Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Luka nie mogła wyjść ze zdziwienia. Skąd oni wytrzasnęli taki dom, w samym środku Desperacji? Trafiła na naprawdę dobrze przygotowaną do przeżycia grupę. I dziwnie otwartą na obcych. To było… dziwne. I lekko podejrzane. Niestety. Zwykle ci, którym udało się wyszarpać dla siebie dogodne miejsce w dziczy raczej paranoicznie podchodzili do kontaktów z nieznajomymi. Jeśli grupa mogła sobie pozwolić na takie rozluźnienie ochrony, oznaczało, że mają u siebie naprawdę dużą siłę bojową. Tak jak Drug-oni, żeby porównywać z najlepszymi.

Lód. Skrzywiła się. Nie był wielkim utrudnieniem – nie przy takiej ilości dogodnych podpór, które bez problemu można było wypatrzeć na elewacji – ale trochę utrudniał życie. Na próbę podciągnęła się do połowy pierwszego piętra. Powinna dać radę. Czas zorganizować przynętę.

Zeskoczyła na dół i wleciała z powrotem do domu. To, co planowała, było okropnie wredne i zahaczało o nadwyrężenie zaufania… Cóż, mógł jej wypożyczyć sprzęt. Najwyżej podrzuci im coś później jako zadośćuczynienie.
Zaczęła iść tak cicho, jak tylko potrafiła. Wsunęła się do kuchni, zmierzając w stronę pieca/kuchenki gazowej/paleniska (z czegokolwiek by nie korzystali). Rozpaliła ogień i położyła na nim garnek, wyglądający na najczęściej używany. Na dno nalała odrobinę przeterminowanego oleju, by stworzyć więcej dymu – i pozory, że po prostu któryś z domowników zapomniał, że chciał sobie zrobić jedzenie - po czym usunęła się na zewnątrz domu, gdzie ostrożnie podciągnęła się do poziomu przeźroczystej folii w odpowiednim oknie. Jak tylko zobaczy, że jej ofiara wychodzi z pokoju, wteleportuje się do środka.

…Miała tylko nadzieję, że stanie się to szybko, ręce okropnie jej przemarzły, a po plecach smagał ją zimny wiatr. Przeklęta zima.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Palenisko roziskrzyło się ogniem, który szybko objął garnek postawiony nań przez Lukę. To była tylko kwestia czasu, by zaczął się przypalać, a spalony olej zaczął zaczadzać całe mieszkanie. Kobieta mogła spokojnie wyjść z budynku, wspiąć się i poczekać aż właściciel pokoju go opuści, gdy tylko ujrzy czarny, skłębiony dym.
I owszem, Lucky zaglądając przez okno, mogła zobaczyć jak po 15 minutach (a może były to już długie godziny, ciężko określić) sylwetka siedząca na łóżku skuliła się w sobie. Do jej uszu dobiegł kaszel gruźlika. Ciężki, nieprzyjemny kaszel, który mógł zaboleć nawet osobę słuchającą tego dźwięku. Mężczyzna szybko się zerwał i pchnął drzwi, za którymi zniknął. Pokój opustoszał. Ile mogła mieć teraz czasu? 3 minuty nim wróci bądź zacznie jej szukać? Przecież nadal była gościem w ich domu, mogło się jej coś stać. Zdecydowanie będzie chciał to sprawdzić gdy już poradzi sobie ze spalonym garnkiem i wywietrzeniem kuchni, bo owszem, ciemny, gryzący dym zaczął się unosić przez szparę w kuchennym oknie. Luka widziała go nawet z miejsca w którym się znajdowała.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

[Przepraszam, całkowicie zapomniałam we wcześniejszym poście, że tam nadal jest zasłona. Nie mam pojęcia, jak to się stało. Poniżej korekta ostatnich działań Luki, żeby nie było niekonsekwencji ;n; ]

Chłód wąskiego, metalowego parapetu wgryzał jej się w dłonie. Podciągnęła się i nieco chwiejnie na nim stanęła, w taki sposób, by jak największa powierzchnia jej stóp znajdowała się na części podpartej murem - tego by tylko brakowało, żeby parapet odpadł pod jej ciężarem. Zaparła się plecami o krawędź framugi i ostrożnie wyciągnęła magiczny nóż. Skrzywiła się. Niby zdążyła się już dawno przyzwyczaić do jego chłodu, ale teraz wydawał się zimniejszy niż metal parapetu.

Delikatnie wbiła go w tekturę, uważając, by nie wydać żadnego dźwięku. Z pomieszczenia nadal dochodziły odgłosy gry, miała więc nadzieję, że mężczyzna nie zauważy jej poczynań zanim nie będzie za późno. Wykroiła mały, około dziesięciocentymetrowy otwór, po czym zaczęła nasłuchiwać.

Już. Trzaśnięcie drzwiami, głuchy kaszel, no i odgłosy panicznego gaszenia ognia. Wcisnęła dłoń do środka pomieszczenia, odrzuciła na bok kotarę i wteleportowała się do środka.
I zaraz pożałowała swojej decyzji o sposobie odwrócenia uwagi. Dym był naprawdę gęsty i gryzący; akurat taki, który utrudnia życie osobom z dusznościami. Musiała się pośpieszyć i wrócić na zewnątrz.

Odwróciła się. Mówił o kryształowych kulach, nie? Jedna z nich, dość dużego rozmiaru, stała pod oknem. Luka niewiele myśląc chwyciła ją i wpakowała do plecaka. Zacznie się zastanawiać nad obsługą, jak tylko zniknie z miejsca przestępstwa.

Jeśli mężczyzna zdążył załatwić problem i wrócił do pokoju:

Odwróciła się do niego z uśmiechem wyrażającym unikatową mieszankę dumy i zażenowania.
- Przepraszam za tamto, odkupię. Mogę nawet dorzucić coś ekstra. Ale kulę zabieram - zastrzegła. - Oddam jak z nią skończę, albo jak ona skończy ze mną - zaśmiała się.

Jeśli nie:

Rozejrzała się po pomieszczeniu. Może powinna wziąć jeszcze coś, na wszelki wypadek, jakby kula nie zadziałała? Tylko decyduj się szybko, Irving - pomyślała, nawet w myślach nie będąc w stanie poprawnie wymówić swojego nazwiska. Już zaczynała czuć drapanie w gardle, a przecież nie spędziła w pokoju więcej niż pół minuty.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

/O, dzięki, że mi przypomniałaś, bo akurat zasłony też wypadły mi z głowy.

Dźwięki. Dzięki cienkim ścianom i nieszczelnej dykcie wszystko było doskonale słychać. Każdy szmer, kaszlnięcie, zamykające się drzwi. Kroki, sporo kroków, jak na tego typu budynek. A może to jedynie karaluchy spacerowały, czując, że ich dom został zagrożony? Kto wie. Ważne, że kobieta wzięła się do roboty. Karton robiący za okno szybko się poddał sztyletowi. Z głuchym trzaskiem powstał otwór, który pozwolił na ocenienie sytuacji, przeliczenie czasu, określenie odległości. Wystarczyła jedynie odrobina wyobraźni i myślenia przestrzennego, jak te zapałki co to się układa w cztery trójkąty.
W środku panował półmrok, jak dobrze pamiętała, teraz jeszcze wzmocniony czarnym dymem wpełzającym do środka. Dobrym pomysłem byłoby wyłamanie dykty z okna, ale może lepiej niech zajmie się tym właściciel. Kobieta i tak już sporo napsuła. No i miała misję. Kula. Leżała nieopodal, jednak wyjątkowo szybko znalazła się w dłoniach złodziejki, a później plecaku. Miała jeszcze chwilę, mogła coś jeszcze zabrać. Może świeczki? Było ich tam od groma: duże, małe, walcowe, piramidalne, rzeźbione, barwione, pachnące i te wyjątkowo cienkie i długie w kolorze złamanej bieli. Kadzidełka raczej by się nie sprawdziły, wszak i tak wszędzie królował teraz odór spalenizny. Były też inne przedmioty do wróżenia, ale zapewne kobieta niewiele by z nimi zdziałała, jeśli nie znała się na tego typu sprawach.
Jeśli nie chciała zabierać niczego więcej na chybił trafił, to wypadałoby opuścić pokój. Brak zapewne nadal trwał dzielnie w kuchni, walcząc z dymnym smokiem, więc druga strona była zapewne bezpieczna. Druga, czyli pokój Krupierki. Tam można by było w tym momencie uciekać. Prawda to, lecz...
Jak to bywa w takich sytuacjach, los lubi być kapryśny. Szybka ucieczka nie wchodziła w grę, ponieważ rosły brunet już rozpoczął zabawę w chowanego z Luką i pierwszym miejscem, w którym chciał jej poszukać, był jego własny pokój. Tak jakoś się złożyło, że wpadli na siebie. Dosłownie.
- Kulę? - Spojrzał na nią zaintrygowany, po czym przeleciał spojrzeniem po zawartości pokoju. Fakt, brakowało jednej z jego kul. Wyszczerzył białe, piękne zęby niczym z reklamy Colgate. - Fakt, miałaś coś kraść. Dobry wybór. Teraz jeszcze by ci się przydał ktoś, kto wie co z nią zrobić. Podpowiem ci.
Serio? Czy miało to być aż tak banalne? Złapał ją za rękę i wyprowadził prosto do pokoju Krupierki. Jeśli oczekiwała spojrzenia pełnego nienawiści czy chęci mordu, to mocno się przeliczyła. Wydawał się niezwykle rozbawiony całym zajściem.
To, co znajdowało się w środku różniło się od ostatniego obrazu sypialni, jaki zapamiętała Luka. Zapewne przez niskie, białe świece, ustawione dookoła łóżka. Było ich dokładnie 12 i wszystkie płonęły jasnym, równym płomieniem.
- Będziesz musiała tam usiąść, w tym okręgu i skupić się bardzo, bardzo mocno. Trzy razy wypowiesz imię osoby, z którą będziesz chciała się skontaktować. Musi być martwa. Spokojnie, w tym domu wszystkie duchy odpowiadają. Sprawdzałem. Później zadasz pytanie. I już, już, nie przeszkadzam.
Drzwi się za nim zamknęły nim kobieta zdążyła się odezwać. Została sama z tym co ukradła i tuzinem świeczek dookoła. Oby tylko niczego nie spaliła po drodze.

Za to kula, jeśli postanowiła obejrzeć ją dokładniej, była kryształowa i w środku mieniła się wieloma barwami, przytłumionymi mleczną kopułą. Podstawa była czarna, z drewna, zapewne dobrej jakości. Musiała sporo kosztować, tak samo jak wszystkie inne sprzęty znajdujące się w tamtym pokoju. Do podstawy, od spodu, została przyklejona kolejna karteczka, wypisana tym samym charakterem pisma. Głosiła "Pospiesz się. Pojawiła się pierwsza łuska i pazur. Niedługo odpowiem jedynie rozwidlonym językiem."
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gdyby Luka chociaż raz w życiu zainteresowała się mistycyzmem, pewnie bez wahania wydobyłaby z tłumu świec te, zrobione z pszczelego wosku. Ale nigdy tego nie zrobiła; nigdy nie miała potrzeby wiary w cokolwiek, może poza samą sobą i swoją przybraną, smoczą rodziną. Jedyna modlitwa, jaką kiedykolwiek odmawiała, była tzw modlitwą żołnierza: "dowolny boże, który mnie słuchasz, pozwól mi zabić tego sukinsyna, zanim on załatwi mnie".

Natomiast jedno wiedziała na pewno. Nie miała pojęcia, jak używać kuli, przydałaby się więc jakakolwiek instrukcja obsługi. Rozejrzała się w poszukiwaniu książek, które wyglądałyby wystarczająco magicznie. Jeśli nic nie znalazła, odwróciła się i szybko przemknęła przez pokój, tylko po to, by zderzyć się z obrabowanym właśnie mężczyzną.

Wyprowadzona na korytarz zaczęła kaszleć. Dym był naprawdę okropny, na pewno zajmie chwilę, zanim całkowicie wywietrzeje. Na szczęście, leki, które dostała od swojego lekarza, działały; kaszel tym razem okazał się całkowicie niewinny.
- Wszystkie? W sensie, każdy możliwy, czy te, które znajdują się w tym domu? - zainteresowała się. Jeśli cały interes okaże się prawdą, może spróbuje zapytać któregoś ze zmarłych znajomych, jak wyglądają zaświaty? Alon i inne anioły jakoś zawsze niechętnie odnosiły się do tego pytania.
- Dzięki za wskazówki - uśmiechnęła się szeroko. - Spróbuję już nic więcej nie zniszczyć.

Kolejna karteczka. Luka rzuciła na nią okiem - ot, zwykłe pośpieszenie. Dobra, przecież miała mieć prawie dwa-trzy dni na odszukanie dziewczyny, czemu...
"Pojawiła się pierwsza łuska i pazur."
- O Boże - wyszeptała, niemal upuszczając kulę, teraz całkowicie blada Luka. Dotarło do niej, co może mieć na myśli dziewczyna. Ale... Ale przecież... Gdyby była chora... Czy mogłaby organizować coś takiego? Przecież widziała już przemiany innych ludzi. Oni wszyscy ledwo mogli się ruszać, o ukrywaniu się i przeprowadzaniu zabaw z duchami nie mówiąc! A... A poza tym, przecież poznałaby, prawda? Poznałaby chorą osobę. Była tego pewna. Absolutnie.

Nagle uderzyła w nią fala stresu. Luka zerwała się na nogi, pobiegła do łazienki i zwymiotowała. Po czym wsadziła sobie palce do gardła i zwymiotowała raz jeszcze. Drżała, a w oczach pojawiły jej się łzy przerażenia. Poznałaby przecież! Nie przespałaby się z zarażoną! Nawet by się do niej nie zbliżyła! Uspokój się Irving - nakazała jej racjonalna część jej umysłu; na poparcie swoich myśli trzepnęła się otwartą dłonią po policzku. Uspokój się. Przesadzasz. Dziewczyna nie wyglądała na chorą. Pewnie źle zrozumiałaś i zmarnowałaś całe to jedzenie, którym cię poczęstowano. Poza tym, wydawała się miła i na pewno ostrzegła by cię, gdyby coś było nie tak. Uspokój się i wracaj do gry.

Odetchnęła głęboko, otarła oczy, przepłukała usta wodą i wróciła do pokoju. Usiadła między świeczkami, złapała kulę w dłonie i zgodnie z instrukcjami skupiła się na Drug-onie, którego pół roku wcześniej załatwili Łowcy, a który był przyczyną jej rocznej odsiadki. Starała się wyrzucić z głowy wszelkie nowo powstałe podejrzenia.
- Lee, Lee, Lee, przyjdź, ty dupku, muszę z tobą pomówić! - miała nadzieję, że Łowcy też mogą przybyć jako duchy. Jeśli nie, będzie musiała sobie poszukać innego martwego pomocnika.

//Jeśli masz zamiar kreować Lee - możesz robić co chcesz, to jedna z osób z jej historii, których nie chciało mi się precyzować. Tyle tylko, że był Łowcą-dezerterem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Taka była jej interpretacja wiadomości, ale czy prawdziwa? Czy musiała się obawiać? Przecież doskonale czuła i pamiętała, że kobiece ciało było ciepłe, bez śladów śmierci czy zwierzęcych elementów. Czy mogła się zacząć przemieniać teraz? Chyba by zauważyła. Mogła także zapytać kogoś, a akurat miała pod ręką kryształową kulę.
Lee, Lee, Lee, przyjdź, ty dupku, muszę z tobą pomówić!

Najwyraźniej rozmowy z duchami były niesłychanie banalne, skoro wystarczyło takie hasło i jakiś śmieszny artefakt by je przywołać. Powietrze wokół kobiety zawirowało, najwyraźniej zerwał się lekki wiatr, omiatając jej krótkie włosy i wywołując gęsią skórkę. Jedna ze świeczek zgasła, inne zamigotały chybotliwym światłem. Gdzieś za plecami kobiety rozległ się szmer, coś zagwizdało, może zadźwięczały łańcuchy. Mogła poczuć kolejny dreszcz przebiegający przez cały kręgosłup gdy poczuła, że coś przez nią przenika. Przed kobietą stał on.
Czerwone ślepia wyblakły, tak samo jak cała jego przezroczysta powłoka. Nie zniknął jednak uśmieszek człowieka, który wie wszystko najlepiej. Unosił się w powietrzu, nogi i ręce miał skrzyżowane, upodabniając się do dżina.
- Witaj! Przywołałaś mnie, więc odpowiem na twoje trzy pytania. - Jego głos niósł się po całym pokoju. Tak samo jak śmiech, który zawtórował słowom. Mężczyzna-duch przysiadł na łóżku obok Luki i znudzonym machnięciem stopy zgasił kolejną świeczkę. - Co u ciebie, młoda? Nie wiedziałem, że bawisz się w medium.
W skroni łowcy ziała dziura po kuli, najwyraźniej nie odzyskał już części mózgu, którą mu zdmuchnął pocisk, a szkoda.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na chwilę zabrakło jej słów, co było naprawdę rzadkim widokiem. Siedziała bez ruchu, z niedowierzaniem wpatrując się w pół materialną istotę przed nią. Aż do tej pory nawet przez chwilę nie myślała, że ten cyrk może zadziałać. A jednak... Jednak zadziałał i teraz próbowała za wszelką cenę nie pokazać, jak bardzo widok zmarłego towarzysza nią wstrząsnął.
- Boże, Lee - zaczęła, ze zmarszczonymi brwiami i twarzą zastygłą w wyrazie najwyższego szoku. - Boże, Lee... Jak mogłeś dać się zabić, zanim miałam okazję obić ci dupę za wpakowanie mnie za kratki - spróbowała zażartować, chociaż naprawdę nie było jej teraz do śmiechu.
- Jezu, to naprawdę ty? - przetarła czoło wierzchem dłoni. Jej wzrok padł na zgasłe świeczki.
- Nie no, ale to było chyba niepotrzebne, nie? - sięgnęła po zapalniczkę do kieszeni i ciągle lekko zdezorientowany umysł otworzył kolejną szufladkę skojarzeń.
- Dostałam twoją kurtkę - rzuciła, klepiąc się po rzeczonej pamiątce. - Inni stwierdzili, że tak będzie w porządku. Chcieliśmy dać coś twojej dziewczynie, ale ją złapali wkrótce po mnie. Z tego co wiem, SPEC ją załatwił - głos jej się lekko załamał. Cóż, oni i tak nie mieli szansy na długie i szczęśliwe życie, Łowca-dezerter i ciągle walcząca z władzą Łowczyni.

- Dobra, czekaj. Potrzebuję pomocy. Muszę kogoś znaleźć - początkowy szok powoli mijał, pozwalając myślom wrócić na odpowiednią ścieżkę.
- Dziewczynę, która mieszka w tym pokoju. Nie mam pojęcia, jak się nazywa - zaśmiała się lekko. - Typowe, nie? Ciemne włosy, opalona, niższa ode mnie - machnęła ręką w niesprecyzowanym geście.
- Według niej możesz mi w tym jakoś pomóc. Gdzie mam jej szukać?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Najwyraźniej był równie zaskoczony co ona, ale nie chciał dać tego po sobie poznać. Wyszczerzył się jeszcze bardziej, słuchając, co najemniczka miała mu do powiedzenia. Na wspomnienie jego dziewczyny jedynie się skrzywił, uparcie wpatrując się w kurtkę, którą kobieta miała na sobie. Zapewne zastanawiał się czy jej dotknąć, czy uda mu się przywołać wspomnienia, ale zrezygnował. Nie mógłby tego zrobić. Nie był materialny. Westchnął bezgłośnie.
- Szkoda. Nie należało się wam. Ale, ale! Przejdźmy do interesów.
Jego oczy po raz kolejny się roziskrzyły entuzjazmem, który najwyraźniej zagasił kolejną świeczkę. O dziwo, gdy Luka próbowała je zapalić, nie udawało jej się to. Knoty nie zajmowały się ogniem, zaś pozostałe płomyki kołysały się jakby z dezaprobatą dla jej czynu.
- Dziewczyna z tego pokoju. - Rozejrzał się po pomieszczeniu, zatrzymując spojrzenie na łańcuchach nad łóżkiem. Uśmiech znacznie się poszerzył. - Widzę, że wpakowałaś się w niezłe gówno, młoda. Słuchaj, nie mogę ci powiedzieć jak się nazywa, dowiesz się tego w swoim czasie. Teraz jednak są ważniejsze sprawy do wyjaśnienia. To mieszkanie nie jest duże, wiesz? Byłaś już we wszystkich pomieszczeniach? Nawet po kilka razy. Z tej laski jest niezły włamywacz, tak mówią jej znajomi, więc mogła ci zwyczajnie umknąć. W dodatku w sa... uuuUUuUUUu!
Zgasła kolejna świeca. Lee wywrócił oczami i zwinął się na łóżku z bólu, trzymając się za brzuch i głowę. Jęczał niemiłosiernie, a dźwięk ten wwiercał się niemiłosiernie w głowę, raniąc uszy.
Później był trzask. Zamknęły się drzwi do pokoju. Łowca zniknął, a zamiast niego pojawiły się trzy inne duchy. Wzleciały pod sufit i spojrzały na Lukę. Nie miały tęczówek, nie miały źrenic. Puste białka wpatrywały się prosto w kobietę, zaś łańcuchy na ich szyjach i nadgarstkach dzwoniły jak u męczenników.
- Zakłócasz spokój mieszkańców tego domu.
- Nie kontrolujesz mocy tego przedmiotu.
- Wątpisz w czystość tego serca.
Niczym na karuzeli, zaczęły okrążać kobietę, nie zbliżając się do niej ani na milimetr. Srogie brwi marszczyły się w grymasie.
- Powinnaś zostać ukarana.
- Pozbawiona duszy.
- Pozbawiona życia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Co jest - pomyślała ze zdziwieniem i spojrzała na zapalniczkę. Gaz jeszcze na pewno był, dopiero co uzupełniała, a poza tym płomień palił się jasno. Tylko świeczki z jakiegoś powodu odmawiały współpracy. Zrzuciła winę na bliżej niesprecyzowaną działalność zaświatów, chociaż trochę ją to niepokoiło. Wywoływanie duchów to jedno (w końcu w anioły też kiedyś nie wierzyła, a istnieją), ale przedmioty zachowujące się niezgodnie z zasadami świata wydawały jej się bardzo podejrzane.
- Gówno? Dlaczego? - zapytała, ale martwy Łowca zignorował jej pytanie, skupiając się na swoich słowach. Typowe. Już zdążyła o tym zapomnieć, mimo, że minął tylko rok od kiedy widzieli się po raz ostatni. Cóż, w takim świecie nie warto trzymać się przeszłości. Większość ludzi, którzy tak robili szybko odkrywali, że ich przyszłość bywała zaskakująco krótka.

Krzyk był świdrujący i przerażająco nieludzki. Nie, inaczej - nie tylko nieludzki, był czymś spoza tego świata. Luka odruchowo zakryła sobie uszy, ale nic to nie dało; dźwięk i tak wbijał się w jej umysł niczym szpile. Zacisnęła oczy i sama krzyknęła, ale w tym momencie dźwięk skończył się. Spojrzała przed siebie, w ostatniej chwili łapiąc zsuwającą się z kolan kulę.

Zamarła. Czuła, że przyśpiesza jej serce, ale wszystkie doznania docierały do niej jak przez mgłę. Spróbowała się cofnąć, ale jak tylko przewróciła nogą jedną ze świec zmieniła zdanie. Czymkolwiek były te istoty wątpiła, by ucieczka była skuteczna.
- Mieszkańcy sami mnie tu zaprosili - odpowiedziała, słysząc z niechęcią, że jej głos brzmiał o wiele bardziej piskliwie niż zwykle. Przełknęła ślinę. Co robić? Niematerialnych istot na pewno nie da się pokonać siłą ani ostrzem. Ucieczka... Drzwi się zamknęły, ale mogła wyskoczyć oknem. Tylko najpierw musiałaby się przedrzeć przez ścianę duchów - bo sądziła, że groteskowe istoty też są duchami.

- Nie wzywałam was. Zostawcie mnie - odpowiedziała i tym razem jej głos zabrzmiał normalnie, ku jej uldze. Złapała mocniej kulę, jej jedyną broń przeciwko przyzwanym istotom. Cóż, jeśli siła nie pomoże, a ucieczka jest odcięta, została jej tylko jedna możliwość. Czasem udawana pewność siebie jest najlepszą bronią i obroną.
- Nie chcę niczyjej krzywdy. Nikogo nie skrzywdziłam, wręcz przeciwnie. Zostawcie mnie - powtórzyła, marszcząc brwi. Pomagało myślenie o nich jak o słabszej wersji aniołów. Jedno duchowe, drugie duchowe, przecież nie było między nimi aż takiej różnicy. A z aniołami umiała sobie radzić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nagle nastała cisza. Duchy, najwyraźniej skonsternowane odpowiedzią Luki, zamilkły, wpatrując się nią pustymi białkami. Twarze wykrzywione były w groteskowe grymasy. Jeśli im się przyjrzała, to zauważyła połamane, powykrzywiane palce o wyraźnie zarysowanych ścięgnach. Szpony. Twarze i szyje pokryte były srebrzystą łuską, która skrzyła się bardziej niż ich przezroczysta skóra. Zapewne trzy ofiary zjedzenia surowej giczanki. Zapewne umarli od choroby zwanej łuskownicą.
Na korytarzy rozległ się głośny chlupot i syk, tłumiony przez przynajmniej dwoje drzwi. Dźwięk się nie powtórzył, najwyraźniej był jednak sygnałem dla trójcy, która w tym momencie rzuciła się na kobietę. Dosłownie.
Niematerialne dłonie szarpały jej krótkie włosy, ubranie, kończyny. Ciągnęli ją ku górze, w dół, prawo, lewo, krzycząc przy tym jeszcze głośniej i straszniej. Aż włos się jeżył na głowie.
Oszalały także świece, które zaczęły to zapalać się to gasnąć, wszystkie, tworząc tym samym jakiś interaktywny wzór współzależny od siebie. Przy trzech zapalonych świecach gasły dwie, by po chwili kolejne cztery zajęły się ogniem, pozbawiając go pięciu innych. Światło drżało i szalało, nadając wszystkiemu makabryczny wyraz. Trwało to minutę, może trzy, gdy Luka poczuła jak leci. Spada z łóżka i zostaje pod nie wciągnięta.

Pod materacem nie było kurzu. O dziwo, żadna ze świec nie została przewrócona. Wszystkie, z wyjątkiem trzech czy czterech, które zgasły na początku, znów płonęły równym ogniem. W twarz najemniczki wpatrywała się para ciemnych ślepi, okolonych równie ciemnymi włosami. Znała tę twarz. Wpatrywała się w nią przez całą poprzednią noc. Krupierka przyłożyła palec do warg, nakazując jej ciszę. Duchy na górze nadal szalały, najwyraźniej nie zauważając zniknięcia ofiary.
Kolejne dwie świece zgasły, gdy dwa z trzech widm zniknęły. Ostatnie zaczęło krążyć po pokoju jęcząc i stękając.
- Chyba już po wszystkim.
Cichy szept dobiegł do uszu Luki, zaś drobna, kobieca dłoń spoczęła na jej policzku w czułym geście. Lucky mogła poczuć pod skórą drobne łuski. Krupierka nieznacznie się skrzywiła, jakby coś wyjątkowo ją bolało. Później zabrzmiały burczące kiszki. Czarnowłosa nie mogła się powstrzymać od cichego śmiechu.
- Jesteś cała? Daleko już zaszłaś.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Krzyknęła i zaczęła odganiać się od nich jak od chmary owadów, ale jej wysiłki nawet nie wpłynęły na niematerialne istoty – jej ręce po prostu przez nie przelatywały. To było dziwne, duchy mogły szarpać ją, ale ona nie mogła ich nawet dotknąć. Gdyby nie fakt, że była właśnie atakowana, może Luka zastanowiłaby się nad tym głębiej. Teraz zwyczajnie nie miała czasu. Zanim zdążyła wymyślić bardziej konkretny sposób obrony od machania rękami na oślep, została wciągnięta pod łóżko.

- Nic nie rozumiem – Luka potrząsnęła głową z mieszaniną rozbawienia i zażenowania, patrząc na znajomą twarz. Cóż, przynajmniej osiągnęła coś dzisiaj. Chyba. To znaczy, coś się udało, ale nawet nie potrafiła powiedzieć, na ile była to jej zasługa. – Od początku tu siedziałaś? Mogłam sobie odpuścić tę szopkę z wywoływaniem duchów – zaśmiała się cicho. Szkoda, że nie było jej dane porozmawiać z Lee chociaż trochę dłużej, może powiedziałby jej, gdzie Łowcy wyrzucili jego ciało. Żaden z najemników nie dał rady go odnaleźć; po tak długim czasie oczywiście nie byłoby nawet czego zbierać, ale to nie było ważne. Niedomknięcie śmierci towarzysza było nie w porządku, tak nie powinno być.

- Co ci jest? – złapała dziewczynę za dłoń, przesuwając kciukiem po drobnych łuskach. Mogła być spokojna; gdyby Krupierka faktycznie zaraziła się X-em, to w czasie przemiany na pewno nie byłaby w stanie spokojnie rozmawiać. Raczej plułaby krwią na lewo i prawo szamocząc się agonalnie. A tego, jak widać, nie robiła. Czyli była czysta. Czyli Luka też była czysta i wszystko było tak dobrze, jak mogłoby być.
…oczywiście, mogła się zarazić jakąś inną niezbyt przyjemną chorobą, to w końcu Desperacja, wszy, kiła i opryszczka były na porządku dziennym, ale mieszkańcy tego domu wyglądali na naprawdę zadbanych, więc Luka nawet się nie martwiła. Zresztą, wszystko da się wyleczyć, mając dostęp do antybiotyków w mieście.
- Czekaj, chyba kojarzę. Ktoś mi kiedyś mówił, że jak się zeżre giczankę, to wyskakują łuski. To od tego? – pamięć w końcu zaskoczyła i na wierzch umysłu Luki wydryfowało dawne wspomnienie rozmowy przy ognisku z bliżej niezidentyfikowaną grupą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach