Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

Co jakiś czas odbywały się ćwiczenia na strzelnicy i tym razem nie było w tym wyjątku.
- Bal się zbliża to przynajmniej strzelnica wyludniona. To chyba jedyna zaleta tego cyrku z brudasami zza muru, ja pierdole...- Westchnął ciężko, przypominając sobie, że wszystko o co walczy z każdym dniem nabiera coraz mniej sensu. Każda obecność kogoś z Desperacji jest zagrożeniem życia dla milionów miezkańców M3. W końcu to, że ktoś nie jest mutantem, przeszedł badania nie oznaczało, że nie mógł stanowić zagrożenia. To tylko zachęcało dzicz do próby oszukania system i naginania go, a co za tym idzie do niebezpiecznego igrania z epidemią wewnątrz miasta. Cronus chyba nie myślał co czyni, jak zresztą każdy grubas u władzy. Brak słów. Adrian właśnie przeładowywał i odbezpieczał broń.
- Mundur galowy trzeba będzie odkurzyć i modlić się by nie zrobili jakiejś sieki. Swoją drogą idziesz z kimś czy sam? - Spytał Warnera, przymierzając się do tablicy i oddając kilka strzałów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Warner nie wierzył w żadnego boga, doskonale za to wiedział, że pójście na ten cały bal będzie go kosztować sporo komfortu i cierpliwości. Nigdy nie wnikał w sprawy polityczne organizacji, przynajmniej dopóki nie odciskało to zbyt widocznego piętna konsekwencji. Nie wyrobił sobie większego zdania na temat Kościoła Nowej Wiary z prostej przyczyny. Zajmował się wyłącznie swoimi obowiązkami i rozkazami z góry, nie rozwodząc się nad czymś takim jak sojusze, choć zdawał sobie sprawę, że poniekąd umocni to pozycję S.SPECu.
- Zapewne nie jesteś jedyną osobą, która padła ofiarą frustracji przez decyzję podjęcia tego porozumienia - zauważył spokojnie, minimalnie rozbawiony postawą towarzysza, niewystarczająco jednak, by ośmielić się okazywać to na beznamiętnym wyrazie twarzy. Eliminator niespecjalnie świadomy był początku tej idei oraz działań prowadzących do jej ziszczenia. Ot, stało się, nagle zawierają współpracę z wyznawcami Ao, co Warner uważał jedynie za absurd, ale jego zdanie nie posiadało w tej sprawie żadnej wartości.
Wsunął kilka naboi w trzymany pistolet, szykując się do oddania paru strzałów.
- Najchętniej zrezygnowałbym z postawienia tam stopy - mruknął, przypominając sobie, jak niechętnie podchodził do "prośby" zjawienia się jego osoby na balu. A przecież wcale aż tak potrzebny tam nie był. - Idę sam - odpowiedział w końcu, odbezpieczając broń. Uważał pytanie Kaukaza za całkowicie zbędne, zwłaszcza że nie należał do osób towarzyskich czy imprezowych. Nie mówiąc o tym, że był kaleką społecznym. - Jaka jest przewidywana liczba gości?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na pewno nie tylko go to denerwowało. Polak doskonale zdawał sobie z tego sprawę, a jednak w typowo cebulackim zwyczaju lubił sobie ponarzekać kiedy miał okazję. Taki swoisty upust emocji dobrze wpływał na impulsywną naturę Kaukaza, dzięki czemu dalsza rozmowa o balu i sojuszu z KNW była dla niego bardziej znośna.
- Ta, kusi, lecz co zrobisz. Miejsce będzie zabezpieczone po zęby, lecz i tak Władza chce być nad wyraz przezorna i mieć swoich w tłumie. W sumie się nie dziwię. Też bym chciał wiedząc, że wpuszczam do zagrody owieczek, jakieś dzikie kundle. - Nie było w jego głosie nienawiści, czy pretensji. Ot takie tam spostrzeżenie. Co prawda broni wnosić nie można było, lecz w razie potrzeby takową można zawsze rozdać wojskowym.
Co prawda zdążył zauważyć, że jego kolega z pracy nie należy do zbyt towarzyskich, lecz kto wie, może na ta okazję jakoś szczególnie się wyłamał? No, choć sądząc po odpowiedzi nie bardzo. Adrian uśmiechnął się lekko by zaraz znów się skrzywić.
- Za dużo. Wiele "szyszek" będzie chciało przybyć chociażby z ciekawości by popatrzeć na ludzi zza muru. Z pięć, osiem setek pewnie wszystkiego będzie. - Wizja amii garniturów...Adrian będąc brzdącem nie raz miał z takową do czynienia. Puste uśmiechy, wielka gra masek za którymi kryje się tylko fałsz. Istny bal przebiera...Ouch.
- Warner, a co by było gdyby na tym balu była jakaś niecodzienna atrakcja, która nie tylko by cię bawiła, lecz przyprawiała o satysfakcję? - Spytał, a jego oczy ikrzyły się niepokojąco. Nie wspominając nawet o tym lekkim zadziornym uśmiech.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- A mnie się tam podoba ten pomysł. - stwierdziła, z pewnej odległości obserwując mężczyzn. Nie wiedziała czy byli świadomi jej obecności do tej pory, gdy ona odpoczywała w zaciszu (dotychczas) spokojnej strzelnicy. Zdolność cichego poruszania się była czasem wielce przydatna, jednak jako osoba, która lubiła gdy uwaga skupiała się na niej, musiała czasem z premedytacją zachowywać się nieco głośniej. - Czy nie będzie to jakaś okazja do poznania ich natury? Odkrycia słabości? Z resztą, nie każdy tam musi być zły.
Zastanawiacie się co osoba z taką wiarę w mieszkańców Desperacji robi w wojsku? Ja też.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Władza pewnie skrycie liczy na to, że uda im się oswoić tę dziką bandę - odparł z pewnym namysłem, ustawiając się przed tarczą i celując w sam jej środek. Oddał kilka strzałów, pozwalając na głośny wydźwięk z lufy i trafienie nabojami w obraną okolicę. - Z czasem będą zacieśniać smycz tak, by uwięzione na nich psy nie spostrzegły się, jak ich wolność zostaje ograniczona - dodał i stwierdził w myślach, że nie tyczyło się to wyłącznie KNW. Czy Władza nie igrała tak sobie z każdym? Nawet z nimi?
- Z pięć, osiem setek, powiadasz...? - Sam pozwolił sobie na drobne skrzywienie. Wizja tylu osób w jednym miejscu, gdzie mniejszość stanowiła ludność zza murów, żyjąca na niebezpiecznych terenach Desperacji, jakoś nie przyprawiała go o żadne dobre przeczucie. Wręcz przeciwnie. Cronus posuwał się do chyba nieprzemyślanych decyzji, a przynajmniej starał się ignorować ewentualne niedogodności wynikające z takiego przymierza. Cóż, zobaczą, jak to się potoczy, ale być może wtedy będzie już za późno, by przyznać się do błędu.
Zerknął w bok, gdy do jego uszu dobiegł nowy głos.
- Tak samo mogą myśleć o nas. A jednak oni postrzegają obecną sytuację zupełnie inaczej. Mają mniej wrogów niż my - zauważył, choć naprawdę wolał nie roztrząsać tej sprawy. Im wnikliwiej będzie jej się przyglądał, tym pewniej bardziej utwierdzi się w przekonaniu, że to był zły pomysł.
Opuścił wyprostowane dotąd dłonie, gdy wypróżnił cały magazynek w pistolecie i spojrzał ostrożnie na Adriana.
- Mało rzeczy mnie bawi czy przyprawia o satysfakcję - zmrużył oczy. - Co masz konkretniej na myśli?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Adrian podzielał zdanie Warnera w pewnej mierze. Niestety zakładał bardziej pesymistyczny scenariusz w którym to władza nie poradzi sobie z rozbestwionymi dzikusami. Wirus i życie na Desperacji zmieniało człowieka. Wymordowani zatracali podstawowe wartości typowych dla ludzi cywilizowanych.
- No tak hipotetycznie, co byś zrobił gdyby na balu pojawił się ktoś z naszego oddziału ubrany w coś kontrowersyjnego? Ubranego jak pajac czy tak, jak tylko byś sobie wymyślił? Taki rodzynek w tym tłumie ważniaków wśród których pojawi się również i przełożony. Kto wie, może nasz ulubiony generał Vellard? Nie chciałbyś zobaczyć, jak miga się od spotkania z nim?
Przymierzył się do kolejnej serii i już miał strzelać gdy wtem zdekoncentrował go kobiecy głos. Zabezpieczył broń i odwrócił się dostrzegając Furiosę.
- Nie wszyscy też muszą być zdrowi. - Zauważył posyłając dziewczynie łobuzerski uśmiech, po czym niedbale salutując na powitanie. - Hej, wypuścili cie wcześniej z biura za poprawne sprawowanie? - Zażartował.

Potem już było tylko ciekawiej. Wstęp zakładu zaciekawił Warnera na tyle, że zechciał wejść w szczegóły. Dobrze się złożyło, że Fuiosa postanowiła akurat w tym momencie nawiedzić ich na strzelnicy. Była idealną płachtą łechtającą męskie ego przyjaciela po fachu, który szybko zgodził się na zakład. Jaki zakład? Otóż taki, którego reguły mówiły, że ten, kto zyska mniejszą ilość punktów na strzelnicy po wystrzeleniu całego magazynka zmuszony będzie ubrać na uroczystość bankietu "garnitur wstydu". Czymkolwiek miał być. A właściwie o jego konkretnych walorach miała zadecydować dziewczyna, co Kaukaza trochę napawało obawą. Jednak...jest ryzyko, jest zabawa, prawda? Nie trzeba było długo czekać, by panowie z wyjątkowo poważnymi minami chwycili broń i zaczęli strzelać, by ostatecznie wyszło na to, że szala zwycięstwa przesunęła się na korzyść Warnera. O włos, lecz jednak.
- Miałeś fart. - Burknął niepocieszony. Przyjaciel najwyraźniej jednak miał w poważaniu drogę do celu. Efekt wygranej sprawił, że wyjątkowo pewnie się uśmiechał.
- Zajmij się nim...odpowiednio. - rzekł Warner, wykrzywiając usta w coś na wzór złośliwego uśmiechu i sobie poszedł.

Następnego dnia Adrian udał się do wyznaczonej przez Furiosę galerii. Był ubrany w czarne, dresowe spodnie, których nogawki były wciśnięte w wojskowe trapery. Całości dopełniała biała żonobijka i trzymana w tym momencie w ręce czarna, skórzana kurtka. Tak, ostry mezalians modowy, lecz Polak miał na to wyjebane. Zawsze stawiał na wygodę i praktyczność niżby...na cokolwiek innego. Świadczyć o tym mogła przykładowo jego mina. Stał bowiem przed wejściem tak, jakby nie wiedział co on tutaj właściwie robi. Spojrzał jeszcz raz na zegarek. Spóźniała się.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przypatrywała się pojedynkowi Warnera i Kaukaza z ciekawością. A jednak zwycięstwo przypadło młodszemu eliminatorowi. Klasnęła w dłonie i podeszła powoli, nie musząc obawiać się, że ją ustrzelą przez przypadek, jak to mogło się zdarzyć chwilę wcześniej.
-No to co, Adrianie…-zaczęła radośnie i położyła mu delikatnie dłoń na ramieniu w niemym pocieszeniu, które wiedziała, że mu się nie spodoba, dlatego też poklepała go po nim kilka razy. Tak dla dobicia.- Jutro do galerii, idziemy na shopping.- Zabrała ręką i bez zbędnych ceregieli, pomachała im na pożegnanie. W duszy radując się nadchodzącymi zakupami.

Furiosa szła szybkim, wyuczonym, wojskowym krokiem. Była "lekko" spóźniona.
Bajerancki efekt psuły jednak czerwone, wysokie buty na 5cm. obcasie, czarne, obcisłe spodnie i równie czarny żakiet, spod którego było widać biały t-shirt z napisem: „Zgubiłam po drodze cycki.”
Wypatrzyła dresiarza z miną wyrażającą największy na świecie zachwyt, że się znajduje w tak morderczym dla portfela miejscu. Uśmiechnęła się szeroko, podchodząc żwawo:
-Gotowy na zakupy?- Aż kipiała energią. Poprawiła szybko włosy, które i tak były związane w koński ogon, jednak kobiecy odruch jest bezwarunkowy zwłaszcza dla Furiosy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Nie mogę się wprost doczekać. - Przybrał na twarzy najbardziej sztuczny uśmiech, jaki kiedykolwiek wykonał. Co prawda nie mógł winić nikogo innego prócz siebie za zaistniałą sytuację. Sam przecież zakład zaproponował, sam również sprawiedliwie przegrał. Żałował w takich chwilach, że czasem nie może powstrzymać swego języka przed chwaleniem się swoimi genialnymi pomysłami. No ale co zrobić? No nic, w tym momencie pozostało mu tylko wziąć na klatę to do czego się zobowiązał.
Zaraz potem zlustrował od góry do dołu Furiosę. Nie miał za często okazji widzieć jej poza terenem jednostki. Wzrok utkwił na dłużej w wyzywającym nadruku na jej koszulce. Uniósł jedną brew.
- Chodźmy bo nas tu noc zastanie, a może po drodze uda nam się znaleźć twoje zguby. - Uśmiechnął się szelmowsko i postawił pierwsze kroki do przodu. Nie miał bladego pojęcia gdzie konkretnie powinien iść więc trzymał się dziewczyny. A przynajmniej póki nie dostrzegł na wystawie pewnej bluzy. Rzadko wpada mu coś w oczy, lecz przeważnie jak już to jest to coś głupiego.
- Patrz jaka kozacka. Myślisz, że będą mieli rozmiar naszego zmutowanego generała? - Prócz głupiego, jest to równiez coś nie przeznaczonego docelowo dla niego samego. W końcu ba balem, gwiazdka się zbliżała. Nie wiedział, czy tutejsi mają zwyczaj jej świętowania, lecz on zamierzał jakoś wynagrodzić Vellardowi zszargane nerwy. Chociażby odwdzięczyć się za ten numer z herbatą...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Bijący od Spadzińskiego entuzjazm, wręcz powalał Furiosę na kolana, a uroczy uśmiech na jego twarzy wywołał u niej niemal wyszczerz. Rozejrzała się na boki, oceniając ilość zgromadzonych i tłok w galerii. Ile im może zająć stanie do kasy. Jak długie będą kolejki, w wiecznie obleganej damskiej toalecie. Stwierdziła, że nie jest źle, a zjeść będzie można gdzieś… indziej… w jakieś budce… kilka ulic dalej. Bo w galerii nie będzie łatwo im się dostać do jakiejkolwiek żarcio-podawajki. Restauracje będą mocno oblegane o tej porze.
Nie zauważyła, że jest obserwowana. Z babskich rozmyślań wytrąciły ją słowa Kaukaza.
-Co? A tak, chodźmy. Mojej zguby?- uniosła zdziwiona brew. Po chwili spojrzała w dół na swój t-shirt i roześmiała się lekko.-Ano może, kiedyś się znajdzie. Przekonajmy się.- ruszyła żwawo do wejścia i podbiła hol galerii. Uważnym okiem lustrowała wystawy sklepów, szukając „tego czegoś”. Jeżeli Kaukaz za bardzo się ociągał lub przystawał, Elen nawet na niego nie patrząc, tak zaabsorbowana sklepami, łapała za przegub i pociągała, jak matka niechętne dziecko, aż równali ze sobą krokiem.
Przystanęła, by przyjrzeć się bluzie, która tak zainteresowała Spadzińskiego.
-Urocza.-powiedziała z uśmiechem, po czym zakryła ręka usta, aby się nie roześmiać.
-No wiesz, zaraz tam czy będą mieć rozmiar, jasne że…-zmrużyła oczy oceniając bluzę, sklep i ich asortyment. -... No, z tym rozmiarem, to będzie kiepsko.- powiedziała poważnie, jakby nie wyłapując sarkazmu. Kochana siostra, najwyraźniej serio zastanawiała się, nad tą bluzą, dla swojego brata.-Lepiej mu tego nie mów, jeszcze będzie mu przykro.- dało się słyszeć lekkie zmartwienie w jej głosie. –A jakby był na niego rozmiar, to bym tą bluzę kupiła i powiedziałabym, że jest od Ciebie.- nie wytrzyma i roześmiała się głośno. Choć mina Vellarda nie byłaby tak zabawna dla Kaukaza, który musiałby się srogo tłumaczyć z prezentu, który, by przy Elen zapewne sztucznie chwalił, a Kaukazowi pokazałby, co o nim naprawdę myśli…
-Ale jeżeli chcesz możemy wejść i się zapytać. Planowałam wyszydełkować bratu sweter na święta, złagodziłoby to może jego lekką szorstkość, mimo wszystko, nie wiem czemu ale ludzie się go boją, może sweterek pomoże na to pierwsze wrażenie. Ale z drugiej strony ta bluza też by się nadawała. Jak sądzisz?- rozważała na głos, ciekawa opinii Kaukaza.
W tym czasie zdjęła żakiet i przerzuciła go sobie przez ramię. Po drugiej stronie, nieopodal zauważyła sklep z garniturami, koszulami i innymi oficjalnymi bajerami. Uśmiechnęła się znacząco do Adriana, co oznaczało, że sklep ten będzie ich następnym przystankiem.

WĄTEK ZAMKNIĘTY~
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach