Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Karty Postaci


Go down

Pisanie 30.12.15 16:21  •  Joseph "Icarus" Frost Empty Joseph "Icarus" Frost
Godność: Joseph Frost
Pseudonim: Leek (stary, w zasadzie nieużywany), Icarus (obecny)
Płeć: Mężczyzna
Wiek: Umarł w wieku 27 lat, a obecnie ma 97.
Zawód: Brak
Miejsce zamieszkania: Desperacja

Organizacja: Brak
Stanowisko: -
Rasa: Wymordowany
Ranga: Poziom E

Moce:

- Biokineza - Leek nie był stworzony w wyniku nieszczęśliwego zrządzenia losu. Jego kreacja była dokładnie przemyślana i zaplanowana przez co zwierzęta, z którymi miał kontakt po zarażeniu wirusem są dość nietypowe. Naukowcy uznali, że najlepiej będzie mu nadać cechy stworzeń zamieszkujących wody -  strętwy i ośmiornicy niebieskiej. Połączenie to może wydawać się śmieszne, ale nic bardziej mylnego. W momencie przemiany skóra Josepha wygląda tak, jakby była pokryta łuskami. Tak naprawdę znajdują się pod nimi narządy elektryczne zdolne do wytworzenia napięcia pozwalającego na sparaliżowanie naprawdę rosłego człowieka. Jeśli natomiast chodzi o naleciałości z ośmiornicy, to po transformacji na skórze Leeka można dostrzec niewielkie, ale za to liczne, niebieskie okręgi. Te stają się znacznie jaskrawsze w momencie wzburzenia emocjonalnego lub zagrożenia, jednocześnie sygnalizując, że mężczyzna stał się groźny. Jak na ośmiornicę przystało Joseph posiada również swoje osiem macek, które wyrastają z dolnej części jego pleców. Każda macka ma trzy metry długości, posiada przyssawki i jest niezwykle silna.

- Wytwarzanie elektryczności - strętwa bywa często mylnie nazywana węgorzem elektrycznym nie bez przyczyny. Potrafi bowiem sama robić za przenośny akumulator, a Joseph, jako jej spadkobierca, szczyci się taką samą umiejętnością. Mężczyzna potrafi porazić prądem z jakiejkolwiek części swojego ciała i to na tyle silnym, że powoduje on paraliż trafionej osoby. Leek może utrzymać przepływ elektrycznośći maksymalnie przez dwa posty, po których musi odczekać trzy posty, aby zużyta energia została odnowiona. Paraliż na trafionej osobie utrzymuje się natomiast przez dwa posty, po których stopniowo odzyskuje ona władzę nad ciałem.

- Trucizna - tym razem jest to zasługa ośmiornicy, która w naturalnym środowisku nie osiąga zbyt imponujących rozmiarów. Macki Josepha na całej długości wyposażone są w niewielkie, cienkie igły, które nie są widoczne i odczuwalne na pierwszy rzut oka. Jednakży przy kontakcie wymordowany może je wysunąć, a nasępnie wstrzyknąć truciznę znajdującą się w gruczołach jadowych. Gruczoł jadowy zaopatrza w truciznę po dwie macki i pozwala on na jednorazową aplikację toksyny którąkolwiek z nich. Płyn w gruczole regeneruje się cztery posty. Działa za to podobnie do tetrodotoksyny, czyli powoduje przerwanie przekaźnictwa elektrycznego w nerwach poprzez przyłączanie się do białek kanałów sodowych w błonach komórek nerwowych. Nie przechodzi za to przez barierę krew-mózg, co sprawia, że ofiara zostaje sparaliżowana, ale jest całkowicie przytomna. Paraliż ten trwa przez trzy posty u postaci podobnej gabarytowo do dziecka, dwa posty u dorosłego i przez post u osobnika wielkich rozmiarów. Po tym okresie toksyna stopniowo jest neutralizowana, a ofiara powoli odzyskuje władzę w kolejnych częściach ciała.

Umiejętności:

- Bonusy rasowe

- Walka wręcz - być może Joseph był tylko obiektem testowym, ale w razie pomyślnego przejścia wszystkich testów i ostatecznego zapanowania nad mocą miał stać się także swego rodzaju superżołnierzem angielskiej armii. Jego zadaniem było czyszczenie terenów znajdujących się poza miastem z wszelkiego rodzaju plugastw i przeciwników władzy, więc szkolono go również pod tym kątem. A, że bronią miało być jego własne ciało, a nie zabawki technologiczne, to właśnie temu aspektowi poświęcono lwią część treningu.

- Tropienie - przez wiele lat Leek po prostu uciekał i nie przejmował się przy tym niczym. Dopiero później zauważył jak bardzo ważną umiejętnością jest zacieranie własnych oraz czytanie cudzych śladów. Od tamtego momentu mężczyzna przykładał swoją uwagę do wszelkich szczegółów mogących świadczyć o jego obecności w terenie, a tym samym nauczył się jak wyłapywać takie szczegóły w przypadku innych. Z pewnością za psa myśliwskiego robić nie może, ale za to kogoś potrafi wytropić.

- Technik - jako syn technika, a także zapalony pasjonat wszelkich nowinek technologicznych Leek potrafi skręcić coś z niczego. Wystarczą mu tylko odpowiednie narzędzia, trochę czasu i być może jakieś plany. Zna podstawowe zasady rządzące elektryką, mechaniką, robotyką i tym podobne. Oczywiście sam nie będzie w stanie wykonać bardziej skomplikowanych projektów czy planów, ale przy odrobinie pomocy czy dobrym schemacie w końcu mu się to uda.

Słabości:

- Niestabilność emocjonalna - nie tylko wirus X przyczynił się do powstania jego nagłych napadów złości i agresji. Również doświadczenia, które nabył za czasów swojego życia sprawiły, że Joseph ma problemy z utrzymaniem swoich nerwów na wodzy. Szczególnie źle wpływa na niego sytuacja, w której ktoś znęca się nad słabszą istotą lub w jakikolwiek sposób ubliża kobietom oraz dzieciom. To jest jego pięta achilessowa, która prowadzi ku powolnemu zatraceniu człowieczeństwa.

- Klaustrofobia - lata trzymania w ciasnej klatce i odosobnieniu sprawiły, że Frost nie czuje się zbyt dobrze na niewielkich przestrzeniach. Wszystko jest dobrze dopóki mężczyzna widzi jakiekolwiek wyjście z takiego pomieszczenia. Gorzej zaczyna się robić, gdy wszelkie drogi ucieczki zostają zablokowane. Wtedy pojawia się u niego potliwość, przyspieszony oddech, a koniec końców skutkuje to atakiem paniki, który przeobraża się w wybuch gniewu i agresji. To ostatnie nigdy nie kończy się dobrze dla istot znajdujących się dookoła niego.

- Hematofobia - strach przed krwią. W przypadku Josepha lęk nie jest rozwinięty do tego stopnia, żeby go paraliżował. Wszystko zależy jednak od ilości czerwonej cieczy, która znajduje się dookoła niego. Drobne skaleczenie czy zacięcie nie robi na nim wrażenia, ale postrzał sprawia już, że Frostowi puszczają nerwy i zachowuje się nieswojo, co w jego przypadku jest tragiczne w skutkach.

Wygląd zewnętrzny:

Nie jestem zbyt wysoki (1,82m), toteż łatwo nie wypatrzysz mnie w tłumie innych ludzi. Nie rzucam się w oczy, jestem raczej niezbyt przystojny. Powiedziałbym nawet, że wydaję się po prostu zwyczajny na tyle, że przechodząc obok mnie nie zapamiętałbyś nic szczególnego. Po prostu kolejny przechodzień, który nie przykuł niczyjej uwagi. Włosy me koloru blond zazwyczaj swobodnie opadają na ramiona. Oczywiście często bywają też związane z tyłu w niewielką kitkę, ale to akurat łatwo zauważysz. Szczerze mówiąc, to na dłuższą metę jest to bardzo wygodne, więc nie mam na co narzekać. To wszystko sprawia, że moje kudły doskonale współgrają z nietypową twarzą, którą obdarzyła mnie matka, a która to następnie została zmodyfikowana przez naukowców z angielskiego S.SPECu. Moją sylwetkę również należy zaliczyć w większości do przeciętnych. Ni tu mięśni zbytnich mięśni, ni nadmiernej tkanki tłuszczowej. Na zwrócenie uwagi zasługują jedynie plecy i ręce, bowiem pierwsze są dość szerokie i dobrze zbudowane, a dłonie za to trochę większe, niż być powinny. Cech szczególnych również brak. Nie, dobra. Tutaj akurat kłamię, bo moja osoba ma pelno takich cech. Pierwzą z nich jest zdemolowana twarz, która nie posiada skóry na policzkach. Ta została zerwana i przypalona dawno temu i to do tego stopnia, że brakuje mi wargi po lewej stronie twarzy, a na brodzie muszę nosić metalowy element, który utrzyma resztki skóry w ryzach. Okazałe blizny, których źródło jest identyczne co tych na twarzy, znajdują się również na moich nadgarstkach. Nawet nie wyobrażasz sobie jak niewygodny i ciepły jest metal kajdanek, które utrzymują człowieka w krześle podłączonym do prądu. Blizny są pamiątką po tych niezwykłych czasach, kiedy byłem jeszcze na tyle naiwny, żeby myśleć, że zło i wojna ominie innych, jeśli tylko się poświęce. Teraz za każdym razem gdy dotykam tych szram wiem, jak bardzo głupi byłem. Jeśli zaś chodzi o moją mimikę to wyraża jedynie sam czubek góry lodowej, która czai się w moim sercu. Zmęczenie, lekkie przygnębienie, a może i nawet znudzenie się życiem doczesnym połączone z pragnieniem dokonania czegoś wielkiego. To wszystko da się wyczytać spoglądając na mnie łaskawym okiem. Większość czai się jednak ukryta głęboko w środku, a jedynie moje zielone ślepia wypuszczają czasem na zewnątrz stłumione emocje. Jeśli będziesz miał wrażenie, że ten niepozorny jegomość jakim jestem dokładnie cię obserwuje, to najprawdopodobniej się nie mylisz. Jeśli będzie ci się zdawało, że krzywo na ciebie spojrzałem, to właśnie tak było. Negatywne emocje, coś od czego większość ludzi stroni i broni się przed tym niczym przed ogniem, są u mnie najlepiej rozwinięte. Nic więc dziwnego, że potrafię je też najlepiej wyrażać nawet najprostszym gestem. Muszę też powiedzieć o moich rękach, które przerażają nawet mnie. Widzisz te chude palce? Widzisz jak są długie i kościste? A może zwróciłeś uwagę na równie długie ręce? Prawda, że są niesztampowe? Wyglądają jak długie, ostre gałęzie sięgające po swoją ofiarę, żeby po chwili uraczyć ją niezwykle miłym uściskiem śmierci, w wyniku którego wyzionie ducha. Można powiedzieć, że nie jestem normalny, ale może to wina wszystkich dookoła?

Charakter:

Nudziarz, leń, introwertyk – takie trzy określenia na sam początek w zupełności wystarczą, bo doskonale oddają mój charakter. Co ja poradzę na to, ze większość ludzi zwyczajnie mnie nie interesuje? Zresztą takie zachowanie naprawdę mi odpowiada, bo nie sprowadzam na siebie niepotrzebnego wzroku innych osób i nie zrzucam na nich swojego brzemienia. Zazwyczaj jestem tym kolesiem, który siedzi sobie spokojnie na ławeczce niedaleko Ciebie i wpatruje się w niebo. Tak po prostu, bez wyraźnego powodu. To z kolei prowadzi do bardzo prostego stwierdzenia. Wydaję się być człowiekiem spokojnym, całkiem opanowanym, chociaż jak każdemu czasem i mnie puszczają nerwy. Ma to miejsce wtedy, gdy czymś za bardzo się podekscytuję. Może być to umiejętność mojego przeciwnika, jego siła, a może nawet wiadomość o następnym, nadchodzącym zleceniu. W takich przypadkach mam jeden, trochę niewygodny nawyk. Otóż za każdym razem kiedy emocje sięgają zenitu, moja lewa ręka zaczyna niekontrolowanie się trząść niczym osika, a same palce zaciskają mocniej niż sznur na szyi wisielca. Nienawidzę tego tiku z prostego powodu – zbyt łatwo mnie zdradza. Co wprawniejszy obserwator od razu będzie w stanie powiedzieć, że coś ze mną nie tak. Jednakże i na to mam sposób! W takich sytuacjach po prostu szybko ewakuuję się z obecnego miejsca przebywania w jakieś ustronne miejsce i biorę kilkadziesiąt mocniejszych wdechów. Świetnie działa też wyżycie się na jakimś przedmiocie lub człowieku, ale to ostatnie ma miejsce tylko w ostateczności. Coś jeszcze? Uwielbiam, ale to po prostu ubóstwiam rozwiązywać łamigłówki, zagadki. Układanie strategii i przewidywanie ruchów przeciwnika również sprawa mi radość. Nieskrywaną radość sprawia mi również wpychanie nosa w nieswoje sprawy i lekkie manipulowanie sytuacją. Zazwyczaj w kłótniach nie popieram żadnej strony… zbyt długo! Napuszczanie na siebie ludzi, wydobywanie z nich na zewnątrz najlepiej ukrytych demonów, zatargów i uprzedzeń powinno cieszyć każdego. Uważam, że ludzie sobie nie ufają i nie powinni tego robić. Po prostu ludzkość powoli zmierza ku upadkowi, więc czemu miałbym się jakoś ograniczać przed sądnym dniem?
Inaczej ma się sprawa w momencie, kiedy moje nerwy przekroczą dopuszczalną granicę i zechcą ukazać się światu niczym niepohamowany wulkan. Wpływ wirusa X uwielbia się manifestować poprzez przejmowanie kontroli nad moim ciałem i wzbudzanie pierwotnych, zwierzęcych instynktów, nad którymi nie jestem w stanie panować. Wielokrotnie zdarzyło się nawet, że po takim wybuchu nie pamiętam nawet dobrze tego, co robiłem, a dopiero szkody wyrządzone dookoła mnie pozwalały ustalić mi przebieg ostatnich kilku godzin. W momencie szału nie panuję nad sobą kompletnie i atakuję wszystko, co znajdzie się w zasięgu mojego wzroku często nie tylko to niszcząc lub zabijając, ale też kompletnie masakrując. Nierzadko zdarzało się, że nie byłem w stanie rozpoznać kto zginął przez to, że nie umiałem nad sobą zapanować.

Historia:

Nie pamiętam już jak to wszystko się zaczęło. Wiem, że żyliśmy wraz z rodzicami poza miastem, które wydawało mi się istnym rajem. Jako młodzieniec wielokrotnie spoglądałem na te łuny światła wzbijające się wysoko w niebo i marzyłem o tym, aby kiedyś przekroczyć mury jednej z niewielu enklaw ludzkości. M-2, bo tak właśnie nazwano nowe siedlisko człowieczeństwa, nie zamierzało jednak wpuszczać do środka ludzi, których stan zdrowia był niepewny. Wtedy jeszcze nie wiedziałem dobrze o co im chodziło i czemu niby ktokolwiek miał stanowić dla nich zagrożenie, ale bardzo szybko rozwiali oni moje wątpliwości. Najpierw przyszli po matkę... Grupa ludzi w mundurach, uzbrojona po zęby i nastawiona tak, jakby którekolwiek z nich mogło im cokolwiek zrobić. Jednak co my mogliśmy? Miałem dziesięć lat, siostrzyczka miała cztery lata, ojciec od roku leżał niemalże przykuty do łóżka z powodu choroby, a matka była wychudzona, bowiem starała się oddawać nam każdy kąsek jedzenia, który jakimś cudem zdobyła. Mundurowych to jednak nie obchodziło. Siłą wywlekli ją za włosy, a kiedy próbowałem jakkolwiek obronić swoją rodzicielkę zostałem dotkliwie pobity kolbami broni, które mieli przy sobie. Do tej pory pamiętam ból i wygląd swojego sinego ciała kilka dni po ich interwencji. Mówili, że zabierają ją tylko na rutynową kontrolę, że może być tym, czego szukają, żeby wyleczyć ludzkość. Tylko mówili...

Lata natomiast mijały, a matka nigdy nie wróciła. Z racji choroby ojca to na mnie spadł obowiazek zajmowania się domem, pożywieniem, a także opieką oraz wychowaniem mojej młodszej siostrzyczki. Mimo młodego wieku nie narzekałem i starałem się zrobić wszystko, co tylko leżało w mojej mocy, aby pomóc własnej rodzinie. Okazało się jednak, że nie było to wystarczające. Kiedy szukałem czegokolwiek, co byłoby przydatne do handlu, ojciec oddawał swoje porcje jedzenia mojej siostrzyczce, aby ta nigdy nie głodowała. Nie trudno było się domyślić, że w wyniku tego podupadł na zdrowiu jeszcze bardziej i w końcu zmarł. Miałem wtedy może z... szesnaście lat? Można pomyśleć, że dzieki temu było mi o wiele łatwiej, ale wcale tak nie było. Owszem, nie musiałem zdobywać jedzenia dla trzech osób, a tylko dla dwóch, ale wydarzenia te wpłynęły mocno na moją siostrzyczkę. Co miało począć dziesięcioletnie dziecko, któremu w przeciągu kilku lat życie odebrało dwójkę rodziców i która mogła liczyć tylko na brata nierzadko pakującego się w tarapaty tylko po to, aby przynieść do domu kilka kromek chleba? Nie musiałem czekać długo na to, żeby uśmiech zniknął z jej pięknych, różanych usteczek, a szczęśliwe iskierki w jej niebieskich oczkach drastycznie przygasły. Bolało mnie to. Bolało coraz bardziej z każdym spojrzeniem na jej smutną twarzyczkę, która resztkami sił starała się przywołać resztki uśmiechu. Pomimo tego starałem się jak mogłem, by jej i tak szare życie nie straciło resztki swoich kolorów. Pamiętam nawet, jak pewnego dnia znalazłem w ruinach jednego z budynków skrzynkę. Do tej pory nie jestem pewien czy była to jakaś kapsuła czasu, czy też zwyczajny domowy mebel, ale w środku znajdowała się lalka. Sam zdziwiłem się nawet w jakim jest stanie! Nowa, zamknięta w opakowaniu, owinięta jakimiś starymi, przeżartymi przez czas szmatami. Mimo tego był to doskonały prezent, bowiem Susan była wniebowzięta. Przez kilkanaście następych dni chodziła wyprostowana i pokazywała każdemu dookoła swoją zabawkę zupełnie tak, jakby własnie odkryła garnek złota na końcu tęczy.

Jednak nic, co dobre nie trwa wiecznie. Tak było i pewnej grudniowej nocy, kiedy nasz dom po raz kolejny odwiedzili Ci sami ludzie, którzy zabrali matkę. Tym razem chcieli mojej szesnastoletniej siostry. Ja tymczasem postanowiłem, że zabiorą ją dopiero po moim trupie i było naprawdę blisko. Byłem brutalnie bity rękoma skrytymi w skórzanych rękawiczkach (pewnie po to, aby nie brudzić się naszą krwią) i metalowymi pałkami, ale mimo tego nie ustępowałem. Nie zamierzałem po raz kolejny patrzeć jak zabiera się sprzed moich oczu jedną z najważniejszych osób, jakie mi pozostały. Jednak nie zginąłem. Przetrwałem dzięki jednemu z naukowców, który koniec końców zlitował się nade mną i stwierdził, że mogę wykonać to zadanie równie dobrze, co moja siostra. I tak zostałem wywleczony z domu bez okazji do pożegnania ukochanej siostrzyczki. Pamiętam jedynie, że powiedziałem jej, aby zdała się na sąsiadów, a później założono mi czarny worek na głowę i wrzucono do jakiegoś pojazdu. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że już nigdy nie zobaczę nikogo, kogo spotkałem przez dwadzieścia dwa lata życia tutaj.

Następnym pomieszczeniem, które pamiętam jest dość przestronny, całkowicie biały pokój i nieznośny ból w karku. Chciałem nawet go rozmasować, ale to właśnie wtedy zorientowałem się, że zarówno moje nadgarstki, jak i kostki są przykute do krzesła stalowymi kajdanami na tyle mocno, że nie mogłem nawet dobrze poprawić się na siedzisku. I do tego to nieprzyjemne, ostre, jasne światło, które skierowane było prosto w moje oczy po to, abym nie zobaczył kto tak naprawdę znajduje się za szybą na wyższym piętrze. Udało im się to. Po dzisiejszy dzień nie znam tożsamości tamtych ludzi, którzy pewnie już nie żyją. Pamiętam za to dokładnie ich głosy. Kobieta o barwie przyjemnej dla ucha, cichej, głębokiej lekko przesączonej erotyzmem i mężczyzna, który brzmiał tak, jakby nigdy w życiu nie przeszedł mutacji. Właśnie ta dwójka towarzyszyła mi najpierw przez ostatnie pięć lat mojego życia, a następnie przez sześć kolejnych lat kolejnego "życia". Szybko wyjaśnili mi po co mnie tutaj przywlekli. Moja matka poddała się po dwunastu latach ciężkich eskperymentów i dołączyła do miejsca, w którym znajdował się ojciec, więc potrzebowali zamiennika powiązanego z nią genetycznie. Co prawda nie byłem, w ich mniemaniu, stuprocentowo kompatybilny, ale nikogo lepszego by nie znaleźli. Nie miałem nawet chwili na to, by opłakiwać jej śmierć, bowiem łzy wydobywały się z moich oczu z innego powodu. Prąd! Prąd, który był tak bardzo potrzebny na terenach znajdujących się poza M-2 przepływał teraz przez moje ciało z takim natężeniem, że nie mogłem wydać z siebie nawet jednego jęku. Jedyne co mi pozostawało to wyginanie ciała na tyle, na ile pozwoliły mi kajdany i otwieranie szeroko ust z nadzieją, że w ten sposób jakimś cudem uda mi się złapać powietrze. Po kilku chwilach nastąpił koniec, ale widoczny był jedynie na wskażnikach dwójki naukowców. Moje ciało nadal odczuwało skutki porażenia, a ja sam starałem się dojść jakoś do siebie. W swojej wspaniałomyślności, para stwierdziła, że mi w tym pomoże. Usłyszałem tylko jedno zdanie, które zostało wypowiedziane po angielsku, ale za to z obcym akcentem "Next dose.". Do tej pory pamiętam ten specyficzny sposób wymowy, który zawsze zwiastował kolejne tortury mające wstrząsnąć moim ciałem. Za pierwszym razem spojrzałem z niedowierzaniem w stronę oślepiającego światła, ale po kilku miesiącach wiedziałem, że jest to jedynie znak do tego, abym mocniej zaciskał zęby.

Nie mogę jednak powiedzieć, że te wszystkie lata spędzone pod ziemią, Bóg jeden wie gdzie, były przepasane jedynie nieszczęściem i żalem. W pewnym momencie miałem nawet okazję otworzyć swoją paskudną gębę nie tylko do strażników i naukowców, ale także do wymordowanej, która w przeciwieństwie do mnie nabyła o wiele więcej zwierzęcych cech. Ach, jaka ona była wyszczekana! Myślała, że wszystko wie najlepiej, a ta niewielka cela jest tylko jej pomimo tego, że musieliśmy ją dzielić wspólnie. Z czasem nawet ją polubiłem dzięki jej nietypowemu śmiechowi, który sprawiał, że nawet ten kurwidołek był trochę przyjaźniejszym miejscem niż z początku mogło się wydawać. Mój lekki optymizm niestety nijak miał się do zniecierpliwienia naukowców, którzy wyrywali włosy z głowy nie wiedząc dlaczego jeszcze nie ujawniły się u mnie cechy zwierząt, z którymi miałem kontakt podczas zarażenia. Człowiek jednak nie kamień i długo nie poczeka, więc pewnego dnia do celi dwójki wymordowanych wtargnęła ochrona, aby w następnej chwili obezwładnić mnie i podać środki uspokajające. Kiedy się ocknąłem, znajdowałem się w dobrze sobie znanym pomieszczeniu, które odwiedziłem podczas swojej pierwszej wizyty. Jednakże po tylu latach spędzonych w jednym miejscu wszelkie różnice i poprzestawiane obiekty wyczuwałem instynktownie. Tak samo było i w tym przypadku. Swe ślepia zatopiłem w ciemnym kącie, który do tej pory zawsze posiadał chociażby jedną, zapaloną lampkę. Pomimo mocnego światła skierowanego na moją twarz wiedziałem, że coś się tam znajduje, byłem w stanie dostrzec niewyraźne kontury. Wtedy byłem niezwykle ciekawy nowego towarzysza i oddałbym wiele, żeby dowiedzieć się o co chodzi. Teraz... Teraz wolałbym po prostu o tym zapomnieć. Kiedy zapaliło się światło, zobaczyłem jej wychudzone ciałko. Zapadnięte policzki nie były już tak różowe jak kiedyś, usta z pewnością kilka lat temu miała o wiele czerwieńsze, a jej ciało nie posiadało żadnej blizny. Teraz? Teraz wszędzie była przepasana brudnymi, zakrwawionymi bandażami, a świeżo zdarta skóra zdawała się wydzierać spod każdego kawałka lnianej gazy, którą ją zaszczycono. Susan - moja mała siostrzyczka znajdowała się teraz w tym samym pokoju, co ja. Fala zdezorientowania i niepewności w mig zmroziła całe moje ciało. Co ona tutaj robi? Przecież parę lat temu dobrowolnie zostałem królikiem doświadczalnym tylko po to, żeby mogła żyć w spokoju. Podążyłem śladami matki, która poświęciła się dla naszego dobra i po co to wszystko? Każdego dnia, kiedy skóra odchodziła od moich policzków, za każdym razem, kiedy moje ciało traciło kolejne krople krwi i kiedy tylko dzięki sile woli zdołałem nie oszaleć od bólu zadawanego mi przez szalonych naukowców myślałem, że robię to wszystko dla niej. Tylko po to, żeby mogła żyć, biegać i jeść jak inni, normalni ludzie. Wiedziałem, że wiele będzie jej brakowało do szczęścia, ale to wszystko było i tak lepsze, niż śmierć z ręki niespełnionego doktorka. Nigdy nie uzyskałem jednak wyjaśnień, bowiem para, która towarzyszyła moim eksperymentom przez ostatnie lata stwierdziła, że czas rozpocząć operację i jak jeden mąż do Susan dopadło trzech mężczyzn w białych fartuchach. Nie podali jej znieczulenia, nie uśpili przed zabiegiem, a po prostu wbili w jej brzuch skalpel. Krzyk, który dotarł do moich uszu w tamtej chwili był o wiele gorszy od tych wszystkich lat cierpień i spowodował to, co naukowcy chcieli osiągnąć przez zabieg - obudzenie mojej zwierzęcej strony. Niestety zbyt wiele z tego wszystkiego nie pamiętam. Wiem jedynie, że moje oczy zaszły czerwienią, a przez głowę przelatywały miliony chaotycznych myśli, które skupiały się jedynie na morderstwie. Sam natomiast doszedłem do zmysłów dopiero po jakimś czasie, znajdując się pod uschniętym drzewem gdzieś na niezamieszkanych terenach. Susan znajdowała się zaraz obok mnie, ale jej ciało było z trudem rozpoznawalne. Nie wiem czy to moja zasługa, czy może mężczyźni dopięli swego... Jedno było za to pewne - byłem wolny i samotny, więc po zaopiekowaniu się zwłokami siostry ruszyłem w świat jako nowy człowiek, a raczej jako pusta skorupa.

Moje dalsze losy i dostanie się do Japonii to również zbieg ciekawych oraz tak niebezpiecznych, jak i szczęśliwych zbiegów okoliczności, o których jednak nie będę teraz opowiadał. Fakt faktem znalazłem drogę do tego kraju i postanowiłem, że tu będę żył. Po paru latach opanowałem również japoński na tyle, żeby rozmawiać z miejscową ludnością bez większego skrępowania i niepowodzeń. Nie tak dawno temu moje drogi skrzyżowały się z paroma ludźmi z półświatka i to właśnie od tej pory zacząłem swoje życie na nowo. Może i te zlecenia nie są czymś, co zawsze mi odpowiadało, ale przynajmniej można z nich wyżyć.

Dodatkowe:

1. Jestem leworęczny.
2. Uwielbiam literaturę, a najbardziej lubuję się w starych, angielskich dramatach.
3. Choćby mieli mnie zabić nigdy nie zjem marchewek i brokułów.
4. Lubię wszelkie desery, ale nienawidzę ciepłych napojów.
5. Mam opory przed tym, żeby pokazać ludziom swoją twarz, więc zazwyczaj jadam w samotności. Kto chciałby spoglądać na potwora?
6. Zawsze, ale to zawsze pachnę tytoniem.
7. Kiedy na kalendarzu wyskoczy 28 stycznia i 17 sierpnia jestem całkowicie niedostępny. Nie przyjmuję zleceń, nie pokazuję się ludziom, nikt mnie nigdy nie może znaleźć.
8. Mam przyjemny, ciepły głos, który wiecznie kalany jest przez delikatną chrypkę, przez co naprawdę ładnie wychodzi mi śpiewanie.
9. Posługuję się językiem angielskim i japońskim w stopniu biegłym.
10. Potrafię zamieniać swoją ślinę w atrament, czyli jestem chodzącym kałamarzem.


Ostatnio zmieniony przez Icarus dnia 31.12.15 12:59, w całości zmieniany 5 razy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.12.15 0:53  •  Joseph "Icarus" Frost Empty Re: Joseph "Icarus" Frost
Te stają się znacznie jaskrawsze w momencie wzbużenia emocjonalnego
wzburzenia

Co do 3 mocy - gryzie mnie, że ma na każdej macce jedną igłę. To daje mu właściwie 8 ataków, a to jest gruba przesada.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.12.15 7:45  •  Joseph "Icarus" Frost Empty Re: Joseph "Icarus" Frost
*chowa się ze wstydu za swoim zamczyskiem w akwarium* Taki ortograf... Pewnie z przeciążenia. Już poprawiam. Q~Q

Zmieniłem tak, że jeden gruczoł jadowy zasila dwie macki, czyli o połowę.

Edit.

Zmieniłem także grupę ze Smoków na Neutralnych.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.12.15 13:00  •  Joseph "Icarus" Frost Empty Re: Joseph "Icarus" Frost
Okej. Wszystko już gra. Świetna KP i bardzo interesująca postać. Chcę z nią relacje i fabułę. Teraz, już.

Akcept i miłej gry.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach