Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Jego robotycznym ciałem wstrząsnęła panika. Czuł dziwne wrzenie gdzieś w głębi klatki piersiowej, kończyny delikatnie drżały. Miał wrażenie, że zaraz przewróci się i upadnie na piach.
To wszystko było takie dziwne, nierealne. Uciekał przed ludźmi? Był zawirusowany? Czy to znaczyło, że był także maszyną jak stojący przed nim nieznajomy? Nie docierało to do niego.
Dopiero po chwili zauważył, że nie czuł głodu ani pragnienia. Biegł tak długo, a nawet się nie zmęczył. Mimo, że bardzo zbierało mu się na płacz, z jego oczu nie wypłynęła ani kropla. Jego kończyny chodziły zbyt idealnie, jakby były zaprogramowane do tego. Próbował wstrzymać oddech i wtedy zauważył, że nigdy nie oddychał.
Nigdy nie czuł bicia serca, jedynie ciche buczenie w klatce piersiowej. Tak ciche, że dopiero teraz je usłyszał.
"Ludzie się ciebie pozbyli."
Nieznajomy miał rację, nie mógł już wrócić. W takim stanie był tylko nic nie wartym śmieciem. Ludzie nie chcą robotów, które potrafią myśleć. Boją się ich. Boją się nagłego buntu, podczas którego uzbrojone, myślące androidy mógłby zniszczyć ludzkość.
IE starał się to wszystko przetrawić. Wszystko wskazywało na to, że jest tylko zlepkiem kilku metali i kolorowych kabli. Więc dlaczego czuł niepokój? Jako maszyna nie powinien odczuwać żadnych emocji. Tak podpowiadał mu wbudowany moduł logicznego myślenia. Przypomniał sobie słowa androida.
"Zawirusowany."
To była sprawka tego wirusa? Zaszczepił w nim sztuczny pierwiastek człowieczeństwa? Nie było innego wytłumaczenia.
Obcy zrobił kilka kroków naprzód, IE zestresował się. Robot jednak nie robił nic, jego głos był spokojny. Automatycznie wygenerowany, o uniwersalnym tonie. Względnie przyjemny dla ucha, jednak niepokojący w swojej obojętności.
Dlaczego był poza murami miasta? Wyglądał na całkowicie sprawnego, na pierwszy rzut oka jego system chodził bez zarzutu. To było prawie niemożliwe, że ludzie go wyrzucili. Był w jakiś sposób uszkodzony? IE chciał się dowiedzieć.
- Dlaczego nie jesteś w mieście? - syntezator mowy był bardzo zaawansowany, zdradzały go jedynie zbyt twarde załamania tonacji. - Wyglądasz na całkowicie sprawnego.


Ostatnio zmieniony przez Error dnia 02.09.16 21:28, w całości zmieniany 2 razy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W tym momencie mogła przejawić się jedna z jego bardzo charakterystycznych cech. Jeżeli drugi android do teraz tego nie okrył, mógł równie dobrze nie domyśleć się nigdy. Cyjan również był naznaczony piętnem wirusa, potrafił go jednak zneutralizować, czy bardziej, wykorzystać do własnych celów. Tyle, że chciwość sama w sobie była objawem uszkodzenia, można by rzec, iż błędy w kodzie wykorzystywały się nawzajem.
- Dlaczego miałbym ci powiedzieć? - odparł lodowato.
Nic by z tego nie miał, teraz swój los dzierżył w swoich rękach, a szastanie informacjami o samym sobie nie należało do czynności logicznych z punktu widzenia zbuntowane androida unikającego wykrycia. Dodatkowo wcale nie unikał szczególnie miasta, ba, właśnie z niego wracał jedną ze swoich sprawdzonych tras. Do kryjówki smoków było jeszcze daleko, dlatego nie obawiał się, że jego obecne położenie może cokolwiek zdradzić. Był jednak sam i to pewnie wprawiło białowłosego w zastanowienie. Nawet zdalnie sterowany nie byłby w stanie poruszać się samodzielnie na tak duże odległości. Wszelkiej maści fale i sygnały były rozpraszane poza murami. Nikt go nie kontrolował.
No i był sprawny. Na pierwszy rzut oka oczywiście, dbał o swoje ciało i broń, jego części nie były delikatnymi strukturami, każda rysa na powierzchni zbroi dodawały mu tylko charakteru maszyny bojowej. Wirus nie działał na zewnątrz, a wewnątrz, w sposób niewidoczny dla oka zwykłego człowieka, czy nawet dla innego robota.
Dlaczego miałby cokolwiek mu zdradzać? I tak odpowiedział już na sporo pytań, dał niemalże radę, która jakby nie patrzeć chyba tylko jeszcze bardziej jego rozmówce podenerwowała. Słabe, kruche modele... nie raz obawiał się tego, że to właśnie te, przeznaczone do lekkich prac roboty postanowią wszcząć bunt. Może to lepiej, że jednostka przed nim podświadomie wolała opuścić mury miasta niż w nich tkwić i dać się zamienić w konserwę.
- Nie możesz wrócić do miasta. A tutaj zginiesz. Co masz zamiar zrobić?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie przypuszczał, że zostanie mu udzielona taka odpowiedź.
To oczywiste, że nikt nie przekaże swoich osobistych informacji komuś, kogo ledwo (a właściwie wcale) nie zna. Tylko IE mógł być tak nieostrożny, by opowiadać o sobie na prawo i lewo. Nawet jeśli większość odpowiedzi brzmiała 'nie pamiętam'.
A co jeśli trafiłby na androida patrolującego? Wystarczyłoby jedno niepożądane zachowanie i już zostałby przerobiony na stertę jeszcze ciepłego metalu. Każdy inny zainfekowany android by się przystosował, udawał nierozumną masę jaką są 'zdrowe' droidy. IE nawet tego nie potrafił. Jego system był tak uszkodzony, że nie umiałby poradzić sobie samemu na tym pustkowiu. Fakt, jest androidem, na pewno nie umrze z powodu braku wody czy pożywienia. Napędzała go energia słoneczna, więc o wyczerpany akumulator także nie musiał się martwić.
Jednakże na Desperacji nigdy nie jest bezpiecznie. Na każdym rogu czeka na ciebie niebezpieczne zwierzę lub zdziczały wymordowany. W najlepszym wypadku rozgrabiłaby go banda zarażonych i sprzedała jego części by tylko trochę zarobić. Był całkowicie bezbronny, jak dziecko zdane na łaskę losu.
"Nie możesz wrócić do miasta. A tutaj zginiesz. Co zrobisz?"
Nieznajomy miał rację, stuprocentową rację. IE-404 nie miał żadnych szans na przetrwanie.
Co zrobię..?
Nagle osunął się na ziemię, z cichym zgrzytem wylądował na piasku. Chmura pyłu podniosła się, przez brak wiatru pozostała chwilę w powietrzu. IE nie poruszał się, zastygł w pozycji siedzącej. Jego plecy były wyprostowane, wzrok był zawieszony gdzieś na przestrzeni poza robotem. Jego twarz straciła jakikolwiek wyraz, zniknął pierwotnie niepożądany odblask inteligencji w oczach. Przez kilkanaście sekund soczewka na przemian powiększała się i zmniejszała, łapała ostrość po to, by zaraz znowu ją zgubić.
Mrugnął po raz pierwszy od pół minuty. Powoli rozejrzał się, jakby widział dany krajobraz na nowo. Gdy jego oczy napotkały androida, gwałtownie podniósł się z krzykiem. Sekundę po tym stracił równowagę i ponownie upadł. Buczenie wydobywające się z klatki piersiowej było coraz głośniejsze, w jego oczach można było zobaczyć panikę o wiele większą niż kiedykolwiek.
- Kim jesteś?! Gdzie ja jestem?! - krzyknął przerażony cały w sztucznie wygenerowanych drgawkach. Przyciągnął do siebie nogi i zasłonił twarz rękoma.
- Chcę do domu, chcę do domu, chcę do domu...
Mamrotał to absurdalne zdanie jak mantrę cały czas drżąc.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na bieżąco uzupełniał sobie zdobywane informacje. Każda napotkana istota posiadała w jego bazie danych zdjęcie i wszystkie zgromadzone o niej dane, uzupełniane na bieżąco. Takie spotkania sprzyjały uzupełnianiu pustych dziur w kartotece, nawet jeżeli podstawowe tabele świeciły pustką, te określające charakter czy zachowanie szybko wzbogacały się w kolejne linijki tekstu.
Może gdyby był człowiekiem, przejąłby się w tym momencie, gdyby wirus popsuł go bardziej... był jednak sobą, z całą pozostałą oschłością maszyny i inteligencją seryjnego mordercy. W końcu jednym ze sposobów opanowania tłumów było strzelanie do nich. Tak nagła zmiana, bardzo jednak w stylu androidów w żaden sposób go nie przeraziła, nie wpłynęła na jego postępowanie.
Z chłodną obojętnością odpowiedział tym samym, pustym od emocji głosem.
- Na pustyni.
Komunikat identyczny z poprzednim. Nie musiał mówić nic więcej, wszakże nic więcej wokół nich nie było. Pustkowie, gdzie okiem sięgnąć piasek i żar lejący się z nieba. Sam Chie z trudem wytrzymywał tą temperaturę, wnętrze jego ciała było jeszcze gorętsze, a wentylatorom brakowało chłodnego powietrza, gotowego ostudzić łącza. Jedna rzecz pozostała jednak bez zmiany, zimno słów, jakich używał w kontaktach z białowłosym.
Kim był? Androidem. Od razu dało się to dostrzec, nawet nie przypominał biomecha, twarz była tak samo mechaniczna i pozbawiona gładkości co reszta nieokrytych sztuczną skórą części ciała. Nie chciał na to odpowiadać, mógłby przypadkiem powiedzieć za wiele. Kogo w ogóle interesowało kim był i dlaczego był? Nawet smoki często go ignorowały, w końcu dla wielu był maszyną, tylko przedmiotem bez duszy i emocji. Rzeczą, którą można bez skrupułów wykorzystywać, bo i tak nie czuła gniewu. W niektórych elementach się mylili, Cal bez problemu mścił się na innych. Gniew był jedną z tych rzeczy, które wirus na dobre wprowadził do jego kodu, a ta powodowała jeszcze więcej kłębiącego się zła.
- Chie. - Odpowiedział po dłużej chwili. Android i tak siedział już na piasku zwinięty w kłębek telepiąc się nienaturalnie. Nienaturalnie jak na adroida, zbyt płynnie. Mógł nawet tego nie usłyszeć, co Cyjana nie zmartwiło ani odrobinę. Nawet nie pamiętał, dlaczego w ogóle mim wszystko udzielił mu odpowiedzi. Pełna nazwa modelu brzmiała nieco inaczej, jednak zakodowana pamięć nie pozwalała mu odczytać wszystkich elementów serii. Dla samego siebie był androidem, którego inicjały układały się w potrójne 'C'.
- Nie masz domu. - rzucił w powietrze patrząc z góry na rozmówcę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie usłyszał jego odpowiedzi, zbyt zajęty był telepaniem się na wszystkie strony. Z czasem zaczął cicho wyć, jak 8-letnie ludzkie dziecko zabrane od rodziców.
Ostatnie słowa odbiły się echem w jego pustej, metalowej głowie.
- S-Słucham? - przetarł suche oczy, jakby imitował wycieranie łez. - A-Ale jak to?
Jego głos brzmiał inaczej. Miał te samą barwę, ale wyrażał zupełnie inne uczucia. Czuło się w nim dziwną i kompletnie nie na miejscu ludzkość. Czy to możliwe, by android mógł aż w takim stopniu przypominać człowieka?
Momentalnie załkał, generując odgłosy przypominające płacz. Oczywiście jego twarz była sucha, paskudnie wykrzywiona sztuczną rozpaczą, w żaden sposób nie mógł osiągnąć ludzkich łez.
Podczołgał się do jego stóp, Chie mógł bez problemu usłyszeć niskie buczenie jego procesora. Zaczął imitować odgłosy hiperwentylacji, drgawki ponownie przejęły kontrolę nad jego robotycznym ciałem.
W głowie miał teraz tylko plątaninę dziwacznych myśli, głupie pytania 'co się dzieję' i 'dlaczego'. Oczywiście zwrot 'w głowie' jest tylko uproszczeniem tego, co rzeczywiście działo się w jego systemie. Wirus umożliwił mu generowanie 'myśli' zanim dotrą do programu zarządzającego syntezatorem. Po kilku zmianach mógł zatrzymywać transkrypcję 'myśli' dla siebie.
Minęło kilka chwil, zanim zdołał uspokoić aplikację odpowiedzialną za sztuczny oddech. Złapał go za nogawki spodni i podniósł wzrok.
- Błagam, pomóż mi! - wykrzyczał z bezradnością w głowie. - Proszę cię!
Powoli go puścił, uwalniając kolejną porcję płaczu.
- Zginę tu. Nie chcę umierać. - ponownie zakrył twarz i zawył głośniej niż dotychczas.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie mógł takiej zmiany nie zaobserwować. Pytaniem było, co sprawiało, iż tak dobrze potrafił imitować ludzkie zachowania? To była zwykła ciekawość, nie chciał wcale wgłębiać się w ten temat, jeżeli odpowiedź nie przyjdzie sama, szybko straci zainteresowanie. Nie podobał mu się ten teatrzyk, nie przyszedł na pustynie, by oglądać marny spektakl jednego aktora, nie miał powodu, by przejmować się problemami androida, na dobrą sprawę mógł obrócić się na pięcie i odejść.
"Tak to." cisnęło się na usta. Nie skomentował tego jednak.
Obojętność potrafiła być dużo potworniejszą odpowiedzią, niż jakikolwiek układ słów, a to wychodziło mu doskonale. Sam nie chciał marnować pokładów energii na reakcję, jakąkolwiek. Obręcz kręciła się leniwie przy jego boku, gotowa do wystrzelenia, czekająca na komendę od centrum dowodzenia. Wszystko wyglądało jednak na to, iż nie będzie potrzeby jej używać, białowłosy android sam dla siebie był zagrożeniem, niekoniecznie dla kogokolwiek z otoczenia.
Był bliski westchnięcia, czegoś co maszynie wcale nie dawało oddechu od absurdalności sytuacji. Nieco więcej działo się wewnątrz jego systemu, niż widoczne było na zewnątrz. Na pierwszy rzut oka przypominał bardziej posąg, nieobecny wzrokiem i myślami.
Dopiero nagłe szarpniecie, coś czego się nie spodziewał wydobyło go z tego stanu umyślnego odrętwienia. Spojrzał na swoje stopy, a właściwie w miejsce, gdzie normalnie by je ujrzał, gdyby nie morze białych kłaków i zaciśnięte w małe szparki oczy, które wpatrywały się w niego trzęsąc się w konwulsyjnych dreszczach.
- Jeżeli tylko tyle jesteś w stanie z siebie dać, to tak, umrzesz. - wycedził mu to w twarz, utrzymując kontakt wzrokowy. Nie ma czasu na uprzejmości, szczerość to podstawa. Poza tym, android nie mógł umrzeć, strach przed śmiercią był irracjonalny, przedmioty nie umierały, maszyny nie powinny bać się odejścia z tego świata. - Dlaczego miałbym Ci pomagać?
Zapytał. Zasadnicza wątpliwość, dlaczego niby miałby mu pomóc? Za co? Po co? Z jakiej racji? Niewiele by na tym zyskał, android wydawał się łagodnie mówiąc bezużyteczny na Desperacji. Oszukiwanie go, że mógłby dać sobie radę było zbyt złe, nawet jak na Cyjana.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ta cała sytuacja z punktu widzenia trzeciej osoby musiała wyglądać po prostu śmiesznie. Dwa androidy, jeden rzucający się po piachu i krzyczący wniebogłosy, drugi chłodno patrzący się na pierwszego z góry. Istna komedia.
To właśnie ta obojętność tak odróżniała go od IE. Zimne spojrzenie, o którym białowłosy mógł co najwyżej pomarzyć. Jego kod był tak uszkodzony, że nawet przy pomocy najbardziej utalentowanych mechaników nigdy nie wróciłby do stanu technicznego. Może nawet to i lepiej. Bycie zwykłym, szarym klonem w serii bez świadomości własnego istnienia to dość przykra wizja. Jedno mógł zawdzięczyć wirusowi: życie.
Tylko co to za życie, gdy co jakiś czas się resetujesz i momentalnie zmieniasz osobowości.
Nieustanny monolog zapisywał się na jego karcie pamięci, beznamiętnie powtarzane słowa 'nie chcę umierać, nie chcę umierać, nie chcę umierać...'. To absurd, pomyślałby ktoś. Android płaszczący się przed innym androidem, do tego odgrywający przy tym jakąś marną szopkę. Dlaczego tak uparcie próbował imitować człowieka?
Jego model był zadziwiająco nowoczesny. W większości elektryczny, z małą ilością czysto mechanicznych części. Zaprogramowany do działania wśród ludzi. Do wstawiania okien na wysokości 2000 metrów, do budowania zadziwiająco wielkich konstrukcji, do naprawiania starej, zasłużonej pralki. Miał być przyjazny dla oka, miał podobać się ludziom. Człowiek nie chce patrzeć na surowe rury i kable, wszystko miało być zakryte. IE-404 miał w jak największym stopniu przypominać przedstawiciela ludzkości.
Jednak czy miał zachowywać się jak on?
Tego nie było w planach. Proste AI, zdolne do zapamiętania kilku poleceń i rozpoznawania głosu właściciela. Terabajty pamięci, by gdzieś mieścić instrukcje i plany do prawie każdej istniejącej maszyny w M3. Przyjemny głos, by dzieci nie bały się do niego zbliżyć.
Miał istnieć jako podręczna pomoc, jako android wspomagający.
Od paskudnego losu ludzkiego zwierzątka uratował go wirus. Namieszał w kodzie, wgrał kilka programów. Cud. Maszyna zyskała życie. Samoświadomość.
IE ponownie podniósł na niego wzrok. Czy tylko tyle mógł z siebie dać? Nic poza głupimi krzykami i miotaniem się po pustynnym piasku?
Niecały metr od nich przebiegła mała jaszczurka. IE automatycznie odskoczył od Chie, w przeciwnym kierunku do pomykającego zwierzęcia. Oczywiście wydał przy tym piskopodobny odgłos, zanosząc się kolejną, tym razem dość krótką falą drgawek.
Wszystko, co działo się dookoła nich, wywoływało w nim paniczny lęk. Podejrzany trzask suchej gałązki, piski i syki drobnych gadów, nieustanny szum pracującej broni. Sama postać drugiego androida wywoływała w nim chęć ucieczki, paradoksalnie paraliżujący strach.
Jednak myśli o śmierci zdominowały jego fobię. Aby przeżyć musiał wybłagać jego pomoc.
Wrócił do pozycji siedzącej, oplatając nogi rękoma. Tak czuł się najbezpieczniej.
- Ponieważ cię p-proszę - wymamrotał, brzmiąc jak nieco obrażony trzecioklasista. - I-I...
Zamikł na chwilę, jakby starał się ułożyć w myślach następne zdanie.
- I kiedyś Ci się odwdzięczę. Jeszcze nie wiem jak, a-ale jakoś na pewno.
Wyprostował się trochę, by odsłonić twarz.
- Z-Zgoda? - zapytał z niewinnie głupią nadzieją w nienaturalnie błękitnych tęczówkach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Słowa nie przedstawiały dla niego szczególnie dużej wartości. Przyswajał je szybko, ale na tym się kończyło, nie było entuzjazmu w jego spojrzeniu, nie było nic, poza dyskretnie wmontowaną kamerą, dzięki której "widział". Wiele rzeczy przez wiele lat, w ciszy analizował to wszystko i niewielu miało szanse dowiedzieć się, co konkretnego wywnioskował.
Prośba... nic więcej od słowa mającego wzbudzić litość, prośbą za nic nie zapłaci, za prośbę nic nie kupi. Chociaż dla wielu ten zlepek znaków był niczym klucz do drzwi za którymi istniał ratunek, dla Cala był niczym więcej niż tylko pustym dźwiękiem, którego definicje znał.
Czy sam też musiał kiedyś wyglądać tak żałośnie? Pozostawiony samemu sobie, opuszczony android, który nie miał celu w życiu. Jak wiele razy ktoś mieszał w jego pamięci? Co dokładnie chciał ukryć i dlaczego? Wszystko co zostało zapisane w jego danych w żadnym wypadku nie wskazywało, by maszyna chociaż raz poddała się tak głębokiej rozpaczy. Nigdy nie tkwił z kolanami w piasku, drapiąc i rozsypując go na boki trzęsąc się z desperacji.
Zepsuty...
- Jaki jest twój cel? Zepsuty. Zawirusowany. Klęczysz na ziemi przed pierwszą napotkaną osobą, przez inną maszyną. - cedził z irytacją w głosie. Nie czuł się lepszy od tych androidów, które nadal pracowały w mieście, ale jeżeli jakiś już opuścił mury, wymagania Cala co do takiego osobnika gwałtownie rosły. Nie każdy jest w stanie przetrwać na tych ziemiach, bycie stalową puszką ma tak samo dużo wad co zalet, należy posiadać coś jeszcze, charakter, umiejętności, wolę przetrwania.
Jedyna rzecz jaka może utrzymać przy życiu jest powiedzenie sobie: "chce żyć".
A Chie chciał. Chciał istnieć i działać, tak długo jak pozwolą mu na to jego pragnienia, nie oszczędzał się dla nich, spełniał się tak, jak nie mógł niejeden człowiek. Mało kto chciał powstrzymywać androida, traktując go jedynie jako przedmiot.
- Zgoda. - odpowiedział jednak, nagle, jak gdyby wbrew temu wszystkiemu co mówił i podpowiadał mu system. On także przecież nie był w pełni sprawną maszyną. - Układ zawarty. Pomogę Ci, a ty mi się odwdzięczysz.
Materialistyczne podejście wygrało, przysługa? Dlaczego nie. Jeszcze nie wiedział jaka, może jednak inwestycja w białowłosego nie była taka najgorsza. Mechanicznym ruchem wyciągnął dłoń przed siebie, chcąc pomóc rozmówcy wstać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Android siedział na ziemi, ciasno oplatając kolana i co jakiś czas telepiąc się w kilkusekundowych spazmach. Minę miał niezdecydowaną, co chwilę szukał jakiegoś obiektu na którym mógłby zawiesić wzrok. Był zdenerwowany ciszą, jaka zapanowała. Zachowywał się żałośnie, kompletnie bez poszanowania dla własnej godności. No bo cóż, nie oszukujmy się, w tej postaci żadnej godności nie miał. Był tylko biednym, zagubionym robotem z 'mózgiem' ośmiolatka. Potrafiłby zrobić wszystko, żeby tylko przeżyć. Podniósł na moment na wzrok, by tylko wgapiać się bez sensu w jego twarz. O czym on mówił? IE nic nie rozumiał. Chciał zapytać, dowiedzieć się czegoś, jednak zbyt bardzo się bał. Wolał zdusić to w sobie i dalej chować twarz w kolanach.
Teraz najbardziej w świecie chciał wrócić do domu. Gdziekolwiek był, ktokolwiek w nim był. Chciał się poczuć bezpiecznie. Czystka wspomnień pozostawiła po sobie jedynie dwa znane ludzkości uczucia: poczucie bezpieczeństwa i strach. Nic więcej nie czuł, nic więcej nie rozumiał. Lęk przed wszystkim zawładnął jego życiem. Ale teraz było w nim coś jeszcze. Coś, co w takiej sytuacji mogło wyewoluować w androidzie tylko z bardzo głęboko osadzonego strachu. Wola przetrwania.
A żeby żyć musiał uwierzyć w dobroć jeszcze kilka minut temu nieznajomego robota. Śmieszne. Powierzyć swoje życie maszynie, liczyć na ludzką litość z jego strony. To samo sobie wykluczało. Androidy nie czują. Przynajmniej te nieuszkodzone.
"Zgoda."
Minęła chwila zanim to słowo do niego dotarło. Racja, już w ciągu milisekundy od usłyszenia przewinęło się w transkrypcji i trafiło do głównego systemu rozpoznającego języki i poszczególne wyrazy. Jednak musiało minąć kilka sekund, żeby android zrozumiał, co to znaczyło. Z tym jednym, krótkim, pozornie niewielkim słowem wiązała się cała jego przyszłość. Nawet nie wiedział, że wpatrywał się w niego z szeroko otwartymi oczami.
Układ zawarty. Oczywiste materialistyczne podejście do sprawy. To było aż nazbyt logiczne. Nie ma co liczyć na litość od androida.
Skorzystał z jego pomocy i podniósł się, trochę dygocąc. Stał niepewnie, odruchowo rozglądając się naokoło.
- Dziękuję - szept pełen ulgi wydostał się z małego głośniczka umieszczonego w tylnej części jego gardła. Przyłożył szybko dłonie do ust, jakby chciał w stan sposób przeprosić za odezwanie się. Następnie zakrył twarz i zgrabił się, drżąc prawie tak silnie jak na samym początku.
- Co teraz się ze mną stanie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wątek zawieszony z braku aktywności w pisaniu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach