Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Go down

Spalić, wiedźmę! - wątek z Blizarre L65mGSw
BLIZARRE & GROWLITHE

Czas: ok. XVI w., barok w Polsce.
Miejsce: Polska, a co tam.
Wydarzenie: wściekły tłum chce spalić Blizz.
Role:
Blizarre - ucieka przed fałszywymi oskarżeniami.
Growlithe - robi za wściekle wściekły tłum. NPC będę wymyślać na bieżąco.


wprowadzenie - centrum Polski

- ŁAPAĆ JĄ!
- TO WIEDŹMA!
- SPALMY JĄ, ZANIM ONA SPALI NAS!
Wściekły tłum, jak wielka garść wyrzuconych na planszę mrówek zbił się w grupkę i rzucił biegiem za niewielką postacią. Dziewczyna cały czas utrzymywała względnie bezpieczną odległość, ale i to nie uchroniło jej od gniewu wieśniaków. Problemem było jednak to, że płuca coraz bardziej paliły. Żywy ogień wyciskał z nich ostatnie resztki powietrza. Czyżby czerwonowłosa wpadła w pułapkę, z której nie było wyjścia? Mogła ujrzeć jakiś ruch po prawej stronie.
Drewniane chaty zdawały się być jeszcze mniejsze niż zwykle. To właśnie przy jednej z nich pojawiła się jakaś matka, która prędko chwyciła swoje przerażone dziecko za przedramię i brutalnie wepchnęła je do środka.
- Nie patrz na nią - warknęła do córeczki. - To czarownica. Chce nas zabić! JAN! JAN, DALEJ! RUSZŻE LENIWY ZAD!
Kobieta zniknęła w domu, z którego zaraz wybiegł tęgi mężczyzna w ogrodniczkach. W dłoniach trzymał widły.
- Ale wróć, Janie!
- Jak tylko nas ocalisz przed tą złą wiedźmą, tatusiu!
- dodała prędko dziewczynka, skrywająca się za spódnicą matki. Jan kiwnął głową i włączył się do tłumu.
Jedno trzeba było przyznać: Blizarre nie miała zbyt wielu perspektyw. Biegła wiejską, mokrą od lepkiego, śliskiego błota ścieżką. Po jej lewej stronie falami wznosiły się i opadały żółte pola pszenicy. Po prawej wynurzały się zabite dechami chaty mieszkańców. W tyle gniewny tłum z widłami, pochodniami i obelgami. Przed nią rozwidlenie. Dalej na północ, w stronę lasu lub na wschód, w kierunku miasta, oddalonego od wioski o co najmniej pół dnia drogi. A grupa wściekłych ludzi była coraz bliżej...
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Blizzie nie sądziła, że sprawy potoczą się aż tak źle. To nie jej wina, że wieśniacy tak źle reagują na takie rzeczy. W końcu to było tylko trochę kolorowych płomieni i kilka dziwnych słów. Ale z drugiej strony uznaliby ją także za czarownice, gdyby miała zbyt mądry wyraz twarzy albo mieszałaby gulasz niezgodnie ze wskazówkami zegara. W końcu to oznacza, że targają Tobą siły nieczyste. Szatan siedzi w małym palcu u stopy i stamtąd kieruje całą wiedźmą. Zaraz będzie wywijać chłopami na prawo i lewo oraz wybijać denka od pudełek na różańce.
- NIGDY MNIE NIE ZŁAPIECIE! - wykrzyknęła hardo anielica. Po głębszym zastanowieniu uznała, że powiedziała za mało. - NICPONIE!
No. Teraz jest idealnie. Gdyby Blizarre była aniołkiem ze skrzydełkami, to byłoby wszystko świetnie. Wleciałaby do góry, podpaliła jakieś drzewo dla zasay i uciekła. Ale oczywiście kochany Bóg musiał jej pożałować kochanych skrzydełek, przez co teraz musiała się męczyć. Oczywiście nie miała nic przeciwko Stwórcowi, dobry z niego chłop, ale, kurczaczki, skrzydła to mógł jej dać. Bo jak to tak, anioł bez skrzydeł? No proszę Was!
W każdym razie Blizka biegła i biegła, ale jako iż kondycji najlepszej nie miała, to i się dość szybko męczyła. A przed nią rozwidlenie. Śliczne butki ze skóry były już całe w błocie, kurczaczki. Jak ona to potem doczyści?
Rąbnęła małą kulą ognia do tyłu i wybrała drogę do lasu. Wiedziała, że długo już tak nie pociągnie.
- DAJCIE SOBIE SIANA, IDIOCI! ANIOŁA OD WIEDŹMY NIE POTRAFICIE ODRÓŻNIĆ?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gdy przefrunęła między nimi kula ognia, jak fala między ludźmi potoczyło się zgodne, nieprzerwane (bo przekazywane z ust do ust) „łoooooooo!” W dodatku tak głośne, że wrony skaczące z jednego czubka płotu na drugi czubek, wzleciały, trzepocząc skrzydłami, jak narwane. Na moment niebo zostało przysłonięte przez czerń, a potem znów zza chmur błysnęło słońce. Widły, pochodnie i rzędy mioteł na powrót zostały wycelowane w czarownice. Stukot butów narastał. Doganiali ją.
Dwadzieścia metrów.
Piętnaście.
Dwanaście.
Dziesięć...
Spomiędzy dorosłych ciał (zwykle ubranych w ogrodniczki albo jakieś łachmany) wystrzelił chłopak. Mógł mieć co najwyżej trzynaście lat. Jego dłoń świsnęła w powietrzu, gdy raptownie się zatrzymał i... rzucił kamieniem. Ten przeciął powietrze i trzasnął anielicę prosto w bark. Na tyle mocno, że straciła równowagę i omal nie upadła.
- WRESZCIE! – Dało się słyszeć z tyłu.
A las coraz bliżej...
- ZA KAMIENIE! – dorwał się do głosu ktoś inny.
Chwilę później deszcz kamyczków, kamyków i kamlotów zaczął spadać dookoła Blizarre. Niektóre przelatywały jej tuż nad głową, inne centymetr obok ucha, jeszcze inne prosto pod skórzane buty. Nawet jeśli większość nie trafiała i tak skutecznie spowolniało to dziewczynę...
I pewnie by ją dorwali.
Może nawet związali i wrzucili do jeziora.
Może nawet czekaliby w napięciu, chcąc dowiedzieć się, czy faktycznie była w i e d ź m ą.
Ale wbiegła do lasu. Wpadła prosto w tnące krzaki. Parę metrów przed „wejściem” do boru zatrzymała się grupka wściekłych mężczyzn. Jeden z nich dyszał jak puszczony na rodeo byk. Drugi powarkiwał. Trzeci kołysał się na boki, jakby chciał zajrzeć za każde drzewo i dorwać tę cholerną smarkulę.
- Wbiegła do lasu – wyszeptał ktoś w końcu. Paru mu przytaknęło, ale reszta była cicho. - Przynieście liny! – krzyknął jakiś wysoki, barczysty chłop. Dwójka ochoczo pobiegła z powrotem do wioski.

Cokolwiek knuli, Blizarre nie była w stanie już tego usłyszeć. Przedzierała się przez gęsty las, czując jak drobne gałązki chłostają ją po twarzy, szyi albo dłoniach. Biegła na oślep, nie bacząc na nieliczne, słabo wyrysowane na ziemi ścieżki. Możliwe, że biegłaby dalej...
Gdyby nie czyjaś dłoń. Anielica poczuła nagle, jak ktoś chwyta ją za przedramię, drugą ręką zakrywając usta. Jej nogi dosłownie oderwały się od ziemi, gdy wylądowała w objęciach czarnowłosego chłopaka.
- Shh! – warknął jej prosto do ucha. Poczuła ostrą woń ściółki leśnej, mokrej ziemi i czegoś jeszcze. Czegoś, czego nie była nawet w stanie rozpoznać, choć nie zapachy były teraz najważniejsze. Nieznajomy wbijał się paznokciami w jej policzek, jakby za moment chciał chwycić za skórę i zedrzeć ją jednym, zamaszystym ruchem. Druga ręka puściła już co prawda jej przedramię, ale zatrzasnął ją w niedźwiedzim uścisku, mocno do siebie „przytulając”. - Jeśli zaczniesz krzyczeć, skręcę ci kark – powiedział nieprzyjemnym, lodowatym tonem. Odczekał chwilę i odsłonił jej usta. Był od niej wyższy o głowę, ale to, co przechyliło szalę na jego stronę, była siła i budowa ciała. To prawda, że był młody. Sylwetkę miał jednak całkiem dobrze umięśnioną, choć nie było to do końca widoczne przez ciężkie ubrania, jakie nosił. - Gadaj! Kim jesteś i co robisz w moim lesie?
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wybacz, że tak długo. DD: W ramach przeprosin, Grow. ._. Kilk.


Biegnij, Blizzie!
Pędź jak strzała, jak ten ryś w pogoni za jedzeniem, jak rycerze na wojnę! Pędź i nie daj się złapać, bo… bo będzie bardzo źle. A wtedy umrzesz.
A umierać to z pewnością nie chcesz.
Wściekły tłum był coraz bliżej, a Blizzie czuła mocny ból w płucach. Ale jako iż anielica z niej wyjątkowo uparta, to się nie poddała. A co! Sytuacji z pewnością nie polepszył młody chłopak, który rzucił w biedną dziewczynę kamieniem.
- To bolało! – krzyknęła, próbując się nie wywalić. Jednak nie wywrzaskiwała już więcej obelg, nie miała już na to siły.
Szczęście, że zdążyła wbiec do lasu. Kto wie, jakby to się skończyło. Zapewne spaliliby ją na stosie lub wrzucili do jeziora. Gdyby jednak Blizka była pewna, że to będzie te pierwsze, to z pewnością dałaby się złapać. Chciałaby zobaczyć ich miny, gdy płomienie od razu zgasną. Ale nic to.
Biegła przez las, coraz bardziej zwalniając. Nie miała już kompletnie siły i już, już miała się wyłożyć na ziemię i nie wstawać, gdy…
Łaps.
Zduszony krzyk.
Coktopomocymordują!
Szarpnęła się raz, ale po chwili przestała się wiercić. Uznała, że tak będzie bezpieczniej. Woli już morderczego przystojniaka od morderczych wieśniaków.
- Nie będę krzyczeć. – wymamrotała, jednak nie mogła powstrzymać głośnego, urywanego oddechu. Ale wybaczmy jej, w końcu dziewczyna się zmęczyła.
- To Twój las? Myślałam, że należy do Rzeczypospolitej. Ale dobrze, dobrze. – mruknęła ,trzymając się za gardło. – No uciekałam przed tamtymi głupcami. Wierzą w Boga, a anioły biorą zawsze za wiedźmy. Jak to tak można! Ja Ci mówię, kiedyś Ojciec wkurzy się i rzuci to w chol…. Rzuci to hen, daleko. – dodała jeszcze, pragnąc ponarzekać na wściekły tłum. – No a w ogóle to Blizzie jestem. A Ty?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wznawiamy wątek, hue.

- No ja myślę, że nie będziesz, panienko - syknął, wreszcie wypuszczając ją z objęć. Był od niej wyższy o głowę, ale twarz i tak miał zaskakująco młodzieńczą. Pochylił się nieco ku niej i zszedł do konspiracyjnego szeptu. - Ten las jest tylko mój, dotarło? Kraj nie ma tu nic do rzeczy. Zresztą, to banda kretynów. Nie potrafią dobrze wyciąć drzewa, co dopiero zaopiekować się całym ich zbiorem.
Nagle umilkł.
Jego niewiemjakie oczy skierowały się prędko na bok, nos zmarszczył, brwi ściągnęły. Nawet mięśnie ramion napięły się pod cienkim materiałem ubrania, gdy nasłuchiwał. Las był w zasadzie całkiem cichy (szumiało tylko trochę), ale w pewnym momencie do uszu Blizarre dotarł niepasujący odgłos - coś jak ciche dudnienie.
Chłopak nagle wyprostował się i warknął pod nosem. Jego ręka padła na nadgarstek anielicy, chwycił ją silnie i szarpnął, zmuszając do biegu.
Droga była kręta i dość długa, a już na pewno taka się wydawała zmęczonym nogom. Przeskakiwanie przez kłody, przemykanie pod powalonymi drzewami, nawet przecięcie płytkiego, spokojnego potoku... a potem nagle wpadli na (dosłownie) ścianę luźnych, miękkich gałązek płaczącej wierzby. Czarnowłosy mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, wpychając dziewczynę głębiej, aż ta nie naparła na coś twardego. W chwili, gdy jej ręce (/twarz/cycki/kolana/cokolwiek) na to naparły, rozległ się ledwo słyszalny skrzek, a potem Blizarre wpadła do drewnianego pomieszczenia.
Nieznajomy dosłownie wskoczył za nią, zatrzasnął drzwi (które okazały się owym twardym czymś), a potem oparł się o nie i przyłożył palec wskazujący do ust, w geście ciszy.
Ciszy, która zapanowała dosłownie w tym samym momencie i tak pozostało przez kolejne parę minut, nim wreszcie postanowił się poruszyć. Pochylił się i nasłuchiwał, ale żadnych kroków już nie wyłapał.
- Na razie dali nam spokój - powiedział nagle i to takim tonem, jakby oddał jej wielką przysługę. - Coś ty im, cholera, zrobiła, że znów się tu pałętają?
Postukując niewielkimi obcasami wojskowych butów podszedł do wielkiej skrzyni, stojącej w rogu pokoju. W zasadzie prócz niej był tu tylko koc leżący na ziemi, który prawdopodobnie robił za łóżko, niewielki stół z mahoniu i trzy krzesła, w tym jedno bez nogi, aktualnie oparte o ścianę. W rogu zaś leżało parę poukładanych w piramidkę białych i żółtych świec.
- Poza tym dziwnego masz ojca - burknął, otwierając skrzynię i wsuwając do niej ręce. - Mówiłaś, że co on chce rzucić hen daleko? - Wyciągnął podziurawiony, brązowy koc i rzucił go na ziemię. - Masz. Możesz tu przenocować, póki się nie uspokoją. W ogóle dziwię się, że tu wleźli. Przecież istnieje straszna legenda, która dotychczas trzymała ich z dala od tego lasu.
Spojrzał na nią i lekko się skrzywił.
- No co jest? Chcesz wody? - Uniósł zaraz brwi w pytającym geście. - Pod stołem mam beczkę. Możesz się napić, ale tylko trochę, jasne?
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Blizzie chciałaś coś odburknąć temu dziwnemu chłopcu, uciszyć jego ego jakąś ciętą ripostą, ale nic nie udało jej się wymyślić.
- Taaaa. - mruknęła lekceważąco na te gderanie o lesie. Co ją to obchodzi! ... chociaż w sumie obchodzi. Chciała już się dowiedzieć o tym, co tu się dzieje, kim jest ten chłopak i co on tu robi. Może to ukryty anioł? Blizka chciała właśnie pomacać jego plecy w poszukiwaniu skrzydeł, ale ten nagle złapał ją za nadgarstek. Silny ten huncwot.
Nicpyń zyżyrł dżym i uciekł. Huncwot jedyn.
No to co miała zrobić? Pobiegła z nim, a jakże. Innego wyboru  nie miała. Z dwojga złego lepiej on niż wściekły tłum. Ten nimf leśny przynajmniej nie chce jej spalić na stosie.
Raz się prawie wywaliła, ale na szczęście udało jej się odzyskać równowagę. Coś się Blizce wydawało, że jakby się przewróciła, to ten młody nic by z tego nie robił i biegł dalej. Wreszcie jednak doszli do... do czego?
- Co... cotymirobiszprzestań! - syknęła, gdy ten wcisnął jej twarz w bardzo dziwne rzeczy. Po chwili jednak znalazła się w drewnianym pomieszczeniu. Posłuchała, gdy chłopak kazał jej być cicho. Co prawda płomienie nic by jej takiego nie zrobiły, ale... ale wiadomo. Mogliby ją chceć utopić. Anielica jednak nie mogła powstrzymać głośnego oddechu. Czuła, jakby jej płuca właśnie próbowały rozerwać skórę i uciec na zewnątrz, jak najdalej od Blizzie. Dziewczyna wyłożyła się na podłodze, czekając, aż wreszcie będzie się mogła odezwać.
Co im zrobiła? Cóż...
- No. Sama nie wiem, byłam miła. Byłam tam na tym placu, wiesz gdzie. No i jakieś dziecko płakało, to chciałam je pocieszyć. Zrobiłam kwiatek z ognia na swojej dłoni, a nagle wszyscy się zlecieli i zaczęli mnie gonić. Chore, nie? Żeby anioła od czarownicy nie odróżnić. Tak, jak wtedy z tymi piramidami było... Ale to inna historia. Inny język i inne czasy. Nie pytaj. - Blizzie nie byłaby sobą, gdyby nie mówiła tysiąca słów na minutę. Tak rozgadanej dziewczyny to w średniowiecznej Polsce dawno nie było.
- No, że rzuci wszystko hen, daleko. Całą ziemię.  Ludzie coraz gorsi są, kiedyś to były dobre czasy. W sensie, że Bóg. Bo ja jestem córką. Boga. Aniołem, o. Nie wiem, ale powinieneś wierzyć, wszyscy wierzą. - stwierdziła tak, jakby to wszystko wyjaśniało. - Jaka legenda? - aż dziw, że Blizka jej nie słyszała.
Dziewczyna podlazła do stołu i wzięła łyka wody. Z uznaniem spojrzała na chłopaka.
- Chędogi jesteś, wiesz? - mruknęła, kiwając z zadowoleniem głową.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Chłopak parsknął krótkim, niezbyt wesołym śmiechem.
- Kwiatek z ognia? - powtórzył za nią, unosząc brew w górę. - Nie próbuj mi wmówić takich bzdur, panienko. Może jestem częścią tego lasu, ale nie jestem głupi. Życiem z tymi wieśniakami.
Splunął w bok i przydeptał deskę butem.
- Wkurzające z tymi ludźmi, kurde. I jaki znowu anioł? Kobieto, trochę się uderzyłaś za mocno o glebę. - Podniósł rękę i palcem zaczął kręcić koła tuż przy swojej skroni. Zbzikowała. Zwariowała. Dostała w dekiel. - Wszyscy mówią, że Bóg ześle na nich plagi, jak na to całe państwo Mojżesza czy coś. Ale ja w to nie wierzę. Zwykłe bujdy, żeby straszyć małe, durne dzieci. Szczeniaki we wszystko wierzą.
"Jaka to legenda?"
Chłopak pokiwał głową i uśmiechnął się tajemniczo.
- To straszna opowieść, która przyszła tu znikąd i donikąd nikogo nie prowadzi. No, chyba, że do zguby. Chodź, panienko.
Klepnął na ziemię i postukał miejsce przed sobą.
- Nie wiem co znaczy "chędogi", ale wiem, co znaczy ta legenda. Podobno, bardzo dawno temu, gdy las był jeszcze młody, a drzewa nie tak wysokie, ludzie często się tu zapuszczali. Dorośli, starcy, nawet dzieci! I brali zwierzęta, żeby się z nimi bawić. Łowili ryby ze strumieni i zbierali grzyby. To były złote czasy dla ludzi. Ale pewnego dnia ktoś zły... nie pamiętam kto, bo ojciec opowiadał mi to dawno temu, wszedł do tego lasu za pewną dziewicą. Podobno to była przepiękna kobieta. Włosy do pasa, złote, kręcone. Jak księżniczka! Ale zły człowiek chciał ją posiąść siłą. - Nagle zniżył głos. - Dziewczyna była młoda, ale bardzo dumna. Nie chciała się mu oddać. Niektórzy twierdzą, że kochała innego i że to był książę, bardzo dobry i bogaty. Powiedziała wtedy, że nie baczy na sąd boży i nie odda się mu po dobroci. On jednak zaczął zdzierać z niej szaty. Złotowłosa piękność była tak przerażona swoją niemocą, że zdecydowała się na najgorszy krok. Chwyciła za leżący obok badyl i wbiła go sobie o tutaj. - Postukał palcem tuż przy swoim gardle. - Wykrwawiła się w jego ramionach, a jej szkarłatna ciecz spłynęła do strumienia. Ponoć, ale to wiedzą tylko niektórzy, nagle las ożył. Niebo zachmurzyło się, lunął deszcz. Lodowata ściana deszczu, zmywająca jej posokę z ziemi. Wzmógł się wiatr, zaczął targać całymi koronami drzew. Ucichły zwierzęta. Spokój umarł wraz z dziewicą. Legenda głosi, że duchy lasu załamały się, gdy popełniono zbrodnię. Nikt zresztą nie ukarał złego człowieka. Ale wiesz, co jest najgorsze?
Pochylił się nieco do przodu, schodząc do konspiracyjnego szeptu.
- Książę. - Jego oczy zabłysły w ciemnościach. - Szukał ukochanej dniem i nocą. I znalazł. Oczywiście, że znalazł. Zapłakał nad jej ciałem i obiecał pomścić dziewczynę. Mówi się, że choć minęły wieki, jego ciało, choć zgniłe i brudne, to wciąż jest na tyle silne, aby nadal krążył po lesie. Wieśniacy wierzą, że wchodząc do lasu, spotkają jego ducha. To nie wszystko. Z wsi zaczęli znikać ludzie. Ciał nigdy nie odnaleziono. Rozumiesz? Nigdy. Nie wchodzi się do lasu, bo nie można z niego wyjść. Ot co!
Zakończył, prostując się nagle i wykrzywiając usta.
- Chodźmy już spać, jutro odprowadzę cię na skraj lasu.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Blizzie naburmuszyła się, słysząc, jak ten również jej nie wierzy. Ach, Ci dzisiejsi ludzie. Tylko pole, ziemniaki i król im w głowie. Żadnych buntów nie chcą, żadnych spotkań... A kiedyś to były czasy! Anielica pamiętała Ateny, w których bardzo lubiła przebywać.  Co prawda wtedy kobiety nie były zbyt dobrze traktowane, ale i tak sam fakt, że to była piękna Grecja... Och! Nigdy nie zapomni tego miasta. Piękne budynki, kolumny, rzeźby...Igrzyska były również wspaniałe, ale najbardziej Blizzie pokochała teatr. No a teraz? No proszę Was... Śmierdzące ulice, niemiła ludność i jeszcze ten niemądry podział na stany. Ciekawi byli tylko kuglarze i połykacze ognia. Ale co zrobić, jak żyć, to żyć. Może kiedyś Blizka doczeka się powrotu greckiej kultury? Kto wie.
- Później Ci pokażę. - mruknęła. Nie do końca wiedziała, jak chłopak zareaguje na kwiatka, ale.. cóż.  - Udowodnię, że jestem aniołem. Nawet, jeśli Bóg poskąpił mi skrzydeł! Bo czemu by mi jednak je dać, pff. Po co mogą mi być potrzebne? Anielica ze skrzydłami? Nieee, ale Gabriel to dostał! No a jak! Gabiś, kochany wytwór, dostał, a potem jeszcze miał na wieki fuchę załatwioną... Yy, dobra. Znaczy... N-nic. Nie powinnam tak źle mówić, wybacz.
No ale... kto nie czułby się nieco urażony? Skrzydła to ważna rzecz anielska. Symbol Boga. Nie można dziwić się, że Blizzie czuła lekką zazdrość, widząc jak jej pobratymcy latają w przestworzach. Każdy by tak chciał. Za to pomagała w wymyślaniu dinozaurów! No i potem doprowadziła do wymarcia tego gatunku i prawie unicestwienia życia, ale... Ale to nieważne. Jaka wtedy była drama w niebie! Myślała, że ją pozbawią nieśmiertelności za to.
A przynajmniej tak mówi swoim znajomym. Czy to prawda? Oceńcie sami~
Szybko podbiegła do chłopaka i usiadła obok niego, oczekując bajki. Bo... no wiadomo już nie od wczoraj, że Blizz trochę dziecinna jednak jest. Uwielbiała wszelkie baśnie, legendy i opowieści. Słuchała chłopaka z otwartymi ustami, wgapiając się w jego twarz jak sroka w gnat.
Bardzo spodobała jej się ta historia. Ciekawa, ale ze smutnym zakończeniem. Siedziała przez chwilę w ciszy, trawiąc słowa legendy.
- Hej, widziałeś go kiedyś w tym lesie? A może chodźmy go poszukać, coo? To musi być świetne! W ogóle będę mogła Ciebie jeszcze odwiedzić, prawda? - polubiła tego chłopaka. Chciała go jeszcze kiedyś zobaczyć. - A, i ten kwiatek! Patrz, o. Taki! - na jej dłoni zatańczył płomyk, układając się w małe płatki. Zmienił kolor na niebieski, po czym znikł.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach