Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Karty Postaci


Go down

Pisanie 09.11.13 20:13  •  "...Daimao no eikou!" Empty "...Daimao no eikou!"

Historia Takashiego Kurokawy


W małym gabinecie pełnym drogich mebli siedział człowiek w garniturze i w okularach. Było ciemno i jedynym źródłem światła tutaj była mała lampka na biurku, przy którym siedział ów człowiek. Był on nachylony nad kartką papieru i coś pisał. Wydawał się być całkowicie nad ta kartką skupiony i wyrwanie go z tego stanu mogło nie być najlepszym pomysłem. Ach, chwała niech będzie jak zawsze aktualnym prawom Murphy'ego, bo - jak na ironię - w tym momencie drzwi gabinetu się otworzyły.
- Daimao osobiście przybył do pana w odwiedziny... - ogłosił lokaj, po czym do pokoju weszła osoba w czarnym mundurze i z czarną czapką oficera, zdobioną złotym symbolem Mokkou nad daszkiem. Podobne symbole widniały również na samym mundurze.
Człowiek za biurkiem uśmiechnął się, zapraszając do środka swojego gościa. W końcu Daimao to nie jest pierwszy z brzegu człowiek. Jest to człowiek, którego jedno słowo wystarczy, aby znaleźć się pod murem z lufą wymierzoną w potylicę, a to wszystko pod pretekstem "spiskowania przeciw Władzy, która troszczy się o to, aby w mieście żyło się dobrze". Tenże dyktator zajął miejsce na sofie na prawo od biurka, po czym uśmiechnął się kurtuazyjnie, krzyżując palce obu rąk.
- Na pewno wie pan, panie Yoshida, po co tu jestem - mówił z tym przerażającym uśmiechem na ustach. - Czekam na moją "autobiografię". Lud niewątpliwie chciałby poznać przeszłość swojego wodza... zwłaszcza, kiedy się ją ubarwi...
- Naturalnie, Daimao-sama - podjął ów człowiek w okularach, zwany Yoshidą. - Pamiętałem o tym i właśnie się do tego przygotowywałem. Co konkretnie mam zatem napisać...?
- Pomyślmy... - zaczął Daimao. W tym momencie jego głowa wypełniła się wspomnieniami...

Najdawniejsze informacje...
06.08.2966r..Ten dzień zaczął się jak każdy inny w Świecie-3. Słońce świeciło, wszyscy radośnie zajmowali się swoimi sprawami... Jednakże ten dzień nie był zwyczajnym dniem. Tego bowiem dnia przyszły Daimao przyszedł na świat; dokladnie w 1041 rocznicę drugiej największej tragedii w dziejach swojego kraju, czyli zrzucenia bomby atomowej na Hiroshimę. Wtedy jednak Takashi Kurokawa, bo tak nazywa się naprawdę Daimao, nie wiedział o tym - w końcu był to pierwszy dzień jego życia. Nie miał jeszcze pojęcia, że ta data będzie dla niego ważna nie tylko dlatego, że tego dnia się urodził...
Atmosfera w domu rodzinnym Takashiego była pogodna... do czasu, aż w wyniku poważnej kłótni związanej - bo jakże by inaczej - z polityką, jego rodzice się rozwiedli, a on został z matką. Miał wtedy 4 lata i oczywiście nie rozumiał powodów rozwodu, ale od tamtej pory matka starała się krzewić w nim patriotyzm i oddanie dla swojej ojczyzny.
W wieku lat siedmiu Takashi poszedł do szkoły. Uczył się tego, co wszyscy inni, a najbardziej polubił lekcje historii. Słuchał z niesamowitym zaciekawieniem, jak to jego przodkowie podnieśli się z gruzów i zbudowali tą wspaniałą kopułę, pod którą żyje. Kończąc ósmą klasę zaczął się jednak zastanawiać, czemu widzi wśród swoich rówieśników tak mało patriotyzmu. Doszedł do wniosku, że ten kraj nigdy w całości się nie podniesie, jeśli niczego się nie zrobi, aby ludzie chcieli się zjednoczyć...
Rozpoczynając dziesiątą klasę, Takashi stworzył klub szkolny, do którego mieli należeć wszyscy szkolni patrioci tacy jak on. Nie było ich wielu, jednak był to klub tak zorganizowany i o takich jasnych zasadach, że wkrótce dyrekcja szkoły awansowała Takashiego na przewodniczącego samorządu szkolnego, a członków jego klubu na niższe stanowiska samorządowe. Co się stało z poprzednim samorządem...? Zostali przekonani przez Takashiego, że to on i jego towarzysze będą się lepiej nadawali do samorządu. Były to pierwsze "ofiary" machiny politycznej Takashiego, która zaczęła się powoli kształtować.
Zaraz po zakończeniu szkoły Takashi stworzył swoją własną partię polityczną, której celem nadrzędnym było odnawianie w obywatelach patriotyzmu. Wszyscy byli zachwyceni tym, jak doskonale ta partia działała. Wszystko chodziło jak w zegarku, wszyscy przestrzegali swoich zasad co do joty, w całej partii panował wojskowy wręcz dryl... A to dzięki Takashiemu, który był nie tylko charyzmatycznym przywódcą, ale potrafił doskonale dowodzić. Nie dziwne, że zainteresowała się nim Władza miasta...
S.SPEC potrzebowało "twarzy" niczym tlenu. Musieli znaleźć się kogoś, kto umiałby pociągnąć za sobą tłum. Kogoś, kogo by posłuchali i uwierzyli w jego słowa. Takashi nadawał się idealnie. Ciężko było o drugiego takiego lidera jak on. Potrafił nie tylko przemawiać do tłumu i dobierać najlepsze argumenty w dyskusjach, ale też znał doskonale psychikę ludzką i wiedział, kiedy odwołać się do wewnętrznych instynktów ludzkich, a kiedy zamydlić oczy jakąś "bajeczką", aby w to na bank uwierzyli. Dla S.SPEC był on wręcz koniecznym nabytkiem.
Nie minęło dużo czasu, a Takashi stał się prawą ręką jednego z ówczesnych dyktatorów. Było mu na tym stanowisku dobrze, jednak... przynależność do S.SPEC sprawiła, że zrozumiał, jak naprawdę wygląda świat poza Światem-3. Oczywiście wiedział już wcześniej o tym, jak się sprawy mniej więcej mają, ale dopiero teraz w pełni pojął całą sytuację. Zdał sobie sprawę z tego, że aby ten kraj podniósł się z gruzów nie wystarczą słowa i chęci ludu. Potrzebne są zdecydowane kroki...

Nikt oprócz Takashiego nie wie, co się stało tamtego dnia. Wiadomo powszechnie, że poprzedni dyktator postanowił odstąpić stanowiska swojej prawej ręce. Było to zaskakujące o tyle, że nigdy wcześniej nawet nie przechodziło mu przez myśl oddanie władzy, a tu nagle oddaje ją swojemu doradcy. Nikt jednak nawet nie śmiał się pytać, czemu tak się stało. Było wszak oczywiste, że władza zmieni się nie do poznania od wejścia nowego dyktatora.

Wielki dzień...
Na ulicy zebrał się olbrzymi tłum. Chodniki ulicy prowadzącej do kompleksu S.SPEC były przepchane ludnością. Wszędzie wisiały flagi nowego dyktatora: złote Mokkou na czerwonym tle, które staną się symbolem nowego porządku. Sama ulica była odgrodzona. Defilowały nią liczne oddziały żołnierzy, przerywane czasem transporterami opancerzonymi. W środku tego wszystkiego jechał specjalnie wystrojony transporter. Jego dach był zdjęty i zamontowane zostało do niego podwyższenie, na którym stał Takashi Kurokawa... Czy raczej Daimao. Tytułem tym mianował się on niedługo przed swoim oficjalnym objęciem stanowiska. Nazwanie się "Arcydemonem" mogło być stosunkowo kontrowersyjne, jednakże, jak sam tłumaczył, "nie dla zwykłych obywateli jest on Arcydemonem, tylko dla tych, którzy deklarują, że nie chcą być obywatelami Świata-3, a czymś gorszym i nie zasługującym na przebywanie w raju, jakim jest to miasto".
- Nihon no eikou! S.SPEC no eikou! Daimao no eikou! - wykrzykiwał, a tłum wtórował za nim z radością w głosie.
"Chwała Japonii, chwała S.SPEC, chwała Daimao"... Te słowa wzbudziły w ludności nową chęć do walki... walki o odbudowanie kraju, poczynając od serc jego obywateli. Ostatecznie Daimao dojechał do bramy kompleksu S.SPEC. Zaraz przed bramą transporter się zatrzymał. Daimao odwrócił się i rozpoczął przemowę.
- Obywatele... - mówił - nie... Rodacy! Wszyscy jesteśmy przecież obywatelami tego wspaniałego kraju, jakim jest Japonia! Podczas, gdy inni wymarli, nie zjednoczyli się i ostatecznie historia zdeptała ich swym obcasem buta, my powstaliśmy i stworzyliśmy tą utopię! Nie zapominajmy o poświęceniu tych ludzi, którzy pięć wieków temu oddali wszystko, abyśmy my mogli dzisiaj cieszyć się szczęśliwym życiem! Jednak me serce kruszy się, gdy widzę, że obecnie tak wielu ludzi nie przywiązuje wagi do tego, kim jesteśmy! Jesteśmy Japończykami! Nasz naród powstał z prochów świata i przetrwał apokalipsę! Pokazał, że nawet, jeśli siły wyższe zjednoczą się przeciw niemu, to ten i tak nie upadnie! Dzisiaj proszę was wszystkich, abyście wspólnie ze mną podźwignęli nasz kraj na same wyżyny! Osiągniemy to, co osiągnąć mieliśmy już dawno temu! Tylko wspólnie, jako jeden naród, możemy tego dokonać! Pewnego dnia cały świat będzie taki, jak ten skrawek ziemi! Japonia stanie się najpotężniejszym krajem tego globu, a wszystko to zacznie się od przemówienia jednego wodza narodu, mówiącego z transportowca pod bramą siedziby rządu! Zjednoczmy się! Bądźmy dumni, że jesteśmy Japończykami! Nihon no eikou! S.SPEC no eikou! Daimao no eikou!

Późniejsze wydarzenia...
I stało się. Daimao został ostatecznie twarzą S.SPEC. Jego pierwszą decyzją było powołanie specjalnej, tajnej jednostki zwanej "Shuufuku", której celem było subtelne szerzenie propagandy S.SPEC i pilnowanie, aby nikt nie próbował wmówić ludziom, że jest inaczej. W sumie, to Daimao, pomimo piastowanego stanowiska, nie lubił kłamać. Uwielbiał za to mówić prawdę tak, że wszyscy byliby szczęśliwi z odpowiedzi, ale nie padłoby dokładne wyjaśnienie omawianej sprawy z uwzględnieniem niewygodnych szczegółów. Był w tym specjalistą.
Po załatwieniu kwestii propagandy, dyktator zajął się dopilnowaniem, aby miasto funkcjonowało jeszcze sprawniej oraz by obywatelom było lepiej. Straż miejska na ten przykład dostała obowiązek pomagania każdemu, kto chociaż wyglądałby, jakby potrzebował pomocy. Wprowadzono również liczne nowe święta państwowe i - co z tym idzie - dni wolne od pracy. Wszystko, aby przekonać ludność cywilną, że będzie im się teraz żyło lepiej. Oczywiście o ukrytych korzyściach S.SPEC już nie wspomniano, bo o tym się przecież nie mówi. Tak czy tak propaganda i usprawnienia zrobiły swoje, a Daimao naprawdę stał się "dobrym wujkiem". W końcu, jeśli dyktatorów jest trzech, to jeden musi być tym, któremu lud bezgranicznie ufa. Jemu się to tak czy siak doskonale udało i wielu sceptyków Władzy ostatecznie mu zaufało.
Wprowadzając udogodnienia, mógł on również przemycić szczyptę własnego widzimisię, toteż posadzono w całym mieście liczne Drzewa Sakury (przywracając naturalnie Hanami), zaś urzędy miejskie rozpoczęto zdobić flagami Mokkou. Hasło "Nihon no eikou! S.SPEC no eikou! Daimao no eikou!" stało się hasłem kojarzonym z Daimao, na co on nie narzekał, bo patriotyzm nie osłabł w nim ani trochę, pomimo tych wszystkich wydarzeń. Bijąca od niego aura oddania krajowi była widoczna podczas jego przemówień i - jako kolejna sztuczka psychologiczna - sprawiała wrażenie, że można mu bardziej ufać, bo ma w interesie tylko i wyłącznie dobro kraju. Nie było to absolutnie różne od prawdy, ale osoby znające go bliżej mogły mieć śmiało różne obiekcje na ten temat. Przecież nie jest powiedziane, że dobro kraju to JEDYNA rzecz, która musi obchodzić władcę, no nie...?
Oczywiście przy każdej okazji Daimao wychodził na mównicę i prawił swoje kazania, czarując ludność Świata-3. Nieliczni bowiem wiedzieli, że ten człowiek, podobnie jak jego towarzysze u władzy, nie waha się postawić kogoś pod mur czy wrzucić do więzienia, aż zdechnie z głodu. Wszak znane jest powiedzenie, że "dobrymi chęciami piekło jest wyłożone", zaś chcąc osiągnąć swój cel wymagane jest i dokonywanie okrutnych czynów. Władza doprawdy deprawuje...

Teraźniejszość
- ...Co więc mam napisać, Daimao-sama...? - Yoshida wyrwał Daimao z zamyśleń.
- Zatem - podjął, bez chociażby najmniejszej oznaki wybicia z wątku - w skrócie ma to wyglądać tak...
Po czym zaczął dyktować. Musiał dokonać w swoim życiorysie "lekkich zmian". Wszystko oczywiście było zgodne z prawdą, ale napisane w ten sposób, żeby nie mówić niczego "nie tak, jak by sobie Daimao życzył". Po skończeniu pracy dyktator wstał z sofy.
- Teraz ty to rozbuduj, ubarw szczegółami, a po skończonej pracy zademonstruj mi wyniki - rzekł. - Jednakże, jeśli to, co było mówione na boku w tym pokoju wyjdzie poza jego obręb, to "okrągła dziurka w potylicy", najpopularniejsze śmiertelne schorzenie wśród osób, na których się zawiodłem, będzie najlepszą rzeczą, jaka by cię mogła spotkać, zrozumiano?
- Tak jest, Daimao-sama. Wszystko będzie tak, jak pan sobie tego życzy.
- Doskonale. Zatem... wyjdę już. Nie będę dłużej sprawiał kłopotu swoją obecnością. Domyślam się, jak bardzo może stresować rozmowa z kimś tak ważnym...
Wyszedłszy z mieszkania, dyktator udał się samochodem w stronę swojego azylu. Oczywiście, lubił przebywać razem z ludem, któremu przewodził, ale tylko, jeśli sam stał na bezpiecznym podwyższeniu i tylko, jeśli nie potrzebował pilnie wypoczynku. Był to bowiem straszny problem Daimao: zmęczony nie potrafił myśleć. Dojechawszy więc do celu, wszedł do swojego mieszkania i dla rozładowania napięcia pograł trochę na fortepianie, myśląc nad hymnem S.SPEC. Następnie usiadłszy nad robotą papierkową (której z reguły nie tykał nawet, bo się do tego nie nadawał, ale dziś miał kaprys, żeby to zrobić), zasnął ostatecznie nad stosem kartek, które leżały na jego biurku, czekając na podpis Władzy...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach