektem zainteresowania wszelakiego pospólstwa, zebranego w lokalu. Niespecjalnie się tym przejął, w końcu przywykł do tego, że się na niego gapiono. Bo przecież robiono to wszędzie - gdziekolwiek by się chłopak nie znajdował, budził sensację. Tyczyło się to również, a może przede wszystkim, laboratorium z którym "mieszkał". Nadal w końcu przeprowadzano na nim eksperymenty, mające na celu wynalezienie antidotum na wirusa Wymordowanych. Dlatego też Inf nawet nie przeleciał wzrokiem po sali. Z tego też powodu nie dostrzegł jednej z ważniejszych postaci ze swojego życiorysu.
Laboratorium jest piekłem. Zimne, białe ściany otaczają cię ze wszystkich stron i nie dopuszczają chociażby promyczka słońca. Wszędzie świeci tylko to sztuczne, białe światło, przyprawiające o ból głowy. Wszechobecna cisza jest gorsza od wrzasków. Niemalże wyczekujesz chwili, kiedy laboranci przyjdą po ciebie, bo, chociaż z cała pewnością będą znów robić na tobie eksperymenty, to przynajmniej jest to jakaś odskocznia od rutyny leżenia w bezruchu wśród czterech białych ścian.
Infinity znał te zwyczaje aż za dobrze. Spędził kilka setek lat w takim właśnie otoczeniu. Moment, kiedy jajogłowi podrzucili mu do klatki inne dziecko, był dla niego wręcz szokiem. Oto teraz miał spędzać swoje długie, bezczynne godziny razem z kimś innym. Wspólna niedola łączy. To dlatego Inf tak się przywiązał do małego, czarnowłosego chucherka.
A potem wszystko pękło jak bańka mydlana.
Białowłosy zamówił zwyczajne piwo - na dobrą sprawę nie wiedział co jeszcze tu serwują a to wydawało mu się po prostu najlepszym wyjściem z sytuacji. Ledwo jednak upił jeden łyk, zaraz niemalże wszystko wypluł. Paskudztwo.
ŁUP.
Infinity odruchowo zasłonił uszy rekami. Huk może nie był aż tak głośny, ale dla kogoś z nadwrażliwym słuchem, odgłos upadku ciała stałego na ziemię jest jak wystrzał armatni. Nietrudno więc się domyślić, że czerwone spojrzenie białowłosego chłopaka już po chwili spoczęło na czarnych kłakach gramolącego się z ziemi Wrony.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.04.14 1:14  •  Griffin Gin Empty Re: Griffin Gin
A tak naprawdę właścicielem tej speluny jest nie kto inny jak....on! Tak! Putin-chan! Rozejrzał się po swoich gościach z pewną dozą satysfakcji. Wszakże jego bar nie słynął na całe miasto z niesamowitych wygód a sanepid już dawno powinien zamknąć to miejsce, ale i tak ludzie tłumnie tutaj przybywali. Wiadomo. Miał najlepsze gofry z krymem! A no i inne smakołyki. Aczkolwiek, nie chwaląc się, wielu zapewne przybywało podziwiać jego urodę. Zarumieniony Putin-chan zalotnie mrugał do niektórych osób i dawał zniżki na trunki przez nich spożywane. Ale tylko dla tych wybranych, tych, którzy wpadli mu w oko. Bo Putin-chan był wybredny. Bardzo wybredny. Miał też swój prywatny album ze szczególnymi perełkami. A na zdjęciach znajdowali się tam przeróżni panowie z różnych środowisk. Parę osób z wojska, jeden ktoś z Łowców, jakiś anioł albinos, też seksowna bestia no i oczywiście Wymordowani. Zwłaszcza członkowie jedynego gangu tam, który coś się liczył. Ach, za każdym razem gdy sobie pomyśli o tym skurwielowatym szatynie to po jego ciele przechodziły dreszcze rozkoszy! Albo o tym małym knypku! Dla nich zawsze była specjalna zniżka na najlepsze trunki! I najlepsze informacje!
I również tym razem wpadł mu w oko pewien osobnik w tym pomieszczeniu. Niski brunet w wyblakłej, granatowej bluzie. Putin-chan pochwycił jego spojrzenie i mrugnął zalotnie, machając przy tym drobnymi paluszkami. I już po chwili przed chłopakiem znalazł się sporych rozmiarów kufel z najlepszym alkoholem.
-Na mój koszt. - powiedział Putin-chan i uśmiechnął się prezentując idealne i białe uzębienie. A potem do jego baru wlazł jeszcze ktoś, kto z pewnością nie wyglądał na człowieka. Przyczłapał się do niego i chciał zamówić piwo. Putin-chan zlustrował go swym spojrzeniem i westchnął teatralnie, kręcąc głową i poruszając przy tym swymi blond lokami.
-Najpierw mi zapłać. - powiedział podejrzliwie mężczyzna, lecz wtem jego upatrzony brunecik upadł. Putin-chan zgrabnie do niego podbiegł i pomógł się podnieść, otrzepując to maleństwo z kurzu.
-Och, nic sobie nie zrobiłeś? - zapytał naprawdę przejęty. Podprowadził go do krzesła, by sobie usiadł i ponownie wrócił za bar. Tym razem wyciągnął z kieszeni sukienki telefon i szybko wykręcił jakiś numer.
- Haaaalo? Panie władzo? Putin-chan mówi. Bo mi tu do baru wlazło jakieś dziwactwo. Nie uciekło Wam przypadkiem? Mhm. Mhm. Rozumiem. Mhm. Dobrze, to poczekam na pana. Ale niech pan się pospieszy, bo taka samotna i delikatna kobieta jak ja zaczyna się trochę go bać. Mhm. Dobrze. Do widzenia. - odetchnął cicho i wyłączył telefon, na powrót go chowając do kieszeni i wbił swoje spojrzenie w dziwadło.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.04.14 20:20  •  Griffin Gin Empty Re: Griffin Gin
Podczas gdy ona ze skupieniem przyglądała się całemu pomieszczeniu, obserwując bacznie ludzi i cienie na ścianach, czekając na okazję, coby przemknąć bliżej baru z jakże przepięknym barmanem, tudzież barmanką, KTOŚ śmiał się o nią potknąć! Jakim cudem go nie spostrzegła? Za bardzo widać skupiała się tym co miała przed sobą. Nie obok. I tak oto pewien ktoś zahaczył swoją nogą o jej delikatny grzbiet, przewracając przy tym nie tylko siebie ale też i JĄ. Zdezorientowana i zszokowana, podniosła się pośpiesznie z ziemi, jeżąc grzbiet, instynktownie cofając się w tył, sycząc przy tym cicho, wstrzymując soczyste "kurwa", które to mogłoby zdradzić, że nie jest tak do końca zwykłym kociakiem.
I wtedy pojawił się pan/pani barman, pomagając temu zamachowcowi wstać. Wykorzystując sytuację, pomknęła prosto w stronę baru, mając nadzieję, że ludzie byli zbyt skupieni na tamtym wypadku, by ją teraz dostrzec. I bardzo dobrze. Znaczy prawie, bo jak tylko znalazła się tam gdzie miała być, to coś co dzierżyło w swym łapach ten lokal podeszło tam z powrotem. A jej pozostało przycisnąć się pod ladą, w milczeniu czekając aż pójdzie, albo się czymś zajmie. Natomiast gdy wyjął telefon... Zamarła na chwilę. Ale nie, przecież nie jest możliwe, by mówił o niej, prawda...?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.04.14 23:33  •  Griffin Gin Empty Re: Griffin Gin
Pomrukując z cicha pod nosem imponująco długą wiązankę przekleństw, dzieciak starł z ramienia ostatnią plamę brudu (miał przynajmniej nadzieję, że był to brud, acz wolał się zbytnio nie zagłębiać w temat). W odpowiedzi na zadane pytanie skinął tylko niepewnie, bo przed oczami wciąż miał gwiazdki. Nadal z lekka oszołomiony pozwolił poprowadzić się Putin-chanowi do krzesła i opadł na nie ciężko, masując obolałą głowę - kątem oka wodził jednak po sali, szukając tego przeklętego kocura, któremu jak nic nogi z dupy powyrywa, niech go tylko dorwie…
Putin-chan… Wrona zupełnie faceta nie znał, a ten już wcześniej się do niego przykleił, obrzydliwe. Ale z drugiej strony postawił mu darmowe piwo, a ludzi, którzy dają coś za darmo, należy szanować przynajmniej na tyle, żeby im nie przypierdolić. Trzymajmy się tej zasady, okej? Poza tym taka znajomość może okazać się w przyszłości całkiem przydatna – powyższej opcji stanowczo nie można wykluczyć, kto wie, co będzie za miesiąc czy za rok. Dlatego lepiej ograniczyć się póki co do uprzejmej neutralności.
Mimo wszystko wątpliwą „protekcję” właściciela baru Wrona przyjął wręcz z ulgą, oddalało to bowiem od niego widmo zagrożenia ze strony Infinity’ego (sorry, naprawdę nie wiem jak to odmienić :<) i pozwalało mu skupić myśli na czymś innym niż własna czarna przeszłość. Miał szczerą nadzieję, że białowłosy chłopak stojący jeszcze przy ladzie nie rozpoznał go w ciągu tych kilku minut... Odwrócił się tyłem do sali i wlepił wzrok w okno. Nie śmiał jeszcze podjąć kolejnej próby opuszczenia lokalu.
Drgnął, słysząc, jak Putin-chan rozmawia przez telefon. "Nie uciekło wam przypadkiem?" Mimowolnie skierował wzrok na Infa. Czyżby ten chłopak do tej pory znajdował się pod kontrolą Władz, tak jak miało to miejsce jeszcze jakiś czas temu? Jeśli tak, co on tu robi, do diabła?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.04.14 0:10  •  Griffin Gin Empty Re: Griffin Gin
A więc w sytuację wkręcił się jeszcze jeden osobnik. Infinity nawet nie miał ochoty krzywić się na widok czegoś, co chyba było człowiekiem, ale na dobrą sprawę nie potrafił nawet poprawnie zidentyfikować płci tegoż indywiduum. Posturę miało typowo męską, barwę głosu również, ale jednak zachowywało się jak kobieta. Mutant od siedmiu boleści się znalazł.
Białowłosy siedział jednak na miejscu bez słowa. Nie pisnął nawet nic, gdy blondwłose dziwadło pomogło Wronie wstać i usiąść przy stoliku. I to skakanie wokół, niczym kwoka wokół pisklaka. Żałosne ponad miarę. Nie było to jednak sprawą Inf'a, dlatego nawet w myślach nie rzucił żadnego komentarza. Również wtedy, gdy rzekomy właściciel baru wykonał telefon do kogoś z góry, informując ich, że Infinity znajduje się gdzie się znajduje. Idiotyzm. Miał prawo chodzić gdzie chciał, tak mu powiedzieli. Poza tym, wiedzieli dokładnie gdzie przebywa. Chip wszczepiony pod rdzeń kręgowy w odcinku szyjnym przekazywał dokładne informacje o położeniu Obiektu testowego 7533. Gdyby nie wolno było mu tu przebywać, wysłaliby za nim eksterminatorów czy chociażby hycli, w sekundę po tym jak przekroczył próg tej dziury.
Dlatego też Infinity nawet nie ruszył się ze stołka, patrząc bez żadnych skrupułów czy zażenowania w te mętne, kaprawe ślepia. Poruszył się dopiero kiedy rozmowa telefoniczna została zakończona. Wstał ze stołka, oparł się o ladę dłońmi i pochylił nad nią, lustrując wzrokiem przestrzeń po jej drugiej stronie. Trwał tak w bezruchu przez kilka sekund. Po chwili zaś wychylił się jeszcze bardziej, zapewne wywołując tym samym sensację wśród klientów lokalu jak i samego właściciela. Białowłosy sięgnął ręką przed siebie i nim czarna futrzana kulka zdążyła się zorientować, Infinity już ściskał ją w ramionach, stanąwszy ponownie pewnie na swoich nogach. Przyjrzał się kotu uważniej i miał wrażenie że kot robi to samo jemu. Zmarszczył lekko brwi, ale nie powiedział nic. Odwrócił się do blondwłosego dziwadła tyłem i głaskając kota po grzbiecie skierował się - zgadnijcie gdzie. Ta jest, do stolika Wrony.
Pierwsze primo - poznał go od razu. Jeden rzut oka na dzieciaka na podłodze i Infnity już wiedział kim jest czarnowłosy. Spędzili razem zbyt wiele czasu by miał jakieś problemy z odróżnieniem go od stada innych podobnych szczeniaków.
Drugie primo - kota też zauważył. Co prawda widział tylko czarną błyskawicę z uszami, śmigającą pod ladę i ciągnącą za sobą puchaty ogon, ale jemu to wystarczyło. No to futrzaka wyciągnął, a co. Powinien mu podziękować, bo to dzięki temu że Wrona potknął się o jego grzbiet, został zauważony przez białowłosego.
Infinity usiadł przy stoliku Wrony, głaszcząc swojego nowego przyjaciela. Na bank wyglądał teraz jak psychopatyczny geniusz zła, główny wróg bohatera jakiejś książki albo filmu. Uśmiechnąłby się nawet do czarnowłosego jak na zły charakter przystało, ale maska i tak by to przecież ukryła.
- No cześć. Nie postawiłbyś piwa staremu kumplowi? Przez wgląd na stare dobre czasy? Mi nie chcą sprzedać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Griffin Gin Empty Re: Griffin Gin
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach