Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Pisanie 16.08.15 21:54  •  Fluorescencyjne jaskinie - Page 2 Empty Re: Fluorescencyjne jaskinie
Sącząc kompot przysłuchiwał się opowieści z najwyższym poziomem zainteresowania, na jaki tylko stać dziecko zatrzymane intelektualnie gdzieś w okolicy lat sześciu. I ciągle spadało. W pewnym momencie przechylił nawet głowę na bok, jak nierozumiejący czegoś szczeniak i spróbował wyobrazić sobie świat, w którym panowały same truskawki tak wielkie, że sam Hiroki mógłby być wielkości ─ co najwyżej ─ ich pestki. Lubił truskawki, ale taka wizja niezbyt mu odpowiadała. A co, jeśli truskawki tak naprawdę żywią się ludźmi?
„... i dlatego...”
Hiroki zamrugał i odczekał chwilę, która dłużyła mu się w nieskończoność. Dlaczego nie kontynuowała? To było nie fair. Wszyscy zawsze kończyli opowieści w tak ważnych momentach! Jasnowłosy lekko wzruszył barkami, jakby na odczepnego, byleby tylko dokończyła historię.
Sąąą ─ burknął marudnie, zaciskając palce na jej szczupłej dłoni. Nie chciałabyś ich poznać, wiesz? Nooo... niektórzy są jeszcze całkiem fajni, może trochę przerażający i śmierdzą, a większość z nich ciągle chodzi w brudnych ubraniach. Sam widziałem taką wielką grupę znajomych Jinxa, którzy chyba wracali z plastyki, bo całe ubranie, a nawet twarz i ręce, i włosy, i buty mieli ubrudzone czerwoną farbą. I jest tam taki jeden... ─ Urwał, ale nieposłuszeństwo nadal malowało się na jego buzi. Spojrzał na Taihen błyszczącymi, choć przymrużonymi w typowym dla siebie „znużonym” wyrazie oczami i lekko wzruszył barkami.
Kto mu uszkodził palca?
Jinx ma takiego kolegę, który wszystkich bije. I powiedział, że jeśli sobie nie pójdę, to codziennie będzie mi łamał kolejne palce, ale nie mogę nic mówić Jinxowi. ─ Nieprzyzwyczajone do uśmiechu usta chłopca wykrzywiły się w grymasie, który prawdopodobnie właśnie uśmiech miały pokazywać. Uniósł nawet nieco brodę. To nie mówię. I ty też nie powiesz, dobra? To taka nasza tajemnica. Ale nie musisz się bać, Taihen z 3B, bo ja bym cię obronił, wiesz? Dziewczyn nie można bić.
Im głębiej, tym Hiroki był bardziej ─ paradoksalnie ─ zafascynowany. Choć przywykł do uroków zieleni skąpanej w słońcu, tunele rozjaśnione dziwnym światłem wywoływały w nim uczucie, którego wcześniej (jak mu się wydawało) nie odczuł. To ta niemożliwa do sprecyzowania dawka podniecenia, zaciekawienia, strachu i radości, która pchała ręce w paszcze wściekłego lwa, choć rozum podpowiadał, że to nie najmądrzejsze rozwiązanie.
Dodatkowego efektu nadawała opowieść, którą Taihen postanowiła jednak wszcząć. Chłopiec co jakiś czas kiwał głową, by dać jej znać, że uważnie jej słucha, a innym razem wtrącał się, żeby zapytać co znaczy jakieś dziwne, trudne słowo ─ „Inwazji?” … „Rewolucji?!”─ którego nigdy przedtem nie słyszał i nie rozumiał.
Tak skupiony był na losach truskawek, że gdy wreszcie dotarli do jaskiń wypełnionych po brzegi krewetkami, potrzebował dodatkowego czasu, by się ocknąć. Wpatrywał się w twarz Prorokini, jakby była najcenniejszym obrazem, brakującym mu w kolekcji, a gdy tylko zaserwowała mu zakończenie przez krótką chwilę stał z otwartą buzią, bo jego szczęka sama postanowiła zmienić położenie na niższe.
Ale super! ─ krzyknął nagle, choć jego usta ledwo drgnęły. Odwrócił się gwałtownie ku wodzie i padł na kolana jakby sama truskawkowa królowa stanęła tuż przed nim. Obie dłonie uderzyły o ziemię chwilę po tym, jak zrobiły to kolana i choć skrzywił się na ostre szarpnięcie bólu złamanego palca, prędko skupił się na przyglądaniu świecącym zwierzątkom. Jesteś niesamowita! Skąd znasz takie fajne historie? ─ Zgiął łokcie, by móc przybliżyć nos do tafli wody. Dziesiątki małych, czarnych, wyłupiastych paciorków wpatrywało się prosto w niego, a on odpowiadał im spojrzeniem stalowych tęczówek. Kiedy będziemy mogli się wykąpać?

|| To najfajniejsza bajka dla dzieci jaką słyszałem. B|
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.08.15 15:47  •  Fluorescencyjne jaskinie - Page 2 Empty Re: Fluorescencyjne jaskinie
A więc tak się to wszystko potoczyło. Będzie musiała w wolnej chwili porozmawiać z Jinxem na temat jego znajomych z, ahem, plastyki. Ale to w wolnej chwili, jak już wszystko wróci do normy. Teraz wyciągnęła mały palec do chłopca, chcąc złożyć mu obietnicę. A kto ją złamie połknie sto szpilek, czy jak to tam leciało.
Uwielbiała dzieci. Nic nie dawało jej tak porządnego energetycznego kopa jak para wielkich szczerych oczu wpatrzonych w jej twarz. Zachwyt banałami, bezgraniczna ufność i mimowolne poszukiwanie bliskości. Każdy, kto dostrzegł u dziecka te wszystkie cechy nie mógł nie lubić dzieci. Były cudowne, tak jak teraz Hiro, gdy w końcu dotarła do końca historii i powędrowała z nim nad brzeg jeziorka, żeby zajrzeć w czarne ślepka fluorescencyjnych krewetek.
Widziała, jak pod taflą przejrzystej wody poruszają ogonkami przypominającymi wachlarze, a cienkie wąsiki falują razem z ruchem wody.
- Skąd znam takie historie? Czasem tu przychodzę, a one mi opowiadają swoje przygody. Nie wyobrazisz sobie jakie rozmowne potrafią być krewetki gdy potrafisz słuchać. - Puściła oczko do chłopca i wsunęła bosą stopę do letniej wody. Świecące zwierzątka rozpierzchły się szybko, ale za chwilę wróciły, żeby połaskotać skórę Taihen swoimi pyszczkami. Kobieta zachichotała. - Może też spróbujesz? Dają całuski, tylko musisz zdjąć skarpetki, bo Jinx pewnie będzie krzyczał. A co do pływania, to ty mi powiedz. Można wchodzić do wody po jedzeniu?
Poczekała chwilę, żeby chłopak się zastanowił i odpowiedział na pytanie. Dopiero jeśli w ogóle nie wiedział o co go pyta, to podsunęła, że może dostać skurczu, jeśli wejdzie do wody do godziny po jedzeniu. Nawet przeżyła chwilę konsternacji, zastanawiając się, czy kilka kęsów w połączeniu z kąpielą może mu zaszkodzić. Być może, w końcu Desperaci mieli okropnie skurczone żołądki przez brak regularnych posiłków.
W końcu jednak wzruszyła ramionami.
- W sumie to tu nie jest głęboko. Chodź, spróbujemy złapać krewetkę. Jak postawisz ją w słoiczku przy łóżku, to będzie ci szeptała ładne sny na dobranoc. I odgoni koszmary swoim światełkiem.
Szkoda, że w życiu nic nie było aż tak proste. Ale nie to było teraz istotne. Włożyła drugą stopę do wody i wstała. Tafla sięgała jej do połowy łydek, chłopak tym bardziej nie mógł się utopić.
Wskazała też na kilka słoików stojących w jednej z wnęk jaskini. Czasem mali chłopcy mieszkający w arteriach świątyni przychodzili tu i też łapali krewetki. Pomagały im one zwalczyć lęk przed ciemnością. I były o wiele bardziej pocieszne od patyczaków. Czy innych świetlików.
Przykucnęła w wodzie po kolana i zanurzyła w niej ręce, starając się capnąć jedno ze zwierzątek. Niestety, pierwsza próba zakończyła się niepowodzeniem, ale uroczo było patrzeć na stworzonka machające z całych sił swoimi krótkimi nóżkami.
- To chyba będzie trudniejsze niż myślałam.
Ale przynajmniej mieli zabawę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.09.15 0:16  •  Fluorescencyjne jaskinie - Page 2 Empty Re: Fluorescencyjne jaskinie
Niemożliwe! ─ Znów w jego „głosie” pojawił się ten nienaturalny, dziecięcy wydźwięk czystej fascynacji, a mimo wypowiedzianego słowa, uwierzył jej natychmiast. Widać to było w błyszczących oczach, na których położył się obraz ledwo poruszanych przez ogonki krewetek fal.
Czyli muszę nauczyć się lepiej słuchać, tak? A może one po prostu za cicho mówią? Umieją głośniej?
Wpatrzył się w małe stworzonka, które nagle rozpierzchły się na bok, spychane niewidzialną ręką. Hiroki wyprostował łokcie i spojrzał z zaskoczeniem na wchodzącą do wody Taihen.
Całuski? ─ Zmarkotniał na moment, wysuwając język z cichym „bleh”. Tyle, że prorokini miała pewną, dość istotną wadę. A przynajmniej była to wada z perspektywy Hirokiego, bo... zbyt łatwo potrafiła manipulować szczenięcym zainteresowaniem. Nawet jeśli chwilę temu wyglądał, jakby zjadł coś obrzydliwego, to teraz po grymasie nie pozostał żaden ślad. Uniósł za to spojrzenie na sklepienie, szukając tam jakiejś podpowiedzi.
Nic jednak inteligentnego nie wpadło mu do głowy. Przechylił więc czerep na bok, jak szczenię, które nie rozumie od dawna trenowanej komendy i spojrzał błagalnie na Taihen, szukając w niej pomocy.
Ze smutkiem pokiwał głową na jej tłumaczenie ─ czymkolwiek w ogóle był potwór imieniem „skurczu” ─ a potem usiadł na piętach, jakby nagle przestał mieć ochotę, by wejść do wody.
„W sumie to tu nie jest tak głęboko...”
Ożywił się.
Jeden pstryk, a dzieciak poderwał się do pionu. Niezdarnie zajął się zdjęciem butów, a potem skarpetek, które i tak były za duże o kilka rozmiarów i wszedł niepewnie do wody, marszcząc ruchem gładką powierzchnię podziemnego jeziorka. Poruszał się z zaskakującą powolnością i ostrożnością, bo bał się, że przypadkiem nadepnie na jakąś krewetkę i ją wyłączy. Na... ─ Przystanął i spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami. Naprawdę?! A... a złapiemy też dla Jinxa? On źle sypia. I dla jego kolegi? Może jak taka krewetka będzie mu opowiadała bajki, to będzie lepszy i przestanie tak bić?
Posłusznie podszedł do półki, by zabrać stamtąd dwa słoiki ─ czyli tyle, ile był według siebie w stanie unieść ─ a potem podreptał do Taihen. Podał jej jedno szklane naczynie i pochylił się, oburącz ściskając pojemnik, otworem do dołu. Zaatakował raz, ale zrobił to tak niepozornie i tak gwałtownie, że krewetki pouciekały, nim wbił słoik w ziemię. W wodzie wzniósł się tylko tuman ziemi, a sam Hiro mruknął coś niemo pod nosem.
Ale szybkie! ─ Uniósł naczynie i spróbował raz jeszcze. I kolejny, następny, jeszcze jeden... Mimo niepowodzeń, na twarzy malowało się pełne zmobilizowanie. Najwidoczniej nie miał zamiaru rezygnować z misji. W końcu taka świecąca krewetka przy łóżku, to klawa rzecz, nie? Ej, Taihen! ─ szepnął, kucając nieopodal niej, znów polując na drżące pod wodą stworzonka. Tym razem próbował być cicho i nie robić nagłych ruchów. Co one jedzą? Bo nie wyglądają na głodomorów...
Na sekundę obejrzał się na nią, ale potem znów wrócił do obserwacji swoich malutkich ofiar.
Ty też nie wyglądasz. A może ktoś cię bije albo na ciebie krzyczy? Bo mama mówiła, że jak tak jest, to dzieci nie chcą jeść, bo cały czas myślą o tym biciu i krzyczeniu i robi im się niedobrze, i to dlatego, wiesz? ─ Słój opadł do wody, a usta Hirokiego wykrzywiły się, jako komentarz na porażkę. Bo jak tak, to możesz mi powiedzieć, a ja cię obronię. W końcu jesteś fajna, nie?
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.10.15 15:49  •  Fluorescencyjne jaskinie - Page 2 Empty Re: Fluorescencyjne jaskinie
Ciężko było się nie roześmiać. Dźwięczny śmiech odbił się od ścian, widząc zdziwione ślepia chłopca.
- Słuchanie jest bardzo trudne, nawet dorośli mają z nim często problem. Ale może, kto wie...
W jej głowie przebiegła myśl, że może zbyt często zmienia temat, zmuszając chłopca do nadmiernego skupienia, ale ciężko było się powstrzymać na widok niemal całej palety emocji zmieniającej się niemal tak często jak u kobiety. Pogłaskała go po włosach i skinęła głową. Przecież to oczywiste, że mogli złapać też krewetkę dla Jinxa, w jeziorku było ich tyle, że raczej nie zabraknie dla połowy Desperacji. Tylko pewnie zajęłoby im to kilka lat, zwierzątka były wyjątkowo szybkie, co chłopiec zdążył już zauważyć.
Taihen zabrała od niego słoik i przyjrzała mu się uważnie. Zakrętka się dobrze zamykała, a szklane naczynie było dosyć czyste, choć nie pachniało tym czym pachnieć powinno. W sumie jego zapach kojarzył się kobiecie z kiszonką, a takiego mieszkania raczej nie chciałby nawet przeciętny Rosjanin. Chyba. Kto wie. Całe szczęście, że pod wodą nie było czuć żadnych woni, a same krewetki nie miały nosków.
Zamarła na chwilę, przyglądając się jak robi to chłopak, a potem sama przykucnęła, mocząc przy tym cały dół sukienki. Położyła słoik na boku na dnie i przytrzymała go żeby nie odpłynął.
- Widzisz to zielone co rośnie na kamieniach pod wodą? - Chciała wskazać palcem na glony, ale jeden ze skorupiaków z zaciekawieniem zbliżał się do słoika, badając go wąsikami. Zamarła, czekając, aż wkroczy do szklanej pułapki. - Jeśli do słoika wrzucisz też taki kamyk, to sam będzie obrastał, a twoje zwierzątko nigdy nie będzie głodne.
Już chciała dosunąć wieczko do słoika i uwięzić ofiarę, gdy w ostatniej chwili się potknęła i wylądowała kolanami w wodzie. Skorupiak szybko wypłynął, uciekając niemal na drugi koniec jeziorka. Westchnęła cicho i zaczęła całą operację wabienia krewetek od początku. Całe szczęście, że nie były zbyt strachliwe i ciekawiło je wszystko co tylko weszło do wody. Penie właśnie dlatego kilka otoczyło nogi Hiro, uciekając tylko jak robił jakiś gwałtowniejszy ruch. Ale i tak czuł to samo łaskotanie co wcześniej rudowłosa. Te same całuski.
- Czemu ktoś miałby na mnie krzyczeć? - Spojrzała na chłopca, starając się zrozumieć skąd wzięły się jego pochmurne myśli. Zmarszczyła nieco brwi, zatroskana. - Jestem tak jakby mamą wszystkich, którzy nie mają gdzie spać i przychodzą tutaj. Nie mają powodu żeby na mnie krzyczeć.
Poczłapała kilka kroków do Hiro i bez słowa go objęła, zapominając na moment o dryfującym słoiku, w którym tkwiła spanikowana krewetka.
- Widziałam jak jadłeś truskawki, jesteś chyba największym głodomorem jakiego widziałam, ale czy to znaczy że nikt cię nie bije? Albo nie krzyczy? To nie zawsze tak wygląda jak mówisz, ale to nic. Ważne żeby jeść, bo inaczej nie będzie się miało sił żeby obronić siebie i bliskich, prawda? - Zerknęła na słoik i rozpromieniła się. - I chyba mamy pierwszą krewetkę.
Całe szczęście, że słoik dryfował otworem nad powierzchnią wody, bo już dawno by im uciekła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.10.15 22:10  •  Fluorescencyjne jaskinie - Page 2 Empty Re: Fluorescencyjne jaskinie
Będzie? Serio? Nie wkręcasz? – Rozejrzał się natychmiast dookoła, w poszukiwaniu obrośniętych glonami kamieni. Ciężko było ich nie dostrzec pod czystą taflą wody, bo choć ich kształt falował w rytm wolnych kroków chłopca, wyróżniały się pośród malutkich krewetek i piasku. Już nawet się schylał po jednego, już dłoń wślizgnęła się do cieczy, już palce musnęły powierzchnię... ale zatrzymały się, gdy i sam Hiroki zerknął na Taihen, lekko przekrzywiając głowę na bok. Wyprostował się bardzo powoli, jakby nie chciał się narazić jej gniewowi i zmrużył szare ślepia, na koniec wzruszając niedbale barkami.
Nie możesz być mamą wszystkich, którzy nie mają gdzie spać. Bo ja nie mam, a moja mama wygląda inaczej. Mimo wyrzutu w tonie „głosu” nie był na nią zły. Widać to było po tej niezmywalnym, wręcz cholernym uwielbieniu wpisanym już na amen w pogrążoną szaleńczą chorobą tęczówkach. Chciał coś nawet dodać, ale jego usta ledwo się rozkleiły, a poczuł szczupłe ramiona kobiety na swoich barkach.
Oh? – wymsknęło mu się, gdy mrugał zaskoczony, z policzkiem na jej piersi. Szybko jednak słoik wyślizgnął się z jego dłoni i plusnąwszy żałośnie w wodę, zagłuszył cichy pomruk chłopca, który wspiął się rękoma po jej plecach i mocno wtulił się w prorokinię, nieświadom nawet, jak wiele spojrzeń próbowałoby go teraz zabić, gdyby tylko dostały się tu cudze pary oczu. Zamknął mocno powieki, wzmacniając nieco i tak niezbyt imponujący uścisk, jakby nie chciał już nigdy wypuszczać jej z objęć.
A gdy tylko zaczęła zadawać pytania, zakłopotał się prędko. Schował twarz w jej ubraniu, chcąc ukryć policzki przyprószone jasnym różem – był pewien, że coś takiego nie przystoi chłopcu... tfu!, mężczyźnie w jego wieku.
To... to znaczy... – wystękał bezradnie, luzując uścisk i odsuwając się od niej nieco. Wsunął jednak rękę pod jej dłoń i złapał ją w palce, zaciskając na moment usta tak mocno, że wargi zniknęły formułując się w wąską kreskę. W końcu jednak zrezygnował. Pokręcił przecząco głową, aż rozwiały się wszystkie jego kosmyki i spojrzał na nią z dołu.
Rozpromieniła się.
Więc i z niego uszło dziwne uczucie rozgoryczenia. Zerknął w tym samym kierunku i usta nie potrafiły pozostać w obojętnym wyrazie. Kąciki uniosły się, a jego oczy ponownie zabłysły.
No nie! – rzucił głośno, wręcz huknięciem wtargnął do umysłu kobiety. Podszedł prędko do słoika i wziął go w dłonie, podnosząc do góry i wyciągając go w jej stronę. Ale masz farta! Jak to zrobiłaś?! Ja cały czas poluję i nic mi nie wychodzi! A chciałem jeszcze dla Jinxa, mamy i tego brzydala... – Wraz z ostatnim jęknięciem zaczął w panice rozglądać się za swoim słoikiem.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.11.15 21:48  •  Fluorescencyjne jaskinie - Page 2 Empty Re: Fluorescencyjne jaskinie
Nie możesz być moją mamą.
Uśmiechnęła się lekko, kręcąc głową. Fakt, nie była, ale to ona go teraz przytulała, chcąc choć na chwilę zapewnić mu odrobinę bezpieczeństwa. Prawą ręką potarmosiła jego włosy, lewą zaś przygarnęła chłopaka bliżej siebie.
- Jestem zastępczą mamą. Albo ciocią - wyjaśniła spokojnie, szukając spojrzenia poplamionych ślepi. - Jak chcesz twoją też mogę być. Chodzilibyśmy na spacery, zbierali kasztany w lesie albo lepili bałwana.
Jego uwielbienie nie było jednostronne. Kobieta zdecydowanie marzyła żeby mieć własne dzieci, żeby wychować je w przyjaznym otoczeniu, w miejscu, gdzie nie będą musiały na każdym kroku walczyć o własne życie. Ale zanim stanie się coś podobnego zapewne minie jeszcze bardzo, bardzo dużo czasu.
Coraz częściej podobne myśli zaprzątały jej głowę, a przecież nie powinny. Niepotrzebnie produkowała monologi w kierunku chorego chłopaka, zdała sobie z tego sprawę gdy zobaczyła jego strapioną minę. Chciała wyciągnąć rękę na zgodę, ale miny Hiro zmieniały się jak w kalejdoskopie. Tak szybko zapominał, taki był niewinny.
A entuzjazm szybko się udzielał.
Też powiodła spojrzeniem za chłopakiem, szukając kawałka szkła, ale zamiast tego zaatakował ją słoik z krewetką. Uniosła go i spojrzała na zwierzątko, które w lekkiej panice obijało się wąsami o ścianki więzienia. Zakołysała nim, wydobywając z pancerzyka trochę więcej blasku.
- Poczekaj, może do twojego też sama wejdzie, niech sobie pływa. - Naczynie unosiło się już kilka kroków dalej, a zwierzątka podpływały do niego coraz bliżej, jakby w ogóle nie nauczyły się na błędach swoich poprzedników. - Możesz nazbierać trochę jedzonka dla tej... Właśnie!
Spojrzała bardzo poważnie na chłopca, wręczając mu oficjalnie słoik. Krewetka wywinęła koziołka w wodzie i wystawiła jedno z oczek na powierzchnię. Ach, te zmutowane owoce morza.
- Jak ją nazwiesz? Każdy przyjaciel powinien mieć jakieś imię.
Złożyła usta w dzióbek, zastanawiając się przez chwilę po czym klapnęła w chłodnej wodzie, pozwalając by zmoczyła resztę sukienki i koniec rudego kucyka. Była całkiem przyjemna, ale kobietą i tak wstrząsnął dreszcz. Odchyliła głowę do tyłu, pozwalając by ją połaskotała w czółko.
- Co mam zrobić, Ao? Jak tak dalej pójdzie to zostanę sama... - szepnęła, a jej głos rozniósł się echem po jaskini razem z westchnieniem. Zamknęła oczy i zamarła w bezruchu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.12.15 1:01  •  Fluorescencyjne jaskinie - Page 2 Empty Re: Fluorescencyjne jaskinie
Wlecieli na feniksie i chociaż Jinx był nieprzytomny, to wciąż cholernie seksowny. Nieważne jak jego ciało zostało rzucone, i tak układało się w pozycji modeli skąpanych w szkarłacie krwi, muskanych promieniami słońca i owiewanych poranną jutrzenką skraplani świeżą rosą z łąki.

*sparkle w tle*
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.12.15 22:37  •  Fluorescencyjne jaskinie - Page 2 Empty Re: Fluorescencyjne jaskinie
Świst powietrza był przez dłuższy czas jedyną melodią, którą mógł usłyszeć. Niby nie pierwszy raz bujał sobie w przestworzach; nie były mu obce podmuchy wiatru czy całkiem imponujący widok z góry. Mimo wszystko jak sięgał pamięcią, tak nie mógł sobie przypomnieć, aby kiedykolwiek dosiadał feniksa.
Choć ów środek transportu przyjął bez absolutnie żadnego kręcenia nosem, w tracie lotu - gdy miał czas, aby pomyśleć – brały go pewne wątpliwości, co do bezpieczeństwa. Bynajmniej nie swojego. Ognisty ptak trzymał swoje płomienie niebezpiecznie blisko zwiotczałego ciała Jinx’a, które anioł desperacko próbował trzymać blisko siebie i asekurować przy żwawszych manewrach bestii. Przynajmniej ptaszyna zapewniła im więcej ciepła, bo mizerny płaszcz zarzucony na ramiona wymordowanego raczej nie utrzymałby go w stabilnym stanie zbyt długo.
Jednak nie tylko ten ekskluzywny środek transportu poddawał jego głowę procesowi siwienia. Dochodziła jeszcze wyznawczyni Ao, którą pozostawił samą sobie w Edenie. Sądząc po tym, jakie umiejętności zaprezentowała podczas walki, Ourell miał się czego bać, odbierając jej nie tyle co bestię, ale i samego siebie. Nie miał się kto wrzucić pod kły, byleby dać jej szansę na ucieczkę… choć przypominając sobie cel podróży, zaczął się zastanawiać, czy sam niedługo nie zacznie czym prędzej uciekać.
Grota jaskini zaczynała być widoczna z oddali, akurat w momencie, w którym Ourell zaczął czuć, że zdrętwiały mu obficie krwawiące dłonie. No tak.. całą swoją uwagę skupił na przytrzymywaniu Jinx’a, kompletnie zapominając o tym, aby zająć się własnymi obrażeniami. Krótki komentarz, jak się prezentował płaszcz, na którym trzymał łapy; będzie co prać. Poza tym dokuczało mu skrzydło, przy którym niejednokrotnie krzywił się podczas samej podróży. Nawet lekko poruszane przez wiatr pióra wywoływały piorunujący ból złamanej kości. Co gorsza, nie mógł ich zdematerializować, a z racji tego, że z sektą się do tej pory nie bratał – opinię miał o nich beznadziejną.
Pamięć była jego najcenniejszym skarbem, lecz poza przepisem na dobrą grochową czy dokładną charakterystyką najcięższych chorób, pamiętał również krzywdy, a anielskiej krwi przelanej na ziemiach, po których za chwilę będzie stąpał, nigdy nie zapomni. Jego bracia, siostry… zasłyszał, że już od dłuższego czasu urzędował nowy prorok. Mimo wszystko i tak czuł spory niepokój. Jeśli go na dzień dobry zaszpachlują… kto wyleczy tego dzieciaka?
Feniks zdawał się rozpoznawać okolicę i instynktownie przygotować do lądowania… albo wlecenia wprost w wielką grotę na tyle daleko, na ile pozwalała mu to wielkość i własnego ciała, i samych korytarzy. O ile pałał niechęcią do wiernych, którzy przechodzili wzdłuż tych samych tuneli w szczątkowej ilości, o tyle żal im było każdego ich krzyku po tym, jak zauważyli jakieś wielkie ptaszysko przelatujące nad ich głowami. Co prawda feniks należał do jednej z ich sióstr – de facto nawet członkini starszyzny – i może to było powodem, dla którego jeszcze nikt go z tej bestii nie zdjął. Ewentualnie fakt, że do tej pory minął jakieś niewinne niewiasty i kilka staruszek z wnuczętami. Huh.
W końcu jednak skrzydła feniksa nie mieściły się w korytarzu, który z jakiegoś powodu zaczął świecić własnym blaskiem i bestia została zmuszona zatrzymać się i przejść na chód. Ta część podróży była dla Ourella chyba najbardziej wyczerpująca, bo choć został imo kawałek, przeniesienie ciała Jinxa w tak opłakanym stanie, w jakim anioł się znajdował, było co najmniej ciężkie.
Widok, który momentalnie wymalował się przed prorokinią i zidiociałym dzieciakiem, był z lekka niecodzienny, choć jeśli kobieta była wcześniej uprzedzona, może nie spojrzy na nich z aż taką konsternacją.
Blondyn z trudem utrzymywał ciało poharatanego wymordowanego, kładąc je na płaskim, najbliższym podłożu, z pewną dozą czułości pilnując, by płaszcz, którym go uprzednio okrył, wciąż stanowił funkcję koca. Sam anioł z nieruchomo zastygłym skrzydłem, starał się utrzymywać równowagę, rozpaczliwie wymachując tym drugim, kiedy tylko zaczynał przechylać się na jedną ze stron. Nogi trzęsły mu się niemiłosiernie, a ilość krwi, którą był naznaczony, dawała pewne namysły do powodów, dla których stąpał po ziemi tak chwiejnie. Całość dopełniały podarte, mokre od pasa w dół ubrania i srebrny, chrześcijański krzyżyk, który mimo zakrycia żółtą chustą, wciąż nieśmiało się wychylał.
Nim jednak wszedł na chama do pomieszczenia, pokusił się o kulturę. Przecież nie wchodził do stodoły… choć w stodole czułby się zdecydowanie mniej narażony na śmierć.
- Nazywam się Ourell Archangel i zostałem poproszony o wyleczenie Hirokiego. – ton głosu był uprzejmy. Gdyby wydrzeć z niego zmęczenie, Taihen byłaby w stanie zasłyszeć w nim lekko przepraszającą nutę. Może i trzymał prawie-trupa na rękach, któremu najchętniej od razu oddałby wszystkie organy wewnętrzne, ale za burzenie czyjegoś spokoju zawsze wypadało przeprosić. Jak nie słowami, to postawą. – Jesteś Taihen, prawda? – zagadnął, czując wewnątrz nieprzyjemny ścisk, którego choćby chciał, nie potrafił do końca zdławić. Kościół Nowej Wiary… prorokini… jedne wielkie bujdy na resorach, a do tego niebezpieczne. O zgrozo.. przecież wyznawcy Ao bluzną na jego ojca.
Uspokój się.
Chciał tylko dobrze dla Hirokiego. Poza tym brak energii nawet by mu nie pozwolił podejmować jakiekolwiek tematy religijne. Tym bardziej, że znajdował się w samej paszczy lwa…
Raz jeszcze spojrzał na kobietę, nie rezygnując z uprzejmości, choć jego zdyszany oddech i ogólnie niezbyt reprezentacyjny wygląd, pewnie i tak odwróciłyby od nich uwagę.
- Powinnaś być w posiadaniu reszty składników na lekarstwo. Czy mógłbym Cię prosić, abyś zapewniła Jinx’owi opiekę? Przynajmniej na moment, w którym odstawię śledzionę ryjowca w politei. – zaczynał czuć się niezręcznie, tak chwiejąc się na drżących nogach, choć uparcie zaciskał zęby i ani myślał upaść.
Przecież miał zadanie.. na które źródło zawiesił teraz oko.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.12.15 0:56  •  Fluorescencyjne jaskinie - Page 2 Empty Re: Fluorescencyjne jaskinie
Zmarszczył lekko nosek, przyglądając się jej uważnie.
Noo ─ przeciągnął mimowolnie, wypychając nieco dolną szczękę do przodu. Nooo dobraa. Ale! Palec dzieciaka podniósł się w bardzo ważnym geście uwagi. Odczekał, by mieć stuprocentową pewność, że Taihen nie zainteresuje się bardziej glonami niż nim, wziął wdech i poruszył ustami na wzór słów: Jeśli nie masz żadnego złego wujka. Jasne? Buńczuczna mina prędko ustąpiła rozweseleniu. Um! Kasztany brzmią fajnie! I bałwan, nie? Nigdy nie lepiłem.
Zastanowił się dłuższą chwilę, aż jego zainteresowania nie wzbudziły kolejne słowa prorokini. Uniósł obie brwi, jakby powiedziała coś podejrzanego na tyle, że nie był w stanie w to uwierzyć, a potem nagle pokręcił głową.
No... znaczy... w sumie to się jeszcze nie zastanawiałem, no bo... Dłonie poruszyły się prędko, wzbraniając się przed odpowiedzialnością. I kiedy postawił krok do tyłu, nagle wyprostował plecy. Palce oparły się o śliską powierzchnię podanego mu słoika, ale przytrzymał go i spojrzał kobiecie prosto w twarz z taką hardością, że lada moment, a można by pomyśleć, że ofiarowała mu wystarczająco ważną misję, by uratował pół globu. Przez chwilę próbował jeszcze poprzestawiać wszystkie litery, co z racji młodego wieku, było dla niego faktycznie zadaniem na miarę ocalenia świata, aż wreszcie wyrzucił z siebie zdecydowane:
Nehiat! Fajne imię dla takiego czegoś. Brzmi trochę jak z jakiejś legendy, no nie? – mruknął podniecony ze skrzącymi się oczami, absolutnie licząc teraz na potwierdzenie. Tak byś się nazywała, jakbyś była chłopcem, wiesz? I... co robisz?
Przyglądał się zaintrygowany, nie rozumiejąc, jak może chcieć zanurzać się w tak chłodnej wodzie. Mimo, że nie wyglądał na przekonanego co do jej pomysłu, słowa potraktował bardzo poważnie. Ścisnął mocniej słoik, obejmując go ramionami i pokiwał głową.
Nie będziesz sama! – zaoponował po zdecydowanie zbyt długiej chwili. Potrzebował jej jednak, żeby zebrać w sobie odwagę. W końcu niecodziennie mówił takie rzeczy dziewczynie. Ja mogę być twoim kolegą, dobra? Wiesz, możemy chodzić już na te twoje spacery jak tak bardzo chcesz, nooo... I pozwolę ci odwiedzać Nehia... – reszta zdania została dosłownie urwana, jakby była tylko cienką linką, na którą opadło ostrze noża. Hiroki podskoczył i wycofał się o kilka kroków, kierując zaskoczone spojrzenie na Ourella.
Skąd on..?
Ale więcej nie myślał. Nie słuchał też jego słów, wpatrując się tępo w nieprzytomne ciało Jinxa. Dzierżony w obu dłoniach słoik z małym zwierzątkiem wyślizgnął się z uścisku, z chlustem wpadając do wody, a nim jej krople z powrotem położyły się na tafli, Hiroki biegł już w stronę czarnowłosego.
Jinx! – Piśnięcie przecięło umysły wszystkich jak wyjątkowo naostrzona strzała. Ołaaa! Co ci się..?! – Przyhamował nagle tak raptownie, jakby wbiegł w ścianę, odskoczył do tyłu, w mig znajdując się przy tłumaczącym się Ourellu. Idź stąd!
Jeśli ktokolwiek uznał, że to tylko przesłuch, to prędko mógł się zorientować, że niekoniecznie. Dłonie faktycznie oparły się o bok medyka DOGS, a ramiona pchnęły go w bok z zamiarem odsunięcia od nakrytego narzutą ciała. Pół sekundy później mokra pięta z całą pewnością specjalnie wbiła się wpierw w łydkę, a chwilę potem w udo Ourella, gdy Hiroki z nieukrywaną wściekłością posłał te dwa solidne – jak na czternastolatka – kopniaki, by zaraz z wilgotnymi oczami nie wbić wzroku prosto w pomarszczoną blizną twarz. Spory wyrzut malował się w stalowych tęczówkach, które skrzyły się mocno, odbijając od ciebie każde możliwe światło. Starał się zdusić w zalążku histeryczny atak płaczu, nawet jeśli widok pokiereszowanego Jinxa, wywoływał u niego drżenie na ciele.
Coś ty mu zrobił, ty brzydalu?
Zacisnął wtedy palce w pięści i ignorując ból tego złamanego warknął coś gardłowo, wyzywając go od idiotów. Stanął jednak tak, aby znaleźć się między jasnowłosym, a Jinxem, co rusz zresztą zerkając również w kierunku Taihen.
Wyjdź! – Nalegał uparcie, marszcząc przy tym brwi. Jeszcze raz go skrzywdzisz, a cię pobiję! A jak tkniesz Taihen, to też nie będę dla ciebie miły! To twoja ostatnia szansa!
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.12.15 19:03  •  Fluorescencyjne jaskinie - Page 2 Empty Re: Fluorescencyjne jaskinie
- Nehiat? - Chwilę jej zajęło ułożenie literek. Gdy jednak myśl zaskoczyła, na jej twarzy pojawił się wielki, pełen radości uśmiech. A to mała skubana bestia, był sprytniejszy niż mu się wydawało. Mentalnie zmierzwiła mu włosy, przy okazji śmiejąc się w duchu. - To najlepsze imię dla krewetki jakie kiedykolwiek słyszałam. I bardzo bym chciała się tak nazywać gdybym była chłopcem.

Ao nie odpowiedział na jej pytania, ale chłopiec owszem. A może to jej bóg mówił przez jego milczące usta? Och, to byłoby zbyt piękne żeby było prawdziwe. Ale mogli chodzić na spacery. W końcu miałaby swojego małego synka, który wypełniłby pustkę.
Małego, który jest wyższy od ciebie.
Ha. Może jednak niech zostanie tym kolegą. Spojrzała na Hiro gdy urwał w połowie zapewnienia. Może znów za bardzo się zamyśliła i teraz czekał na jej odpowiedź.
- Byłoby świetnie. Chyba właśnie przypomniałam sobie historię Neha...
Neha, który właśnie wpadł do wody z pluskiem, niszcząc cały nastrój chwili. Widziała to na twarzy chłopca, w jego ruchach, gdy ruszył biegiem w stronę wyjścia. Trochę zgłupiała, ale odpowiedział jej obcy głos.
Nazywam się Ourell...
- Mało oryginalne nazwisko. - Uprzejmość szlag trafił. Wstała z klęczek i obróciła w stronę medyka. Nie przejmowała się faktem, że całe ubranie, teraz mokre, przykleiło się jej do ciała. Spodnie i bluzka nie były aż tak prowokujące żeby zniesmaczyć anioła żyjącego w Desperacji. Nie powinny. Szczególnie Psa, patrząc po chustce na szyi, spod której wystawał krzyżyk. Mimowolnie się skrzywiła, lecz grymas prędko przerodził się w troskę gdy zobaczyła Jinxa.
Na chwilę czas się zatrzymał, a ona zaczęła iść w ich stronę. Zagubiona, przestraszona, w czasie gdy powinna niczym Pani Jeziora, unosić się na tafli wody. Ha, przecież to nie była baśń, a świat rzeczywisty. W rzeczywistości nie było aż tylu szczęśliwych zakończeń, o ile w ogóle jakieś były.
- Owszem, jestem Taihen, a Hiroki raczej cię nie lubi.
W końcu zbliżyła się na tyle, żeby położyć chłopcu rękę na ramieniu i choć ciężko było go zatrzymać przed atakiem na Bernardyna, to spróbowała to zrobić, tym razem gestem, nie słowem. Ścisnęła skórę i wsunęła się pomiędzy nich.
- Nie martw się, Hiro, pan Archangel raczej nie będzie dla mnie niemiły. Nie ma na to czasu. - Spróbowała posłać chłopakowi uspokajający uśmiech, ale stan Jinxa ledwo pozwalał jej na uspokojenie drżenia dłoni. Choć zdecydowanie wyglądał jak najpiękniejszy prawie-trup jakiego kiedykolwiek widziała. Mogłaby go tu i teraz, tak przy wszystkich. - Makowe mleko odebrał już Jinx, ale jeśli je gdzieś zgubiliście - cóż za niedopatrzenie ze strony anielskiego medyka - to zaraz poślę po więcej. Nie wiem czy potrzeba panu czegoś jeszcze, proszę się domagać, a ja tymczasem zajmę się nim.
I z gracją tancerki obróciła się na pięcie żeby przyklęknąć przy kochanku. Zgarnęła włosy z jego twarzy i nabrała powietrza w płuca.
- Czy ktoś tu się kręci w pobliżu? - Jej głos poniósł się echem po ścianach groty i okolicznych korytarzach. W odpowiedzi można było usłyszeć bieg, a potem drobna kapłanka o krótkich włosach wpadła do jaskini. - Przynieś mi czyste szmatki i mleko makowe na sen. Pan jeszcze czegoś potrzebuje?
Miała nadzieję, że bez zbędnych uprzejmości odpowie i zaczną szybko działać. Nie była lekarzem, ale wiedziała, że krew znajdująca się poza ciałem nie jest najlepszym znakiem i raczej nie mieli czasu na pogawędki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.12.15 23:16  •  Fluorescencyjne jaskinie - Page 2 Empty Re: Fluorescencyjne jaskinie
„Idź stąd!”
Błękitne spojrzenie spadło na młodzieńca, który w ciągu kilku sekund zjawił się tuż przy jego nodze. W całym zamieszaniu faktycznie musiał przyznać sobie błąd, że na samym starcie nie wyjaśnił okoliczności, dla których obaj z wymordowanym wyglądali jakby dopiero co wrócili z wojny, przy której to czarnowłosemu oberwało się bardziej.
„Mało oryginalne nazwisko.”
Na ułamek sekundy zmarszczył nos. Cóż mógł powiedzieć? Gdy nie panoszył się z wywalonymi na wierzch skrzydłami, brzmiało o wiele lepiej. Niemniej posługiwał się godnością na tyle długo, że z automatu przedstawiał się właśnie w owy sposób. Czuł się już wystarczająco niepewnie na terenie Kościoła Nowej Wiary, żeby na dokładkę przedstawiać się prawdziwym, niemalże biblijnie brzmiącym imieniem. Angielszczenie najwyższego szczebla w anielskiej hierarchii było wynikiem jego szczątkowego poczucia humoru (albo może przypadku?) i w gruncie rzeczy nie oznaczało absolutnie niczego. W przeciwieństwie do „Zachariela”.
- Hiroki – podjął spokojnym głosem, nie zwracając większej uwagi na słowa Taihen. Doskonale wiedział, że dzieciak nie pałał do niego sympatią. Też podchodziłby ostrożnie do kogoś, kto trzymałby jednego z jego synów na rękach w takim stanie, w jakim znajdował się właściciel burdelu. A znając dokładną specyfikę choroby chłopaka, nie mógł spodziewać się innej reakcji. Musiał jednak przyznać, że parzył go widok tlących się w szarych oczach łez. – Przysięgam ci, że postawię Jinxa na nogi jeszcze dzisiaj. – starał się go przekonać, jednak nie miał serca marnować całego swojego czasu na łapanie z dzieckiem dobrego kontaktu wzrokowego czy na przykucnięcie i poklepanie z czułością po ramieniu. Wystarczająco minut już zmarnował… i wystarczająco kopniaków na sobie przyjął, żeby sobie uświadomić, iż jednym zdaniem go do siebie nie przekona. Mimo wszystko nie miał mu niczego za złe, nawet jeśli boleśnie krzywił się z każdym zadanym ciosem.
Chwała, że na ratunek przyszła Taihen, która dała mu szansę na odsunięcie się nieco na bok.
- Podczas poszukiwań jednego ze składników – który właśnie wyjął i ułożył na chuście, specjalnie rozłożonej pod przygotowania leku, by zaraz przykucnąć i zacząć grzebać w torbie. – pewną rudowłosą dziewczynę, która pomagała w poszukiwaniach, i mnie, napadła sfora wilków. - blondyn nie miał żadnego pojęcia, że ów rudą dziewczyną była członkini Starszyzny Kościoła Nowej Wiary. – Jinx przybył nam wtedy z pomocą pod postacią bestii. Niestety po walce doznał zbyt wielu urazów, żeby cokolwiek powiedzieć o mleku makowym, a po ponownej przemianie nie miał przy sobie już niczego. – wytłumaczył bez krzty pretensji, prędzej czując rozgoryczenie, że jakikolwiek składnik poszedł na marne. Jakkolwiek by tego uczucia nie pochwalał, tak też przejawiał czystą nienawiść do słowa zwanego marnotrawstwem.
- Byłbym wdzięczny, jeśli zaopatrzono by mnie w kilka cennych rzeczy. – rzucił i po chwili nie krępował się w wymianie kilku przedmiotów niezbędnych do przygotowania leku. Nie prosił o nazbyt wiele, przytaczając rzeczy, które powinny były znajdować się wśród tak sporej społeczności kościoła. Słój, ewentualnie miska, jakiś nożyk, ewentualnie łatwo dostępny składnik… nic szczególnego.
Po otrzymaniu wszystkich rzeczy, nim zabrał się do pracy, otworzył spory, wyraźnie nadgryziony czasem notatnik i przewertował go na właściwą stronę. Poganiany przez samego siebie, wziął się do roboty. Ruchy miał precyzyjne i widać było, że doskonale wiedział, co robił. Wieloletni staż robił swoje i po kilku sprawnych ruchach, wyciął ryjowcowi śledzionę, zwracając szczególną ostrożność na maziowatą substancję, która wciąż gdzieniegdzie z niego wyciekała. Żółta chusta powinna wciągnąć większość płynów.  
- Na tej stronie jest opisany cały przepis na lekarstwo. Śledziona powinna pozostać w tym naczyniu przez całą noc… - pokusił się o krótkie informacje, ładując przygotowany narząd do słoja, uprzednio wypełnionego składnikami o ostrym zapachu, które udało mu się wyprosić od wyznawczyń.  Odstawiając słój na w miarę równą powierzchnię, podszedł do Taihen, ledwie trzymając się na nogach. Zmęczenie w związku z użytą wcześniej mocą, wciąż boleśnie dawało mu się we znaki, choć nieważne jak bardzo nie czułby się osłabiony, i tak był w znacznie lepszym stanie, niż Jinx, przy którym przykucnął. – Nic więcej w kwestii lekarstwa zrobić nie mogę, ponieważ pozostaje jedynie czekać te parę godzin. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, rankiem dokończę przygotowania. A teraz przepraszam za sprawienie kłopotu, ale to, co zrobię, wynika z obowiązku. - rzucił, spoglądając krótko na Taihen, siląc się na całkiem szczery uśmiech, który byłby piękniejszy, gdyby nie paskudna blizna rozlana po połowie twarzy, sine wory pod oczami, sygnalizujące wycieńczenie, czy choćby fakt, że wciąż posiadał krwawiące rany i złamane, dziwnie wygięte skrzydło.  
Dotknąwszy poranionego ciała wymordowanego, użył mocy i zdarł ze skóry ciemnowłosego każdą większą ranę, pozostawiając go bez większych obrażeń, a samemu zaraz padając jak mucha, tuż obok jego ciała. Mroczki przed oczami, wygłuszający się wokoło dźwięk…
Wierzył, że choć sam nie był w najlepszym stanie, zdoła odzyskać przynajmniej minimalne pokłady siły, by dokończyć warzenie leku. Poza tym, nawet jeśli miało to zostać okupione jego stratą, wolał, żeby Jinx nie miał na sobie ani jednego zadrapania. Skoro nie potrafił pomóc mu podczas walki, chciał przynajmniej odciążyć go z brzemienia, jakim był ból po bitwie. W tej chwili był zresztą potrzebny Hirokiemu… choćby dla samego pokazania, że otworzył oczy.
Stracił przytomność.
Czyn głupi?
Anioły często robią dziwne rzeczy.
Szczególnie, gdy uważają się za stróżów…
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach