Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

I tak anioł z wężem od powitania i pocałunku płynnie przeszli do dyskusji o religii i wartości moralnych. Klasyka. Haru zaczął rozwodzić się i tłumaczyć definicje grzechu mieszają wszystkie możliwe religie świata i zdroworozsądkowe moralne myślenie, aż wreszcie zaczął monolog tworząc nowe problemy, odkładając je na później i zerkając od czasu do czasu na Robina zadając mu pytania na które sam sobie zaraz odpowiadał. Zapadła cisza kiedy od słów przechodził w mamrot, a później już całą konwersację przerabiał i kontynuował we własnej głowie.

- Trupy w mutanty, a anioły w martwe anioły - mruknął. Myśli od paru dobrych tygodni krążyły mu wokół aoistycznej religijnej skłonności do negatywnych uczuć wobec aniołów.
Bez żadnych większych oczekiwań kluczył wśród zgliszczy za Robinem, uważając na swoje bose stopy. Zatrzymali się wreszcie, a jego oczy ujrzały krajobraz z elementami martwej natury.
Zaniemówił i nietypowa dla jego gadulstwa cichość zagościła na jego ustach. Złapał Robina za ramię i mrugał chwilę chłonąc i próbując zrozumieć sytuację, w tle słowa Robina. Na pewno był zaskoczony, więc ta część niespodzianki była zaliczona. Zacisnął mocniej palce na jego ciele, po czym zaraz rozluźnił dłoń i przysunął się powoli do zwłok zostawiając towarzysza z tyłu. W powietrzu stygła cisza mocno ściągniętych ust Haru, które nie szepnęły ani słowa podziękowania czy czegokolwiek innego, i odległe krzyki przepędzonych ptaków. Niespodzianka najwidoczniej nie była warta ani pół uśmiechu.
Przyklęknął przy ciele zwrócony plecami do Robina i ostrożnie przymknął zmarłemu powieki. Począł nad nim mamrotać słowa niezrozumiałe z powodu odległości jaka ich dzieliła, więc mogło być to cokolwiek. Usiadł po turecku, wsparł podbródek o dłoń, dłoń o kolano i patrzył pusto na ciało. Chciał chyba coś powiedzieć, bo wziął wdech, ale koniec końców pokręcił głową i kontynuował zadumane, w jakiś to sposób gorzkie wpatrywanie się. Nie zastanawiał się jak zareaguje Robin; w końcu uczynił on pewien wysiłek aby odnaleźć Haru i sprowadzić go tutaj, jak na niego całkiem to sporo zaangażowania, zacząwszy od tego, że w ogóle o Haru pomyślał. Ten zaś nie zastanawiał się, bo miał wrażenie, że zna odpowiedź.

Oto przed nim leżało anielskie truchło. Pusta skorupa ciała bez jakiejkolwiek siły życiowej. Uznał to za smutne i odstręczające. I kompletnie bezużyteczne w temacie dywinacji, ale samo w sobie było intrygujące. Zabicie anioła nie było takie to łatwe, jakkolwiek aoiści i dzikie bestie by się nie starały. Miały po setki lat doświadczeń, boskie niemal moce żywiołów, a jednak rozciągała się tu dawna świętość zamknięta w tężejącym ciele z krwi i kości, i pewniej mierze z pierza, któremu na pewno nie pozwoli się Haru zmarnować, nawet jeśli zabarwione było czerwienią. Ostrożnie złożył rękę w miejsce podbrzusza, nie przejmując się, że smyra swoimi ciuchami po ranach, znów je brudząc krwią. Zdaje się, że ustalał miejsce organów. W międzyczasie zerknął na bok, twarz z odległego zasępienia zeszła na łagodną akceptację.
- Aż nie wiem co powiedzieć. Dossłownie - zwrócił się wreszcie do anioła. Do tego żywego anioła.
- Śmiem spytać, czemu się śmiałeś - zastanawiał się na głos rozglądając się za czymś dookoła. - Podaj mi tamto coś - wskazał w zgliszczach coś co wyglądało w miarę ostro.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Uwaga jego towarzysza była w całości pochłonięta przez znalezisko, a uwaga Robina skupiona wyłącznie na Haru. Stał za nim i wbijał wzrok w jego plecy, świdrował spojrzeniem coś, co nie dawało mu żadnej satysfakcji. Narastająca irytacja. Powinien nim się tak interesować, nie martwym już aniołem. Był taki sam. Nie! Był lepszy, dużo lepszy. Żywy, ruchliwy, gadatliwy. Nie leżał przed nimi bez ruchu, bez życia, bez duszy. Oblepiony krwią i własnymi piórami.
- Ha ha ha. - Zaczął znowu, nieco sztuczniej tym razem. - Bo widzisz, znałem go, ale nie mam pojęcia co tu robił i dlaczego tak skończył, ale nigdy za mną nie przepadał. A ja za nim. Nie będę udawał, że nie odczuwam satysfakcji.
Poprawił włosy i stracił niewidoczny kurz z ramion szybkim ruchem ręki. Był bardzo z siebie zadowolony, nie emanował jednak energią, przygaszał go fakt, że nie przemyślał do końca własnych działań. Nie do końca tak sobie wszystko wyobrażał.
- Spokojnie, ten tutaj już Ci nie ucieknie... - mruknął, kopiąc na bok przedmiot, który wymordowany starał się dosięgnąć. - Możesz się nim zająć w każdej innej chwili.
Iskry w oczach Haru denerwowały go jedynie dlatego, że nie były wywołane dzięki niemu, w każdym innym wypadku zadowalał się obserwacją tego, jak wąż aż rwie się do działania. Mógł to przewidzieć, właściwie częściowo to zrobił, może nawet bardzo świadomie postanowił sprowokować go, do sprowokowania samego siebie. Czasem nuda doskwierała mu tak mocno, iż szukanie pretekstu stawało się wystarczająco dobrym zajęciem.
Nie mógł zaprzestać jednak na tym, zabawa powinna trwać dalej. Szybko zniwelował dzielącą ich odległość i kiedy opętany badał rany truchła, ręce Robina powoli sunęły po jego plecach korzystając z tej chwili nieuwagi. Nie miał zamiaru podduszać go, tak jak w zwyczaju miał rudzielec, on był nieco bardziej dystyngowany, delikatny, prawie że czuły. Jego dłonie sunęły do karku, potem po szyi aż w końcu zaczął gładzić opuszkami palców kości policzkowe mężczyzny.
- Jest martwy. Nie ma już siły uciekać, ale ten tutaj drugi anioł może Ci zaraz czmychnąć, jeżeli dobrze go nie przypilnujesz. - szeptał mu do ucha, korzystając z tego, że i tak schyla się by lepiej przyjrzeć się martwemu.
Był taki od zawsze, chciał by w centrum uwagi każdego, zazdrosny i małe szczegóły i bardzo posesywny, jeżeli zapragnął już coś mieć. Nie był nawet skory do ukrywania takich skłonności, właściwie wykorzystywał je dla siebie, mało kto byłby na tyle bezczelny, by sypać takimi słowami... właściwie do każdej napotkanej osoby.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Hej, aniele, zdecyduj się co ty chcesz... - Ton głosu na granicy irytacji, a mimo to jego ciało reagowało na ruchy dłoni anioła, kiedy jego własne wbijały podany, bardziej czy to mniej uprzejmie, ostry niezidentyfikowany przedmiot w martwą tkankę tuż pod mostek i pociągnął mocno w dół brzucha, ale ciało nie dało rozerwać się tak łatwo.
- Prezentujesz mi smutne, piękne zwłoki. I chwilę później oczekujesz że wrócimy do punktu wyjścia? Zazdrosny o zwłoki, niesamowite... Na nowo wciąż mnie zaskakujesz swoim skrajnym egoizmem. - Obściskiwanie się nad zwłokami, no tego chyba jeszcze nie robili. Mimo swoich słów nie uczynił ani jednego gestu niechęci na dotyk. Ale z drugiej strony niczego nie odwzajemnił, a znaczył już narzędziem kolejną linię cięcia.
- Zaklepuję pióra i jelita, chcesz coś dla siebie? - Plasnęło niesmacznie kiedy dźgnięciem zrobił dziurę w podbrzuszu. Raz jeszcze, tym razem z większym zaangażowaniem i skupieniem, przejechał ostrzem po zarysie pierwszego cięcia. Opuścił jednak ramiona kiedy łagodny nacisk cudzych palców dotarł do jego twarzy, a szepty skołtuniły się przyjemnie zachęcająco przy uchu, a raczej z tego co kiedyś u Haru za ucho mogło robić. Był niepokojąco bliski od pozostawienia ciała. Pewny ruch dłoni tnący brzuch tak, żeby dobrze otworzyć miejsc przy jelitach, zwolnił.
Nigdy nie zastanawiał się szczególnie nad tym co ma z Robinem - nigdy nie planował niczego w przód, nie zastanawiał się swoimi kłamstwami ani zachowaniem jak nad ruchami pionków w shōgi. Nie chował zbyt długo urazy, momentami lubił ulegać, ale zawsze robił to po swojemu, i w tym wszystkim ścierały się ich charaktery i jakimś cudem jeszcze się nie pozabijali. A czasem Robin nadeptywał mu na piętę, nawet o tym nie wiedząc. Granica cierpliwości Haru była podchwytliwa, bo i bardzo płynna. Na przykład wyglądał teraz na lekko zirytowanego, gubiąc się w tym co prezentował dziś sobą Robin. Myślami znów wrócił do motywacji jakie skierowały skrzydlatego w tę stronę. Czysto fizyczna potrzeba, zachcianka? To dlaczego go rozpraszał choćby tym truchłem. Czy w tym zachowaniu była logika, czy tenże sobie z drwił...

- Ani trochę nie zniesmacza cię fakt, że przed nami jest ciało. Na wpół otworzone - dodał podważając płat mięsa, a charakterystyczna dla flaków woń powoli zaczęła roztaczać się w powietrzu. Słabo to sobie rozplanowałeś. Myślałeś, że rzucę ci się w ramiona na widok truchła? Chyba musiałeś w swoim zawyżonym poczuciu własnej wartości rozważyć fakt, że istotnie skupię się na tym ci mi pokazałeś - zastanawiał się na głos nachylając się jeszcze bardziej w przód, lada chwila gotowy do włożenia obydwu rąk w wir śliskich jelit. Ale z drugiej strony jelita rzeczywiście nigdzie raczej nie pójdą, w przeciwieństwie do Robina. Ale nawet jeśli Robin pójdzie, wciąż będzie mieć martwego anioła. Jak nie będzie mieć flaków, to być może i chętnie przypilnowałby żywego. Koniec końców coś z tego będzie miał. Nie był na tyle zachłanny, żeby snuć plany o jednym i drugim. Ale cokolwiek Robin by teraz od niego nie chciał, zdecydowanie nie będzie w stanie tego zrobić w pobliżu zwłok. Ew, nie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wzruszył ramionami. Nie chodziło o to czego chciał, ale o to co mógł mieć. Zachłannie pragnął wszystkiego, każdej sekundy uwagi Haru, które teraz skradał mu trup, najwyraźniej ulokowany w hierarchii ważności ponad nim. Nieważne że i czy czegoś chciał, nawet na głupią zachciankę Robina wymordowany powinien zareagować w inny sposób. Oczywiście, że nie lubił być ignorowany, pozostawiony z boku niczym średnio ładna doniczka. W końcu był zepsutym aniołem, pełnym tych negatywnych uczuć, które zazwyczaj nie były akceptowane w swej małej formie, a co dopiero, gdy tak otwarcie okazywano je w każdym czynie.
- Przepraszam, że egoistycznie Ci je pokazałem. - odpowiedział niby obojętnie, jednak wewnątrz urażony na tyle, by odsunąć się od opętanego i kleknąć z drugiej strony ciała.
Długie, jasne palce zaczęły gładzić zimny policzek martwego anioła. Nie mógł nawet zbyt dobrze przyjrzeć się twarzy ofiary Desperacji, była zmasakrowana i zalana krwią. Skóra posłańców boga była jednak tak samo delikatna za życia, jak i po odejściu duszy z tego świata. Gładka, idealnie czysta, płynęła pod opuszkami, a kontakt z nią sprawiał przyjemność samą w sobie.
- Ciekawe co cię zabiło... od wielu lat chciałeś umrzeć, pamiętam to... ale samobójstwo to wielki grzech, szczególnie dla anioła. Jak wielki ból sprawiał Ci żywot, że postanowiłeś dać się pożreć jakiejś bestii? Przynajmniej wreszcie jesteś wolny. - mówił spokojnie do czegoś, co kiedyś było twarzą, nachylając się nad nią wyraźnie. Gdyby miał przed sobą umierającą osobę, takie słowa i gesty miałby jakiś sens. Przemawiał jednak do istoty, która już od kilkunastu godzin nie żyła. Mimo to czuł potrzebę powiedzenia... czegokolwiek.
W końcu znał tego anioła, znał ich prawie wszystkich, tych którzy mieszkali w Edenie zanim został wyrzucony. Nawet jeżeli społeczeństwo popleczników pana było ogromne, żył wystarczająco dużo by z każdym wejść w jakaś relację. Smutek wywołany sytuacją czuł w takim samym stopniu jak chore podniecenie, kiedy patrzył jak jego palce brudzą się obcą krwią.
- Nie, chyba tym razem podziękuję. - Zwrócił się w końcu do Haru, odpowiadając rzeczowym tonem na jego pytanie.
Całkowicie ignorował to, co z ciałem robił wymordowany. Miał swoje powody, by rozcinać trupa i oglądać go kawałek z bliska. Pożywienie? Dlaczego nie. Mięso to mięso, chociaż ludzkie było nieszczególnie smaczne, czy nawet pożywne. Dla zapchania żołądka robiło się jednak wiele, uczucie pełności zostało dawno zapomniane. A tu przed nimi leżała prawdziwa uczta. Gdyby któreś z nich odważyło się skosztować, ze świadomością, że niedawno ta osoba chodziła po ziemi, tak jak oni teraz.
Założył włosy z grzywki za ucho i nachylił się jeszcze mocniej nad trupem, składając mały pocałunek na jego policzku, w miejscu które cały czas gładził. Przejawiał niekiedy... dobro, albo coś co można by ostatecznie tak nazwać. Właściwie robił to z egoistycznych powodów. Znał tego anioła, był z nim blisko, ale w jego zachowaniu nie funkcjonowało coś takiego jak płacz z żalu.
I tyle. Koniec ceremonii. W jeden sekundzie odsunął się od ciała.
- Jesteś bezduszną żmiją i tyle. Nawet jednego słowa podziękowania.
Delikatnie strzepywał brud z kolan od klęczenia wyrażając swoją niepochlebną opinię do wymordowanego. Akurat on nie miał szczególnie oporów, przed niczym właściwie. Znalezienie ciała było jednak zbiegiem okoliczności, gdyby nie ono, zjawiłby się przed Haru z pustymi rękami. Dobro nie popłaca. Idealnie o tym wiedział, w końcu był zepsutym aniołem.
- Haru... Haru... Haru...~ - Zaczął na nowo, ale z większą uszczypliwością i irytacją. Nie chodziło o to, że mógłby oderwać od zajęcia tym nawoływaniem. Obserwował tylko twarz opętanego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ingerencja Losu

Jesień, to pogoda sprzyjająca przeróżnym wirusom i bakteriom. Niestety, Robin nie zdołał się odpowiednio zabezpieczyć, więc choróbsko dopadło i jego. W pewnym momencie zaczął czuć się słabo, brzuch rozbolał, a w następstwie pojawiły się wymioty i biegunka.

Robin choruje na zatrucie pokarmowe
Choroba będzie trwała przez 2 sesje. Sugerowane nawadnianie organizmu.
Po zażyciu leku postać będzie osłabiona przez jedną sesję (potem nastąpi wyzdrowienie)
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Spoglądał na jego drobny przejaw... cholercia, gdyby go nie znał, powiedziałby, że przejaw jakiegoś zaangażowania czy szacunku dla zmarłego. Zastanowił się nad tym. Ale zaraz też wykrzywił się demonstrując niesmak czynem anioła, toż to przecie odrażające było, żeby takie martwe fuj zwłoki ustami dotykać. Czysty niesmak malował się na jego twarzy, co nie przeszkadzało mu powrócić do targania rozciętego mięsa gołymi dłońmi.
- To cięższe... huh... niż się wydaje... - mruknął brnąc i tnąc i uporczywie męcząc zwłoki. Podniósł głowę i uśmiechnął się lekko do Robina w sposób który wydawał się miły, ale jakoś nie był. Może był to efekt komentarza jakoby był niewdzięcznym, pozbawionym swego psyche gadem. Zaskakująco łatwo było wpaść we wrażenie, że pod drgnięciem ust kryje się zwichrowana myśl w której to nie ten stygnący kawał mięsa leży pod nożem, a Robin, we własnej krwi.
Spuścił wzrok. Chyba trochę zawstydzony. Ale wciąż się uśmiechał, ale w natężeniu minimalnym, ot linia ust wykrzywiona na tyle, żeby wiedzieć że wciąż, pomimo wszytko, ma dobry humor. Zatrzęsły mu się ramiona od stłumionego parsknięcia śmiechu, bo Robin otrzepywał kolana z drobinek ziemi. Przerwał Haru wszystko co robił tylko po to, żeby wesprzeć się o brudny nadgarstek i popatrzeć chwilkę na Robina. Co ten piękny anioł robił w tych okolicach. W Desperacji. W burdzie i pośród śmierci, tak uważnie pilnując by ani pyłek ni plamka nie skaziły jego przeklętej upadłej świętości.


Całe to maltretowanie nieżywego świetnie ukazywało co życie na Desperacji i okolicach robiło z ludźmi. Kiedyś na widok rozciętej nogi robiło mu się nieswojo, teraz sprawnie wyszarpywał organy. Przeszedł długą drogę z M3 aż do tego miejsca. Wreszcie otworzył to co chciał dokładnie tak jak chciał, wytarł ręce o to coś co śmiał nazywać swoim ubraniem i poprawiając chwyt na wihajstrze który dzierżył w dłoni zaczął gmerać w gamie czerwieni zagadkowych kawałków humaidalnego ciała. Trochę szkoda, że anielska wnętrzność była tak nudnie identyczne do ludzkich. U wymordowanych to czasem intrygujące rzeczy się działy. Trzy woreczki żółciowe? Nie ma sprawy! Żebra masywnie obrośnięte mieszanką szkliwa i wapnia tworzące coś na kształt  tarczy, gruczoły jadowe w różnych miejscach, nadmiar flaków albo ich uszczerbek, trzecie oko, konstrukcje szkieletowe i wynaturzenia, kwiaty wyrastające interesująco bliskich pewnych szczególnych części męskiego ciała. Co bardziej zainteresowany tematem ambitny naukowiec S.SPEC popłakał by się ze szczęścia na koncentracje kuriozum wynaturzeń ludzkiego ciała przez wpływ wirusa, radosnym eksperymentom bez końca, ale tu?... Dźgnął na próbę kawałek jelita grubego. Zanurzył narzędzie gdzieś kawałek dalej. Było tu mokro i ślisko, ciasno i wysoce nieapetycznie. Przyglądał się temu bez żadnych problemów. Co było nie tak z tym gościem...
- Ale wiesz, kochany, że nie jest to moje prawdziwe imię, prawda? - powiedział, co było niejako prawdą, po części kłamstwem, ale jak zdefiniować przestrzeń pomiędzy tymi dwoma. Szara masa zawieszenia kiedy nie jest się pewnym prawdy, ale dodaje się kłamstwo, bo kłamstwo, projekcja fałszywej rzeczywistości która przechodzi w ułudę prawdziwego życia, to twoje hobby.
Mówił mu to już po raz któryś, choć ostatnia rewelacja imienna brzmiała podejrzanie szczerze.
- Ale możemy zostać przy Haru, tak dla naszej wspólnej wygody.
Nie oderwał jednak skupionego wzorku od otworzonego skarbu narządów. Nabrał też ochoty na anielskie zęby. I z jakiegoś powodu, skoro Robin uprzejmie spasował na którykolwiek z darów ciała, na serce. Brzmi jak coś co może się przydać samozwańczemu wróżbicie. Ale dostanie się do tego soczystego mięśnia brzmiało jak kawał paskudnej roboty. Rozejrzał się za cegłą do łamania żeber.
Pokręcił głową skupiając się, bo znów próbował robić parę rzeczy na raz, co w tej chwili nie było takim dobrym pomysłem. Włożył ręce w środek, próbując myśleć o jakiś wesołych rzeczach w międzyczasie - króliczki, chmurki, nagi Robin, a nie o tym co właśnie robił. Ugh. Znalazł coś, przekręcił i pociągnął, i wyciągnął plątaninę różowej nitki trochę bardziej na wierzch, po czym jak węża ogrodowego zaczął swoją zdobycz stopniowo wyciągać i zwijać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ta dziwna gra emocji na twarzy wymordowanego wzbudziła jego ciekawość. Z dłońmi zatopionymi we wnętrznościach na niego patrzył jak na coś pokroju robaka, ponieważ podmienił palce na usta i to nimi śmiał tknąć skóry trupa. Taka odmiana była ciekawa, dlatego Robin spojrzał na niego i obdarzył go spojrzeniem kogoś, kto przed sobą ma stado malutkich kotków, taki uroczy był ten jego kochany facet. Odrobina niepoprawności tkwiła w każdym z nich, ba, nawet nie odrobina, chociaż na pierwszy rzut oka wcale nie wyglądali jak ktoś, kto całowałby trupa, czy ograbiał go z organów. W końcu każdy podobno ma jakiś swój mroczny sekret, którym nie dzieli się z każdym napotkanym, a na pierwszy rzut oka wygląda... normalnie.
Z początku względnie zainteresowany, z czasem przestało go ciekawić jak wygląda anioł od środka. Od samego początku bardziej spoglądał na pracujące ręce Haru, niż faktycznie na wyciągane przez niego kawałki organów, ale ku zdziwieniu wszystkich najpewniej, trzeba zauważyć, że nawet to może stać się nudne. Jego palce były ładne, widać było na nich pracę, wysiłek, życie na desperacji, to z kim i gdzie się zadawał, właściwie wszystko, gdy tak dobrze się przypatrzeć. Lubił te palce, mógł je analizować kawałek po kawałku, przyglądać się z bliska, były ciepłe i zupełnie inne od jego własnych, nie bały się pracy, nie były stworzone do intryg i matactw, cechowała je prostota i trwałość w dążeniu do celu.
Raz za razem pojawiała się na nich nowa plama krwi, mieszała się, raz ciemna a raz jasna posoka, szkarłat zakrywał ich naturalny kolor i Robin poczuł ukłucie zazdrości, że to nie on pokrywa te znajome dłonie, że to nie jego krew wala się dookoła nich. Chciał zginąć, ale chciał także żyć, bardziej i mocniej niż to jak żył teraz.
Spoglądał na niego, niemalże zainteresowany tym co mówił, jak po raz kolejny starał się mu obrzydzić własne imię. I tak nie miał zamiaru z tego zrezygnować, kaleczyć jego uszy wypowiadając te dwie sylaby, bo cokolwiek mówił na temat prawdziwości jego noszenia, posługiwał się nim jednak. Poza tym to była zdobycz Robina, jedna z jego niewielu w przypadku tego człowieka, więc tym bardziej cenna.
Haru, jego imię... on sam, jego palce. Palce zagłębione w ciele obcego anioła, pokryte jego obcą krwią. Obce uczucie, był tutaj, a jednak go nie było, zajęty, odległy, myślami daleko od tego miejsca, od wszystkiego co działo się dookoła. Pogrążony we własnych myślach, skupiony na swoich celach, tak odmiennych od osoby żywego anioła, którego miał obok siebie.
- Wygody...? Własnej wygody? Od kiedy to wiesz co jest dla kogo wygodne? - Prychnął poirytowany i jednym susem doskoczył do wymordowanego. Nie był miły, nie był nawet delikatny, zamiast tego przekroczył trupa i wyszarpał rękę węża z ciała jego ofiary, pchnął go na ziemię i natychmiast przysiadł na nim, przyduszając do ziemi własnym ciężarem.
Para długich, postrzępionych skrzydeł wyrosła mu za plecami, rozłożone na całą swoją rozpiętość, unoszące się nad jego ciałem i tkwiące w bezruchu brudne, biało-czarne, z krzywymi piórami i wieloma dziurami po ich ubytku. Nie był szczególnie większy niż Haru, a do tego był zdecydowanie chudszy, jak tyczka, z przyczepionymi na chybił-trafił kończynami, ale wziął go z zaskoczenia. Nie chciał walczyć, siłowanie się nie było w jego stylu, zamiast tego jego ręce natychmiast powędrowały ku jego szyi. Nachylił się mocniej nad jego głową i ramieniem przygniótł krtań, drugą ręką pozwalając sobie na zupełnie inny gest, nie z tego świata. Delikatnie, powoli sunął po jego czole, rozsuwając włosy z czoła. Nie był ani zbyt brutalny, ani zbyt delikatny, uśmiechał się, ciepło, spontanicznie, niepokojąco.
- Nie mogę dłużej na to patrzeć. Nie mogę dłużej tego słuchać. A tobie wydaje się, że cokolwiek wiesz, że to co widzisz jest prawdą? Myślisz, że to moje prawdziwe imię? ciało? charakter? zachowanie? Nic nie wiesz, nic nigdy nie odkryjesz, do niczego nie dotrzesz, pozostaniesz tu, bez niczego, bez nikogo, tylko z tymi swoimi brudnymi palcami zagłębionymi w krwi jakiegoś trupa... Niewie... khe... niewile... khe khe.
Cofnął rękę i zakrył sobie usta. Wcześniej czuł lekkie mrowienie w żołądku, ale teraz fala ciepła rozeszła się po jego ciele, jak zimne dreszcze, ale w zupełnie innym klimacie. Oparł dłoń na ziemi obok twarzy Haru i mimowolnie musiał zrobić to samą z drugą, uwalniając go od nacisku na gardle. Wisiał więc teraz tak nad nim niepewny. Nie mógł skończyć wywodu, bo jego myśli gwałtownie przejęło coś innego. Pewnie ten tu przed nim powie zaraz, że to przez całowanie trupa czymś się zaraził, wiadomo, zawsze był najmądrzejszy, ale nie chodziło o to. To ten klimat, ta cholerna Desperacja, która nie oszczędzała nawet aniołów.
I tyle, jeżeli chodziło o jego atak, jego wielkość i dominację. Obie ręce zawinęły się wokół żołądka, a on podkulił się w wyjątkowo niewielką osobę, wyginając plecy w łuk i opierając czoło o klatkę piersiową wymordowanego.
- Nie mów nic. Nic. Po prostu źle się czuję.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W jednej chwili siedzisz i myślisz o niebieskich migdałach, mrugasz, a w następnej scenie leżysz na ziemi, obydwie ręce wciąż czerwone od cudzej krwi, czujesz ból w plecach od gwałtownego zetknięcia się z ziemią. Zachwyt w żyłach, iskra strachu w sercu, prześwitujące światło słoneczne przy końcówkach skrzydeł istoty anielskiej, przyjemnie nieprzyjemny ciężar ciała na własnym ciele. Zaskoczenie było jego ulubioną emocją, stan przyswajania rzeczywistości w bardzo skoncentrowanej formie. W tej chwili nie było to ani miłe ani niemiłe zaskoczenie, acz zaskoczenie czyste tak bardzo, że nawet nie szamotał się czy wyrywał, co mogło być błędem. Zarzęził nie mogąc złapać pełnego oddechu. Słuchał tylko trochę, bo bardziej niepokoiło go to co robiono przy jego głowie, gładząc go zbyt blisko trzeciego oka, które zamknął powoli jakby się bał, że zostanie mu wydłubane. Pozostałe dwa rozszerzone, szukające wyjaśnienia słów i czynów anioła. W całej tej sytuacji przychodziło pytanie, na ile Haru jest masochistą, a na ile Robin tak bardzo ponętnie agresywnym gościem.

Jak w spowolnionym czasie patrzył na zmianę stanu górującej nad nim twarzy. I znów ten dziwny moment kiedy mrugasz, i zamiast kotary czerni skrzydeł znów masz nad sobą zwykły świat, a to co próbowało cię zdominować, kuliło się obok. Huh. Mrugną jeszcze raz, tak na próbę, żeby sprawdzić czy coś ciekawego się wydarzy. ... ...nnnnie, tym razem nic. Zawinął wargi do ust, w nastałej ciszy tylko krakanie ptaszysk wśród ruin czyhających na truchło.
Rzeczywiście zmilkł na słowa Robina, przynajmniej na chwilę, głównie po to, żeby dać swojemu ciału chwilę na ochłonięcie, i głowie na ogarnięcie sytuacji. Oczy roziskrzone zaskoczeniem i niczym innym jak napięciem, które można by tylko nazwać seksualnym. Pewien narząd pomiędzy nogami podążał tym tropem. Weź się w garść, bo zaczynało być dziwnie i nie chciał tego wszystkiego robić jeszcze bardziej niezręcznym i ugh, niesmacznym.
Próba uciszenia Haru przypominała nieco próbę zakorkowania gejzeru kciukiem, więc długo w milczeniu nie pobyli.

- Tak to bywa, pierzasty mój wojowniczo nieuprzejmy cukierku, czasem tak to bywa, zdarza się - zapewnił wreszcie ostrożnie i równie oszczędnie, choć łagodnie, poklepując go po ramieniu. Klep klep. Nie spodziewał się, aby osłabienie wpłynęło szczególnie na poziom irytacji Robina, oby próby bycia miłym nie zostały odebranie opacznie.
- Ha ha, może martwy kolega przekazał ci pocałunek śmierci. Szybko karma uderzyła, było być dla mnie milszym - dobijał leżącego, tonem nawet nie kpiarskim, wręcz pozbawionym zabarwienia emocjonalnego, jakby mówił dla samej potrzeby mówienia. I to tyle z bycia wsparciem moralnym. "KARMA, BITCH" darła się za to podniesiona lekko brew. Dobrze, że Robin nie mógł widzieć jego twarzy, bo może znalazł by resztki sił żeby zadusić Haru do końca. - Proszę, nie wymiotuj na mnie - wyszeptał głucho wpatrując się w niebo. A co jeśli to było coś od trupa? Czy też się mógł tym zarazić? Wprawdzie nie grzebał mu w ustach, ale gorzej, grzebał mu we wszystkim innym wewnątrz.
Ostrożnie wysunął się, zostawiając anioła samego na ziemi, masując przy tym swoją szyję, ciągle pulsującą bólem. Odkaszlnął parę razy, aż wreszcie kucnął przy Robinie. Próbował ustalić czy powinien się martwić czy nie. Szczerze mówiąc, miał ochotę się martwić.  
- W którym konkretnie miejscu źle, bardziej żołądek źle, czy jelita źle, czy tak ogólnie brzuch źle.
Wiedza medyczna Haru nie była taka zła. Tego czego nie dowiedział się na weterynarii (której nie zdał, ale cii), uzupełniał wnikliwym sekcjom zwłok odnalezionych, rozkładających się ciał ludzi i wymordowanych na pustyni.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Plany mogło popsuć dosłownie wszystko, Haru mógł spodziewać się jego nagłego skoku, mógł potknąć się i upaść już wcześniej, równie dobrze mógłby zostać zepchnięty już po sekundzie. Jednak ataku ze strony własnego organizmu spodziewał się chyba najmniej. Zły moment i jeszcze gorsza metoda, by przerwać. Niewiarygodne, jak szybko potrafi wyssać z człowieka siły coś tak niepozornego. W jednej sekundzie był na górze, na szczycie, przyciskając swojego kochanka do ziemi, a w następnej to on zwijał się w kulkę starając się opanować własne dolegliwości.
- Zabawne, a może to nasz truposz mści się na tobie, rzucając na mnie jakąś zaraźliwą chorobę. W końcu wiesz, jestem aniołem ze specjalnymi mocami, wyjdę z tego bez szwanku, a ty umrzesz gdzieś w rowie. - odburknął w odpowiedzi spoglądając na niego wilkiem. Momentami czuł się nieco lepiej, ale chwilę później znowu kręciło mu się w przełyku. Zamiast więc gniewem, zareagował wręcz odwrotnie na każde słowa i obawy mężczyzny. Gdy tylko znowu odległość między nimi zmalała, zebrał się by popatrzyć na wymordowanego. Przechylił się do przodu i owinął ręce wokół szyi Haru i przenosząc na niego cały swój ciężar ciała. Ułożył mu głowę na ramieniu i westchnął.
- No dalej doktorze, zaopiekuj się mną, umieram. - powiedział bezbarwnym głosem, bo nic innego z siebie nie wycisnął. Zaraz chyba faktycznie zwymiotuje i pomimo ostrzeżeń gada, chyba właśnie na niego. Był odrobinę ciekawy, czy faktycznie go od siebie odepchnie, odrzuci, zostawi i pozwoli nowej dolegliwości trawić w nieskończoność. Mógłby w końcu czerpać z tego radość, ich relacje były dziwne. Trudno było liczyć na wsparcie, a jednocześnie, jeżeli nie on, to kto?
W tym westchnięciu było jednak coś więcej, osłabienie i odpuszczenie walki. Wcale tego nie chciał, ale co poradzić, kiedy natura zgłasza się po swoje. To jednak, z innego punktu widzenia, wcale nie było takie najgorsze. Zwisał sobie tak na Haru i zaczął ocierać się o niego policzkiem domagając się uwagi. W końcu głównym tematem nie był tamten cholerny trup. I tak dostał jej od wymordowanego zbyt wiele. I nawet jeżeli dalsza atencja miała wiązać się z udawaniem, nawet by się nie wahał. Teraz jednak cały ten teatr nie był spowodowany jego aktorskimi zamiłowaniami, a faktycznym gorszym samopoczuciem.
- Wszystko. Znaczy, w żołądku mnie kręci. Eh, nie mogę powiedzieć, żebym ostatnio jakoś szczególnie dużo jadł, ale pewnie to, co w końcu trafiło do środka też nie było jakiejś najlepszej jakości. - mruczał bez wyrazu, kręcąc kółka na udzie Haru, bo jedna z rąk zsunęła się i bliżej jej było do tej kończyny, niż do żadnej innej. A skrzydła zniknęły tak szybko, jak się pojawiły. W końcu ich pojawienie się również oznaczało zużywanie energii, a ten w Robinie było teraz zdecydowanie za mało, by wymordowany mógł dłużej cieszyć się ich widokiem.
Został więc skazany na łaskę i niełaskę swojego towarzysza, klejąc się do niego dwa razy bardziej, niż by tego chciał. Bynajmniej nie żałował wcale rozwinięcia sytuacji, ssało go jednak w żołądku i przede wszystkim tego uczucia chciał się pozbyć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zaśmiał się śpiewnie. Zdawała mu się nie przeszkadzać uwaga o samotnym dogorywaniu w rowie. Na coś ewentualnie trzeba będzie umrzeć, tak?
- Czyli tak czy siak wychodzisz na tym źle, schorowany okruszku. Nie dość, że będziesz chory to jeszcze jak smutno ci będzie żyć beze mnie - odpowiedział, wysoko coś ceniąc swoją egzystencję w życiu Robina, bez oporów przyjmując na siebie ciężar jego ciała, którego nagła chęć bliskości przypomniała mu mrówkę która znalazła słodkiego karmelka.
Był troszkę w pierwszej chwili niepewny co do tego lepkiego zachowania, ale korzystał póki mógł. Wręcz Los wpychał mu go w ramiona. Ciężko się z Ingerencją Wszechświata kłócić. Zrezygnował nawet z kolejnej kąśliwej odpowiedzi którą miał na końcu języka, woląc przez te parę sekund po prostu chłonąć bliskość, zastanawiając się gdzieś w kłębkach swoich miękkich myśli, co z tego było grą aktorską, co prawdą, co manipulacją na rzecz aby mu pomógł, a na ile próżnej egoistycznej, wręcz obsesyjnej chęci bycia zawsze na pierwszym planie w centrum oczywiście to należnej mu uwagi. Jakkolwiek - chwilowo ją miał, bo Haru nie mógł sobie odmówić tego przedstawienia chorobowej żałości. Uskutecznił odklejenie się ich dwóch ciał od siebie i wyciągnął Robina na długość zgiętych łokci, akuratnie tyle, żeby dłońmi otulić jego policzki i przyjrzeć się jego szklistemu od problemów zdrowotnych spojrzeniu.
- Wyglądassz żałośnie, wiesz? To całkiem miła odmiana. - Uśmiechał się w sposób jakby wymęczenie to i słabość były w jakikolwiek sposób atrakcyjne. W każdych innych okolicznościach chętnie by wszystek ujawnionych słabości Robina eksplorował bez końca, ale tak chwilowe jedynie niedomaganie było tylko... przypadkowo uroczo zabawne. Smuciło jedynie odrobinę, że będzie musiał zostawić na kiedy indziej żądze swojego ciała na anielskie wdzięki. Miał wrażenie że aktualnie Robin może zacząć wydawać z siebie różne płyny, ale niekoniecznie z tych części ciała z jakich by Haru chciał żeby to robił.
- Ymmm, w takim miejscu jak Limbo chorować, doprawdy. Zrujnowane miasto po środku pustyni, niebezpieczne bestie - nawet zdawało mu się czasem, że poza ptakami słyszał odległe echa ujadającej sfory psów - ciężko tu znaleźć przyjemny kącik do wypoczynku. I wodę. Masz wodę? Będziesz potrzebował sporo wody, okruszku. Jeśli to zwykłe problemy żołądkowe czy jelitowe, to cóż, to coś co trzeba przeboleć i pić dużo wody. - Najlepsza porada jaką można usłyszeć na pustyniach Desperacji - pij dużo wody.
Rozejrzał się dookoła za miejscem gdzie mogli by się ulokować, gdzieś nie pod gołym niebem, może trochę z dala od trupa... Hej, trup! Boże, tyle zamieszania o kogoś tak bardzo martwego. Nie zamierzał gad przeklęty tak łatwo się poddać.
- Nie chciałbym tu jednak na noc zosstawać. Jak myślisz, daleko zaszedłbyś w tym stanie? - Pewnie nawet się nie wywloką poza Limbo. Nieznane tereny rozciągały się daleko w każde strony, ale patrząc na swojego znienawidzonego anioła wątpił, żeby go dowlókł choćby do Rathal, znajomej szamanki. Ksy, ksy, co teraz? Cóż, na pewno skoro Robin potrzebował chwili na odpowiedź, wykręcił się gładko wąż z bliskości towarzysza, żeby sięgnąć po duży kamień, który przyjemnie zaciążył mu w dłoni. Perfekcyjny do wybijania zębów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wiedział, kiedy należy być miłym i przyjaznym, a kiedy wręcz przeciwnie. W końcu przez życie szedł kombinując, a nie wojując mieczem. Nie był silny, czy nawet szybki i kiedy należało wiać, to on był tym na przedzie, który rzucał swoimi towarzyszami pod nogi wrogów. Nie potrzebował nikogo do życia, tak długo jak sam egzystował, niejednokrotnie się do kogoś przywiązywał, ale prędzej czy później te osoby umierały, z winy jego, bądź całkiem przypadkowo.
- Oczywiście, że bym tęsknił. Wyłbym do księżyca jak zbity pies. - jęknął przeciągle, niewiele mijając się z prawdą. Czasami nawet on odczuwał takie pospolite emocje jak smutek, pewnie niejedną łzę uroniłby na myśl o martwym Haru, nawet jeżeli brzmiało to tak abstrakcyjnie. Mówił to jednak w taki sposób, że każdy wziąłby jego wypowiedź za sarkastyczne kłamstwo.
Dał sobą ruszać, przechylać na boki, odsuwać, nie zareagował na dłonie na swoich policzkach, uciekając tylko wzrokiem na bok, a wzrok rzeczywiście miał szklisty, bo i faktycznie nie czuł się dobrze, jak ciepły trup, chociaż zdecydowanie ładniejszy od tego, za ich plecami. Nie byłby jednak sobą, gdyby z jest ust nie padło kilka charakterystycznych słów. - Haru, masz brudne ręce.
Jego blada, nieskazitelna skóra pokryła się lekkim szkarłatem, prawie jakby się rumienił, chociaż tym razem w grę wchodziła rosnąca temperatura ciała no i krew, którą palce wymordowanego pozostawiały na jego twarzy. Niczym szmaciana lalka siedział na ziemi podtrzymując plecy pionowo tylko za sprawą wężowatego. Czasami oglądał się na boki, jakby chciał odkryć położenie tych wszystkich okropieństw, o których mówił jego ukochany wąż, ale przypominał zagubione dziecko, niewiele mu pozostało z majestatycznej anielskości. Przez moment skupiał się nawet na tym, co próbuje mu się przekazać, ale zanim zdołał wydusić z siebie jakąś odpowiedź, gwałtownie zerował się do pionu i po kilku krokach padł na kolana wymiotując gdzieś wśród trwa, niewątpliwie urozmaicając tym nudnawy krajobraz Desperacji.
I po posiłku, wszystko co dane mu było ostatnio zjeść lądowało raz za razem na ziemi w postaci dużo mniej atrakcyjnej i pozostawiało go z bólem mięśni brzucha, które systematycznie zmuszały go do żegnania się z kolejną porcją marnego pożywienia. Żałosny to był widok, doprawdy, ale tak bardzo ludzki, że przez moment Robin w ogóle nie przypominał anioła, którym był. Do tego zaczynał się irytować i emanować dziwną aurą. Był zły, dosłownie na wszystko teraz.
- Nie zbliżaj się, ty parszywa żmijo. - wycedził przez zęby, łapiąc chwile oddechy. Usiadł na tyłku i oddychał głośno, zimny pot spływał mu po czole, przez kilka chwil czuł polepszenie, ale doskonale wiedział, że to tylko ułuda.

/Wybacz, że tak miernie, ale pisanie postacią w takim stanie jest trudne xD
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach