Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 9 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

Pisanie 09.02.15 22:48  •  Dwa samotne drzewa. Empty Dwa samotne drzewa.
Dwa samotne drzewa
Dwa samotne drzewa. THg7Glm
Dwa, misternie poskręcane i zeżarte przez czas i susze drzewa straszą podróżników swoimi suchymi gałęziami, które lekko skrzypią poruszane przez wiatr. Ponoć jest to zaklęta para kochanków, która kuszona przez samego Szatana do dokonania zdrady ukochanej osoby, przeciwstawiła się jego urokowi i uciekła, tym samym wywołując wściekłość w Upadłym Aniele. Ten zaczął ich gonić po świecie, aby porwać ich dusze i poddać okrutnym torturom w Piekle. Jednakże kiedy Bóg to ujrzał, postanowił się zlitować nad parą kochanków i zamienił ich w przepiękne drzewa, by zwieść spojrzenie Szatana. Ten jednak nie był głupi, ale nie potrafił złamać czaru Boga, dlatego też rzucił jedynie klątwę na drzewa. Po dzień dzisiejszy nocą można usłyszeć zawodzenie umartwionych dusz, a do drzew mogą zbliżyć się tylko zakochani. Legenda mówi, że samotne osoby są pożerane przez drzewa, które w ten sposób płacą Szatanowi. A wraz z oddaną tysięczną duszą będą wreszcie wolni.


* * *

Dzień zaczął się całkiem zwyczajnie. Wygramoliła się powoli z Kryjówki ubrana jak zawsze tragicznie - warunki, które panowały w Desperacji absolutnie nie pozwalały na lepsze wyposażenie. Wszystko, co miała na sobie i tak było znaleźne - od sukienki, przez dziurawe rajstopy (a raczej to, co z nich zostało), aż do butów, które tylko cudem i śliną miały jeszcze doczepione podeszwy. Nie wiedziała, po co znowu opuszczała chłodną i ciemną siedzibę Psów; na zewnątrz też nie miała co robić, a na dodatek mróz ciął tam zaciekle, raniąc już i tak spękaną skórę na wargach i łokciach. Trzęsąc się z zimna ruszyła przed siebie, a pokryta lodem ziemia zachrzęściła pod jej stopami; śnieg natychmiast przemoczył liche trampki, mocząc dziewczynie stopy. Jak nic czekało ją porządne przeziębienie od tych bezsensownych wypraw! Tuż za nią leciała drobna sówka, która, sądząc po niezadowolonej minie (o ile sowa w ogóle może robić miny) zdecydowanie nie aprobowała pomysłów swojej przyjaciółki. Cóż, fakt faktem - na wariata nic nie poradzisz. Zresztą mała Chi i tak zdążyła się przyzwyczaić do bezmyślności właścicielki, a czego jak czego, ale tego akurat jej na pewno nei brakowało.
Nie była pewna, gdzie się w ogóle wybrała. Zawierucha wciskała jej lodowate płatki do oczu, nosa, wplątywała między przemoczone już włosy, a woda zalewała podziurawione trampki; Chiyo cała trzęsła się jak mors z padaczką; mimo że naprawdę nie miała żadnego celu w tej, bądźmy szczerzy, samobójczej wycieczce, wciąż szła przed siebie, przymykając oczy przed rażącą bielą śniegu. Tatria wczepiała się cienkimi pazurkami w ramię dziewczyny. Usta Shinohary popękały do reszty i teraz krwawiły, a drobne kropelki krwi, które wykwitały szybko były przez nią zlizywane. Jedynym powodem, dla którego rzuciła się w sam środek piekła była ciekawość - nieprzemożona ciekawość świata. W końcu Japonia była taka ogromna (uczyła się tego na geografii!) - aż żal byłoby zostawić ją samą sobie; zawsze było coś nowego do odkrycia, a przecież zima, paradoksalnie, była bardzo bezpieczną porą roku dla tak bezbronnych istot jak Chiyo, skoro wszyscy Zdziczali pochowali się w norach lub poumierali z przemarznięcia i braku pożywienia. Może nie było to zbyt pozytywne podejście do tych istot, jednak nawet tak głupia i bezradna w groźnym świecie istota jak Shinohara wiedziała, czym jest śmierć i że niektóre osobniki zupełnie straciły rozum. W sumie straciły wszystko.

————————————————————————————

Minęło niecałe pół godziny, kiedy na horyzoncie zamajaczył jej mały domek - nie paliło się w nim żadne światło, drzwi stały otworem, a okna były powybijane; tak na dobrą sprawę wyglądał na całkowicie opuszczony. Zaciekawiona dziewczyna ruszyła szybciej, parę razy potykając się i zapadając po szyję w warstwie zamarzniętego śniegu, aż dotarła do budynku. Nie był zbyt okazały - cóż, domek jak domek; dość solidnie zbudowany jak na standardy tej bezlitosnej krainy, ale bez rewelacji. Biały buch stworzył już na podłodze cienką pokrywę, jednak była ona miłą odmianą dla Chiyo, która wydawałoby się, że wieki nie czuła stabilnego gruntu pod stopami. Rozejrzała się ostrożnie, omiatając wzrokiem kwadratowe pomieszczenie... i zamarła. Granatowe oczy błądziły dookoła jakby szukając jakiejkolwiek przyczyny takiego stanu rzeczy - może gdzieś tu czaił się lodowy duszek, który zamroził tego pana?
Nie wiedziała, ile już stała w miejscu, jednak kiedy czucie w chudych paluszkach zaczęło niknąć, natychmiast się ocknęła, mierząc wzrokiem skostniałe ciało; skóra pokryta była sierścią, spod pokrytych kryształów osiadłych na gęstych brwiach para złotych punktów zionęła martwą pustką. Chi natychmiast zatrzpotała skrzydełkami i wyleciała na zewnątrz, dając jej jednocześnie znak, że powinna zrobić to samo. Zmusiła się do odwrócenia wzroku, wzdychając ciężko. Nie cierpiała śmierci, nikt jej chyba nie lubił, ale większości udało się już na nią znieczulić; wcale nie była pod tym względem wyjątkowa - od razu zaczęła szukać czegoś, co mogłoby się przydać. Zostawiając za sobą ślady butów przeszła do sporych rozmiarów skrzyni, w której, proszę państwa - cuda i dziwy! Otworzywszy ją ze skrzypnięciem zaczęła grzebać w rzeczach i tak nieżywego człowieka - skoro nie robiło mu to różnicy, nie musiała mieć wyrzutów sumienia. Nawet sukienka, którą miała na sobie pochodziła z domu jakiejś kobiety, którą rozszarpała puma królewska. Wyciągnęła ogromny szary sweter i radością wymalowaną na twarzy założyła go na siebie, po chwili wyciągając spod niego sukienkę, którą, zwinąwszy, włożyła do plecaka. Następnie znalazła jeszcze duże jeansy, które również zdecydowała się włożyć, gdzieś napatoczył się zegarek (nie chodził, więc zostawiła go na miejscu), bandaż umazany krwią (przydatny!), kromka chleba (od dawna niezdatna do użycia), zdewastowany do reszty kubek, kawałek drewna (Po co byłoby jej drewno? Nie wzięła.), stara czapka oraz para sznurówek mocno przetartych na końcach. Zapięła zadowolona plecak, lekko spochmurniałym wzrokiem obrzucając jedynie leżące na ziemi zwłoki.
Już chciała zbierać się do wyjścia, kiedy jej spojrzenie padło na parę dużych, męskich butów ocieplanych od środka. Pisnęła głośno ze szczęścia, na co tatria wleciała z powrotem do pomieszczenia, wyraźnie niezadowolona z widoku ubrań, które dziewczyna miała na sobie - w końcu niewątpliwie przesiąkły zapachem trupa i zwierzęcia, nawet sama Shinohara to czuła. Nie zwracając uwagi na te niedogodności ściągnęła trampki ze stóp i zamieniła je na poprzecierane buty martwego Oswojonego. Swoje własne związała ze sobą sznurówkami i przerzuciła przez pasek od plecaka, by następnie z lekkim ukłuciem w sercu wyruszyć na dalszą wyprawę wraz z naburmuszoną sówką na ramieniu.

————————————————————————————

O rany. Wciąż nie była pewna, czy aby na pewno dobrze zrobiła, ubierając się tak, jak się ubrała - co jednak innego mogła zrobić? Nozdrza drażnił przykry zapach śmierci, który chyba na dobre osiadł na tej odzieży, jednak Chiyo nie do końca miała wyrzuty sumienia - cała reszta jej „majątku” pochodziła z kradzieży, chociaż zabieranie rzeczy martwemu już raczej nie podchodziło pod paragraf, prawda? I tak nikomu innemu by się to nie przydało, a lepiej nie zostawiać dobrych ubrań i przedmiotów, które na pewno mogły się kiedyś przydać, na pastwę losu; prędzej czy później znalazłby się na nie jakiś amator. A tak? Dziewczynie było ciepło, tatria wsunęła się pod warstwę jej przemokniętych włosów i mogły dalej spokojnie maszerować, chociaż wściekły śnieg bił je w dzioby i twarze, chociaż ledwo w ogóle trzymały się przy ziemi… ale szły, to się liczyło! Naraz przed nimi zakwitły - nie wiadomo skąd - dwa suche drzewa, których drewniane i martwe kręgosłupy wyginały się w przeróżne kształty. Chiyo zatrzymała się przy jednym z nich, zadzierając głowę do góry; wyglądały na zdecydowanie stare, przytłaczały ją tym tak mocno, że ostatecznie legła tyłkiem na śniegu, opierając się plecami o jedno z nich, zaś tatria usiadła jej na kolanie. Popatrywały na siebie, podychując; cała podróż była zdecydowanie męcząca - męcząca do tego stopnia, że Chiyo nawet nie obchodziło, którędy miałaby wrócić do domu. Na razie liczył się odpoczynek.
Drobna dłoń powędrowała na lewy policzek, a zaczerwienione opuszki palców przebiegły powoli po niewielkiej plamie, która nie tak dawno pojawiła się na twarzy dziewczyny. Zmarszczyła brwi, kiedy poczuła nieprzyjemną szorstkość zazwyczaj delikatnej skóry; nie miała pojęcia, gdzie to coś złapała, a tym bardziej czym było to "coś", jednak dopóki nie bolało ani nie wywoływało żadnych niepokojących objawów, mogła z tym spokojnie żyć. Może wypadałoby nadać "czemuś" nazwę, żeby było jej łatwiej to opisywać? Zadrżała z zimna, szczękając zębami i ostrożnie ścisnęła policzek... no i tyle. Nic. Nie bolało, po prostu szczypało. Sama nie była pewna, czy to powód do szczęścia, czy jednak powinna się martwić, za pewne można było uznać, że plama jest i odkąd się pojawiła, czasem rosła, a czasem nieznacznie malała; sama Chiyo nie wiedziała od czego jest to uzależnione. Przy najbliższej okazji kogoś zapyta, zdecydowanie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.03.15 21:36  •  Dwa samotne drzewa. Empty Re: Dwa samotne drzewa.
Chociaż jedyne wyróżniające się obiekty wśród pustkowia przyciągały, Blaidd zatrzymał się spory kawałek od dwóch suchych drzew. Zdawał sobie sprawę, że nie jest sam na tej rdzawej pustyni i nie tylko jego będzie do nich ciągnęło. Mimo, że od dawna martwe, nie dające cienia ani ochłody, były jedynym wyróżniającym się punktem na tle monotonnego krajobrazu. Na pierwszy rzut oka wyglądały jak idealne miejsce na odpoczynek, chociaż tak naprawdę ich bliskie towarzystwo mogło być zgubne. Nawet odpoczynek w pewnym oddaleniu mógł nie być do końca rozsądny, ale miał już serdecznie dosyć wpatrywania się w rudy piach, który oglądał już drugi dzień z rzędu. I to nie tylko na ziemi. Regularnie wytrząsał go z butów, włosów, otrzepywał z ubrań, wycierał z oczu. Dużo to nie pomagało, wystarczyła chwila aby znów całkowicie pokryty był rdzawym pyłem, a jego drobinki zgrzytały mu w zębach - nawet mimo kraciastej, ciemnozielonej chusty którą zasłonił połowę twarzy. Do tego ten przeklęty ból głowy, który męczy go od wczoraj...
Obejrzał się na swojego kompana. Marnie widział przyszłość S.SPEC, jeśli w M-3 nadal będzie tak mała liczba specjalistów, którzy nie obawiają się wędrówki po terenach Desperacji. Oczywiście nie twierdził, że jest to całkowicie bezpieczne - bo tak nie było. Wędrowali jednak głównie pustkowiami, omijając wszelkie miejsca podejrzane o bycie zamieszkałymi, a także na pewno zamieszkałe Apogeum Desperacji, z daleka. Droga była męcząca i uciążliwa, ale jednocześnie było mało prawdopodobne, żeby po drodze natrafili na żywą duszę.
- Robimy przerwę. - powiedział, odciągając chustę od twarzy. Bukłak z wodą rzucił Kaukazowi, a sam sięgnął do jednej z wielu kieszeni po podręczną lunetę. Dokładnie, nie spiesząc się, zaczął oglądać okolicę. Ostrożności nigdy za wiele, nie chciał żadnych niespodzianek. Zajęło mu to dłuższą chwilę. Nic nie zauważył. Dopiero wtedy nieco się odprężył. Zerknął na swoją Przepustkę, która oprócz wszelkich usprawnień niezbędnych obywatelowi M-3, posiadała również mapę z ich przybliżoną pozycją. Blaidd miał nadzieję, że przy tempie którym dotąd się poruszali, powinni dotrzeć do granic Edenu pod wieczór. Tam będą mogli porządniej wypocząć przed drogą powrotną.
- Na razie nikogo nie ma w pobliżu, nawet zwierząt. Ale będę chciał odejść stąd w miarę szybko. - zwrócił się do Eliminatora. - Jak dobrze pójdzie, dojdziemy do przyjaźniejszych terenów przed zmrokiem. - dodał, zrzucając plecak i opierając o niego snajperkę. - Jak nasze zapasy płynów? - zapytał, siadając na ziemi. Odruchowo zaczął przeglądać niesione paczki z żywnością oraz sprzęt. Nie obładował się bardziej, niż było to konieczne. Wypad miał być szybki i niezauważony.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.03.15 22:31  •  Dwa samotne drzewa. Empty Re: Dwa samotne drzewa.
Kaukaz nie był najlepszym towarzyszem rozmów o czym Blaidd wiedział, czy też właśnie miał okazję się dowiedzieć. Wojskowy szedł bowiem przez całą drogę w kompletnej ciszy, odzywając się tylko gdy zadano mu jakieś pytanie. Oczywiście miało to swoje plusy, gdyż żadne słowo skargi z jego ust nie wyszło, a było na co narzekać. W końcu żar pustyni dawał w kość, nie wspominając nawet o wszechobecnym piachu i żwawym tempie jakie utrzymywali. Mogło by się zdawać, że eliminator mógł mieć za złe szefostwu, iż został wysłany na misję zwiadowczą, kiedy to defakto mógł go zastąpić ktoś niższy rangą, lecz zdawał sobie sprawę z braków w oddziale. Poza tym taki dostał rozkaz więc bez mrugnięcia okiem miał zamiar go wykonać. Tym bardziej, że generał Blaidd był jednych z tych ludzi, którzy nie wywoływali u niego niechęci.
Złapał rzucony mu bukłak by po chwili zaczerpnąć z niego nieco wody. Odrzucił go, gdy tylko generał skończył badać okolicę. W tym czasie pozwolił sobie siąść na wielkiej piaszczystej patelni, czując już po chwili jak potnieją mu jajka. Dla takich chwil żył.
- Dobrze. Jeśli dalej będziemy racjonalnie gospodarować wodą powinniśmy skończyć nawet z nadwyżką. - Wyrecytował niczym beznamiętny lektor po mini przeglądzie swego bagażu. w jego głosie pobrzmiewał charakterystyczny akcent obcokrajowca, lecz nie utrudniało to komunikacji. Następnie pozwolił sobie ściągnąć na chwilę nakrycie głowy i przetrzeć pot z czoła. Nie był zmęczony. Nawet nie miał nic ciężkiego przy sobie. Zaledwie prowiant, nieco amunicji, broń i ciuchy, które teraz nieprzyjemnie lepiły się do jego pleców. Dla ironii, gdy tylko się ściemni to zacznie pizgać złem. Pustynie takie są.
- Postój dla odpoczynku, czy pański stan się pogorszył, panie generale? - Spytał dość bezpośrednio. Zdawał sobie sprawę, że ta misja była właśnie ze względu na niego. Nawet jeśli od sam mu tego nie powiedział, to plotki szybko się rozchodziły. Kaukaz zaś nie należał do tych delikatnych i udających, że czegoś nie wiedzą. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jego przełożony nie bez powodu nałożył takie tempo. W końcu, jaki snajper spokojnie spacerował gdyby mu groziła ślepota.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.03.15 23:18  •  Dwa samotne drzewa. Empty Re: Dwa samotne drzewa.
- Dobrze. - odparł, słysząc odpowiedź Kaukaza. Następnie wziął kilka dużych łyków z odrzuconego bukłaka, po czym zawiesił go sobie na ramieniu. Potem nastąpiła dłuższa chwila milczenia. Nie było to nic nowego. Blaidd również nie lubił kłapać jadaczką bez powodu, a więc przez czas wspólnej drogi nie odzywali się do siebie prawie w ogóle. Pod tym względem dobrali się jak w korcu maku. Żadnej ze stron najwyraźniej to jednak nie przeszkadzało. Jakby nie patrzeć, oboje byli profesjonalistami z doświadczeniem. W wielu sytuacjach po prostu nie trzeba było nic mówić. Nie musieli się nawzajem ostrzegać ani tym bardziej pouczać. A zwykła rozmowa? Była zbędna. W takim terenie, w którym trzeba mieć oczy dookoła głowy, a wszelka próba otwarcia ust kończy się zachłyśnięciem pyłem, pogaduchy nie są ani miłe, ani wskazane. Każdy haust powietrza należało oszczędzać na kolejne kilka kroków. Posuwali się naprzód dosyć szybko, Blaidd od początku narzucił niezłe tempo. Na początku zastanawiał się, czy nie nazbyt szybkie, ale nie rozczarował się. Kaukaz znosił wędrówkę równie dobrze jak on sam. Chociaż może niezbyt zachwycony tą wyprawą, był doskonałym kompanem i pewnie jeszcze nie raz generał będzie zawracał mu głowę.
Gdy Eliminator zapytał o jego zdrowie, Blaidd zachował kamienną twarz. Po chwili jednak na jego usta wypłynął lekki, krzywy uśmiech. Eh... Że też on zawsze trafia na takich nazbyt domyślnych. - Od wczoraj rozsadza mi łeb, ale na wzrok się jeszcze nie rzuciło. - Cóż, nie zamierzał ukrywać dłużej przed nim swojego stanu. Tak czy siak poznałby prawdę, kiedy doszli by wreszcie do celu. - Skoro wszystko jest jasne, proponuję podjęcie marszu. Chyba, że potrzebujesz jeszcze chwilę odsapnąć? - zapytał, nie siląc się na bardziej wyszukaną złośliwość. Podniósł się, otrzepał z piachu i ponownie zarzucił na grzbiet bagaż oraz broń. Czekał ich jeszcze ładny kawałek drogi.

(możesz zrobić zt dla nas obojga)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.03.15 0:42  •  Dwa samotne drzewa. Empty Re: Dwa samotne drzewa.
Cóż, nie wypytywał się przez wzgląd na troskę, lecz raczej bezpieczeństwo. O ile Blaidd posiadając własną dumę mógł udawać, że wszystko jest w porządku to jednak Adrian wolał wiedzieć na czym stoi i jak się sprawy mają. Nie rozsądne wszak było w pewien sposób polegać na tym co widział, czy też czego nie widział przez lornetkę szanowny generał. Nie chodzi tu tylko o zmysł wzroku, który miewał się jeszcze doskonale. Ciągły ból na pewno też w jakiś sposób rzutował na czujność i ogólnie pojętą percepcję. Kiwnął więc przytakująco głową na znak zrozumienia, a następnie wstał z piasku zarzucając jednocześnie plecak na garba i broń na ramie, co już samo w sobie było odpowiedzią na pytanie generała.
- Nie ma takiej konieczności. Możemy iść dalej. - Naciągnął chustę, tak że przysłaniała mu połowę twarzy i ruszył za Blaiddem. Tym samym sposobem w ciszy przemierzali pustynię.

Blaidd & Kaukaz z/t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.03.15 20:26  •  Dwa samotne drzewa. Empty Re: Dwa samotne drzewa.
Znowu siedział na pustyni, a właściwi leżał. Żar piasku smyrał swymi drobnymi językami nagą skórę pleców rudzielca pomimo tego, iż ten znajdował się w lichym cieniu dwóch samotnych drzew.
-Przeklęta pustynia...- Wymamrotał pod nosem z pretensją. Otworzył przy tym na chwilę swóje ślepia. Widok bezchmurnego, błękitnego nieba z wysoko usytuowanym słońcem go przygnębiał. Chciał by było już popołudnie, by mógł się stąd ruszyć...Wzdychnął bezsilnie i zerknął na szczenięta leżąc tuż pod pniem jednego z drzew. Trzy wilcze maleństwa wyglądały jak martwe, lecz unosząc się rytmicznie brzuszki świadczyły o czymś innym. Na szczęście. Najwyraźniej odsypiały poranny obiad składający się z jakiegoś bliżej nieokreślonego zwierzaka, którego Spad dzielnie upolował. Niestety śniadanie miało rozmiar małego S więc Spad nie napełnił swojego żołądka nawet w połowie w przeciwieństwie do jego "pociech". Do tego Mitten. Wilk czuł, jak to stworzenie, które się go uczepiło, czai się i wyczekuje okazji by tylko pożywić się krwią wymordowanego. Tak. Życie Spada strasznie się pokomplikowało przez ostatnie kilka tygodni. Miał powoli dość. Chciał wakacji! Jedzenia! I braku słońca! Tak! Zamknął na chwilę oczy próbując sobie chociaż na chwilę z wizualizować swoje pragnienia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.03.15 20:49  •  Dwa samotne drzewa. Empty Re: Dwa samotne drzewa.
Cisza, piasek, gorąc, cisza...Stop! Powtarzam się. No ale jak inaczej mam nazwać panujący tu nastrój? Nijak? Błech, nawet to określenie mi tu pasuje.
Młody...pff, z wyglądu młody mężczyzna szedł właśnie do dwóch pobliskich drzewek. Zastanawiał się, a nawet i przeklinał w myślach to, że wpadł na pomysł by wybrać się na tak długi spacer. Często wybierał się na takie przechadzki, był raczej typem włóczęgi, gdyż nigdy nie zostawał w miejscu dłużej niż na kilka dni...ale nie myślał w tedy, że zawędruje aż na pustynie. Był już dość zmęczony, a mimo to nie dało się tego wyczytać z jego twarzy ani ruchów. Mało co dało by się wyczytać, cała jego postura i otaczająca go aura przypominała jakby uczucia porcelanowej lalki. Jest, bo jest. Maska na twarzy w tym momencie całkowicie przysłaniała mu odbiór świata zewnętrznego, a przynajmniej tak by się mogło wydawać.
Rzeczywistość była zupełnie inna, bowiem Czarny był doskonałym obserwatorem. I właśnie w tym momencie wyczuł czyjąś obecność... Ciekawe, czy ta osoba również go wyczuła?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.03.15 21:23  •  Dwa samotne drzewa. Empty Re: Dwa samotne drzewa.
Spad leżał tak w cieniu i miotał się co jakiś czas zgodnie z kierunkiem wędrującej po pisaku ciemnej wstęgi rzucanej przez jedno z pobliskich drzew. Tak też mu właśnie mijał czas. W pewnym momencie mając dość tej gehenny poddał się swojej wyobraźni według której znajdował się właśnie na leżaku przy basenie. Imaginacja ta po pewnym czasie przeszła w sen, dość głęboki i realistyczny. Spad bowiem od kilku dni słabo sypiał. Był zajęty ciągłym bieganiem za zmutowanym genetycznie jedzeniem, co cholernie go męczyło. Do tego wiedział, że o tej porze dnia istniało najmniejsze ryzyko zostania zaatakowanym przez coś większego od siebie toteż owładnęło go swoiste poczucie bezpieczeństwa porywające rudzielca w objęcia Morfeusza. Jakkolwiek by to nie brzmiało.
Spad śnił wówczas o rzekomym leżaku przy basenem. Był nad nim sam, a przyjemny chłodny wiatr zwiastujący zbliżający się wieczór smyrał go po skórze. Normalnie żyć nie umierać. W tym przyjemnym marzeniu sennym coś jednak zapluskało w basenie, tak, jakby coś tam wpadło. Zaciekawiony owym fenomenem główny bohater wydarzeń, kierujący się logiką horrorów, podszedł sprawdzić co też ten basen wydziwia.. Nie minęła jednak chwila, gdy stojąc przy krawędzi brzegu w magiczny sposób się pośliznął i wpadł do błękitnej toni. W tym momencie marzenie przerodziło się w koszmar. Nieumiejący pływać Spad zaczął się miotać, walcząc o kolejne hausty powietrza. Ktoś jednak go dostrzegł i rzucił mu czarne koło ratunkowe. Barwa była nietypowa, lecz Hayato nie zastanawiał się długo - natychmiast je pochwycił. Był bezpieczny, uratowany, a przynajmniej tak mu się wydawało do momentu w którym otworzył ślepia i zdał sobie sprawę, że to sen. Problem polegał jednak na tym, że rzeczywiście trzymał coś czarnego i całkiem namacalnego. Nie będąc jeszcze całkiem świadomym sytuacji spojrzał w górę dostrzegając obcą mu twarz. Przekręcił pytająco głowę o 45 stopni w prawo, na wskutek czego, widniejący na jego głowie turban z koszuli nieznacznie się przekrzywił uwalniając jedno z dwóch sztuk wilczych uszu, jakie posiadał. Doznał olśnienia.
Jak się okazało Spad nie wyczuł zbliżającego się człowieka, za to przez swój senny koszmar miotał się, a właściwie turlał się po pustyni jak pojebany. Zatrzymał się dopiero, gdy napotkał opór w postaci nóg Miro. Bez wahania zamknął je w uścisku, chcąc ratować życie w swoim koszmarze.
- Ładną mamy pogodę, prawda? - Rzucił nieco bezmyślnie. Jego głowa w tym momencie była kompletnie pusta. Nawet nie potrafił ogarnąć na chwilę obecną motywów swojej podświadomości, która go chyba nienawidziła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.03.15 21:40  •  Dwa samotne drzewa. Empty Re: Dwa samotne drzewa.
Szedł spokojnie wyznaczoną sobie drogą, gdy jakieś szamoczące się coś przykleiło się do jego stóp, początkowo chciał to kopnąć i iść sobie dalej, lecz to "coś" okazało się być żywym stworzeniem. Mógłby go po prostu wyminąć, jednak fakt, że nieznajomy w prost przykleił się do niego mu w tym przeszkodził.
Gdyby Czarny nie był w miarę opanowanym człowiekiem, z pewnością dusiłby się właśnie ze śmiechu. Rudowłosy mężczyzna leżący teraz u jego stóp wyglądał przekomicznie. Tulący się do Mira jakby był jakimś ratunkiem, zbawieniem. Spojrzał na niego z góry i podniósł jedną brew w akcie zdziwienia. Nie żeby był jakoś specjalnie tym zaskoczony, jego twarz niemalże porcelanowa, nadal nie zdradzała żadnych emocji.
Do jego uszu dotarło jednak pytanie obcego, przed dłuższą chwilę zastanawiał się, czy ma na nie odpowiedzieć, czy po prostu sobie pójść.
- Dla mnie nie jest za piękna. - Odpowiedział sam nie do końca pewny, czy szczerze. Nie obchodziło go to w tamtej chwili.
- Nie, żeby mi to przeszkadzało, ale czy długo jeszcze masz zamiar się do mnie tulić? - Powiało chłodem i nie chodzi tutaj o złowrogie nastawienie mężczyzny a raczej o jego zabójczo niski głos.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.03.15 22:38  •  Dwa samotne drzewa. Empty Re: Dwa samotne drzewa.
- Cóż, myślę, że twój problem tkwi w ubiorze. I chyba najmniejszy problem stanowi kolor...- Podzielił się na głos odważnie tym, co zrodziło się w jego myśli. Zawiesił przy tym wzrok na tych dżinsach, tej skórzanej kurtce...Boże, miał pod nią jeszcze czarną koszulę. Żal mu się zrobiło chłopca. Samo patrzenie na niego sprawiało, że Spad odczuwał duszności. Nie wiedział, kim był nieznajomy, lecz był święcie przekonany, że rzadko zapuszcza się w te kuszące swą jałowością pustynne tereny. Równie dobrze jednak mógł się mylić. Może dzieciak miał po prostu dość specyficzne, masochistyczne hobby.
- Och, pardon. - Zamrugał po czym wydał z siebie nieco nerwowy śmiech. Naturalnie oswobodził bruneta po czym wstał. Zachwiał się przy tym lekko zważywszy na fakty, że właściwie przed chwilą się obudził. Wytrzepał spodnie, poprawił turban i się wyprostował. Jego sucha, nieco wygłodzona sylwetka ni robiła żadnego wrażenia, a przynajmniej nie pozytywnego. Teraz gdy Wilk stał na przeciwko chłopaka nie był pewien co myśleć. Niby niższy, niby młodszy, lecz ten wyraz twarzy, a właściwi jego brak, był nieco zastanawiający. Chodziło o to, że Spad nie wiedział, czy człowiek ten był obecnie wkurwiony czy nie...a może był jednym z tych psychopatycznych androidów? Meh. Spadowi nie chciało się nad tym rozmyślać, było na to za gorąco.
- Nie wyglądasz na kogoś, kto często zachodzi w te tereny. Wiesz, twój ubiór...No ale olać to. Ważne jest to, że nie powinieneś tak spacerować, gdy słońce tak wysoko, bo przekształcisz się w tosta. Chodź w cień. - Powiedział, po czym powoli ruszył w kierunku jednego z dwóch drzew i usiadł w ciemnej, chłodniejszej prędze cienia po turecku. Omijał przy tym porozrzucane dookoła swoje fanty. Po barwie jego głosu i mimice twarzy można było wywnioskować, że jest dobrym, martwym człowiekiem. - Powiedz mi, zgubiłeś się może? Szukasz czegoś konkretnego? Nie często zdarza się spotkać jakieś towarzystwo, do tego w tak dobrej kondycji. Wisz, Desperacja, pustynia, grzanki i potwory nocą... - Ziewną w między czasie, jednocześnie zastanawiając się czy ten młody człowiek potrzebuje pomocy. Mimo wszystko wiedział, jak ciężkie potrafi być życie w tej dziczy to też, jeśli mógł to chętnie pomagał napotkanym istotom. naturalnie zachowywał ostrożność względem nieznajomego. Jego ucho co rusz obracało się w kierunku nieznajomego, zwłaszcza kiedy ten znikał mu z linii wzroku.Był dobry i być może mógł sprawiać wrażenie debila to jednak nie należał do grona naiwnych idiotów. Dobry obserwator mógł to dostrzec.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.03.15 23:06  •  Dwa samotne drzewa. Empty Re: Dwa samotne drzewa.
Uniósł drugą brew w akcie zdziwienia, tak ten wyraz twarzy miał udawać coś na kształt zdziwienia. W końcu Czarny nie do końca był teraz pewien swoich uczuć, ale mniejsza o to.
- Moje ubranie nie ma tu nic do rzeczy, ale jeśli już tak zwróciłeś na to uwagę... - W tym momencie z gracją ściągnął swoją kurtkę oraz bluzę przewieszając je sobie przez jedno ramię, zostając więc w samej koszulce bez rękawów. - Mogłeś powiedzieć wcześniej, że chcesz mnie zobaczyć mniej odzianego. - Uśmiechnął się bestialsko.
Nie było mu gorąco, tylko trochę się zmęczył marszem. To duża różnica. Był chyba przyzwyczajony do zmiennych warunków klimatycznych. W końcu był włóczęgą, nie robiło mu więc zbytniej różnicy coś tak błahego jak słońce czy wiatr.
Facet przed nim wydał mu się nagle interesujący, jednak Miro był zdziczały, aktualnie był opanowany...jednak rudzielec trochę go podirytował.
- Czy ty masz mnie za głupka? - Warknął mało przyjaźnie, aczkolwiek zdążył się opanować. - Naprawdę uważasz, że dałbym się usmażyć? - Jego twarz naprawdę nie wrażała żadnych uczuć, tylko warczenie i zmarszczony noc dały po sobie znać, że jest on podirytowany. I tylko naprawdę dobry obserwator mógłby dostrzec furię w jego oczach, a raczej jej namiastkę. Bo nawet oczy, nie chciały zdradzić o nim zbyt wiele. Tak jakby bały się, że zostanie to wykorzystane przeciw jemu.
- Jestem tu od niedawna i nie, nie zgubiłem się. - Powiedział już spokojniej, naprawdę jak na zdziczałego trzymał nerwy na wodzy. - Wyszedłem po prostu na spacer. No a cóż, nie przyszło ci do głowy, że mogę być w tak dobrej kondycji między innymi dlatego, że to właśnie ja zabijam, a nie inni mnie? - Uśmiechnął się odsłaniając kły. Należały one bardziej do jakiegoś zwierzęcia, niż do załóżmy wampira. Bardzo przypominały te wilcze, sam chłopak nazywał siebie wilkiem w jeszcze ludzkiej skórze.
Usiadł obok nieznajomego uprzednio rzucając na piach swoje ciuchy, po czym oparł się o pień, zielonym okiem patrząc na towarzysza a brązowe chowając pod powieką.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 9 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach