Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Isei miał nadzieję, że na miejsce dotrze pierwszy. W końcu mieszkał w centrum, podrzucił go znajomy, bo nie chciał brać samochodu, skoro - jak już było wiadome - miał pojawić się alkohol.
Cały zestaw 'podróżnego' grillowicza na tyle skutecznie poskładał, że nie zajmowało dużo miejsca. Może chwilę czasu zajmie rozkładanie, ale przynajmniej nie musiał robić za wielbłąda tragarzowego.
Choć coraz ciemniejsza poświata, po znikających promieniach słońca nie ułatwiała wędrówki na pomost, to z daleka dostrzegł znajomą postać Polaka. Usta mimowolnie wygięły się, szczególnie, gdy dostrzegł jaskrawo-różowy środek transportu Kaukaza. Zbliżył się do mężczyzny już z szeroko rozdziawioną w uśmiechu buźką.
- Nie ma co, pełna klasa...ten róż pasuje ci do koloru oczu - zakpił, szczerząc się bez jakiejkolwiek krępacji - gdzież Ty wytrzasnął takie 'cudo', zabrałeś jakiemuś dziecku? A gdzie lizak do kolekcji? - mówił to stawiając przyniesione rzeczy, obok szeleszczących reklamówek. Przełknął ślinę, kiedy poczuł, jakie zapachy się z nich unoszą. Jak zwykle - był głody. Ale czy on kiedykolwiek nie miał ochoty na jedzenie? Spojrzenie zatrzymał na chwilę na pomoście, gdy w cieniu zamigotała mu sylwetka jakiejś postaci. Cóż, to był festyn, więc musiał nieco pohamować wojskowe nawyki. Nie był na misji, więc jego czujność mogłaby choć na trochę wziąć urlop. Westchnął cicho, wyciągnął papierosy, by bez słowa spojrzeć na przyjaciela z wyciągniętą paczką. Stawiał, że Kaukaz nie odmówi poczęstunku. - Twoje zdrowie - kolejny raz wyszczerzył się, by z namaszczeniem odpalić fajka i zaciągnąć się dymem. Po chwili, z papierosem w zębach, zabrał się do rozstawiania ich grillowego przybornika.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

<-- Jesteśmy pewnie z innej strony, więc Ci co już tutaj są, nie muszą nas widzieć, czy coś.

Droga wzdłuż jeziora prowadziła do jednego z dwóch miejsc. Wybierając kierunek na prawo od ich wcześniejszego miejsca przebywania, znaleźli się właśnie tutaj, w okolicy wypożyczalni łódek. Było tu stosunkowo niewielu ludzi, o tej porze nadal gromadzili się bliżej centrum całego festynu zabijając czas przy jedzeniu i grach. Teraz można było jeszcze zająć sobie całkiem przyjemne miejsca z dobrym widokiem na całe niebo, żeby później nacieszyć oczy pokazem fajerwerków. Nikogo chyba nie zdziwiło, że leśną ścieżką wędruje sobie trzy osoby, w końcu nawet większe grupy jak i pojedyncze osoby od czasu do czasu przechodziło to tu, to tam.
W czasie drogi odpowiadała jeszcze na zadane wcześniej pytania. Chociaż nie była zbyt skłonna do zdradzania im zbyt wielu szczegółów.
- Nie uciekam przed nikim, a na pewno nie w tej chwili. Jeżeli niepokoją Cię moje powody, mogę coś zaraz wymyślić. - Odparła wymijająco. Jaką miała pewność, że ta dwójka nie pobiegnie zaraz i wypapla do kogoś, to co od niej usłyszeli? Zdarzyła już się zorientować, że ma do czynienia z członkami sojuszniczej organizacji, ale to niczego nie zmieniało. Uśmiechnęła się jedynie kiedy już skończyła mówić chcąc dać im do zrozumienia, że to nie jest coś, o czym chciała by teraz rozmawiać. - Cieszmy się festynem. Na tyle na ile każdy może.
Przystanęła zanim jeszcze zaczęli wgłębiać się w maszerujących ludzi. Dalsza droga była oczywista, nie musiała ich już prowadzić. Nie miała zamiaru ich do niczego namawiać, ani swoją osobą ograniczać.
- Tutaj już wszędzie są ludzie, nie zgubicie się, jeżeli chcecie iść dalej. - Rzuciła im pytające spojrzenie spod cienia rzucanego z kaptura. Gotowa w każdej chwili oddać rudemu jego własność, jeżeli tylko zdecydował by się iść w głąb festyny. - Ja zostanę tutaj. Poczekam na fajerwerki. Hm... nawet nie wiem po co wam o tym wspominam.
Na jej twarzy pojawił się delikatny grymas zdziwienia. Meldowanie innym co ma zamiar robić, nie pasowało do jej charakteru, bo wiedziała, że i tak mało kogo to obchodzi. Powiedziała to jednak i dopiero teraz pomyślała, co tak właściwie wyrażały jej słowa.
W każdej chwili gotowa była zamienić kaptur na maskę, która schowana była w skórzanej torebce, czekała tylko na odpowiedź któregokolwiek z nich, co do dalszych planów.
- A, i mogę dać Ci pieniądze, kupisz sobie za to jabłko w karmelu, za to które Ci rozwaliłam. Mi nie potrzeba żadnych monet. - Dodała jeszcze szybko, jakby bojąc się, że natychmiast po poprzednim pytaniu odwrócą się na pięcie i zniknął jej z oczu. Cóż, to nie było by wcale takie dziwne,
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Szepty.
Ludzie.
Inni.
Nem cały czas się rozglądał, dotrzymując kroku towarzyszom. Nie chciał się zgubić w takim miejscu. Zbyt się bał, że ktoś go może znaleźć. Przełknął ślinę, zerkając na Gordona, który dreptał obok niego. Potter był wyjątkowo spokojny. Chyba zmęczył się poprzednimi skokami. Podobało mu się to miejsce. Było nawet spokojne, a iście dalej może mu zagrażać. Nie wie kto tam jest, a nie posiada maski. Nie słuchał Yuu, po prostu zagubił się w swoich myślach. Bicie serca już się uspokoiło, jednak głowa wciąż pełna, a ślepia świdrowały każdego nieznajomego. Kaszlnął kilka razy, przypominając sobie o astmie. No tak, nie może tańczyć. Kolejny powód by nie iść dalej.
Zatrzymali się, co sprawiło, że Szczur skupił swoją uwagę na dziewczynie. Fajerwerki? Na samą myśl rozłożył skrzydło z ekscytacji, a na twarzy pojawił się wielki banan. Brakuje jeszcze wesołych pisków i skakania w miejscu. Kiedyś widział taki pokaz i był bardzo zadowolony. Pięknie to wyglądało. Złożył skrzydło, nieco się uspokajając. Ściągnął kaptur, spoglądając na niebo. Już nie mógł się doczekać. Położył szczeniaka na ziemi, Gordon legł się obok, by go trochę ogrzać. Potter szybko zasnął. Widać, że bardzo zmęczyły go dzisiejsze wygłupy. Wyglądał teraz jak słodka kulka sierści.
- To ja też tu zostanę i poczekam na fajerwerki - oznajmił, układając tyłek obok psiaków. Przy okazji Yuu nie będzie sama, a to miejsce jest idealne to obserwowania pokazu. Białowłosy nie wiedział czy robi dobrze, może powinien iść dalej, ale zbyt lubi takie wybuchy, by to przegapić, a chce to widzieć od samego początku. Przecież nie przegapi takiej okazji. Poprawił rękawiczki, spoglądając przed siebie. W sumie to by coś zjadł, ale to by musiał ruszyć tyłek, a jemu się nie chce i w tym problem. Myślami znów uciekł do jakiegoś innego świata. Zawładnęły nim wspomnienia, które nie chcą odpuścić. Ranią, mącą w głowie i wywołują smutek. Podciągnął kolana pod brodę, odcinając się od wszystkich. A może dziewczyna chce zostać sama? To nie byłoby zbyt miłe gdyby siedział tu na chama.
- No chyba, że chcesz sama czekać - dodał, przenosząc czerwone spojrzenie na nią. Przecież nie będzie się narzucał. Jak chce zostać sama to żaden problem. On bardzo szybko może się osunąć gdzieś na bok.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Porzucił dalsze wypytywanie kobiety. Skoro nie chciała nic mówić, to z jakiej racji miał ciągnąć ją za język? To nie była teraz jego praca. Nie szpiegował nikogo, nie był na żadnej misji DOGS. Przyszedł tutaj rozerwać się i dobrze bawić, chociaż nie można było ukryć, że każdą kolejną chwilą zaczyna odczuwać coraz to większe zmęczenie i znużenie. Chciał już wracać do siedziby i udać się spać, tak, to był najlepszy plan jaki dzisiejszego wieczoru wpadł mu do głowy. Nie czerpał jakiejś szczególnej zabawy z całego tego festynu. Mieli tylko dobre jedzenie, czego nie było w siedzibie, oczywiście z całym szacunkiem dla Matyldy, która rozdwajała się, żeby tylko napełnić żołądki wiecznie wygłodniałych członków gangu.
Spojrzał zaskoczony na kobietę, kiedy wreszcie się zatrzymali. A jednak. Nie zamierzała iść dalej. Czyli tutaj ich drogi się rozdzielają, bo Shion mimo wszystko nie chciał siedzieć bezczynnie na tyłku. Przynajmniej nie będzie sama, skoro drugi chłopak postanowił dotrzymać jej towarzystwa. Zresztą, co go to w ogóle interesowało. Wyciągnął jedynie rękę w stronę kobiety i skinął krótko, czekając, aż zwróci jego bluzę. Nie było takiej opcji, żeby komuś nieznajomemu podarował dobre ubranie, o które w Desperacji walczono i mordowano. Plus, Shion nie posiadał niczego innego, co mógłby zarzucić na grzbiet, a jesień zbliżała się wielkimi krokami. Nie miał ochoty marznąć. Kiedy już odzyskał swoją własność, zarzucił ją na swoje wątłe ramiona i od razu szarpną łza zamek, który wydał z siebie charakterystyczny dźwięk, zapinając ją pod samą szyję. Przynajmniej kobieta nagrzała ją nieco swoim ciałem.
- Nie chce. – odparł krótko ucinając od razu chęć podarowania mu jakichkolwiek pieniędzy.
- Nie chcę jakiejkolwiek jałmużny od ciebie. Poradzę sobie. – dodał wsuwając dłonie w kieszenie. Oczywiście, ze sobie poradzi. Żył na ulicy spory kawał czasu i nauczyło go to pewnych sztuczek, które pomagały w przetrwaniu. Skinął jej głową a następnie chłopakowi, żegnając się z nimi, po czym odwrócił się na pięcie i pognał przed siebie, po krótkiej chwili znikając pomiędzy ludźmi, udając się przed siebie.


zt

KONIEC KONKURSOWEGO WĄTKU
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Oddała chłopakowi bluzę. Jego gest był zbyt oczywisty i gwałtowny, by zdecydowała się chociaż przez jeszcze chwilę się z nim podroczyć. Przez krótki moment śledziła go jeszcze wzrokiem, ale nie zdecydowała się dłużej ryzykować. Wygrzebała z bezdenki maskę i umieściła ją na swojej twarzy upewniając się, że w takim 'przebraniu' nie jest już tak rozpoznawalna.
Podeszła do brzegu jeziora i oparła dłonie na zgiętych kolanach przyglądając się swojemu nowemu obliczu w odbiciu. Złote obwódki oczu błyszczały delikatnie pod wpływem światła rzucanego przez festynowe latarnie, całość prezentowała się dobrze. Lubiła tą maskę.
- [color=#2a3a4aOh, nie mam nic przeciwko. [/color]- Odpowiedziała po chwili słysząc pytanie kundla. Chociaż on jeden nie miał zamiaru od niej uciec, chociaż biorąc pod uwagę wcześniejsze zdarzenia, nie miała za złe rudemu, że zdecydował się jednak oddalić, póki wokoło było bezpiecznie.
Wyprostowała się i rozciągnęła ręce ponad głową. Spod maski rozległo się przeciągłe ziewnięcie, a kiedy już ucichło, wilcza twarz zwróciła się w stronę właściciela psów. Kami bardzo żałowała, że nie mogła zabrać ze sobą żadnego z wilków, ani nawet kromstaka, to byłoby zbyt ryzykowne. Podobno ktoś, kto traktuje zwierzęta dobrze, sam jest dobrym człowiekiem, czuła się więc dużo swobodniej wiedząc, że chłopak jest tutaj z tymi futrzakami.
Wróciła się do miejsca, które wybrała sobie na początku. Co raz więcej ludzi schodziło się w te okolice, dlatego zanim usadowiła się na dobre, wzięła korektę o kilka metrów i ostatecznie przysiadła na trawie na skraju lasu, ale nie na tyle blisko, by jakiekolwiek drzewo przesłaniało jej widok nieba.
- Dużo ciekawiej niż na Desperacji, czyż nie? - Zapytała półgłosem upewniając się, że nikt poza jasnowłosym tego nie usłyszy. Nie miała ochoty zdradzać ile wie, samo pytanie mogło go już naprowadzić na nieco więcej i wzbudzić co najmniej zaciekawienie. - Nie przejmuj się, nie mam zamiaru żadnego z was zdradzić. Stoimy po tej samej stronie muru.
Zaśmiała się nieco głośniej. Nikt nie zabraniał się przecież śmiać na festynach.
Spod wilczej maski wydobywały się kolejne, nieco zniekształcone, ale w dalszym ciągu zrozumiałe słowa.
- W tym momencie, to nawet dosłownie, skoro jesteśmy na terenie miasta.
Oparła dłonie za plecami nie zdejmując paska bezdenki. Nawet jeżeli niebo było ciągle puste, wpatrywała się w nie zahipnotyzowana. Na to przynajmniej wskazywał nos maski. Tylko sama łowczyni mogła wiedzieć, że w tym momencie ma zamknięte oczy i smakuje świata innymi zmysłami. Delikatny wiatr bijący od strony jeziora bardzo jej pasował.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

I co? I zrobiły coś głupiego. Znudzone życiem babcie nie byłyby sobą, gdyby nie narozrabiały. Ponoć to są te lata, w których się czują jakby miały po 20 wiosen. Bożeno! Czy dzisiaj każdemu musi coś odjebać? To chyba staje się wrodzoną naturą człowieka. Wpieprzanie się tam, gdzie delikwenta nie proszą.
Kochane emerytki weszły pomiędzy Jeana i Fran, rozdzielając ich i jednocześnie zachęcając do zabawy. Fran jak Fran, mogła sobie pofolgować i zacząć podrygiwać, wymachując nogami do rytmu, ale pytanie, czy mężczyzna z laską będzie w stanie zaspokoić potrzeby starszych pań?
Skoczna muzyka wybiła Fran ze swojego nadętego sposobu bytowania, przez co dziewczyna zaczęła bawić się razem z emerytkami. Nawet miło było mieć jeszcze trochę radości z życia, a nie ciągle przejmować się nagłym atakiem i swoim dziwacznym wyglądem.
W tym czasie, gdy Ruffian uległa zabawie, część emerytek zażyczyła sobie romantycznego rejsu po jeziorze z towarzyszem czarnowłosej. Po twarzy mężczyzny jednak nie było widać radości z tejże sytuacji. Ale z racji, że zachowywał się jak gentleman, taktownie nie sprzeciwiał się zafascynowanym świętującym emerytkom. Franczesce zrobiło się go żal, więc opuściła dotychczasowe stanowisko zabawy i pospieszyła za stadem babć, kierujących się w stronę wypożyczalni łódek i próbujących wcisnąć tam na siłę mężczyznę, co zresztą im się udało. Z perspektywy dziewczyny wyglądały jak tabun. I zanim ta zdążyła dobiec do pomostu, kilka starszych pań już wypłynęło w rejs z Zombie. Jego wyraz twarzy mówił jednoznacznie: ratuj. Tak więc Fran zaczepiła jakimś kijem leżącym obok o łódkę, która zrównała się przy pomoście z kobietą i zaczęła z całych sił przyciągać łódź do siebie, ale siła drzemiąca w reszcie starszych pań ją pokonała. Czekający tłum na pomoście wypchnął czarnowłosą w rytmie kankana do wody.
Rozległ się głośny krzyk. Turban się rozleciał, okulary zaczęły się topić, makijaż spływać, a opatrunek brudzić. Całe szczęście, że dno miała pod nogami i wystawała jej jedynie głowa z ramionami. Poczuła, że jej maskujące przebranie właśnie dało ciała, więc czym prędzej skuliła jak najmocniej uszy i zanurzyła się pod wodę, próbując tak szybko jak to możliwe, zakryć włosami ucho zewnętrzne, podczas gdy rozweselone kobiety klaskały i chichotały.
To miał być żart, więc kilka z nich nawet pokusiło się o podanie czarnowłosej ręki, ale ta obrzuciła je niezadowolonym spojrzeniem i zaczęła zbierać swoje bibeloty z wody. Samodzielnie przeszła po dnie na brzeg, gdzie też zaczęła wyżymać wodę z reszty opadniętych na ramionach włosów. Obecnie miała powód do strzyżenia uszami.
Wyglądała jak wiedźma. Zła była kolosalnie, no i na dodatek nie wiedziała, czy dalej ma tutaj kwitnąć i czekać za Francuzem.
Przeczekała, aż wrócą z powrotem, a gdy już wysiedli i udało jej się wyłapać wzrok towarzysza, skinęła mu tylko nieznacznie głową, uśmiechnęła się krzywo i opuściła letni festyn raz na zawsze.

Tak bardzo z dupy
KONIEC KONKURSOWEGO WĄTKU.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

||Przepraszam, że tak długo ale nie zauważyłem, że jest druga strona T.T||

No tak... Całkiem się zapomniał gdzie przebywa i zapewne powiedział za dużo. Przyglądał się niebu, poprawiając rękawice. Raczej na pewno powiedział za dużo. Niepewnie zerknął na dziewczynę, stając się mniej ufnym niż wcześniej. Niedobrze, bardzo niedobrze. A co jeśli ona zna ludzi z laboratorium? Znów będą chcieli go złapać i dalej prowadzić swoje badania. To przez nich teraz tak wygląda. Dlaczego on nie wziął maski? Poprawił kaptur, by bardziej nachodził na twarz, wpatrując się przed siebie. I co teraz? Nie chce zostać złapany, nie chce opuścić swojego Pana. Podciągnął kolana pod brodę, zastanawiając się nad tym wszystkim.
Ale racja było tu znacznie ciekawiej niż w Desperacji. Te budowle, ogródki, trawa, woda. Wszystko wyglądało tak pięknie i całkiem różniło się od miejsc w którym żył. Chociaż gdzieś tam czuje, że znał takie miejsce bardzo dobrze. Znał ciepło rodzinnego domu i wszystko co się z tym łączyło. Gdzieś tam w głębi to wie. Miał matkę, ojca, może nawet rodzeństwo, jednak nie wie dlaczego tego nie pamięta. Eksperymenty? Czyżby to było to? Pamięta jak się obudził przy Growie, jakby się tam urodził. Właśnie od niego się dowiedział, że chcieli zrobić z niego broń, czy coś innego. Naukowcy oszaleli i coś mu wstrzykiwali. Nie wiedział dlaczego on, jakie miał poprzednie życie, ale czuje że było piękne i szczęśliwe.
Zerknął na łódki, może by tak wypłynąć? Byłby lepszy widok na fajerwerki, jednak Nem nie potrafi sterować takim czymś. Poprawił swoje włosy, rozglądając się na boki. Tak coraz więcej ludzi się tu zbiera. Stanie się tu niebezpiecznie? Eh, zbyt panikuje, spokój to przecież przewaga nad wszystkim
- Tak. Ciekawiej niż tam. Ciesze się, że nie chcesz nas zdradzić - odpowiedział, pełen radości, wpatrując się w nią, z lekko przechyloną głową. Naglę stał się miły i pełen radości, jednak jego ślepia były puste i bez wyrazu. Jakby coś się za nimi czaiło... Tęsknota? Za kimś? Za pewne tak, jednak ie chce tego ujawniać. Nigdy nie lubił zatruwać innych swoim smutkiem i zamyśleniami, więc i tym razem tego nie zmieniajmy.
- Ta sama strona muru - dodał pełen entuzjazmy, wyciągając w jej stronę zamkniętą pięść. Na ustach wielki banan, a wiatr targał jego kudły. Schował rękę gdy coś szturchnęło go w udo. To Gordon, zapewne sprawdza czy Szczur się dobrze czuje. Ten tylko go pogłaskał, nie zmieniając wyrazy twarzy. Ciekawe jak tam u pozostałych psów. Może za niedługo do nich dołączą? Byłoby całkiem miło. Takie rodzinne oglądanie fajerwerk. Wszystkim wyszłoby to na dobre.
Naglę poczuł ciężar w klatce, a oddech zrobił się bardziej świszczący. Sięgnął do kieszeni, jednak panował tam brak inhalatora. Przerażony zaczął przeszukiwać wszystkie kieszenie nawet po sto razy. Robiło się coraz ciężej. Z trudem łapał spokojny oddech, a nie miał zamiaru się tutaj udusić. Wdech zrobił się głośny jak u Vadera. Próbował się uspokoić, jednak to wszystko szło na marne. Potrzebna woda, albo jakiś cukierek miętowy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ukrywanie się za maską było dobrym rozwiązaniem dla kogoś, kto nie potrafi panować nad swoimi emocjami. Cokolwiek działo się na jej twarzy, było niewidoczne dla przechodniów, a wilcze oblicze nie było wcale rzadkością wśród gości festynu. Całkiem spora liczba osób bawiła się ukrywając twarz za najróżniejszymi maskami. Większość była biała i miała różnokolorowe zdobienia. Jej była czarna ze złotymi dodatkami, a do tego nie przypominała tych plastikowaych, tanich zabawek, była bardziej jak teatralna zasłona, którą można było zmylić każdego człowieka.
Założyła ręce za głowę i trwała tak w ciszy wsłuchując się w odgłosy otoczenia, chociaż niekoniecznie te, pochodzące z terenów festynu. Żałowała, że jej wilki nie mogły tutaj przyjść z nią. Chodzenie z przerośniętymi kuzynami domowych psów po mieście klasyfikowało się w tabeli najgłupszych rzeczy jakie może zrobić przywódczyni rebeliantów w czołowej dziesiątce gdzieś za napisaniem sobie na czole: "jestem łowcą", a paradowanie z półtorametrową bronią na plecach.
W tej chwili jej myśli schodziły na dziwne tory, czuła się nawet zdolna do zaśmiania głośno, tyle że po tak długiej przerwie od mówienia mogło by to zostać uznane za dość dziwne. Zamiast tego wyciągnęła jedną dłoń spod głowy i leniwie podrapała się po szyi poprawiając zapięcie maski.
Chłopak powtórzył jedynie jej słowa, więc nie miała na co odpowiadać ani do czego nawiązywać. Nie uznała, że rozmowa się nie klei, ale że po prostu oboje preferują ciszę niż ciągnięcie konwersacji na siłę. Chyba bardziej ceniła sobie właśnie ludzi, z którymi można posiedzieć i pomilczeć. Nawet go nie znała, a jednak potrafiła się w jakimś niewielkim stopniu rozluźnić. Atakowanie kogokolwiek w mieście wśród tłumów nawet w jej mniemaniu było idiotyczne.
Miała właśnie zamiar podeprzeć się za plecami i podnieść na chwilę, żeby wygrzebać coś z bezdenki, ale szybko zapomniała, co właśnie planowała, kiedy chłopak zaczął świszczeć niczym starodawny parowóz. Pierwsza pomoc? Nie ma sprawy, w końcu kiedyś była medykiem i radziła sobie całkiem nieźle. Skierowała więc swój wzrok na kundla, z zewnątrz wyglądało to tak, jakby przypatrywał mu się wilczy pysk. Ale w końcu to DOGS, może wcale nie czułby się z tym źle, gdyby to właśnie jeden z nich był tu teraz zamiast przypadkowej kobiety chowającej się za czarno-złotymi zdobieniami na gładkiej powierzchni maski.
Przypominało to atak astmy i niemal szybko się utwierdziła w słuszności tej teorii widząc jak tamten grzebie po kieszeniach, zapewne w poszukiwaniu inhalatora. Skrzywiła się widząc, że jego ręka wychodzi z kieszeni pusta. No tak, na Desperacji nie mieli jak ot tak zdobyć sobie leków. To było niebezpieczne, nie ważne czy to tylko bardzo delikatny objaw choroby.
Cały czas trzymała rękę na zapięciu bezdenki, skoro i tak miała tam po coś grzebać, teraz przynajmniej wiedziała już co konkretnie powinna odnaleźć. Rzuciła się więc na kolana szukając czegoś co uspokoiło by chłopaka i zmusiło jego oskrzela do powrotu do pierwotnej objętości. Nie miała przy sobie nic konkretnego, jej mała apteczka także nie zawierała takich specjałów, dlatego pozostało jej improwizowanie i wymuszenie efektu placebo.
Wyjęła ze środka odrobinę swojej wody, której nie zdążyła wypić po drodze i podała ją chłopakowi. Od razu też chwyciła go za kołnierz, czegokolwiek on tam na sobie miał i szarpnęła go do przodu robiąc więcej przestrzeni do oddechu. (Jeżeli miał guziki, to odpięła, bo nie wiem co on tam ma. Kehe, kolejny napad 'molestowania' w ciągu jednej nocy, good job Yuu).
- No dalej, oddychaj. - Mówiła z zaciętością w głosie, jakby samo to mogło w jakiś sposób pomóc.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wdech, wydech, wdech, wydech.
Chłopak był przerażony, a brak inhalatora bardzo źle świadczył. Właśnie to był największy minus Desperacji. Jedyny sposób na zdobycie leku, to kradzież temu, kto go ma, a bardzo mało jest takich osób. Gordon patrzył się na swojego pana, nie wiedząc co robić. Ten tylko szamotał się w poszukiwaniu czegoś, co może pomóc. Zawsze miał przy sobie jakieś cukierki, a teraz nic. Klną pod nosem, coraz ciężej oddychając. Powoli tracił energie by cokolwiek szukać.
Szybko wziął wodę, która została wyciągnięta w jego kierunku. Odkręcił ją i zrobił łyk. Na początku trochę się nią zakrztusił. Pomogła, jednak niewiele. Przez chwile mógł wziąć lepsze wdechy, jednak szybko się to skończyło. Ciężki oddech, ból w klatce. Wszystko zmierzało w najgorszą stronę. Szarpniecie za górę bluzy nieco pomogło. Mógł dostarczyć płucom więcej tlenu, co było zbawieniem. Patrzył się na wilczą maskę, ślepiami wypełnionymi strachem. Był teraz taki bezbronny. Jego jedyna ochrona do pies, który pilnował teraz szczeniaka i przyglądał się poczynaniom dziewczyny. Starał się uspokoić, jakoś to opanować jednak ciężko. Brał łapczywe wdechy, dusząc się. Mroczki przed oczami, słabo mu było. Położyć się, to może zadziałać. Plecy opadły na ziemie, wzrok wlepiony w niebo. Zaczął brać głęboki, spokojny wdech nosem, a wydech ustami. To zawsze nieco go uspokajało, jednak nie pomagało do końca.
Zamknął oczy, starając zapanować nad dusznościami. Udawało mu się to coraz lepiej. Już kiedyś musiał sobie tak radzić. Gordon czujnie patrzył jak unosi się jego klatka piersiowa i opuszcza. To był znak, że jeszcze oddycha. W głowie pojawiła mu się bardzo znajoma twarz. Ona go właśnie tego nauczyła. Ta istota uratowała mu tyłek, a on ją zabił. Wyciągnął rękę przed siebie, otwierając ślepia. Przyjrzał się jej z każdej strony, po czym zerknął na Yuu. Jest w tym momencie łatwym celem, a ona nic mu nie robi. Wręcz stara się mu pomóc. Uśmiechnął się, sięgając ręką ku jej twarzy. Co on robi? Szybko ją wycofał, jednak uśmiech nie schodził mu z twarzy. Podniósł się do siadu, poprawiając białe włosy.
- Dziękuję. Mam nadzieje, że się jeszcze zobaczymy teraz muszę iść. Fajerwerki na pewno będą piękne - oznajmił z trudem, łapiąc oddech po każdym słowie. Nadal było mu ciężko, ale przecież nie będzie jej tym zadręczać. Podniósł swoje cztery litery z ziemi, po czym rozejrzał się i podniósł szczeniaka z ziemi. Gordon szybo pojawił się obok jego nogi, nieufnie spoglądając na dziewczynę. Chłopak pomachał jej, po czym chwiejnym krokiem ruszył w swoją stronę.

zt.

||Przepraszam, ale szkoła mnie przytłoczyła, a festyn się za niedługo kończy.||
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Tu nastąpiło bardzo ambitne podzianie się. Nie mam jednak czasu i pomysłu na odpis, tak wiec z/w.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach