Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 6 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

Pisanie 29.05.15 21:15  •  Dwa samotne drzewa. - Page 6 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
Od kiedy Sheba opuścił szeregi DOGS, nie miał zbytniej okazji do częstych polować w towarzystwie Grimshawa. Dawniej częściej zdarzały się takie wypady, teraz jak jeden miał czas, to drugiego gdzieś wciągało. I na odwrót. Dzisiejszego ranka to był impuls, kiedy wymordowany sięgnął po telefon i zadzwonił do dawnego towarzysza proponując mu wypad. Minęło parę chwil i Sheba kroczył przez Desperację w towarzystwie przemienionego Ryana. Był przyzwyczajony, że bardzo często uciekano przed nim bądź się chowano. W sumie nie było co się dziwić. Mało kto chciał mieć do czynienia ze zjawą wyszarpniętą z koszmarów, tym razem w towarzystwie piekielnego demona. Zdarzali się tacy, którzy w swej arogancji chcieli spróbować swoich sił. Jinx uwielbiał ich. Bo zawsze serwowali mu jakąś rozrywkę w tym kurewsko nudnym życiu.
Przez tę krótką chwilę, kiedy wędrowali pustkowiem, zsunął swoją mglistą osłonę odsłaniając swoje prawdziwe oblicze. Ryan był jedną z dwóch osób, które miały przyjemność ujrzeć go w rozkładającej się formie. Widoczne wnętrzności przez wygryzione dziury w ciele wilka poruszały się przy każdym jego kroku a zwisające płaty skóry zamiatały piasek, gdy ciężko kroczył podgniłymi łapami. Brakowało jedynie roju much dookoła niego, które uwieńczyłyby widok martwego zwierzęcia, bo odór śmierci już mu towarzyszył.
Wilk kłapnął pyskiem, zniżając nieco głowę i przyspieszył, kiedy w końcu złapał jakiś zapach. Żywa istota, cuchnąca piaskiem i potem. I czymś jeszcze. Chyba szczynami. Albo nasieniem. Ostry, specyficzny zapach podrażniał jego zmysły. Ostre kły błysnęły, gdy kątem oka w porozumiewawczym geście spojrzał na Grimshawa, który trzymał w swoim pysku martwe ciało upolowanego wcześniej mężczyzny. Musieli się go pozbyć, choć z drugiej strony Sheba nie rozumiał po co zapuszczają się aż tak daleko. Przecież mogli rzucić je do rzeki albo w centrum apogeum, gdzie padlinożerni wymordowani z pewnością zajęliby się zwłokami. Kolejne kłapnięcie, któremu towarzyszyło jedno, silne machnięcie ogonem, gdy podbiegł do pantery i stanąwszy na tylnich łapach, ukąsił Grimshawa w zaczepnym geście w jedno z porastających jego kark piór, a następnie odskoczył na bok, wykrzywiając pysk w iście demonicznym wyrazie, jednocześnie przybierając swoją mglistą formę, ukrywając przed światem swe prawdziwe oblicze.
Szybciej. Pozbądźmy się go. Dorwijmy coś jeszcze. , wyrażało jego spojrzenie, kiedy ponownie doskoczył do Ryana. Otworzył pysk i zatopił kły w nodze noszonej ofiary, szarpiąc mocno. Ciche powarkiwania towarzyszyły szarpaniu ciała, kiedy Jinx próbował wyrwać je z potężnych, kocich szczęk, które jak na zawołanie zacisnęły się jeszcze mocniej, nie pozwalając na zabranie swojej zdobyczy.
No dawaj mi. No już. Dawaj. Moje.
Podczas tej szamotaniny, nawet nie zauważył, kiedy wyłonili się spomiędzy krzaków, docierając do właściciela wcześniej wyczuwanego zapachu. Ryan zatrzymał się w chwili, kiedy wreszcie rozległ się dźwięk rwania i pękania kości. Krew chlupnęła na piasek, a w nozdrza obecnych wdarła się kolejna woń, tym razem gnijącego ciała i krewi.
A-HA!
Sheba zadarł wyżej głowę pełen satysfakcji z wystającą nogą z pyska, kiedy wreszcie udało mu się wyrwać „cokolwiek’ ze zdobyczy Ryana. Jednakże Wymordowany nie patrzył na niego, a przed siebie. Jinx instynktownie tam spojrzeniem i…
Pysk rozsunął się wypuszczając nogę, która z cichym plaskiem upadła na piasek.
Co.
Po krótkiej chwili powoli zamknął pysk, wciąż przyglądając się w niedowierzeniu temu, co widział.
Jakaś człeczyna zadowalała oralnie… co. Królika. Tak. To zmutowany królik. Co.
A to Sheba myślał, że jest pieprzonym dewiantem.
Pochylił pysk i zgarnął rękę, po czym zamachnął się mocno głową bokiem i rzucił częścią ciała celując w królika.
BOOM. Headshot, dziwko.
Chwila. Twarz człowieczyny wydaje się jakaś znajoma. Złote ślepia mimowolnie zmrużyły się, przyglądając mu, a wtedy go olśniło. Rozdziawił szeroko pysk i zaczął wydawać z siebie dziwne dźwięki, które było ciężko zidentyfikować, a o których można się było domyślić, że to coś w rodzaju śmiechu.
OBOŻEUMIERAMTAKBARDZO
Wilk przewrócił się na bok i zaczął tarzać na grzbiecie cały czas wydając z siebie te dziwne dla normalnego osobnika dźwięki. Kurz piasku zabarwionego czerwienią wzbił się w powietrze, gdy Sheba zamiatał go ogonem jak i całym sobą.
Raptownie wszystko ucichło, a bestia przewróciła się na brzuch, spoglądając uważnie i dość poważnie w stronę mężczyzny, powarkując cicho.
Luis.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.05.15 21:22  •  Dwa samotne drzewa. - Page 6 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
Byli jak ogień i woda. Kiedy Ryan przypominał spokojne jeziorko, Sheba okazywał się być pożarem szalejącym w pobliskim lesie. Ktoś, kto na ogół trzymał się z dala od reszty, nie powinien znosić obecności osoby, której było aż za dużo. A jednak. Czarnowłosy był jednym z prawdopodobnie dwóch przypadków, które nie przyprawiały go o pulsujący ból głowy w skroniach, mimo że któryś raz z kolei musiał obrzucać go spojrzeniem pełnym politowania. Durniejesz na starość – wymowne spojrzenie srebrzystych, drapieżnych ślepi na krótką chwilę skrzyżowało się ze spojrzeniem wilka, kiedy ten raz jeszcze postanowił go zaczepić. Mimo różnicy wieku, momentami odnosił wrażenie, że to on był tu opiekunem, któremu powierzono zajmowanie się niesfornym dzieciakiem. Cichy pomruk, lekko stłumiony przez trzymane w pysku i nieco wybrakowane już ciało, przetoczył się przez gardło przerośniętego zwierzęcia. Grimshaw automatycznie zacisnął zęby mocniej na torsie martwego mężczyzny, widząc Jinx dobiera się do i tak wspólnej zdobyczy. Żebra zaczęły pękać pod naporem silnych szczęk, wydając z siebie nieprzyjemny chrzęst, który ugodziłby osoby o słabszych nerwach. Krew znalazła ujście w powiększonych ranach, a jej nadmiar zaczął wypływać na zewnątrz kociego pyska i bryzgał na piach. Opętany odruchowo zadarł łeb wyżej, jakby mimo całej powagi, zamierzał podjąć się siłowania z mniejszym od siebie psowatym. Dodatkowe szarpnięcie tylko ułatwiło pozbawienie ofiary kończyny, choć ten fakt umknął już uwadze ciemnowłosego.
Już wcześniej wyczuwał w pobliżu jakiś obcy zapach, choć nie zrobił na nim wrażenia. Desperacja była pełna jebiących się dookoła dzikusów, którzy choć wyglądem przypominali ludzi, żyli w zgodzie z naturą. Dosłownie. Banda pierdolców, którzy przelecieliby nawet psa. Ten widok nie dziwił nikogo, ale na smolistym pysku Rottweilera pojawił się dość nietypowy dla zwierzęcia wyraz niesmaku. Ograniczona mimika nie pozwalała na więcej niż zmarszczenie pyska. Jedynie całkiem ludzkie spojrzenie oznajmiało napotkanej dwójce, jak nisko upadli. Gdyby pogarda mogła przybrać materialną formę, bez wątpienia już teraz przygniatałaby ich do ziemi swoim masywnym ciężarem.
Ohyda.
Zawiesił łeb na wysokości reszty ciała, jakby ten gest miał okazać się ostentacyjnym skrzywieniem, idealnie kontrastującym się z rozbawieniem poziomu E. Gdyby nie zdobycz w pysku, mlasnąłby ze zdegustowaniem.
Wrrr.
Zerknął z ukosa na towarzysza i przesunął leniwie przydługim ogonem po ziemi. Już nawet nie spojrzał w stronę nieznajomych, gdy pazury zaszurały złowróżbnie o podłoże wraz z pierwszym krokiem, który poczynił przed siebie. Nie spieszył się, gdy przechodził niewielkim łukiem obok niewyżytych kretynów, chociaż był ostatnią osobą, która chciałaby dać im czas na ucieczkę. Ustawił się po przeciwnej stronie, obarczając ich uczuciem osaczenia. Ironia losu – wpadać w pułapkę, która sama do ciebie przyszła.
ŁUP.
Zwłoki z głuchym łoskotem runęły na ziemię, wzniecając przy tym kurz. Twarz zamordowanego mężczyzny przekrzywiła się w stronę Luisa. Przez ułamek sekundy miał okazję przyglądać się wyrazowi, który wręcz błagał o pomoc. Pomoc, na którą było już za późno. Wystarczył moment, by przerośnięte łapsko wylądowało na głowie pechowca. Długie pazury wysunęły się i wbiły w twarz zmarłego z lekkością noża wsuwającego się w masło. Chrup. Chrup. Trzask. To, co przed chwilą było ludzką głową, teraz przypominało już tylko niesmaczną miazgę, której widok – na całe szczęście – wciąż przysłaniała wielka łapa Jay'a. Kocur położył uszy po sobie i rozchylił pysk, eksponując kły, z których wkrótce bez wątpienia zamierzał zrobić pożytek.
Koniec zabawy?
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.05.15 10:19  •  Dwa samotne drzewa. - Page 6 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
To nie tak miało wyglądać. On chciał teraz pomóc z czyszczeniem, nie zaś zostać, Ugh.
Uczucie wsuwanego w siebie, twardego kształtu doprowadzało go do wymiotów od głębokości. Próbował jakoś powiedzieć "nie", ale jedyne co zdołał zrobić to wykonywać ciche pomruki i powarkiwania, nasiąknięte negatywem. Ej, nie chciał tego teraz. Serio. Chciał mu tylko pomóc z czyszczeniem.
Ale nastąpiło coś, czego się nie spodziewał. Usłyszał to wyjątkowo wyraźnie.
Warkot.
I to wcale nie taki cichy. Jego serce niemal natychmiast podeszło do gardła, a on sam "wyrwał" się spod maszyny, dźwigając do góry.
To...
...
Oczy w niemym przerażeniu rozszerzyły źrenice prawie że do kompletnego, możliwego maksimum, a chłopakowi zabrakło tchu w piersiach, zaś serce zatrzymało swoje bicie.
"Nie mam szans, nie mam szans, nie mam szans, zginę, umrę, zaraz rozszarpią mnie na drobne strzępy..."
Panika całkowicie objęła jego umysł, a skamieniałe serce wywoływało potworny ból w klatce piersiowej, nasilający się z każdym momentem. O zgrozo - nie chciało bić. Nie ruszało się, zastygło w przerażeniu, nie chcąc zabić po raz kolejny. Ślepa panika popchnęła go do jakiegokolwiek działania, więc zaczął się bić w nagą pierś, próbując zmotywować tym serce do bicia. Czuł że traci dech w płucach, nie może oddychać, a jego ciało zaczyna dziwnie ciążyć i sztywnieć.
- N-nie, nie, nie, nie! Żyj, działaj! - Krzyknął w panice, uderzając się na tyle mocno, na ile to da. W tej chwili już nawet cały strach wobec tych bestii odszedł. To, czego się bał, to, śmierć. Śmierć która teraz była dużo bliżej niż kiedykolwiek wcześniej. Cholera! Żyj! Działaj!
Brak powietrza dość szybko zaczął się odbijać na nim. Słabł, z sekundy na sekundę tracił już siłę uderzeń, a twarde, zimne serce nie chciało zabić choćby jeszcze ten jeden, jedyny raz.
Najbardziej żałosna śmierć?
- P-proszę, n-nie, jeszcze nie. Błagam, jeszcze choć jeden dzień, nie chcę... Umierać... - Szeptał, jakoby to zaklęcie miało nagle wzbudzić jego serce do życia, ale nie dawało to żadnego rezultatu. Długo nie potrwało, aż w końcu poddał się w obijaniu swojej klatki piersiowej, i skierował swój wzrok na bestie, jakie były powodem zatrzymania się jego życia w działaniu.
I choć jeden, ten jeden raz przestał się bać. Wbijał spojrzenie w wilka, jakoby kojarzył, znał, pamiętał że to właśnie jego szef, Jinx. I choć raz uśmiechnął się do swojego zagrożenia, a w jego gasnącym spojrzeniu widać było, choć ten jeden raz płomyczek odwagi. Tak, lepiej późno niż wcale.
- Walcie się. Obaj, pieprzone mutanty. - Tak, skoro już śmierć go odbiera, to chociaż w tym jednym akcie odwagi powie to, co zawsze cisnęło mu się na usta. Dokładnie to.
A potem już nie mógł się utrzymać w pionie. Jego głowa uderzyła o suchy piasek, a ostatnie, gasnące próby ruchu zniknęły. Puste, martwe oczy pozostały wbite w wilka, podobnie jak i kpiący uśmiech.

Najbardziej żałosny sposób na śmierć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.05.15 11:12  •  Dwa samotne drzewa. - Page 6 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
Max jedynie co wiedział, to że dostał czymś w główkę. Upadając na bok nie mógł przestać się zastanawiać czym dostał, widać ktoś czymś rzucił. No to by świadczyło o tym żeeeee, dostał czymś. No ale wracając do tego że jednak chyba coś się wydarzyło i powinien się temu przyjrzeć. Odwracając swój łepek, jedyne co zauważył to dwa psy. Wilki czy coś tym podobnego, oczywiście nie przeją się tym zbytnio. Niczym nigdy się nie przejmował, w końcu jest pieprzoną maszyną. Tak więc minusem jak i plusem jest brak emocji, co skutkuje z depresją. Której też nie odczuwa, no jaki pech. Jedyne co zainteresowało Max to Luis, a raczej jego stan. Widział że coś jest nie tak, lecz nie mógł określić co mu jest.
Wstając i otrzepując swój kuperek, po chwili zaczął powoli iść do Luisa. Obok niego turlał się jakiś wilk, później drugi na niego paczył. Może to jego przyjaciele, albo nie. Wyglądało to bardziej na sytuacje wymagającą ochronny, dlatego też Max też tak postąpi. W końcu dzikie zwierzęta są niebezpieczne, trzeba je odstraszyć.
Podchodząc do Luisa i spoglądając na niego, królik mógł zauważyć tylko jedno. Puste źrenice, czyli wniosek jeden. Nie żyje.
Ahh ten brak emocji, gdyby Max je posiadał. To pewnie by wynikła inna sytuacja z tego, no lecz jedyne co mógł teraz powiedzieć to.
- Zabiliście Luisa, powinienem teraz was uśpić. Tak jak nakazują procedury.
Powiedział dość mniej radosnym głosem, tym samym omijając ciało Luisa. Kierując się do wcześniejszego wilka, który turlał się. Możliwe że ma wściekliznę, albo coś gorszego. Max aktywował Szklaną duszę, jeden z pomocnych artefaktów. No chociaż z jednej strony, drugi wilk jest bliżej Luisa. Oraz zrobił coś dziwnego ze zwłokami innej osoby. Tak więc pozbycie się tego, będzie pierwszym podejściem do uśpienia dzikiego zwierzaka. Pierwsze co zrobił Max, to wybił się ze swoich łapek w stronę wilka Fuckera. Chciał główką wbić się w jego żebra, co pewnie spowoduje złamanie kilku kości. Następną natomiast próbą, będzie złapanie zwierza za ogon. Oraz rzuceniu nim z całej siły o drzewo. Gdyby jednak nie udało się nic wykonać, pozostaje wyskok do drugiego. Oraz wbicie się w niego z powietrza. Jakoż iż szklana dusza bardzo polepsza system królika, jest większa szansa na powodzenie. Jeżeli chodzi o szybkość i brutalną siłę. Wiadomym jest, że Max nie może zbyt skrzywdzić człowieka. No lecz zwierz to już inna bajka. Z resztą oni zrobili coś Luisowi, dlatego trzeba trzymać się protokołu ochronnego. Nawet jeżeli chłopak nie żyje, później będzie trzeba go zabrać. Z czego czytał Max, pogrzeb to podstawa.
- Kuywa!! niegrzeczne piesełki powinny zostać uśpione, przestrzegać zasad!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.05.15 22:07  •  Dwa samotne drzewa. - Page 6 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
Przesunął lekko ogonem po ziemi, z zaciekawieniem przyglądając się poczynaniom swojego towarzysza. Nie było co ukrywać, że zwierzęca postać Ryana robiła niemałe wrażenie. Masywna bestia, która jednym ruchem łapy była w stanie zmiażdżyć w pół rosłego mężczyznę. Do tego martwe zwłoki zwisające z jego pyska, jakby pochwycił małe, bezbronne zwierzę. Gdyby Sheba był w swej ludzkiej postaci, z pewnością obdarzyłby ich iście kpiącym uśmiechem pełny zniecierpliwienia na zbliżające się przedstawienie.
No i doczekał się.
Złote oczy zajarzyły się niebezpiecznie a ostre kły błysnęły w chwili, gdy ludzka czaszka przypominała mokrą breję. Zgrzyt łamanej kości był dla wymordowanego niczym najcudowniejsza pieśń, przy której Jinx niejednokrotnie się relaksował. Zaklaskałby, naprawdę, gdyby tylko mógł. Zamiast tego wydał z siebie przeciągłe warknięcie przypominające nieco zadowolonego psiaka. Raptownie zerwał się na równe nogi z zamiarem podbiegnięcia o towarzysza, póki co ignorując swojego podwładnego, jednakże ten zaczął odwalając jakąś pieprzone przedstawienie. Wilk zatrzymał się w połowie drogi, wreszcie podarowując mu tę małą cząstkę uwagi, kiedy ten bił się w klatkę piersiową jakby znajdował się w jakimś kościele i głęboko żałował za wszystkie swoje grzechy.
A potem było już po wszystkim.
Bez jakiegokolwiek wyrazu wpatrywał się w puste oczy chłopaka. Desperacja nie była dla wszystkich. Trzeba było umieć przeżyć. To ciekawe jak ten tutaj do tej pory przeżył, najwidoczniej miał kurewskie szczęście, którego limit właśnie się skończył. No cóż. Może tak było lepiej. Skoro umarł na widok dwóch bestii, to Sheba nie chciał nawet myśleć co by się stało, gdyby był świadkiem czegoś o wiele gorszego. Przynajmmniej umarł prawie bezboleśnie. A Jinx nie zamierzał ubolewać nad jego stratą. W sumie znał go tyle co nic. Od czasu do czasu pokręcił się w burdelu, ale koniec końców więcej go nie było niż było. A najzabawniejsze w tym wszystko było to, że zapewne nie wiedział z kim ma do czynienia. Poniekąd przykre.
Sheba rozchylił pysk ziewając głośno i bezczelnie widząc jak to królicze coś się przejęło. Oho, czyżby miłość od pierwszego wejrzenia? Cokolwiek. I o ile jeszcze parę chwil temu był gotowy kompletnie to coś zignorować, tak teraz kiedy ruszył w stronę Ryana w celu zaatakowania nie mógł popuścić. Głośne i ostrzegawcze warknięcie przecięło powietrze w tej samej chwili, kiedy dziwne stworzenie było niemalże na wyciągnięcie ręki przy panterze, raptownie… zamarło. Maxwell cokolwiek by teraz nie zrobił, nie mógł ruszyć dalej. Ba. Nie mógł w ogóle się poruszyć. Sheba uniósł łeb nieco wyżej, jednocześnie unosząc w powietrze pochwycone stworzenie. Jakby niewidzialna siła owinęła się dookoła ciała krolika i nie chciała za wszelką cenę go wypuścić. Wilk przekrzywił łeb kłapiąc pyskiem i zamachnął raz, a porządnie uderzając z całej siły stworzeniem o ziemię, przyciskając je tak mocno, że dookoła w ziemi pojawiły się pęknięcia. To było uczucie jakby zrzucił na niego ważący ze sto kilogramów głaz. Z tą różnicą, że głazu nie było.
Trzask.
Pierwsze pęknięcia na metalowej powłoce powinny się pojawić, kiedy mężczyzna niewidzialną siłą starał się wyrwać jedną z nóg królika.
Ach, moc władania metalem było w tym momencie czymś cudownym i zbawiennym. I o ile nic nie stanęło mu na przeszkodzie – wyrwał lewą nogę króliczego robota.  


Magnetokineza - 1/3 posty
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.06.15 20:19  •  Dwa samotne drzewa. - Page 6 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
„N-nie, nie, nie, nie! Żyj, działaj! ”
Co za cyrk, podsumował w myślach z dużą dozą rezygnacji wbijając chłodne spojrzenie w chłopaka, który – a niech to! – właśnie konał na ich oczach. Do pełni szczęścia brakowało im już tylko wygodnego fotela, by mogli podziwiać prawdziwą komedię na scenie. Szkoda tylko, że nikt się nie śmiał, a czarna pantera stosunkowo szybko straciła zainteresowanie czarnowłosym. Swoim nagłym atakiem paniki popsuł całą zabawę, co wymordowany skwitował niezadowolonym pomrukiem. Kocie źrenice zwęziły się do pionowych kresek, jeszcze chwilę przed odwróceniem pyska w stronę mechanicznego królika. Jego twórca miał naprawdę kiepskie poczucie humoru. Jak na zawołanie poruszył pazurami, jeszcze bardziej masakrując głowę mężczyzny. Pod poduszkami łap czuł znajomą wilgoć. Nie musiał spoglądać w dół, by przyjrzeć się kwitnącej na ziemi plamie krwi. Długi ogon bestii poruszył się ostrzegawczo, a pysk zmarszczył się, odsłaniając białe kły już w swojej pełnej okazałości.
„Walcie się.”
A temu nadal było mało?
Odważne słowa, jak na przyszłego trupa.
Zaczynał odczuwać szczere rozczarowanie. Uznałby, że Desperacja schodziła na psy, ale byłoby to ujmą dla tych czworonogów, które jakkolwiek potrafiły się bronić, a przynajmniej próbowały. Ostatnio spotykał się ze zbyt częstym składaniem broni, ucieczkami albo... tym. Jeszcze chwila, a nikt nie będzie musiał kiwnąć nawet palcem, by pozbyć się swojego największego wroga.
Uniósł łapę, wynurzając szpony ze zmasakrowanego ciała. Przez chwilę tkwił w tej pozycji, przypatrując się droidowi, zanim zamachnął się łapą, odrzucając zwłoki wcześniejszej ofiary gdzieś na bok. Gest wręcz przesiąkał cichym wyzwaniem, chociaż nie łudził się, że ta kupa blachy zareaguje na cokolwiek innego niż proste polecenia, na które została zaprogramowana.
A jednak.
Opętany odruchowo szarpnął się do tyłu, widząc, że sztuczny zwierzak próbuje do niego doskoczyć. Już wtedy dookoła zaczęło robić się znacznie zimniej, lodowato wręcz, jakby słup rtęci na pstryknięcie palcami zaczął gwałtownie spadać w dół. Takie warunki kompletnie nie pasowały do wiosennej pory roku, a już tym bardziej nie go wysuszonej pustyni. Ziemia zaczęła pokrywać się grubą warstwą lodu, kiedy Grimshaw instynktownie przymierzył się do obrony. Smoliste pióra i sierść na karku nastroszyły się w akcie agresji, ale puszka... po prostu zatrzymała się tuż obok niego, jakby niewidzialne więzy nagle uniemożliwiły jej dosięgniecie swojego celu. Zerknął z ukosa na Shebę i od niechcenia kłapnął zębami tuż przed pyskiem robota, ignorując głośniejszy huk, który towarzyszył jego upadkowi.
Nadal miał zamiar mówić o zasadach w samym środku piekła?
Zerknął w dół, chcąc przyjrzeć się manipulowanej kupie metalu. Nie zamierzał stać bezczynnie, a korzystając z okazji, że Jinx sprowadził androida na ziemię, pokazując mu, gdzie jego miejsce, spróbował opleść jego łapy grubą warstwą lodu i wpędzić w jeszcze większe gówno. I pomyśleć, że zgubiły go zasady.
Prawie zapomniałem. Moje niedopatrzenie, zauważył i poruszył uchem, odchylając je w stronę leżącego na ziemi chłopaka. Za jego przykładem poszedł cały łeb, kiedy to zatrzymywany miażdżącą siłą „Pan Nie-umiem-powiedzieć-kurwa” przestał być dla niego zagrożeniem. Jay zaledwie musnął łapą zlodowaciałe podłoże, a śliska tafla zgodnie z życzeniem zaczęła przesuwać się w stronę młodzieńca.
W odpowiednim momencie rozległo się dość głośne, ale krótkie trzeszczenie. Gruby, lodowy szpikulec wyrósł spod ciała czarnowłosego, chcąc z dużą siłą przebić się przez jego tors i przedziurawić niezbędne mu do życia organy, połamać przy tym kości. Profilaktyka jak się patrzy.
Dopiero teraz to z ich winy mógł zginąć.

✕ KONTROLA LODU: 1/3 posty. Przebicie klatki piersiowej Luisa i próba przymrożenia Maxa do ziemi.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.06.15 23:02  •  Dwa samotne drzewa. - Page 6 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
Tch.
I tyle byłoby z zabawy. A zapowiadało się tak pięknie. Już pominąć kwestię iście śmiesznej i dość żałosnej śmierci Luisa, to jednak pokładał większe nadzieje w tym królikopdoobnym czymś. Czymkolwiek to było. A tu co? Jedno użycie mocy a ten już leży i się nie rusza. Poważnie?
Sheba kłapnął zawiedziony pyskiem i podszedł bliżej, spoglądając z góry na białe truchło. Poruszył głową na boki, trzepiąc nią i ziewnął szeroko prezentując szereg ostrych zębów. Odwrócił się dookoła własnej osi i stanął bokiem przy króliku. Przesunął dość znudzonym wzrokiem po nim, a następnie uniósł jedną z tylnich nóg i…. obsikał truchełko.
Ach. Zero poszanowania dla martwych istot.
Spotka go za to kara boska.
Ups. Chwila. Przecież boga ani innego boskiego bytu nie ma. No to peszek.
Wilk parsknął niemo i zbliżył się do Ryana, którego musnął swoim pyskiem, dając tym samym niemy komunikat, że powinni ruszać dalej. W sumie dzień był jeszcze młody. Pogoda zapowiadała się znośna, więc po co go marnować na coś, co nie daje im żadnej frajdy. Może gdzieś dalej trafią się inne osobniki, które będą nieco bardziej wytrzymałe od tych tutaj. Oby. Bo takie jednorazowe ofiary były nudne.
Powolnym krokiem skierował się w stronę lasu, machając powolnym ruchem ogonem na bok, nawet nie oglądając się za siebie, czy Grimshaw ruszył za nim. Bo wiedział, że ruszył.


zt x 2 bo nuda
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.09.15 0:07  •  Dwa samotne drzewa. - Page 6 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
Syknął, gdy piach zazgrzytał pod wpływem ciężkich buciorów, a zapalniczka odmówiła posłuszeństwa, akurat, kiedy miał zamiar zaaplikować płucom kolejną dawkę kojącego nałogu. Wyrzucił ją zły, a może i nawet wściekły, choć przecież nie wstał lewą nogą, nie przegapił porannej, zwyczajowej porcji kofeiny, ani nie zabrakło mu fajek, a znając zdolności artystyczne rzeczy martwych w pogotowiu miał jeszcze ukochane zapałki. Prychnął, wiedząc że źródło złego nastroju nie leżało w bezużytecznym przedmiocie, a rzeczy, która nadal spoczywała bezpiecznie w jego kieszeni. Złapał ją zaraz w palce i przyjrzał się jej uważnie, mrużąc oczy i marszczą brwi do kompletu. Oczy schowane pod szkłami przyciemnianych okularów z wiadomym trudem zlustrowały znajomą, acz teraz starszą o parę nieznaczących lat twarz, mimo że pole widzenia dawało wiele do życzenia; powoli zapadał zmrok, słońce dawno uciekło gdzie pieprz rośnie, karmiąc mieszkańców Desperacji jej jeszcze większą dawką, a jaskra chyba miała okres i jeszcze bardziej się nasiliła.  
Dopiero, zdając sobie sprawę, że zaciśnięte na fotografii palce lekko drżały, a na czole pojawiły się pierwsze krople potu, wyciągnął zapałki, by nie pobudzając do życia głosu rozsądku i anioła w jednym, który siedział na ramieniu i namawiał do spełnienia dobrych uczynków. Yur nie był ani dobrą wróżką, ani czterolistną koniczyną i w przeciwieństwie do swojego właściciela, wyrzucił ze słownika niepotrzebne słowa, które mogły sprawić, że zaraz pojawią się wyrzuty sumienia, czy — nie daj boże — pasująca do niego tak jak pięść do nosa litość. Prychnął pod nosem, rzucając pogardliwe spojrzenie osobie na zdjęciu, osobie, która była echem przyszłości uschniętym pod zardzewiałą warstwą wspomnień. Pokręcił głową tak, jakby chciał odgonić od siebie upierdliwą muchę i potarł zapałkę o jej pierwotne opakowanie. Podpalił fotografię, bo przecież nie ozdobi nią portfela i nie będzie każdego wieczoru, przy kubku mocnej i przede wszystkim gorzkiej jak życie kawy, wspominać zmierzłe, nadające się do kosza na odpady chemiczne czasy.
Nie po to znalazł się na tym wygwizdowie, z dala od cywilizacji, gdzie jedynym towarzyszem były dwa bliźniacze, spróchniałe drzewa, które nawet nie nadawały się na opał w kominku. Odpalił papierosa od trawionego przez zdjęcie ognia, który tańcząc, cal po calu pozbywał się fragmentów twarzy osobnika, przez którego Yury teraz marzł. Fotografia podzieliła los zapalniczki; przeżyła spotkanie pierwszego stopnia z umarłą ziemią.
Zaciągnął się używką z nabożną czułością wypisaną na twarzy w postaci błogiego uśmiechu akceptując obecność zbawczego dymu w płucach, który zaraz wypuścił przez nos. Ale chwila ukojenia trwała tylko chwilę; znów zadominowała w nim tylko nasilona złość, gdy w obrębie wzroku pojawiła się osobą, którą znał, a nie chciał znać. Zamruczał coś niezrozumiałego pod nosem i wpuścił niechętnie papierosa, miażdżąc go czubkiem buta.
Podszedł do tego przeklętego typa, przyczyny wczorajszej bezsenności i, mając nieodpartą ochotę go wyminąć, w pierwszej sekundzie się zatrzymał, a w drugiej wyciągnął spluwę.
— Warner? — Dając upust złość, bez ostrzeżenia, przycisnął lufę do skroni osoby, która była na jego prywatnej liście ofiar do egzekucji. — Nie musisz odpowiadać ani na to, ani na żadne pytanie. I tak cię zabiję.
Zatrzymał palec na spuście. Sam nie wiedział ile w tych słowach było prawdy, a ile kłamstwa. Chciał po prostu wierzyć, że wystarczająco, by dokonać egzekucji, za nim znów nie spieprzy czegoś dobroduszność tego sukinsyna, z którym dzielił ciało.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.09.15 9:40  •  Dwa samotne drzewa. - Page 6 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
Patrolowanie terenu, tak?
Rutynowa robota w postaci przeczesania konkretnego obszaru poza murami M-3 w celach nie tylko informacyjnych czy kontrolnych, ale także z nadzieją odnalezienia kilku cennych składników, których zapasy powoli się kończą, co oczywiście nie zwiastowało nic dobrego. Zadanie nie należało do tych z rangi najtrudniejszych, więc wyznaczono do niego jedynie trzech S.SPECów. W tym Warnera i dwójkę innych eliminatorów właśnie w tej chwili przemierzających pustynię Desperacji. Yagami - najniższy członek grupy - odznaczał się raczej przystojną twarzą, której uroku dodawała burza blond włosów oraz liczne piegi na policzkach. Prawdopodobnie najbardziej wyluzowany eliminator kroczący teraz przez Czerwoną Pustynię. Poza nim towarzystwa dotrzymywał także Eiji - człowiek po trzydziestce nie znający chyba czegoś takiego jak maszynka do golenia, o czym świadczył jego kilkudniowy zarost. Mógł pochwalić się kilkoma wyraźnymi zmarszczkami oraz brakiem predyspozycji do uśmiechania się - najwyraźniej chciał mieć robotę za sobą i prędko wrócić do utopijnego miasta, by cieszyć się luksusem.
Oczywiście Warner, jak to miał w zwyczaju, zapewniał przełożonych, że nie potrzebuje żadnej pomocy. Nie przepadał za pracą zespołową i jeśli tylko istniała minimalna szansa na indywidualne działanie, nie omieszkał się dopiąć swego. Oni jednak zawsze odmawiali powołując się na ludzką głupotę - ile to niebezpieczeństw czyha poza murami Miasta-3? Jedynie z łutem szczęścia można było powrócić bez żadnego uszczerbku czy zbliżenia się do potencjalnego zagrożenia. Raz wychodziłeś na Desperację, przechodziłeś kilka kilometrów bez spotkania żywej duszy i wracałeś cały uśmiechnięty, a innym razem nie pokonałeś nawet kilkunastu kroków by zostać zaatakowanym przez zmutowane zwierzę czy czatujących w pobliżu przeciwników. Przeciętny zjadacz chleba zginąłby na miejscu, dlatego to głównie wojsko S.SPECu było upoważnione do opuszczania miasta w sidła niebezpieczeństw.
Piasek trzeszczał pod wysokimi butami okularnika, gdy ten zbliżał się do jedynego rzucającego się dobrze w oczy punktu na horyzoncie. Dwóch samotnych drzew.
- Podobno podejść do nich mogą wyłącznie zakochani. Warner, Ciebie pewnie by pożarło w pierwszej kolejności - zażartował Yagami, nie szczędząc na rozbawionym śmiechu. Kroczył tuż za Warnerem, więc gdy ten zatrzymał się gwałtownie, rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie, mężczyzna omal na niego nie wpadł. Uniósł ręce w geście niewinności i obszedł go, lustrując najbliższe otoczenie wzrokiem.
- Zbierzcie jeszcze kilka grzybków purri i wracamy - zarządził Ryutaro, przystając niedaleko drzewa i wysuwając z kieszeni płaszcza paczkę papierosów. Wcale nie był uzależniony. Po prostu udzielał mu się klimat tego pustkowia i musiał wypełnić czymś płuca. Jakby nie patrzeć jednemu z nich nikotyna i tak nie zaszkodzi.
- Niech zgadnę, będziesz nas nadzorował? - mruknął Eiji, doskonale znając sposób działania Warnera. Nie lubił się przemęczać, nie w kwestiach tak drobiazgowych jak przejście kilku kilometrów i zebranie składników. Przecież każdy mógł to zrobić, prawda? Żadna sztuka schylić się i zerwać roślinę, by następnie umieścić ją w specjalnym woreczku. Co innego z Wymordowanymi. Okularnik wręcz zbyt entuzjastycznie rwał się do ich eliminacji, nigdy nie odpuściłby żadnej okazji do poderżnięcia gardła tym bestiom.
Moriyama skinął głową, zapalając papierosa i chowając paczkę.
- I tak nie mogę podchodzić do tego drzewa, prawda? - zauważył, zaciągając się z zadowoleniem dymem.
Rozległo się zrezygnowane westchnięcie, po czym Eiji dołączył do blondyna. Obaj kręcili się wokół drzewa, od czasu do czasu wymieniając się spostrzeżeniami i kolekcjonując pojedyncze egzemplarze poszukiwanej rośliny. Warner natomiast stał kilka metrów dalej, skupiony głównie na cienkiej rurce trzymanej między dwoma palcami z wzrokiem wbitym gdzieś w horyzont. Nie było to jednoznaczne z traceniem przez niego czujności. Zwłaszcza, że piasek pod stopami wydawał charakterystyczne odgłosy i eliminator musiał wręcz zorientować się o zbliżeniu kolejnej osoby.
Odwrócił się w jej stronę, mrużąc oczy i zastanawiając się nad pochodzeniem delikwenta. Wymordowany, Łowca, Drug-on a może anioł? Ucieszyłby się z pierwszej opcji, bo wówczas bez wahania wbiłby to i owo w jego i tak nieżyjące serce. Jednak musiał zaakceptować drobne rozczarowanie po wnikliwszym przyjrzeniu się jego sylwetce. Nie prezentował się jak typowy trup z kilkoma mutacjami. Z drugiej strony nie był to konieczny warunek do spełnienia.
Uniósł brew, gdy mężczyzna od tak do niego podszedł i przystawił mu lufę do skroni. Co do cholery?
- Hej! - nieuniknionym była uwaga towarzyszy Warnera, którzy od razu zerwali się ze swoich stanowisk, by podejść kilka kroków bliżej i w razie czego interweniować. Sięgnęli nawet do broni, gotowi w każdej chwili pozbyć się uwierającego problemu.
Ale okularnik uniósł w ich stronę dłoń, tym samym dając do zrozumienia, że jakiekolwiek bojowe działania nie są tu na miejscu. Przynajmniej nie na razie.
- Mhm, interesujące. Czyżby dawali coś za moją głowę? - zapytał flegmatycznie, ani trochę nieporuszony faktem styczności skóry z chłodnym metalem broni. Odtrącił ją palcami, odsuwając się o krok, by lepiej przyjrzeć się delikwentowi. Nie znał go, a przynajmniej nie przypominał sobie jego twarzy. - Ktoś Ty za jeden? - zapytał spokojnie, wbijając w niego chłodne spojrzenie niebieskich tęczówek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.09.15 17:17  •  Dwa samotne drzewa. - Page 6 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
Ingerencja MG

Zerwał się przenikliwie zimny wiatr, unoszący w powietrze drobinki pyłu, który spowodował, że drzewa zaczęły skrzypieć i trzeszczeć, uginając się lekko pod jego siłą. Podmuchy szarpały ubraniami obu mężczyzn, jakby próbując ich odciągnąć od siebie. Ciemne chmury pojawiły się na horyzoncie, a wraz z nimi inna, odróżniająca się od nich burym kolorem i wysokością. Wyglądała, jakby płynęła po ziemi.

Da. Za 10 postów Warnera dojdzie do was burza piaskowa i znajdziecie się w niezbyt ciekawym położeniu. Radzę wam znaleźć schronienie, a póki co, bawcie się dobrze. *odlatuje*
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.09.15 22:08  •  Dwa samotne drzewa. - Page 6 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
Yur całkowicie zignorował obecność towarzyszy Warena, mając przed sobie swój cel. Zmrużył oczy, zerkając wprost w te stalowe, ale jeszcze nie tak chłodne, jak jego własne tęczówki. I żałował, że wyrzucił cennego papierosa; smród nikotyny napłynął do jego wyczulonego nozdrzy i natychmiast poczuł jej brak. Uśmiech zależał, a na czole pojawiła się pierwsza, subtelna oznaka irytacji wyeksponowana przez pojedynczą zmarszczkę.
— Przeceniasz swoje możliwości — wysyczał, sugerując tym samym, że eliminator jest tylko warty, co gówno wylenionego kundla na chodniku gorszący stare baby wracające z wieczornego nabożeństwa.
Oblizał spierzchnięte wargi i obnażył zęby w szaleńczym uśmiechu, gdy w głowie zakiełkowała myśl, iż rozwalony łeb gliny doskonale zaakcentuje zdechłe oblicze Desperacji, dodając jej pikanterii. Nie był osobą, która rozwodziła się na temat malowniczych obrazów naszkicowane przez zepsutą chemicznie posokę, która pojawiła się wraz z naciśnięciem za spust, ale dziś był zdolny do takich poświęceń. Z dedykacją dla tego sukinsyna, który, pobudzony do życia przez demony przyszłości, chciał przedrzeć się przez cienką nić szaleństwa i zacząć znów żyć, życiem, które rozpadło się już dawno na milion kawałków i sukcesywnie doprowadzało ich oboje do autodestrukcji.
Odpowiedzi na pytania nie padły; zamiast tego nacisnął za spust, a świszcząc w uszy cisza zadominowana przez napięcia została zakłócona przez głuchy odgłos wystrzału w akompaniamencie ochrypłego śmiechu.
— Spoczywaj w pokoju. Amen.
I zaklął pod nosem, zdając sobie sprawę, że jego misterny plan legł w gruzach, w momencie, gdy ten palant, potocznie nazwany w odległych czasach właścicielem tego ciała, wtrącił się do rozgrywki, nakierowując broń na bliżej nieokreślony punkt nad ramieniem młodego mężczyzny, która zaraz potem skonfrontowała się z piachem pod ich stopami, piachem, który, rozproszony przez nasilający się coraz bardziej wiatr, unosił się swawolnie, zapowiadając coś więcej niż chodny wieczór i zimną noc.
— Ryutaro. — Imię wojskowego zostało wypowiedziane miękko przez popękane usta, który jeszcze przed chwilą należały do członka Smoków, a teraz do byłego wojskowego. — Pozbieraj swoje zabawki i spieprzaj stąd.
 Mocniejszy podmuch sprawił, że kaptur spadł mu z głowy, a beztroski uśmiech pojawił się na jego ustach adresowany do stojącego przed nim mężczyzny, jeszcze przed chwilą kwalifikowanego na lodowatego trupa.  
Sam spierdalaj, usłyszał w głowie i zaśmiał się, chyba trochę za bardzo histerycznie. Wariował coraz bardziej i bardziej, i nie potrzebował żadnego wspomagacza w postaci wirusa X.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 6 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach