Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Go down



W głębi lasu, w tej dość mało uczęszczanej przez wszelakie stworzenie, znajduje się dość spore obniżenie terenu. Tam umieszczona znajduje się dość sporych rozmiarów jaskinia, która niegdyś była gniazdem ogromnego pająka. Mimo, że bestia zniknęła, szczelinę dalej zamieszkują liczne gatunki mniejszych pająków, które wyruszają co noc na żer. Jaskinia już niemalże od swojego wejścia prowadzi nieuważnych wędrowców w dół. Już po kilku krokach wgłąb, ginie światło. Na ścianach powoli pojawiają się delikatne nici, dotknięcie choć jednej z nich, informuje mieszkańców o przybyciu "gości". Główny tunel prowadzi do wielkiej jaskini, to właśnie tutaj znajdują się gniazda pajęczaków. Niemalże wszystkie ściany i odnogi do mniejszych tunelów pokryte są siecią czy też różnymi wielkościami kokonami, po starej uczcie. Sam grunt poprzecinany jest licznymi szczelinami i nie trudno tu o upadek.
Jeśli ktoś przeżyłby wystarczająco długo mógłby dostrzec, że jeden z tuneli jest całkowicie pozbawiony sieci, a same pająki również unikają tego miejsca.

~~~~

Pajęczak wracał dość szybkim krokiem, przebijając się przez śnieżne zaspy. Odnóża zajęte miał butelkami, krzesłami i otrzymanym drzewkiem. Wykrzywił się lekko przypominając sobie o przygodach w barze, bolały go ramiona. Na chwilę spuścił gardę i został zmuszony do ponownej przemiany. Nie przeszkadzało mu to za bardzo, ale teraz był z siostrą. Dodatkowo lekko podpitą siostrą... zagrożenie przez to stawało się coraz większe - jeszcze postanowi mu wyrwać te odnóża i co? Chłopak potrząsnął głową i zerknął na Rhy przez ramie. Dzielnie niosła ten stół. Ciekawe dlaczego postanowiła umeblować jego "mieszkanie"? Nie, żeby mu przeszkadzał ten pomysł, ale w jego mniemaniu było to co najmniej zbędne. Radził sobie bez tego, w tej jaskini poruszał się i zachowywał jak bestia. To wystarczyło. Może właściwie bała się o jego człowieczeństwo?
...
Zapewne nieco słusznie, jednak nie był pewny czy to, o to chodziło. Uśmiechnął się delikatnie.
- Eeej Rhy, na pewno chcesz to wnieść tam? - spytał głośno, mając oczywiście na myśli swoją jaskinię, do której powoli się zbliżali. Webber musiał nawet lekko zwolnić krok, bo skończyły się wychodzone ścieżki, a śnieg sięgał coraz wyżej. Zbliżali się. - Sam mogę to zrobić... - mruknął i pomyślał o mieszkańcach jaskini i o Rhy. Obie strony będą miały ciężko, chociaż to z pewnej perspektywy było to nawet zabawne.
Po kilku minutach zatrzymał się przed swoim "domem", mimowolnie uśmiechnął się do siebie. Odstawił drzewko przy wejściu i ruszył powoli w dół, ostrożnie stawiając kroki po zimnych kamieniach.
- Wróciłem! - rzucił w przestrzeń, a jego słowa odbiły się echem i zniknęły w ciemności, zatrzymał się. Poruszył jedną z sieci na ściance tunelu, wysłał kilka drgań i znów ruszył przed siebie - Uważaj pod nogi, może być ślisko, mam nadzieje, że Psisko oświetli ci drogę....
W końcu zatrzymał się w głównym "pomieszczeniu". Tętniące życiem sieci były teraz opustoszałe. Webber odwrócił się do siostry z wielkim uśmiechem na twarzy i wskazał rękoma dookoła siebie.
- Widzisz? Ćwiczyłem to z nimi! - wyszczerzył się niczym dziecko, a w jego głosie można było wyłapać nutkę dumy!
Następnie skierował się do pozbawionego sieci tunelu, by zaraz znaleźć się w miejscu, gdzie zazwyczaj sypia Riley. Poznać było to można (już poza brakiem sieci) po sadzy na kamieniach w miejscu, w którym się wylegiwał. Niedaleko od tego miejsca wisiał hamak z sieci. Suzuya ustawił krzesła pod jedną ze ścian, kładąc na nich też kokon z butelkami.
- Witaj w moich czterech ścianach~
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Rhyleih wiedziała, że nadszedł czas by opuścić bar. Nathair już wcześniej wspominał, że zamierza ich opuścić, bo 'chce do Ryana'. Szczerze mówiąc dziewczyna nadal nie do końca wiedziała kim był ten cały Ryan, ale skoro różowowłosemu tak zależało na spotkaniu z nim to nie zamierzała go zatrzymywać. Miała wręcz nadzieję, że już udało mu się do niego dotrzeć i... tak.
Ona sama ruszyła za Webberem nieco się chybocząc, w międzyczasie gwiżdżąc na Rileya, który ruszył za nią biegiem, trzymając się jednak nieco z tyłu, powarkując od czasu do czasu. Może cały czas był zły o tego gościa, który nadepnął mu na ogon? Biedny pies. Miała ochotę go pogłaskać, jako jednak że jej ręce zajmował stół, raczej nie było to możliwe.
No dobra. I tak spróbowała. Raz. Kiedy jednak puściła go ręką i prawie przywaliła nim Webberowi w twarz, postanowiła dać sobie spokój i w miarę grzecznie podążać za nim do jego 'domu'. Aczkolwiek nieustannie jej wzrok wędrował w stronę odnóży, przez które po plecach przebiegały jej ciarki. Parę razy otwierała usta, by wyrazić swoją opinię na ich temat, zamykała je jednak, potrząsając głową w wyraźnym proteście.
Nieustannie trzymała się parę metrów dalej. Tak na wszelki wypadek. Tym bardziej, że obecność jej brata z reguły niezwykle skutecznie przyciągała inne pajęczaki wszelkiego rodzaju - od małych szarych, po wielkie kolorowe bestie. Obrzydlistwo. Jeszcze tego brakuje, by któryś z nich pomylił ją z przyjacielem, wspiął jej się na ramię i tym samym przyprawił o zawał serca na miejscu.
Wtedy bez wątpienia Webber oberwałby stołem, którym rzuciłaby przed siebie w akcie paniki. Zdecydowanie trzymanie się z tyłu było dobrym pomysłem. Nagle się zatrzymali.
Znaleźli się na miejscu? Świeże powietrze zaczęło stopniowo pomagać jej w przywróceniu przejrzystego myślenia, aczkolwiek i tak nieco jej to wszystko wirowało. Tak czy inaczej, na pewno było lepiej niż jeszcze parę minut temu, co do tego nie miała wątpliwości. Czy chciała to wnieść do środka?
Spojrzała na stół w swoich rękach i zastanowiła się krótko. Wiedziała co czeka na nią w środku. Nawet jeśli czegoś nie widzisz, nie znaczy że tego tam nie ma. Zrobiła parę kroków w stronę jaskini i spojrzała na krzyczącego głośno Webbera. Skrzywiła się pod nosem. Zdecydowanie nie były to słowa skierowane w jej stronę. Rzucił coś o śliskim podłożu, Rhyleih nie zamierzała jednak iść dalej. Zatrzymała się, bardzo cicho i delikatnie kładąc stół na ziemi. Nie chciała na siebie zwracać zbytniej uwagi, a szkolili ją na tyle długo, by nawet w takim stanie, była w tym niezła.
To dopiero dowcip. Tyle żelastwa, a robiło za szpiega, aż miała ochotę się roześmiać.
Riley wyczuwając spadek niebezpieczeństwa, podszedł do niej, węsząc badawczo przy jej dłoni, zupełnie jakby wiedział co dziewczyna zamierza zrobić. Podrapała go za uchem i kucnęła, wtulając się w psa. Nic nie mówiła, zwierzak dobrze wiedział że ich opuszcza, w końcu nie był to pierwszy raz. Pogłaskała go raz jeszcze po łbie i szepnęła mu coś do ucha, odwracając się do jaskini plecami.
Nie spuściła głowy, uniosła ją nieco wyżej i zniknęła między drzewami, rozglądając się dookoła, by odnaleźć właściwą drogę do miasta.
Gdy Webber powitał na głos gości w swoich czterech ścianach, jego wzrok mógł dosięgnąć jedynie Rileya, który rzucił mu obojętne spojrzenie i położył się na swoim miejscu. Ziewnął krótko, zamykając oczy i zasnął niemalże od razu. Po Rhyleih nie było śladu.

zt.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Już dawno zdał sobie sprawę, jak siostra reaguje na jego przemianę. Na jego wygląd w tej formie potwora. Jednak nigdy nie przestanie się dziwić, jak wiele razy otarł się o śmierć przez... jej nieuwagę? Z jednej strony to było zabawne, z drugiej cały czas musiał mieć się na baczności by nie oberwać jakimś randomowym przedmiotem, który akurat siostra trzyma w ręku.

Powoli szedł wzdłuż chłodnych ścian jaskini. Robiło mu się gorąco, znów te nieprzyjemne uczucie rozchodzące się po ciele, przetarł dłonią twarz uśmiechając się do siebie. Wiedział. Wiedział od początku, że idzie sam. Gdy tylko wchodził do tego tunelu, można powiedzieć, że łączył się z nim. Dokładnie wiedział kto się poruszał w tej jaskini, wiedział o niemalże każdym osobniku, który się tu pojawia. Czasami to on decydował kto zdoła opuścić to miejsce. Czuł się tutaj jak... bóg.
Na samą myśl już chciał wybuchnąć śmiechem.

Tutaj nie ma boga.

Odstawił krzesła i oparł się plecami o ścianę, potylicą dotykając zimnego kamienia. Gorąco, było mu zdecydowanie za gorąco. Osunął się na posadzkę, dalej pozostając w pozycji siedzącej. Rozchorował się, czuł to. Nie wiedział dokładnie co mu dolega, jednak każda komórka w jego ciele mu o tym mówiła. Ponownie przetarł dłonią twarz, nie mówił o tym siostrze, nie chciał jej niepokoić. Już teraz dużo ryzykuje starając się mu pomóc. Jakby jeszcze dowiedziała się o jego stanie, poświęciłaby się jeszcze bardziej. Był tego pewien. Webber skupił wzrok na psisku, które właśnie ułożyło się na swoim legowisku. Jego usta wykrzywiły się uśmiechu. Właśnie zdał sobie sprawę, że tak naprawdę niczym się nie różni od tej ognistej bestii. W gruncie rzeczy działa instynktownie. Teraz chodzi tylko o przetrwanie prawda? Wirus zabił w nim człowieka, używając pozostałej skorupy by ukryć monstum. Przywiązanie? Riley też dał się oswoić... niczym się nie różnią.
Chłopak uderzył głową w ścianę, za dużo myślał... zdecydowanie za dużo. Musiał w końcu przestać grać...
Powoli podniósł się z miejsca i przeciągnął się lekko rozprostowując wszystkie kończyny. Nie było sensu by siedzieć tu bezczynnie. Trzeba było działać! Może przy okazji dowie się co mu dolega? Przydałoby się to. W końcu już raz umarł, nie widziało mu się zdychanie pod wpływem choroby. Nic przyjemnego.
Zerknął na Psisko, które jednało się właśnie z Morfeuszem.
- Grzeczny bądź jak mnie nie będzie! - rzucił szybko i ruszył na powierzchnie. Po drodze w sumie minął stół, który mknął w dół za sprawą kilkudziesięciu mniejszych odnóży. Pająki były pożyteczne, chociaż naprawdę pozostało mieć nadzieje, że zostawią w spokoju kwiatka przed jaskinią.
Uśmiech znów zawitał na ustach chłopaka, gdy tylko poczuł zimny wiatr na twarzy, kiedy tylko zaczął przedzierać się przez zaspy.

zt
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach