Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 16 z 21 Previous  1 ... 9 ... 15, 16, 17 ... 21  Next

Go down

Pisanie 14.04.19 21:41  •  Wąskie uliczki - Page 16 Empty Re: Wąskie uliczki
 Z żalem oddała smycz majorowi, nie chcąc jeszcze żegnać się z nakrapianym psiakiem. W ciągu tych kilku krótkich minut zdążyła naprawdę go polubić, a choć w ramach kary za zdradę z innym psem Bajzel będzie się na nią dąsał przez cały dzień, było warto. Sympatyczny czworonóg skutecznie odwracał myśli od mniej i bardziej niedawnych wspomnień, obrazów wciąż powracających do głowy, choć tak usilnie próbowała je wyrzucić. A teraz nie tylko musiała zaakceptować te makabryczne wizje, ale też rozwinąć je w pełną prezentację, jak na jakichś zajęciach z patomorfologii. Próby psychicznego przygotowania się na ten moment raczej nie mogły dać zbyt wiele, wiedziała to z doświadczenia; prędzej nabawiłaby się spektakularnego ataku histerii, a nieszczególnie widziało jej się wracać do z takim trudem wyplenionego nawyku.
Tylko spokojnie.
 W zachowaniu zmysłów pomagał każdy, nawet najmniejszy gest dobroci. Od pozwolenia na wejście do samochodu, gdzie mogłaby wreszcie przestać dygotać z zimna po uśmiech, który zaraz dość blado odwzajemniła. Próbowała udowodnić że jakoś się trzyma, bardziej samej sobie niż pozostałym zebranym. Do tej pory radziła sobie może wręcz podejrzanie sprawnie, teraz jednak na skorupie pojawiały się coraz głębsze pęknięcia. Nie miała pojęcia, czy wytrzyma grad szczegółowych pytań, a jeśli nie, to w którym momencie nastąpi kryzys. Miała jednak nadzieję, że zdoła go ewentualnie wyczuć i jakoś zdusić, żeby nie rozkleić się kompletnie w obecności tych wszystkich obcych ludzi. Robienie z siebie wielce pokrzywdzonej było naprawdę ostatnim, na co miała ochotę; prawdziwa ofiara leżała tam, w ciemnej uliczce.
 — To zacznę, um, od początku — wyjąkała, zaraz strofując się w myślach, że w ten sposób nawet sama siebie nie usłyszy. Co prawda nagranie było tu jakimś plusem, ale nawet całkiem niezły mikrofon mógłby nie złapać jej żałosnego mruczenia. Wzięła głębszy wdech na uspokojenie, a choć głos nadal lekko jej drżał, opowieść stawała się coraz wyraźniejsza.
 — Byłam u znajomej nieopodal, na przyjęciu urodzinowym. Gdzieś w trakcie dostałam wiadomość, bardzo dziwną i niezrozumiałą. Było tam tylko kilka literek i nazwy ulic z numerami. Trochę się zaniepokoiłam, bo ta wiadomość była od kolegi, który od jakiegoś czasu się do mnie nie odzywał i ogólnie rzecz biorąc unikał kontaktu. Może to głupie, ale wiem, że nie robiłby sobie ze mnie głupich żartów. Najpierw zresztą przyszło mi do głowy, że może się po prostu pomylił, więc odpisałam, chcąc się dowiedzieć o co chodzi. Tylko że nic nie odpisywał przez dłuższą chwilę, próbowałam też dzwonić i nie odbierał, pomyślałam więc wtedy, że może coś się stało. Wiadomo, czasem ludzie na coś chorują na przykład. Uznałam, że skoro i tak jestem w pobliżu to lepiej to sprawdzić, jeszcze nie daj boże miał jakiś atak czy coś podobnego, a było już dość późno. I przyszłam tutaj i... i on już tam leżał. — Przez cała relację niemal nie nabierała powietrza, na koniec zaś urwała solidnym wdechem. Rozbiegane spojrzenie nie mogło sobie znaleźć miejsca; co chwila podążało za przemykającymi za oknem samochodu postaciami, raz po raz uciekało w kierunku wejścia do alejki. Stopniały śnieg wsiąknął we włosy, przyklejając kilka pasemek do twarzy. Uczucie wody na skórze drażniło, dłonie jednak odmawiały posłuszeństwa; przesunęła policzkiem po materiale szalika, przyciskając go do ramienia, ale też nie pomogło. Nie potrzebowała Halloween, by występować jako obraz nędzy i rozpaczy.
 — Zanim tu dotarłam, minęło sporo czasu... może gdybym wyszła od razu... może... może jeszcze by żył.
 Skuliła się jakby w oczekiwaniu na cios, który przecież nie miał wcale nadejść. O wiele jednak mniej bolesny byłby solidny sierpowy niż poczucie winy, osiadające na barkach ciężarem godnym dźwiganego przez Atlasa sklepienia niebieskiego. Nie próbowała się nad tym zastanawiać wcześniej, a wraz z uruchomieniem myśli i ten pomysł znalazł swoją drogę do świadomości Greenwood. Uparcie zagłuszała cichy protest rozsądku, mówiący że jeśli by jednak się pospieszyła, prawdopodobnie przypadłaby jej rola drugiego trupa w zaśnieżonej, ciemnej alejce.
 Zresztą, z chęcią przyjęłaby angaż na denata, gdyby miało to ocalić życie Hayesa.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.04.19 23:29  •  Wąskie uliczki - Page 16 Empty Re: Wąskie uliczki
Patrzył, jak młodzież pakuje się do samochodu. Sam w dalszym ciągu wdychał do płuc zimne powietrze; podczas wykonywania tej czynności za każdym razem czuł się tak jakby próbował przełknąć igłę, wbijającą się boleśnie w przełyk. Gdy rekrut i świadek zniknęli mu z oczu, podjechał większy samochód i zaparkował tuż za radiowozem. Wysiadła z niego grupa techników. Dwóch mężczyzn, znanych Majorowi z widzenia, wyładowało sprzęt i w niewielkiej, czteroosobowej grupie przemieścili się ku miejscu zbrodni, uprzednio przechodząc przez wcześniej rozłożoną taśmę policyjną. Aurich nie interweniował, pozwolił im na swobodę w wykonywaniu swojej pracy. Liczył na łut szczęścia; na jakiekolwiek ślady, które mogłyby doprowadzić ich do mordercy, choć podejrzewał, że niewiele się ich ostało. Znaczna ich część z pewnością należała do Kyōryū, Greenwood i jego.
  Tymczasowo się zapomniał i mimowolnie wykrzywił usta w uśmiechu na widok znajomej sylwetki, nie przejmując się tym, jaki grymas aktualnie spoczął na jego ustach. Mayhem z tym swoim typowym błyskiem w oku zmierzała wprost ku niemu. Jej komentarz sprawił, że w ostatniej chwili powstrzymał się przed śmiechem; odwiodła go od tego przyzwoitość, wszak okoliczności nie przemawiały za takim oznakami radości.
  — May — odwzajemnił jej charakterystyczne powitanie, po czym energicznie potarł jedną dłoń o drugą, by przywrócić do nich prawidłowe krążenie, ale palce nadal były skostniałe, a ich powierzchnia lodowata. — Nic nie mów. Nie czuję już rąk — rzekł i, jakby na potwierdzenie własnych słów, schował dłonie do kieszeni kurtki, która była zbyt cienka i nie chroniła przed chłodem tak, jak powinna chronić odzież przeznaczona na tę porę roku. Ale kto by pomyślał, że zaplanowany spacer z psem tak się skończy. Wychodząc z domu, nie myślał o tym, że w jednej z ciemniejszych uliczek leży ciało, które niebawem zostanie odkryte przez przechodnia. Gdyby miałby być całkowicie szczery, przed paroma godzinami taka sytuacja przywodziłaby mu na myśl scenariusz kryminału.. Zwykle młodzi ludzie nie ginęli w ślepych zaułkach, przykrycie kołdrą białego puchu, bez ręki i spodni, nie tutaj, pod sztucznie wytworzonym sklepieniem, w M-3, gdzie wszelka patologia była tępiona od razu po ukazaniu się jej zaczynu. Oczywiście wygodniej byłoby zrzucić całą winę na  Łowców, ale dociekliwość Majora na to nie pozwalała. Ponadto rebeliancie z reguły nie raczyli przemocą niezwiązanych z wojskiem obywateli, toteż obwinianie ich za ten incydent byłoby pójściem na łatwiznę.
  Spojrzał kobiecie prosto w oczy; chciał wyczytać z nich cokolwiek, ale radość na widok zwłok przyćmiła inne emocje, a przynajmniej takie towarzyszyły mu uczucia w związku z złapaniem z nią kontaktu wzrokowego.
  — Zanim zadam ci kilka pytań od strony technicznej, musisz wiedzieć, że jest tutaj Daisy Greenwood. —  Wskazał na drzwi samochodu, które wcześniej uchylone, teraz były zamknięte. Powinien zapukać w szybę i zwrócić na to uwagę rekrutowi, wszak złamał umowę, którą zawarli zaledwie kilka minut wcześniej, ale nie był małostkowy. I chciał porozmawiać z Mayhem bez świadków. Liczył, że powie mu coś więcej na temat stanu denata, zanim skonfrontuje ją z siedzącymi w samochodzie nowicjuszami. — Twoja przyszła praktykantka znalazła zwłoki, więc gdy złożysz jej propozycje przybywania w prosektorium podczas autopsji, a nie oszukujmy się, z pewnością to zrobisz, bądź delikatna  i nie wpuszczaj ją do środka. Może co najwyżej oglądać cały medyczny spektakl zza szyby. Tak będzie bezpieczniej — oświadczył. Oczywiście nie chciał tym samym zarzucić lekarce braku subtelności, gdzieżby śmiał, ale znał Mayhem na tyle, by wiedzieć, że w obliczu oględzin zwłok bywała nieobliczalna. — Jeśli mi to obiecasz i rzecz jasna dotrzymasz słowa, wezmę na siebie ewentualne konsekwencje.
I tak wystarczająco nadłużył swojej władzy, pozostawiając rekruta w obliczu przeprowadzenia pierwszego w swoim życiu przesłuchania bez nadzoru. Generał Kito wyrwie mu łeb u samej szyi, ale zanim to uczyni, może pozwoli mu chociaż łaskawie doprowadzić śledztwo do finiszu. Jednak bardziej od metod, liczyły się efekty, a przynajmniej tak brzmiał oficjalny punkt widzenia Auricha na śledztwa przeprowadzane w mieście.
  — Teraz powiedz mi, czego  się dowiedziałaś. W tej chwili interesuje mnie przede wszystkim czas zgonu. Dzięki niemu będziemy mogli przejrzeć monitoring z pobliskich kamer i ustalić, czy podczas incydentu w uliczce przebywali jacyś obywatele. Szczerze powiedziawszy wolałbym od razu wykluczyć tą opcję. Ciężko mi uwierzyć, że żyjemy pod sztuczną kopułą z recydywistą o takich skłonnościach.
  Zerknął na identyfikator, wystawiając na mróz dłoń i kawałek nadgarstka. Był gotowy w każdej chwili postawić na nogi nieoficjalnego hakera głównego oddziału Nastumi znanego jako Nishiyama, ale by to uczynić, potrzebował konkretnego zakresu liczb i tylko Mayhem mogła mu je dostarczyć.
                                         
Aurich.
Generał Eliminatorów
Aurich.
Generał Eliminatorów
 
 
 

GODNOŚĆ :
Rokuro Aurich


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.04.19 16:28  •  Wąskie uliczki - Page 16 Empty Re: Wąskie uliczki
 — Psia pogoda — odparła, kryjąc twarz w grubym szalu. Miękki materiał dość dobrze chronił skórę przed świszczącym wiatrem. — Że też przestępcy nie upodobali sobie słonecznych dni na zbrodnie. Co za szkoda — mogła brzmieć bardzo nieodpowiednio. Prawdopodobnie, gdyby podniosła głos ponad poziom cichego promruku, któryś z kręcących się dookoła wojskowych posłałby jej porażone spojrzenie. Nie każdy znał doktor Kevorkian na tyle, by wiedzieć, że często rzucała mało subtelnymi żartami.
 Przechyliła kubek z kawą, dopijając ostatnie je ilości. Kilka sekund później chwilowe naczynie leciało w kierunku pobliskiego kosza, odbiło się od brzegu i wpadło do wnętrza. Idealnie. May zatarła zmarznięte dłonie, przywracając do nich krążenie — rękawiczki na niewiele się zdały przy tak niskiej temperaturze, poza tym praca przy zwłokach w takim okryciu była zwyczajnie niewygodna.
 Kevorkian układała właśnie kilka istotnych zdań gotowych do przekazania znajomemu, gdy ten postanowił ją uprzedzić. Swoją wiadomością uniósł dwubarwne spojrzenie patolog na swoją twarz. Zaszczyciła go dość sporą dawką zaskoczenia, mimowolnie przekrzywiając głowę o centymetr w bok. Przytknęła palec do policzka.
 — Co robi tu moja urocza podopieczna? Tylko mi nie mów, że mnie ubiegłeś z planem kolejnych praktyk — bardzo chciała wykrzywić usta w uśmiechu, lecz poważny wyraz twarzy Rokuro dość szybko odwiódł ją od pomysłu. Przyglądała się jego licu przez dłuższą chwilę, dopiero później, jakby w zwolnionym tempie przenosząc wzrok na wskazany samochód. Dość szybko zaplotła ręce na piersi, rozważając wszystkie zaserwowane informacje. Pod nosem mruknęła coś niezrozumiałego, prawdopodobnie żadne słowa, ot nic nieznaczący dźwięk zastanowienia.
 — Skąd ta subtelność, Rokuro? Bez zajęć praktycznych nigdy nie będę w stanie przekazać jej odpowiedniej wiedzy. Chyba że... — umilkła, zaciskając bordowe usta w wąską linię. Zaraz westchnęła, posyłając w nocne powietrze kłąb białej pary. — Chyba że ma jakieś powiązanie z naszym denatem — kolejny pomruk. — W porządku, rozumiem. Nie będzie brała udziału w autopsji. Prawdopodobnie nie pozwolę również na to, by patrzyła zza szyby. Jedna lekcja z plecy jeszcze nikogo nie zabiła. Powinna odpocząć.
 Myślami odbiegła gdzieś daleko poza ich dwójkę. Prawdopodobnie powróciła do leżących w śniegu zwłok, raz jeszcze analizując w pamięci twarz zamordowanego młodzieńca. Mógł być znajomym Greenwood. Znajomy, bratem, chłopakiem — nie wiedziała, mogła jedynie zgadywać. Na tę chwilę nie miało to jednak większego znaczenia.
 — Teraz powiedz mi, czego się dowiedziałaś.
 — Chodź ze mną — odpowiedź była niemal natychmiastowa. Kobieta chwyciła wojskowego pod ramię, chcąc nie tylko zabrać go w miejsce oględzin, ale i skraść odrobinę ciepła. Na pewno miał go w nadmiarze!
 Szła w ciszy, nie zanudzając znajomego niepotrzebnym trajkotaniem. Zamiast tego raz jeszcze postanowiła ułożyć w głowie kilka puzzli zimowego morderstwa, do którego ją wezwano. Śnieg skrzypiał pod butami, natomiast spomiędzy delikatnie rozchylonych ust umykała ciepła para.
 W końcu wypuściła ramię Majora z uścisku, biorąc od nieznajomego mężczyzny kolejną parę gumowych rękawiczek. Własne wepchnęła do płaszcza, przyklękając na śniegu tuż obok zwłok. Najwyraźniej zapomniała o panującym dookoła mrozie.
 — Pogoda dokłada nam niestety pracy. Temperatura spadła znacznie szybciej, więc żeby upewnić się stuprocentowo, będę musiała podjąć dodatkowe środki. Na ten moment... — dotknęła ciała w kilku miejscach. Tu położyła dłoń twarzy, tu ujęła palce jedynej ręki, tam chwyciła za żuchwę, gdzieś indziej namierzyła stawy barkowe. — Stężenie mięśnie nie sięgnęło zaawansowanego stadium. W zasadzie śmiem twierdzić, że rozrywanie włókien ledwie się zaczęło. Chciałabym jeszcze, żeby ktoś odrobinę go odchylił. Leży na plecach, więc plamy opadowe powinny licznie się zgromadzić na karku i grzbiecie, chętnie tam spojrzę — nie odsunęła się. Cofnęła tylko rękę, by dwóch mężczyzn mogło bez przeszkód unieść zmarznięte zwłoki. Kevorkian zerknęła wpierw na pociemniały kark, później nieco odgarnęła sztywną koszulkę.
 — Popatrz — wskazała ciemne plamy, naciskając na niektóre palcami. — Erytrocyty zaczęły się już rozpadać i uwalniać hemoglobinę. Mróz nieco spowolnił proces, ale nie zmienia to faktu, że leży tu od co najmniej trzydziestu minut.
 Mayhem znów zdjęła gumowe rękawiczki, od razu wsuwając dłonie do kieszeni. Skinieniem głowy odprawiła chwilowych pomocników, zwracając się zaraz do Rokuro. — Dałabym mu jakąś godzinę, maksymalnie dwie. Tego szukaj.
                                         
Mayhem
Naukowiec
Mayhem
Naukowiec
 
 
 

GODNOŚĆ :
Mayhem Kevorkian


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.04.19 2:01  •  Wąskie uliczki - Page 16 Empty Re: Wąskie uliczki
 Był w innym stanie szoku niż Verity. Podczas gdy ona coraz bardziej zauważalnie pękała, jego skorupa zaczynała twardnieć. Jej drżenie odpowiadało jego coraz mniej naturalnym, a bardziej sztywniackim ruchom. Wpatrywał się w dziewczynę nieruchomo i można było odnieść wrażenie, że słucha jej aż za bardzo, jakby osobiście musiał zapamiętać jej zeznania; zakodować co do słowa całą wersję wydarzeń mimo odpalonego programu. Podskórnie nie mógł uwierzyć w to, jak drażniące bywały zbiegi okoliczności. Odpowiadając na zgłoszenie był pewien, że spotka się z czymś, co na zawsze go odmieni — widok nieżywej osoby zawsze nadszarpywał jedną ze strun, wyżymał żołądek, atakował i zatruwał myśli na następne kilka dni — ale dopiero kiedy w wichurze białych płatków dostrzegł Verity wymierzono w niego prawdziwy cios.
 Przy tak pozornej postawie można było założyć, że głos mu zacznie szwankować, a oczy uciekać na boki jak u coraz bardziej zestresowanego nastolatka, ale kiedy wreszcie się odezwał, pozostał spokojny i wyważony. Trzymanie gardy to pierwsza lekcja, którą sobie wpoił podczas pobytu w północnej części Miasta-3 i mimo szumu w skroniach dostrzegał efekty pracy.
 — Jak brzmi imię i nazwisko kolegi, który wysłał do ciebie wiadomość? — podchwycił niemal od razu. Do umysłu zaczęły napływać kolejne pytania; wątpliwości; nieścisłości. Trupa widział w zasadzie przelotem, ale nawet gdyby postanowił kucnąć tuż przy jego głowie i przyjrzeć się twarzy — ze zmasakrowanego ciała niewiele by rozpoznał. Nie zdawał sobie sprawy z tego... — Kim był mężczyzna w zaułku? Jesteś pewna, że to osoba, która starała się z tobą skontaktować? Zresztą — dlaczego wybrał akurat ciebie? Co o nim wiesz?
 Kątem oka zerknął na zegarek. Na tarczy, zwykle zaciemnionej, teraz widać było cienki, czarny pasek, powoli zapełniający się bielą. Gdy dojdzie do samego końca, skończy im się czas i będzie musiał pracować w tradycyjny sposób. Brakowało mu już miejsca w systemie identyfikatora.
 Powrócił wzrokiem do Verity akurat wtedy, gdy podjęła dialog; słuchał jej uważnie, nie zważając na jej drżenie, zacięcia czy pomyłki — prawie tak, jakby cierpliwość okazała się zasobem niemożliwym do wyczerpania.
 — Jeżeli potrzebujesz przerwy — powiedz. Mamy dużo czasu, Verity — zniżył głos. Teraz, kiedy postanowił zamknąć drzwi i odciąć się tym samym od świata zewnętrznego, od majora i przybyłych techników, na dobrą sprawę nie potrzebował zabawy w uprzejmości i paragrafy. Nie pokusił się o to, aby przejść z roli stróża prawa do kolegi, ale przynajmniej postarał się o to, aby wypluć część kija. To, co wcześniej było twarde i wyrachowane, zaczęło stopniowo łagodnieć. Puszczało jak lód pod wpływem wzrastającej temperatury. Nie mógł sobie pozwolić na całkowite rozluźnienie, bo bądź co bądź nagrywał całą rozmowę i wszelakie poufałości zakodowałyby się w pliku, ale poza słowami pozostawało to, czego nie wychwyci rejestrator dźwięku: gesty.
 Położył rękę na jej przedramieniu; na tyle ostrożnie, aby mogła się odsunąć; i wystarczająco mocno, by zdała sobie sprawę z jego obecności. Bez pośpiechu. Zbierz myśli. Zastanów się. Wszystko może być wskazówką. Dlaczego zadzwonił do ciebie? Dlaczego, w obliczu niebezpieczeństwa, pomyślał akurat o tobie? Czy gdybyś pojawiła się prędzej, także byś zginęła?
 Palce rekruta pierwszy raz drgnęły. Ile w całej historii było przypadków?
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.04.19 21:02  •  Wąskie uliczki - Page 16 Empty Re: Wąskie uliczki
 — William Hayes — uzupełniła od razu, zapytana o dokładniejsze dane. Pewne rzeczy naturalnie pomijała w trakcie opowieści, chcąc najpierw nakreślić ogólny zarys wydarzeń, a dopiero potem zagłębiać się w szczegóły. Przesłuchujący sam powinien wybrać, które elementy będą najbardziej istotne i z pewnością zrobi to lepiej od niej. Mogła dzięki temu skupić się nie na tym, o czym mówić, ale dokładnie przypomnieć sobie wszystko co zapamiętała na temat konkretnych, mniejszych spraw. Już teraz fragmenty informacji zdawały się zlewać, uciekać gdzieś i zmieniać miejsce, choć przecież minęło tak niewiele.
 Im więcej pytań pojawiało się w rozmowie, tym mniej pewna była wszystkiego, co do tej pory sądziła. Przerażony umysł przyjął najprostsze, najbardziej bezpośrednie wersje wydarzeń i ich się usilnie trzymał, odmawiając brnięcia w jakiekolwiek skomplikowane teorie. Co prawda najchętniej wymyśliłaby scenariusz, według którego ofiarą mordercy padł kompletnie anonimowy człowiek, sama jednak nie potrafiłaby się do niego przekonać. Lepiej było unikać robienia sobie zbędnej nadziei, chyba że fakty rzeczywiście wykazałyby inaczej. Może istniała jeszcze jakaś szansa...
 — Nie mam pewności, czy to naprawdę on... to znaczy, wydaje się podobny. Ale nie przyglądałam się za mocno, poza tym... — Urwała, zmuszona wziąć znów głębszy wdech. Mimo wyraźnych trudności, ani na moment nie przeszło jej przez myśl, żeby przestać mówić. Postawiono przed nią wiele ważnych pytań, a ona była zdecydowana na nie wszystkie udzielić odpowiedzi.
 — Nie wiem, dlaczego miałby się kontaktować akurat ze mną. To znaczy... kiedyś, może, ale teraz już nie. Od wakacji bardzo wyraźnie mnie unikał. Albo się pomylił, albo... nie, na pewno nie ściągnąłby mnie tu, gdyby wiedział co zastanę. — Pokręciła energicznie głową. Dwa sprawne ruchy zaciśniętą dłonią pozwoliły odgarnąć mokre włosy przyklejone do policzków. Co do wielu osądów w całej tej sytuacji mogła się wahać, jednak jedna sprawa nie pozostawiała dla Greenwood żadnej wątpliwości. Nikt nigdy nie byłby w stanie przekonać jej, że ktoś, kogo znała niemalże od urodzenia, mógłby jej wykręcić tak przykry numer. To do niego po prostu nie pasowało.
 — Jeśli potrzebujesz przerwy – powiedz.
 Zawahała się, przez chwilę odczuwając mocną pokusę przystania na propozycję przerwy. Z miłą chęcią zawinęłaby się z powrotem w ciepły, bezpieczny kokon nieświadomości. Mogłaby udawać, że zewnętrzny świat i związane z nim problemy w żaden sposób jej nie dotyczą, a wspomnienia tragicznej sceny w zaułku są tylko wytworem wyobraźni, niczym więcej jak snem czy wyczytaną gdzieś historyjką. Gdyby jednak pozwoliła sobie na takie wycofanie, jeszcze trudniej byłoby wrócić. Wiedziała już, w jaki sposób reaguje na trudne wydarzenia i jak szybko potrafią zatrzeć się w pamięci, gdy je w odpowiedni sposób wyprze. Stosowała przecież tę metodę z powodzeniem już od wielu lat; tym razem jednak na szali stało także zidentyfikowanie zmarłego i złapanie sprawcy, nie tylko jej własny komfort. Musiała wytrzymać jeszcze trochę.
 — Nie trzeba. Poradzę sobie. — Byłą zresztą w tej wygodnej sytuacji, że w trudnej przeprawie mogła liczyć na przyjaciela. Z pewnością zupełnie inaczej składać zeznania w towarzystwie kompletnie obcej, często do bólu pozbawionej emocji osobie a komuś znajomemu. Na drobny gest życzliwości nie umiała zareagować inaczej, jak tylko wdzięcznym uśmiechem. Może byłaby zdolna nawet zacząć wierzyć, że jeszcze wszystko jakoś się ułoży.
 — Nie wiem, c-co jeszcze mogłabym powiedzieć. Co mogłoby się przydać. — Wiedziała natomiast doskonale, w jaką tematykę nie chce wchodzić. Prawdopodobieństwo, że okaże się to konieczne, była dosyć nikła; należało skupić się raczej na tym, co mogło mieć realne znaczenie dla śledztwa. W myślach odtworzyła jeszcze raz przebieg wieczoru, porównując pomieszane wspomnienia z przytoczonymi przez siebie informacjami, nadal jednak nie widziała niczego istotnego, co mogła po drodze pominąć. Mimo tego równie mocno trzymało się jej przekonanie, że cały czas coś jej umykało, może coś rzeczywiście ważnego, a może ledwie błahostka. Tego nie byłą w stanie ocenić.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.04.19 23:59  •  Wąskie uliczki - Page 16 Empty Re: Wąskie uliczki
 Psia pogoda, też coś!
 Kropek mościł się na fotelu kierowcy jak pan i władca autostrady oraz jej okolic, ale kiedy do jego uszu doleciała przygnębiona barwa głosu, którą rozpoznał po pierwszych dźwiękach, zwrócił łeb ku zielonowłosej pasażerce i utkwił w niej swoje przeszywające na wskroś czarne ślepia. Wbrew pozorom był bardzo empatycznym stworzeniem, więc nie mógł przejść obojętne obok jej wykrzywionej twarzyczki. Interweniował natychmiast, a jakże; przecisnął się między ciasno rozstawionymi siedzeniami na tył auta. Wykonując ten manewr, pierwszy raz w życiu był wdzięczny swojemu właścicielowi, że wyrobił sobie odporność na jego błagalne spojrzenie podczas żebrania o datek w postaci dodatkowej porcji karmy. Wcześniej uważał, że Aurich jest po prostu złośliwy, ale teraz wiedział, że jego złośliwość nie wynikała tylko z trudnego charakteru. Dzięki niej mógł okazać troskę swojej tymczasowej opiekunce, która najwidoczniej nadal nią była, skoro major zniknął mu bez słowa z oczu. Usiadł na brudnym, gumowym podłożu w charakterze wycieraczki i oparł pysk o jej kolano. Wyjątkowo nie domagał się pieszczot, a nawet przymknął powieki, wsłuchując się w oddechy dwóch przedstawicieli ludzkiej rasy.
 W równoległym czasie Major udał się z Mayhem, choć prawdę powiedziawszy wolał tego nie czynić i zaoszczędzić sobie widoku, którego był świadkiem raptem parę minut wcześniej, zanim na miejscu zdarzenia nie pojawili się technicy. Już wystarczająco długo wpatrywał się w pozbawione życia oblicza, a zwłoki chłopaka, choć nie stanowiły wśród nich żadnego wyjątku, pobudzały do życia nad wyraz nieprzyjemne wspomnienia, przypominające mu między innymi o okolicznościach powstania blizny na prawym profilu twarzy. Niemniej jednak nie protestował; okazywanie słabości nie pomoże mu w ujęcie sprawy, a taki przyświecał mu cel.
 — Szczerze powiedziawszy nie wiem co tutaj robi. Rekrut Kyōryū jest odpowiedzialny z jej przesłuchanie, ale wszystko wskazuje na to, że jej pojawienie się w tym miejscu nie było dziełem przypadku — rzekł, idąc tuż za Mayhem. Odmówił przyjęcia oferowanych mu rękawiczek, zapewniając, że nie ma zamiaru niczego dotykać. — I może ma, może nie ma. Nic mi o tym nie wiadomo, ale tak czy owak to delikatna sprawa. Wątpię, żeby jej doświadczenie w odnajdowaniu zmarłych równolatków było rozległe.
 Nie miał pojęcia, czy Daisy znała denata, ale jedno był pewne - przyjęła to lepiej niż on, czy też rekrut. I nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. Nie sądził co prawda, że to ona była mordercą, ale intuicja podpowiadała mu, że miała z tym coś wspólnego, że ponosiła odpowiedzialność za ten incydent choćby w minimalnym stopniu.
 Zerknął za siebie. Samochód zniknął za zakrętem, a on zaczął się poważnie zastanawiać nad tym, czy na pewno podjął słuszną decyzje. Kyōryū był za młody, by grzeszyć kompetencją, ponadto znał Greenwood. Kraska jak nic urwie mu łeb, gdy się o tym dowie.
 Stanął w niewielkim oddaleniu do kobiety, chociaż dzieliło ich od siebie tak naprawdę raptem kilka kroków. W zasadzie znajdowała się na wyciągnięcie ręki; w każdej chwili mógł zacisnąć palce na jej ramieniu i przy użyciu siły odciągnąć ją od wąskiej uliczki i denatka, nad którym przykucnęła. Rukuro niechętnie uczynił to samo, aczkolwiek jego wzrok spoczął na zakrwawionym śniegu, nieopodal pozbawionego tchnienia ciała.  Pewne popatrz sprawiło, że mimowolnie skierował wzrok ku zwłokom. Przyjrzał się ciemniejszym plamom, oczekując na werdykt znawczyni trupów. Zerknął na zegarek, gdy padły konkretne liczby i wstał, prostując nogi w kolanach. Przy wykonywaniu tej czynności usłyszał cichy protest stawów.
 — Daj mi chwilę — zwrócił się do patologa i udał się ku mężczyźnie, który nadzorował ekipą z wydziału technicznego. Jego założenie okazało się całkiem słuszne. Śnieg zatarł nieomal wszystkie ślady, które mogły ich wspomóc przy ujęciu sprawcy. W drodze powrotnej do stojącej z boku Mayhem, wysłał Nishiyamę wiadomość ze współrzędnymi miejsca zbrodni i podanym przez kobietę przydziałem czasowym. Wiedział, że nie musi przedstawić mu niuansów; zwykle bliski współpracownik generał Kito wiedział, co ma począć z pozyskanymi informacjami i nie oczekiwał szczegółowych instrukcji, po prostu działał.
 — Niedługo skończą. To kwestia trzydziestu minut. Potem przewiązał ciało do prosektorium —  powiadomił panią doktor, gdy znalazł się z powrotem tuż przy niej. Bez słowa narzucił kierunek.  — Masz chęć by przeprowadzić sekcję nocą, czy jednak wolisz poczekać do rana? — zapytał w połowie drogi do wozu zajmowanego tymczasowego przez rekruta i praktykantkę. Nie miałby kobiecie za złe, jeżeli wpierw wolałbym wrócić do domu i zaczerpnąć odrobinę snu. Zapewne była na nogach od rana, więc tym bardziej powinna to uczyć. Zresztą sam marzył tylko i wyłącznie o odpoczynku. Oraz prochach przeciwbólowych, których wyjątkowo ze sobą nie zabrał. Zacisnął kilka razy prawą dłoń, by nie zdrętwiała mu do reszty. Towarzyszący mu przy tym ból sprawił, że się poddał.
                                         
Aurich.
Generał Eliminatorów
Aurich.
Generał Eliminatorów
 
 
 

GODNOŚĆ :
Rokuro Aurich


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.05.19 21:30  •  Wąskie uliczki - Page 16 Empty Re: Wąskie uliczki
 — Hoh? — cmoknęła zaskoczona. — Rekrut prowadzi przesłuchanie i ty tego nie pilnujesz? Gdybyś powiedział, to poczekałabym z raportem, panie Oficerze — wolała zaznaczyć swoje stanowisko na starcie, niż być później wplątaną w jakieś nieprzyjemności. Dość szybko posłała znajomemu pokrzepiający uśmiech. Wszak nie wyznaczałby rekruta do poważnego zadania, gdyby nie był pewny jego możliwości. Nie tak?
 — Nie sądzę, by odpowiedź była taka prosta — mruknęła, ocieplając zziębnięte dłonie oddechem. — Daisy Greenwood to najurokliwsze dziecko, jakie poznałam. I nawet nie próbuj mówić o pozorach, bo znów będę musiała wzdychać. Dałabym sobie uciąć obie ręce, że dziewczyna znalazła się w złym miejscu i o złej porze. A dobrze wiesz, jak bardzo cenię swoje ręce, bez nich nie mogłabym pracować — czyli sprawa była poważna. Sama Mayhem również wyglądała na stuprocentowo przekonaną. Niezachwiana pewność błyszczała w kolorowych tęczówkach jaśniej niż światła samochodów policji.
 Ale wiedziała, że to nie wystarczy.
 — Wystarczy mi godzina, a zobaczysz, że na ciele nie ma ani skrawka materiału genetycznego Greenwood. Przynajmniej tyle mogę dla niej zrobić — doktor Kevorkian brzmiała na kobietę, która podjęła decyzję już tydzień temu. Oczywiście nie mogła mieć stuprocentowej pewności czy aby na pewno nie znajdzie żadnych dowodów obciążających Verity, niemniej wydawała się wierzyć całkowicie w jej niewinność.
 Co by się nie działo — raportu nikt nie sfałszuje. Jakby nie patrzeć kobieta była profesjonalistką.
 Nagle zawiało wiatrem, a ona pożałowała, że w płaszczu nie ukryła termosu z gorącą herbatą lub kawą.
 Skinęła głową, odprowadzając znajomego spojrzeniem. Gdy rozpoczął rozmowę z nieznanym jej mężczyzną, Mayhem po raz kolejny spojrzała ku zamordowanemu dzieciakowi. Hmknęła pod nosem, mrużąc przy tym delikatnie oczy. Zaplecione na piersi ręce jedynie potwierdzały, że pogrążyła się we własnych myślach, całkowicie odcinając od głośnego jak na porę otoczenia. Wszędzie było słychać odgłosy rozmów, pojazdów oraz poszczekiwań służbowych psów, lecz ona zdołała się na nie wyłączyć. Przywoływała w pamięci liczne sceny zbrodni, nie tylko stąd, ale i z Ameryki. Chciała znaleźć podpowiedź, malutką wskazówkę, która pozwoliłaby pomóc w ruszeniu śledztwa naprzód. Niestety — im dłużej myślała, tym większy ból w skroniach odczuwała. Nic nie pasowało. Ani jeden drobniutki szczegół.
 Może i nie zabrała ciepłego napoju, ale w kieszeniach ukryła coś znacznie pożyteczniejszego.
 W chwili powrotu Majora rozbłysnął niewielki płomyk zapalniczki, którym kobieta odpaliła wyciągniętego przed sekundą papierosa. Na chwilę przed odpowiedzią kłąb jasnego dymu uciekł spomiędzy smagniętych szminką warg. Wyciągnęła w stronę mężczyzny do połowy opróżnioną paczkę, proponując mu poczęstunek z pytającym uniesieniem brwi.
 — Gdy wychodziłam, Clifforda nie było w domu więc... — wzruszyła bezwiednie ramionami, przymykając powieki na kilka krótkich sekund. Ponownie westchnęła. — Sam rozumiesz. Popracuję, noc jeszcze młoda.
 Ruszyła za mężczyzną, co jakiś czas wydmuchując obłoki dymu papierosowego. Chciała za wszelką cenę zerknąć do wnętrza pojazdu i upewnić się, że z jej podopieczną było wszystko w porządku, że nie stała jej się żadna większa krzywda. Poza tą psychiczną, rzecz jasna. Powstrzymywała ją tylko myśl, że nie powinna przerywać przesłuchania. Właśnie dlatego przystanęła tuż przed szybą, stukając w nią pojedynczo. Posłała studentce ciepły uśmiech, po czym cofnęła się na krok w tył.
 — Zastanawia mnie w tym wszystkim jeszcze kilka rzeczy, ale o tym porozmawiamy w mniejszym gronie — dodała, wzrokiem zahaczając o miejsce zbrodni.
                                         
Mayhem
Naukowiec
Mayhem
Naukowiec
 
 
 

GODNOŚĆ :
Mayhem Kevorkian


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.05.19 1:49  •  Wąskie uliczki - Page 16 Empty Re: Wąskie uliczki
  Dodawanie otuchy powinno być zabronione — karane nie tyle dożywotnim pudłem co śmiercią. To zminimalizowałoby ilość tych żenujących sytuacji, w których człowiek czuje się, jakby głaskał powieszonego. Kyōryū był co prawda szczególnie ostrożny ze względu na to, że znał Verity, ale poza tym doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że większość jego gestów mogła okazać się, będąc delikatnym, sztywniacka. Zapewne o wiele lepiej w tej materii spisał się Kropek, z pyskiem wtulonym w kolano dziewczyny. Chociaż jego obecność irytowała rekruta, nie mógł odmówić psu pewnej... naturalności. Z drugiej strony — zwierzę nie odczuwało nerwów w stopniu, w jakim zaznawał je człowiek.
  Nie zdjął z niej jednak dłoni; przynajmniej nie do czasu, aż w szybę stuknęły knykcie. To podziałało niemal tak, jakby skóra Greenwood zapłonęła żywym ogniem. Ręka chłopaka odsunęła się, a wzrok podążył za dźwiękiem, przemykając jedynie po twarzy jakiejś kobiety. Skrzywił się, ale był to tak eteryczny grymas, że równie dobrze mógł okazać się grą świateł. Miał ochotę zapytać, czy ktokolwiek szanuje tutaj metody pracy z poszkodowanym.
  Bo tak. Rūce nawet nie przeszło przez głowę, że Verity mogła być bezpośrednio odpowiedzialna za całe to zamieszanie; jeżeli miała udział w zbrodni to nieświadomy. Dość naiwny punkt zahaczenia, zważywszy na fakt, że od stwierdzenia aż waliło subiektywizmem — Kyōryū doświadczył szablonowości, bo zawsze w takich momentach jedna osoba przystaje przy tym, że zna na wylot tę drugą; a skoro tak — ręczy za nią.
  Jak nigdy żałował, że nie znajduje się w ciepłym biurze, do którego nikt inny nie może wejść bez wcześniejszego pozwolenia.
  — To już prawie koniec — zapewnił dziewczynę, na powrót lokując wzrok w jej twarzy. Cień uśmiechu, do jakiego się zmusiła, gdy jej dotknął, przynajmniej częściowo rozładował napięcie. Rūka powrócił w głowie do ich rozmowy. William Hayes? — Możesz coś powiedzieć o Hayesie? Wspominałaś, że od dawna się z tobą nie kontaktował — konkretnie od kiedy? Może pamiętasz coś, co wyjaśniłoby dzisiejsze zajście?
  Splótł ze sobą palce, łokcie opierając o lekko rozstawione nogi. Mimo tego, że pochylał się nieco do przodu, jego oczy znajdowały się niemal na wysokości brązowych oczu dziewczyny. Starał się utrzymywać kontakt wzrokowy bez względu na to, jak trudne się to okazywało.
  — Miał jakichś wrogów? — podsunął jeden z najprostszych wariantów, nie oczekując wcale, że Verity gwałtownie się wyprostuje, uderzy pięścią o otwartą dłoń i krzyknie: „tak, racja!”. — Zajmował się czymś niebezpiecznym? Może planował konkretny zawód albo chodził w mało przystępne miejsca?
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.05.19 14:19  •  Wąskie uliczki - Page 16 Empty Re: Wąskie uliczki
 Interwencja psiego pocieszyciela stanowiła kolejny jasny punkt na ciemnej planszy, maleńki krok w kierunku ugłaskania poszarganych sytuacją nerwów. Dalmatyńczyk mógł nawet nie liczyć żaden gest sympatii, ten był jednak w stu procentach odruchowy. Nie musiała wyrywać się z zamyślenia, by jedną z dłoni mimowolnie pogładzić krótką sierść zwierzęcia. Na dobrą sprawę mogłaby tak cały dzień – czy też całą noc, biorąc pod uwagę obecną porę – moment uspokajającej ciszy przerwało jednak postukiwanie w szybę tuż za głową Greenwood, na chyba tylko łutem szczęścia udało jej się nie podskoczyć w panice. Gdy po szybkim odwróceniu się ujrzała znajome oblicze swojej opiekunki praktyk, odruchowo odwzajemniła krótki uśmiech. Na dobrą sprawę powinna w tym momencie już wybuchnąć histerycznym rechotem, tak dla podsumowania zbiegów okoliczności, jakich w tak krótkim czasie stała się świadkiem. W końcu jak często zdarza się człowiekowi znaleźć ciało zamordowanego kolegi, po czym w roli śledczych występują znajomy ze szkoły i poznany jakiś czas temu pan major (nawet znów w komplecie z psem), a sekcją ma się zajmować jej osobista "pracodawczyni". Albo to miasto jest aż tak małe, albo dzisiejszy wieczór był istnym festiwalem osobliwych zrządzeń losu.
 — To już prawie koniec.
 Skinęła lekko głową, chcąc potwierdzić, że rozumie i zniesie jeszcze tyle, ile trzeba. Nie było sensu rozdrabniać się tylko po to, by odjąć jej zmartwień; prawdopodobnie gdyby musiała poczekać z częścią odpowiedzi, za bardzo by się stresowała, że zapomni o jakimś istotnym szczególe. Na szczęście w czasach rozwoju wiele rzeczy dało się sprawdzić w mniej niż pół minuty.
 — Już zerknę — zakomunikowała, wydobywając z kieszeni telefon. W kilku ruchach palcem przewinęła ciąg wiadomości, w ostatnich miesiącach składający się głównie z jej bezowocnych prób nawiązania kontaktu. Szybko znalazła odpowiednią datę. — Ostatni raz widzieliśmy się dwunastego sierpnia... — Przewinęła kilka wiadomości w dół. — Przestał mi odpowiadać na początku września. Ostatni raz dziewiątego. Potem dzisiaj, godzina... dwudziesta pierwsza dwadzieścia siedem. — Tyle przynajmniej była w stanie powiedzieć z całą pewnością. Reszta nie była już taka prosta, wymagała snucia domysłów i przypominania sobie maleńkich szczególików, które równie dobrze mogły nie mieć żadnego znaczenia.
 — Nic mi nie przychodzi do głowy — zmuszona była przyznać, nie bez pewnego zawodu w głosie. Zawodu samą sobą, bo właśnie teraz najmocniej docierało do niej uczucie kompletnej porażki w kontaktach międzyludzkich. Znali się niemalże od urodzenia, a jednak nie wiedziała o człowieku nic. Absolutnie nic, co mogłoby się przydać! Na dobrą sprawę nie była pewna nawet, czy tutaj w M-3 miał jakichś bliższych przyjaciół, których można by o takie rzeczy zapytać. Wiadomo zaś, jak jest z rodzicami: czasem wiedzą nawet mniej, niż przeciętny przechodzień mijający takiego nastolatka na ulicy.
 — Wiem, że malował i czasem robił pejzaże z natury. Na przykład w górach. Ale góry to nie ciemne uliczki. — Średni trop zważywszy na to, gdzie znaleziono ciało. Gdyby zwłoki leżały gdzieś przy szlaku, podana informacja z pewnością miałaby więcej sensu. — Ja go pamiętam jako normalną, sympatyczną osobę. To raczej nie ten typ człowieka, który mógłby narobić sobie wrogów.
 Przysięgłaby z ręką na sercu, że chciałaby wiedzieć więcej. Choćby po to, by teraz pomóc ustalić przebieg wydarzeń i złapać sprawcę, ale też dla spokoju własnego sumienia. Nigdy już się nie dowie, dlaczego własnie do niej wysłał wiadomość z prośbą o pomoc i czy naprawdę na nią liczył, czy też był to wyłącznie przypadek. Żałowała jednak jak nigdy, że nie zareagowała od razu, nie wybiegła z tego przyjęcia i wypluwając płuca nie stawiła się na miejscu. Może dzięki temu miałaby jeszcze szanse naprawić to, co tak spektakularnie zepsuła.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.05.19 16:22  •  Wąskie uliczki - Page 16 Empty Re: Wąskie uliczki
 — Najwyraźniej już tyle razy upadałem na głowę, że do reszty mi odbiło — zgodził się ze swoją rozmówczynią, nie ukrywając sceptycyzmu wobec własnych działań skrywanych w cierpkim tonie i spojrzeniu o podobnej treści.
 Decyzja, którą podjął, ujęta w raporcie, będzie świadczyło o jego niekompetencji, ale już wcześniej doszedł do tego wniosku. Mayhem nie musiała mu tego ponownie uświadamiać. Nie dość, że pozwolił n i e d o ś w i a d c z o n e m u rekrutowi przeprowadzić przesłuchanie, to wszystko wskazywało na to, że relacje między nim a Greenwood nie dało się określić mianemobojętnych, a przynajmniej takie odniósł wrażenie po nadmiernej trosce Kyōryū, która przepędziła przynajmniej częściowo obojętność z jego spojrzenia. Mógł mieć jedynie nadzieje, że rekrut go nie zawiedzie i nie dopuści do głosu zalegającym w nim emocji, o ile już tego nie uczynił.
 Zerknął przez ramię na idącą kilka kroków z tyłu koleżankę. Spojrzenie utkwił w papierosie trzymanym przezeń między palcami. Jeszcze bardziej pożałował, że nie zabrał przynajmniej jednej kapsułki tabletek przeciwbólowych. Zostawił je w innej kurce; tej cieplejszej, która bardziej nadawała się do obecnej temperatury.
 — Nie przejmuj się tym — rzekł po chwili, przerywając kontakt wzrokowy z kobietą; dla odmiany wbił spojrzenie w przestrzeni przed sobą, lecz widok ten nie był szczególnie zachęcający. Jego wzrok zatrzymał się na ścianie, z której schodził tynk. Niektóre ulice w mieście wymagały modernizacji, ale ciągle brakowało na to budżetu. — Nie zostaniesz pociągnięta do odpowiedzialności. Jestem świadom ewentualnych konsekwencji wynikającej ze złej oceny sytuacji i wezmę pełną odpowiedzialność za swoją decyzję  — dodał, uchwyciwszy w końcu wzrokiem samochód w którym znajdował się rekrut wraz ze świadkiem. Przynajmniej nadal stał, gdzie jeszcze kilka minut wcześniej.  — Nie wiem, jaka jest odpowiedź. Ściągnąłem cię tutaj, dlatego, by ją poznać, ale nie mogę wykluczyć absolutnie żadnej możliwości, chociaż wiem, że twoja podopieczna nie wygląda na kogoś zdolnego do takiego czynu — rzekł, podchodząc bliżej pojazdu. Na jego widok zrobiło mu się jeszcze zimniej niż dotychczas.  
 O to, czy Daisy była zamieszana w morderstwo, czy też nie zadecydują dowody. Wolał nie myśleć o niej jak o winnej, ale z drugiej strony nie mógł wykluczyć takiej możliwości. Po przejrzeniu rejestru z pobliskiej kamer i lokalizacji przepustek okaże się, kto przebywał w miejscu zbrodni w trakcie jej dokonania.
 — Jasne. Zapewne będę ci towarzyszyć w prosektorium, więc tam będziemy mogli swobodnie o tym porozmawiać, ale najpierw odstawię Kropka w bardziej odpowiednie dla niego środowisko.
 Nie protestował, kiedy Mayahem zabębniła w szybę. Sam obszedł auto dookoła i zacisnął dłoń na drzwiczkach od strony kierowcy. Otworzył je niemal bezszelestnie, po czym skierował swój wzrok ku siedzącej w środku młodzieży. Jeśli zauważyli jego nieoczekiwane wtargnięcie, dał im znać gestem, żeby nie przerywali.
 Dalmatyńczyk, wyczuwszy unoszący się w powietrzu zapach swojego właściciela, przejechał chropowatą powierzchnią języka po dłoni dziewczyny, po czym znowu przecisnął się między przednimi siedzeniami, by znaleźć się tuż przy nim. Major przez chwilę wsłuchiwał się ich rozmowie. Po jej urywku wywnioskował, że zmierza ku końcowi.
 — Rekrucie Kyōryū, gdy przesłuchanie dobiegnie końca, przekaż mi nagranie i zawieź panną Greenwood bezpiecznie do domu. Kluczyki są w stacyjce — odezwał się po chwili, chociaż nie wziął pod uwagi opcji, że chłopak może nie dysponować odpowiednim dokumentem. Ten fakt całkowicie wyleciał mu z głowy. — Gdy to uczynisz odstaw samochód na najbliższy posterunek i odpocznij. Jutro czeka ci kolejny ciężki dzień. — Zaczepił smycz o obrożę psa. Zakrapiana bestia zerknął ku Daisy w ramach pożegnania, po czym wyskoczyła z fotelu wprost w biały puch, który zapadł się pod ciężarem jego ciała. Aurich czekał na jakikolwiek znak, że rekrut wypełni jego polecenia.
                                         
Aurich.
Generał Eliminatorów
Aurich.
Generał Eliminatorów
 
 
 

GODNOŚĆ :
Rokuro Aurich


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.05.19 22:09  •  Wąskie uliczki - Page 16 Empty Re: Wąskie uliczki
 — Jasne. Zapewne będę ci towarzyszyć w prosektorium.
 Po tych słowach straciła już zainteresowanie światem. Woziła wzrokiem za krzątającymi się żołnierzami, za ludźmi odpowiedzialnymi za przeniesienie zwłok do prosektorium, za zamordowanym młodzieńcem i w końcu — za odjeżdżającym samochodem. A gdy tylko pojazd zniknął za najbliższym zakrętem, zniknął również powód, dla którego miałaby dłużej stać w tym mrozie.
 Zwróciła barwne tęczówki na Majora. Zagadywał akurat rekruta, więc odetchnęła tylko zrezygnowana, przełykając komentarz, który przez te kilka sekund uformował się na języku. Czekając, aż znajomy oficer skończy swoje zadanie, zabrała się za dokańczanie papierosa.
 Widząc wyskakującego z wozu dalmatyńczyka, rzuciła niedopałek w śnieg, zaraz przydeptując go butem. Z rękoma schowanymi w kieszeniach podeszła znów do Majora, konfrontując go z lśniącym spojrzeniem swoich oczu.
 — Nic tu już po mnie, więc wracam. Zobaczymy się w prosektorium za... — zerknęła szybko na wyświetlacz telefonu. — Pół godziny?
 Poprawiła poły płaszcza, szczelniej owinęła szalik wokół szyi i odpaliła kolejnego papierosa — najwyraźniej walka z nałogiem szła kobiecie równie efektywnie co nauka gotowania.
 — Dobrze się nią zaopiekujcie.

z/t
                                         
Mayhem
Naukowiec
Mayhem
Naukowiec
 
 
 

GODNOŚĆ :
Mayhem Kevorkian


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 16 z 21 Previous  1 ... 9 ... 15, 16, 17 ... 21  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach