Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 13 Previous  1, 2, 3, 4 ... 11, 12, 13  Next

Go down

Pisanie 03.07.15 1:34  •  Pub. - Page 4 Empty Re: Pub.
Zaskoczyć go trzema słowami to wyczyn, więc zwalił go na zmęczenie żeby zbytnio nie pochlebiać nowej wtyce nawet w myślach.
Mimo wszystko zapisał to w swojej pamięci, która i tak była przepełniona sprawami Łowców.
Coraz bardziej przypominał podręcznikowy przykład pracoholika, ale nawet i oni czasem potrzebują przerwę, zwłaszcza jeżeli mają okazję ją urzeczywistnić z takim towarzystwem.
Mhm. - Więcej nie potrzebował mówić w sprawie jej rodziców, więcej też o nich myśleć nie musiał.
No chyba że Fay kłamała, w końcu od małego była przygotowywana do tego.
Spojrzał jej głęboko w oczy kiedy ponownie zbliżył szklankę do ust i próbował cokolwiek z niej wyczytać. Niewiele to dało, jej oczy przepełniała przykra przyszłość, zmieszanie gniewu ze smutkiem i nadzieja na pozytywną odmianę w jej życiu. Typowe oczy Łowcy można by rzec.
- Zastanawiam się panno Fay nad jedną rzeczą, a jako, że nie lubię niepotrzebnie omijać tematu to spytam wprost. Co panią w takim razie motywuje do działania na rzecz Łowców? - Zapytał cały czas patrząc jej w oczy łudząc się, że uda mu się wyczytać z nich coś więcej, ewentualnie wychwycić kłamstwo w jej odpowiedzi. Kłamstwo, które potraktowałby wyjątkowo surowo.
- Jest pani wyjątkowo miła jak na osobę, która pracuje z rebeliantami od lat, zapewne nie muszę pani tego tłumaczyć, ale nie ma wśród nas zbyt wielu równie uroczych osób, a jeżeli już to są anielskimi stworzeniami. - Dodał po chwili z małą nutą nieufności licząc na to, że alkohol, który już kursował w jej krwi wspomoże wyciągnięcie jej motywów na wierzch.
Po jego wypowiedzi jednak wszedł William burząc całą atmosferę.
Odpowiedział mu przez to jedynie skinięciem głowy i pomrukiem, a kiedy ten wyszedł, od razu wstał i zamknął drzwi na klucz.
- Rozumie pani oczywiście czym grozi i co oznacza zatajenie odpowiedzi na moje pytania, prawda? - Zapytał zanim ta zdążyła odpowiedzieć choćby słowem.
Myśl o straconych kompanach stanowczo przywróciła go do pionu, choć nie zmienił swojej pozycji nawet o milimetr, nie było to potrzebne bo i tak przeszywający wzrok rozmówczyni zdążył to określić.
Udał, że nie słyszał jej burczenia, ale nie pozwolił jej czekać z rozpoczęciem konsumpcji więc płynnym ruchem zagościł widelcem w świeżo przygotowanym mięsie i ukroił kawałek.
Zanim jednak wziął go do ust, skinięciem głowy przyzwolił na jedzenie przegłodzonej już wtyce i poczuł jak ponownie się rozluźnia.
- Smacznego, ma pani bardzo dobry gust kulinarny. - Powiedział ciepłym tonem i spróbował swojej potrawy. Przypomniało mu to dlaczego knajpa jest jednym z najbardziej dochodowych źródeł dofinansowania organizacji, jego kucharze gotują jak anioły i nikt jeszcze nie miał powodu żeby temu zaprzeczyć. Łowieckie anioły oczywiście.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.07.15 2:13  •  Pub. - Page 4 Empty Re: Pub.
Po krótkim, niemrawym zjeździe dyskusja, ku uciesze Fay, z powrotem weszła na wyżyny. Po prawdzie wszystko wskazywało na to, że w tej chwili będzie dotyczyła tylko i wyłącznie jej osoby, ale jeżeli to miało wpłynąć na zaufanie Marcusa była w stanie się poświęcić. Tak samo jak poświęciła kawałek łososia, gdy Churchill rozbudzony zapachem jedzenia w ciągu jednej chwili znalazł się przy jej talerzu.
- Nie sądzę, że mam co zatajać. Chociaż wolałabym nie przyznawać się do jednej imprezy w szkole średniej - zachichotała niczym nastolatka, ewidentnie grając pod publikę. - Z drugiej strony wyspowiadanie się przez panem wzbudza u mnie obawy. Mam to odbierać jako test odporności na pijacki wylew zwierzeń?
Dla podbicia efektu znów sięgnęła po napełnioną trunkiem szklankę i przyłożyła ją do ust. Przeciągnęła pauzę w dyskusji o kilka ciężkich sekund, spoglądając swojemu przełożonemu głęboko w oczy (który to już raz tego wieczoru!), aby na końcu po raz ponowny opróżnić szkło do dna. Takie to drobne, a tyle pije!
- Przede wszystkim motywuje mnie rodzina - nie chcąc trzymać Marcusa dłużej w niepewności, wraz z rozpoczęciem jedzenia w końcu wróciła do głównego tematu. Oczywiście rozpoczynając każdą odpowiedź dopiero po przełknięciu soczystego kawałka łososia!
- Rodzice zawsze powtarzali, że rodzina jest najważniejsza i warta każdych poświęceń - w trakcie rozmowy Churchill cichutko powędrował w stronę drugiego talerza. - Dlatego przez pierwsze lata robiłam to tylko dla nich. Wybacz mi, ale wtedy jeszcze czułam obawy wobec organizacji. Po prawdzie kiedy przedstawiono mi prawdziwą sytuację w jakiej znalazł się nasz świat, naprawdę zrozumiałam idee kierujące łowcami. Tyle, że wciąż nie potrafiłam poczuć tego samego we własnym sercu.
Fay wsunęła do ust kolejny kawałek łososia, a w czasie jego przeżuwania wysunęła widelec z drugim, nieco mniejszym w stronę Churchilla. Nie trzeba było długo go namawiać do odbioru poczęstunku.
- Kilka lat później zauważyłam, że moi rodzice zaczęli się starzeć. Siwizna przypruszyła włosy ojca, oczy matki stały się bledsze, a jej ręce pokryte delikatnymi zmarszczami coraz częściej drżały. I wtedy do mnie dotarło, że prędzej czy później umrą, a ja stracę swoją największą motywację do walki - kolejny kawałek łososia. - Bałam się, że po ich śmierci stanę się bezużyteczna, a wszystko, czego mnie nauczono zostanie zmarnowane. I to chyba właśnie przez ten strach po raz pierwszy od dołączenia do organizacji spojrzałam na łowców jak na swoją rodzinę.
Fay rzuciła krótkie spojrzenie w stronę pustej szklanki i posłała Marcusowi szczerze sugestywny uśmiech. W takim tempie jego zapasy nie dożyją przyszłego tygodnia.
- A dla dobra rodziny człowiek jest w stanie poświęcić nawet własne życie, prawda panie Sleipnir?
Talerz opustoszał. Churchill znów łasił się do mężczyzny, bo teraz był jedynym posiadaczem jedzenia, a Fay na krótką chwilę urwała dyskusję i przyjrzała się swoim dłoniom.
- To bardzo miłe, że uważa mnie pan za uroczą - zaśmiała się, ale tym razem szczerze. - Chociaż kto wie, co by ze mnie wyrosło, gdyby tylko moja praca nie wymagała dobrych manier i obycia wśród słynnych sfer wyższych.
Korzystając z okazji dziewczyna sięgnęła powolnym ruchem w stronę wciąż spoczywającego na stole sygnetu. W końcu teraz należał do niej, prawda? A sama komórka od początku wzbudzała u białowłosej o wiele mniej zainteresowania, niż ozdoba na palec. Która, notabene, w ciągu paru sekund zagościła na serdecznym palcu lewej ręki Fay.
- Jest piękny. I idealnie pasuje - uniosła dłoń do góry tak, aby Marcus mógł ją zauważyć. - Serdeczny palec, droga prosto do serca.
W tym momencie twarz Fay niespodziewanie rozpromieniała, a z oczu zniknął smutek i zmęczenie na rzecz wesoło pląsających iskierek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.07.15 2:44  •  Pub. - Page 4 Empty Re: Pub.
Słuchał ze skupieniem Fay i patrząc jej w oczy kroił odruchowo swoją potrawę.
Wycwanił się bardziej od niej bo najpierw nakroił kilka malutkich plasterków i ulokował je na serwetce obok, a dopiero potem zabrał się za resztę swojego dania.
Gdyby w pokoju znajdowałaby się osoba trzecia to zapewne zauważyłaby z jaką synchronizacją dwójka Łowców konsumuje swoje jedzenie, za każdym razem kiedy wtyka posiadała coś w ustach, tak i Slei właśnie przeżuwał swój posiłek.
Zaobserwowałaby również z jaką gracją małe stworzonko biega po ciemnym, dębowym stole i kradnie plastry jedzenia a to od jednego, a to od drugiego Łowcy.
W oczy również rzuciłoby się jej skupienie, które panuje w pokoju, nawet jeżeli mężczyzna wydaje się zmęczony jakby wrócił z poligonu.
Ale jeżeli obserwowałby mężczyznę dłużej niż tylko przez tą rozmowę to zauważyłby, że na tej zmęczonej i pokrytej zarostem twarzy co jakiś czas gości coś co długo omijało jego usta. A tą rzeczą był zwykły uśmiech.
Dlaczego gościł on akurat teraz? Czyżby ojciec organizacji zapomniał o śmierci Seishina, o wydarzeniach w organizacji, które sprawiły, że ta stanęła na głowie? Nie mówiąc już o wszystkich innych przykrościach, które spędzały mu sen z powiek.
Odpowiedź była prosta, w końcu miał okazję choć na chwilę i choć odrobinę od świata, który stanowczo zbyt głęboko wbił się już w umysł Sleipnira, od rebelianckiego świata.
I kiedy trwał w tej krótkiej błogości to wystarczyło jedno retoryczne pytanie żeby zniszczyć tą mydlaną bańkę, z której wszystko wydawało się jaśniejsze i lżejsze do przełknięcia.
prawda, panie Sleipnir?
Prawda. Kurewsko ciężka do zapomnienia prawda.
Myśli, na których nie skupiał się podczas rozmowy odezwały się nagle boleśnie.
Przypomniał sobie otrzymany liścik od Yuu, liścik, który odmienił jego życie.
Przypomniał sobie coś co sądził, że udało mu się wyrzucić z głowy, a jednak znalazło drogę ujścia i rozbiło się o jego wyobraźnię.
Oko jego kompana leżącego tuż przed jego twarzą.
Zakrwawiona gałka oczna patrząca wtedy na niego bez żadnych uczuć, tak teraz jasno mówiła do niego.
To twoja wina, to przez ciebie zginąłem. To TY za nas odpowiadałeś, za mnie odpowiadałeś. I widzisz jak skończyłem?
Zacisnął mocniej pięści na swoich udach i udawał, że się lekko zakrztusił, coś z czym na pewno sam sobie poradzi.
- Wybacz, muszę iść do toalety, mam do przyjęcia dożylnie lek, który właśnie o sobie przypomniał.
Wychwycisz to kłamstwo, szpiegu?
Nie wydając z siebie żadnych dźwięków wstał i dopił swoją szklankę, po czym spojrzał na twarz Fay.
Byłby zapomniał.
Sięgnął po karafkę i dolał jej trunku do szklanki, po czym powolnym ruchem odstawił ją na stół i ruszył w kierunku drzwi.
Kamery znajdowały się wszędzie, a klucze na biurku, będzie mógł z tego przeprowadzić ciekawy test. Oczywiście nie myślał o tym w tej chwili, w tej chwili jedyne o czym myślał to przekraść się między swoimi pracownikami do łazienki i tam po prostu pobyć chwilę sam ze swoimi myślami.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.07.15 3:07  •  Pub. - Page 4 Empty Re: Pub.
Trafiła w samo sedno. To jedno zdanie, na które sobie pozwoliła nie chcąc wprost pytać o tragedię, która nie tak dawno zagościła w życiu i sercu Marcusa, było niczym ostra szpila w starciu z kruchą bańką mydlaną. Bo właśnie tym drugim była cała rozmowa dwójki łowców - niczym więcej, niż przyjemną odskocznią od szarości dnia codziennego, wymianą uprzejmości i uśmiechów ku niepamięci o okrutniej wojnie toczącej się za drzwiami knajpy. I to właśnie w tym momencie cały urok uleciał z pokoju na rzecz nieco gęstszej atmosfery.
Fay ciężko było określić, czy kwestia leku pojawiła się tylko dla ułatwienia wymknięcia się z pokoju, ale doskonale zrozumiała, że przez swoją ciekawość po raz kolejny przekroczyła granicę.
- Rozumiem - odpowiedziała skrajnie beznamiętnie, sięgając dłonią po szklankę. Korzystając ze sposobności, Churchill kilkoma susami znalazł się z powrotem na swoim zasłużonym miejscu - drobnym ramieniu Fay.
Kiedy drzwi zatrzasnęły się za plecami łowczyni, z jej ust wydobyło się głośne i nad wyraz ciężkie westchnięcie. Zgarbiła się, pochyliła głowę i utkwiła rozkojarzony wzrok w obracanej przez siebie szklance. I chyba właśnie wtedy wszystko zrozumiała. Momentalnie do Fay dotarło dlaczego się tu znajdowała, po co Marcus szukał nowego "pracownika" i czemu tak emocjonalnie zareagował na kwestię poświęcenia w rodzinie.
- Kurwa! - krucha dłoń wylądowała z głośnym plaśnięciem wprost na środku czoła nowej wtyki w M3 i przy okazji laureatki w kategorii buca roku. Fay momentalnie poderwała się z miejsca, nie zważywszy na niewielkie szpony wbijające się w jej ramię w akcie desperackiego utrzymania równowagi przez fretkę i zachlapanie sukienki kilkoma kroplami napitku. Pomimo całej swojej sympatii do Sleipnira i przyzwyczajenia do radzenia sobie w sytuacjach stresowych, zapragnęła znaleźć się jak najdalej stąd. Tyle, że nie mogła. Pomimo swojej, jak widać, wrodzonej głupoty wciąż chciała doprowadzić rozmowę do spokojnego końca i pokazać przełożonemu, że jej praca wprowadzi wiele dobrego do organizacji.
W trakcie rozmyślań o dalszym przebiegu spotkania stanęła przy zasłoniętych oknach z trunkiem w jednej dłoni i dopiero co odpalonym papierosem w drugiej. Powoli wydmuchiwała dym z ust, patrząc beznamiętnie "w dal". Brawo panno Skyfield, dostanie pani order za najgorszą możliwą prezentację na pierwszej rozmowie kwalifikacyjnej i zrażenie do siebie swojego nowego, sympatycznego przełożonego!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.07.15 3:36  •  Pub. - Page 4 Empty Re: Pub.
Udało mu się dotrzeć do łazienki bez napotkania żadnego z pracowników, sukces.
Poczuł jak zmęczenie wypełniało go coraz bardziej, najwyraźniej część uroku mogła działać w pełni tylko wtedy kiedy znajdował się blisko osoby, która go rzuciła.
Albo po prostu mijał.
Zamknął za sobą drzwi do łazienki, po czym oparł dłonie o umywalkę, a czoło o lustro, klasyczny wygląd osoby załamanej siedzącej w łazience.
Tyle, że on nie był załamany.
Był sfrustrowany, zmęczony, zirytowany. Z coraz głębiej drążącą w jego umyśle nerwicą i depresją.
Potwierdzał regułę, że ci najsilniejsi często skrywają w sobie najwięcej bólu.
Nie było osoby, która wiedziała, że tak wysoko postawiony Łowca boryka się z problemami na podłożu psychicznym od dawna, ale tego nigdy nie pokazywał.
No cóż, niespodzianka.
Ale niespodzianka dla kogo? W końcu dalej i tak tylko on to wiedział i nie miał zamiaru dzielić się tą informacją z nikim, to obniżyłoby morale organizacji, a tylko tego mu brakowało.
Spojrzał na siebie, odrywając czoło od szkła i zastanawiał się kogo w tym lustrze widzi.
Pierdolenie, wcale się nie zastanawiał nad niczym, po prostu patrzył w te wypalone ślepia, nie był nikim nad kim mógł się zastanawiać, siedziała w nim jedna dusza i znał ją na wylot jako jedyny, po co niepotrzebnie szukać odpowiedzi na pytania, na które już dawno uzyskał odpowiedź od samego siebie?
Odepchnął się od umywalki i westchnął głośno.
Miał ochotę zrobić to co każdy czasem potrzebuje, po prostu się rozpłakać. W końcu miał wiele powodów żeby to zrobić, był teraz sam, a przeszklone oczy mógłby zwalić na zmęczenie.
A mimo wszystko tego nie zrobił, dalej trzymał wszystkie emocje w sobie i zakopywał coraz głębiej, żywiąc tym swoje demony. One przynajmniej jeszcze do niego nie mówiły.
Zebrał się do kupy jak tylko mógł, od razu się odlał, zawsze jakoś łatwiej się myśli przy pustym pęcherzu.
Po zabiciu bakterii na dłoniach wytarł ręce odruchowo w spodnie i ruszył z powrotem.
Cicho otworzył drzwi, ale przypomniały one jednak o tym, że trzeba je naoliwić.
Kiedy zamknął je z powrotem, chwycił swoją szklankę ze stołu i podszedł spokojnym krokiem do Fay.
Zachód słońca, tak szybko.
- Uroczy widok, prawda? - Zapytał zbliżając szklankę do ust.
Po chwili wrócił na swoje miejsce i odpalił własnego papierosa, zwrócił w międzyczasie uwagę na leżące klucze. Nietknięte.
- Czy chciałaby pani coś jeszcze omówić, panno Skyfield? - Zapytał beznamiętnym głosem, co zdarzało się rzadko tak charakterystycznej osobie jak on. - Jeżeli nie to chciałbym zmierzać w stronę bazy, mam niestety jeszcze sporo do zrobienia. - Dodał po chwili i zaciągnął się porządnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.07.15 13:52  •  Pub. - Page 4 Empty Re: Pub.
Nadeszła odpowiednia pora, aby się pożegnać.
Churchill zwisał leniwie na ramieniu Fay, flegmatycznie poruszając ogonem. Wyglądał niczym miniaturowy kot, który korzystał z ostatnich promieni słońca na ucięcie sobie rozgrzewającej drzemki. Był zadowolony, w przeciwieństwie do swojej palącej właścicielki. Ale Fay wcale już nie była. Stojąc przed oknem i wpatrując się w słońce znikające za oknem, popijając widok ostatnią w dniu dzisiejszym szklanką alkoholu na zmianę z wydmuchiwaniem gęstego dymu z ust, stała się nienaturalnie spokojna. Zupełnie tak, jakby wciąż żyła w M2 z młodymi rodzicami i błogą nieświadomością o okrutności świata.
- Czas do domu - zamruczała cicho w stronę Churchilla, przekrzywiając głowę, aby móc delikatnie musnąć go policzkiem. Od sześćdziesięciu lat była łowczynią, w każdej chwili gotową odebrać własne życie dla organizacji. Nie mówiąc już o tym, że poświęciła jej całe swoje życie. A jednak mimo, że fretka znalazła się w jej życiu niecałe dwa lata temu, to wprowadziła ogromną rewolucję w sercu dziewczyny. Obdarzyła go miłością tak szczerą i promienną, niczym matka swoje dzieci, mimo, że natura miała ewidentnie inny plan wobec jej instynktu macierzyńskiego. Ale w końcu nie trzeba posiadać potomka z krwi, aby odczuwać troskę wobec innych, prawda?
Kiedy Marcus wszedł do pokoju Fay właśnie po raz kolejny wykańczała trunek. Słysząc jego głos tuż za swoimi plecami nie ruszyła się choćby o milimetr. Jedynie delikatny uśmiech wpełzł powoli na zmęczoną już twarz łowczyni.
- Prawda - odpowiedziała krótko, ale nie oschle. Ot, po prostu przyznała mu rację. I to najprawdziwszą rację, bo dzisiejszy zachód słońca był nadzwyczaj urokliwy.
Dziewczyna w końcu odwróciła się i podeszła do stołu, aby wygasić papierosa w popielniczce. Pusta szklanka wylądowała obok równie opustoszałego talerza, a Churchill skorzystał z ostatniej chwili na pożegnanie się z mężczyzną, wdzięcznie zeskakując po ręce Fay.
- Byłabym wdzięczna, gdyby przekazał pan najszczersze podziękowania swojemu kucharzowi - poprosiła z uśmiechem na twarzy. - Już dawno nikt mnie tak nie rozpieścił.
W czasie, gdy fretka urzędowała na stole, raz zlizując resztki tłuszczu z talerza Marcusa, raz wchodząc mu na rękę, Fay zaczęła zbierać swoje rzeczy. Zarzuciła czarny sweter na nieco już zmarznięte ramiona, po czym sięgnęła w stronę sprezentowanego telefonu. Z ciekawości odpaliła wyświetlacz patrząc na godzinę. Wcześnie. Mały dylemat sprawił jej sygnet na serdecznym palcu. Spojrzała z rozczuleniem na tak bliskiego jej rodzinie jastrzębia, mającego przeogromny wpływ na ludzkie morale. I chociaż Fay najchętniej zostawiłaby go na swoim miejscu, to jednak pokój, który obecnie wynajmowała, znajdował się w mieście. Jakkolwiek nie była oddana organizacji, paradowanie z jastrzębiem na wierzchu mogło przynieść im wszystkim więcej szkody, niż pożytku. I to właśnie z tego powodu sygnet wylądował w małej ukrytej kieszonce lnianej torebki.
- Jeszcze raz dziękuję za ciepłe powitanie. Na dzisiaj nie mam już więcej pytań - przerwała ciszę, jednocześnie zarzucając torbę na ramię i sięgając po rozhasanego Churchilla. - Ale niedługo na pewno zawitam w siedzibie.
Fretka wylądowała w swojej zasłużonej kieszeni, na której dnie wciąż spoczywał sprezentowany od Marcusa liść tytoniu. Fay skinęła delikatnie głową i ruszyła w stronę wyjścia. Otworzyła drzwi i już miała skierować swoje kroki w stronę schodów, gdy niespodziewanie po raz ostatni tego dnia spojrzała na swojego przełożonego.
- Śpij spokojnie.
Białowłosa przekroczyła próg. Po kilku krótkich chwilach jedynym śladem jej obecności w knajpie był delikatnie unoszący się w powietrzu goździkowy aromat.
z/t x2
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.08.15 14:15  •  Pub. - Page 4 Empty Re: Pub.
Stał za barem pucując szklanki i rozlewając piwo ze świeżo przywiezionych kegów.
Zastępca rebelianckiej organizacji, człowiek, który zabił więcej ludzi jak i mutantów niż jego klienci na oczy widzieli stał właśnie przy nalewaku i serwował schłodzone lagery facetom z kryzysem wieku średniego. A najlepsza część tego wszystkiego? Lubił to, sam siedział i z nimi gadał o wszelakich pierdołach, oglądając mecze na zawieszonych w rogach telewizorach, czy słuchał ich nieudanego śpiewania klasyków rocka sprzed ponad tysiąca lat.
Zabawne jak odległy jest ten tysiąc, a tak naprawdę można dzięki tej muzyce poczuć się jakby wcale nie minął. Zresztą, nie tylko muzyce. Knajpa, która dalej nie posiada imienia od tak wielu lat, w środku wyglądała jak klasyczny angielski pub z 1918, zapewne dlatego ludzie tak często tutaj przychodzili, nie czuć było tutaj ani odrobinę tego kataklizmu, który się przytrafił ludzkości i można było się zatracić w chlaniu, śpiewaniu i bawieniu się, zapominając o tym, że za murami ich przeuroczego miasta kataklizm dopadł wszystko i wszystkich.
Ah te przemyślenia podczas pucowania szklanek.
Posłał kolejne piwo w stronę lekko chwiejącego się już konsumenta, ale nie mógł narzekać, tacy zostawiali porządne napiwki, z których opłacał niejednego Łowcę czy innego mutanta, w końcu w tym miejscu pracowały same ciekawe osoby.
Szkoda tylko, że jest ich tak mało, stanowczo musi zatrudnić kilka osób skoro sam musi pracować za barem.
Zerknął na przebijające się przez niewielkie okna promienie słońca, powoli zaczynało się ściemniać.
Nie zdążył niestety powrócić do zamyślania się na te jakże filozoficzne tematy, wybiło go z tego szarpanie z niesforną klamką, która przez ząb czasu opierała się coraz bardziej, o czym wiedział każdy kto był tu choć raz, a to oznacza nową duszyczkę.
Wyszedł szybko zza baru i pomógł w końcu nieznajomej dostać się do środka.
- Natalie? Witam. - Powiedział lekko zaskoczony, nawet nie wiedział czy może jej jakikolwiek alkohol zaserwować zważywszy na jej wygląd i wiek.
Po wpuszczeniu jej ponownie zawędrował zza bar i rozejrzał się po swoim asortymencie nie wiedząc czym ją ugościć.
- Soku? Masz ukończone 18 lat? - Zapytał cicho, ale poważnie, wolał żeby nikt nie nakrył ich na tej dziwnej konwersacji.
- I błagam, nie psuj żarówek, dopiero co wymieniłem. - Poprosił prawie że szepcząc, choć niepotrzebnie bo i tak każdy skupiony był już na śpiewaniu irlandzkich przyśpiewek, sam nie wiedział skąd je znali, ale wyjątkowo pasowało mu to do klimatu więc nawet i zdobył takową muzykę dla swojej klienteli.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.08.15 15:22  •  Pub. - Page 4 Empty Re: Pub.
->

Naciągnęła kaptur płaszcza na głowę. Może i z racji później pory słońce nie było już mocno widoczne, ale dziewczyna wolała dmuchać na zimne. Szczerze nie miała ochoty na leczenie kolejnych poparzeń nawet, jeśli miało to trwać tylko kilka chwil. A może po prostu nie lubiła czuć jego promieni na skórze? Tak, to chyba był tutaj największy powód.
Szybkim krokiem maszerowała przez miasto sprawnie wymijając kolejnych przechodniów. Co jakiś czas ktoś się za nia oglądał, ale Natalie to ignorowała. Nie miała teraz czasu na takie głupoty.
Pff. Czas. Właściwie, miała go pod dostatkiem. Po prostu nie lubiła go marnować na takie pierdoły.
W końcu dotarła na miejsce. Spojrzała uważnie na drzwi i na tabliczkę przy budynku.
Adres się zgadza. To powinna być knajpa Slei'a, o której ktoś wspominał. Cóż, w takim razie wchodzimy.
Wzięła głębszy wdech i szarpnęła za klamkę. Tutaj niespodzianka. Nic się nie stało.
W środku byli jednak ludzie, więc bar musiał być otwarty.
Szarpnęła mocniej, by zachęcić drzwi do wpuszczenia jej. Te nie miały ochoty ustąpić.
Wyszczerzyła zęby w geście irytacji i szarpnęła je znacznie mocniej niż dotychczas na dokładkę poprawiając kopniakiem. Tak, jej sposób rozwiązywania takich problemów jak zwykle poskutkował. Drzwi puściły, a ona już chciała wejść do środka, gdy nagle zmaterializował się przed nią Slei.
Spojrzała na niego nieco zaskoczona, ale natychmiast się opanowała.
Huh. Pewnie usłyszał moje zmagania i chciał pomóc. Super...
Westchnęła w duchu nieco zażenowana.
Sama nie pisnęła jednak słowa na ten temat i jak gdyby nigdy nic, posłała mu krótki uśmiech i ruszyła w stronę baru, zdejmując przy okazji kaptur.
- Dobry wieczór Marcus - rzuciła rozglądając się po wnętrzu.
Jedno musiała mu przyznać, knajpę miał naprawdę niezłą. Z pewnością znacznie ładniejszą, niż większość tych nowoczesnych w M-3. Nic tak nie podbijało serca anielicy jak stary, angielski styl.
- Huh. Musze przyznać, że ładnie się tu urządziłeś - rzuciła siadając na jednym z krzeseł przy barze.
Zaśmiała się.
Że akurat ty się tym aż tak przejmujesz..
- Sleipnir, wiesz, że tutaj obowiązuje inne prawo niż w M-2? Pełnoletność zyskuje się tutaj mając 20 lat - rzuciła pół żartem.
Westchnęła.
- A tak na poważnie, moim wiekiem się nie przejmuj. Przecież wiesz, że teraz nieco inaczej się to liczy. - Ściszyła głos tak, by tylko on mógł ją usłyszeć. Mimo lekkiego nastroju, wolała zachować nieco prywatności.
Ponownie się zaśmiała i obróciła na krześle bokiem, by móc obserwować knajpę i Łowcę jednocześnie.
- Już nad sobą panuję. Może nie całkowicie, ale jeśli nic mnie specjalnie nie wkurzy, to nie zrobię nic "niezwykłego".
Westchnęła wpatrując się w śpiewających.
Naprawdę była tu przyjemna atmosfera.
- Możesz mi nalać whiskey jeśli masz jakąś dobrą. - Zerknęła na niego i uśmiechnęła się szelmowsko. - Choć podejrzewam, że nie musiałam tego dodawać.



                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.08.15 15:52  •  Pub. - Page 4 Empty Re: Pub.
Ah, jak on kochał słuchać komplementów na temat wyglądu tego miejsca, włożył w nie serce i kupę szmalu, który zarobił z trudem.
- Dziękuję, z pomocą kilku "znajomych" udało mi się zdobyć niezbędne materiały żeby oddać klimat prawdziwego, angielskiego pubu z prawdziwego zdarzenia. Wzorowałem się na tym, który prowadził mój dziadek, dodałem jedynie kilka usprawnień, jak na przykład sekcję VIPowską. - Powiedział wskazując trzymaną szklanką na mały pokój znajdujący się w rogu.
Zaskoczyła go informacją o minimalnym wieku jeśli chodzi o spożywanie alkoholu i odetchnął z ulgą, że jeszcze nikt go nie złapał za to, że rozpijał, jak widać tutaj niepełnoletnią, młodzież.
- Ano wiem, nie wiem czy opłaca się w to bardziej wnikać. - Powiedział drapiąc się po zaroście, zapomniał się ogolić w ciągu ostatnich kilku dni, przez co wyglądał jeszcze starzej.
- Wyglądam jak twój ojciec a ty w pewnym sensie mogłabyś być moim przodkiem. - Zaśmiał się wycierając ręce w ścierkę i sięgając po kolejną szklankę, tym razem dla niej.
- Jakby cię coś lub ktoś wkurzył to daj mi najpierw znać zanim pokażesz jakiś cud tej przeuroczej publiczności. - Dodał po chwili pół żartem, drugie pół stanowczo było poważne.
Zerknął na nią z ukosa kiedy wybrała w końcu trunek dla siebie i przez sekundę poczuł się urażony, on miałby mieć u siebie jakąś niedobrą whisky? Pfff.
- Stanowczo nie musiałaś. - Skomentował jej słowa z udawanym naburmuszeniem i wymienił szklankę na mniejszą, a po chwili zastanowienia wyciągnął kolejną.
A teraz ten trud, co można zaserwować w połowie młodej dziewczynie, a w połowie aniołowi mającym na karku już sześć milleniów.
Sięgnął po jedną z kilkunastoletnich szkockich butelek, których zawartość była produkowana na bazie zboża i napełnił obie szklanki do klasycznej ilości.
- Zdrowie. - Powiedział na tyle głośno aby przebić się do niej przez refren kolejnej pijackiej piosenki wypływającej z gardeł klientów.
Kiedy oboje skosztowali trunku wrócił do przyjmowania zamówień.
- Co cię tu sprowadza tak w ogóle? - Zapytał nalewając kolejne piwo dla wyjątkowo szczodrego w napiwkach bywalca.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.08.15 18:28  •  Pub. - Page 4 Empty Re: Pub.
Kiwnęła głową na znak, że go słucha.
Rzeczywiście udało mu się tu stworzyć niezły klimat. Już na pierwszy rzut oka, można było się domyślić na jakim stylu wnętrze jest wzorowane. Wszystko się zgadzało i nie było żadnych niedociągnięć. Slei musiał włożyć w to naprawdę dużo pracy.
Wzięła głęboki wdech i przymknęła oczy.
Tak, nawet zapach się zgadzał. Drewno, skóra, tytoń i dobry, drogi alkohol. Wrażenia psuł jej nieco zapach podawanego nieopodal piwa, ale to już była przecież kwestia gustu. To, że ona nie lubiła złocistego trunku wcale nie oznaczało, że nie był on idealnie dopasowany do tego miejsca.
Zaśmiała się.
Nie, to nie jest fizycznie możliwe. Tamta anielica nie mogła być z tobą spokrewniona. To przeczy genetyce.
Pokręciła wolno głową w zamyśleniu, ale zrezygnowała z dawania Łowcy wykładu z biologii. Jakoś miała wrażenie, że nie będzie to dla niego zbyt pasjonujące.
- Podejrzewam, że zanim zdążę cię znaleźć, jego twarz będzie miała okazję bliżej zapoznać się z moim butem - mruknęła z pełną powagą i mimowolnie zaczęła huśtać jedną ze swoich odzianych w glany nóżek.
To, że wyglądała na drobną i bezbronną istotkę wcale jej taka nie czyniło. Nawet bez użycia mocy była w stanie ostro poturbować nawet kilku przeciwników. Niemniej jednak, to tylko w wypadku ataku. Sama prawie nigdy nie podejmowała walki.
Odwróciła głowę w kierunku właściciela i się uśmiechnęła.
- Nie martw się, będę unikać kłopotów i nie zagrożę tutaj żadnej rzeczy ani człowiekowi. Chyba, że nie będę miała innej opcji. - Puściła do niego oko, a jej twarz znowu była pogodna.
Zaśmiała się widząc jego minę i wzięła do ręki szklankę. Przyjrzała się jej zawartości i lekko nią zakręciła. Należała do osób, które rzadko odmawiały sobie rytuałów związanych z piciem poszczególnych trunków.
Wzięła do ust niewielki łyk alkoholu i przymknęła powieki. Poczuła na języku charakterystyczną gorycz. Skupiła się na niej i przez kilka sekund kompletnie znieruchomiała. W końcu wszystko przełknęła i otworzyła oczy.
Spojrzała na Slei'a i uśmiechnęła się do niego jednym kącikiem.
- Wiesz, usłyszałam kiedyś o tym miejscu i postanowiłam w końcu się tutaj rozejrzeć. Tak więc po pierwsze: ciekawość. Przyznam, że się nie zawiodłam. - Z uśmiechem na ustach omiotła salę, po czym wróciła do tematu.
- Po drugie: skoro już takie miejsce istnieje, to warto je lepiej poznać. Nigdy nie wiadomo, kiedy przyda się jakieś bezpieczne miejsce na spotkanie. Sam rozumiesz, kiedy spotykam kogoś po raz pierwszy i nie mają to być jedynie "przyjacielskie pogaduchy", to wolę znać teren i ludzi. Na pierwszy rzut oka jesteśmy wtedy oboje na neutralnym terenie, ale jednak, kiedy coś pójdzie nie tak, to ja mogę mieć pewność, że barman nie jest z rozmówca w zmowie i nie odstrzeli mi łba. - Mówiła o tym bardzo lekko i z uśmiechem na twarzy, ale i tak było widać, że wcale nie żartuje.
Upiła kolejny łyk i trzymała go przez chwilę w ustach, wodząc wzrokiem za jedną z kelnerek.
- Jest też pewnie i kilka innych, pomniejszych powodów takich jak: z nudów albo z chęci pooddychania świeżym powietrzem. Ostatnimi czasy nie ma zbyt wielu miejsc, w które mogłabym się udać. - Westchnęła upijając kolejny niewielki łyk i jakby trochę smutniejąc.
Tak, włóczenie się po praktycznie obcym świecie, w którym jesteś na dodatek ścigany raczej dla nikogo nie jest przyjemne.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.08.15 19:15  •  Pub. - Page 4 Empty Re: Pub.
Parsknął cicho słysząc jej odpowiedź na temat samoobrony i pokiwał głową przyznając rację.
W końcu sam miał okazję się przekonać na temat jej umiejętności, a skoro dawała radę utrzymać jego tempo to wiedział, że nie ma w tym lokalu takiego klienta, który mógłby jej coś zrobić.
Zabrał się za kolejną szklankę, która została mu dostarczona przez okienko z kuchni i skupił się na swojej rozmówczyni.
Kiedy skończyła poczochrał ją krótko po głowie w swoim ojcowskim geście.
- Wierzę ci, nie martw się. - Powiedział nalewając kolejne piwo i odbierając zapłatę od coraz bardziej wstawionego klienta.
Plusem posiadania takich klientów są wysokie napiwki, minusem jednak to że często się zwracają przez stłuczone szklanki czy kufle.
Cały czas słuchając Natalie mimo wszystko pilnował kątem oka kelnerek, a raczej rąk klientów, które niebezpiecznie podążały w ich stronę.
- Mądrze, sam posiadam broń pod ladą, ale przynajmniej wiesz, że prędzej odstrzeliłbym twojego rozmówcę niż Ciebie - Powiedział śmiejąc się i pochylił lekko do niej, po czym ściszył swój ton.
- Nie ja jeden zresztą, kilku naszych tu też pracuje, choć akurat brakuje mi kilku par rąk do pracy. - Powiedział patrząc jej w oczy w odległości kilkunastu centymetrów od jej twarzy.
Klaps, pisk.
Spojrzał szybko za nią i zobaczył, że niektórzy klienci nie są już w stanie trzymać wymaganego poziomu kultury, a kelnerka puściła w jego stronę błagalne spojrzenie pod tytułem "zabierz go stąd".
- Wybacz na chwilę. - Powiedział wyjątkowo ciepłym tonem i uśmiechnął się w jej stronę.
Wyszedł zza baru nieuzbrojony, choć wiedział, że zapewne jeden z kolegów zbyt nietrzeźwego klienta jest uzbrojony.
Ale kto postrzeliłby właściciela najlepszego pubu w M-3? No właśnie, nikt nie był na tyle głupi i pijany.
- Sumi, odsuń się ładnie proszę.
Po tym jak jego pracowniczka szybko znalazła się z boku, nie musiał czekać długo na reakcje typa.
- Myśhisz sze sie ciebie boje? Pfff - Usłyszał tuż przed twarzą i poczuł wyjątkowo okropny oddech, spotkał ghoula na Desperacji z większą świeżością bijącą z jego ust.
Ale jako że nie doszło do rękoczynów z jego strony, tak i nie dojdzie do nich ze strony Łowcy, no chyba że tamten zmieni zdanie.
Zmienił.
Sleipnir spodziewał się strzału w twarz z typowym zamachem zachlanej mordy, a nie ciosu w nerke, a takowy właśnie otrzymał.
Na dodatek w tą, której kawałek brakowało, kto by się nie zdenerwował.
Lekko skulony zdzielił już niemile widzianego klienta w podbródek, wystarczyło żeby nakrył swoich kolegów swoim zapitym cielskiem.
Podniósł go za fraki i wywalił tylnym wyjściem, wyrzucanie śmieci frontowym wejściem nie dawało za dobrej reputacji.
Kiedy wrócił, kulturalnie zwrócił się do "kolegów" byłego klienta.
- Oczywiście panowie mogą zostać, ale uprzedzam, że jeżeli ktokolwiek z was podniesie rękę na mój personel to skończy znacznie gorzej, proponuję także szczodry napiwek dla panienki, która was obsługuje. - Powiedział poważnym tonem i obrócił się na pięcie po tym jak zmierzył ich wzrokiem.
Kiedy wrócił już zza bar oparł się łokciami o dębową dechę i westchnął głośno.
- Klimatycznie, prawda? - Zapytał ze śmiechem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Pub. - Page 4 Empty Re: Pub.
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 13 Previous  1, 2, 3, 4 ... 11, 12, 13  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach