Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Go down

Pisanie 15.06.14 19:57  •  Ścieżka prowadząca nad jezioro Empty Ścieżka prowadząca nad jezioro
Ścieżka prowadząca nad jezioro Pathjpg_eeserhs
By dostać się na teren festynu należy najpierw przebyć krętą ścieżkę prowadzącą przez niewielki lasek. W celu urozmaicenia ludziom podróży, wśród drzew przy drodze ukryto posążki japońskich bożków oraz miniatury dawnych, japońskich świątyń.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.06.14 23:25  •  Ścieżka prowadząca nad jezioro Empty Re: Ścieżka prowadząca nad jezioro
Zawsze uważał swoich przyjaciół za grosza niewartych kretynów, bandę pomyleńców nieposiadających przyszłości, bez uwypuklonych zalet i z zaostrzonymi wadami. Nienawidził ich z nawiązką wściekłej wzajemności. A gdyby móc wyciągnąć wiecznie milczący telefon, wystukać pamiętany numer w automatycznym geście i po paru niekończących się dźwiękach sygnału usłyszeć znużone „halo?” należące do kogoś, kto zbudzony o trzeciej w nocy i tak jest w stanie wykazać choćby minimalne pokłady zrozumienia?
Nie potrzebował tego. Świadomość pozostania sam na sam z „problemem” okazała się w tym ― i w każdym innym ― przypadku dla Growlithe'a o wiele wygodniejsza. Póki głośno nie przyznawał się do błędu, świat wcale nie musiał o owej porażce wiedzieć. Głęboko zakorzenione poczucie nieomylności jeszcze niejednokrotnie miało mocno strzaskać nadwyrężone stawy i kości, ale na dzień dzisiejszy zdawał się być całkiem zadowolony z faktu dokonanych decyzji.
I kogo on niby chciał okłamać?
Równowaga jaką zachował pod sam koniec rozmowy z Nathanielem pomogła mu pozbyć się czarnych mar, kręcących się pod jego nogami, przez co czuł się dokładnie jak ktoś, kto nieświadomie wdepnął w lęgowisko kąśliwych węży uzbrojonych w zatrute kły, które nawet słonia zrównałyby z ziemią. Rozdeptał je, a one we wściekłym milczeniu zniknęły, nie zawracając mu więcej głowy.
Skrzywił się na samo wspomnienie. Siedział z wyciągniętymi nogami, skrzyżowanymi w kostkach od parunastu minut pod jednym z drzew, tuż obok jakiegoś powyginanego posążka japońskiego bożka. Prawdę mówiąc uwalił się tu głównie po to, aby coś ― czymkolwiek ten bożek był ― dotrzymało mu towarzystwa. Wcześniej nawet pstryknął go w wystający nos, ale gdy nie uzyskał żadnej reakcji, przywarł plecami do pnia i wlepił wzrok przed siebie.
Prychnął.
Tak.
Tak jest zdecydowanie lepiej.
Zamknął oczy i założy ręce za głowę, pozwalając aby drobinki ciszy osiadły na jego ciele.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Festyn, festyn, festyn, festyn! Nigdy jeszcze nie był na festynie! Dlatego też był bardzo wdzięczny Cruelowi za to, że pozwolił mu tu przyjść. Szkoda tylko, że bez niego… ale coś mu się wydawało, że mężczyzna nie żywił zbyt ciepłych uczuć do tego typu zabaw. Starszy Dactylis mruknął na pożegnanie tylko coś niezrozumiałego o pracy, co równie dobrze mogło znaczyć „a idź sobie w cholerę, wszyscy mnie zostawiają, nikt mnie nie kocha”, ale Rin nie miał teraz czasu się nad tym zastanawiać. Miał misję do spełnienia. Tą misją było oczywiście obejrzenie wszystkiego, co można tu obejrzeć oraz odwiedzenie każdego miejsca, które można tu odwiedzić. A później opowie o tym Viralowi! Plan był? Był.
Z takimi postanowieniami… cóż, nic dziwnego, że skończył, latając pomiędzy drzewami jak jednorożec spieprzający przed tłumem zombie. Przecież musiał wsadzić swój durny, blond łeb do każdej repliki świątyni, żeby się po niej rozejrzeć oraz przywitać się z każdą mijaną statuetką, bo tak wypadało. A czas uciekał! Całe szczęście, że pierwsza, największa fala mieszkańców M-3 zmierzających na festyn już przeszła, bo ktoś z pewnością zatroszczyłby się o zdrowie psychiczne tego dzieciaka… Ten jednak nie robił sobie nic z takowej ewentualności, bo tak właściwie myśl o niej nawet nie przyszła mu do głowy. W końcu w jego zachowaniu nie było nic dziwnego. Ba! Jasnowłosy chłopaczyna był głęboko przekonany, iż większość – jak nie wszyscy – z ludzi, którzy przemierzali tę ścieżkę, była równie podekscytowana co on.
Przechodził właśnie pomiędzy dwoma, zrośniętymi drzewami, gdy w jego oczy rzucił się kolejny posążek.
- Cześć – wyszeptał aż nazbyt radośnie, zmierzając w jego stronę. Jeszcze tylko kilka kroków i będą mogli przywitać się, jak należy…
Spostrzegłszy białowłosego mężczyznę, blondas zatrzymał się jak wryty. Z jakiegoś niewiadomego powodu był do tej pory przekonany, iż tylko on postanowił zejść ze szlaku i zrobić sobie miłą wycieczkę po lasku. Zaraz jednak odzyskał zwyczajną pewność siebie. Ukucnął po drugiej stronie powyginanego bożka.
- Witaj – przywitał się grzecznie, z dziwną uniżonością – skinął nawet lekko głową. Figurka jakoś tak nie kwapiła się, żeby mu odpowiedzieć, ale to nieważne. Dopiero teraz chłopak zwrócił się w stronę nieznajomego. Jego oblicze rozjaśnił jeszcze większy uśmiech niż do tej pory. - Ty też witaj.
Zlustrował twarz siedzącego pod drzewem albinosa. Wyglądał, jakby coś go martwiło… O nie, on, Dactylis Junior, nie mógł zostawić nikogo w potrzebie! A ten tu jegomość sprawiał wrażenie kogoś, kto potrzebuje rozmowy. Idealnie. Rin był bardzo dobry w rozmowach.
- Coś cię trapi? – zapytał, chwytając leżący w pobliżu patyk. Za chwilę całą swoją uwagę skupił na drążeniu badylem w ściółce. Z tego chyba miał wyjść kot…
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.06.14 23:06  •  Ścieżka prowadząca nad jezioro Empty Re: Ścieżka prowadząca nad jezioro
Ludzie od jakiegoś czasu przestali być tak natrętni, jak to mieli w naturze. O ile pierwsza fala okazała się istnym dla chłopaka utrapieniem, tak teraz cisza faktycznie zaczęła lekko dawać się we znaki. Cudowna, niezmącona niczym cisza, której szczególnie teraz potrzebował.
„Witaj”.
Brew drgnęła. To absolutnie nie może dziać się naprawdę. Przecież miał tylko odpocząć. Mało mu zmartwień? Specjalnie przeszedł taki szmat drogi, by zgubić ewentualny ogon w postaci Nathaniela, choć jego zapach zniknął, więc nie było mowy, by go śledził. Mimo to przedostanie się do tej części miasta wymagało od Syon'a pokładów ostrożności. Dlatego też skrył się między roślinnością, a nie wyłożył jak ośmiornica na środku drogi, co jak widać niespecjalnie mu pomogło.
Zawsze znajdzie się ktoś, kto zechce rozkopać powstałe rany.
„Ty też witaj”.
Nie.
Ignoruj, wtedy cię zostawi.
Musi przecież. Nie miał w tym żadnego interesu.
„Coś cię trapi?”
Uchylił powiekę i zerknął na niego kątem oka, marszcząc przy tym lekko brwi. Jego wzrok zdawał się mówić: „jeszcze tu jesteś, szczeniaku?”
Tylko nachalne pytania ― parsknął, z powrotem zamykając ślepie i wtulając głowę w ciepłe dłonie. Dzieciak jednak jak był, tak był, więc po paru sekundach chłopak westchnął głęboko odchylając się drastycznie do przodu. Ręce ześlizgnęły się z góry, a jeden z łokci wylądował na zgiętym kolanie. Syon spojrzał na blondyna, niezauważalnie pociągając nosem, starając się zwietrzyć jego zapach. Wyglądał miło i niewinnie. ― Matka nie uczyła cię, żeby nie rozmawiać z nieznajomymi, Czerwony Kapturku?

Tak mało weny...
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

„Tylko nachalne pytania.”
Podniósł spojrzenie znad ściółko-kota.
- Ja… przepraszam. Pomyślałem tylko, że… bo wyglądałeś tak… przepraszam – wybełkotał z zażenowaniem. Najwyraźniej się mylił.
Już miał zbierać się do odejścia – ze świadomością porażki, w hańbie i żalu – gdy jego nowy znajomy zmienił pozycję i postanowił kolejny raz uraczyć go swoim głosem. Jakież szczęście! Czyli może jednak coś go trapiło, tylko nie chciał się do tego przyznawać tak od razu. Ale mieli czas… chyba. Rin przysiadł z powrotem na piętach i chwycił porzucony w międzyczasie patyk. Koniecznie musiał dorysować wąsy. Pierwsza kreska wydrążona w ziemi.
- Nie mam matki – rzucił swobodnie, jakby właśnie rozpoczęli pogawędkę o pogodzie albo zeszłotygodniowym meczu Quidditcha hokeja. Druga kreska wydrążona zaraz nad tą pierwszą. - Kiedyś chyba miałem, w końcu wszyscy jakąś mają, ale już jej nie pamiętam… – zerknął przelotnie na mężczyznę. - I nie mogę być Czerwonym Kapturkiem, bo… nie jestem Czerwonym Kapturkiem. To była dziewczyna – dodał nieco dotknięty. Trzecia kreska. - Mam na imię Rin – przedstawił się na zakończenie tej jakże składnej wypowiedzi, coby nie było już żadnych nieporozumień. Bo przecież Czerwony Kapturek nie miała na imię Rin. A może miała? Nie, nie, na pewno nie…
Dorysował jeszcze trzy kreski po przeciwległej stronie. No, teraz ten bazgroł z pewnością nie mógł być pomylony z niczym innym. Sto procent kota w kocie i zero konserwantów. Jeszcze tylko tułów i ogon, i… no, pięknie. Blondas odrzucił badyl na bok, skupiając się teraz całkowicie na swoim rozmówcy. Udał mu się karkołomny wyczyn oparcia łokci na kolanach, następnie wykonał trudny manewr podparcia łba na dłoniach zaciśniętych w pięści, a na sam koniec tego małego pokazu akrobatyki dla ubogich wlepił spojrzenie brązowych ślepi w twarz białowłosego. I tak oto był już gotowy do dalszej rozmowy. Teraz to już na pewno albinos nie pozbędzie się tak łatwo tego nadpobudliwego, nadgorliwego, nadgadatliwego dzieciaka.
I w tym momencie Dactylisa Juniora uderzyła nagła myśl.
- Lubisz koty? – wypalił z taką powagą, jakby od odpowiedzi udzielonej przez siedzącego obok mężczyznę zależały co najmniej losy ludzkości.
Nie no, ważne, że chłopak miał jakieś priorytety. Chwali mu się.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.06.14 17:44  •  Ścieżka prowadząca nad jezioro Empty Re: Ścieżka prowadząca nad jezioro
„Wyglądałeś tak...”
Pociągnął nosem. No? Jak wyglądał? Jak menel? Przybity nastolatek rzucony przez kolejną jedyną-w-swoim-życiu-miłość? Syon zmarszczył bardziej brwi, gdy do jego nosa nie dotarła żadna woń mogąca należeć do człowieka. To było coś zdecydowanie innego. Coś, czego określenie wymagało większej dawki tolerancji. Nie mówcie mu tylko, że...
„Nie mam matki.”
Oh.
Szczęściarz ― parsknął, choć jego słowa były ― o dziwo ― jak najbardziej szczere. W chwili obecnej wolałby nie znać niektórych osób, by nigdy nie mogły od niego odejść. Brak danego bodźca to brak problemów. A brak problemów to odrobina mniej nieprzespanych nocy. ― Niekoniecznie nie pamiętasz. Nie wszyscy ją mają.
Wielu ludzi posiadało wiele tez na ten temat. Że matką jest osoba, która nas urodziła. Że matką jest ta, która nas wychowała. Że matkę trzeba kochać, nawet jeśli się jej nienawidzi. Że matki można mieć dwie. Że matka to tylko środek zapobiegawczy wylądowaniu na ulicę. Syon najwidoczniej nie jest z tych, którzy sądzą, że matką jest się ze względu na więzy krwi. Nie wystarczy z rozmachu mianować się na tak wysokie stanowisko. Trzeba jeszcze udźwignąć ciężar obowiązków. A to nie każdy potrafił. Dzieciak jednak wydawał się szczery.
Ciekawe teraz, czym ta szczerość była spowodowana.
Fartem czy przyzwyczajeniem?
To mu się nie spodobało.
Nie zareagował. Przyglądał się, jak kolejny wąs ozdabia kocią mordę. Życie zaczęło mu przeskakiwać na złe tory. Jeszcze chwila, a przeinstaluje się na mniej niepokojący system, a to już skutecznie wytrąciłoby z równowagi jego wewnętrzne demony, które tylko czekały, aż większy harmider pojawi się w głowie albinosa.
Hm? ― Wzniósł spojrzenie z rysunku na twarz chłopaka, gdy wspomniał o Czerwonym Kapturku. Syon skomentował to tylko zmęczonym westchnięciem, bo nie o to dokładnie mu chodziło. To tylko cicha aluzja, której młody najwidoczniej nie podchwycił. Może dzisiejsze dzieciaki nie łapały nawet tak łatwych przekazów?
Rin...
Rin? Jak ten syntetyzator dźwięku? ― Zmarszczył brwi. Wadliwe, by jeszcze o tym pamiętano. ― Zresztą nieważne, nie te czasy. Tsh. Cholera. ― Zamrugał. ― Dzieciaku, nie rób tak ― stęknął po chwili, ze skrzywieniem odsuwając się nieco do tyłu.
Rin właśnie ustawił się w takiej pozycji, że nic tylko czuć się niezręcznie. W dodatku ta całkowita powaga i bezkonkurencyjna lekkość w wypowiedzeniu pytania też lekko Wenday'a zbiła z tropu. Wsunął palce w kosmyki z tyłu głowy. „Lubisz koty?” Ściągnął brwi.
Wolę nieletnich chłopców. ― Podniósł się z ziemi, przesuwając rękoma po ubrudzonych tu i ówdzie ubraniach, aby strzepać z nich kurz. ― Chodź, pokażesz mi atrakcje na festynie. Pewnie jesteś bardziej obeznany, a ja potrzebuję dobrego przewodnika.
Jego but natrafił na koci pyszczek, doszczętnie miażdżąc egzystencję zwierzaka.
Artykuł w końcu sam się nie napisze, nie?

zt + Rin.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach