Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Tacy ludzie nie łączą się w grupy głównie z tego powodu, że wolą przebywać sami w domu... no właśnie, podkreślić należy, że chcą być sami, co ze swej definicji wyklucza towarzystwo jakichkolwiek innych osób, a dla niektórych nawet obecność dowolnych istot żywych. Trudno więc się dziwić, że Monday nie miała ochoty przesiadywać w mieszkaniu obcego człowieka, skoro w tym samym czasie mogłaby znajdować się w swoim własnym i robić to, na co tylko miała ochotę.
Zaznaczyła odpowiednią kratkę w kwestionariuszu równym, cienkim krzyżykiem. Miała bardzo ładne pismo, które niektórzy mylili z równymi literkami wychodzącymi spod drukarki. Mimo wszystko, aż tak perfekcyjna nie była. Zanim jednak mogła przejść do kolejnego elementu ankiety, czekało ją pytanie ze strony chłopaka. Trzeba przyznać, że takiego się ani trochę nie spodziewała i nim udzieliła odpowiedzi, musiała się chwilę zastanowić. Prawą dłoń, w której trzymała też długopis, przytknęła na chwilę do policzka i nieznacznie potarła go palcami w zamyśleniu.
- W sumie to nie wiem. Chyba po prostu nie miałam lepszego pomysłu na życie, a w tej pracy nie da się nudzić - odpowiedziała w końcu. Zaskoczenie, czyż nie? Jakaś dłuższa wypowiedź! Prawdę mówiąc to z Risu wcale nie rozmawiało się tak źle, trzeba było tylko wiedzieć, jak się z dziewczyną obchodzić i których strun nie poruszać dla bezpieczeństwa własnego zdrowia i życia. Nie miała problemów z ukończeniem poprzednich etapów edukacji, a teraz zamiast ocen końcoworocznych otrzymywała dodatkowe możliwości doświadczenia do wpisania do CV. Kto wie, może na tej podstawie znajdzie kiedyś jeszcze lepszą pracę dla siebie? I gdyby jeszcze lepiej płacili...
- Czy uważasz panujące w Mieście warunki pogodowe za dogodne? Jeżeli nie - dlaczego? - Oto i kolejne pytanie z sondy. Po jego przeczytaniu podniosła wzrok na rudzielca i w pewną konsternację wprawił ją fakt, gdzie ten cały czas patrzył. Czuła się zgoła dziwnie, będąc tak obserwowana, co spowodowało wstąpienie nieznacznego różu na policzki Monday. Bidula, miała naprawdę niezdrowe tendencje do nabierania nie tego koloru, co trzeba.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Lepsze coś takiego, niż to, co robię ja. - Wskazał skinięciem głowy na kąt pokoju, swoją wiecznie usyfioną pracownię. Musi niedługo odmalować ściany, bo powoli wchodzi w nie zapach spalonej izolacji kabli. Dla niego to przyjemny zapach, dla innych, dla sąsiadów, zapewne nie. Chodziło mu o to, że jego praca jest niepewna. Czasem jest zlecenie, czasem nie ma. Na lewo nie robi zbyt dużo, bo trochę się boi. Kasa taka sobie, starczy na normalne życie. Pogoda, pogoda.. - Nieliczna z rzeczy, która mi się tutaj podoba. Mogłoby padać więcej, ale to tylko moja osobista preferencja. - Oczywiście, że zauważył jej leciutkie rumieńce. Bardzo mu się to spodobało. Jego kąciki ust uniosły się w grymasie zadowolenia. Słodko. Przez głowę przechodziło mu wiele obrazów, trochę jak strona główna Youtube, wszystko i nic, więc lepiej o tym nie mówić. Czasem sprośne rzeczy, czasami filozoficzna kontemplacja. Wszystko w tle, bo jednak głównie skupiał się na Risu. - Mój ojciec tam z wami pracował.. nie wiem co przeskrobał, ale go zabili. Prawdopodobnie. - Wymsknął mu się śmiech. Nie wiedział dlaczego. - Idealna władza, odkupiciele, krzewiciele cywilizacji, a jednak terroryści. - Otworzył szerzej oczy. Odchrząknął. - Prze.. prapraszam. - Ła! Zapędził się. Kuso. - Mieszkasz sama czy z rodzicami? - Niech tylko nie złapie go za język, niech tego nie zanotuje. Miałby kłopoty. Nie chcemy tego, o nie!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Wszystko ma swoje wady i zalety - dodała, coraz wyraźniej się uspokajając w całym toku rozmowy. Jak widać wystarczyło tylko trochę dobrego podejścia, by dziewczyna zaczęła się powoli otwierać. Wyglądała na stopniowo coraz mniej spiętą, a bardziej naturalnie uprzejmą, niż poprzednio, gdy zmuszała się do uśmiechu. Obecnie zdawać się on mógł o wiele bardziej naturalny, choć nadal delikatny i nieco nieśmiały.
Po raz kolejny wpisała odpowiedź do arkusza, starając się oddać przede wszystkim sens wypowiedzi i jednocześnie ułatwić osobie odczytującej dane ich prawidłową interpretację. Miała trochę problem, żeby zmieścić się w przeznaczonym na tekst miejscu, jednak ostatecznie nie okazało się to takie trudne - przyciaśnienie literek wystarczyło, by cała wypowiedź dała się upchnąć w pojedynczej linijce.
Trochę zaskoczyła ją nagła otwartość chłopaka. Czyżby nie wiedział, że za podobne wypowiedzi mógł popaść w konkretne tarapaty? Gdyby tylko Risu była większą służbistką, to nawet by się nie zorientował, a miałby gotowy materiał siebie samego w nagraniu, jak pięknie mówi o obecnej władzy. Mimo wszystko służka nie zamierzała się mieszać w osobiste opinie ludzi ani na nich donosić tylko dlatego, że potrzebowali sobie ponarzekać. Na słowa Alastaira po prostu przybrała bardziej obojętny wyraz twarzy.
- Przykro mi - stwierdziła, co można było zinterpretować na różne sposoby - albo jako swoiste kondolencje wobec śmierci ojca, albo też jako "szkoda, że tak sądzisz". Kwestię wyboru pozostawiamy odbiorcy. Dalszych komentarzy zaniechała, by nie ciągnąć tematu, który wyraźnie żadnemu z tej dwójki nie pasował jakoś zbytnio.
- Mieszkam sama. - Powrót do krótkich zdań! Właściwie to i do tego teoretycznie nie powinna się przyznawać, bo tak na dobrą sprawę właśnie zasygnalizowała kompletnie obcemu kolesiowi, że we własnym domu jest całkowicie sama. Mimo wszelkich okoliczności, był to nieco niebezpieczny krok.
- Jak oceniasz poziom komunikacji publicznej? Opcje jak przy pytaniu pierwszym - kontynuowała. Nie zostało już zbyt wiele pytań, ankieta była właściwie krótka. Im bliżej końca kwestionariusza z odpowiedziami się znajdowała, tym bardziej odczuwała ochotę powrotu do domu. Byle szybciej, byle z głowy. Od przytulnego mieszkania oddzielała ją przecież jeszcze konieczność odniesienia wszystkich formularzy do pracy i dopiero wtedy będzie mogła zakończyć swój dzień roboczy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- To teraz już wiem jak to jest, kiedy ktoś odpowiada ci dwoma, trzema słowami. Ja zazwyczaj tak robię. - Co mogło wydawać się nieprawdopodobne po tym ile słów z siebie wyrzuca w jej kierunku. - Mi w sumie nie jest. Obojętne mi to, z każdym rokiem coraz bardziej. - wzruszył ramionami, dopił herbatkę. Mogło być to trochę oschłe, taki brak szacunku do, być może, zmarłego ojca, ale od on małego był dziwnym dzieckiem, dużo pyskował tatusiowi, mamy nie znał, nie miał za dużo miłości i ciepła. - No widzisz ile nas łączy? - Uśmiechnął się znowu. Szczerze. Przeczesał palcami swoje rude kudły. Boże, jakie to futro jest gęste. Jego fryzura wyglądała teraz dość śmiesznie, na środku głowy został mu dokładnie taki kształt, jaki ruch ręką wykonał. Ponownie wlepił w nią swoje ślepia, przechylił nieco głowę. - Nie korzystam, powiem szczerze, więc 'nie wiem'. - Mruknął zgodnie z prawdą. No, trochę kamień spadł mu z serca, że nie jest taką obrończynią władzy. - Podrywają cię w pracy? Bo jesteś.. ładna. - Pomiędzy 'jesteś', a 'ładna' zrobił dłuższą przerwę, wziął głęboki oddech, przygryzł finalnie wargę. Serce waliło jak szalone, trochę się pogubił w tym co robi. Co poradzisz? Ciekawe co zrobi teraz nasza mała czarnowłosa. Trochę się bał, że się obrazi, że dostanie w ryj i sobie pójdzie. Nie chciał tego. Intrygowała go swoją niedostępnością. Przesunął dłońmi po swoich udach, denerwował się, wodził wzrokiem po pokoju. Nie chciał źle, musiała go zrozumieć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Mhm - odparła krótko, w ten sposób kończąc tematykę oceny władzy, krótkich wypowiedzi i umierających tatusiów - wszystkiego na raz. Ciągnięcie niewygodnej rozmowy nie było w jej stylu, szczególnie, że w dalszym ciągu starała się zachowywać jak normalny człowiek. Bywały już takie sytuacje, że kompletnie traciła nad sobą panowanie i nie były to chwile, w których dało się z nią wytrzymać. Niezbyt przyjemna to rzecz, ale trudno cokolwiek na nią poradzić, tak to już bywa.
- Może trochę -przytaknęła, uciekając wzrokiem na podłogę. Myślałby kto, że wystrój pokoju aż tak ją interesuje, że co rusz musi patrzeć pod nogi. Chociaż kto wie, może tak naprawdę jest wybitną znawczynią paneli?
Nawet przez chwilę uśmiechnęła się szerzej, do czego sprowokowało ją zachowanie rudzielca. Wydawał się być całkiem w porządku, nawet jeżeli jego nadmierna ciekawość dla Monday była zgoła irytująca. Opowiadanie o sobie zdecydowanie nie było jej hobby, a Alek zadawał pytania póki co tylko i wyłącznie z tej dziedziny. Dodatkowo trochę niezręcznie się czuła, będąc pod ciągłą obserwacją. Dla Japonki patrzenie rozmówcy w oczy było wyrazem braku kultury, chociaż po obco brzmiącym nazwisku chłopaka już wywnioskowała, że może być to po prostu niezdrowe przyzwyczajenie.
Zakreśliła odpowiedź kolejnym perfekcyjnym krzyżykiem. Mimowolnie przytknęła niepiszącą końcówkę długopisu do kącika ust, gdy tylko podniosła głowę z powrotem do pozycji pionowej. Kolejnemu pytaniu ze strony gospodarza przysłuchiwała się z pewnym zaskoczeniem. Nawet jeżeli pierwszą część jeszcze jakoś była w stanie zrozumieć, tak drugie zdanie mocno wytrąciło ją z równowagi. Odruchowo zacisnęła palce na trzymanym przez siebie przedmiocie, zmarszczyła brwi i odchyliła się odrobinę do tyłu, jak gdyby owo stwierdzenie było obraźliwe - chociaż wszyscy doskonale wiemy, że jego znaczenie miało w rzeczywistości charakter wręcz przeciwny. Jeżeli wcześniej twarz służki można było nazwać lekko różową, teraz byłby to ostro przesadzony eufemizm. Risu dosłownie poczerwieniała, trudno ocenić, czy z zażenowania, czy ze złości. Mimika mogła wskazywać zarówno na jedno, jak i na drugie.
- Co to w ogóle jest za pytanie? - zająknęła się, zapominając na chwilę o dobrym wychowaniu i wlepiając przerażony wzrok prosto w oczy rudzielca, szukając informacji o tym, czy on sobie przypadkiem z niej nie żartował.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jej uśmiech ją ośmielił. Widział, że nie był sztuczny. Mimo, że chwilowy, wzbudził w nim bardzo pozytywne uczucia. Jednak zaraz wszystko się obróciło o sto osiemdziesiąt stopni. Zacisnął mocno powieki, jego mina mówiła 'o mój Boże, co za fail'. Co ją uraziło? 'Ładna'? Co prawda mógł powiedzieć inne przymiotniki takie jak 'piękna, zjawiskowa, wyjątkowa, urocza, słodka, kusząca', jednak ten wydawał się być najprostszy, oddawał wszystko, był uniwersalny. A on dopiero zaczynał taki.. prawdziwy, dorosły podryw, flirtowanie. Nie miał ku temu okazji, chyba nigdy, takiej prawdziwej. Odkąd Aiko zniknęła, nie miał na kim 'ćwiczyć', nie miał komu oddawać swoich uczuć. Po prostu czuł pustkę. Jego twarz również poczerwieniała. U niego z czystego wstydu, może trochę strachu. - N-no co? Ja tylko.. - Nawet nie wiedział jak się wytłumaczyć. Westchnął tylko donośnie, nerwowo się uśmiechnął w jej kierunku, jednak oczy wędrowały po rysunkach, po meblach, po ścianach. No co miał jej powiedzieć? Ciągle gryzł wargę. Tak mocno, że czuł niemały ból, jednak starał się jej nie przegryźć, co czasami mu się przytrafiało. - Ja chciałem tylko.. - Machnął rękoma w geście 'no wiesz o co mi chodzi, nie męcz mnie'. - ..Być miłym. - Może to go uratuje. - Nie gniewaj się, Risu. - Mruknął błagalnie. Był szczery. Szczery jak nigdy wcześniej. Jakoś dziwnie zależało mu na tej znajomości. Za bardzo się wciągnął, żeby teraz poddawać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nawet nie można powiedzieć, że uraził ją komplement. Prędzej samo pytanie było dla Monday nie tylko zaskakujące i dziwne, ale też zdecydowanie zbyt bezpośrednie. Warto sobie przypomnieć - o ile w ogóle ktoś jest tego świadom - że dla niej jakiekolwiek relacje międzyludzkie były nazbyt skomplikowane i trudne. Utrzymywanie bliskiego kontaktu z innymi osobami stanowiło istny koszmar, więc tym bardziej dość osobiste kwestie nie powinny być poruszane w ogóle. Tylko tego jeszcze brakowało, żeby zaraz tu mieli do czynienia z jakimś emocjonalnym omdleniem.
Nowością była jedna rzecz - zazwyczaj, gdy komuś udało się doprowadzić Risu do podobnego stanu, dany osobnik się irytował, czasem nie rozumiał, co się dzieje, czasami próbowano ją przekonać, że wydziwia i dramatyzuje. A tym razem było inaczej i to chyba najbardziej ze wszystkiego zaskoczyło dziewczynę. Czy on ją właśnie... przeprosił, czy coś w tym stylu? Wydawał się być równie wystraszony reakcją Mon, co ona jego wypowiedzią. Taka sytuacja, trzeba przyznać, była dla niej kompletnie nowa. Minimalnie złagodniała, teraz już wyraźnie bardziej speszona niż wyłącznie zła, choć wciąż nie podobało jej się dziwnie postawione pytanie.
- No dobra - prychnęła, przymykając na chwilę oczy i odrywając końcówkę długopisu od swoich ust. Wzięła głęboki wdech, na powrót podnosząc wzrok ku swojemu rozmówcy. - Zapomnę o tym dziwnym pytaniu. - I to wcale nie tak, że to było naprawdę miłe. Nie no, do tego się nie zamierzała przyznawać, chyba ktoś by jej musiał podmienić do tego osobowość, a i tak by nie było pewności, że wyrzuciłaby z siebie podobne zdanie. Po raz kolejny uciekła spojrzeniem, tym razem kierując je na trzymaną przez siebie kartkę. Nie czytała jednak zawartej na niej treści, ale tępo gapiła się w zadrukowany arkusz, jak gdyby miał on ją wybawić z tej niezręcznej sytuacji. Niestety, świstek nie miał żadnej magicznej mocy, która przeteleportowałaby ją teraz do własnego domu i pozwoliła o wszystkim zapomnieć. Nadal siedziała na kanapie w obcym miejscu i musiała jeszcze przez jakiś czas tam pozostać, nim uda jej się wyrwać do swojego mieszkania.
I po co ci to było, Mizuyama?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Too.. jakie jest kolejne pytanie na tej twojej liście? - burknął szybko, jakby chciał odejść od tego, co się teraz wydarzyło. Przynajmniej teraz był pewien, że jeśli stąd wyjdzie i nigdy się nie zobaczą, to i tak będzie go pamiętać. Takie rzeczy, sytuacje, nie ulatują w eter, nie znikają z umysłu tak po prostu. Coś o tym wiedział. Wspomnienia to był jego największy wróg. Były czasami gorsze od koszmarów, wpędzały go w grobowy nastrój. Chciałby porzucić przeszłość. - Może.. może jesteś głodna? - Zapytał z dalej nieco roztrzęsionym, choć pełnym troski głosem. No musi ją jakoś rozgryźć. Była cudowną zagadką. Spojrzał w stronę kuchni. Miał jakieś lody, czipsy, może nawet zrobiłby jej shake. Wystarczyło, żeby powiedziała. Z minuty na minutę przechodził samego siebie. - To ostatnia kartka.. ja jestem ostatnią kartką? - Może to zabrzmiało z lekkim wyrzutem, sam nie wiedział dlaczego tak to ubrał w słowa. Spojrzał na jej teczkę. Kiedy była otwarta, to więcej świstków nie widział. - Nie zwróciłem wcześniej uwagi. Przepraszam, że cię zatrzymuję takimi pierdołami.. - Podniósł się. Spojrzał na nią jeszcze raz, po czym udał się ku lodówce. Otworzył ją. Wziął sobie piwo. - To trzy opcje. Szybko kończymy ankietę, odprowadzam cię do biura czy tam.. domu i idziemy coś zjeść. - Pokazał na palcach 'jedynkę' - Szybko kończymy ankietę, odprowadzam cię do domu.. czy tam biura i jutro idziemy coś zjeść. - liczba dwa, na palcach. - Zatrzymam cię tutaj z tą ankietą, żeby wreszcie zobaczyć jak się szeroko i szczerze.. uśmiechasz. - Trudno, jak już zaczął to trzeba wejść po uszy. Tą ostatnią opcję powiedział dość cicho, delikatnym, w sumie całkiem słodki tonem. Nie chciał wyjść na chamskiego podrywacza, ale musiała go zrozumieć, spodobała mu się. Ostatecznie zrezygnował z piwa. Oparł się tyłem o blat. Spoglądał na nią raz po raz. Uśmiechał się pod nosem. Dobry znak.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Płeć, wiek i zawód - stwierdziła z zaskoczeniem, czytając ostatnie pytanie. I już? Koniec? Niektórym z dzisiaj napotkanych przez nią osób wypełnienie kwestionariusza zajmowało dobry szmat czasu, a tu raz-dwa i po krzyku. Właściwie to gdyby nie zbędne przerywniki, to mogłaby już być w drodze do domu...
No ale najwyraźniej los postanowił, że ta oto dziewoja nigdy nie będzie mieć w życiu z górki.
Krótko pokręciła głową na postawione jej pytanie. Nie chciała kłopotać chłopaka czymkolwiek, szczególnie że tak naprawdę niczego nie potrzebowała. Miała w perspektywie rychły powrót do siebie, obiad do odgrzania w lodówce, jeżeli w ogóle, bo głodna nie była ani trochę.
- Tak, to ostatnia. Cała reszta ankiet jest już wypełniona - odpowiedziała spokojnie, wskazując na swoją torbę, gdzie najwyraźniej spoczywały wszystkie pozostałe kartki. A był to całkiem spory plik papieru, gdyby wziąć pod uwagę, że spędziła na ich zbieraniu całe popołudnie i kawał wieczora.
Po raz kolejny ściągnęła brwi, słuchając swoich "opcji". Pewne było jedno - jeżeli zostanie zatrzymana w tym miejscu przymusem, na pewno nie będzie co liczyć na szczery uśmiech. W ogóle trudno było ją sprowokować do czegoś takiego jak śmiech, bo jeżeli już ją coś rozbawiło, to zazwyczaj przeżywała to bardziej wewnętrznie. Chociaż nie róbmy z niej też istoty pozbawionej emocji, bo nawet jej czasami zdarzało się uzewnętrznić jakieś uczucie. Rzadko, ale jednak.
Przybrała bardzo podejrzliwą minę, przez cały ten czas nie tracąc intensywnie czerwonego koloru twarzy. Splotła ręce z przodu ciała, po czym obróciła głowę i spojrzała na Alastaira z ukosa.
- A jeżeli się nie zgodzę na żadne z tych trzech?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Kobieta, 45, monter kuchenek gazowych przez internet. - Prychnął śmiechem, cicho, pod nosem, choć szybko postarał się zrobić poważną minę. Otworzył zmywarkę. Zaczął wyciągać naczynia z tego gorącego potwora buchającego parą niczym ninja. Jezu, jakie to gorące. Przerzucał kubek z ręki do ręki, szybko włożył go do szafki. Robił to samo z kolejnymi, jednak aby nie wyjść na niemiłego, ciągle rozmawiał z nową znajomą. Miejmy nadzieję, przynajmniej. - No, to jesteś wolna. - Nie widziała, jak się uśmiechał, bo stał do niej plecami. Starał się mówić głośno i wyraźnie, żeby go dobrze słyszała. Kiedy skończył z naczyniami, stanął w przejściu między salonem a kuchnią. Oparł się o ścianę. - Będzie mi przykro i poczuję się niesprawiedliwie potraktowany przez los. Nic poza tym. - No, przecież nie mógł jej zmusić! To byłoby niezgodne z jego honorem i zasadami. Musiała z własnej woli chcieć się z nim zadawać, chcieć go poznać. Może gdyby wiedziała, że potraktował ją zupełnie inaczej niż wszystkich dookoła, że tak na dobrą sprawę, to bardzo się przy niej ośmielił i starał zachowywać po ludzku, z uczuciami. Nie.. nie powie jej tego. To byłoby głupie. I tak miał wrażenie, że nie ma go za normalnego. Ale to wrażenie siedziało mu w głowie i występowało przy każdym, kogo spotykał. Myślał, że każdy ma go za debila, durnia i psychopatę. Cóż, tak już bywa. - To jak będzie, Risu? Dasz mi.. - Postarał się uśmiechnąć najbardziej naturalnie i uroczo jak tylko potrafił, wziął głębszy oddech, po czym dokończył patrząc prosto na nią. - ..Jakąś szansę?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Uśmiechnęła się pod nosem.
A to dowcipniś.
Rzeczywiście wpisała takie informacje, jakie sam wymienił. W biurze przecież nikt nigdy się nie dowie, jak było naprawdę, zaś wprowadzenie tylko kilku fałszywych danych nie może mieć dużego wpływu na końcowy wynik. Jej było wszystko jedno, a po co ma dopytywać kolejny i kolejny raz.
Wraz z nakreśleniem ostatniej literki, podniosła głowę do pionu. Rzuciła krótkie spojrzenie na to, czym zajmował się jej gospodarz i jeszcze na chwilę wróciła do swoich spraw. Nie lubiła czekać z wykonywaniem służbowych czynności, jeżeli mogła się nimi zająć od razu. Schowała więc ostatni arkusz do torby, luzem wrzucając też niepotrzebny już długopis. Praca na dziś była wykonana, pozostawało tylko pozbyć się stosu kartek poprzez złożenie ich w ręce osoby odpowiedzialnej za przeliczenie wszystkich odpowiedzi. Wizja domowych pieleszy była coraz bliższa i z chwili na chwilę nabierała realizmu.
Musiała dokładnie przemyśleć wszystkie za i przeciw. Niby zgodzenie się na miłą propozycję nie było niczym złym, ale nadal się wahała. W końcu na dobrą sprawę kompletnie tego gościa nie znała i nie miała pojęcia, czego może się po nim spodziewać. Sytuacja była dość ryzykowna, ale z drugiej strony przecież obiecała sobie, że będzie próbować. Miała się starać nawiązywać zdrowe relacje z ludźmi i nie izolować się na siłę od rówieśników. Wyglądało na to, że odmowa byłaby jednocześnie złamaniem własnego przyrzeczenia.
Westchnęła nieznacznie i założyła część włosów za ucho.
- No dobra, niech ci będzie - zarumieniła się i nieznacznie ściągnęła ciemne brwi ku sobie. - A-ale niczego sobie nie myśl - dodała od razu nieco rozedrganym głosem. Monday po prostu nie umiała zachowywać się normalnie przez dłużej niż pięć minut.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach