Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 7 z 16 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 11 ... 16  Next

Go down

Pisanie 07.04.16 12:02  •  Placyk - Page 8 Empty Re: Placyk
Praca anioła nie sprowadza się tylko do strzeżenia granic Edenu i pomagania swoim braciom oraz siostrom. Skrzydlaty nie powinien bowiem zapominać o tych, którzy znajdują się na ziemi i niestety nie posiadają tyle szczęścia, co on sam. Ludzie, którzy co prawda sami sobie zgotowali swój los, nadal są istotami stworzonymi i miłowanymi przez Boga, który porzucił ich tylko po to, żeby wreszcie dostali nauczkę. To tak, jak rodzic, który chowa się za zasłonką w domu, aby jego dziecko pomyślało, że zostało porzucone i chociaż przez moment doceniło jego obecność. Sęk w tym, że w zależności od stopnia rozbestwienia ten proces zajmował różny okres. W przypadku ludzi nawet po setkach lat jest za wcześnie, aby z pochylonymi głowami skierowali się w stronę Boga. Sloppy miał akurat to szczęście albo tego pecha, że widział cały proces od samego początku. Najpierw zagubione i zmieszane spojrzenia przodowały wśród przedstawicieli ludzkiej rasy. Z czasem jednak za wszystkie niepowodzenia zaczęto obwiniać Stwórcę i modły wznoszonego do Niego o pomoc oraz litość przemieniły się w groźby oraz bluźnierstwa. Och, jak serce anioła wtedy krwawiło. Każde kolejne złowieszcze słowo, które nie docierało do Boga, trafiało prosto w jego zmęczoną duszę i robiło w niej kolejną zadrę nienaprawialną nawet przez czas. Pomimo tego Szeszbassar nadal nie odwrócił się od ludzi, nadal postrzegał je jedynie jako zagubione owieczki, które dobrowolnie lgną do wilka myśląc, że nie ma innego sposobu na życie. I mimo tego, że z jego oczu leciały krwawe łzy, to anioł nadal spoglądał na człowieka z uśmiechem na ustach i ciepłem w sercu. Bo dlaczego by nie? Zostali stworzeni niedoskonali, więc mają prawo do ograniczonej ilości błędów.
Abstrahując od tego wszystkiego, Sloppy wybrał się dzisiaj na ziemię z zamiarem prewencji. Nie oczekiwał niczego specjalnego, nie miał nikogo ratować, ani nawracać, a zwyczajnie zstąpić między ludzi z nadzieją, że któreś z nich znajduje się w potrzebie, a anioł będzie idealnym środkiem zaradczym na jego problemy. W tym celu anioł szybował po przestworzach na swoich śnieżnobiałych skrzydłach, a jego ubrania okalające górną połowę ciała zawieszone zostały przy łańcuchu. Być może tkaniny w Edenie było pełno, ale nie oznaczało to, że brodacz w jakikolwiek sposób mógł sobie pozwolić na niszczenie jej za każdym razem, kiedy gdzieś leci. Niemniej jednak, znajdując się nad lasem w pobliżu nowej desperacji Slo zauważył obiecującą, szeroką polanę, na którą padały promienie słońca. Był to rezultat dość wczesnej pory dnia. Zegar nie wybił jeszcze południa, kiedy stopy mężczyzny spotkały się z ziemią, a jego zielone oczy zaczęły rozglądać się dookoła. Już po krótkiej chwili dostrzegł drogę prowadząca do nowej, prowizorycznej ostoi ludzi znajdującymi się poza granicami miasta. Pozostało już się tylko ubrać, a następnie podwinąć rękawy śnieżnobiałej koszuli i ruszyć przed siebie. Skutkiem tej niewielkiej wędrówki było zajście do niewielkiego, zdezelowanego piedestału, gdzie też Sloppiusz usiadł i wyjął butelkę wody, z której co jakiś czas upijał dwa łyki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.04.16 20:02  •  Placyk - Page 8 Empty Re: Placyk
Szczęście. Czy w ogóle można było o nim mówić, biorąc pod uwagę jakąkolwiek żywą istotę, zamieszkującą Desperację? Jeżeli miało się również na uwadze, że prawdopodobnie wynikało ono z czystego przypadku, to tak - właściwie można było. Jeśli zaś w grę wchodziła sama She, która tego szczęścia posiadała zapewne więcej, niżeli co drugi Desperat mógłby sobie wymarzyć, nie miało ono żadnego większego znaczenia. Bynajmniej nie w jej mniemaniu, które nad ludzkim nieszczęściem raczej nie zwykło się zastanawiać. Niezależnie od tego, jak wiele złego działo się w jej życiu, nie rozwodziła się nad nim więcej niż kilka krótkich chwil - i to zazwyczaj w naprawdę rzadkich sytuacjach. Cóż, nie wierzyła w przypadki, jednak nie oznaczało to wcale, iż wierzyła w istnienie Boga. Może i nie był to dla niej temat kompletnie zamknięty, aczkolwiek nie sprawiała wrażenia osoby, która nadmiernie zajmowałaby się filozofowaniem. Ba, za każdym razem, gdy wspominano przy niej o Stwórcy i całym tym świętym nawracaniu, o którym nawet nie chciała słyszeć, z poirytowaniem nie tylko przewracała oczyma, ale i w dosyć bestialski sposób narzucała swoje tycie trzy grosze. Zwyczajnie, nie wierzyła i już. Nie było sensu zastanawiać się nad tym, jaki wpływ na byt dziewczyny miał stopień rozbestwienia - bo że rozbestwiona była, temu grzechem byłoby zaprzeczyć - ani ile z tego, co do tej pory czyniła, wycisnęło swoje piętno na poziomie jej życia. Swoją drogą, jak na panienkę lekkich obyczajów, poziomie zadziwiająco satysfakcjonującym.
Kręciła się niemalże wszędzie. Przechadzała się, obserwowała i zaczepiała, jeżeli oczywiście tylko tego zachciała. Zupełnie jak za czasów dzieciaka, głupiutkiego i pewnego siebie szczeniaka, którym z pewnością była, a którego z kolei nieliczni z mieszkańców, zapewne wciąż byli w stanie w niej dostrzec, bo - oprócz dodatkowych walorów tu i ówdzie - z wiecznie zadziornego charakterku niewiele utraciła. Bądź co bądź, nie ma się co dziwić, że i tamtego dnia najzwyczajniej w świecie wszędzie było jej pełno. Z tym też wyjątkiem, iż miała nieco inne zamiary, niżeli bezcelowa szwędanina, a mianowicie zamierzała troszeczkę się wzbogacić. O ile jednak atuty Shenae, które zwykły działać cuda, nie zawodziły jej praktycznie nigdy, o tyle faktyczne upolowanie kogoś, dzięki komu rzeczywiście mogłaby poczuć w dłoniach zadowalającą ilość pieniędzy, wcale nie było takie proste, jak się na pierwszy rzut oka wydawało. Ostatecznie żyła wśród ludzi, których skłonna była nazywać dzikusami, czyż nie? Żyła wśród wygłodniałych, często spragnionych przyjemności bestii, dla których to, czego potrzebowała ona, nie grało najmniejszej roli. Paradoksalnie więc, fakt, iż spotkała na swojej drodze siedzącego na piedestale mężczyznę, a nie kogoś zupełnie innego, doprawdy można było uznać za szczęście.
Cała otoczka poniszczonego, nieswojsko ponurego placu, wraz z widokiem, na jaki przyszło jej natrafić, nawet nieco ją rozbawiła, ponieważ im bliżej zauważonej sylwetki była, tym bardziej odnosiła wrażenie, że... Ani trochę nie pasowała do wspomnianego otoczenia. Zaciekawiona, a zarazem lekko nastroszona, co by zachować odpowiednią ostrożność, po kilku banalnych kroczkach była już na tyle blisko, że siedzący mężczyzna, który w mgnieniu oka stał się w jej oczach idealnym kandydatem na zapewnienie sobie odrobiny czegoś dobrego, z pewnością byłby w stanie zauważyć jej przyczajkę. Ze zmrużonymi powiekami, stanęła więc tuż obok, choć wciąż w bezpiecznej odległości, unosząc wyżej podbródek. Dopiero wówczas też dokładniej mu się przyjrzała, z niemałą radością samą siebie zapewniając, że nie mogła trafić lepiej - schludne i zadbane oblicze w okolicach Desperacji, uchodziło za równie bezprecedensowe zjawisko, co rażący brudem i wszechobecną biedą wygląd w Edenie. Perfekcyjnie.
Własnowolnie wybrałeś samotność czy to ona wybrała ciebie? ─ Rzuciła wreszcie, dziarsko - jak to miała w zwyczaju, momentalnie przechodząc na "ty" - podwijając rękawy czarnej, gdzieniegdzie brudnej bluzki. Splotła ręce na ramionach, nieznacznie, ale jednak znacząco wystawiając przed siebie gołą, szczupłą nóżkę i przywołała na usta tak bardzo znajomy jej osobie półuśmieszek - ni to figlarny, ni to zdradziecki. Była prawie pewna, że tak jak w przypadku pierwszego lepszego, typowego faceta i w przypadku tegoż osobnika, jej sztuczki zrobią swoje. Ach, bo przecież były bezkonkurencyjne, prawda?
Ledwie zauważalnie przechyliła w prawo głowę i wciąż niezmiennie się uśmiechając, wbiła spojrzenie w jego twarz.
Zagrajmy.


Ostatnio zmieniony przez She dnia 14.04.16 6:56, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.04.16 21:46  •  Placyk - Page 8 Empty Re: Placyk
Szczęście jest faktycznie pojęciem względnym i nie można było obiektywnie ocenić kto je posiada, a komu go brakuje. Sloppiusz może i był aniołem, ale za to większość czasu spędzał na Desperacji i uważał, że mieszkający tu ludzie posiadali pewną dozę szczęścia. Oczywiście, że nie mieli tych samych warunków, co mieszkańcy miasta, ale jednak nadal żyli. Czy to nie najbardziej się liczyło? Istnieje możliwość, że Zwierzchność miał zaburzone poczucie wartości, bowiem pochodził prosto od Boga. Nie został stworzony na jego obraz, nie żył nigdy na ziemi, przez większość czasu nie posiadał nawet realnego ciała. Był po prostu bytem uniezależnionym od zachcianek, potrzeb i wszystkiego, co przeżerało ludzkie serca. Obdarzano go za to bezgraniczna braterską i siostrzaną miłością, którą również sam odwzajemniał. Na ludzi patrzył za to z przymrużeniem oka, bowiem wtedy jeszcze nie znajdował się w ich sytuacji i nie mierzył się z zagrożeniami, z jakimi mieli oni do czynienia. Czuł jednak swego rodzaju zazdrość, bowiem to właśnie ich gatunek był tym, który umiłował Pan. Pomimo tego, że anioły były teoretycznie doskonalsze, czystsze, to Bóg i tak faworyzował ludzi. Dlaczego? Z czasem Szeszbassar chyba zaczynał to rozumieć. To właśnie człowiek posiadał wolną wolę, to on chodził na granicy dobra i zła walcząc o to, żeby każdy jego uczynek przechylał szalę na jedną ze stron. Dzięki tym zmaganiom stali się pod pewnym względem lepsi od niebiańskich istot. Ich życie było bowiem jedną, wielką próba, której wynik był niepewny i wyjście z niej obronną ręką prawdziwie świadczyło o byciu owieczką pańską.
Wracając jednak do rzeczywistości, oczywistym było, że Sloppiusz zauważył krzątającą się obok kobietę. Sam poszukiwał kogokolwiek, komu mógłby się na coś przydać, a piedestał miał być tylko małym przystankiem, po którym miał ruszać dalej. Skoro jednak na horyzoncie pojawiła się zagubiona duszyczka, to czemu miałby się w tej chwili odwracać? Spojrzał na She zielonymi oczami, które, zamiast spoglądać na odsłoniętą nóżkę, wbiły swoje spojrzenie w jej twarz. Wszystko dlatego, że Slo nigdy nie odczuwał fizycznego pożądania względem kogokolwiek. Takie uczucie, co mogło niektórych zaskoczyć, było mu całkowicie obce i nic nie wskazywało na to, żeby kiedykolwiek uległo to zmianie.
- W zasadzie, planowałem przerwać ją jak najszybciej i znaleźć jakichś ludzi. - zaczął spokojnym, basowym głosem i wstał z piedestału, bowiem uważał, że gdyby dalej siedział, to okazałby tym samym brak szacunku drugiej istocie.
- Jednak, jak widać, kiepski ze mnie poszukiwacz skoro to Ty znalazłaś mnie. Może wody? - zwrócił się po raz kolejny do She, a w jego zachowaniu nie było nic podejrzanego, przynajmniej dla niego. Ludzie za pewne nie dzielili się od tak krystalicznie czystą wodą, ale to już całkowicie pomińmy. Lepiej skupić się na tym, że dopiero wtedy gdy Szeszbassar się wyprostował można było w całości podziwiać jego sylwetkę wielkoluda. Co więcej, łańcuchy, którymi miał skute ręce, zaszeleściły w dość nieprzyjemny sposób. Taki widok sprawiał, że większość rozmówców anioła w tym momencie zastanawiało się dwa razy czy aby na pewno dobrze zrobili zaczynając z nim rozmowę. Brunet miał jednak nadzieję, że She się nie wystraszy. W końcu była pierwszą owieczką, jaką dzisiaj spotkał i chciałby jej pomóc. Zabawnym było to, że Pan obdarzył go taką, a nie inną aparycją, jednocześnie wymagając od niego pomocy ludziom. Sloppy nie potrafił zliczyć sytuacji, w których jego sylwetka była czynnikiem odstraszającym, a nie uspokajającym wiernych. Z drugiej jednak strony, anioł był najlepszym dowodem na to, że twory Boga wyróżniają się na tle innych istot, które zjawiły się na ziemi w sposób naturalny. Czy to wzrostem, czy urodą, czy też może nawet sposobem zachowania, który w przypadku Szeszbassara również był nietypowy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.04.16 23:46  •  Placyk - Page 8 Empty Re: Placyk
Gdyby nie wolna wola, zapewne sama She, w tym jakże sfiksowanym środowisku, czułaby się zwyczajnie nikim. Wolność - niezależnie od tego, jak niezmiernie paradoksalnie brzmiała w jej ustach - stanowiła dla niej bowiem istotę być albo nie być. Niewątpliwie za wolną uznawać się nie mogła, jednakże czy ktokolwiek zmuszał ją do tego, by oddawała tę jedyną i niezależną cząstkę siebie, jednocześnie sprawiając, iż w rękach obcych jej mężczyzn, stawała się wyłącznie marnym obiektem pożądania? Nie musiała tak żyć. Ach, bo przecież gdyby tylko chciała, równie dobrze mogłaby zarabiać w zupełnie inny sposób. Głupotą byłoby stwierdzić, że posiadała się z dumy, gdy każdego kolejnego dnia obcowała z pierwszym lepszym, chętnym na jej ciało, aczkolwiek pominąć fakt, iż najnormalniej w świecie dobrze żyło jej się z myślą, że mimo wszystko dostawała za to coś w zamian, byłoby absurdem kompletnym. Nieważne więc, jak wielce upierałaby się przy tym, że była wolna - nie była nią bynajmniej w całości. Samowolnie i non stop pchała się w ramiona niewoli, niczym kukiełka sterowana przez chęć wzbogacenia - przez zwykłą chciwość i cwaniactwo. Bo czy tak nie było najprościej? I czy w bagnie, przez które przemierzała, nie to stanowiło jej szczególny priorytet? Miała co jeść, miała gdzie spać, a i w tłumie ludzi pomieszkujących Desperację z pewnością się wyróżniała - przede wszystkim w miarę zadbanym wizerunkiem, który jak na tak przykre warunki, w przypadku Shenae odznaczał się doprawdy wysokim poziomem.
Zwykle też dokładnie przez ten, a nie inny czynnik, zwracała na siebie uwagę potencjalnych kandydatów, zwanych przez nią potocznie wygłodniałymi bestiami. Tak jak i w przypadku każdego innego mężczyzny, była święcie przekonana, że cała ta wstępna gierka, jaką zaczynała odgrywać, nie mogła trwać długo. Pokaże nóżkę, przechyli głowę, uśmiechnie się filuternie, pozaczepia i po sprawie - kilka groszy ma w kieszeni, czyż nie? Wspomniany uśmieszek, którym obdarzała towarzysza od samiuteńkiego początku, nie zszedł z jej buzi nawet wtedy, gdy ów nieznajomy zdecydował się wstać, ukazując tym samym własną sylwetkę w całej swej okazałości. Nawet jeśli zewnętrznie zdawała się ani trochę nie przejmować jego nienaturalnymi gabarytami - a także widocznie skutymi rękoma, które chcąc nie chcąc dziewczyna w końcu spostrzegła - wewnątrz mimowolnie lekko zadrżała. Niezauważalnie przełknęła ślinę, spuszczając wzrok na trzymaną przez bruneta butelkę wody i unosząc nieznacznie lewą brew, o ile było to możliwe, jeszcze wyżej niżeli wcześniej, podniosła podbródek.
Kiepski. ─ Przytaknęła, wciąż wystawiając w jego kierunku odkrytą nogę. Odrywając wzrok od potężnych dłoni, raz jeszcze - tym razem widocznie do góry - uniosła oczy na męską twarz i rozluźniając nieco uścisk własnych rąk, splątanych na jej wąskich ramionach, parsknęła cichym, odrobinę ironicznym śmiechem. Wody? Albo rzeczywiście nie dostrzegał tego, co naprawdę chciała przekazać mu swoją kokieteryjną pozą - a co się z tym wiązało, musiała się chyba bardziej postarać, by dać mu do zrozumienia, że to nie wody w tamtym momencie potrzebowała do szczęścia - albo pierwszy raz w jej marnym życiu trafiła na kogoś, komu zwyczajnie nie odpowiadały jej atuty. Nie widziała żadnych innych możliwości, ot co, choć w gwoli ścisłości, osobiście wolałaby raczej pierwszą wersję. W każdym bądź razie, z pewnością nie byłaby sobą, gdyby się zraziła, bo, rzecz jasna, nie zamierzała dawać za wygraną. Ba, sama zapewne stwierdziłaby nawet, iż w pewnym stopniu właśnie prowokował do działania żyjącą w niej małą bestyjkę, która tylko czekała, by pokazać ząbki.
Nie chcę twojej wody. ─ Dodała po chwili krótkiego milczenia, podczas którego lustrowała jego oczy, jak gdyby w ten sposób starając się wyczytać faktyczne zamiary rosłego mężczyzny. Ostatecznie miała się na baczności. Wielu takich znała, oj wielu, z pozoru spokojnych i zupełnie niegroźnych, uprzejmych i jakże pomocnych... W rzeczywistości czekali jedynie na odpowiedni moment, by podstępną metodą zaatakować ze swojej strony. By zdobyć to, za co absolutnie nie mieli zamiaru płacić.
Zrobiła kroczek do przodu, minimalnie przysuwając się do jego sylwetki, a różnica między ich wzrostem momentalnie stała się jeszcze wyraźniejsza. Z zadartym noskiem i pewną siebie miną musiała wyglądać co najmniej zabawnie - przy jego wymiarach niemalże jak mała dziewczynka, która domagała się lizaka. ─ Lepiej zostaw ją na później... ─ Zaczęła, podchodząc coraz bliżej i bliżej, aż finalnie znalazła się na tyle blisko, by bardzo dokładnie mu się przyjrzeć. Miał w sobie coś, co nakazywało jej trzymać się z daleka, jednakże nie mogła pozbyć się wrażenia, że jeżeli dobrze to rozegra, może wzbogacić się o wiele bardziej, niż by tego chciała. Głupiutka....po wysiłku może ci się przydać. ─ I skończyła, lewą ręką zaczesując do tyłu opadające na ramiona, czarne włosy.
Wyciągnęła usta w zadziornym półuśmiechu. No dalej.


Ostatnio zmieniony przez She dnia 14.04.16 6:58, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.04.16 17:01  •  Placyk - Page 8 Empty Re: Placyk
Uśmieszek uśmieszkiem, ale Sloppiusz nigdy by nie podejrzewał jakie motywy się za nim kryją. Jako przykładny anioł myślał po prostu, że wreszcie trafił na niezwykle życzliwego człowieka, co w tych czasach jest niezmiernie trudne. Zresztą czy należało mu się dziwić? Od dziesiątek, a nawet setek tysięcy lat widywał jedynie swoich braci i siostry, którzy prawie nigdy nie zaznali uczucia, jakim jest smutek. Dlatego też wydawało mu się, że właśnie znalazł mały promyczek pośród koron drzew, a tak naprawdę trafił właśnie na cierń, który niedługo może zachwiać jego wiarę w ludzkość po raz kolejny. W gruncie rzeczy Zwierzchność był bowiem jedynie olbrzymem z sercem dziecka, który starał się postrzegać świat zawsze w różowych barwach i wierzyć w dobro każdej istoty wiążącej swe życie z ziemskim padołem. Przecież Stwórca mówił, że nie istnieje osoba do szpiku kości przesiąknięta złem i nienawiścią, że każdy ma swoje motywy działania i jeśli się je pozna, to można przy pomocy ciężkiej pracy oraz współczucia zawrócić go na dobrą ścieżkę. Taki jest niezmienny cel Szeszbassara i w przypadku She nie było inaczej. Na razie nie wiedział jeszcze tylko co trapi jej duszę, ani w jaki sposób może jej pomóc, więc jedynie spokojnie badał grunt pod swoimi stopami, starając się jej jednocześnie nie spłoszyć.
Kiepski? Tak. Może i nie był najlepszym poszukiwaczem, ale wychodziło na to, że nie tylko w tej dziedzinie pozostawał w tyle. Nadal bowiem nie rozumiał intencji nieznajomej, która wydawała się mimo wszystko czegoś od niego chcieć. I to był właśnie problem, z którym Sloppiusz się borykał. Nie przywykł on bowiem do półsłówek, dwuznaczności i kłamstw, które przez większość jego żywota były mu zupełnie obce. Łatwo się na nie łapał, a jeszcze szybciej potrafił w nie uwierzyć. Tę wadę nadrabiał jednak trzeźwą oceną sytuacji i upartością, którą teraz prezentował wpatrując się bez skrepowania w oczy rozmówczyni. Nie odwrócił wzroku nawet na sekundę, ale w jego tęczówkach nie było widać niczego na kształt pożądania. Kompletnie nie zwracał uwagi na prowokacje kobiety, na jej ostentacyjne zachowanie czy słowa. Zamiast tego widoczny była jedynie spokojna, kojąca zieleń, która na myśl mogła przynosić edeńskie trawy, o ile ktoś oczywiście Eden odwiedził.
- Nie wiem czy dobrze Cię zrozumiałem, dziecko, ale chyba masz dla mnie jakąś pracę, tak? - zwrócił się do She, kiedy ta wspomniała coś o wysiłku. Sloppy był dużym aniołem i jakiekolwiek prace fizyczne wymagające trochę zaangażowania oraz siły nie były mu obce. Zresztą często pomagał przy budowach czy zwykłym przenoszeniu drewna, więc nie byłoby to dla niego zaskoczeniem gdyby She właśnie potrzebowała go do jednej z tych czynności. Nie da się również ukryć, że do tego pytania wkradł się stary nawyk anioła, który zwykł nazywać ludzi "dziećmi". Starał się traktować ich w ten sam sposób, w jaki robił to Stwórca, więc żywił do każdego z nich miłość czysto platoniczną. Ostatnimi czasy starał się jednak nie używać takiego zwrotu zbyt często, bowiem trafił już na parę drażliwych person, którym wyraźnie to przeszkadzało. A to błąd! Szeszbassar bowiem w żaden sposób nie podważał doświadczeń, mądrości oraz zdolności ludzi do samostanowienia. Jego sposób mowy był natomiast zwykłym wyrazem sympatii do rasy ludzkiej, ale tak to już bywa, że nie wszyscy go rozumieją.
- W zasadzie przybyłem tu tylko dlatego, bo usłyszałem plotki, że ludzie tutaj potrzebują pomocy w codziennych czynnościach. Może i nie zapewnię Wam wszystkiego, ale chcę w miarę moich możliwości ulżyć w Waszych trudach. Powiedz mi więc czego Ci potrzeba. Prowiantu? Ubrań? Schronienia? A może zwyczajnie nie masz gdzie przenocować? Wraz z rodzeństwem na pewno coś na to poradzimy. - zaczął wyrzucać z siebie potok słów. O ile zazwyczaj Sloppy był typem mruka, o tyle kiedy chodziło o pomoc innych wstępowały w niego jakieś nowe, świeże siły, który napędzały jego organizm. Tak było i tym razem, bowiem wszystko wskazywało na to, że jednak dzisiejsze zejście na ziemię nie było takim złym pomysłem. W końcu niedawno postawił stopy na ziemi, a tu po kilkunastu minutach trafiła mu się pierwsza zbłąkana owieczka, której mógł pomóc i, być może, poprawić jej życie choć w niewielkim stopniu. Nie miał jednak pojęcia jak bardzo się mylił i choć nie wynikało to z jego nieuwagi, to na pewno będzie się potem tym zadręczał. Dziś jego niewinność może zostać wystawiona na próbę, a spojrzenie na niektóre sprawy może zostać nieco zmienione. W końcu nie co dzień anioł spotyka prostytutkę. To brzmi nawet jak wstęp do jakiegoś suchego kawału.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.04.16 0:54  •  Placyk - Page 8 Empty Re: Placyk
W gruncie rzeczy, po krótkiej wymianie zdań, jaką zdążyli między sobą wymienić, z każdą kolejną minutą dokładnie takie kruczoczarna odnosiła wrażenie - że ma do czynienia z co najmniej dużym dzieckiem, a że dużym, było rzecz jasna mało powiedzianym.
Lubiła takie gierki. Niezależnie od tego, gdzie, z kim i właściwie w jakim celu - zwyczajnie sprawiało jej to radość. Nikłą, ale zawsze. Bo taka już była, zadziorna i prowokująca - i to nie tylko zewnętrzną aparycją, którą przecież niezmiernie uwielbiała podkreślać swoją przewagę. Przewagę? Może i sprawiała wrażenie butnej panienki - ba! Tak też ostatecznie pragnęła być postrzegana - jednak czy tego chciała czy też nie, za żadne skarby nie była w stanie zniwelować frustrującego ją faktu, iż w całej tej szopce, jaką wokół siebie zwykła odgrywać, była wyłącznie kruchą istotą. Podobną do wielu, które swą niekiedy przesadną śmiałością, starały się maskować własne słabości, jednocześnie same siebie ostentacyjnie przekonując, iż nie miały ich w sobie aż tak wiele. A She? Każdy milimetr jej drobnego ciała zdawał się niemalże krzyczeć, jak wielce większość z jej zachowań nie miała się do rzeczywistości. Kłamstewka, wieczne gierki - przykrywki, zasłaniające to, czego faktycznie obawiała się ukazać światu.
O ile świetnie wychodziło jej manipulowanie ludzkimi uczuciami, prawie że w każdej odsłonie, o tyle orzech, na jaki trafiła wówczas, okazał się być wcale nie tak łatwym do zgryzienia. Z początku nietypowe odpowiedzi nieznajomego mężczyzny, wydawały się być dla niej bowiem zastanawiającymi, jednakże z upływem krótkiego czasu, podczas gdy coraz widoczniej wyginając się i kokietując go swoim wzrokiem, on zwyczajnie wciąż olewał jej dwuznaczne sygnały, poczęła czuć narastająca irytację. Nie dlatego, że chciała go zdobyć - co to, to nie. W tamtym momencie cierpiała głównie duma filigranowej panny perfekcyjnej, pomieszana z nutką łasej na korzyści goryczy.
Prychnięcie, jakie wydała z siebie, gdy tylko usłyszała płynącą z ust bruneta wypowiedź, mówiło samo za siebie. Och, gra w kotka i myszkę najwyraźniej zaczynała ją nudzić.
Zabawny jesteś. ─ Rzuciła nagle, z lekka rozbawionym, ale i wyraźnie bardziej poddenerwowanym tonem, odchylając do tyłu ramiona, jak gdyby chcąc tym samym zaznaczyć swoją wyższość. Pomijając istotny element rosnącej frustracji, jakim niewątpliwie było określenie dziecka, właściwie sama do końca nie mogła się doszukać, co bardziej zaczynało ją denerwować - to, że widocznie nie brał jej na poważnie, czy to, iż perspektywa wzbogacenia się tamtego dnia, wygasała szybciej, niżeli zdążyła się pojawić. Miała tak zwyczajnie pozwolić mu, by odstawił ją z kwitkiem? Niedoczekanie. Zanim jednakże głębiej roztrwoniła się nad planem działania, które mimo wszystko doprowadziłoby ją do finalnego zakończenia tej irracjonalnej w oczach młodziutkiej prostytutki sytuacji, olbrzym odezwał się ponownie, a to... To zdecydowanie wystarczyło, by rzuciła karty na stół.
Dosyć. ─ Niemalże fuknęła, kiedy potok słów dotarł do jej uszu. Zmarszczyła brwi, a pomalowane zgaszoną czerwienią usta, oblał ledwie widoczny grymas niezadowolenia. Prowiant? Ubrania? Ulżyć? Ulżysz mi, gdy dostanę do ręki zapłatę. Jeżeli myślał, że uwierzyła w jego dobre chęci... Była na to zbyt ostrożna. Zbyt nieufna i rozbita, by pozwolić sobie na wiarę w taki absurd. Ostatecznie nikt przecież nie dzielił się ot tak tym, co miał, prawda? ─ Godzina powinna ci wystarczyć, a skoro jest was więcej... ─ Dodała, nietrafnie interpretując stwierdzenie anioła na temat rodzeństwa. W jej mniemaniu byli zapewne kolejnym przykrym, ale za to jak satysfakcjonującym obowiązkiem. Przelotnym spojrzeniem zlustrowała jego pokaźną sylwetkę od stóp do głów. Palce, które jeszcze przed kilkoma chwilami rozluźniła na ramionach, raz jeszcze mocniej objęły materiał bluzki. ─ Dorzucisz kilka groszy i jestem wasza. ─ Akcentując dobitnie wasza, zacisnęła szczęki, skupiając z powrotem wzrok na twarzy przybysza. ─ Ale najpierw zapłać. ─ Nie było wątpliwości, że nie zamierzała odpuszczać. Powabnym, ale pewnym szeptem dała mu do zrozumienia, czego żądała w zamian.
Zabawne. Mając do wyboru szansę darmowej, wbrew pozorom niezwykłej pomocy, wybierała codzienną, szarą rzeczywistość. Piekło, w którego otchłań z własnej woli desperacko się pchała. Chorobliwa nieufność wobec innych musiała stanowić dla niej istotnie uciążliwą słabość.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.04.16 23:27  •  Placyk - Page 8 Empty Re: Placyk
Ależ Sloppiusz wcale nie jest trudny do rozszyfrowania. Wystarczy sobie wyobrazić bieluchny, puchaty śnieg, a następnie postawić obok anioła. Charakter Szeszbassara jest idealnym odzwierciedleniem tego małego, białego cudu. Niewinny, prostolinijny, ufny i pomocny. Pomimo tego, że przebywał przez tyle lat pomiędzy ludźmi, to nadal nie zdołali choćby w najmniejszym stopniu zarysować jego nieskazitelnego sposobu bycia. Niektórzy nazwaliby to szlachetnością wypływającą z pradawnej istoty, ale brunet tak na to nie spoglądał. Według swojego osądu był po prostu dzieckiem bożym, które słuchało się nakazów i zakazów Pana. Nie zamierzał się również do nikogo przyrównywać, bowiem to nie miało sensu. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to, co dla jednych jest niebem, tak naprawdę dla drugich może być codziennością niewartą uwagi i dlatego też do każdej osoby podchodził z czystą kartką, którą dopiero ona własnoręcznie zapisywała. Z She było identycznie! Na razie widział przed sobą jedynie dość pogodną, niewielkich rozmiarów dziewczynę, która wydawała się miłą odmianą dla oczu na tle zniszczonego świata, gdzie dookoła widać jedynie ruiny, zniszczenie i akty wszelkiego zła. Czy Sloppiusz mógł się spodziewać, że pod tą piękną otoczką kryje się coś gorszego? Oczywiście, że mógł, ale, jak zawsze, zupełnie ten fakt ignorował. Człowiek przecież pochodzi od Boga i dopóki nie spotka go nic paskudnego, to sam również nie stanie się zły.
Zabawny? Slo aż przekręcił głowę ze zdumienia. Wystarczy wyobrazić sobie psa, który nie za bardzo orientuje się w tym, co się właśnie dzieje na ekranie telewizora i kręci pyskiem raz w tę, raz w tamtą stronę. Dokładnie tak wyglądał teraz anioł. Nie rozumiał bowiem całkowicie co takiego zabawnego było w jego pytaniach. Czyżby kobieta miała to wszystko, co chciał jej ofiarować? Wobec tego dlaczego wydawała się sfrustrowana, skoro posiadała więcej niezbędnego dobytku niż reszta ludzi zgromadzona na Desperacji? Pomimo tego, że Sloppiusz żył tak długo, to nadal nie rozumiał większości ludzi. Ich pogoni za pieniądzem, za przedmiotami, za sławą i władzą. Przecież skoro mają dookoła siebie świat, który oferuje im spokojne życie, to po co chcą je sobie aż tak utrudniać? Znaczy... Oferował, bo przez grzechy ludzkości Bóg rzucił to wszystko w cholerę i teraz anioły muszą to naprawiać z nadzieją, że w końcu ich Pan jednak zmieni zdanie. Wracając jednak do She, to Sloppy w końcu wszystko zrozumiał! Nie oznaczało to jednak, że był z tego zadowolony. Czy ona naprawdę myślała, że będzie chciał skorzystać z jej usług i patrzeć na to, jak oddaje swoje ciało, ofiarowane jej przez Boga, za parę groszy czy trochę jedzenia? To przecież nie tylko złamałoby mu serce, ale również uwłaczało. I właśnie z tego powodu nie trzeba było też długo czekać na jakąkolwiek reakcję ze strony Szeszbassara, który do tej pory był pogodnym wielkoludem. Uśmiech z jego twarzy prysnął całkowicie, a brwi zmarszczyły się w geście dezaprobaty. Sama myśl o tym, że on i jego bracia mogliby korzystać z usług kurtyzany napawała go obrzydzeniem i sprawiała, że po plecach przeszły mu ciarki.
- Chyba się nie zrozumieliśmy, drogie dziecko. O ile mogę Ci dać to, co sam proponowałem, o tyle nie mogę spełnić Twoich obecnych oczekiwań. Nie splamię tego boskiego ciała dla czegoś tak trywialnego, jak prymitywna żądza. - powiedział całkowicie poważnie, a jego głos wyraźnie się zmienił. Był teraz głębszy, gardłowy i szczególnie wśród mniej odważnych istot wywoływał swego rodzaju respekt. Sloppiusz nie miał jednak nawet przez chwilę zamiaru przestraszenia She. Musiał jednak wyjaśnić parę spraw, bo wydawało mu się, że kobieta wszystko pojmuje przez pryzmat swojej pracy.
- Możesz mi mówić Sloppy, dziecko. Przybywam z Edenu, żeby pomóc miejscowej ludności i przypomnieć im, że powinni kroczyć ścieżką Boga. Ty z niej zboczyłaś. Mogę poznać przyczynę takiego postępowania? - zwrócił się do niej po raz kolejny, stwierdzając przy tym, że pomoc materialna będzie mogła na razie zaczekać. Dziewczyna stojąca przed nim była bowiem przesiąknięta niewłaściwym podejściem do życia własnego, jak i innych. I nawet nie chodziło tu o samą wartość takiego daru, a o moralność, która winna była być z nim powiązana.
- Nie obawiaj się jednak. Nie mam prawa, ani tym bardziej zamiaru osądzać Cię teraz za Twe grzechy. Wszystko wyjaśni się na Sądzie Ostatecznym. - dorzucił jeszcze na sam koniec, aby w jakikolwiek uspokoić przedstawicielkę ludzkości. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że jego sposób rozmowy oraz podejście do niektórych spraw były mocno przestarzałe, ale starał się jak najlepiej potrafił. Gdybyście widzieli go jeszcze dwieście lat temu! Huhu! Połowa słów, których używał już dawno znikła z języka mieszkających tu ludzi i miał niemały problem z najprostszym dogadaniem się. Teraz i tak jest już o wiele lepiej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.04.16 1:16  •  Placyk - Page 8 Empty Re: Placyk
Ludzie zaskakiwali ją niemalże każdego dnia. Nawet jeżeli niemożliwie starałaby się zrozumieć wszystkich, nie była w stanie poznać się na każdej napotkanej osobie, choć i tego w stu procentach nie można było wykluczyć, że w mniej lub bardziej znaczącym stopniu, posiadała smykałkę do rozszyfrowywania ludzkiej osobowości. Pech chciał, że w przypadku tegoż napotkanego mężczyzny, jej umiejętności najwyraźniej zdały się na nic - swoimi przypuszczeniami bynajmniej nie trafiła w sedno powodu, dla którego zdawał się z początku uchodzić za kompletnie zielonego w sprawach, które przez Shenae - absurdalnie - były już uważane za coś tak powszedniego, jak chociażby samo oddychanie.
Wiara w dobre intencje innych przychodziła jej z niemałą trudnością. W każdym, najdrobniejszym geście potrafiła dostrzec oznaki dwulicowej natury. Bardzo często okazywało się, iż rzeczywiście miała rację, jednak z równą częstotliwością przekonywała się również, że zwyczajnie po raz kolejny zanadto uważała. Wzmożoną czujność She, pod względem nawiązywania kontaktów, śmiało można było więc uznać za jej małą obsesję. Za mankament, przez który niezaprzeczalnie wiele traciła, nie zawsze będąc gotową przyznać się do tego, iż faktycznie tak było. Zabawnie pogodny brunet, którego dłuższą chwilę wcześniej obserwowała z wymalowaną na twarzy, narastającą irytacją, niezwykle szybko utwierdził ją w przekonaniu, że ta ostrożność, jaką zachowywała między nimi, ukryta gdzieś pomiędzy kokieteryjną pozą, a samym brnięciem we własne przeświadczenie, iż powinna mieć się na baczności, była w jej oczach strzałem w dziesiątkę. Nie wierzyła bowiem w jego zamiary i - naprawdę - ostatnią rzeczą, jaką mogłaby wówczas zrobić, było zgodzenie się na proponowaną przez niego pomoc. To nie tak, że wspomniane podarunki ani trochę nie przydałyby jej się w życiu - zwłaszcza, że przecież nie miała wiele - jednakże myśl, iż w całym tym obskurnym i odrażającym środowisku, pojawił się ktoś, kto mógłby zapewnić jej choć trochę więcej, niżeli dostawała zazwyczaj, była po prostu punktem kluczowym. Szansą na oderwanie się od wiecznie cuchnących brudem potworów - miłą odmianą. Na tyle, że w swoich zamiarach zabrnąwszy nieco dalej, nie chciała odpuszczać. Czuła, że nie mówił wszystkiego. Że to, co ukazywał na zewnątrz, było jedynie chytrą przykrywką. Och, jak bardzo się myliła. Ale... Czy miało to jakiekolwiek znaczenie? Jego słowa tak czy inaczej nie mogły przekonać jej do swoich racji.
Uparta, mała bestia.
Wraz ze zmieniająca się barwą głosu olbrzyma, ciało drobnej Iriye napinało się coraz bardziej. Zaczynało przybierać ochronny pancerz, jakby ostrzejszy wyraz twarzy nieznajomego, miał być dla niej drobnym ostrzeżeniem. Mimowolnie cofnęła się do tyłu - powoli, niemalże bezszelestnie stawiając malutki kroczek. Sytuacja już dawno przestała jej się podobać, jednak w momencie, w którym stojąca naprzeciwko postać, widocznie zmieniła do niej podejście, jej podświadomość poczęła wariować. Raz jeszcze mocniej zacisnęła dłonie, wbijając tym samym paznokcie w materiał ciemnej bluzki. Wzrokiem nieznacznie powędrowała dookoła, jak gdyby nieświadomie zaczynając szukać możliwych dróg ucieczki. Ucieczki? Przecież się nie bała... Ponura otoczka tamtego miejsca może i nie przyprawiała jej o spokój, aczkolwiek świadomość, iż tak czy siak, zważając na porę dnia, nie znajdowali się na placu sami, dodała dziewczynie nieco irracjonalnej otuchy. W razie potrzeby, kręcący się wokół ludzie - bestie, raz po raz rzucające wygłodniałymi spojrzeniami w ich stronę - mieli być jej ostatnią deską ratunku, czyż nie?
Doskonale się zrozumieliśmy. W końcu zaczynasz gadać do rzeczy. ─ Dziarskim tonem dorzuciła swoje trzy grosze - pozornie niezrażona, z nadzieją, że rozmowa zmierzy w dobrą stronę, skoro w pewnym sensie jednak pojął jej gierki - paradoksalnie zmuszając swój głos do mimo wszystko stanowczego brzmienia. Zachowanie złudnej iluzji, że ani trochę nie dała się wyprowadzić z równowagi, nawet w obliczu niepewności, było dla niej istotne.
Wsłuchując się w słowa, które z każdą sekundą roznosiły się w uszach czarnowłosej z komicznie absurdalnym wydźwiękiem, ostatecznie jednak miała ochotę go wyśmiać. I zrobiła to, na zakończenie wiązanki wypływającej z jego ust, parskając tak paskudnie kpiącym śmiechem, że mógł on kojarzyć się tylko i wyłącznie z osobą tej małej prowokatorki. Mimika jej buzi non stop się zmieniała, zaczynając od brwi, które unosiły się i ściągały, by następnie powrócić do całkowicie zwyczajnego ułożenia i wyglądu, po usta, raz po raz wyciągające się w odcieniach nieodgadnionego grymasu. Eden? No proszę. Chciwy lisek dał się przechytrzyć - ani przez moment nie przyszło jej na myśl, z kim wprawdzie miała do czynienia. Przelotnym spojrzeniem obrzuciła skute w łańcuchy dłonie zielonookiego, przyjmując jego następne słowa, dzięki którym uświadomiła sobie, kto rzeczywiście przed nią stał, z niemałą dozą mieszanki niedowierzania z goryczą.
Odrzuciła głowę w lewo, tym samym aktorsko wznosząc oczy ku niebu. To jakieś jaja? Nikt nie miał prawa zwracać jej uwagi - takiej uwagi. Nikt. Tym bardziej, że wkraczając na ścieżkę pobożnego tematu, ostatecznie uwolnił w niej złość.
Pieprzysz głupoty. ─ Warknęła, zaprzeczając swojemu wtrąceniu z początku wypowiedzi towarzysza. Wypuściła ramiona z uścisku własnych rąk, opuszczając je wzdłuż ciała i lekko zacisnęła pięści. Przełknęła ślinę. ─ ...Sloppy. ─ A po chwili ciszy, dodała, posyłając w jego stronę pogardliwy uśmieszek. ─ Boga nie ma. Nie ma mnie kto osądzać.
Mając na końcu języka i nie jestem dzieckiem, sprostowała krótko, omijając pytanie, niejako wcale nie mając zamiaru wylewnie się przed nim otwierać. Owszem, zdenerwował ją i wewnętrznie z pewnością miała ochotę rozgnieść go niczym uciążliwego robaka, jednak cały czas nie zapominała o tym, iż miała wobec niego swoje plany - choć z jej odpowiedzi mogło wynikać, że porzuciła główny wątek na rzecz wdania się w dyskusję o zbawieniu. Drażniło ją to, bo nie była wierząca. Niezależnie od tego, jak bardzo niedorzecznie by to brzmiało, nie wierzyła i już - w gruncie rzeczy mogła więc nie wierzyć również i w samego Sloppy'ego. Chciała od niego tylko pieniędzy. Nie morałów, nie osądzania, a nawet nie jedzenia, choć prawdę powiedziawszy, do najedzonych rzecz jasna nie należała. W chwili, w której go ujrzała, zapragnęła dokładnie jednego - pieniędzy. Dla samego wzbogacenia się. Dla świadomości, iż w tej nędznej rzeczywistości mogłaby posiadać o niebo więcej, niżeli inni - nieważne, jak wielce potrzebowałaby czegoś zupełnie odmiennego, jego czysty i zadbany wygląd podpowiadał prostytutce, że w tym przypadku mogła uzyskać to, czego na co dzień w jej drobne ręce nigdy nie udałoby się dostać. Bądź co bądź, ostatecznie żaden Desperat praktycznie nie myślał o gotówce, a że podobnie było i z samą She, która parę groszy - zamiast pożywienia czy starych, ale w miarę użytkowych łachów - w zamian za spełnienie zachcianek dostawała mocno od święta, nie trzeba było podkreślać.
Gdyby zaczęła nadmiernie okazywać swój gniew, zapewne skończyłoby się na tym, iż najnormalniej w świecie nie miałaby szans na dostanie niczego. Wróć... To były tylko i wyłącznie jej głupie zapewnienia. Ba, może i nie tak mocno, jak wcześniej, ale nadal - pomimo wyraźnego zaznaczenia - była przekonana, że chciał tego, co zwykle chcieli wszyscy. Nawet jeśli doprawdy nie pragnął jej ciała, zamierzała przekonać go, że było zupełnie inaczej.
Bo wszyscy byli tacy sami. Nędzni, spragnieni, obrzydliwie zakłamani. Ludzcy.

/zt


Ostatnio zmieniony przez She dnia 14.05.16 20:24, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.04.16 18:13  •  Placyk - Page 8 Empty Re: Placyk

Zły Los wjeżdża.

Coś zagryzło w głowę, coś podrapało, a wnet zaczęło bardzo mocno swędzieć. Ale nawet drapanie nie pomagało. Ale cóż się dziwić? To w końcu Desperacja. Brud, smród i ubóstwo! A kąpiel raz na jakiś czas jednak się przyda. Zwłaszcza teraz.

She zaraziła się... wszami. Można się ich pozbyć tylko poprzez dokładne umycie ciała z użyciem szamponu. Ponadto po 2 postach wszystkie osoby w twoim otoczeniu również zarażą się wszami.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.09.16 20:47  •  Placyk - Page 8 Empty Re: Placyk
Oczywiście, że nie – odpowiedział od razu. Czy właśnie w głosie Amoka zabrzmiała ledwo wyczuwalna nutka oburzenia? Nie, pewnie Bastowi się zdawało. Na pewno.
Feromony... – powtórzył cicho, jakby wymawiał zaklęcie albo tajemne hasło, jakby chciał sprawdzić, jak to słowo smakuje. Feromony, a więc tak. Dało mu to do myślenia, owszem – od razu skojarzył je z umiejętnością pewnej dziewczyny, którą poznał jakiś czas temu, z którą spędził parę tygodni, której miał okazję uratować skórę. Moment, jego nowy znajomy wspomniał o długu?
Amok przyspieszył kroku, wyminął mężczyznę i obrócił się, idąc kawałek tyłem. Przez ten czas obejrzał twarz, a potem całą sylwetkę towarzysza, nie przejmując się, że może wprowadzać go w zakłopotanie. Cóż, po prostu patrzył, nie przywołując na twarz żadnej ekspresji, a potem odwrócił się i drogę dzielącą ich od pomnika pokonał w liczeniu. Usiadł na ziemi, plecami opierając się o cokół i znów wlepił spojrzenie w... właśnie, kogo?
Jak to możliwe?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.09.16 21:13  •  Placyk - Page 8 Empty Re: Placyk
Uśmiechnął się. Wydawało mu się, że Amok powoli zaczyna jarzyć o co chodzi. Zmiana płci nie była spotykaną umiejętnością, więc Bast rozumiał, że większość ludzi musi poświęcić nieco czasu na ułożenie myśli i wyrobienie sobie zdania. W chwili gdy Amok wyprzedził blondyna, ten wiedział, że coś w głowie biomecha zaskoczyło. Mógłby przysiąc, że w jego oczach zobaczył małe błyski, podobne do tych, które figurują na twarzach uczniów, którzy znają odpowiedź na trudne pytanie matematyczne.
Nie zdziwił się, gdy mężczyzna odszedł kawałek dalej. Nie spodziewał się po ciemnowłosym unoszenia się gniewem, na szczęście. Dobrze, że sprawa mogła przejść bez awantur i kłótni. Blondyn poszedł za swoim towarzyszem. Tym razem starał się jednak zachować pewien dystans.
Każdy z mojego gatunku ma swoje zdolności, ja akurat trafiłem na taką – odpowiedział, co równie dobrze mogło odnieść się do jego zdolności manipulacji feromonami, jak i kontrolowanej zmiany płci. Sam nie wiedział jak to działało i dlaczego mógł robić takie rzeczy. Sam dowiedział się tylko tyle, że była to zasługa wirusa X, który na dobre zagościł w jego organizmie. Na szczęście chłopak wytrzymał wystarczająco długo, by dożyć wieku dwudziestu lat. Potem zmarł, a gdy się ocknął w jakimś rowie, przysypany piaskiem i pyłem, już taki był. Na początku zmiany w kobietę były trudne i bolesne. Przemieniał się za każdym razem, nawet gdy tego nie chciał. Kilka razy nawet utknął w swojej damskiej wersji. Spojrzał na ciemnowłosego, jakby chciał zobaczyć jego reakcję. Na twarzy nie pojawiła się jednak żadna emocja, czemu się nie dziwił. Usiadł na ziemi i czekał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Placyk - Page 8 Empty Re: Placyk
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 7 z 16 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 11 ... 16  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach