Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Pisanie 21.11.15 11:28  •  Nawiedzony dom - Page 3 Empty Re: Nawiedzony dom
- To tylko mój zwierzęcy magnetyzm, Abi. - Puścił jej oczko, uśmiechając się wesoło. Tak beznadziejny dowcip i suchy, że aż mu się zachciało coś pić. W sumie to zastanawiające. Czy gdyby teraz się czegoś napił, to wyleciało by mu szyją, czy może magicznie się teleportowało do reszty ciała? Fajnie by było sprawdzić.
- Oj Yuu, nie lubisz naszego towarzystwa że tak cię ciągnie by pójść do domu? Jesteśmy tacy źli, Abi? - Jego spojrzenie kręciło się od wilczycy do kota i tak na przemian, póki nie weszli w całkowity mrok, gdzie jego wzrok nie nadawał się na nic. Hm, przydałaby się jakaś latarka, pochodnia czy zapałka. Byłoby to użyteczne, szczerze pwoiedziawszy.
Nie mówił jednak nic, co do tego w jak kiepskiej sytuacji są. Raczej każde z nich jest tego całkowicie świadome, i szczerym będąc, jest potwornie wdzięczny za to, że jednak chcą mu pomóc pozbierać się do kupy. Wolałby nie skończyć jako gadająca głowa. A jeśli ten urok jest czasowy... To umrzeć tuż po tym, jak straci moc. To byłaby tak głupia śmierć, że wprost nie jest w stanie tego przełknąć. Wolałby już zostać zeżartym przez Yuu, niż umrzeć w taki sposób. Naprawdę.
Na pytanie skąd u niego ta pewność siebie chętnie wzruszyłby barkami, ale chwilowo mu ich zabrakło. Stąd więc, mógł jedynie się uśmiechnąć szelmowsko.
- Powiedzmy że mam swoje triki, które potrafią "wykreować" nam wyjście z problematycznych sytuacji. - O ile Yuu to mogło nic nie mówić, tak Abi powinna zrozumieć, co miał na myśli. Dostęp do chociaż jednej ręki pozwoli mu ponownie użyć mocy kreacji, i przeformować cały ten budynek by mogli łatwiej znaleźć jego resztki.
Nie zwracał uwagi na ludzi tak bardzo, jak Abi czy Yuu, dlatego nic w tej kwestii nie wspomniał. Jedynie westchną cicho, gdy usłyszał, że jego ręka bije się z powietrzem. No tak, wiecznie bojowe ciało. Oby nie zaczęło z nimi walczyć tą kosą, którą ma na plecach, bo będzie nie przyjemnie.
Przywiązał jednak uwagę do słów o zmieniającym się budynku. Hm, to brzmi znajomo. Obrócił spojrzenie za siebie. Tam, gdzie jeszcze niedawno było światło, teraz znajdowała się kompletna ciemność.
No tak.
- Może i nie poprawi wam to nastroju, ale jesteśmy w labiryncie, który zmienia się z każdym naszym krokiem. Wyjście jakie było za nami... No. Już go nie ma. Abi, doprowadź nas szybko do mojego ciała, w razie czego wyprowadzę nas stąd nawet jako ciało od pasa w górę. - Śmiertelna powaga pobrzmiała w jego słowach. Nie było mu teraz aż tak do śmiechu. Wolał nie ciągnąć ze sobą innych osób w to bagno, więc jeśli odnajdą chociaż jeden jego kawałek pozwalający na użycie mocy - wyciągnie ich stąd. A potem... Pomyśli się.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.11.15 12:35  •  Nawiedzony dom - Page 3 Empty Re: Nawiedzony dom
Dla kogoś z bujną wyobraźnią mogli teraz wyglądać jak żywy transformers. Trzy głowy, dwa pełne ciała, osiem par łap i tak dalej. Brakowało tylko promienia miotanego z paszczy i mechanicznych ruchów. Plastyczna masa w postaci całej trójki poruszała się miękko na wilkołczych łapach. Psi nos Yuu nie działał w tych warunkach, już dawno przeszła na oddychanie przez paszczę, żeby tylko nie czuć tego okropnego swądu dosłownie wszystkiego co pachnie nieprzyjemnie. Czuła się teraz jak w żołądku jakiegoś wielkiego potwora, przemierzając jego wnętrzności w poszukiwaniu satysfakcjonującego wyjścia.
- Tam? Tak? - Przygarbiła się nieco dając kotu większe pole widoku i pozwalając się kierować do wskazanego miejsca. Już z kilkunastu metrów dało się dosłyszeć miękkie plaskanie czegoś o podłogę bądź ściany, czegoś co przypominało mięso. Tak, to musiała być jedna z zaginionych części ciała, wydawała z siebie odgłosy charakterystyczne właśnie dla ciała. Nawet nie wiedziała skąd ma tą pewność, w końcu nieczęsto fragmenty człowieka poruszając się samodzielnie i wydają jakiekolwiek odgłosy.
Westchnęła głośno. Przyszła tutaj sama i przyzwyczajona była, do bycia samotną. Towarzystwo było okej, ale na dłuższą metę czuła się zmęczona. Nie mogła im tego powiedzieć, dlatego pokręciła oczami i wzięła głębszy oddech dając sobie czas na wymyślenie lepszej odpowiedzi, niż ta szczera.
- Co jeśli nie odzyskamy własnego ciała do jakiejś określonej godziny? Północy? I wtedy zostaniemy tacy na zawsze? Wolała bym jednak się wydostać z tego miejsca. - nie wiedziała nawet, którą mają godzinę. Mijali kilka starych zegarów, ale większość pokazywała zupełnie przypadkową godzinę. Ozdabiające pstrokate ściany obrazy zdawały się poruszać oczami i śledzić wędrująca trójkę. Starała się więc już nie patrzeć na boki i szła prosto do celu.
- A... ale chwila, jak mam tam skręcić, skoro tu jest ściana? - Zapytała nagle i okazało się, że nie tylko ona nagle straciła orientację. Labirynt zdawał się żyć. Część ciała do której tak szli, nagle zniknęła, a wraz z nią odgłosy. Wyszło na to, że była po drugiej strony ściany, która zjawiła się nagle. - No nie. Mam tego dość.
Sięgnęła po kota, odłożyła go na podłogę po czym odłożyła obok niego głowę. Odsunęła się na jakiś metr i wzięła rozpęd. Biegła, biegła i...
Łup.
Trzask pękającego drewna rozległ się echem za ich plecami i nagle okazało się, że ściana z tyłu znowu zniknęła. Teraz jednak i z przodu mieli przejście w postaci dziury wielkości wilkołaka. Szkoda tylko, że gdy łeb Yuu zajrzał przez dziurę, okazało się, że nie ma tam drugiej strony i patrzy na... czarną dziurę ciągnącą się w każdym kierunku. To wyglądało, jakby nie miała ona końca.
- Chyba mi się zdaje... - sięgnęła po fragment ściany, leżący nieco z boku i cisnęła nim w przestrzeń po czym podniosła uszy czekając na odgłos uderzenia w dno. Świst towarzyszył jej przez kilka chwil, a potem odłamek zniknął bezpowrotnie. Otworzyła paszczę w niemym zaskoczeniu. - No chyba sobie jaja robicie. Przejścia nie ma, ten dom jest nawiedzony, jesteśmy w czterech literach.
Wymieniała po kolei jak informator z dworca na temat odjazdu autobusów.
- Odwrót załogo! - Zarządziła i chwyciła pozostałą dwójkę w łapy i bez czekania na ich reakcje ruszyła w tył, do jedynego przejścia jakie było teraz dostępne. Znowu mijali te same obrazy i te same popsute zgary. Niektóre postanowiły wybić północ, inne dopiero wskazywało ósmą wieczorem. Na pierwszym rozdrożu skręciła w prawo, a potem jeszcze raz w tym samym kierunku podążając zapewne równoległym do wcześniejszego korytarzem..
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.12.15 17:36  •  Nawiedzony dom - Page 3 Empty Re: Nawiedzony dom
Niecierpliwił się i niezbyt się z tym krył. Zaciskał zęby, niemalże nimi zgrzytając, oczy przeskakiwały z jednego punktu na drugi, jakby czekał na etap kulminacyjny, ale aktorzy specjalnie przeciągali spektakl, wywołując w nim – widzu – tylko nieprzyjemne przeświadczenie, że ktoś specjalnie się z nim droczy, zwyczajnie robiąc z niego frajera. Zacisnął palce, nie zauważając, że miażdży drobniejszą dłoń anioła, mruknął coś pod nosem i spojrzał na niego, w połowie nadal otępiony smrodem, który wbijał się w jego nos i skronie jak masa długich, cienkich gwoździ.
Jak to co? – warknął na niego, świdrując Nathaira wściekle. ─ Rekwizyty, nie? – Mimo słów, które zabrzmiały dziwnie hardo i pewnie, głos mu zachrypł, a źrenice rozszerzyły się niespodziewanie, gdy Heather podskoczył. Growlithe w tym samym czasie spojrzał na dziewczynkę, której niedaleko było do krewnej Sadako z Ringu – a to, dla samej zasady, nie wróżyło niczego dobrego. Pomijając tę świadomość, coś wewnątrz wymordowanego się zakotłowało, a on sam wykrzywił usta w krzywym grymasie, nałożonym na usta na tyle, by imitować uśmiech.
Bez jaj.
─ Pomocy...
Parsknął. Autentycznie był rozbawiony, że z taką łatwością udało się komuś wywołać u niego dreszcze. Tym bardziej, że dziewczynka, jakkolwiek nie migała w powietrzu, wydawała się prawdziwa. A to niedorzeczne. Przyglądał się więc w spokoju, z chorą satysfakcją, jak blada rączka wysuwa się w jego kierunku i z każdym kolejnym, mokrym krokiem staje się odrobinę większa. I kiedy już miała go dotknąć – czuł mrowienie w podbrzuszu, skierował nawet ku niej uszy, a ogon poruszył się ucieszony – rozległ się trzask.
Jak na zawołanie Growlithe zamrugał zaskoczony. Grymas zniknął, powieki zamrugały kilkakrotnie, a dłoń rozwarła się, chcąc wypuścić z uścisku Nathaira. Spojrzał zresztą na niego z niemym zaskoczeniem, jakby pytał: „co ty, u licha, wyprawiasz?”, nim anioł nie naparł na niego, zmuszając do przesunięcia się w tył.
O co ci do...
Powiedziałby więcej, gdyby nie przeraźliwy wrzask. Wrzask, którego nie dane było znieść, który wprawiał w agonalny stan, który mącił myśli tak bardzo, że te przestały mieć znaczenie, ustępując miejsca wyłącznie instynktowi. Uszy od razu przylgnęły do czaszki, a z gardła wydobył się przeciągły syk. Sam przyłożył obie dłonie do czaszki, która – był tego pewien – jeszcze sekundę, a wybuchłaby, jak przepełniona powietrzem torba. Dopiero, gdy nagle ucichła, spojrzał na nią spod zmarszczonych brwi, gotów rozszarpać gardło każdemu, kto przyczynił się do jego głuchoty.
Trzask.
Kark wydał nieprzyjemny odgłos, gdy jej głowa odchyliła się do tyłu – wyglądało na to, że przytrzymywana była już tylko dzięki skórze, bo na gardło napierała lekko kość kręgosłupa. Białowłosy najeżył się, z warknięciem odsłaniając na moment zęby. To było niedorzeczne, racja, Jace? Przecież to twoje słowa.
Bo to prawda.
─ … ekwizyty, Jace?!
Krok.
Brzdęk.
Growlithe przeszył Nathaira spojrzeniem.
Tak, nadal. ─ I jakby na potwierdzenie swoich słów, gdy za jego plecami rozległ się paskudny brzdęk (kto w dzisiejszych czasach boi się clownów..?), wymordowany huknął twardą podeszwą o ziemię, zwracając jedną z dłoni ku wejściu. Odwrócił ciało na tyle, by móc wyprostować ramię i spojrzeć prędko w kierunku małego człowieczka, który nadal z uśmiechem rekina kroczył dzielnie w ich stronę. Teraz upstrzony krwistym płomieniem, który przebiegł po podłodze jak po wyznaczonej trasie i dopadł clowna, stawiając go żrących językach ognia.
Załatwiłeś go, co?
Dziewczynka była coraz bliżej. Wystarczył jednak jeden jej krok – o ile można tak nazwać to, jak się poruszała – by Growlithe zajął się poprzednim gospodarzem i ponownie zwrócił ku niej. Dłoń uniosła się wnętrzem do góry, by wypuścić stamtąd czarnego jastrzębia. Jak magik wyjmował z wnętrza kapelusza skulone króliki za uszy, tak z ręki wynurzył się dziób, który rozerwał bandaże, potem opierzona szyja, coraz większe cielsko, długie skrzydła, aż wreszcie Livai przeciął powietrze z głośnym wrzaskiem.
Widzisz? – Growlithe uśmiechnął się.
Na sekundę.
Prędko strącono mu uśmiech z ust, gdy coś niewyobrażalnie silnego huknęło go w ramię, posyłając na Nathaira. Oboje wylądowali aż pod ścianą, która przyjęła ich w swe twarde ramiona, na moment mrocząc, na moment dając dziwne ukojenie przed rzeczywistością. Nieprzyzwyczajony do jakichkolwiek porażek, Growlithe podniósł się na dłoniach, kompletnie ignorując przygniecionego pod nim Heathera i spojrzał w kierunku dziewczynki, która oplatała właśnie wrzeszczącego Livaia wężowymi jęzorami. Jego krzyk roznosił się po jego czaszce, jak rykoszet. Odbijał się od wszystkich ścianek, bombardował je, naginał pozostawiając rysy.
Brzdęk.
Szybko przeskoczył wzrokiem ku drzwiom. Gargantuiczny but wysunął się zza linii ściany. Dłonie odsunęły się od siebie, a potem mocno uderzyły, a że dzierżyły talerze, znów rozległ się dźwięk. Growlithe się zaśmiał.
Żartujecie sobie.
Clown wkroczył do środka. Jego ubranie tu i ówdzie było sczerniałe, na jednym z loczków wciąż tlił się malutki płomyk – nic poza tym. Dzielnie szedł jednak dalej. Jak daleko zaszedł? Tego Growlithe już nie widział. Chwycił obolałego Nathaira za przedramię i pozbierawszy się w try migach ruszył wartkim krokiem ku jednemu z tunelów. Był ciemny, jakby wbiegli w czerń absolutną.
Syknął, gdy w ostatnim momencie skręcił, omal nie wpadając na ścianę.
Zabili go – poinformował bez wyrazu. Na szczęście mrok przysłaniał jego twarz, bo jedyne co ujrzałby Nathair, to niezadowolenie.
Za szybko, Livai.
Jastrząb był teraz tylko marną garstką kurzu. Jego głos nie był jeszcze słyszalny, ale on sam – owszem – słyszał doskonale myśli właściciela. Być może dlatego jego obecność zniknęła całkowicie, wprawiając Wilczura w lekkie rozdrażnienie. Mógł posłać od razu Shatarai. Albo chociaż Haye lub Shivę. Ale skąd mógł wiedzieć, że głupi przebierańcy biorą na serio całe to przedstaw...
Wrzasnął, gdy grunt spod nóg mu się osunął. Palce pociągnęły również trzymanego Nathaira, a potem obaj stracili poczucie kierunków, nim z głuchym łoskotem nie opadli na coś, co wydawało się i miękkie, i twarde zarazem. Jakby zapadli się w jakimś wielkim, zatęchłym materacu, który wypuścił spod siebie ostatnie opary, westchnął przyjąwszy ich ciężar. Tym razem to Nathair wylądował na Wilczurze, wykrzywiając jego twarz w przelotnym wyrazie bólu.
Chciał już skomentować jego wagę, gdy wsparł się na łokciu, a drugą ręką chciał podeprzeć się z prawej strony. Palce wleciały w jakiś otwór, czując pod opuszkami twarde, trójkątne płytki.
O Jezu – warknął zaskoczony, zabierając rękę, jakby go poparzyło. W sekundę, gdy dłoń została poderwana do góry, zęby zacisnęły się z trzaskiem opadniętego wieka skrzyni. Growlithe rozejrzał się prędko, zbierając się do siadu. ─ Pobudka – jego szept dotknął ucha Nathaira, gdy odsuwał go od siebie za ramiona. Wstał jak najszybciej, chwiejąc się na ruchliwych, wijących się pod jego butami ciałach, splątanych ze sobą w miłosnym uścisku. Wszystkie kończyny związane były w ciasne supły, głowy wychylały się na tyle, na ile pozwalały połamane szyje, usta rozwierały się na całą szerokość i kłapały ostrymi zębiskami piranii.
Kopnąwszy przypadkowy pysk, aż krew rozbryzgała się na przodzie buta, białowłosy rozejrzał się dookoła. Zachowanie równowagi? Intuicyjne. Stanie na podłożu wysłanym po brzegi larwiastymi ciałami, było jak stanie na rozszalałej tafli morza. Czasami noga obsunęła się na tyle, by wpaść do jakiejś niewielkiej luki. Trzeba ją było wyciągać prędko. Nim zostanie pożarta żywcem.
Tam. – Kiwnął głową przed siebie. Mrok przysłaniał drzwi, ale nie krył ich całkowicie. Kocie ruchy pozwoliły mu przemknąć po żywej podłodze, pozostawiając po sobie jęknięcia, stęknięcia, charczenie za każdym razem, gdy nacisnął podeszwą na czyjąś głowę, gardło, złamał palec u nogi albo ręki. Aż w końcu dopadł do metalowych drzwi, chwytając oburącz klamkę. Były dziwnie wysokie. Zakładając, że sięgały podłogi, musiały mieć ponad dwa i pół metra. Na górze znajdowało się średniej wielkości okienko. Nie zastanawiając się niepotrzebnie puknął otwartą dłonią w ścianę, a gdy tylko odkleił rękę od szorstkiej faktury, pomiędzy nią, a ścianą, wytworzyła się już czarna maź. Skapnąwszy na ruchliwe podłoże, przeistoczyła się w nastroszoną Shatarai.
Warczała, wbijając pazury w cudze brzuchy, oczy i gardła. Wzrok wbijała w Heathera, szczerząc do niego zęby.
Shat – odezwał się chłodno, uderzając raz jeszcze dłonią – tym razem o drzwi. ─ Wybij.
Zareagowała. Przeciągnęła ostatni raz spojrzeniem po Nathairze, wycofała się i ruszyła pędem na tyle, na ile pozwalało jej na to niezbyt wielkie pomieszczenie. Stłukło się szkło, posypało po metalowej podłodze pomieszczenia obok.
Wystarczy podskoczyć – albinos zmarszczył brwi, zamierając na moment z tą myślą. Fakt, jeśli sam by podskoczył, udałoby mu się wsunąć palce za wystającą krawędź okna. Nie był jednak pewien, jak z... Wypuścił powietrze przez zęby i obejrzał się za siebie, by zerknąć, jak radzi sobie Nathair.
Skrzydła anielskie się tu nie zmieszczą, Jace. Może go zostawisz?
Podsadzę cię. Wskakuj. – Odwrócił się tyłem do wąskich drzwi, które jak na złość otwierały się do wewnątrz – nie było więc opcji, by je poruszyć, nie usuwając wpierw wszystkich jęczących ciał – oparł o drewno i złączył dłonie, lekko pochylając je w dół.
Tylko szybko – ponaglił, marszcząc jasne brwi. ─ Nie opowiedziałem ci jeszcze do końca historii, nie?
Odczekał, aż but wsunie się na splątane palce – Co to za wilk, który pomaga Kapturkowi, Jace? - i wyprostował się, unosząc szczupłą sylwetkę. W tym momencie ciało, na którym postawił nogę, odkleiło się od kości, a on sam przechylił się drastycznie na bok, z warkotem łapiąc równowagę w ostatniej sekundzie, wbijając obcas w pysk jakiegoś grubego, bezwłosego mężczyzny. Trzasnęły wybite zęby, rozległ się charkot pełen prób odkrztuszenia, ale nie zwracano już na to uwagi. Nie zwracano też uwagi na warczenie Shatarai. Uniósł wzrok, by spojrzeć na Nathaira, który skrzyżował z nim na moment spojrzenia.
Nie wiedział, że w chwili, w której Nathair uniósł ponownie głowę, dostrzegł przed swoim nosem rozciągniętą, białą twarz z wypukłymi oczami jak rybie pęcherze.
Grow znów zachwiał się lekko na warczących głowach.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.12.15 2:24  •  Nawiedzony dom - Page 3 Empty Re: Nawiedzony dom
Wszystko działo się szybko. Zdecydowanie za szybko. Nim zdążył zorientować się co tak naprawdę się dzieje, już biegł w zupełnej ciemności ciągnięty przez Wilczura. Nie rozumiał. Niczego już nie rozumiał. Zdążył jedynie spojrzeć przez ramię, wprost w oczy przerażającego stwora, który czaił się w korytarzu. Przecież to wszystko powinno być zwykłą, głupią zabawą. To dlaczego tak cholernie się bał? A nogi drżały z każdym kolejnym krokiem, wywołując w nim upiorne wrażenie, że nie należą do niego i są zrobione ze sztucznego tworzywa. Chciał się wydostać z tego przeklętego miejsca. I teraz już nic go nie obchodziło.
P-poczekaj! – jęknął, próbując przekrzyczeć ciszę, ale zdawało mu się, że w ustach ma kilo piasku. Właściwie nie wiedział dlaczego uciekają. Przecież posiadali swoje moce. Razem mogliby coś zdziałać. Zresztą, parę chwil temu sam widział, jak Wilczur posługiwał się ogniem i mrokiem. Gdyby dorzucić do tego elektryczność, jaką posługiwał się anioł, to z pewnością rozwaliliby tamte stwory. Może zamiast uciekać, powinni zawrócić i…
”Zabili go”
Kogo?
Czekaj, nic nie wid— – słowo utonęło w krzyku zarówno Wilczura, jak I samego Nathaira, kiedy poczuł jak lecą w dół. Rozpaczliwie próbował złapać się czegokolwiek, machając nogami i rękoma na boki. W jednej chwili w jego umyśle pojawił się przebłysk, że powinien materializować swoje skrzydła, ale opadło zaledwie parę piór, kiedy runął na coś twardego. Coś, co okazało się samym wymordowanym.
Jęknął cicho, podnosząc się do siadu, czując jak wiruje w jego głowie. Mimowolnie przycisnął dłoń do skroni, masując ją jednocześnie próbując pozbyć się tego tępego, pulsującego bólu.
”O Jezu”
Co jest? – zadarł głowę spoglądając w niemym pytaniu na twarz jasnowłosego. – A, już schodzę. – do ostatniej chwili był święcie przekonany, że reakcja Growlithe’a odnosiła się do pozycji, w jakiej się znaleźli. Niestety, bardzo szybko pożałował, że największym problemem, jakim przyszło im się zmierzyć nie jest siedzenie na Wilczurze. Wręcz namacalnie wciągnął powietrze widząc, słysząc i przede wszystkim czując to, z czego składało się podłoże, na którym wylądowali. W ekspresowym tempie podniósł się na nogi, chociaż od razu się zachwiał, przyciskając wierzch dłoni do ust, żeby nie zwymiotować.
Po-poczekaj na mnie! – jęknął zauważając,, jak jasnowłosy zwinnie porusza się po ciałach, kierując gdzieś przed siebie. Anioł, choć zdecydowanie zwinniejszy od przeciętnego człowieka, nie mógł pochwalić się taką gibkością oraz kocimi ruchami jak wymordowany. Kilka razy zachwiał się tak mocno, że upadł wprost na mrożącą krew w żyłach scenerię, w ostatniej chwili zabierając swoje dłonie przed bliskim spotkaniem z piranimi zębiskami. Na tę krótką chwilę Nathair wyzbył się zupełnie świadomości. Powtarzał w głowie ja mantrę szybciej, szybciej, szybciej. Nawet nie wiedział kiedy wreszcie dopadł do jasnowłosego, łapiąc drżącymi dłońmi za rękaw jego ubrania i przerywanym oddechem wymamrotał.
Nie zostawiaj mnie… Jace, boję się. – w tej jednej krótkiej chwili wyzbył się wszelakich uprzedzeń do niego. To nie było ważne w tej chwili. Że się nienawidzili, że obnażył się przed nim ze swoich lęków. Miał to gdzieś. Chciał się wydostać z tego miejsca i jeśli oznaczało to zjednoczenie się z jasnowłosym – nie miał nic przeciwko.
Wyglądając jak siedem dygoczących nieszczęść, stanął nieco z boku, kiedy jasnowłosy przywołał dziwną marę. Trzeba przyznać, że w swym przerażającym wyglądzie emanowała dziwną aurą zafascynowania i czegoś intrygującego. Być może w normalniejszych warunkach chłopak z typowym dla siebie błyskiem w oku zacząłby wypytywać Growa o nią. Albo o niego, bo płeć była jednak ciężka do identyfikacji. Być może. Teraz jednak w milczeniu i z posępną miną przyglądał się jej poczynaniom, czując dziwny ciężar na klatce piersiowej.
Piękna. – zdołał jedynie wymamrotać nieco ochrypniętym głosem, robiąc kolejny krok, by znaleźć się bliżej wymordowanego. Instynktownie zacisnął mocniej powieki i uniósł nieco wyżej ramiona, kiedy mara rozbiła mały witraż, posyłając jego kawałki na podłogę.  Letargu ocknął się dopiero w chwili, kiedy otarły do niego pierwsze słowa Growa. Przez moment przyglądał mu się z dziwnie tępym wyrazem twarzy, jakby niczego nie rozumiał, ale trwało to zaledwie muśnięcie czasu, kiedy pełen determinacji skinął głową i podszedł bliżej swojego towarzysza. Położył obie dłonie na jego ramionach i wsunął nogę w złożone ręce wymordowanego, po czym odepchnął się od miękkiego podłoża, próbując złapać się wgłębienia w drzwiach, gdzie jeszcze parę chwil temu znajdowało się okno. Raptownie poczuł luz pod stopami, więc instynktownie spojrzał w dół.
Co robisz? – syknął pod nosem, próbując podciągnąć się a wtedy… „stanął” oko w oko z tym czymś.
Serce na moment przestało bić, a oddech uciekł z jego ciała. Rozchylił usta w niemym krzyki w chwili, kiedy nieznajoma istota wyciągnęła się gwałtownie w stronę anioła. A potem wszystko ruszyło ze zdwojoną szybkością w akompaniamencie rozdzierającego krzyku anioła, kiedy stwór ostrymi kłami rozerwał miękką skórę szyi Nathaira. Chłopak puścił się spadając wprost na wijącego się glizdowate ciała dusząc własną krwią, jednocześnie przyciskając jedną dłoń do krwawiącej rany na szyi. A potem czas stanął w miejscu. Nie słyszał dziwnych dźwięków, które zaczęły wydobywać misternie poskręcane cielska pod nim, które wyczuwszy krew zaczęły poruszać się o wiele gwałtowniej, podniecone nowymi doznaniami. Nie słyszał też dziwnego stukotu ani tego, jak ze ściany gwałtownie wyrwały się kamienne dłonie, które zaczęły łapać Growa chcąc wciągnąć go w ścianę, by stał się jednością z nią. Nie słyszał dziwnego klekotania, które rozległo się tuż nad nimi. Nic już nie słyszał.
Podłoże pod nimi zaczęło bulgotać, a ciała roztapiać, tworząc jedną, śmierdzącą breję, przypominającą błoto wymieszane z rzygowinami.
Skrzyp.
Drzwi uchyliły się lekko, wpuszczając do pomieszczenia świeży zapach… morza. Albo przynajmniej czegoś, co powinno być morzem. Problem był jednak taki, że Grow pozostał praktycznie sam, unieruchomiony przez zarówno kamienne dłonie jak i błoto, które zaczęło działać jak bagno.
- Pomóc? – cichy, kobiecy głosik przedarł się przez ciszę. Dziewczynka, która zaglądała przez drzwi zupełnie nie pasowała do całego krajobrazu. Niebieska, czyściutka sukienka, białe podkolanówki, czarne lakierki i blond włosy spięte w dwa kucyki. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Mogę pomóc. Tylko musisz zapłacić! – zaćwiergotała wesoło wpychając sobie do ust lizaka i uśmiechnęła się promiennie.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.12.15 0:54  •  Nawiedzony dom - Page 3 Empty Re: Nawiedzony dom
─ Co robisz?
Ramię mu zadrżało, ale przewrócił oczami.
Podnoszę twoje dupsko. Miło, że zauważyłeś.
Zwykle nie miał większych trudności z trzymaniem takich chuderlaków, nawet jeśli ich peleryny falowały mu przed oczami, jak płachta przed rozjuszonym, dobrze zaszczutym przed startem widowiska bykiem. Zwykle jednak nie był ścigany przez śmiesznego clowna z gąbką na głowie, żadna mała kotka, kwalifikująca się jeszcze do przedszkola, nie rozwalała Livaia w mrugnięcie okiem, jego samego nie wypluwała rura prosto na wijące się nagie ciała ludzi bez znajomych twarzy. Wszystko znosił ze spokojem mniejszym lub większym, ale gdy finalnie – choć zacisnął zęby – ktoś rozszarpał na jego oczach cudzą szyję, aktywując wszystkie te instynkty, które miały zostać przytłumione, jakaś blokada została zerwana.
W sekundę poczuł, jak robi mu się gorąco.
Zawarczał, pochylając głowę do przodu i choć wmawiał sobie, by odwrócić wzrok, zapach za bardzo mącił w umyśle, kierując spojrzenie prosto na zbryzganą czerwienią skórę posykującego z bólu Nathaira.
Widzisz to, Jace? Wygląda nieźle, hm?
Zamrugał, otarł polik wyciągniętym przedramieniem i wydał z siebie dziwny, niski, gardłowy odgłos, pełen nie tylko ostrzeżenia, ale i wyrzutu, niewątpliwie kierowanego do Nathaira, tak jakby samowolnie rozdrapał sobie żyły i siknął szkarłatem wiedząc, że wszystko to dzieje się w obrębie zmysłów. Wilczura dusiło i kiedy miał zamiar zrobić krok w tył, ciało nie posłuchało: naprężyło się, a on skoczył do przodu, rozwierając paszczę z lwim rykiem, sięgając pazurami do pochłanianego przez breję ciała anioła, powiększyć ranę ostrym zadrapaniem. Zęby kłapnęły jednak w powietrzu, ślina padła gdzieś na wijące się cielska, nie sięgając nawet upragnionego celu. Wymordowany zakasłał, kopiąc dwukrotnie w powietrze, nim nie szarpnął się, zaskoczony, że coś przytrzymało go, nim dotarł do ofiary. Źrenice drgnęły, rozszerzając się z wąskich kresek na bardziej owalne kształty, gdy Growlithe naparł mięśniami na gniotące go...
… uniósł brwi, gwałtownie nieruchomiejąc.
Możliwe, że już z własnej bezsilności by zachichotał, gdyby nie to, że czuł zbyt mocny uścisk na płucach. Buty zaszurały w brei, nabierając do wnętrza ciężkiej substancji, więc pierwsza próba zatrzymania wsuwających się powoli w ścianę łap skończyła się fiaskiem. Odetchnął głośniej, wciąż wściekły, że zęby zaczynają go boleć od mrowienia, ale chwyt, który go dusił, skutecznie odciągał myśli od pragnienia.
Zagotowało się, gdy wzniecił pierwszy język ognia, ale płomień przygasł, jakby wylano na niego wiadro wody. Syk towarzyszył dziewczęcemu głosikowi, na który uszy wymordowanego zadrgały prędko, kierując się ku źródłowi nut. Bez zastanowienia przemknął wzrokiem po pochłanianym przez muł ciele Nathaira, a potem utkwił go w twarzy nieznajomej. Czuł, jak tył buta stuknął już o ścianę. Lada moment, a poczuje, jak napiera na twardą powierzchnię również ramionami. Zakładał zresztą, że łapska wcale nie chcą go scalić z resztą pomieszczenia.
Poczuł nagłe huknięcie, gdy Shatarai do niego wróciła.
Mamrotała coś nerwowo, ale odsuwał od siebie ten słowotok. I tak wszystkie mary piszczały na alarm, by coś zrobić. Coś. COKOLWIEK, JACE.
DOBRA! – Wręcz wrzasnął. ─ ZAPŁACIMY!
Stanęło.
Jak za dotknięciem przycisku kamienna ręka zatrzymała się, do połowy wgłębiona w ścianę. Growlithe uchylił powieki i – kiedy zrozumiał, jak niewiele brakowało – wypuścił ze ściśniętych płuc przetrzymywane powietrze, kierując od razu dzikie spojrzenie ku dziewczynce. Wstała i leciutkim, płynnym krokiem przemknęła ku Nathairowi, kompletnie ignorując zasady grawitacji. Zeszła bezgłośnie po niewidzialnych schodach, zatrzymała się tuż nad nim i kiedy jego twarz już praktycznie całkowicie zanurzyła się pod cuchnącym tałatajstwem, uniosła swą jasną dłoń, a wraz z tym uniesieniem, podniosła również Nathaira. Obróciła wtedy twarz ku białowłosemu, chwytając w palce wolnej ręki patyczek lizaka, który z cichym cmoknięciem wyciągnęła z buzi.
─ To jak? ─ Uniosła brwi. ─ Co mi dasz?
Zagrajmy – wysyczał, przebiegając szybko językiem po dolnej wardze. Teraz, gdzieś pomiędzy gryzącym zapachem rzygowin, znów wyczuwał krew Nathaira, a to niepotrzebnie go rozpraszało. I tak wystarczająco źle prezentowała się sytuacja, żeby dolewać do tego oliwy. Najgorsza była jednak opcja, w której pozostawał praktycznie bezużyteczny... a dopóty, dopóki nie mógł używać ciała, czuł się o połowę uboższy.
... ce! - dobijała się Shatarai.
Tym razem brwi dziewczynki ściągnęły się ku sobie, a jej mina lekko posmutniała.
─ Miałeś mi zapłacić, a nie...
Już prawie upuściła Heathera ─ widać to było po drgnięciu jej dłoni ─ ale powstrzymał ją niekontrolowany, krótki okaz śmiechu. Czy raczej „parsknięcia”, bo Growlithe prędko zdusił w sobie zachrypnięty dźwięk.
Nie lubisz gier? Co za dziecko nie lubi gier? ─ W tonie jego głosu pojawiło się zwątpienie, jakby przedstawiła mu najgłupszy scenariusz, którego nie chciał odgrywać. Wyczuła to i dlatego się skrzywiła.
─ Nie będę z tobą w nic grała.
Owszem. Nie będziesz. ─ Nieciężko było przyznać jej rację. Ledwo mówił przez wciąż trzymające go kamienne łapska. Musiał brać małe wdechy i oddawać równie niewielkie wydechy – na nic więcej nie było go stać, bo za każdym razem pierś napierała na niemożliwą do ruszenia barierę. Nawet nie chciał myśleć, żeby wszczynać zabawę, będąc w takim położeniu.  ─ Zagrasz z nim.
Spojrzała na Nathaira, ku któremu Growlithe kiwnął brodą.
─ Z nim? ─ powtórzyła jak dźwięczne ucho, przechylając główkę na bok. Jasne włoski ześlizgnęły się z jej ramienia, udostępniając światu białą szyję. Wilczur aż przeklął w myślach, ale szybko wrócił do roli, gdy padło cichutkie pytanie: a w co?
W co tylko chcesz ─ tu znacząco spojrzał na Nathaira ─ bo i tak wygrasz. Jest beznadziejny we wszystkich zabawach.
─ Hmmm... Jeśli wygram, co dostanę?
Spróbował wzruszyć barkami. Na marne.
A co ci się podoba?
Dziewczynka przyłożyła lizaka do dolnej wargi i wzniosła spojrzenie ku sklepieniu. Przemyślała chwilę wszystkie propozycje, które nasuwały się jej na myśl, po czym pokiwała swoją blond główką i zerknęła na targującego się z nią wymordowanego.
─ Jestem tu bardzo samotna! ─ powiedziała dobitnie, przy czym brakowało tylko tego, by tupnęła swoim lakierowym bucikiem. ─ Chcę was! Ale obu!
W porządku.
─ I będziecie robić, co wam każę!
Dobrze, księżniczko.
─ I mówić do mnie... właśnie tak!
Chryste. Nawet dzieci z nawiedzonych domów były naiwne.
Naturalnie. To może przejdziemy do drugiego pomieszczenia?
Dziewczynka wzruszyła barkami, zacisnęła ząbki na słodyczy, by móc klasnąć w dłonie. Nie musieli mrugnąć – cały plener dosłownie im mignął i przeskoczył na inny kadr, posyłając ich obu na zakurzoną ziemię. Gdy upadli, jasny syf wzniósł się mgłą na parę centymetrów, kręcąc w nosie i wywołując niekontrolowane kaszlnięcia. Growlithe skulił na moment uszy, zakasłał i zerknął jednym okiem na dziewczynkę, która opadła właśnie na płynnie podłoże. Gdzieś w kącie znajdowało się krzesło, z doczepionymi doń pasami, obok metalowy stolik na kółkach. Na podłodze była też mocno wytarta z kurzu plama – Grow zakładał, że to tutaj walczyła Shatarai, gdy wreszcie wybiła okno, którego odłamki szkła walały się jeszcze po ziemi. Podniósł się i miał zamiar otrzepać. Ledwo jednak jego dłonie dotknęły ud, gdy dziewczynka warknęła, zwracając na siebie uwagę.
─ Siadaj tam! ─ syknęła ostro, wskazując paluszkiem na krzesło. Zaśmiał się w odpowiedzi, uderzając rękoma o spodnie.
Żartujesz sobie?
─ A wyglądam, jakbym żartowała? ─ żachnęła się, robiąc dzióbek z warg. ─ No idź! Bo będziesz mu pomagał, a nie możesz! To oszustwo! A muszę wygrać! JUŻ!
Szarpnęła dłonią, odrzucając Wilczura do tyłu. W krzesło w zasadzie przypieprzył, a nie uderzył, a gdy chciał się podnieść, poczuł tylko uścisk na nadgarstkach. Pasy.
Świetnie.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.12.15 3:28  •  Nawiedzony dom - Page 3 Empty Re: Nawiedzony dom
Odpływał.
Tak totalnie. W jednej chwili zrobiło mu się okropnie zimno, a przed oczami zaczęły tańczyć małe mroczki, które swoimi ociekającymi ciemnością długimi paluchami obejmowały go i wciągały w przepaść. Powieki drgnęły niespokojnie, jakby do ostatniej chwili walczył sam ze sobą, nie chcąc pozwolić wygrać otępieniu i słabości. Jakieś zniekształcone głosy odbijały się w jego głowie echem, ale nie był w stanie wyciągnąć z nich nawet pojedynczego słowa. Coś zamajaczyło nad nim, jakiś cień, a on instynktownie odwrócił głowę w bok chcąc odnaleźć spojrzeniem sylwetkę wymordowanego.
Poruszył ledwo zauważalnie ustami wypowiadając jego imię, ale nikt nie był w stanie tego wyłapać. Kolejna stróżka krwi zabarwiła jego jasną skórę, kiedy spływała wzdłuż żuchwy, szyi, ramienia…. A później zapadła ciemność, która pochłonęła całą sobą jego umysł.
Trwało to zaledwie dłużące się sekundy, kiedy cała sceneria przemieniła się jak za pstryknięciem palca. I jak przerażające otoczenie uległo zmianie, tak Nathair momentalnie otworzył oczy, czując ciężkość swojego własnego oddechu. Uniósł dłoń i dotknął szyi, miejsca, gdzie znajdowało się ugryzienie. Ale niczego nie wyczuł pod palcami. Żadnej szarpanej rany, krwi, niczego, tylko nienaruszoną, gładką skórę i szaleńczy puls pod nią. Anioł mimowolnie skrzywił się, kiedy podnosił do pozycji siedzącej, powoli rozglądając dookoła, w milczeniu słuchając wymiany zdań pomiędzy Growem (czyli był cały i zdrów), a na co odczuł swego rodzaju ulgę a jakąś nieznajomą dziewczynką.
Co do… – jęknął, podnosząc się na nogi I spojrzał pytająco na jasnowłosego, prędzej wychwyciwszy strzępki rozmowy dotyczącej jakiejś gry z tą małą.
- Obudziłeś się. To dobrze. Czas najwyższy. – mruknęła przeciągle blondynka odwracając się przodem do anioła i wsunęła na moment lizaka do ust. Chłopak przesunął wzrokiem po całej jej sylwetce, jakby chciał ocenić ewentualny stopień zagrożenia. Ale przez parę chwil w tym istnym domu wariatów wiedział, że nic nie wygląda tak, jak powinno.
- Zagrajmy. – odezwała się wreszcie dziewczynka przerywając upiorną ciszę. Ciszę, w której Nathair uważnie przyglądał się jasnowłosemu. Miał jakiś plan? Coś zamierzał? Cholera jasna, nie wiedział co ma robić. Czuł się totalnie pogubiony i w tej jednej chwili osamotniony. Jego serce mocniej zabiło, kiedy intensywnie próbował cokolwiek wymyślić. Ale w głowie panowała istna pustka.
Ponownie uniósł dłoń i przesunął palcami po szyi, czując skręt żołądka na samo wspomnienie wydarzeń sprzed paru chwil. Czuł się zmęczony. Tak cholernie zmęczony. I miał dość.
- Słyszysz mnie? Zagr— – cieniutki głos utonął w głośnym trzasku i świście, kiedy dłoń anioła przecięła powietrze, wreszcie uderzając ją w twarz i w ostateczności posyłając na ziemię.
- Co ty- – warknęła, ale i tym razem Nathair nie dał dojść jej do słowa. Wyciągnął rękę w jej stronę i bez jakiegokolwiek cienia emocji na twarzy, po jego dłoni błyskawicznie prześlizgnął elektryczny wąż, który niczym bestia rzuciła się na swoją ofiarę, owijając dookoła niej i rozbłyskując, posyłając taką ilość woltów, że powinna zwalić konia na ziemię, nie wspominając o małej dziewczynce. Istota zaczęła piszczeć i się wić, kiedy w pomieszczeniu zrobiło się tak jasno, jakby Ziemia zamieniał się z Merkurym w Układzie Słonecznym.
Ale, co było najdziwniejsze, a co przykuło uwagę anioła, to brak swądu spalone ciała. Nic. Nawet odrobiny zapachu siarki. Pisk dziewczyny zamienił się w dziwny rechot, który zakończył się cichym sykiem. A potem ponownie zrobiło się ciemno i ponuro, kiedy elektryczność zniknęła, pozostawiając po sobie jedynie kilka małych nici, które jeszcze przez krótką chwilę się wiły, aż wreszcie i one umarły.
Nathair zrobił krok do przodu I spojrzał na…. same ubrania. Nie było ani śladu po dziewczynie, ani po tym, że chłopak właśnie popieścił ją prądem. Nie podobało się to Nathairowi. Czuł się niepewnie, jakby ktoś go obserwował. Odwrócił się gwałtownie, ale nikogo za nim nie było. Mimo wszystko wydawało mu się, że w ciemnościach czają się setki par oczu. Zaklął po hebrajsku pod nosem i ruszył biegiem do jasnowłosego. Spojrzał na liny, które go krępowały i wsunąwszy pod nie palce, zaczął pospiesznie go odwiązywać. Pomimo tego, że jego twarz wyglądała wyjątkowo spokojnie, to drżenie dłoni zdradzały, w jakim jest stanie.
Cholernie się boję. – wyszeptał cicho, ledwo słyszalnie, jakby chciał, by wyznanie to pozostało w jego wargach. Pasy w końcu puściły i opadły cicho na podłogę, a anioł podniósł się i spojrzał na jasnowłosego.
Masz jakiś pla—Patrz! – spojrzał gdzieś ponad jego ramię I bez kolejnych zbdnych słów, wyminął go, podbiegając o ściany, gdzie przykucnął.
To wygląda jak szyb wentylacyjny. Powiedz, jak duży jesteś? – podniósł się podchodząc do niego i złapał go za biodra, co w połączeniu z pytaniem wydawało się dość… dwuznacznie. Odsunął się od niego trzymając dłonie mniej więcej w odległości jego bioder i podszedł do szybu przysuwając do niego ręce.
Chyba sie zmieścisz. – mruknął I złapał za kraty, po czym je szarpnął. Niestety, te jedynie niebezpiecznie zaskrzypiały, dlatego też spojrzał pytająco na wymordowanego.
Pomożesz? – przesunął się nieco, robiąc mu miejsce obok siebie i razem napierając na kratę zaczęli ciągnąć. Najpierw był pierwszy odgłos skrzypnięcia, potem kolejny i jeszcze następny, aż wreszcie krata upadła z dźwiękiem na ziemi.
Pójdę pierwszy… – szepnął cicho anioł i wsunął się do środka. Na czworakach, opierając na łokciach, zaczął wręcz pełznąć wzdłuż szybu, czując buchające ciepło w jego twarz. Z każdym kolejnym ruchem robiło mu się niedobrze, a serce praktycznie wyskakiwało z gardła. Nie wiedział gdzie droga ich prowadzi, ale--
Szepty. Mnóstwo szeptów za nimi. Zdawały się ich otaczać, chociaż irracjonalnie wiedzieli, że są tuż za nimi. I zbliżały się. Bardzo szybko.
C-co to? Widzisz coś? – krzyknął Nathair, ale instynktownie przyspieszył, rozpaczliwie, wręcz desperacko szukając wyjścia. I nagle poczuł, jak twarda powierzchnia pod nim znika, i nim mógł się zorientować, runął w dół, kiedy szyb gwałtownie rozwidlał się i jedna z rur prowadziła… w dół. Z gardłowym krzykiem, zacisnął mocno oczy, obijając się o rurę, czekając na upadek, twardy upadek.
Będąc pewnym, że roztrzaska się jak zrzucona z dziesiątego piętra pomarańcza, otworzył zaskoczony oczy, kiedy…. Był w jednym kawałku. Oddychając szybko, podniósł się do siadu, orientując, że znajduje się w jednym z wagoników, tak bardzo charakterystycznych dla starych kopalni diamentów czy też innych węgli. I rzeczywiście, znajdował się w czymś na wzór kopalni albo jaskini. A wagonik powoli ruszał…
JACE! – krzyknął wystraszony, że lada moment zostanie rozdzielony z towarzyszem.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.12.15 16:10  •  Nawiedzony dom - Page 3 Empty Re: Nawiedzony dom
x
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

 
Nie możesz odpowiadać w tematach