Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Pisanie 26.03.15 17:02  •  Powiedz mi, czego się boisz? - Page 3 Empty Re: Powiedz mi, czego się boisz?
Rzeczywiście, wyszarpnięcie ręki z uścisku Wąsacza nie nastręczyło mu trudności. Gdy puścił się pędem przez korytarz, jego przewodnik dopiero po chwili zorientował się, że coś jest nie w porządku.
- Gdzie się wybiera?! – zawołał, a po chwili, gdy nie otrzymał odpowiedzi, zaczął go gonić.
- Jak ją dorwę, to mnie popamięta! – groził – Tak ją wypieprzę, że siły na ucieczkę mieć nie będzie!
Wściekły staruch stanowił raczej żałosny, niż groźny widok. Rzadkie włosy, opadające na zaczerwienioną ze złości twarz. Inna sprawa, że Tiago raczej oglądać się nie zamierza.
Bieg, chociaż krótkodystansowy, wywołał ból w uszkodzonej nodze, co jednak nie spowolniło blondyna. Dopadł drzwi oznaczonych „203” i wskoczył do środka.
Widok wnętrza nie wyglądał zachęcająco.
Pokój miał rozmiary dużego salonu, co sprawiało, że mały nie był. Będąc jednak otoczonym przez specyficzny wystrój, można było odnieść wrażenie ponurej ciasnoty. Walające się wszędzie białe kości, starannie ogryzione, wykonane z nich meble, jak szafa stojąca w lewym kącie pokoju lub abażur na kiepsko świecącej żarówce. Był tu jeszcze stolik do kawy, biurko, tym razem drewniane oraz fotel, który powoli obrócił się w stronę Tiago, ukazując mu postać na nim siedzącą. Był to szkielet, ubrany niczym wiktoriański lord, o ile takie skojarzenie mogło pojawić się w jego głowie. Na jego kolanach siedział biały kot, którego głaskał kościstymi palcami. Na lewym palcu serdecznym nosił srebrny sygnet.
- No, Mr. Tiago, I expect you to die.
- Co my tutaj mamy? – głos miał lekko świszczący, wywołujący ciarki na plecach rozmówcy – Kolejna ofiara, która przybyła do mojego biura? Czego poszukujesz, zbłąkana duszyczko? Aż tak mocno pragniesz śmierci?
„Spojrzał” na niego swoimi oczodołami, jak gdyby dając mu ostatnią szansę na wypowiedzenie pełnego zdania.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.03.15 20:34  •  Powiedz mi, czego się boisz? - Page 3 Empty Re: Powiedz mi, czego się boisz?
Biegł, nie zwracając na nic uwagi. Ból rwał nogę, palił płuca, ale to nie było istotne. Gdzieś tam słyszał głos starca, który nawoływał go i wygrażał. Nie zamierzał się zatrzymywać. Był zbyt blisko, by teraz to zakończyć. Zbyt blisko, by się poddać.
Dosłownie wpadł do pokoju, niemal natychmiast padając na czworaka na brudną podłogę. Dookoła wszędzie były kości. Ludzkie, powiązane ze sobą, tworzące meble, ściany, wszystko. Widok był doprawdy przerażający.
Ale hej, maleńka! Przecież to tylko sen, prawda? Zaraz się obudzisz!
Co z tego, że ból był prawdziwy, co z tego, że strach był tak realny, jak jeszcze nigdy dotąd. To się nie liczyło. To przecież był sen. Budynku sierocińca nie było od dawna. Już dawno spłoną, rozpadł się ze starości, bo nikt o niego nie dbał. To było fizycznie niemożliwe, by znów się tam znalazł!
I nagle cały strach znikł.
Nie bała się szkieletu, który na nią spojrzał złowrogo.
Nie bała się, że zginie.
Bo już wiedziała, że tak ma być.
- Przysłał mnie twój brat, Kostuch. Ja... On mówił, że mi pomożesz. Że znajdziesz sposób, by zatrzymać moje serce i ponownie je ruszyć. - Wydyszała, łapiąc oddech. Nie bała się, już nie. Co miało się stać, już się stało. Była gotowa, by to zakończyć.
- Zabij mnie, jeśli trzeba. Wiem, że to, co się dzieje, to tylko moja wyobraźnia, że to nie dzieje się naprawdę. Nie boję się już. Ale mam dość tego koszmaru. Dlatego proszę, pomóż mi się z niego wydostać. Nieważne, za jaką cenę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.04.15 14:37  •  Powiedz mi, czego się boisz? - Page 3 Empty Re: Powiedz mi, czego się boisz?
/Przejmuję misję.

Szkielet się nie odzywał. Jedyny dźwięk jaki docierał do uszu Tiago to szuranie kości o sierść białego zwierzęcia.
Szur - twój brat Kostuch.
Szur - pomożesz mi.
Szur - Zabij mnie.
Szur - Pomóż.
Pomóż.
POMÓŻ.
Gdyby nie goła czaszka, chłopak zapewne zobaczyłby teraz pełny zniesmaczenia grymas na twarzy kościotrupa. Być może właśnie tę minę starał się uzewnętrznić kot, pomagając swojemu właścicielowi. Płaski pysk rozciągnął się ku dołowi, wskazując na dość ponury wyraz. Grumpy cat jak malowany. Tylko biały i o wiele bardziej zadbany.
Kościsty palec wystrzelił ku dzieciakowi.
- Ty, ty, ty, ty, ty. Może jeszcze mamy cmoknąć w czółko i sznurówki zawiązać? Nie pomyliłaś się może, dziecko? Gdzie szacunek do starszych? Nie jestem ty, jestem panem. Co mówisz, Tezeuszu? Tak, za chwilę to przekażę. Siad, dziecko. - Palec wskazujący, a raczej wszystkie jego paliczki skinęły na Tiago tym samym gestem, którym nakazuje się usiąść psu. Nie było obok niego fotela, krzesła czy nawet stołka. Jedynie zimna posadzka, która wcale nie zachęcała do spoczęcia.
Cóż jednak mógł począć? Póki nie usiadł, szkielet nie miał zamiaru dalej mówić.
Jeśli jednak to zrobił, głos szlachcica rozbrzmiał po raz kolejny, poprzedzony odgłosem głaskania. Kościotrup nachylił się ku kotu, jakby słuchał co ten ma mu do powiedzenia. Łypnął na Tiago, a potem ponownie się wyprostował z poważną, nic nie wyrażającą, bezmięśniową miną.
- Tezeusz twierdzi, że zna odpowiedź na twoje błagania. Jest bardziej wyrozumiały, trzeba przyznać. Reasumując - takie wyniosłe słowo, mimo że do żadnego wniosku nie doszli - pragniesz śmierci, bo uważasz, że dzięki niej się obudzisz. Jesteś tak święcie przekonana o tym fakcie, że wpadasz tu i jej ode mnie żądasz. Rozkazujesz wręcz - tembr głosu uniósł się i znacząco opadł. Był oburzony. - Nie wiem na ile słuchałaś mojego brata, że doszłaś do takiego wniosku, ale skoro uważasz, że umierając wrócisz do siebie to droga wolna, przecież możesz oddać się cieniom.
Triumf w spojrzeniu pustych oczodołów był niemal wyczuwalny. Kot zawtórował szerokim ziewnięciem. Naprężył łapy niczym do skoku i... zlazł z kolan swojego pana, by dumnie pomaszerować do drzwi. Skrobnięciem łapy uchylił je.
- Na co czekasz? Boisz się rozczłonkowania? Że wyrwą ci żywcem jelita, wgryzą w wątrobę? Będą dusić, łamać kości i wypalać wnętrzności w tym samym czasie? Słusznie.
Ręka zwolniona od głaskania kota opadła na blat biurka i zaczęła wystukiwać takt na cztery, zawierając w nim wszelkie wariacje i synkopy jakich nie mógł sobie wyobrazić zwykły człowiek.
- To jednak oznacza, że jesteś głupia, a nie odważna. I zdesperowana. Bo jak teraz to powiedziałem, zapewne zdecydujesz się skoczyć w ciemność. - Jak na zawołanie, zza drzwi wyłoniła się pierwsza macka, zaś chichot cieni zbliżał się nieubłaganie. - Te, puka się! Zamknij drzwi, Tezeuszu.
Tak też kot uczynił. Spojrzał na ciemną masę swoimi paciorkowatymi ślepiami i drapnięciem łapy sprawił, że macka została przytrzaśnięta przez drewno.
- Jest inne rozwiązanie. Bardzo proste. Zostaw tu swój medalion.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.04.15 19:52  •  Powiedz mi, czego się boisz? - Page 3 Empty Re: Powiedz mi, czego się boisz?
Cisza, jaka zapadła po jego słowach, była nie do zniesienia. Strach, tak niedawno przecież pokonany, znów powrócił, by zaatakować z całą mocą. Stracił całą pewność siebie, jaką przed chwilą zebrał. No bo jak tu myśleć o sobie, że ma się jakąkolwiek moc sprawczą, gdy wlepiają się w ciebie puste oczodoły?
Znów uwierzył w realność tego świata. Przecież to nie mogło być snem. Te oczy... Pogarda w nich zawarta była prawdziwa. Odruchowo zrobił krok w tył, maleńki ruch jasno wyrażający niepewność, gest, który jasno dawał do zrozumienia, że czuje się jak robak. A przecież niewiele go od niego różniło, prawda?
Każde kolejne pytanie było jak szpila, jak cios wymierzony prosto w jego drobne ciało. Skulił się w sobie, wbijając spojrzenie w stopy, wyłamując palce, czekając na jeszcze jeden cios, na jeszcze jeden przytyk wbijający się w jego duszę, raniący i rozdzierający na milion kawałków.
Ale przecież doskonale wiesz, ile jesteś wart.
Słysząc więc jego polecenie, odruchowo je wykonał, nawet nie rozglądając się wokół siebie. Usiadł na ziemi, przyjmując jak najbardziej uległą pozę. Dłonie szarpały krawędź tuniki, która już i bez tego przedstawiała sobą obraz nędzy i rozpaczy. Nie śmiała jednak unieść głowy. Starzec całkowicie ją zdominował.
- N... Nie! – W momencie uniosła głowę, a w jej oczach malował się strach, gdy tylko usłyszała o cieniach. Nie, nie tego chciała! Nie tak chciała zginąć! To na pewno nie o to chodziło!
Ale w takim razie o co...?
Nie mogła zaprzeczyć logice słów mężczyzny. To miało cholerny sens. To wszystko, co mówił. Przecież gdyby chodziło o zwykłą śmierć, mogła nawet pójść do tego całego Babołaka, czy jak mu tam było.
To musiało być coś innego.
- Ja... Ja bardzo przepraszam... To moja wina, ja wiem... To.. To już się nie powtórzy, obiecuję... Tylko nie... Proszę pana, ja nie chcę tam wracać... – Zacisnęła powieki, z całych sił usiłując zapomnieć o cieniach usiłujących wejść w obręb światła. Klęcząc przed biurkiem szkieletu, skuliła się jeszcze bardziej, licząc na to, że zostanie niezauważona, że dzięki temu uda jej się ujść z życiem. Chichot przenikał każdą komórkę jej ciała, zatapiając w niej swoje macki. Cholerny strach znów wziął nad nią górę!
Zostaw tu medalion.
Zamarła.
Jej serce przestało bić.
Jak...?
Dlaczego on chciał, by zostawiła tu medalion?
Przecież to było wszystko, co miała! Jej cały świat, dusza, serce...!
Serce...?
Czyżby to właśnie o to chodziło? Czyżby o tym mówił Kostuch?
Znajdź sposób, by zatrzymać i ponownie ruszyć serce
A skoro nie miała zginąć...?
Tylko dlaczego medalion? Przecież gdy go zniszczy, to zatraci siebie, prawda? Straci ostatnią rzecz, jaka trzymała ją przy Eveline...
Nie dawaj mu go, głupcze!
Niepewnie zacisnęła palce na wisiorku. Wahała się, w końcu to było całe jej życie, bez niego nie mogła normalnie funkcjonować.
Ale jeżeli to był klucz do koszmaru?
Chyba warto zaryzykować, nie?
Powoli ściągnęła go z szyi, jeszcze przez chwilę przyglądając się profilowi wygrawerowanemu na wieczku. Nie wiedziała, co robić. Nie miała pojęcia, o jakie serce chodziło. A co, jeśli popełniała błąd? Co, jeśli na zawsze straci Eveline?
Musiała jednak zaryzykować.
Innego serca nie miała.
Ostrożnie podniosła się z klęczek i, nie podnosząc głowy, podeszła do biurka. Ostrożnie położyła medalion na jego blacie, starając się ignorować głosy, które wrzeszczały w jej głowie, by tego nie robiła. Cienie jednak zbyt mocno ją przerażały, aby bez skrupułów mogła się w nie rzucić. Nie dałaby rady.
Pozostawienie medalionu zdawało się jej łatwiejsze.
Choć kto wie, czy nie było to bardziej bolesne.
- Zniszczy go pan...? – Spytała cicho, spoglądając na niego niepewnie. Zaraz też spuściła wzrok, speszona jego srogą posturą. To niesamowite, jak zwykły szkielet może onieśmielić człowieka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.04.15 21:38  •  Powiedz mi, czego się boisz? - Page 3 Empty Re: Powiedz mi, czego się boisz?
Sierściuch podążył za dziewczynką gdy ta powstała i wskoczył z gracją na biurko, tuż obok medalionu. Puchaty ogon persa zagarnął skarb do siebie, chowając go pod białym włosiem. Zamiauczał łagodnie, wlepiając ślepia w pana. Ten zaś w odpowiedzi zaklekotał szczęką, lecz nie wyciągnął ręki po medalion. Nie. Schylił się i zaczął grzebać w jednej z szuflad biurka.
- Gdzie to było, gdzie to było... Noże trucizny, sznury, żyletki. Szlag by to! Nie miałem szukać w szufladzie dla samobójców. Mieliśmy naprawić tu serce, Tezeuszu, tak, tak, tylko najpierw muszę... - mamrotanie jeszcze bardziej ucichło, gdy szkielet wpakował do szafki swoją białą głowę.
Wstał z fotela i zaczął się krzątać po pokoju. Przestawiał pufy, zaglądał do doniczek, wyrzucał ubrania z szafy. Już po chwili w pomieszczeniu zapanował istny burdel.
Kot zaś wydawał się zajęty pilnowaniem skarbu. Kołysał ogonem, to odkrywając to zakrywając medalion i nie miał zamiaru spuścić ślepi z otaczających go osobników w liczbie dwóch. Teraz był wielkim sfinksem, który nie przepuści nikogo bez trudnej zagadki. Zapewne. Tiago wręcz mógł poczuć się bezpieczny z tego powodu.
- Mam! Mam! - Kościotrup wyłonił się spod biurka, do którego wcześniej dotarł na klęczkach. W powietrze wzleciały jakieś papiery, a między nimi wyłonił się młotek. Wielki młot blacharski, dzierżony przez kościstą rękę. Za nią dopiero pojawiła się reszta rozmówcy.
Usiadł on znów w swoim fotelu i zmierzył uważnym spojrzeniem dziecko przed nim stojące. Umyślnie do tej pory unikał odpowiedzi na jego pytanie. Wcale nie musiał odpowiadać, w końcu był starszy i mądrzejszy. Fuknął na kota, który w odpowiedzi zeskoczył z biurka, i nie czekając na jakiekolwiek protesty, uderzył w medalion młotem. Ten zaś rozpadł się na kawałeczki. Dramatyczna cisza odbiła się echem po ścianach pokoju. Kościak najwyraźniej chciał, żeby dziecko się wykrzyczało nim zacznie dalej mówić. Jeśli jednak chłopak próbował sięgnąć po medalion, to mu to uniemożliwił.
Dopiero gdy Tiago przestał płakać, czy przynajmniej zamilkł, szkielet kontynuował. Zebrał resztki skarbu i wysypał je na dłonie dzieciaka.
- Dobrze, teraz weźmiesz to i pójdziesz dalej. Za łóżkiem mam tajne przejście, które prowadzi na parter. Tam, w pokoju dla służby, mieszka pewien zegarmistrz. Naprawi medalion. A teraz znikaj mi z oczu.
Szkielet machnął łapą, zbywając tym sposobem Tiago. Tutaj jednak interweniował kot. Ponownie wskoczył swemu panu na kolana i prychnął na niego groźnie, łapką wskazując na drzwi. Zamiauczał.
- No tak, cienie. W takim razie łap jeszcze to. - Sięgnął do szuflady i wyjął z niej różową latarkę. Rzucił nią w chłopaka, kończąc tym samym rozmowę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.04.15 23:12  •  Powiedz mi, czego się boisz? - Page 3 Empty Re: Powiedz mi, czego się boisz?
W momencie, gdy tylko medalion znalazł się na biurku, pożałował swojej decyzji. Przecież to było jasne, że zostanie zniszczony, po co się w ogóle pytał? Nie było innej opcji, no po prostu nie było!
I nawet myśl, że to tylko zły sen go nie pocieszała.
Wyłamywał palce, nerwowo przestępował z nogi na nogę, spoglądając to na kościotrupa, to na kota, to na medalion ukryty pod ogonem, jakby czekając chwili, by ponownie go pochwycić i schować pod koszulą, gdzie będzie bezpieczny. Nie mógł narazić swojego jestestwa na takie niebezpieczeństwo! Obiecał przecież bronić medalionu, pamięci Eveline, wszystkiego, co z nią związane! A teraz co? Oddaje swój skarb w łapy kupki połączonych ze sobą kości!
Jak mógł być aż tak głupi?!
Widok młota w rękach szkieletu przyprawił go o dreszcze.
To nie mogło się tak skończyć.
- Nie, proszę, nie.... – Wyjąkał, nie zauważając, jak żałośnie to brzmi.
Krzyk zamarł mu w gardle.
Nogi ugięły się pod nim, boleśnie uderzając o parkiet.
Świat pękł z trzaskiem rozbijanego zwierciadła.
Ktoś zaczął wrzeszczeć. Ktoś? Nie miał pojęcia. Wrzask był nieludzki, dziki, pełen rozpaczy.
Zakrył uszy dłońmi, zacisnął powieki, byleby nie dopuścić do siebie świadomości, że jego skarb został rozbity.
Że to jego krzyk rozlega się w pokoju.
Zatracił się w rozpaczy, w bólu, w tym całym strachu, który otulił jego serce szczelnym, drapiącym kokonem. Każdy oddech wywoływał kolejną falę bólu.
Ale dlaczego ty jeszcze oddychasz?
Krzyczał, aż nie mógł wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Czekał na koniec, który nie nadchodził. W końcu nastała cisza, a on sam spazmatycznie łapał kolejne oddechy. Dlaczego to wciąż jeszcze trwa? Przecież zwierciadło zostało rozbite, powinien przestać istnieć, świat powinien się skończyć. A mimo to wciąż tu był...
Wyciągnął drżące dłonie w stronę biurka, pozwalając, by szkielet włożył w nie szczątki medalionu. Chłopak od razu zacisnął na nich palce, nie zważając na odłamki szkła przecinające skórę. Słowa mężczyzny docierały do niego jak przez mgłę.
Naprawi...
Ten jeden wyraz na nowo rozpalił w nim nadzieję. A co, jeśli nie wszystko stracone? Co, jeśli jego życie jeszcze się nie skończyło? Skrzywił się, gdy latarka uderzyła go w głowę, zaraz jednak pozbierał się z ziemi i, chwiejnym krokiem, w jednej ręce ściskając resztki medalionu, a w drugiej wściekle różową latarkę, jak w transie podążył do wskazanego miejsca.
Naprawi...!
Każdy kolejny krok był bardziej energiczny, w każdym kroku pobrzmiewała ta jedna myśl, to uczucie, które wręcz go uskrzydlało.
Bo jest jeszcze nadzieja.
Naprawi, naprawi, NAPRAWI!
Wszedł w kolejny korytarz, przyświecając sobie latarką. Cienie umykały przed nim, choć słyszał ich niezadowolone szepty. Jednak Tiago miał broń. Miał światło nie tylko w tym maleńkim urządzeniu, ale także i w duszy. Światło, które powoli rozgarniało zwoje szklanej waty otulającej serce. Światło, za którym dziarskim krokiem podążała nadzieja.
Bo przecież on naprawi!
Przepełniony nową siłą stanął przed drzwiami do pokoju dla służby. Tuląc medalion do piersi, zapukał do drzwi dłonią trzymającą latarkę. Już nic nie mogło stanąć mu na drodze. Był tu, gotów stawić czoła wszelkim przeciwnościom. Byleby dotrzeć do zegarmistrza, byleby jeszcze przez chwilę podsycać nadzieję, jaka paliła się w sercu.
Usłyszawszy odpowiedź, wszedł do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Co jeszcze mogło pójść nie tak? Nic.
- Szukam zegarmistrza! – Powiedział od progu, nieco zachrypniętym od wcześniejszych wrzasków głosem. Dopiero teraz rozejrzał się po pomieszczeniu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.04.15 16:07  •  Powiedz mi, czego się boisz? - Page 3 Empty Re: Powiedz mi, czego się boisz?
Owszem, cienie umykały przed światłem latarki. Owszem, syczały i zwijały się, byle tylko go nie dotknąć, jednak szczęki i ramiona sięgały ku plecom chłopaka.
Jesteś żałosna.
Zrezygnuj, straciłaś swój skarb.
Tutaj nie ma żadnego zegarmistrza.
Dołącz do nas.
My też umiemy go naprawić.
Umiemy.

Młody jednak brnął naprzód, pchany nadzieją i energią, która już dawno powinna była z niego wyparować. Nie czuł bólu w nodze, nie czuł zmęczenia. Jedna, jedyna myśl pchała go naprzód, schodami w dół, prosto do miejsca, gdzie miał się zakończyć cały ten koszmar. Do zegarmistrza.
Drzwi od portierni zaprotestowały głośnym skrzypnięciem, jednak ustąpiły, czekając tylko na moment aż Tiago wejdzie do pomieszczenia. Zatrzasnęły się za nim, obwieszczając brak wyjścia. Ale to przecież nic, w końcu to już koniec snu. Teraz naprawią jego serce i będzie mógł się obudzić bez umierania.
Pokój skąpany był w czerwonym świetle, niczym w pokoju fotografa. Tutaj także na cienkich linkach porozwieszane zostały kartki papieru, między którymi lawirowała drobna, wyjątkowo niska kobieta. Lecz czy na pewno? Wyglądała jak jedna wielka zmarszczka z rękami i nogami. Nie był to przyjemny widok. Słysząc obcy głos zatrzymała się i najpewniej spojrzała na intruza. Nijak jednak dało się wyczytać coś z jej twarzy, ponieważ cała była zasłonięta przez fałdę skóry. Możliwe, że wcale tej twarzy nie posiadała. Ani oczu.
- Gdzież mi z tym światłem! Oślepnę, matko bosko! - Zamachnęła się chudziutkimi rączkami, zasłaniając zmarszczkę przed promieniem latarki. - Idź do mojego męża, to pewnie jego szukasz.
Wskazywała na zamknięte drzwi, na których ktoś ułożył ze wskazówek i zębatek piękną tabliczkę z napisem "Bobołak - Zegarmistrz".

Pokój był niemalże pusty. Ani jeden zegarek nie wisiał na ścianie, żaden też nie stał. W pokoju, na samym środku, tkwiło jedynie biurko, krzesło i lampka. I dodatkowa szafka, na której skrzętnie rozłożono maleńkie narzędzia i lupy. Wszystko wydawało się być ułożone co do milimetra, poprawnie. Idealnie. Tam też siedział Bobołak. Był dużym człowiekiem, całkowitym przeciwieństwem jego żony. Wysoki i gruby, warstwy tłuszczu układały się na jego ciele kaskadami, skryte pod jaskrawopomarańczowym kombinezonem robotnika drogowego. W okularach i łysinie odbijał się pot, idealnie komponujący się z pełną skupienia miną. Właśnie naprawiał zegarek maleńką pęsetą, układając tryby i śrubki na swoich miejscach.
Nie wyglądał groźnie, raczej pociesznie.
Tak to jest, gdy obiera się drogę naokoło.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.04.15 19:07  •  Powiedz mi, czego się boisz? - Page 3 Empty Re: Powiedz mi, czego się boisz?
Troszkę się zmieszał, gdy za drzwiami ujrzał... No właśnie, sam nie wiedział, co. Zasuszona staruszka była tak pomarszczona, że jej twarz zlała się w jedno, nie dając nawet możliwości dojrzenia, gdzie ma oczy, a gdzie usta. Zaraz też zgasił światło latarki, tracąc nieco pewności siebie. Kobieta była naprawdę przebojowa, to musiał jej przyznać.
- Przepraszam... - Wymamrotał jeszcze, zanim jego spojrzenie skierowało się w stronę wskazanych mu drzwi. Skinął głową w podziękowaniu za informację i ruszył w ich kierunku, po drodze odczytując napis na drzwiach.
O ironio!
Przez chwilę stał i wpatrywał się w napis na drzwiach. Bobołak... To do niego ciągnął go mężczyzna w korytarzu! Kto by pomyślał, że gdyby nie jego głupota, cała ta historia już dawno by się skończyła! Ale wciąż była nadzieja, prawda?
Zapukał więc i odczekał chwilę, jakby oczekując jakiegoś odzewu. Dopiero wtedy, z niejakim wahaniem, nacisnął klamkę i wśliznął się do środka.
Naprawi, on to wszystko naprawi!
Mężczyzna siedzący za biurkiem był kompletnym przeciwieństwem kobiety znajdującej się w poprzednim pomieszczeniu. Aż ciężko było uwierzyć, że byli małżeństwem. Jednakże mimo swoich rozmiarów, nie wydawało się, że jest w stanie zrobić komukolwiek krzywdę. Ot, starszy, nieco zapuszczony mężczyzna, zajmujący się swoją pasją.
- Przepraszam, że przeszkadzam... – Zaczął, zamykając za sobą drzwi. Trochę głupio mu było przerywać pracę zegarmistrza, ale przecież jego sprawa również była ważna! Kto wie, czy nawet nie ważniejsza!
- Proszę, niech mi pan pomoże! – Podszedł do biurka, delikatnie składając na nim szczątki medalionu. - Pan musi to naprawić, to sprawa życia i śmierci.... Proszę mi pomóc... Zrobię wszystko, naprawdę...! - Spojrzał na niego błagalnie. Był gotów poświęcić naprawdę wszystko, byleby odzyskać medalion. Szczególnie teraz, gdy zaszedł tak daleko. To nie mogło skończyć się fiaskiem, mężczyzna musiał mu pomóc, nie było innego wyjścia!
- Zapłacę każdą cenę, tylko proszę go poskładać... – Poprosił raz jeszcze, wpatrując się w mężczyznę z wyczekiwaniem. Palce zacisnęły się na latarce, aż pobielały mu kostki. Krew z rozciętych szkłem palców leniwie skapywała na podłogę, a ból w nodze znów dawał o sobie znać, stłumiony na chwilę przez ogarniającą go euforię.
Ale teraz to wszystko się skończyło, zastąpione niekończącym się oczekiwaniem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.04.15 23:36  •  Powiedz mi, czego się boisz? - Page 3 Empty Re: Powiedz mi, czego się boisz?
Idealną ciszę coś zaburzyło. Nie było to tykanie naprawionego zegarka, ponieważ ten nadal czekał na pokarm w postaci czystej energii.
Tym razem było to pukanie. Do drzwi. Bobołak uniósł głowę i spojrzał na drewniany obiekt przed sobą, zastanawiając się kto mógł go tego dnia odwiedzić. Dopiero blond głowa wsuwająca go do środka sprawiła, że jego paciorkowate oczy, schowane za okularami, rozszerzyły się, on sam zaś oblizał wargi, jakby zobaczył wyjątkowo smakowity kąsek.  Mężczyzna nachylił się nad stołem, zapominając o gniewie, który już powoli zaczynał się w nim gotować. Nie mógł pracować gdy ktoś zakłócał jego ciszę. Idealną ciszę. Zmarszczył jednak krzaczaste brwi i przechylił głowę, wysłuchując słów dziewczyny.
- Podejdź bliżej, nie bój się.
Wcale nie musiał jej zachęcać, bo już po chwili Tiago znalazł się przy biurku, układając na nim swój zniszczony skarb. Bobołak jednak nawet na niego nie spojrzał. Nadal wlepiał swoje świńskie oczka w postać przed nim.
- Hmhm, życia i śmierci mówisz, ślicznotko? - Ujął rękę Tiago i przyciągnął go tak, że brzeg biurka wpił się chłopakowi w biodra. Przedramię zaś przytknął do swojego nosa i głośno wciągnął powietrze. - Taka piękna, taka pachną... wszystko?
Zachłanny błysk pojawił się w ślepiach mężczyzny, który szybko puścił utęsknioną kończynę. Spojrzał na zniszczony medalion miną znawcy, rozsuwając części po całym stole, jedną po drugiej. Tutaj szkiełka, tam metalowe elementy, gdzie indziej zatrzask czy łańcuszek. Cmokał przy tym i pomrukiwał niezrozumiale.
W pewnym momencie poderwał się i złapał się za włosy, szarpiąc wściekle.
- Niemożliwe, nie może być, nie. - Zatrzymał się tuż przed Tiago i nachylił tak, że ich nosy niemal się zetknęły. Jego oddech śmierdział zepsuciem, resztkami jedzenia, które wiele lat temu zaległy między zębami. - Pozwolisz bym odgryzł ci rękę, jeśli ta rzecz rzeczywiście jest dla ciebie tak ważna. A teraz siadaj.
Wyszczerzył pożółkłe resztki zębów i wskazał pufę w kącie, która najwyraźniej dopiero co się pojawiła. Sam zaś wrócił na swoje miejsce i nie czekając na odpowiedź zaczął grzebać w narzędziach, szufladach i samym medalionie, przygotowując sobie miejsce pracy.

W tym czasie zaś, w kącie z drugiej strony pokoju kłębiło się coś małego i czarnego. Wierciło i kręciło, niczym żywa istota, skulony szczeniak czy kociak. Byłoby nawet dość urocze, szeptało jednak znajome już chłopakowi słowa.
Dołącz do nas.
Naprawimy twój skarb, już niedługo.
Daj nam tylko trochę twojego mięsa.
Bobołak jest już gruby, patrz jak my wychudliśmy.
Jesteś taka okrutna, że nie chcesz naszego pocałunku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.04.15 12:27  •  Powiedz mi, czego się boisz? - Page 3 Empty Re: Powiedz mi, czego się boisz?
Mimo że zainteresowanie Bobołaka jego osobą było bardziej, niż niezdrowe, Tiago nie mógł powstrzymać swoistego uczucia... pożądania? Tak, to chyba było to. Czerpał przyjemność z tego, jak mężczyzna go złapał, jak wpatrywał się w niego, jak zmusił go, by się do niego zbliżył, a kant biurka wrzynał się w jego wychudzone ciało. Musiał przyznać, że to było nawet seksowne, gdy zegarmistrz tak jawnie okazywał swoje zainteresowanie nim, nawet jeśli tak naprawdę chciał go tylko pożreć. Przecież to nie było istotne. Ważne, że się nim interesował, że podjął się próby naprawienia medalionu, że nie odesłał go z kwitkiem.
Jego ciało przeszedł dreszcz, gdy mężczyzna złapał jego rękę. Chłopak cały czas wpatrywał się w jego twarz, mimowolnie delikatnie rozchylając wargi.
- Tak, wszystko... – Wyszeptał, jeszcze przez chwilę oddając się czarowi chwili, który prysł, gdy tylko mężczyzna zaczął grzebać w bebechach medalionu. Od razu powróciła obawa, strach, że ktoś inny dotyka jego skarbu, ale z drugiej strony wiedział przecież, że tak powinno być. Że te palce, które dotykają szkieł i zawiasów poskładają go do kupy i znów będzie mógł wyczuć obecność Eveline. Przyglądał mu się więc z obawą, ale także i z nutą fascynacji, która zmieniła się w strach, gdy zegarmistrz nagle zaczął krzyczeć i szarpać się za włosy. Nie wyglądało to dobrze, o nie...
Odruchowo cofnął się, gdy mężczyzna się do niego zbliżył. Do jego nosa od razu doszedł zapach dawno nie mytych zębów, o ile w ogóle kiedykolwiek były myte. Bał się, choć nie mógł zignorować tej iskierki radosnego podniecenia, jaka pojawiła się w jego sercu. To było silniejsze od niego.
- Oczywiście. Jeśli tylko tego sobie życzysz. - Odpowiedział bez wahania. Medalion był cenniejszy niż ręka. Zresztą, miał przecież drugą, prawda?
Spojrzał w stronę wskazaną przez mężczyznę i posłusznie udał się na wskazane mu miejsce. Przysiadł na pufie, obserwując poczynania mężczyzny i ściskając w dłoniach różową latarkę. Gdy tylko zajął miejsce, usłyszał znajomy szept. Kątem oka zerknął w stronę, z której dochodziły, a jego oczom ukazało się kłębowisko cieni. Szeptane słowa wzbudziły w nim kolejną falę niepokoju, obawy o medalion, jednak wolał zaufać czemuś, co choć trochę przypominało człowieka, a nie plątaninie mroku. Niewiele myśląc, włączył latarkę i poświecił nią w kąt z cieniami, by pozbyć się natrętów. Nie będą mu mącić w głowie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.04.15 13:29  •  Powiedz mi, czego się boisz? - Page 3 Empty Re: Powiedz mi, czego się boisz?
Ta odpowiedź go satysfakcjonowała. Z jeszcze większym zapałem wziął się do pracy, a przyznać trzeba, że doskonale wiedział co robił.
Rozkręcił drobny zawias i rozłożył resztki medalionu, by wygodniej było wymienić lusterko w środku. Ostrożnie naprostował blaszki, pilnując, by nie zniekształciła się grawera, a na koniec wszystko złożył w jedną, piękną i nietkniętą całość. Nawet łańcuszek został wymieniony na nowy. Co jak co, ale chłopak powinien być zadowolony z dobrze wykonanej pracy.
Naprawiony medalion Bobołak położył obok siebie na biurku i splótł dłonie na brzuchu, odchylając się do tyłu. Było to dość męczące pół godziny, musiał przyznać. Aż tymczasowo odechciało mu się jeść.
- Gotowe, śliczna. Tylko jeszcze zapłata.
Tiago mógł poczuć jak jego serce ponownie zaczyna bić. Chyba wcześniej nie zdawał sobie sprawy z tego, że odkąd medalion został zniszczony, ten najważniejszy mięsień w całym jego ciele nie reagował na impulsy wysyłane z mózgu. Przez cały ten czas młodzieniec był martwy, tak samo jak wszystkie istoty, które spotkał do tej pory.
Zniszczenie medalionu było rozwiązaniem.
Zostało podziękować.
Mężczyzna jednak nie oczekiwał podziękowań. Po chwili namysłu i bez słowa wyjaśnienia wstał ze swojego krzesełka, zdecydowanie za małego na jego wielkie cielsko, i zbliżył się do wyjścia.
Pstryk. Nastała ciemność. Cienie zaś ruszyły do tańca. Wystarczyła chwila nieuwagi, jedna sekunda, a Tiago stał się jednym z nich. Ponownie. Nadal czuł w ręku medalion. Czuł jak ten się otwiera, jak z szybki wydostaje się jeden zajączek. A potem rozległ się odgłos wchłaniania. Obcy odgłos, który tylko tak można było określić. Wchłanianie. Największy skarb młodzieńca zaczął wciągać w siebie wszystkie otaczające ich cienie. Wszystkie osobowości, które przejęły sen, wydostając się z medalionu. Teraz znów byli integralną całością.
Gdy powróciło światło, a mrok przestał być pełen strachu, Tiago mógł poczuć ich wszystkich. Były tam oba kościotrupy, Bobołak i jego żona, była tam niewidoma dziewczynka, która nadal w niego wierzyła. Były także wszystkie szepty, jakie słyszał do tej pory. Słyszał je, ponieważ istniały jedynie w jego głowie. Teraz także starały się odezwać, protestować, jednak medalion się już zamknął i nie dopuszczał ich do głosu. Promieniował ciepłem. Miłością Eveline.

Nawet nie zauważył kiedy się obudził. Skotłowana pościel i krople potu wskazywały na wyjątkowo długi i uciążliwy sen. Obok nie było żadnego klienta. Mało owocna noc, przynajmniej pod tym względem. Na poduszce obok leżał medalion. Wyglądał na jakby nowszy, bardziej błyszczący i zadbany. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Nikt nie zjadł mu ręki. Za to młody czuł, że znów jest w pełni sobą. Moc promieniowała z artefaktu.

/Gratulacje, misja zakończyła się powodzeniem.
Cel: aktywacja medalionu, wykonane.
Gratuluję i pamiętaj o ograniczeniach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach