Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Pisanie 25.01.16 15:02  •  Fluorescencyjne jaskinie - Page 4 Empty Re: Fluorescencyjne jaskinie
Kłapnął niemo zębiskami, czując narastające znużenie. Z każdym kolejnym uderzeniem serca zaczynał odczuwać narastającą irytację. Jedyne o czym aktualnie marzył to spokój, cisza, samotność i sen. Zerknął z ukosa na jasnowłosego, kiedy ten złapał go za palce i westchnął ciężko, a ramiona zdawać się mogło opadły nieco bardziej wzdłuż ciała. Drgnął niespokojnie, kiedy pojawił się nieznajomy. Złote ślepia uważnie śledziły każdy jego ruch, jakby Jinx zaczął doszukiwać się w nim potencjalnego zagrożenia albo… ofiary. Gdy wreszcie zamknęły się za nim drzwi, ciemnowłosy zrobił kilka kroków do przodu i zabrał z dłoni Taihen swoje ubranie, po czym zaczął niespiesznie się ubierać, wciąż nie czując nawet najmniejszego skrępowania zaistniałą sytuacją.
- Wszystko gra? – zapytał unosząc brwi ku górze w chwili, kiedy zapinał spodnie na guzik a następnie rozbrzmiał odgłos zaciąganej sprzączki paska do spodni.
- W razie czego mów. Jakby na to nie patrzeć, jestem Twoim dłużnikiem, Shi. – mruknął pod nosem wzruszając lekko ramionami. Przeciągnął się czując przyjemne mrowienie w swoich trzech kończynach, po czym poruszył kark pozwalając na rozluźnienie kościom. W jednej chwili stracił jakiś większy apetyt. Przeszedł przez praktycznie całe pomieszczenie, aż podszedł do jednej z chropowatych ścian i oparł się o nią tyłkiem, jednocześnie sięgając do jednej z tylnich kieszeń swoich spodni, skąd wyciągnął zdezelowaną paczkę papierosów. Stuknął palcami o jej spód i wysunął jednego z nich, którego umieścił pomiędzy wargami. Z drugiej kieszeni wyciągnął zapalniczkę i odpalił papierosa, głęboko zaciągając się przyjemnie drapiącym dymem nikotynowym, który po sekundzie wypełni jego płuca. Złote spojrzenie padło na dwójkę przed nim. Z zadziwiającym jak na niego spokojem omiótł najpierw sylwetkę pochylonej kobiety, a potem na dziecięcą twarz chłopaka. Szczerze powiedziawszy ciężko mu było przywyknąć do takiego wydania „Hiro”. I o ile teraz mógł z nim zrobić wszystko, a on zapatrzony jak naiwny szczeniak zacząłby nawet dla Jinxa chodzić na rzęsach, to jednak zdecydowanie wolał kiedy ten używał swojego mózgu.
Zamknął oczy zaciągając się jeszcze bardziej trującymi oparami i odepchnął się od ściany, kierując w stronę tamtej dwójki. Prawie jak jakaś kurwa szczęśliwa rodzinka. Niestety, a może i stety, kiedy pokonał kilkanaście kroków i znalazł się praktycznie w połowie drogi, do Sali wpadło trzech wyznawców kościoła niosący poduszki i koce. Jinx bez zbędnego słowa podszedł do nich i zabrał dwa koce i jedną nieco szarą od upływu czasu poduszkę. Nie podziękował ani też nie odezwał się słowem. Nie był im wdzięczny. Tylko Taihen. A oni w jego oczach pozostawali jedynie bezmyślnymi kukiełkami w rękach kobiety. Tak jak Hiro w jego w tym momencie.
Odszedł kolejnych kilka kroków i kiedy znalazł się przy ścianie, rzucił dość niedbale poduszkę na ziemię.
- Hiro. – krótko I zwięźle, a jak rozkazująco. Spojrzał przelotnie na chłopaka, mając nadzieję, że jasno zrozumiał przekaz I że podejdzie do niego.
- Idziemy spać. Shi, kładziesz się z nami? – zagadnął kobietę, kiedy układał się na twardej podłodze. Zamierzał odespać ciężki dzień. A im szybciej się położy, tym szybciej nadejdzie to cholerne rano, i ten cholerny dzieciak wypije to cholerne gówno i wszystko w cholerę wróci do normy.
- Shiroyate. Nie będę się powtarzał.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.02.16 15:26  •  Fluorescencyjne jaskinie - Page 4 Empty Re: Fluorescencyjne jaskinie
Nie jest ci zimno w tych mokrych ubraniach?
Dopiero słysząc pytanie poczuła, że drży. Może dlatego Jin wcześniej tak dziwnie na nią spojrzał, pytał czy wszystko w porządku. Nie, zapewne miał na myśli pojawienie się akolity, który za chwilę powinien wrócić wypełniwszy jej polecenie. Był dorosłym, kompetentnym mężczyzną, nie musiała się obawiać o wypełnienie swojej woli. Mogła jeszcze przez krótki czas zajmować się chłopcem, którego policzek właśnie czuła na własnym.
Przymknęła oczy, czując niespotykaną przyjemność jaką wywołał u niej ten dotyk. W swojej niewinności wcale nie przypominał zaborczych dłoni dorosłego mężczyzny. Hiroki nie chciał posiadać, a jedynie dawać. W tym przypadku ciepło, którego tak bardzo brakowało prorokini. Przy takich uściskach czas powinien móc się zatrzymać. Choćby minutę dłużej. Lecz nim wypowiedziała życzenie, ciężar na jej ramionach zniknął, a chłopiec już kucał obok niej. Od niechcenia wsunęła stopę do wody i zamieszała nią, burząc do tej pory spokojną taflę. Nie chciała widzieć swoich zarumienionych policzków ani kołtunów, w które powoli plątały się jej włosy. Odkąd została prorokinią czesano ją co dwie godziny, teraz minęło zdecydowanie więcej czasu, przez co kosmyki traciły na gładkości. Cienie pod oczami wskazywały na zmęczenie. Zdecydowanie powinna się przespać.
Za chwilę.
- Szczerze? - Nachyliła się do ramienia chłopaka, zbliżając wargi do jego ucha jakby miała zamiar zdradzić mu wielki sekret. - Będziesz jeszcze lepszym dorosłym.
Zdecydowanie mniej rozpieszczonym. I zaborczym.
Jakby na zawołanie padło polecenie właściciela burdelu. Nie mogła powstrzymać uśmiechu, co za ironia losu, zbieg okoliczności, palec Ao, wyznaczający odpowiedni czas i miejsce. Poczekała aż Hiro ruszy do swojego opiekuna i sama też wstała, by odprowadzić swoich wyznawców spojrzeniem pełnym wdzięczności. Wydawała się czekać na coś jeszcze. Nie wszystkie polecenia zostały wykonane tak jak oczekiwała.
- Muszę jeszcze coś sprawdzić. Wrócę do was rano. - Nie chciała żeby zabrzmiało to aż tak beznamiętnie. W ramach wynagrodzenia podeszła do legowiska, które sobie urządzili i ucałowała chłopca w czoło. - Słodkich snów, mój mały rycerzu.
Nie zapomniała także o Jinxie, choć ciężko było jej zdecydować czym powinna go zaszczycić, jaki gest sprawi, że jego noc rzeczywiście będzie dobra. Wahała się przez moment, nim zostawiła martwy pocałunek na jego wargach.
I wyszła.

Choć ciężko było to zauważyć pod ziemią, przybyła do groty wraz ze wschodem słońca. Nie była sama, choć nie towarzyszył jej żaden człowiek. Zwaliste cielsko koloru piasku przylegało do boku prorokini, leniwie powłócząc ogonem, gdy ta drapała swoją towarzyszkę pod głową. Lwica jednak nie odpowiadała mruczeniem, nie wydawała z siebie żadnego dźwięku, choć wyraz jej splamionego krwią pyska wyrażał wielkie zadowolenie. Najedzona Nieznajoma nie była groźna, mogła zostać uznana za wyjątkowo dużego kociaka. Nawet nie miała zamiaru się poruszyć jakby któryś z gości jaskini postanowił podejść do jej pani. Pani, która przez noc zdążyła się przebrać i zadbać o poprawny wygląd, choć nadal ciężko było nie zauważyć zmęczenia na jej twarzy.
- Już wstaliście? Tam jest śniadanie - wskazała na półmiski z owocami i pieczonymi rybami. Znalazła się tam nawet garstka truskawek specjalnie dla chłopca. - Czekam na wiadomość o stanie zdrowia waszego anioła. Jeśli nie będzie w stanie tu przyjść, zawołam jednego z moich uzdrowicieli żeby dokończył mieszankę. A potem będzie już po wszystkim. - Czyżby zachrypła bardziej niż zwykle? Zbyt wiele krzyku wyrwało się z jej warg tej nocy. Zapewne.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.02.16 16:40  •  Fluorescencyjne jaskinie - Page 4 Empty Re: Fluorescencyjne jaskinie
Do licha, nie chciał się od niej odsuwać. Za to co mu powiedziała, był w stanie zwalczyć raka, trzy królestwa pełne orków i trolli ujeżdżających agresywne wargi, a na koniec dnia własnymi rękoma powyrywać wszystkie ciernie... a przynajmniej tak mu się wydawało, gdy usłyszał słowa kobiety, od razu obdarowując ją zaskoczonym, ale uradowanym spojrzeniem. Oczywiście, że się tego nie spodziewał - dla niego Jinx był wzorem ideałów, począwszy od siły fizycznej, poprzez heroizm i pewność siebie. Choć przy zdrowych zmysłach obrzucał go obelgami, wyzywał od zboczeńców, degeneratów i potworów, tak teraz ze ślepiami wbitymi w jego sylwetkę był w stanie wysławiać go pod niebiosa, gdyby trzeba było kogoś zapewnić o ciężarze „fajności” Sheby.
A Taihen twierdziła, że będzie jeszcze lepszy!
Chłopiec zacisnął usta, próbując się nie roześmiać. Podekscytowanie rozjaśniło jego twarz i nawet dobitny rozkaz Jinxa nie zmył subtelnego uśmieszku z jego warg. Spojrzał ostatni raz na prorokinię, dając jej nieme zapewnienie, że naprawdę nie chce iść, ale musi, a potem cofnął się wpierw o jeden krok, nie zdejmując z niej uparcie spojrzenia, pochylił się jeszcze po słoik z Nehiatem, zamrugał dwukrotnie, obrócił na pięcie i podbiegł do czarnowłosego, wlepiając w niego parę oczu o stalowych tęczówkach.
A Nehiat będzie spał z nami, wiesz? - zagaił, próbując ukryć dziecięce podniecenie. Bo on w sumie jest twój i musisz o niego dbać, i on je jakieś dziwne liście, ale Taihen pewnie powie ci więcej, no bo ja się jeszcze trochę nie znam - ciągnął niestrudzenie, kładąc się zaraz obok Jinxa. Czuł ciepło jego ciała i zapach skóry, ale próbował za wszelką cenę pozostać jak najdalej od swojego „opiekuna”.
Dorośli w końcu się nie przytulali, nawet jak się bali ciemności i tak dalej. Nic więc dziwnego, że chłopiec spróbował okazać się godnym komplementu i nadać sobie dojrzałych cech. Punkt pierwszy: zero przylegania do Jinxa. W końcu nie był już jakimś tam małolatem. Nie potrzebował żadnego oparcia emocjonalnego czy czegoś w tym guście. Punkt drugi: znosić te wszystkie a-normalne czułości dziewczyn, bo one potrzebują takich dziwnych akcji jak to całe całowanie na dobranoc i chodzenie na spacery, i trzymanie się za rękę, chociaż musisz mieć wolne obie dłonie, bo ciężko trzymać wijącą się dżdżownicę tylko w jednej, ale jednak trzymasz gardę i robisz, co możesz, żeby ona była zadowolona. Dlatego tym razem uśmiechnął się pod nosem i kiwnął głową, nie ścierając z czoła wspomnienia po delikatnym pocałunku.
Rzecz jasna, za żadne skarby nie przyznałby się, że mu się to podobało! Taihen była tylko koleżanką, a on miał ją chronić i nawet jeśli gest, którym go obdarzyła był miły (poczuł ciepło na policzkach i na karku, i nawet na szyi), to zachował dorosłą, polityczną minę z cyklu: „tak, tak, kochanie, ja ciebie też”.

---------------------------------

Usta Hirokiego poruszyły się, wciągając trochę wyciekającej z kącika śliny. Łeb - w nocy ułożony jak najdalej Jinxa - teraz znalazł się jakimś magicznym sposobem na brzuchu mężczyzny, dłoń z obwiązanym bandażem palcem wylądowała na jego udzie, sobie tylko znanym sposobem władował kolano na klatkę piersiową wymordowanego, jednocześnie próbują chyba jakoś na niego wleźć przy jednoczesnej niechęci do zbytniego wysiłku. Zamruczał jeszcze rozczulająco, wtulając mocniej policzek w obnażoną skórę czarnowłosego, a potem zdrową dłoń przyłożył do oczu. Ledwo przetarł twarz, a już spróbował usiąść. W sekundę zjechał na glebę, prostując ramiona i rozglądając się zaspanym wzrokiem.
Nawet śniadanie nie przykuło jego spojrzenia, choć gdyby zatrzymał się na nim na dłużej i dostrzegł truskawki, pewnie byłby pierwszy przy miskach. Wzrok - naturalną koleją rzeczy - ulokował się jednak na stworzeniu towarzyszącym Taihen. To było jak kubeł arktycznej wody wylanej za kołnierz. Chłopiec wydał zachrypnięty wrzask i obrócił się nieporadnie - tyłem do Jinxa - uderzając bosą piętą o ziemię, by przysunąć się jak najbliżej mężczyzny.
W dodatku ten charakterystyczny zapach...
Coś podpowiadało mu, że powinien znać tę metaliczną nutę, ale zamiast tego wciągnął gwałtownie powietrze i odszukał ręką dłoń (dwa razy większą niż swoja własna) Jinxa.
Szybko! - wycharczał stłamszenie, wybałuszonymi oczami śledząc poczynania wielkiego kota. Ja odwrócę jego uwagę, a ty ratuj Taihen! - polecił, w połowie będąc już na nogach. Ej, ty! - wrzasnął na tyle, na ile pozwalały mu na to martwe przecież struny głosowe. Pomachał jednak ramionami, jakby próbował przykuć uwagę samolotu. Ty wielka brzydka bestio! No! Chodź tu do mnie! W dłoni dzierżył naprędce pochwycony kamyk. W głowie mu się dziwnie kręciło, a ręce mu się mocno trzęsły - jak po delirium. Co jest nie tak z umysłem? O co chodzi z ciałem? Hiroki zmarszczył brzydko nos, próbując ignorować uporczywe igły wbijające się w skronie, podrzucił kamień, zamknął oko, wycelował, uniósł ramię, zamachnął się...

- - - - -
|| Wybaczcie mi upośledzenie tego postu. | : Niech on już po prostu zostanie wyleczony.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.03.16 0:23  •  Fluorescencyjne jaskinie - Page 4 Empty Re: Fluorescencyjne jaskinie
Noc wyjątkowo nie przyniosła ulgi i złagodzenia irytacji. Być może za sprawą małego ciężaru, który już po jakimś czasie ulokował się na jego ciele. I chociaż chłopak w rzeczywistości ważył tyle, co nic, to na dłuższą metę jego głowa zaczynała przypominać mały głaz. Oczywiście Sheba od czasu do czasu odsuwał go od siebie chcąc samemu przybrać jak najwygodniejszą pozę, ale młody wracał jak jakiś bumerang. Dlatego też po paru próbach wymordowanych najzwyczajniej w świecie zrezygnował z tej jałowej walki i spróbował przespać się. Pobudka okazała się jeszcze mniej przyjemna, niż zakładał.
Podniósł się do siadu wciąż półprzytomny i najpierw spojrzał na kobietę, a potem na jej zwierzątko. Znał je. I chociaż nie odczuwał strachu czy instynktu samozachowawczego, jeśli chodziło o obcowanie z dziką bestią (być może główną przyczyną była jego wrodzona arogancja, gdzie Sheba po wewnętrznie wiedział, że poradziłby sobie z lwicą) to nigdy nawet przez myśl nie przeszło mu, żeby drażnić przerośniętego kota. Zupełnie przeciwnie zachował się Shiroyate.
Nim dzieciak zdołał rzucić kamieniem, mógł poczuć na swym drobnym nadgarstku jak zaciskają się palce Sheby w żelaznym uścisku, a w następstwie mocne, być może nawet zbyt mocne szarpnięcie, w swoją stronę.
- Nie mierz się ze stworzeniem, jeśli nie masz pewności, że wygrasz. – warknął gardłowo spoglądając na niego z góry.
To jeszcze dziecko.
Zmrużył niebezpiecznie oczy, jakby przez moment rozważał kontynuowanie reprymendy za tak lekkomyślne postępowanie.
Dziecko, które nic nie wie o Desperacj. Na bogów, DZIECKO.
- Upośledzone w dodatku. – syknął przez zaciśnięte zęby, bardziej odpowiadając samemu sobie, aniżeli młodemu chłopcu. - Idź zjeść śniadanie. Zaraz przyjdę do ciebie. – dodał po chwili, niemal miażdżąc go nieodgadnionym spojrzeniem.
- Taihen, możesz wyprowadzić Nieznajomą? Niestety, nie wszyscy posiadają instynkt przetrwania. – zwrócił się do kobiety, dopiero po wypowiedzianych słowach przenosząc swoje spojrzenie na nią. - Rozumiem. Za moment zatelefonuję do siebie i poproszę o przysłanie kogoś po Ourella, żeby zabrali go od ciebie. Przy okazji przyniosą zapłatę za to, co zrobiliście dla nas. Swoją drogą co z naparem? Powinien już być gotowy, prawda? Chcę, żeby Hiro jak najszybciej się go napił. – dodał twardo, pomimo swoich wcześniejszych słów nie wypuszczając nadgarstka ze swego uścisku, jakby do ostatniej chwili bał się, że dzieciak coś odwali i rzeczywiście rzuci się w heroicznym akcie na Nieznajomą. A wtedy nawet Sheba nie wiedział, czy zdążyłby wyciągnąć młodego bez jakiegokolwiek uszczerbku na zdrowiu.
- Chodź. – dodał ciągnąc za sobą dzieciaka, chociaż sam nie był głodny. Ale przynajmniej dopilnuje, żeby coś zjadł. Choćby miał siła w niego wepchnąć jedzenie. Deja vu?
Jeszcze trochę, a wreszcie będzie normalny. A potem odpracuje te wszystkie koszta, które mnie kosztował, pomyślał posępnie podchodząc do jedzenia, jednocześnie wyciągając z kieszeni telefon. Wystukał coś na nim i przyłożył słuchawkę do ucha.
- Jasper. Weź paru ludzi I ruszcie swoje dupy pod gory Shi. Nie, nie obchodzi mnie to. Weźcie też z magazynu nieco jedzenia i ubrań. Tak, pieniądze też. Tak. I to też. Mhm. Ale w trymiga. Nie mam czasu. Możecie podjechać autem. Macie paliwo? Powinno jeszcze trochę być. Jak to jest uszkodzone? Przecież po ostatnim wyraźnie powiedziałem Ingvarowi, że ma się tym zająć. Zresztą, nie obchodzi mnie to. Macie tu być. – warknął, rozłączając się. Dopiero teraz puścił nadgarstek Hirokiego, skupiając się na ekranie telefonu, kiedy pospiesznie zaczął wystukiwać wiadomość z pulsującą żyłą kwintesencji wkurwienia na jego skroni.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.03.16 14:59  •  Fluorescencyjne jaskinie - Page 4 Empty Re: Fluorescencyjne jaskinie
Głaskanie Nieznajomej wyjątkowo koiło jej nerwy. Krótka sierść przelewała się pod palcami, zaś ciepło emanujące od cienkiej warstwy tłuszczu znajdującego się pod skórą rozluźniało wszystkie dotychczas napięte mięśnie prorokini. To był jeden z powodów przez które ominął ją moment przebudzenia jej gości. Drugim była pozycja w jakiej ich zastała. W półmroku, wtulonych w siebie jak dwie fretki, spleceni w czymś, czego nawet nie potrafiła nazwać. Czego nie udało jej się nigdy doświadczyć. Albo tak tylko uważała, wcale nie mając zamiaru się z tym ukrywać.
Dopiero krzyk Hiro sprawił, że odwróciła się. Akurat gdy kamień pojawił się nad głową chłopca, zaś męskie ramię pozbawiło go możliwości ataku. Odetchnęła głową. Jinx jeszcze czasem myślał. Na szczęście. Lwica nawet nie otworzyła ślepi, choć jedno z piaskowych uszu poruszyło się pod naporem dźwięków i ruchu kobiety. Wystarczyły jednak dwa uspokajające słowa żeby zwierze ponownie pozostało nieruchome. Nie to co pozostałe istoty obecne w grocie.
- Nieznajoma jest niegroźna. - Tak, zdecydowanie zachrypła przez tę noc. Gdyby ktoś jej się przyjrzał, pewnie też na kłykciach zauważyłby sine plamy. Może kolejna walka z bezsennością bądź inną poduszką. Niekoniecznie żywą. - Hiroki, może chcesz się przywitać zanim coś zjemy?
Odważni mężczyźni tak by zrobili, chciała dodać, ale zauważyła naglące spojrzenie Sheby. Westchnęła w duchu i pokręciła głową do własnych myśli. Oczywiście, że nie. Nie ma czasu na zabawę z dom. Jeszcze raz wskazała na półmiski pod ścianą i spojrzała z ciekawością na mężczyznę.
- No właśnie, napar. Nie jestem lekarzem więc ciężko mi stwierdzić czy już nadaje się do spożycia. Dlatego posłałam po kogoś bardziej kompetentnego. A jeśli chodzi o zapłatę - spojrzała gdzieś w bok, potem na swoje dłonie. W zamyśleniu przygryzła dolną wargę, pozwalając sobie na chwilę ciszy. Wyrównanie tętna i oddechu. Ponownie spojrzała na Jinxa, rozkoszując się tym, że nie obudził się w najlepszym humorze. Wtedy wręcz kipiał testosteronem. - Nie musisz się spieszyć. Na razie niczego nam nie brakuje, a w razie czego wiem gdzie was szukać. Zdajesz sobie z tego sprawę, prawda?
Och, oczywiście że tak.
Jeszcze zanim się rozkręciła rozmowa została zakończona. Wstała i ruszyła za gośćmi, gestem nakazując Nieznajomej nie ruszać się z miejsca. Wiedziała, że jeszcze minie kilka godzin nim zwierzę postanowi chociażby się rozejrzeć po grocie. Należała do ciekawskich tylko gdy zmuszał ją do tego głód. Wyjątkowo szybko zamieniła się w salonowego kotka. Taihen za to przysiadła obok Hirokiego, podciągając pod siebie nogi. Była ciekawa czy dziś z równym apetytem będzie pałaszował przygotowane dla niego przysmaki. Sama urwała kawałek chleba i umoczyła go w żółtej paście o korzennym zapachu.
- Smacznego. Jak się dziś czujesz? - Nie chciała żeby nudził się w czasie gdy Jinx rozmawiał przez telefon. Zgarnęła rudy kosmyk z czoła, przyglądając chłopcu.
Od czasu do czasu też zerkała w stronę wejścia. Za chwilę powinien się ktoś pojawić. Lada moment.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.03.16 16:18  •  Fluorescencyjne jaskinie - Page 4 Empty Re: Fluorescencyjne jaskinie
Spojrzał na niego zaskoczony. Jeszcze w ostatnim odruchu próbował wyrwać rękę i warknąć, że chyba oszalał. Przecież to było niedorzeczne! On i Jinx byli mężczyznami. I co z tego, że jeden z nich mógł zginąć, nie radząc sobie z potęgą bestii? Przecież Hiroki doskonale to wiedział i nie chodziło mu o to, żeby zwierzę pokonać, a odciągnąć od pozostałych, umożliwiając...
„Idź zjeść śniadanie.”
Szczena mu opadła.
Wyglądał teraz jak kula do kręgli ─ otwarte usta, otwarte oczy.
Zgłupiałeś! ─ pisnął przerażony, zapierając się bosymi stopami o ziemię i znów próbując wyrwać ze stalowego uścisku. Prawie tak, jakby trzymało go imadło, choć ─ z wiadomych przyczyn ─ Shirouyate nawet nie wiedział, czym imadło było. Zje ją! Zje Taihen na śniadanie, a ty... ty... ty..!
Zacisnął zęby. Pewnie w odruchu chciał Jinxa ugryźć, ale skruszyłby sobie tylko zęby. I tak udało mu się tylko kłapnąć zębami w powietrzu, bo mężczyzna pociągnął go za sobą, jakby ważył tyle co nic.
Jeszcze dużo wody w Jangcy upłynęło, nim chłopiec zrozumiał, że Nieznajoma nie jest jawnym zagrożeniem ani dla prorokini, ani dla nich samych. Siłą usadzony przed posiłkiem zaciskał palce w pięści ─ rzecz jasna te, które mógł ─ i próbował ustabilizować narwany oddech. Miało się nawet wrażenie, że lada moment, a wybuchnie histerycznym płaczem, godnym dwulatka, tak prędko podnosiła się i opadała cherlawa pierś.
Ale kiedy usiadła obok niego Taihen, od razu odwrócił do niej spojrzenie i błysnął zębami w uśmiechu, niezrażony, że przed momentem był gotów z własnej woli wepchnąć się do gardła Nieznajomej, nawet nie znając sytuacji.
Zresztą, nadal jej nie znał.
Przysunął się tylko do prorokini, obejmując ją w pasie szczupłymi ramionami i oparł policzek o jej bark.
Jinx się strasznie rzucał w nocy ─ burknął młodziak, mrużąc niezadowolony oczy. Przesunął policzkiem po jej ramieniu, mimowolnie zerkając na Nieznajomą. Ciągle się do mnie przysuwał i nie dało się go odkleić! ─ dodał rozjuszony. A ty jak? Zimno ci? I co jesz? Dobre? Nakarm mnie.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.03.16 16:34  •  Fluorescencyjne jaskinie - Page 4 Empty Re: Fluorescencyjne jaskinie
Szczerze mówiąc Azazel wcale się nie spieszył. Co więcej... metodycznie przedłużał swój przyjemny spacerek wśród podziemnych korytarzy.
W końcu jednak, cóż za sukces, dotarł do fluorescencyjnej groty, z zamiarem oddania leku i natychmiastowego jej opuszczenia, gdy coś zmusiło go do zatrzymania się tuż przed wejściem. Kundel przy jego boku zjeżył się resztką posklejanych kłaków, po czym powoli obniżył się na łapach warcząc przeciągle.
Co oni musieli wprowadzić do środka?
Spokojnie wplótł palce w sierść na łbie zwierzęcia, które jedynie padło na ziemię w wyuczonym, niemym „waruj”.
Może to coś co zeżre ich wszystkich i nie będzie problemu? Zachowa się lek na bardziej godnego pacjenta, albo sprzeda w Desperacji. Ciekawe jak wiele byliby skłonni oddać…

Troje ludzi. Prorokini, chory szczeniak i mężczyzna, który z pewnością nie należał do kościoła. Droga Taihen Shi nie powinna była wykorzystywać swojej pozycji do leczenia ludzi spoza ich wspólnoty. Czyżby poprzedni prorok jej tego nie nauczył?
Jego wzrok padł na przeuroczą bestyjkę… jak jej było… ach tak Nieznajoma. Nic dziwnego, że kundel tak reagował. Zresztą on też nie przepadał za tymi paskudnymi kotami.
Oparł się o jeden z większych głazów, bez większego zniecierpliwienia czekając aż Taihen się obróci i go dostrzeże.
Nie, nie mógł odkaszlnąć, albo zawołać radośnie „hej ludzkie pomioty przyniosłem serum, które nie zamieni tego smarkacza w ludzkie warzywo”.
Co zabawniejsze, uświadomił sobie, że nie zabrał notesu z lecznicy. Na dokładniejsze tłumaczenia będą musieli czekać aż Zachariel postanowi wrócić do świata żywych.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.03.16 21:25  •  Fluorescencyjne jaskinie - Page 4 Empty Re: Fluorescencyjne jaskinie
Głuchy na szarpania I protesty chłopca, usiadł niewzruszony tuż obok niego, na moment przemykając spojrzeniem po przygotowanym jedzeniu. Prawdę powiedziawszy nie odczuwał żadnego głodu, dlatego też postanowił nakarmić inny głód. Sięgnął do kieszeni bluzy przewieszonej przez oparcie krzesła i wyciągnął pogniecioną paczkę papierosów oraz zapalniczkę. Wsunął jednego z papierosów pomiędzy wargi przyciskając jego filtr i podpalił, zaciągając się przyjemnym i gryzącym dymem nikotyny, który na krótko pozostał w jego płucach, a potem powoli wypuścił go przez nos, przyglądając się Taihen.
Doskonale widział stan fizyczny, a może nawet i mentalny kobiety. Ale nie wnikał. Nie pytał. Sam wolał, żeby nikt, nawet jeśli osoba byłaby mu bliska, nie próbował włazić butami do jego życia. To były jego sprawy i tylko on mógł sobie poradzić. Ewentualnie mógł podzielić się nimi z Growlithem, ale ich historia i relacja to była odrębna sprawa.
Oparł policzek o dłoń przyglądając się kobiecie i Hirokiemu w milczeniu, od czasu do czasu zaciągając się nikotyną. W końcu westchnął, czując pulsujący ból w skroniach wywołany oczekiwaniem i niecierpliwością.
Słyszałeś, że niecierpliwi ludzie umierają szybciej?
Jakoś dobrze się trzymam.
- Jasne. – odparł krótko wsuwając palce na swoje skronie, które zaczął powolnym I kolistym ruchem pocierać. - Niemniej kiedy moi przyjadą dzisiaj, to coś przywiozą. W Desperacji nie ma nic za darmo. Nawet u was. – dodał stwierdzając, jakby nie chciał dopuścić do siebie jakiejkolwiek innej odpowiedzi. W tym samym momencie złote spojrzenie trafiło na kolejną, nieznajomą obecność. Jinx zmarszczył lekko brwi, przyglądając mu się przez moment, aż wreszcie skinął brodą w jego stronę.
- Chyba masz gościa. – mruknął popierając się na krześle. - To on ma przynieść ten wywar? Albo był za niego odpowiedzialny? – dodał cicho bębniąc palcami o blat stołu, a w głosie zagrała nuta niecierpliwości. Oczywiście, że już nie mógł czekać. To wszystko trwało zbyt długo. Rany, jakie otrzymał w walce z wilkami bolały i piekły i jedynym, o czym w tym momencie marzył mężczyzna to powrót do jego pokoju, gdzie będzie mógł wypocząć. Wzrok spłynął na Hirokiego.
Ze zdrowym smarkiem. Tym, którego zabrałem z ruin a nie ze śliniącym się downem, usta wykrzywiły się w grymasie, kiedy zaciągał się po raz ostatni.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.03.16 15:35  •  Fluorescencyjne jaskinie - Page 4 Empty Re: Fluorescencyjne jaskinie
Przyjemnie było poczuć ciepły ciężar na ramieniu. Przeniosła ciężar na stronę po której siedział chłopiec, żeby mogli stabilniej się do siebie przytulać.
- Mężczyźni tak mają - zaśmiała się pod nosem na myśl o klejącym się Jinxie - ale głównie nie mogą się powstrzymać przed dotykaniem kobiet. Wiesz, szukają mamuś dla swoich dzieci i tak dalej.
Odgryzła mokry od sosu kawałek chleba i przeżuła z namysłem. Kolendra była jednym z jej ulubionych ziół, pozwoliła by aromat rozszedł się po podniebieniu, budując całą piramidę walorów smakowych. Po chwili znów umoczyła chleb i tym razem podsunęła chłopcu pod nos, choć nie była przekonana czy ów przysmak przypadnie mu do gustu. Nie był słodki jak truskawki leżące nieopodal.
- Hmm... Może i nie ma nic za darmo, ale można dać się ponieść takiemu złudzeniu. Przysługa za przysługę, to tak naturalne że aż nieodczuwalne. - Spojrzała na Shebę, a jej oczy wyraźnie się śmiały. Niestety, ten moment, chwila gdy znów poczuła się jak w kompletnej rodzinie okraszonej szacunkiem i wzajemną miłością szybko minęła. Skrzywiła się na wzmiankę o gościu. Nawet Nieznajoma uniosła płaski łeb, by spojrzeć w stronę wejścia, a prorokini zawtórowała jej o wiele bardziej niechętnie.
- Azazel - odruchowo się wyprostowała na widok anioła i jego psa - nie spieszyłeś się. Ale skoro już tutaj jesteś to proszę, tam masz pozostałe składniki, które przez noc leżały w misce jak kazał tamten, hm, lekarz.
Skinieniem głowy wskazała na naczynie znajdujące się nadal nieopodal lwicy. Kot zakołysał w odpowiedzi ogonem i przeniósł się w inny kąt jaskini. Rudowłosa była niemal zdziwiona, jej pupilka nie była aż tak posłuszna, lecz nie był to najlepszy moment na jakikolwiek komentarz.
- Długo to zajmie? Jinxowi się trochę spieszy z tego co widzę. A zapłata warta jest pośpiechu.
Wiedziała, że cena jaką będzie kosztowała Azazela fatyga aż do podziemi by przyrządzić lekarstwo obcemu wielce go usatysfakcjonuje. I najpewniej tylko ona.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.04.16 4:51  •  Fluorescencyjne jaskinie - Page 4 Empty Re: Fluorescencyjne jaskinie
I istotnie. Nie przypadł. Mimo skrzywienia Hiroki przeżuł odgryziony kęs i przełknął, przetrzymując ledwo przemielony kawałek w żołądku; pierwszym organie, który na „pozytywne czynniki zewnętrzne” postanawiał skurczyć się i na siłę wypchnąć coś, bez czego organizm nie dotrwa do wizyty medyka. Dzieciaki tak miały. Mogły wrzeszczeć sopranem, że są głodne, ale nawet mimo tego głodu wypluwały wszystko, co wpakowało im się do gardła. Z Hirokim było o tyle lepiej, że starał się nie zwymiotować na kobietę, nawet jeśli w głowie wmawiał sobie, jak paskudne było to jedzenie niezwiązane ze słodkimi truskawkami dnia wczorajszego.
Drgnął jednak gwałtownie na wzmiankę o gościu. Taihen się wyprostowała, a on w naturalnym odruchu przylgnął do niej jeszcze mocniej, zaciskając powieki i zagryzając dolną wargę, jakby spodziewał się, że nagle wstanie ─ tak samo roześmiana i przyjazna ─ by zająć się kimś innym. Nie miał w sobie tyle siły, by nie pozwolić kobiecie nie wyplątanie się z jego ramion, ani tym bardziej siły perswazji ─ słowa w umyśle blakły mu coraz bardziej, mniej niż więcej pamiętał znaczeń i bez wątpienia nie wydukałby już żadnego słówka po angielsku, choć tyle lat wkuwali mu go w szkole ─ ale najwidoczniej łudził się, że wystarczy coś tak trywialnego, jak wzmocnienie uścisku, a kobieta zostanie tuż obok.
I została. Powietrze z płuc wypuścił dopiero wtedy, gdy zdał sobie sprawę, że faktycznie nigdzie się nie wybiera. Wtedy też dopiero uchylił powieki i skierował stalowe, nieufne spojrzenie prosto w Azazela. Nieznajomy musiał przyjść, kiedy odwrócił się, by zjeść trochę tego... tego... czegoś, czymkolwiek to było...
Jak duch, stęknął, mrużąc mocno powieki i odwracając od niego głowę. Nie był nawet świadom, że wypowiedział to stwierdzenie na głos; moc szalała pozostawiona sama sobie i była skora wysyłać następne sygnały, które powinny pozostać w umyśle dzieciaka. Ten schował zaraz twarz w ramieniu prorokini, wydychając gorące powietrze prosto na jej skórę.

                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.04.16 19:22  •  Fluorescencyjne jaskinie - Page 4 Empty Re: Fluorescencyjne jaskinie
Nie przywitał się z Prorokini. Doprawdy, ciężko było określić czy zrobiłby to nawet w chwili, gdyby nie odebrano mu za niesubordynację mowy.
Była… niekompetentna. Tak bardzo i boleśnie udowadniała to każdego dnia, podejmując coraz to gorsze decyzje.
Jego wzrok powędrował wzdłuż jej smukłego ramienia, przez bladą skórę (na ile by ją wyceniono?) przedramienia, kościsty nadgarstek, aż po sam czubek wskazującego palca, który skierowany był w miejsce, gdzie parę godzin wcześniej znajdowały się składniki.
No cóż. Uwadze kobiety i mężczyzn musiał umknąć fakt, że odebrano je parę godzin wcześniej.
Czy go to dziwiło? Ależ skąd. Byli tylko ludźmi.
Marnymi, infantylnymi ludźmi.
Odetchnął, kręcąc głową co mogło sprawić wrażenie, że anioł jest pełen politowania dla głupoty ludzkiej rasy.
Byli nieobecni. Byli ślepi. Zupełnie nie kontaktowali z rzeczywistością. I dlaczego do diabła, to właśnie oni byli nazywani zwieńczeniem dzieła boskiego?
Podszedł bliżej wpatrując się nieco wręcz rozbawiony w dzieciaka, który szukał schronienia w ramionach Taihen Shi.
Oj chłopcze naiwny. Czemu pchasz się w objęcia śmierci? Czyż jej nie widzisz, gdy przyodziana jest w piękną skórę i szaty?
Usłyszał jedno, piękne słowo. Zapłata. Cudownie. Nie mógł się doczekać co takiego te marne wyrzutki swego własnego społeczeństwa były zdolne ofiarować Kościołowi. Może parę nowych kurw (które zresztą to on będzie musiał leczyć), a może jakieś niezwykle-istotne-do-idiotycznych-rytuałów świeczki?
Poruszał płynem, który znalazł się niebezpiecznie blisko krawędzi butelki, zupełnie jak gdyby pytał: Co będę miał, jeśli nie wyleję tego u Twych stóp ma prorokini?
Nie czekał na odpowiedź.
Jeśli dzieciak był chory tak długo jak Zachariel opowiadał, Azazel nie bardzo miał ochotę się z nim bawić. Po prostu dość brutalne odciągnął go od rudowłosej.
Palce anioła zacisnęły się na szczęce „pacjenta”, zmuszając go jednocześnie do otwarcia ust, w które wlał wywar.
Przełknij.- Miał gdzieś, że nikt go nie słyszy. Nie o jego życie i co ważniejsze zdrowie psychicznie tu walczono. Nie pamiętał czy lek miał jakikolwiek smak, ale z pewnością nie był to syrop z cukierków i innych słodkich rzeczy. Odchylił mu głowę, upewniając się, że nie wypluje.
Jeszcze mógł się udławić.
Na jedno by wyszło szczerze mówiąc.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach