Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 09.11.15 9:07  •  Nawiedzony dom - Page 2 Empty Re: Nawiedzony dom
Aj tam, to nie jest znowuż tak. Mógłby uwierzyć że nie chce go zjeść, gdyby nie fakt że jeszcze chwilę temu pokrzykiwała "mięso", niosąc go w ramionach jak świnię na rzeź. Hm...
Ciekawe w sumie jak teraz smakuje. Dalej jak człowiek? Może jak nadgniłe zwłoki? Może jak wymordowany? Wrrrrróć, nigdy nie smakował jak człowiek, wszak nie jest takim. Ok, ta opcja odpada.
Chwilowo skupił wzrok na wilczycy, która wydała się, hm, zawstydzona jego komplementem? Oj.
- Shh, po prostu zaakceptuj to. - Z uśmiechem przystawił palec wskazujący do swoich ust w trakcie "shh", zerkając na kotka gdy zaczął się śmiać. Hm, od kiedy kocie gardło pozwala na śmiech w sumie?
A tak, przed chwilą rozmawiał z wilkołakiem, a sam jest zombie, który jeszcze kilka chwil temu zgubił a potem znów zamontował dolną szczękę. Nie było pytania.
- Oj Abi, nie mogę komplementować piękna? Komplementowałbym i ciebie, ale już kilka dni temu skończyły mi się pomysły na nowe komplementy, a nie lubię się powtarzać. - Rozłożył bezradnie ramiona na boki, marszcząc nieco brwi gdy wilkołaczyca połamała podłogę swoim ciosem. Jeny, spokojniej troszkę.
Opuścił ramiona i powrócił do swojego zaplanowanego toku działań, włącznie z rzuceniem Abigail w kierunku mroku. To nie tak że w ogóle się przejął jej okrzykiem gdy leciała tam gdzieś do przodu. Hej no, ona tu jedyna widzi w ciemnościach z tej trójki, więc powinna iść przodem, prawda?
Tym bardziej że Hex, gdy się nieco rozkojarzył i obrócił tyłem do wnętrza, idąc w tył by słuchać i spytać wilczycę o co jej chodziło, został pozbawiony nóg. I torsu. I ramion. I ogółem wszystkiego, co teraz biegało luźno po korytarzu.
Poczuł się z deczkę nieswojo, gdy jego głowa została uznana przez Kami za piłkę do zabawy, którą rzucił jej Pan by aportowała.
Tak, troszeczkę dziwne wrażenie, tym bardziej że miał okazje zobaczyć wnętrze pyska wilkołaka od środka. O dziwo - nie capiło z niego aż tak bardzo jak myślał że będzie! To dopiero coś ciekawego!
- A imię, futrzasta Panienko? Ani ja ani Abi nie mamy nazwisk, w praktyce w ogóle się nimi nie posługujemy, więc przejdźmy na "ty". I tak nie będziemy się za bardzo znać potem... No dobra, mnie może rozpoznasz. - Wzruszyłby barkami, ale gdzieś mu uciekły, gdzieś daleko.
- Mam prośbę. Możesz mnie trzymać w, ehm, łapach, nie paszczy? - Spytał, nieco zniecierpliwiony faktem bycia trzymanym w gadającym pysku, akurat gdy wróciła Abi ze zwiadu. Wydawała się wrócić ledwie żywa, ale i tak to, ehm, nie pomaga!
- Słyszałem to. Chwilowo i tak nie żyję, więc wyżyj się na moim ciele jak je złapiesz. Biega gdzieś-... - Urwał, widząc jak ciało znika przez dziurę w podłodze, gdzieś w kosmosie. Cmokną niezadowolony kątem warg, spoglądając to na Kami, to na Abi.
- Hm, nie wygląda to dobrze. Poszukacie ze mną reszty mnie? Nie mam ochoty tak wracać w Góry Shi, zdecydowanie kiepska byłaby ze mnie atrakcja dla nowych wyznawców. Abi, widziałaś tam coś? Wydaje mi się że twój, koci wzrok chwilowo jest lepszy od mojego. Hm, w sumie to powinienem się cieszyć że mi jeszcze gałki oczne nie wypadły. Znając rozwój sytuacji pewnie to zrobią później. - Westchną. Zapowiada się ciekawa noc, nie ma co.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.11.15 16:55  •  Nawiedzony dom - Page 2 Empty Re: Nawiedzony dom
Najwyraźniej cel ich wyprawy... w sumie to w którym momencie stało się jasne, że od tego momentu przyjdzie im znosić swoje towarzystwo przez większość tej nocy? To spotkanie było bardzo przypadkowe i rozwinęło się w sposób niepokojący i nieplanowany. W każdym razie, cel wyprawy nagle stał się jasny, dokładnie w momencie, kiedy uciekające ciało zniknęło im z oczu, a głowa pozostała zwisając za resztki włosów z pyska wilkołaka. Nawet z ubogą mimiką humanoidalnego stworzenia Kami była zdolna wyrazić towarzyszące jej w tym momencie emocje. Jej pysk mówił sam za siebie, idealnie obrazował stwierdzenie: „Dobry Boże, za jakie grzechy mnie to spotkało?”. Musiała mieć pewnie sporo na sumieniu, skoro skończyło się to tak, a nie inaczej.
Na prośbę, wyciągnęła gadający łeb z paszczy i złapała go w łapę. Nie, żeby tak było wygodniej.
- A tobie się wydaje, że wilkołaki to tak popylają na dwóch nóżkach, co nie? Jak chcesz, to mogę smarować twoją śliczną buźką po podłodze, ale większej ilości wygód się nie spodziewać. - Warknęła w stronę trzymanej głowy. Strasznie dziwnie czuła się gadając do tej jednej, jedynej części Hexa, która pozostała na widoku. - I weź trochę opanuj to ciało. Gdzie ono biegnie? I mam niby je teraz znaleźć?
Pokręciła oczami, bo najwyraźniej pobiegło w głąb nawiedzonego domu. Serio ktoś miał ochotę tam wchodzić? Teraz to nawet musieli. Nie, ona nie musiała, to nie jej sprawa, gdzie biegną ciała obcych ludzi... zombiaków i ich gadających kotów. Szczególnie, że kiedy wspomniany mruczek wyłączył się z ciemności, wyglądał na średnio zadowolonego. Jej ochota, na plątanie się po tym miejscu wyraźnie zmalała. Tyle że wizja pozostawienia tu tej nieogarniętej dwójki była dosyć przygnębiająca. Tylko ona na chwilę obecną miała kompletne ciało i siłę do stawienia czoła wszystkiemu, co znajduje się w środku.
Zaczęła bujać nerwowo ogonem na boki, podniosłą kota z podłogi trzymając go za skórę na karku. Poruszanie się z zajętymi przednimi łapami, tak po ludzku, w wykonaniu wilkołaka było możliwe, ale bardzo pokracznie się prezentowało. Zdawało się, że zamiast normalnie iść, łowczyni skrada się na paluszkach.
- Yuu, ale to nie jest ważne, cholercia. Jak coś mnie tam zje, to mówię wam, będę was prześladować do końca życia, a nawet długo po nim, wy... wy szczekacze kościelne. - Skierowała się tam, gdzie ostatni raz widziała znikające ciało. Czy reszta tego chciała, czy nie, byli teraz skazani na wędrowanie wedle jej zachcianek, zwisając z zaciśniętych łap. - Głowa. Potrafisz wyczuć, gdzie jest to ciało?
Jej węch nieco zawodził. W tym smrodzie nie dało się wyczuć nawet gnijącego ciała. Tutaj to chyba wszystko już dawno nie miało kontaktu z wodą. Chwilę czasu i oni również przesiąknął swądem z wnętrza nawiedzonego domu. Przekręciła łapę tak, żeby kot w jej uścisku przekręcił się pyskiem do przodu.
- A ty kot, będziesz naszą latarką. Znaczy... oczami.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.11.15 23:53  •  Nawiedzony dom - Page 2 Empty Re: Nawiedzony dom
Chciał wyrzucić ręce do góry I przeklinać jakieś nadprzyrodzone moce nad nim za to, że wrzucili go z tym indywiduum do jednego pomieszczenia. Nie, wróć. Labiryntu. Gdyby to było pomieszczenie, to być może jeszcze w jakiś sposób mógłby to przełknąć. Wystarczyłoby wtedy po prostu wyjść i pozostawić mężczyznę za sobą. Ale nieeeee. Po co. Trzeba zrobić mu na złość.
Drew niebezpiecznie drgnęła, kiedy ten zapchlony pchlarz jeden umyślnie zmienił mu płeć. Musiało minąć dobrych parę sekund, żeby Nathair zorientował się, do czego Growlithe nawiązuje. Momentalnie jego twarz pokrył Bordowy rumieniec zawstydzenia.
Z-zamknij się patałachu! Nie moja wina, że zgapiłeś temat! – warknął i odwrócił się na pięcie, stając tyłem do niego, wyglądając przy tym jak typowy, obrażony chłopiec. Jasne spojrzenie chłopaka przemknęło po lustrach, wyszukując czegoś, co mogłoby przypominać drogę ucieczki. Dlaczego, do cholery jasnej, w takich miejscach nie ma nigdzie pieprzonych tabliczek „EXIT”? Wygiął usta w nieciekawym grymasie czując nieprzyjemne pulsowanie w skroniach, które z każdą kolejną chwilą nasilało się coraz mocnej.
Wzdrygnął się, kiedy poczuł niespodziewanie ciepły dotyk na swoich ramionach, a potem towarzyszący mu zapach wanilii i ciepło ocierające się o jego skórę szyi. W krzywym zwierciadle skupił wzrok na majaczącej się sylwetce Wilczura, aż wreszcie odsunął się gwałtownie od niego, uderzając swoimi dłońmi w jego, chcąc ją zrzucić z siebie, jakby była jakimś obrzydliwym śmieciem.
Nie dotykaj mnie, mój drogi Wilczku. – rzucił kąśliwie, a jego oblicze lekko pojaśniało. – Bo jeszcze przez ciebie zboczę z dobrej drogi. – dodał parsknąwszy cicho pod nosem. – Dobra, spadam. – nie zamierzał niańczyć jasnowłosego Kto tu kogo niańczyłby *kaszl i skierował się gdzieś przed siebie, licząc na to, że trafi na tą samą drogę, którą tutaj przyszedł.
DZYŃ, DZYŃ.
Zatrzymał się marszcząc lekko brwi.
Tępe i głuche dzwonienie zdawało się dochodzić z oddali, ale z każdym kolejnym oddechem narastało. Łańcuchy? Nathair wpuścił powietrze powoli przez nos, robiąc ledwo zauważalny krok do tyłu.
Pewnie jakieś dzieciaki się bawią. Jest Halloween. To nie tak, że jestem w Nawiedzonym Domu i…
Huk, który zakłócił względnie panującą dookoła ciszę popchnął Nathaira wprost w ramiona Growa. No, prawie. Jasnowłosy znalazł się przy nim, zaciskając mocno swoje dłonie na jego ubraniu i niemal wchodząc za niego, jakby chciał się ukryć. Albo, żeby to Grow posłużył za jego tarczę.
- …. Noooo nieeee. Znowu ślepy zaułek! – krzyknęła ciemnowłosa dziewczyna w długiej, białej sukience, trzymająca łańcuchy w obu dłoniach.
- Panowie, odwrót! – rzuciła za swoje ramie, gdzie rozległy się chichoty, świadczące o tym, że są większą grupą. Czyli jednak. Grupka dzieciaków w przebraniach. Cały stres zszedł z barków Nathaira, który odetchnął z ulgą.
Raz. Dwa. Trzy.
Zerknął najpierw na profil Wilczura, a potem na swoje dłonie, które nadal zaciskały się na jego ubraniu, po czym odskoczył do tyłu wypuszczając go nagle.
Aaaaa taaaaaak. To no. Znasz drogę wyjścia? Chociaż to możemy iść za nimi, nie? Ehehehe. – zaśmiał się nerwowo i podrapał po policzku małym palcem, patrząc gdzieś w bok, próbując szybko zmienić temat i ukryć swoje zdenerwowanie.
W ogóle… prawdziwe? – zapytał, jednocześnie stając na palcach, żeby złapać wyższego chłopaka za jedno z jego uszu i lekko je ścisnął, przesuwając opuszkami po nim.
Miękkie… – wymamrotał sam zaskoczony ich nadzwyczajną miękkością.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.11.15 15:12  •  Nawiedzony dom - Page 2 Empty Re: Nawiedzony dom
Z pewnością i anielicy zabawa na całego w tym przeklętym miejscu się nie podobała, jednak ciekawość walczyła z niechęcią w pięknym stylu. W końcu nie na co dzień zostawała kotem, nie? I nie trafiała na zombie i wilkołaka w nawiedzonym domu. Dlaczego miała rezygnować z takiej zabawy, skoro nie była sama? Wizja szukania kończyn Hexa nie była zbyt pocieszająca. Nie lepiej było z panią wilkołak, z którą więcej się gryzła niż naprawdę dogadywała, dom też nie poprawiał jej humoru, bo capiło z niego porządnie, jednak...
Zabawa była, nie ma co ukrywać. W końcu te cukierki mogły jednak wywołać na tyle ostre haluny, że widzieli i czuli coś zupełnie innego. To miasto było naprawdę chore, działo się tutaj o wiele więcej jak na Desperacji, jeżeli miało się farta do znajomych. Wystarczyło sobie przypomnieć, co tu się odpierdzielało, kiedy trafiła na Benito i Talpę, tam to już w ogóle był cyrk na kółkach.
- Moożesz, miau. - anielica wywróciła oczami - Pewnie skończyły ci się, bo nie daję się zaprosić na te Twoje noce mające udowodnić, jak to wypełniamy wszystkie punkty Przykładnego Wyznawcy Ao, co? I nie możesz sypać płatkami róż po kątach. Może ja się zazdrosna zrobiłam? I co wtedy, Hex?
Uu, zazdrosna Abi z pewnością nie jest kimś, kogo dżin chciał zwalić na swoją głowę. Juz bez tego była stalkerem roku. Jeszcze się zmieni w jakąś okropną mini-yandere, i co wtedy będzie? Hex w nocy nie będzie mógł spać.
Miała nadzieję, że przeleży już całą noc w tym miejscu, jednak nagle została złapana przez Kami, co ją nieco na początku przeraziło. Już się bała, że znowu cisną ją w środek tego popieprzonego miejsca, wyglądało jednak na to, że miała być ich oczami w nieszczęsnych ciemnościach w nieco przyjemniejszym wydaniu.
Choć chód Yuu bardziej ją bawił, przez co nie mogła się skupić na rozglądaniu się drodze. Dlatego zdecydowała się wyrwać i wskoczyć na kark wilkołaka, starając się teraz nie wbijać pazurów. Kiedy tylko zajęła w miarę wygodną pozycję, z której nie powinna zostać zbyt szybko zrzucona, oparła swój łepek o głowę Yuu i zaczęła się ponownie rozglądać.
- Ale jak zaczniesz wariować, to znowu ci wbiję pazury w głowę, Yuu. Dobra, widzę tam coś, co przypomina dziwne stwory w liczbie dwóch, jeden chowa się za drugim jak panienka, ale cicho... O! Tam jest jedna z części Hexa! Idź przed siebie, pilnując się bardziej prawej strony, uważając na dzieciaki i przeszkody. - poinstruowała ją, cały czas upewniając się, że nic strasznego nie wyleci z jakiejś ściany. Tego jednak naprawdę nie chcieli.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.11.15 15:59  •  Nawiedzony dom - Page 2 Empty Re: Nawiedzony dom
Oj nooo jeny, czy tylko on podchodzi optymistycznie do tego? Zabawa! Zwiedzanie! Strach! Dobre towarzystwo dziwadeł! Co w tym złego? To może tylko dobrze się skończyć, chyba że któreś z pomieszczeń zmieni się w galerię tnących laserów albo latających ostrzy. Wtedy on może przeżyje, ale kwestionuje zwinność wilkołaka i prędkość kota.
Jego teoretyczna niezniszczalność by tu wygrała.
- Wtedy będę się czuł rozchwytywany, skoro taka piękna i opiekuńcza osóbka jest o mnie zazdrosna. - Puścił kotce oczko, poszerzając swój uśmiech dość nienaturalnie. Plusem bycia zombi było to, że mógł rozwalić sobie twarz tak szerokim uśmiechem, że normalnie by go aż twarz od niego bolała.
ALE NIE TYM RAZEM!
Hm, to już jest trochę creepy, jakby tak o tym pomyśleć.
Wracając jednak do sytuacji, wilkołaczyca nagle uznała że będzie mieć pretensje o to, iż głowa nie polubiła zakwaterowania w pysku. Hm, pomyślmy o tym przez chwilę. Z jakiego powodu miałaby chcieć siedzieć w pysku czegoś, co jeszcze kilka chwil temu z okrzykiem "mięso" wyrwało ją z jednej połowy rezydencji do drugiej?
- Gdybyś mnie tu nie przywlokła w pierwszej kolejności to może byśmy tego wszystkiego uniknęli, więc nie marudź! Wcale nie podoba mi się fakt że nagle nie mam czucia w niczym poza twarzą, serio. Nie masz. Spróbujemy. Jak nie to najwyżej możesz mnie wrzucić w tą dziurę którą spadło, może trafię w pobliże. - Czuł się trochę winny tej sytuacji, ale z drugiej strony, to była wina ich wszystkich. Fakt że Abi nie wróciła w porę albo nie zauważyła pułapki, faktu że Yuu go tu zawlekła, i faktu jego niecierpliwości i chęci ruchu.
Którą mu teraz trochę zabrano. Może przy odrobinie szczęścia mógłby się zmusić do toczenia, ale to raczej byłoby niezbyt przyjemną drogą ruchu, prawda? No i średnio widzi w tym pół-mroku, nigdy nie był dużym fanem ciemności.
Plusem jest to że jego moce się nie aktywują zbytnio, bo najwidoczniej jego ciało nie chce krwawić z tego lub innego powodu. Przynajmniej Ex nie przyjdzie.
- Całkiem ładnie brzmi, Yuuuu~ I nie martw się o to. Jak odzyskam choć częściową władzę w ciele, będę w stanie sprawić, że żadna część budynku nam nie zagrozi. Poza tym, kto tu jest szczekaczem? - Uniósł brwi, spoglądając pytająco z poziomu łapy na wilczy pysk. Przyganiał kocioł garnkowi?
- Średnio, nie jestem z nim w żaden sposób połączony. - Stwierdził niechętnie. Chciałby mieć nad nim jakąś szczątkową kontrolę, ale chyba nawet Ex nie byłby tak głupi, by wbiegać na oślep w ściany. Więc prawdopodobnie ciało jest pod permanentnym wpływem czegoś, co przypomina zachowanie kurczaka po odcięciu głowy.
- Jedna z części? Serio, rozpadło się na kawałki? - Spytał, dobity. Jeśli rozbiło się na kawałki i części są porozwalane po okolicy, to szukanie zajmie wieczność...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.11.15 11:07  •  Nawiedzony dom - Page 2 Empty Re: Nawiedzony dom
Ah, no tak, zapomniała przecież, że to jej wina. Czuła się źle z tym, że ciało zareagowało samoistnie, ale co to byłoby za wytłumaczenie? Może faktycznie powinna ich zjeść i mieć problem z głowy? Gorzej, jeżeli to zwykłe halucynacyjne i tak naprawdę dalej jest niską kobietą. Pałaszowanie zombiaka i kota, którzy mogą się okazać ludźmi byłoby nieco dziwne. Ludzkie mięso raczej nie istniało w jej jadłospisie.
Westchnęła tak, jak tylko wilkołaki mogą westchnąć. Trzeba brać odpowiedzialność za swoje czyny, nawet jeżeli były nieświadome.
- Nieważne, znajdźmy to ciało i rozejdźmy się do domów. - Odparła krótko na całą wypowiedź Hexa. Nie było jej do śmiechu z tym, że musi wleźć do tak dziwnego miejsca. Nie wiedziała już co jest okropniejsze, ich trio składające się z kota na grzbiecie wilkołaka niosącego gadającą głowę, czy tego, co czeka ich z przodu. Pozwoliła bowiem czarnemu stworzeniu wspiąć się po swoim ramieniu i siedzieć tak na górze niczym reflektor na szczycie latarni, bo w sumie było jej wygodniej. Wolna łapa to zawsze lepiej niż brak takiej wolnej, a jeszcze lepiej niż w ogóle brak kończyny.
- Skąd ta pewność siebie, kościelny szczekaczu? - Zapytała niby obojętnie. Tak na prawdę, ciekawiło ją, co za asy w rękawie trzyma ich bez bezcielesny towarzysz podróży, że tak łatwo mówi o braku zagrożenia w przypadku odzyskania ciała. Bardzo chętnie by się tego wiedziała, zanim jeszcze owe ciało odzyskają. Zanim jednak uzyskała odpowiedź, słowa kota ją zaniepokoiły. - Jest w kawałkach?
Powtórzyła pytanie niemal jednocześnie z mężczyzną... głową mężczyzny. Była równie niezadowolona  z tego faktu co zapewne właściciel owych latających samodzielnie kończyn.
- I jakie dzieciaki? - Dodała po chwili mrucząc coś pod nosem. Cały opis stworów, które znajdowały się przed nimi nie budował w głowie zbyt przyjemnego wyobrażenia. Już widziała te słodkie stworki, którym nagle wyrosną dodatkowe macki, a buzia zamieni się w okropne ssawki.
- Jaka szansa, że wyciągniemy tę część bez spotkania z nimi? - Złapała się w tym samym momencie zatrzymując przy jakiejś ścianie. Chciała wychylić kawałek pyska, by zobaczyć wnętrze pomieszczenia, ale wilczy nos był za wielki, by tak niepostrzeżenie kuknąć do środka. Wpadła więc na lepszy pomysł i wyciągnęła łapę z głowę za róg ściany. - Mów co widzisz.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.11.15 6:11  •  Nawiedzony dom - Page 2 Empty Re: Nawiedzony dom
Podniósł ramię, zerkając pod nie w stronę kulącego się Nathaira. Jak na kogoś, kto jeszcze sekundę temu był w stanie  wyjść z budynku choćby razem ze ścianą i generalnie wszystkim, co by się napatoczyło po drodze, teraz prezentował się zaskakująco – Grow odkaszlnął – tchórzliwie. Dom co prawda wysyłał dość dziwną aurę, ale nie było to coś na tyle silnego, by wywołać w Wilczurze strach. Zresztą, w tej chwili czuł raczej złośliwe rozbawienie, niż lęk przed kilkudziesięcioma lustrami w tragicznie ciemnym pomieszczeniu.
Do celu to ty sama nie trafisz, jak będziesz tak reagować na ludzi. Boisz się, że cię wyśmieją, bo przebierasz się za dziewczynkę? – Czarny ogon przemknął po podłożu, wzbijając w górę tumany zastałego tam kurzu. Jego końcówka przypadkiem zahaczyła o kostkę anioła, ale było to na tyle delikatne, że przypominało bardziej muśnięcie, niż prawdziwy dotyk. To też nie tak, że się z niego nabijał, chcąc mu zaleźć za skórę – nabijał się z niego, bo brakowało tylko, by Nathair tupnął nóżką, a bez skrępowania można by go nazwać księżniczką. Usta Wilczura wykrzywiły się w większym uśmiechu, gdy tylko padło pytanie. Zlustrował wzrokiem miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała dzwoniąca łańcuchami dziewczyna i jej horda rozchichotanych klakierów, po czym pokręcił przecząco głową.
Nie – parsknął w połowie rozbawiony, w połowie rozczarowany tym, jak łatwo ludzie próbują podążać za tłumem. ─ Idą w złą stronę. Żeby się wydostać musimy-
Rozległo się tak głośne warknięcie, że szyby w najbliższych lustrach zadrżały. Growlithe cofnął głowę, wyrywając ucho z – i tak słabego – uścisku, pełen nagłej, wewnętrznej furii. Żadne zwierzę nie lubiło, gdy dotykało się je akurat za tę część ciała i tym razem nie omieszkał się, żeby dać o tym znać, gdy czarne uszy położyły się płasko na bieli roztrzepanych kosmyków, a on sam przemknął ostrzegawczym spojrzeniem po twarzy Nathaira.
Jasne, że prawdziwe. Czego się niby spodziewałeś? – Syknięcie wypełniło pomieszczenie, w którym w zasadzie zostali sami. Umilkły już rozmowy grupki zaplątanych w labiryncie osób, nie było słychać cudzych kroków, ani oddechów. Zatracono gdzieś wszystkie możliwe do zrealizowania dźwięki, pozostawiając nieubłaganą ciszę. Zero świstów, skowytów, nawet najdrobniejszych odgłosów – pozostali tylko oni i martwa cisza, przerwana gwałtownie postawionym krokiem białowłosego. Ciężki but uderzył o brudną podłogę, znów unosząc w górę garść sypkiego brudu, a on sam ruszył przed siebie, co jakiś czas nabierając dyskretnie głębszego wdechu.
Doskonale pamiętał, skąd przyszedł. Nie musiał mieć pamięci ze stali, by katalogować takie detale. Nic nie musiał robić, by bez problemu przemknąć do wyjścia – wystarczyło zwietrzyć zapach, a nogi same kierowały się ku wyjściu. Nie odzywał się, skupiony na tym, by nie huknąć głową w jedno z dziwnie ustawionych luster albo żeby nie zahaczyć nogą o krzywy, wystający kant jednej z ram, która tylko czekała na cudzą goleń. Przeszedł jeszcze obok małego lusterka i...
Przystanął raptownie marszcząc brwi. Czarna kita wygięła się w eskę, gdy dotykał palcami ściany skąpanej w mroku.
Dziwne. – Wraz z pomrukiem naparł mocniej na chropowatą powierzchnię. Ani drgnęła. Przekręcił głowę, znów szukając znajomego, świeżego zapachu, ale nic prócz tumanów kurzu nie do niego nie docierało. Tutaj powietrze było najświeższe, choć wyglądało na to, że nie ma wokół żadnego przejścia. Wilczur zmarszczył lekko brwi i cofnął się o krok, przypadkiem wchodząc w Nathaira. Uniósł głowę, wysuwając nieco brodę do przodu. Przyglądał się spod przymrużonych powiek sufitowi, ale jak na złość nic prócz czerni nie było dane mu zobaczyć.
Co za głupota.
Shatarai wzruszyła barkami.
Głupota czy nie Wilczur poczuł rozdrażnienie. Odwrócił się raptownie do Nathaira i zlustrował go wręcz oskarżycielskim wzrokiem – dosłownie, jakby to za jego sprawką zniknęły drzwi z pomieszczenia. Pomieszczenia, w którym znowu słychać było brzęk łańcuchów, tym razem ostrzej przemieszany z działalnością zębatek w jakimś nieskomplikowanym, trochę przestarzałym mechanizmie.
Wilcze ucho drgnęło, zmuszając go, do zerknięcia w bok. Gdzieś tam coś się poruszyło, przemknęło jak cień między wyprostowanymi na baczność lustrami, a potem mechanizm umilkł, zatrzymując również prężącą się postać. Białowłosy klepnął anioła w bark z krótkim „idziemy” i jak raz przebył cały odcinek drogi tylko po to, by mocno się rozczarować.
Lustro – syknął, uderzając knykciem w taflę, w której odbijała się jego gargantuiczna sylwetka szafy. ─ Jebane lustro, które postanowiło przejść z punktu A do punktu B. Tak sobie. W końcu kto bogatemu zabro... – Głos zawisnął w powietrzu, a on sam ściągnął mocniej brwi. Oparł opuszki palców o lustro i przyjrzał się mu tak, jakby dopiero się tu pojawiło. Ono samo było wielkie – o wiele większe od Growlithe'a – z ciemnobrązową ramą, jedną z najprostszych, jakie można było wyprodukować. Całe lustro sprawiało wrażenie, jakby wygięte było w lekki łuk, tym samym pochylając się nad obserwatorami w ukłonie, który na pewno nie miał nic wspólnego z szacunkiem. Wilczur skrzywił się, zabierając dłoń. ─ Ruszyło się – powtórzył, tym razem z dobitną szorstkością. Spojrzał na Nathaira, uderzając kantem ręki o obramowanie zwierciadła. ─ Ruszyło się, do cholery. To wyjaśnia, dlaczego zniknęło wyjście. Albo wcale nie zniknęło. Po prostu zmieniła się kolejność... zmieniły się... – Nagle rozejrzał się dookoła. Lustra po prawej, po lewej, niektóre na górze, kilka małych, ustawionych tak nisko, że trzeba by kucnąć, żeby dostrzec w nich swoje twarze. Wszystko to skryte pod kocem cienia, który skutecznie mącił w wyobraźni. Wszystko układające się w ścieżkę, nierzadko ubarwioną kilkoma odnogami. Wszystko było wypisz wymaluj, jak... ─ Wiedziałem, że to labirynt. Każdy młot by się zorientował. Ale nie miałem pojęcia, że te – kopnął kantem buta o lustro ─ ustrojstwa lubią zmieniać konfigurację. W dodatku ta paskudna plotka...
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.11.15 14:24  •  Nawiedzony dom - Page 2 Empty Re: Nawiedzony dom
Nathair był młody. Mało widział świata, dopiero się uczył. Obcował z tym wszystkim, dotykał, smakował. A jego młodzieńcze niedoświadczenie, czasami wręcz dziecinne zachowanie wychodziło z niego w takich chwilach jak te, kiedy na bezczelnego zaczął przedrzeźniać wymordowanego, krzyżując ręce na chuderlawej klatce piersiowej. Prychnął cicho pod nosem, mając ochotę zdzielić go przez łeb trzymanym koszykiem, przełykając chwilę słabości sprzed paru momentów, chcąc włożyć go pomiędzy książki zapomnienia.
Masz jakiś problem z odróżnianiem płci? Wiesz, mogę ci wyłożyć czym różni się dziewczynka od chłopczyka, skoro dla ciebie taki kłopot. Znaj moją łaskę. – mruknął uśmiechając się złośliwie, chociaż oboje wiedzieli, że bez zgryźliwości pomiędzy nimi było dniem straconym. I chociaż na samym początku tego niefortunnego spotkania Nathair postanowił, że za żadne skarby nie da się wyprowadzić z równowagi i zachowa spokój, tak szybko zrozumiał, że w obecności akurat tego wymordowanego nie było takiej opcji. To była tylko kwestia czasu jak któryś z nich pociągnie za zawleczkę granatu i wybuchną tłukąc się i szarpiąc. Na samo wspomnienie Nathair poczuł nieprzyjemne ukłucie z lewej strony swojej twarzy, gdzie znajdowała się nieprzyjemna i szpecąca blizna.
Zadrżał niespokojnie zatrzymując się w dalszym molestowaniu jego uszu, kiedy usłyszał gardłowe warknięcie. Spojrzał zaintrygowany na jasnowłosego, a jego kąciki ust uchyliły się lekko w niemrawym uśmiechu.
Oho? Wrażliwe miejsce? – zapytał cicho unosząc jedną ze swoich brwi. Ale chociaż miał przeogromną ochotę dotykać jeszcze dłużej tych dwóch, miękkich punkcików na jego głowie, to wiedział kiedy może przesadzać i balansować na granicy życia i śmierci, a kiedy lepiej odpuścić. Przynajmmniej na jakiś czas. A teraz był ten moment, kiedy lepiej nie drażnić go, skoro chciał wyjść cało z tego domu wariatów. Bo wychodziło na to, że bez Growa, chociaż niechętnie musiał to przyznać przed samym sobą, nie wyjdzie z tego miejsca. Przynajmniej nie szybko. Ruszył powoli za nim, zawierzając wymordowanemu doprowadzenie ich do celu, trzymając się raczej z tyłu. I szybko zorientował się, że to nie był najlepszy pomysł, bo jego wzrok przykuło coś innego…
Oczy balansowały w rytm podyktowany przez leniwie poruszany ogon i nie wiedzieć kiedy, dłonie anioła zacisnęły się na ogonie, aż wreszcie przyległ do niego cały wtulając swoja twarz.
Oranyjulekjakietomiłe! – wyrzucił z siebie stłumione przez sierść wymordowanego słowa jak torpeda, nie zamierzając wypuszczać go ze swoich objęć. – Właściwie czym ty jesteś? Wilkiem? Psem? Lisem? O raju… jakie to miękkie i przyjemne w dotyku! – jęknął wypiekami na policzkach ponownie przesuwając palcami po niemal całej długości ogona. Chciał go. Chciał ten ogon zabrać do siebie, do domu, oczywiście bez jego właściciela i tulić się do niego w nocy. A gdyby tak mu go odciąć….
Hę? – z zamyślenia wyrwał go dźwięk uderzenia. Przechylił się lekko wyglądając zza jego ciała, kiedy Grow siłował się z jakimś lustrem. Przez chwilę zupełnie nie rozumiał co właściwie się dzieje. Przecież wymordowany był pewny drogi a tutaj ślepy zaułek.
Uuu, czyżbyś jednak się pomylił I zgubił drogę? – rzucił złośliwie nie przestając głaskać jego kity, której dotyk był niemal uzależniający.
Na spojrzenie Wilczura, Nathair instynktownie zrobił krok w tył i wymówił ciche „co?” zdradzając całą swoją niepewność. Zmarszczył nieprzyjemnie brwi w chwili, kiedy dobiegł kolejny dziwny dźwięk. Rozejrzał się z niepokojem malujący na jego twarzy, tym razem przysuwając się bliżej Growa. Tak na wszelki wypadek.
Słyszałeś? – zapytał szeptem, jakby bał się, że ktoś nieodpowiedni ich usłyszy. Grow ruszył dalej, a Nathair wiernie podążał za jego krokami, rozglądając się na boki, z każdym kolejnym uderzeniem serca czując się o wiele mniej pewnie. Zaczynał odczuwać gdzieś głęboko kotłujący się niepokój, którego nie potrafił jednoznacznie sprecyzować. Znowu się zatrzymali, a chłopak stał z boku jak ostatni idiota, przyglądając się wymordowanemu z niedowierzaniem.
Jak to się przesuwają… chcesz powiedzieć… to znaczy.. że jesteśmy w pułapce? I nie wyjdziemy z tego cholernego miejsca, bo cały ten labirynt żyje własnym życiem i się przesuwa? Bez jaj… – warknął zsuwając z głowy czerwony kaptur i potarł swoje skronie starając się wymyślić coś, co mogłoby im pomóc.
Myśl Nathair, myśl… musi być jakieś rozwiązanie całej tej sytu— – uniósł gwałtownie głowę wyżej, żeby spojrzeć na Growa. – Jaka plotka? Powiedz mi jaka plotka? – a w jego głosie zabrzmiała autentyczna nuta strachu. Jednakże nawet, jeśli jasnowłosy chciał coś powiedzieć, to nie miał okazji.
Brzdęk
Dźwięk charakterystyczny przy uderzeniu dwóch talerzy muzycznych o siebie rozgromił panującą dookoła ciszę przerywaną jedynie oddechami dwójki zagubionych oraz ich głosami. Nathair jak na komendę odwrócił się w stronę źródła dźwięku i poczuł jak cała krew ucieka z jego twarzy.
Przed nimi w odległości nie więcej niż pięć metrów stał… karzeł. Mierzył może z metr dwadzieścia i trzymał wcześniej wspomniane talerze, którymi uderzał o siebie, na myśl przywodząc widok zabawkowych małpek. Ubrany był w kolorowe śpiochy i w absurdalnie wielkie, czerwone lakierki. Powoli uniósł głowę i spojrzał na Nathaira oraz Growa pustymi oczami, uśmiechając się szeroko. A na bladej, z pewnością wymalowanej jakaś biała farbą twarzy rzucał się w oczy czerwony nos i kręcone, zielone włosy.
Clown. Kto normalny lubi clowny? przemknęło przez umysł anioła. Nienawidził ich. Jasne, może nie miał z nimi zbyt wielkiej styczności, ale wystarczały mu te parę razy by przekonać się o swoim nastawieniu do nich. Kogo bawi przebrany facet z narysowanym sztucznym uśmiechem? No właśnie.
Anioł przysunął się bliżej Growa i poruszył bezdźwięcznie ustami, kiedy clown uderzył ponownie w talerze a jego oczy zrobiły się dziwnie czerwone. Dookoła zapadła cisza, wręcz namacalna i dusząca. Wszystko przestało się ruszać, a Nathair na moment zapomniał jak się oddycha.
BRZDĘK.
W nogi! – pisnął gardłowo anioł I nim Growlithe móglby cokolwiek powiedzieć, Nathair już złapał za przegub I szarpnął za sobą, odnajdując w sobie zaskakujące pokłady siły. Biegł na oślep, tam, gdzie nogi go powiodły, nie bacząc na ewentualne protesty swojego towarzysza niewoli. Czerwona peleryna łopotała na wietrze, kiedy chłopak przebierał nogami, aż wreszcie wpadł w jakiś ciemny tunel. Ale i tutaj się nie zatrzymywał, pędząc przed siebie jakby gonił go sam diabeł. Zatrzymał się dopiero w momencie, kiedy wypadł w okrągły korytarz, z którego prowadziło sześć innych tuneli. Chłopak wypuścił nadgarstek Growlithe’a z żelaznego uścisku i złamał się w pół, opierając dłońmi o udach, łapczywie łapiąc powietrze. Czul szybki kołatanie serca i suchość w gardle. Minęło sporo sekund, kiedy wreszcie uspokoił oddech na tyle, by móc spojrzeć na wymordowanego i cokolwiek powiedzieć.
N-nie goni nas? – wycharczał prostując się I przetarł przedramieniem czoło odgarniając za długie kosmyki na bok. Rozejrzał się powoli po pomieszczeniu, które… już na pierwszy rzut oka można było zakwalifikować jako „upiorne”. Wnętrze pokoju zdawało się być stylizowane na lochy. Kamienne i chłodne ściany oświetlały jedyne przymocowane na stałe do nich pochodnie, które rzucały blade i nikłe światło na środek pokoju. Kilka wyjść, tuneli. Każde zapewne prowadziło do równie obłędnego miejsca. Wzrok Nathaira powiódł nieco wyżej i zatrzymał się na swobodnie zwisające kajdany i łańcuchy. Zmierziło go na ten widok. Chciał wydostać się z tego miejsca jak--
Drgnął, kiedy poczuł jak coś spada na jego głowę, a potem zaczyna szybciutko przemykać swoimi włochatymi nóżkami niżej, schodząc na kark, a potem….
ZDEJMIJ GO! – krzyknął chłopak I zaczął gwałtownie machać rękoma na boki, biegając, skacząc i zrzucając z siebie pospiesznie czerwoną pelerynę. – Szybko, zabierz go! Zabierz, zabierz, zabierz, zabierz, zabierz! – mamrotał szarpiąc białą bluzkę, jednakże zamiast ją zerwać tylko bardziej w to wszystko się zaplątał. Ostatecznie kucnął i schował twarz w kolanach, a dłonie zarzucił do tyłu, starając się zsunąć materiał z pleców.
… zabierz, zabierz, zabierz, zabierz. To pewnie karaluch. Zabierz go… – mamrotał pod nosem jak jakąś mantrę.
Gdyby nie to, Nathair pewnie poczułby dziwny odór wydobywający się z jednego z tuneli. Ciepły i duszący, jakby chuchał żul nie myjący zębów od paru dni. A gdzieś w oddali coś tykało. Zegar?
Zabierz… – cichy, ledwo wyczuwalny szept przemknął po pomieszczeniu.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.11.15 18:54  •  Nawiedzony dom - Page 2 Empty Re: Nawiedzony dom
W pewnym momencie ucieszyła się, że zdecydowała się jednak ruszyć za Yuu i Hexem, nawet jeżeli nie miała pewności, co tak naprawdę mogło tutaj być. Samą misję znalezienia kończyn brała bardziej na siebie, niż resztę, bo już wieki temu powiedziała dżinowi, że co by się nie działo - ona będzie się nim zajmować niczym Anioł Stróż z prawdziwego zdarzenia. I naprawdę chciała się tego trzymać, nie patrząc na to, czy tego chcą, czy nie.
A teraz naprawdę się przydaje.
- Teraz rozchwytują cię wilkołaki i koty, Hex... Ja bym na Twoim miejscu zastanowiła się na miejscu, czy nie powinnam się bać, miau. - Abi przekrzywiła delikatnie głowę, starając się skupić na drodze - Tak, Yuu, właśnie to robimy, przynajmniej próbujemy. Ale jak mamy znaleźć to cholerstwo, jak nawet on nie wie, gdzie są jego kończyny? Jeżeli cały ten dom to pełen pułapek labirynt, to mamy już na miejscu przewalone. Ja może jestem mała i lepiej widzę, ale God-Mode'a to ja nie mam, konsola nie działa. O was nic mówić nie muszę... Mamy przewalone.
W głosie anielicy nie było nawet typowej dla niej nutki rozbawienia, co zaznaczało, że nawet ona była świadoma tego, w jakim bagnie się znaleźli. Dobrze, że nie wzięła ze sobą Benia, przynajmniej on nie musi się z nimi męczyć. Chociaż może by się przydał, cholera wie.
Teraz jednak miała więcej zmartwień. Wyostrzyła nieco wzrok i przyjrzała się leżącej nieopodal kończycie, mając nadzieję, że znajdzie coś więcej. Była to cała prawa dłoń wraz z torsem, robiąca dziwne ruchy w powietrzu. Zabawnie to wyglądało i gdyby miała normalne struny głosowe, to właśnie chwilowa powaga ustąpiłaby wybuchem śmiechu, jednak teraz z jej gardła wyszły tylko dziwne dźwięki, przypominające co najwyżej rozbawienie.
- Noo, nie żeby coś... Ale Twoja ręka bije się z powietrzem. - powiedziała, machając łapą - Idź prosto i jak powiem "stop", to stań i pójdź jeszcze bardziej w prawo. Dalej, dalej... Stop. Przed tobą. Obróć się troszkę, tak.
Może nie podbiłaby świata informacjami jak iść, ale starała się, jak tylko mogła.
- Nie wiem kto to lub co to dokładnie było, ale ktoś się za kimś chował, więc może jakaś parka wbiła do domu na test swojej odwagi, czy coś. A to panienki zazwyczaj się chowają za swoimi chłopcami, nie? I nie martw się, również gdzieś zniknęli. Co widzę? - Abi ponownie się rozejrzała - Widzę wcześniej wspomniane resztki Hexa przed nami, ściany, dziwnie poruszające się rysunki na obrazie i jakieś resztki ostrzy w ścianie... Czekaj. Czekajczekajczekaj. Chyba mi wzrok siada. Ten korytarz dziwnie wygląda. Chwilę temu tutaj chyba był zakręt?
Pytanie zadała bardziej sobie, niż jej towarzyszom. Wzrok jej płatał figle, zapędzili się? Na wspaniałego Ao, tutaj było naprawdę dziwnie. Zaraz wyjdzie, że to naprawdę jest jakiś chory labirynt, gdzie lepiej rozwalić ściany, zamiast próbować się wydostać jak na prawdziwego gracza przystało.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.11.15 4:05  •  Nawiedzony dom - Page 2 Empty Re: Nawiedzony dom
Nie. Miejsce: „tkniesz, a ściana się wkurzy i przywali ci w pysk”. – Przewrócił oczami, ukrywając pod nawarstwiającym się rozdrażnieniem fakt, że – mimo wszystko – Nathair swoją rację miał.
Tak samo jak miał rację, gdy uznał, że się zgubili. Albo może raczej – jakiś „procent” racji, bo Growlithe był pewien i nadal obstawiał przy swoim, że wcześniej to właśnie tutaj było wyjście. Że nadal czuje zapach innego pomieszczenia, ale coś się zmieniło, coś siłą pchało ich wewnątrz labiryntu, nie bacząc na niechęć wymalowaną na twarzach. Choć „niechęć” u Growa wymalowana była dlatego, że musiał wyszarpywać swój ogon z uścisku Nathaira.
Dorośnij – warknął na niego, puszczając ruchliwą kitę. ─ Psem. A, jak pewnie wiesz, psy mają zęby. Jeszcze raz tkniesz ogon i odgryzę ci-
─ Jaka plotka?
Na ramię wymordowanego coś upadło. Chwycił to sprawnym ruchem, szybko jednak zerkając na stróża.
─ Powiedz mi jaka plotka!
Nie znasz tego? ─ Pierwszy raz Growlithe był faktycznie zaskoczony (choć mieszało się to z rozdrażnieniem), więc wyglądało na to, że „plotka” musiała mieć jednocześnie status czegoś w rodzaju legendy, o której wszyscy dyskutowali, niejednokrotnie wierząc w opowiadaną szeptem historię. Dłoń wymordowanego zacisnęła się, gdy zgniótł pająka z dziwnie głośnym plaskiem – jakby wypełniony był w środku jakąś substancją, płynem lub innym, podobnym ustrojem, bo aż chlupnęło. Nie był nawet świadom, że uśmiercił jedną ze swoich mar, którą przypadkiem zmaterializował. Z niesmakiem wytarł dłoń w ścianę, zgarniając dodatkowy kurz. Przeklął, ścierając tym razem brud w spodnie na udzie i spojrzał wreszcie na Nathaira. Cała sceneria dodawała tylko uroku, a mrukliwy, szydzący głos albinosa był jak butla oliwy wrzucona do początkowo niemrawego ogniska. ─ Mówi się – na ustach Growlithe'a osiadła dziwna powaga ─ że żyła kiedyś osoba, która śmiertelnie bała się luster. Osoba. Nikt nigdy nie konkretyzuje, jakiej była płci, wieku, co lubiła robić, czego się – strzepnął ze swojego ramienia kurz ─ parała. Była po prostu osobą. Osobą, która choć nie miała twarzy, była znana wszystkim wkoło. Irytowała. Wiesz jak to jest? Gdy się czegoś boisz, a ten strach paraliżuje ci ciało, otwiera usta do krzyku, wprawia dłonie w drżenie. Chcesz uciec, zostawić to za sobą... albo chociaż zamknąć oczy. Ale nie możesz. Oczywiście, że nie. Bo ten strach jest tak paraliżujący, że aż słodki. Pragniesz ucieczki, ale zostajesz, chcesz zostawić to za sobą, ale wciąż do tego wracasz, niby mógłbyś zamknąć oczy, ale... po co? – Dłonie Wilczura ponownie wsunęły się na szczupłe barki Nathaira. ─ Ludzie boją się różnych rzeczy. Pająków albo węży, inni czarnych kotów lub clownów. Osoba bała się luster.  I był to strach irracjonalny, dlatego tak drażniący. Nikt nie rozumiał tego lęku. Lęku, że – być może – po drugiej stronie ktoś jest. Że lustro wciągnie Osobę do środka albo, że Osoba spojrzy w lustro i zobaczy kogoś innego zamiast siebie. Tak śmiertelnie się tego bała, że nie patrzyła w lustra, nie miała ich w domu, nienawidziła ich. I pewnie żyłaby w swoim amoku, gdyby nie fakt, że – poza swoją fobią – była normalną Osobą. Rozumiesz, prawda? Chodziła do pracy albo szkoły, jadała to co my... to co ty, Nath, zasypiała, śmiała się, płakała... i miała przyjaciół. Mówi się, że niewielką grupkę, która w dniu urodzin postanowiła wyprawić jej niespodziankę. Pewnie zaczynasz się domyślać. Zawiązano jej oczy – dłoń Wilczura zakryła ślepia anioła, a usta dotknęły lekko płatka jego ucha ─ kazano zakryć uszy... Prowadzono ją bardzo powoli, bardzo ostrożnie. Słyszała szelest liści, sporadyczne pohukiwania sów... i chichoty przyjaciół, od których biła aura wesołości. Była... cóż, była ciekawa. Co przygotowali? Co to za niespodzianka? Jak daleko jeszcze będą musieli iść? Aż w końcu jej buty uderzyły o twardą podłogę, poczuła zapach kurzu, staroci. Przyjaciele śmiali się, parskali, rechotali pod nosem, a ona zniecierpliwiona przeskakiwała z nogi na nogę. „Mogę?” - pytała z prośbą, ale ich głosy ucichły. Bo widzisz... – odsunął dłoń, zsuwając ją na gardło Nathaira; lekko, nie wyrządzając mu krzywdy, po prostu musnął opuszkami bliznę ─ ludzie to chuje. Ludzie są zakłamani. Fałszywi. Nieżyczliwi. Więc kiedy nikt nie pisnął słówkiem ten ktoś, kimkolwiek był, rozwiązał supeł i odsłonił oczy. To, co zobaczył, wprawiło go w szał. To był wrzask, jakiego to pomieszczenie nie zapomni. Skowyt, wycie, płacz. Próbował uciekać, ale gdziekolwiek nie spojrzał, dostrzegał to samo. Otoczony przez wrogów, przez najgorsze mary z najpodlejszych koszmarów. A potem była cisza. Cisza tak nagła, że aż zniewalająca. Martwa. Przyjaciele chichotali w zimnie na dworze, palili papierosy, dyskutowali. Ale gdy wrzask umilkł, oni też ucichli. Nasłuchiwali, ale nic się nie wydarzyło. W końcu zmusili się, by tam wejść. I wiesz... – Usta cmoknęły, naparł kantem dłoni na podbródek anioła i uniósł jego głowę ─ oni też spojrzeli w lustro. I zrozumieli, co było problemem. Widzisz siebie, racja? Zniekształconego przez taflę szkła. A teraz wytłumacz, skąd masz pewność, że ty to ty. Że prawdziwy ty, ten realny, ten dobry, uczciwy, że to osoba, którą jesteś, a nie zwykłe odbicie. Że ten świat jest rzeczywisty, że ludzie wokół ciebie, twoi przyjaciele, wrogowie – ściszył głos na to jedno, jedyne imię: ─ Ryan... że oni są częścią tej rzeczywistości. Co mi powiesz, Nath? Że to dlatego, że dostrzegasz lustra wokół siebie, podłogę pod swoimi nogami, że czujesz mój dotyk, ciepło oddechu, że słyszysz głos? Zastanów się. Gdy schylisz głowę, osoba po drugiej stronie zrobi to samo. Co ona widzi? Widzi podłogę, którą ty dostrzegasz. I czym się różni od ciebie? Czym się różnisz prawdziwy ty, od fałszywego ciebie? Czym...
BRZDĘK.
─ W nogi!
Co - „oooooouu”. Szarpnięcie zmusiło go do postawienia wpierw chwiejnego kroku, który tylko cudem nie posłał go na jedno z luster, a potem serii następnych, już bardziej ogarniętych. Biegł za Nathairem, raz tylko obejrzawszy się za siebie. I kiedy anioł ściągnął go siłą za róg, clown wyszedł swoim powolnym tempem (miał czas... oczywiście, że tak), niespiesznie odwrócił głowę, nieruchomo trzymając resztę ciała. Wyszczerzone w uśmiechu usta, które – jakby clown dostrzegł błysk w ślepiach Wilczura – wyciągnęły się jeszcze mocniej na boki. A to było niemożliwe. Nikt nie uśmiecha się tak szeroko, jakby kąciki ust sięgać miały samych uszu... Dalej był tylko BRZDĘK i kolejne lustro przysłoniło malutką twarz wykrzywioną w wiecznej wesołości.
Ta paskuda stała mu przed oczami nawet chwilę po tym, jak dłoń Nathaira puściła jego nadgarstek, a oni obaj zatrzymali się w jakimś zatęchłym miejscu. Growlithe nie zdążył się nawet rozejrzeć. Oparł się tylko plecami o ścianę i tłumiąc dyszenie rozmasował pulsujące skronie.
Pogrzało cię?! ─ sapnął rozwścieczony. Nie bał się. Oczywiście, że się nie bał. To wszystko musiało być sprytnym środkiem zastosowanym przez właściciela. I liliput, i lustra, znikające wejście, nawet smród, który przywoływał na myśl... Growlithe zacisnął szczęki, kiedy przełykał ślinę. Fetor był zbyt intensywny, by zwierzęce zmysły nie mogły go sprawnie zaszufladkować. ─ To tylko rekwizy-
─ ZDEJMIJ GO.
Hę?
─ Szybko, zabierz!
Growlithe zmarszczył brwi.
Słuchaj, jak próbujesz mnie wystraszyć...
─ … zabierz, zabierz, zabierz...!
... to idzie ci, kurwa, bajecznie!
Dopadł do niego, od razu kładąc dłonie na roztrzęsionych ramionach. Musiał uważać, by nie dostać z łokcia w pysk, bo dzieciak rzucał się, jakby potrzebował egzorcysty z długim stażem. Najlepiej takiego w wieku lat 20kilku. Bez osteoporozy. Nathair kucnął, a Growlithe odgarnął prędko różowe pasma włosów, przemykając w szaleńczym tempie po jego karku. To był impuls, gdy szarpnął ręką. Paznokcie pozostawiły po sobie czerwone ślady na szyi, ale dorwał małe, ruchliwe stworzonko, wyginające się na wszystkie strony i przebierające krótkimi, włochatymi nóżkami w miejscu. Growlithe przyglądał się chwilę pająkowi wielkości... zdecydowanie zbyt dużej, po czym zacisnął palce jak imadła. Stawonóg rozprysł się, a odnóża, wraz ze zmiażdżonym odwłokiem padły na ziemię, kiedy Wilczur machnął ręką, strzepując z niej to obrzydlistwo.  
Beznadziejny jesteś. Boisz się karaluchów? A zresztą... Czujesz to tak intensywnie? – zapytał, nawet nie wiedzieć czemu ściszając przy tym głos. ─ Ten smród. Pomieszanie czegoś kwaśnego... ze słodkim...
Trzasnęło.
Dźwięk zbitego szkła.
BRZDĘK.
Krok.
Chrzęst.
Cisza.
BRZDĘK.
Krok.
Chrzęst...
Cisza...


Ostatnio zmieniony przez Growlithe dnia 19.11.15 19:18, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.11.15 23:16  •  Nawiedzony dom - Page 2 Empty Re: Nawiedzony dom
Tego mu było trzeba. Naprawdę. Pieprzonej historii, której efektem był tylko i wyłącznie wzmożony strach. Każde słowo wypowiadane przez jasnowłosego prześlizgiwało się przez jego umysł pozostawiając po sobie zimne, obślizgłe uczucie. Niczym gadzisko, które w najmniej oczekiwanym momencie otwiera swoją paszczę, by wgryźć się w ofiarę. Nathair nawet nie zorientował się, kiedy jego ciało zaczęło niekontrolowanie drżeć a wszystkie możliwe mięśnie napięły się tak mocno, że zaczął odczuwać dyskomfort.
Niech on już się zamknie
Przełknął cicho ślinę, czując przytłaczające bicie serca, które chyba cudem nie wyrwało się z jego klatki piersiowej.
K.. kłamiesz. – wymamrotał  cicho, próbując odzyskać rezon i pewność siebie. Ale ciężko było to osiągnąć, kiedy nie było możliwości ewakuowania się z tego przeklętego miejsca a na domiar złego na ich drodze stawały takie dziwne indywidua jak ten cholerny clown. I jeszcze ten kurewski robal, który sparaliżował anioła. Prawdę powiedziawszy gdyby nie Wilczur, to sytuacja dla skrzydlatego przedstawiałaby się o wiele gorzej. Odetchnął cicho pod nosem, kiedy robal, który okazał się „tylko” pająkiem skończył marnie w pięści wymordowanego.
Boisz się karaluchów?”
Drżące usta chłopaka wygięły się w kwaśnym wyrazie, kiedy instynktownie dotknął swojego lewego boku. Boku, gdzie na zawsze pozostanie brzydka pamiątka po jego porwaniu i torturach, które po dzień dzisiejszy nawiedzały jego sny przemieniając je w koszmary. Ale Growlithe nie mógł tego wiedzieć. Nie widział tego, co mu zrobili. Albo nie chciał widzieć. Niemniej chłopak wreszcie ogarnął się na tyle, żeby podnieść się z ziemi, chociaż nogi niekontrolowanie przemieniły się w dwie galaretki, co skutecznie uniemożliwiało mu pewne stanie. Chcąc ukryć swoje zażenowanie, sięgnął po rzuconą pelerynę, która swym intensywnym kolorem w żaden sposób nie pasowała do wystroju pomieszczenia, po tym strzepnął nią raz a porządnie, by upewnić się, że żaden robak nie znalazł w jej materiale bezpiecznej kryjówki, a następnie zarzucił ją na swoje ramiona, na powrót zawiązując pod szyją.
Musimy się stąd wydostać. Jak najszybciej. – powiedział cicho, obcym dla siebie głosem, chociaż zdawał sobie sprawę jak absurdalnie właśnie brzmiał. Przecież to było oczywiste jak budowa cepa, że muszą się uwolnić z domu koszmarów. W tej jednej kwestii ich dwójka wreszcie się zgadzała.
I co mam czuć? – dodał już nieco bardziej zniecierpliwiony, odzyskując kolory na twarzy jak i siłę głosu. Zamknął się jednak, próbując wychwycić to, o czym mówił Growlithe. Nie trzeba było być wymordowanym, żeby wyczuć ten nieprzyjemny, drapiący w gardle i duszący odór. Niższy chłopak automatycznie sięgnął po materiał peleryny i przycisnął ją mocniej do twarzy, krzywiąc się przy tym jakby co najmniej wdepnął w jakieś rzadkie gówno.
Co tak cuchnie? – jęknął przysuwając się bliżej jasnowłosego. Growlithe mógł pierwszy wyczuć, że smród z każdą kolejną chwilą coraz bardziej się nasila i zaczyna przejawiać przeróżną, jakże barwną paletę nieprzyjemnych zapachów. Zgnilizny, śmierci, jajek, ryby, psujących się zębów, zaropiałych ran. Wszystko to, czego normalny osobnik nie chciał wąchać.
Do tego doszły jeszcze te dziwne, wywołujące gęsią skórkę odgłosy. Dłoń anioła niespodziewanie wsunęła się pomiędzy długie palce wymordowanego i zacisnął się na nich, jakby tym gestem chciał dodać sobie otuchy i odwagi, która najwidoczniej uleciała gdzieś daleko już w chwili, kiedy spotkali clowna.
- Pomocy… – jak na zawołanie anioł podskoczył w miejscu i gwałtownie odwrócił się, nie puszczając nawet na sekundę dłoni wymordowanego, kiedy jakby spod ziemi, za nimi stała mała dziewczynka. Była cholernie blada, w białej, porwanej sukience i o kruczoczarnych włosach gładko zaczesanych, sięgających jej pasa. Ale to nie jej wygląd był niepokojący a topór, którego ostrze znajdowało się gdzieś tak w połowie jej czaszki oraz woda, która spływała po jej nogach.
Kap.
– Pomocy… – podeszła nieco bliżej wyciągając w ich stronę mokrą rękę. Niewiadomo skąd, ale Nathair znalazł w sobie na tyle siły, że omal nie zaczął miażdżyć dłoni wymordowanego. Jeszcze cztery kroki, trzy, dwa….
TRZASK.
Nim dłoń dziewczynki dotknęła wymordowanego, Nathair znalazł się między nimi (notabene wciąż go trzymając) i uderzył z całej siły wierzchem swojej dłoni w rękę nieznajomej, odrzucając ją na bok.
Wsadź ją sobie w dupę! – warknął przerażony, na powrót przenosząc się za Growa, nieco napierając na niego.
Nie stój taaaak. Chodź- – jego głos utonął w przeraźliwym pisku dziewczynki. Tak głośnym, tak okropnym, że miało się wrażenie, że lada moment zostaną pozbawieni zmysłu. Anioł jęknął i złapał się wolną ręką za głowę, krzycząc, żeby się zamknęła. I, o dziwo, zamknęła się. Chociaż nie w dosłownym tego słowa znaczeniu. Jej głowa odchyliła się w nienaturalny sposób do tyłu, a usta pozostawały otwarte. Pisk przerodził się w dziwne charki a jej ciało ogarnęły dziwne, niemal agonalne konwulsje. Usta z każdym kolejnym uderzeniem bicia serca rozwierały się coraz bardziej, aż miejsce, gdzie powinny być usta, nie sięgały od ucha do ucha. Wtedy poruszyła głową i wyprostowała ją, spoglądając na Nathaira oraz Growa dziwnym, nieobecnym wzrokiem. Usta uchyliły się maksymalnie, przez co wygląd jej twarzy zdawał się upiornie zniekształcony, prezentując otwór gębowy wypełniony małymi, ostrymi zębami oraz czterema, długimi na niemal metr językami, które zaczęły wić się niebezpiecznie.
D-dalej uważasz to za rekwizyty, Jace?! – krzyknął Nathair, kiedy dziewczynka ruszyła w ich stronę, ponownie wyciągając swoją rękę. Rękę, która teraz była dwa razy dłuższa z cztery razy dłuższymi pazurami. A tuż za nimi rozległo się głośne BRZDĘK0
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach