Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 25 Previous  1, 2, 3, 4 ... 14 ... 25  Next

Go down

Pisanie 20.02.15 19:27  •  Las blisko Desperacji. - Page 3 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Wydostanie się z miasta powinno być dla kogoś jak ona sprawą wręcz banalną.
No właśnie, powinno.
Weźmy bowiem pod uwagę fakt, że kiedykolwiek idzie na 'rzekomą misję', musi liczyć się z tym, że po powrocie oczekiwać się będzie od niej raportu.
A wymyślanie raportów, które jednocześnie nie wkopią jej w jedno wielkie bagno, było bardzo, ale to bardzo trudne. Całe szczęście, nadal miała do dyspozycji dziury w murze!
Zimno nie doskwierało tylko Webberowi. Zwykłym ludziom musiało być chłodno, a co dopiero gdy większość twojego ciała składa się z jakiegoś żelastwa?
W końcu metale równie szybko się nagrzewają co wyziębiają. Całe szczęście, że S.SPEC wyposażyło ją w cieplejsze stroje na podobne zadania. Ze względu na miejsce do którego zmierzała, narzuciła na siebie płaszcz z kapturem.
Nie, zaraz przecież dopiero co powiedziała że nie jest na żadnym zadaniu.
Zmierzwiła sobie włosy dłonią z niejakim niezadowoleniem i naciągnęła mocniej okrycie na twarz. Musiała naprawdę się w końcu ogarnąć.
Tak czy inaczej zmierzała w całkiem znajomym sobie kierunku starając się poruszać w miarę cicho, tak by nie przyciągnąć uwagi ewentualnych wędrowców. To, że spotykała się z Webberem i paroma innymi osobami, nie znaczyło że cała Desperacja miała huczeć od plotek.
Dobra, dobra, nie była aż tak ważną osobistością, by mieli zaraz zrobić z niej główny temat.
Ale wiecie. Trzeba się czasem dowartościować!
W odpowiedniej chwili znalazła się w zasięgu wzroku brata, by zobaczyć jak rzuca śnieżką w jej psisko-ognisko... które w odpowiedzi rzygnęło ogniem w jego stronę i wydało z siebie niezbyt przyjemny warkot.
- Riley, dobry piesek! - zaklaskała w dłonie, zwracając tym samym na siebie jego uwagę. Kucnęła wystawiając do niego dłonie i zaraz przewróciła się na plecy, gdy skoczył łapami na jej klatkę piersiową. Podrapała go za uchem ze śmiechem, zaraz przenosząc rękę za jego bark. Mimo wszystko zbyt lekki nie był, a i leżenie na ziemi nie było zbyt mądrym pomysłem.
- Zejdź. - rzuciła podnosząc się i stanęła wpatrując się z wyraźną naganą z brata. Dla lepszego efektu założyła ręce na piersi i tupnęła parę razy nogą. Jedynym co psuło nieco całą scenkę, był raz po raz przecinający powietrze ogon psiska, który mimo ślepoty zdawał się w nią wpatrywać z uniesionym łbem.
- Co to za znęcanie się nad moim psem? - zapytała, nie zbliżając się póki co ani o krok.
Była zła?
Nie, chodziło o odnóża.
Pomimo tego jakie sprawiała pozory, po plecach raz po raz przebiegały jej ciarki.
Na razie cierpliwie więc czekała.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.02.15 21:44  •  Las blisko Desperacji. - Page 3 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Jak zwykle siostra pojawiła się w odpowiednim momencie! Widocznie szanse przekonania jej, że te Psisko jest strasznie uparte i wredne, malały z każdą chwilą. Jeszcze zobaczymy! W końcu zostanie przyłapany na męczeniu biednego Webbera! No, ale wracając na wydarzenia rozgrywające się w danej chwili. Pajączek odbił się mocno od podłoża, by wskoczyć na kamień i uniknąć ognia. Niestety... było ślisko i wylądował po drugiej stronie, nurkując w śniegu, z którego widać było tylko jego dolne ludzkie kończyny.
-Aghr... zimno! - jęknął żałośnie i rozłożył pajęcze nóżki i wybił je ze śniegu. Znalazł zaraz punkt podparcia i wyciągnął swoje ciało ze śniegu. Podpełzł ponownie do kamienia i stanął na nogach, otrzepując odnóżami płaszczyk i głowę.
- Brr... znęcanie? Chciałem tylko aby aportował... - od razu uciekł wzrokiem, jak mały bachor, który dostaje reprymendę od rodzica. Zaryzykował spojrzenie. No tak zapomniałby. Uśmiechnął się do niej przepraszająco i cofnął się kawałek. Zacisnął zęby i postarał się wykrzywić usta w jako takim uśmiechu.
Odnóża zaczęły się cofać, powoli znikać w jego ciele, wydając przy tym różne dziwne dźwięki przypominające pękaniu kości. Wszystko zaczęło na nowo układać się w jego organizmie. Bolało jak cholera, żałował, że ten proces nie mógł być tak szybki jak samo "wypuszczenie" odnóży. Puf i były, pozostawiając jedynie dziwne ukłucie bólu i delikatne chwilowe mrowienie w plecach. Zgiął się w pół, a kolana ugięły się pod nim mimowolnie. Jedyny śladem były dziury w płaszczu. Suzuya wyprostował się z westchnieniem pełnym ulgi.
- Lepiej~? - wyszczerzył zęby w uśmiechu. Poruszył delikatnie barkami, znów pojawił się ból pleców. Podszedł do siostry i uścisnął ją lekko.  
- Spóźniłaś się! - zaśmiał się cicho wypuszczając ją. Znów wrócił na swój kamień pocierając dłońmi ramiona, by lekko się ogrzać.
- Wiesz... nie pytałem o to... - wzrokiem błądził gdzieś po śniegu, w głębi tego martwego serca zawsze czuł, że nie powinien poruszać tego tematu - Co tam u rodziców? - spojrzał na nią przez chwilę, później starał się skupić wzrok na psie czy czymś tam.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.02.15 23:58  •  Las blisko Desperacji. - Page 3 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Bo ona miała perfekcyjne wręcz wyczucie czasu.
Nawet jeśli przyłapałaby swoje psisko na robieniu krzywdy bratu tej jeden raz, czy dwa to stwierdziłaby już, że sobie na to zasłużył. W końcu jak do tej pory, za każdym razem gdy się spotykali to Riley był w jakiś sposób atakowany.
Całe szczęście, że wcześniej przegapiła jego upadek w śnieg. Jej przeświadczenie o jego pierdołowatości nie opuściłoby go już do końca życia.
...
Kogo ona próbuje oszukać? Przecież ono tak czy inaczej nie opuści go do końca życia.
Słysząc wymówki, zmroziła go wzrokiem i uniosła kącik ust w krzywym uśmiechu. A kiedy pojawiał się ten jeden, konkretny uśmiech, można się było spodziewać tylko jednego.
- To może ja ci porzucam jakieś patyki? Jestem pewna, że na tych ośmiu nogach będziesz zasuwał nadzwyczaj szybko. - i będzie miał czym myć zęby przez najbliższych parę tygodni ach witaj z powrotem, radosna siostro. Wszyscy się cieszą, że jesteś w tak wyśmienitym humorze.
Bo zaiste była!
Nawet jesli okazywała to w dość dziwaczny sposób.
Kiedy zorientował się jaki popełnił błąd i zaczął chować swoje odnóża, nie mogła się powstrzymać i pozwoliła sobie na wzdrygnięcie. Dźwięk, który temu towarzyszył był... okropny. Wierzcie lub nie, ale czasem kiedy miewała koszmary z tamtej nocy, towarzyszyło im właśnie to upiorne łamanie w kościach.
Lepiej?
Czy było lepiej?
- Powiedzmy. - świadomość tego, że w każdej chwili może zmienić się w to... coś, była dość niewygodna. Kiedy jednak rzucił jej ten swój dziecinny uśmiech, mimowolnie go odwzajemniła. Dopóki jej nie przytulił.
- Ej, ej, ej. Bez spoufalania się. - odsunęła go od siebie na długość ręki, nie zdejmując jednak dłoni z jego włosów. Przyglądała mu się z surową miną, ostatecznie jednak jej twarz ponownie rozjaśnił uśmiech.
- Ale z ciebie kurdupel Webber, ile ty masz? Z metr osiemdziesiąt? Powinieneś mieć z dwa metry przynajmniej, jak chcesz straszyć niewinnych ludzi? - parsknęła śmiechem i zmierzwiła mu włosy szybkim ruchem, zaraz zabierając dłoń z powrotem. Dla odmiany podrapała Rileya za uchem i rozejrzała się dookoła sprawdzając otoczenie. Nadal nie czuła się na tyle bezpiecznie, by zdjąć kaptur z głowy.
Nagle pojawiła się wzmianka o rodzicach. Oho, nie wygodny temat. W sumie i tak nie potrafiła zbyt długo ustać w miejscu, dlatego wykorzystując sytuację ruszyła przed siebie, wiedząc że brat podąży za nią.
A jak nie to zostanie tutaj.
Sam.
Riley i tak go wytropi.
Może powinna powiedzieć to na głos, żeby nie miał najmniejszych wątpliwości, że to groźba?
- Bo ja wiem. - odezwała się w końcu, powstrzymując przed skrzywieniem.
- Nie mogę patrzeć na tą zbolałą minę matki za każdym razem, gdy sobie o tobie przypomni. Na wyrzuty sumienia widniejące na twarzy ojca, tak jakby to on był za to wszystko odpowiedzialny. - mówiła to wszystko z pewną beznamiętnością, choć... nie, chyba przebijała przez tą maskę rzekomej obojętności jakaś nuta irytacji.
- Nie utrzymuję z nimi większych kontaktów. Od czasu do czasu odpiszę na jakąś wiadomość. Całe szczęście przynajmniej dzięki pracy mogę się wymówić od rodzinnych obiadków. - przewróciła oczami, pocierając dłonią o dłoń. O, to jej o czymś przypomniało.
- Mam coś dla ciebie. - sięgnęła do torby i pogrzebała w niej chwilę, zaraz rzucając mu jakieś opakowanie.
- Wiem, że nie macie tu prądu, więc dokupiłam ci do tego taki bajer... będę ci go zabierać co parę dni i ładować na nowo, ale te cegły są znane z dość długiej żywotności baterii. - rzecz jasna, kupiła mu telefon. I przenośną baterię do ładowania, choć zimą nawet to będzie dość sporym utrudnieniem.
- Masz ustawiony numer zastrzeżony. I ja też. Ponadto wpisałam się jako "Nemesis" - podobała jej się ta nazwa! -pod żadnym pozorem masz jej nie zmieniać. Jesteś martwy i martwy masz pozostać, szczególnie dla mnie. Szpieg S.SPEC zadający się z Wymordowanymi? To dopiero świetny powód do wyroku śmierci. - przewróciła oczami i zaśmiała się krótko, choć raczej nie miał on zbyt radosnego wydźwięku. Dlatego też niemalże od razu spoważniała, wbijając wzrok gdzieś pomiędzy drzewa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.02.15 0:54  •  Las blisko Desperacji. - Page 3 Empty Re: Las blisko Desperacji.
On już chyba na tyle się przyzwyczaił do tego przezwiska, że nawet nie starał się pozbyć tej naszywki. To jak Syzyfowa praca, niby coś ci się uda, zaczniesz się zbliżać do swojego upragnionego celu, a na samym szczycie, potykasz się i głaz spada ponownie na dół. Miażdżąc ci przy okazji kończyny! Bardzo ciekawa perspektywa.
Wiedział również, że z tym Psiskiem nie wygra. Siostra była za bardzo zapatrzona w tego bydlaka, by zdziałać cokolwiek, a wszystkie próby pojednania się ze zwierzakiem, kończyły się przynajmniej podpaleniem, którejś z kończyn. Z drugiej strony to sprawiało, że Psisko było Psiskiem, a może raczej Riley'em. Zapewne nie zamieniłby go na innego, chociaż głośno się do tego nie przyzna.
- Sześciu jeśli chodzi o ścisłość - poprawił ją z lekkim uśmiechem, ostatnią parą były jego ręce, jeszcze się tak nie zniżył by latać na czworaka.

Prawdę mówiąc, jeśli chodzi o świadomość faktu, że może zmienić się w bestię była mu równie niewygodna co jej. Do tego jeszcze dochodził strach przed utratą kontroli. Teraz mógł kontrolować wirusa, zmieniać się znów w miarę ludzką istotę. Co będzie kiedy stanie się bezrozumną bestią, podążającą jedynie za zaspokajaniem swoich prymitywnych potrzeb? Wolał o tym nie myśleć.
Swoim pytaniem popełnił jeden mały błąd, którego nie był tak do końca świadom, jednak, każdy miał swoje demony przeszłości, a oni. Nie rozmawiali o tamtym dniu.
Wyszczerzył się głupkowato kiedy go odsunęła. Trzeba przyznać, że lubił kiedy się uśmiechała. Przypominał sobie wtedy te stare czasy... nieważne.
- Noo... muszę się jeszcze wiele nauczyć. Brać przykład z Ciebie! - zaśmiał się - jesteś niższa, a wielu schodzi Ci z drogi~
Kiedy Hikari zaczęła się rozglądać, wykonał ten sam gest kierując wzrok w kilka możliwych kryjówek, które znalazł w momencie gdy zaczęli się tutaj spotykać. Posłusznie ruszył za nią, nie miał ochoty stać tak na mrozie, zresztą. Cieszył się obecnością siostry. Szczerze, to mogli maszerować w kompletnej ciszy, ale liczyła się sama obecność.
Za długo przebywał sam... a z drugiej strony unikał innych.

Już po chwili zaczął żałować swojego pytania, w głębi był tego świadom. Jednak chciał to usłyszeć, chciał wyłapać zmiany w jej głosie.
Sam siebie katował z tego powodu, ale to już inna sprawa.
Zdziwiony instynktownie złapał pakunek, przyglądając mu się ze zdziwieniem. Telefon? Uśmiechnął się pod nosem, ostatni raz miał z nim do czynienia spory kawał czasu. Tak dawno, że niemal prawie zapomniał o istnieniu takiego udogodnienia.
Nemezis hm? Szczerze powiedziawszy to wiele te przezwisko nie odbiegało od prawdy. Pewna część Suzuyi bała się siostry bardziej, niż ona boi się pająków...
- Tak tak... zrozumiałem - mruknął pośpiesznie, a kącik ust drgnął mu delikatnie na wzmiankę o byciu martwym. Złapał siostrę za ramię i pociągnął lekko w lewo by zmienić jej kierunek marszu. Mimo, że pokrywa śnieżna leżała wszędzie jednakowo, to chłopak był pewny, że przed nimi czeka niemiła niespodzianka. Szczerze powiedziawszy sam nieraz korzystał z tego jakże uroczego wgłębienia w ziemi. Teraz zasypał je śnieg, co zapewne zamortyzowałoby upadek. Jednak sam fakt był nieco nieprzyjemny.
- SS'mani nie przebierają w środkach co? - rzucił spokojnie, przez ten cały został uświadomiony na wiele sposobów, jak wyglądają relacje "międzygatunkowe". Nie zapowiadało się to zbyt kolorowo.
Przez całą drogę wodził wzorkiem po drzewach, nie powinno być w tej okolicy nikogo, szczególnie o tej porze, jednak nigdy nic nie wiadomo prawda?
- Kiedyś ci się za to wszystko odwdzięczę~! Obiecuje! ... Jeszcze nie jestem pewny jak, ale jakoś na pewno! - rzucił wesoło, by przynajmniej w jakiś sposób odgonić widmo śmierci, które chcąc nie chcąc towarzyszyło mu cały czas.

- Dziękuje ci za to wszystko co dla mnie robisz... wiesz, jakoś tutaj sobie radzę. Nie musisz tak często ryzykować...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.02.15 2:04  •  Las blisko Desperacji. - Page 3 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Ile to już minęło? Trzy tygodnie? Jakoś tak. Stracił rachubę.
Dzień gonił dzień, a każdy wyglądał ta samo. Na próbach usamodzielnienia, by nie być zdanym na łaskę innych osób. Najpierw Ourell, potem Kyle. Aż był zły sam na siebie. Nienawidził polegać na innych. Do tej pory był samowystarczalną jednostką, i wolał, by tak pozostało. Dlatego też kiedy tylko poczuł, że jest w stanie poruszać się w miarę swobodnie, wyszedł na spacer.
Opuszczenie czterech kątów po tak długim czasie było naprawdę niezwykłym orzeźwieniem. I chociaż mróz wyjątkowo doskwierał, szczypiąc i gryząc w odsłonięte policzki anioła, które swoją drogą już po paru sekundach przyozdobiły się czerwienią, to jednak miło było powdychać nieco świeżego powietrza.
Brnął przed siebie, bez żadnego jasno określonego celu. Nie myślał, po prostu spacerował przed siebie, delektując się skrzypieniem śniegu pod jego butami. W przeciwieństwie do większości aniołów zamieszkujących Eden, Nathair był zwolennikiem zimy, a nie wiosny. Miała w sobie coś, o czym wielu z nich zapominało. Skrywało swoje chłodne piękno, jednocześnie będą niezwykle niebezpieczną. I przypominała mu pewnego osobnika, choć on w przeciwieństwie do zim stanowił jedynie zagrożenie, a nie piękno.
Choć, na swój sposób…
Mniejsza.
Dobra, kłamstwem było, że nie wiedział gdzie idzie, bo chciał udać się na spacerek. Niewidzialna siła ciągnęła go w wiadome miejsce, do wiadomej osoby. No bo przecież MUSIAŁ dowiedzieć się co u niego. Bo ten dupek NIGDY nie odpisuje na jego wiadomości. A potem taki biedny Nathair siedzi sobie w Edenie i wyrywa wszystkie pióra, udręczając się, czy jego podopieczny właśnie nie głoduje albo penetruje jakąś biedną istotę. Trzeba go sprawdzić, nie ma to tamto.
Mimowolnie kroki przyspieszyły, kiedy tylko przekroczył granicę Desperacji, a dokładniej mówiąc TEJ części, mając nadzieję, że wnet znajdzie się u celu i żadna śnieżna burza mu nie przeszkodzi. Zresztą, choćby miał został chodzącym bałwanem i się dotoczyć do Ryana – to i tak to zrobi. Ale żadnych przeszkód nie było.
Do czasu.
Wszędzie rozpoznałby tę rudą czuprynę. Już z tych kilkudziesięciu metrów ją ujrzał, choć pewnie fakt, że dookoła było biało jeszcze bardziej uwypuklił rzucający się w ocz kolor. Nie, żeby Nathair takiego nie miał. Pierwsza myśl, jaka dopadła chłopaka po ujrzeniu dziewczyny: Ewakuacja, póki Cię nie zauważyła. Druga myśl: Ewakuacja w przyspieszonym trybie. Trzecia myśl… A nie, tej nie było. Nathair momentalnie odwrócił się na pięcie z zamiarem zmiany kursu, choć to będzie kosztowało go nałożenie dodatkowych metrów, lecz w ostatniej chwili przypomniał sobie, że w sumie ten blaszany terminator może mu pomóc. No dobra, tak czy siak musiałby poprosić kogoś o pomoc, a że nie miał kolegów ani koleżanek, już nie mówiąc o kimś zamieszkującym miasto, był zmuszony poprosić Rhyleih i przysługę. Dwa większe wdechy i wydechy, by znowu zmienić obrany cel. Już nie tak ochoczo jak przedtem, ruszył w stronę kobiety i… czegoś. Nie znał tego osobnika, pierwszy raz widział to na oczy, przez ułamek sekundy zastanawiając się, czy przypadkiem nie zamierza zjeść jego znajomej na kolację. Ale nie, chyba rozmawiali i się… śmiali. Z drugiej strony próbując zjeść Rhyleih, to tak, jakby dać kotu puszkę z żarciem i kazać mu samemu ją sobie otworzyć. Aż niemal parsknął śmiechem na tę myśl, jednakże zorientował się, że właśnie dotarł do ów dwójki. Przygryzł na moment dolną wargę, wbijając spojrzenie różowych tęczówek w wyższą od siebie kobietę.
- To znowu ty. Nudzisz się w mieście? – zapytał jakże przyjaźnie. No cóż, mistrzem podrywu to on nigdy nie będzie.
- W sumie dobrze się składa. Potrzebuję pomocy. Załatwisz mi telefon? Mój poprzedni przegrał spotkanie z pewnym zapchlonym i zasyfionym kundlem. – mruknął unosząc zdrową rękę, gdyż druga wciąż złamana znajdowała się wygodnie w temblaku, i z wymowną ciszą wskazał na bliznę na twarzy, której nie było przy ich wcześniejszym spotkaniu. Dopiero teraz zwrócił uwagę na towarzysza dziewczyny.
- Nie wiedziałem, że jesteś na randce. – usta Nathaira drgnęły, by wreszcie parsknąć mało subtelnym śmiechem.
- Myślałem, że gustujesz w mniej… drwalowłochato podobnych osobnikach. Ale spoko, nie oceniam, nie wtrącam się. – uniósł ręką i machnął nią w geście obronnym, choć w oczach wciąż tańcowały ogniki rozbawienia.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.02.15 2:51  •  Las blisko Desperacji. - Page 3 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Słysząc jego słowa o upodobnieniu się do niej, przewróciła oczami.
- Już się nie podlizuj. - zgasiła go krótko, rzecz jasna nie mogąc sobie darować kolejnego komentarza. - ... nie masz szans nawet za tysiąc lat. Z tym trzeba się urodzić.
Choć z pewnością tona żelastwa dodawała nieco animuszu! Tak prawdę mówiąc to Webber miał dużo większe szanse na przerażenie ludzi niż ona. Bądź co bądź Androidy i im podobne dziwactwa nie były niczym nadzwyczajnym.
Straciłeś rękę?
Dostawałeś nową.
Straciłeś córkę?
Jak wyżej.
Sama nie wiedziała, czy to ruszenie technologii wprzód było właściwie darem czy przekleństwem. Niejeden raz widziała ojca prowadzącego za rękę córeczkę, do której świergotał tym swoim przepełnionym miłości tonem, raz po raz kładąc jej rękę na policzku, a ona stała sztywno, patrząc na niego obojętnym, pozbawionym duszy wzrokiem. Czy świadomość utraty kogoś była dla nich aż tak bolesna, że zastępowali oryginalną osobę czymś, co nigdy nie miało nawet w jednej setnej zbliżyć się do oryginału?
Wyglądem - owszem. Mogły być idealnym odwzorowaniem. Ale jak długo można żyć w kłamstwie, zadowalając się samą zewnętrzną powłoką, gdy zaprogramowany głos odpowiadający "Ja też cię kocham tatusiu" ma podobny wydźwięk co "Utopiłem ci kota w kiblu". Rzygać się chciało.
Czy ona kiedykolwiek mogłaby zastąpić sobie Suzuyę androidem? Spojrzała na brata z chwilowym zamyśleniem.
Nagle przeciągnął ją w bok, a ona mimowolnie wzdrygnęła się pod jego dotykiem. Zaraz podążyła wzrokiem na miejsce, w którym jeszcze przed chwilą chciała stanąć. Nawet Riley zastrzygł uszami i ominął je lekkim łukiem, zaraz powracając do miejsca u jej boku.
Zirytowała się. Nie powinna być tak nieuważna.
- SS'mani? - zupełnie automatycznie zaczęła wyszukiwać rzuconego przez niego hasła w swojej bazie danych, a jej wzrok ponownie stał się nieco nieobecny. Początkowo nie dotarły do niej nawet słowa, które wypowiedział. Dopiero po krótkiej chwili zamrugała parę razy i obróciła głowę w jego stronę.
- Co? - przekrzywiła ją w bok pytająco. Zanim uzyskała jednak odpowiedź, Riley zaczął szczekać. Momentalnie się wyprostowała napinając wszystkie mięśnie w gotowości i wbiła wzrok w zwierzaka, zaraz kierując go w tą samą stronę co on.
No ale te błyszczące różowe kudły to wszędzie pozna! Momentalnie się rozluźniła uciszając psa i wlepiła wzrok w nadchodzącą sylwetkę. Ha, nawet z daleka mógł zobaczyć te złośliwe iskierki w oczach!
- A jak mam się nie nudzić, skoro nie ma tam mojego ulubionego aniołka? Rzuciłbyś ten Eden w cholerę to siedziałabym w mieście i nie odstępowała cię na krok. - uśmiechnęła się złośliwie, dopiero po chwili zauważając stan w jakim się znajdował, a mina momentalnie jej zrzedła.
- Co ci się stało? - umiała panować nad emocjami. Poczuła jednak jak przez całe jej ciało przelewa się fala zimna, gdy wodziła wzrokiem po jego kontuzjach.
Już miała go męczyć, ignorując pierwsze zdanie, gdy rzecz jasna... musiał dorzucić jeszcze drugie. Zrobiła parę dłuższych kroków i bez najmniejszego ostrzeżenia przyciągnęła go do siebie (celowo wykorzystując do tego swoją rękę terminatora, coby jej tak szybko nie uciekł) przyciskając go sobie do piersi, a drugą ręką czochrając mu włosy.
- Moja druga randka zgłasza się do mnie tylko kiedy czegoś chce, więc muszę zadowolić się młodszym bratem. Nathuś. - włożyła w ostatnie słowo tyle słodyczy i złośliwości ile tylko mogła. Kwiatki, tęcze, wodorosty! Zaraz parsknęła śmiechem, choć rzecz jasna dopóki sam się nie wyrwie z jej objęć - ona na pewno go nie puści!
I wtedy w końcu odnalazła odpowiednie hasło.
- SS, z niemieckiego Die Schutzstaffel der NSDAP, paramilitarna i początkowo elitarna niemiecka formacja nazistowska, podległa Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników istniejąca ponad 1500 lat temu. Skąd do diabła wzięło ci się to hasło we łbie? - zapytała brata marszcząc czoło z wyraźnym niezrozumieniem.
- Tylko mi nie mów, że... ty... nie to niemożliwe. Ty chyba nie jesteś... inteligentny? - zapytała Webbera z wyraźnym niedowierzaniem, cały czas macając Nathaira po włosach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.02.15 4:14  •  Las blisko Desperacji. - Page 3 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Zaśmiał się słysząc jej uwagę, po czym przybrał minę męczennika.
- Właśnie pogrzebałaś moje największe marzenie żywcem! - westchnął teatralnie i pokręcił głową. Trzeba przyznać, że brakowało mu tego grzebania od pewnego czasu. Pająki nie były zbyt rozgadane (jedynie okazjonalnie, kiedy dzieliły się patykiem i dyskutowały o sytuacji na Ukrainie i jakości Krymówek). Jeśli o niego chodzi, to nie miał nic przeciwko androidom. Jakoś nie miał okazji by wrócić do miasta, a tutaj też nie przypatrywał się wszystkim, których mija. Dlatego jedynym poważnym punktem odniesienie, była dla niego siostra. Uważał więc rozwój techniki za pozytyw, odzyskała życie... nie stała się bezduszną maszyną o wyglądzie człowieka, a zachowała siebie. Co prawda nigdy nie poznał jej zdania na ten temat, ale też nie zamierzał poruszać tej kwestii.
Kiedy złapał jej lewe ramie, zacisnął palce nieco mocniej niż początkowo zamierzał. Metal. Znów odczuł ten dziwny skurcz, jak w momencie kiedy spotkali się po raz pierwszy po "wypadku". Kiedy to jej ręka uderzyła o nogę wydając metaliczny dźwięk. Potrząsnął głową puszczając ją, za dużo myśli. Może faktycznie takie rzeczy mu szkodzą?
Już miał zamiar powtórzyć swoje słowa gdy Pieseł zaczął szczekać. Następne czynności wykonał niemalże błyskawicznie i instynktownie. Paczka znalazła się w wewnętrznej kieszeni starego, lekko pokiereszowanego przez przemiany płaszcza i już wtedy Webber stał przodem do przeciwnika. Sekundy dzieliły go od ponownej przemiany, już nawet przygotował się na rozchodzący się chwilowy ból w plecach. Zamarł. Nie wiedział z kim ma do czynienia, nie mógł od tak się ujawnić. Tu nie chodziło o niego, a raczej o siostrę. Skarcił się w duchu i spojrzał szybko na siostrę, która najwidoczniej nie za bardzo przejmowała się pojawieniem kolejnej osoby. Znali się? Suzuya szybko zmierzył przybysza wzrokiem. Pomimo tych wszystkich obrażeń, nadal odczuwał pewien rodzaj niepokoju.

"Aniołka"? "Eden"?
Czyżby miał przed sobą jednego z aniołów? No proszę, pewno dlatego czuł się tak nieswojo. Momentalnie "przywdział" tą obojętną maskę, której używał zawsze w odniesieniu do innych osób przyglądając się tej dwójce. Nie skomentował słów o randce, w ogóle postanowił się nie odzywać. Pomimo obecności siostry, a może głównie przez nią był ostrożny... Przemilczał nawet sprawę z byciem drwalowłochatym osobnikiem. Szczerze mówiąc nie wiedział skąd to się wzięło. ("Jego ryj włosiem nieskalany!")

Cała jego lodowa maska pękła, słysząc ton siostry. Tęcza, szczeniaczki~ Czuł, że ta cała słodycz mogłaby go przywrócić do życia! Tylko po to by umrzeć, rzygając we wszystkich kolorach.
Odsłuchał szybko wytłumaczenia hasła, którym rzucił i już miał odpowiedzieć na zadane pytanie, gdy usłyszał kolejne słowa siostry. Normalnie odnóża opadywują!

- Przykro mi, że muszę Cie wyprowadzić z błędu w tak brutalny sposób... - powiedział z teatralną irytacją - ... zaraz! To za kogo ty mnie przez cały czas uważałaś? - Przekrzywił lekko głowę pytając, ale szybko zrozumiał swój błąd.
- Nie, lepiej nie odpowiadaj, coś myślę, że nie chcę wiedzieć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.02.15 19:52  •  Las blisko Desperacji. - Page 3 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, zerkając to na dziewczynę, to na przerośniętego chłystka spod byka. Nie wiedział czemu, ale jakoś tak podskórnie czuł, że lada moment naprawdę pożałuje swojej decyzji i zamiast skuszony perspektywą posiadania nowego telefonu, wszakże nawet jemu bardzo potrzebnego, powinien zabrać nogi i kierować się w przeciwną stronę. Mimowolnie wsunął głębiej w kieszeń kurtki lewą rękę, robiąc przy tym pół kroku wstecz, jakby nie tylko obecność wesołej dziewczyny, ale też i zupełnie obcej mu persony stała się momentalnie przytłaczająca. To, że był aniołem, nie oznaczało, że musi chętnie i z otwartymi ramionami widać się z każdą nowo napotkaną osobą. Wręcz przeciwnie, Nathair często odczuwał speszenie i nieśmiałość, choć nie, nieśmiałość nie byłaby dobrym słowem w tym przypadku, a raczej dystans w stosunku do obcych. Dlatego też miał nadzieję, że stosunkowo szybko załatwić to, po co tu przylazł i będzie mógł w spokoju oddalić się, kierując się do wcześniej obranego celu.
Miasto. Huh. Szczerze? To nienawidził tego miejsca. W jego oczach było jedynie legowiskiem wszelakie kłamstwa i obłudy, a mieszkańcy, zarówno wojskowi jak i zwykli cywile emanowali pyszałkowatością i ignorancją na całą resztę świata. Chyba, że do tej pory akurat miał takiego pecha, żeby na takie osobniki trafiać. Jednakże bez względu na przyczynę, nie bywał tam często. Chyba, że czegoś naprawdę potrzebował i nie mógł dostać tego nigdzie indziej. Albo wymagała tego dana sytuacja.  
- I właśnie dlatego tam nie bywam. – odburknął mało przyjacielsko, oczywiście nie mogąc sobie darować uszczypliwości. Co prawda jego stosunek do rudej dziewczyny przy każdym ich spotkaniu, zazwyczaj przypadkowym, ulegał zmianie, powoli kształtując się na wzór czegoś w rodzaju dobrej znajomości, aczkolwiek przecież nie byłby sobą, gdyby choć raz zatrzymał swój język za zębami i był odrobinę milszy. Ale w sumie po co? Pomimo anielskich korzeni nie miał oficjalnego nakazu z góry: Jako, że posiadasz skrzydła masz był miłym, uczynnym aniołem, który pomaga wszystkim dookoła, przeprowadza staruszki przez jezdnię, wyprowadza psy na spacer oraz dokarmia kaczki w parku. Nic z tym rzeczy. Dopóki nie popełniał jakiegoś ciężkiego grzechu, Nathair nie odczuwał wewnętrznie, że robiłby coś źle. W pewien sposób, na swój anielski, był spaczony. I wybrakowany. Żeby nie powiedzieć, że opóźniony, bo tak naprawdę do 6 roku życia był opóźniony w rozwoju, lel.
Druga sprawa, że w mieście czuł się nieswojo przez kolor jego włosów. O ile w Desperacji czy Edenie różnobarwne włosy czy też tęczówki były dość często spotykane, tak w mieście nie. Nienawidził określeń typu „chłopiec z gumą balonową na głowie” czy też „ale masz watę cukrową!”. Wkurwiały go. Też sensacja. Różowe włosy. No wielkie halo, naprawdę.  Tutaj praktycznie co drugi… dobra, trze—siódmy…. Z pewnością wiele osób ma taki kolor i jakoś nikt, no, zazwyczaj, nie robi z tego większej afery. A tam? Wytykają palcami. Cholerni ludzie.
- Nieważne. – wypalił szybciej, niż chciał. Z drugiej strony nie czuł wewnętrznej potrzeby, żeby z kimkolwiek dzielić się tym, co go spotkało. Wolał, żeby raz na zawsze zostało za nim i nie wracało. Ponadto rany, które odniósł w pewien sposób były wyraźną oznaką jego słabości. A z tym również nie mógł się pogodzić, dlatego też miał nadzieję, że dziewczyna odpuści i nie będzie naciskała. Zresztą, nawet jeśli próbowałabym, to Nathair pewnie tak czy siak nie puści pary z ust. Nim zdążył się zorientować, a tym bardziej uciec, był już przyciągnięty do tej puszki. Lewa dłoń wystrzeliła i pokracznie zacisnęła się na nadgarstku kobiety, próbując odsunąć go od siebie, by wyswobodzić z żelaznego uścisku. Nic z tego.
- Nie dotykaj mnie! – wydarł się głośniej, szarpiąc mocno na wszystkie strony niczym węgorz na polanie. Ciepła czapka zsunęła się z głowy i opadła miękko na warstwę śniegu, ukazując przed światem wesoło sterczące w każdą możliwą stronę różowe kosmyki włosów. Instynktownie chciał sięgnąć po swoją zgubę, w duchu mają nadzieję, że Rhy domyśli się i po prostu go puści.
Beep. Błąd. Wciąż go trzymała.
W akcie złości i walki o wolność, zamachnął się nogą, by kopnąć  swoją oprawczynię używając pięty, ale oczywiście zapominając, że zamiast kości i skóry napotka metal. Kiedy przywalił z całą sobie możliwą siłą i poczuł, jakby jego noga przeżywał właśnie bliskie spotkanie ze ścianą, zaklął siarczyście pod nosem domyślając się, że dzisiejszego wieczoru odkryje na pięcie cudownego, soczystego siniaka. Bo nawet glany nie były w stanie go uchronić.
W końcu szamotanina ustała, a on sam zaczął ciężej oddychać ze zgrzania. Nie no, to było bez szans. Kiedy tylko porwała go w swoje żelazne łapska, nie miał szans na ucieczkę. A kiedy odpadała fizyczna walka, pozostawała ta słowna.
- Zostaw mnie ty przerośnięta puszko. Bo nie ręczę za siebie i zagwarantuję, że w mieście urządzą sobie podchody w poszukiwaniu paczek z twoimi częściami ciała, by złożyć sobie puzzle w 4D – warknął odgrażając się i zadzierając jednocześnie głowę, by spojrzeć w twarz kobiety. Raptownie zamrugał zaskoczony, kiedy pewna informacja wreszcie do niego dotarła. Gwałtownie wzrok przeniósł na stojącego nieopodal mężczyznę i parsknął cicho pod nosem. Śmiechem.
- Co? Brat? Ej… to chore. Umawiać się na randkę z własnym bratem? Ależ jesteś zdesperowana. – rzucił subtelnie i podjął ostateczną próbę ucieczki. Wykorzystać swój ciężar. Podkulił swoje pod siebie i tak wisząc, z pulsującą żyłką irytacji miał nadzieję, że albo ta go puści, albo sam wyślizgnie się i upadnie miękko na tyłku, by wtedy móc czmychnąć.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.02.15 20:37  •  Las blisko Desperacji. - Page 3 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Ha, od tego właśnie były starsze siostry!
Od grzebania marzeń żywcem i sprawiania, że młodsi bracia czują się kompletnie bezużyteczni. A nawet jeśli się tak nie czuli to one z pewnością i tak będą ich w ten sposób postrzegać. Przynajmniej tak to działało w przypadku Rhyleih.
Jej brat natomiast powinien w końcu nieco ogarnąć ten swój włochaty odwłok i zamiast spoufalać się tylko i wyłącznie z małymi, obrzydliwymi, pajęczymi bestiami, znaleźć sobie jakichś innych przyjaciół. Na przykład wysokiego, super przystojnego kolegę-lisa. Albo nie wiem, wilka? No cokolwiek! Byle nie miało odnóży i miło się na niego patrzyło. Tak, takich ludzi chętnie poznałaby i sama Rhyleih. Ekhm.
Całe szczęście, że podczas pojawienia się Nathaira nie patrzyła na Webbera. Gdyby ten nagle postanowił się zmieniać, chyba by go grzmotnęła. Rzecz jasna w instynkcie obronnym. Zresztą co zamierzał zrobić, zamachać tymi swoimi odnóżami? To ona była tutaj od wgniatania innych w ziemię, tak by mógł bezpiecznie schować się w jednej ze swoich nor.
Tak własnie myślała.
Jak bardzo była w błędzie.
Ciekawe czy kiedykolwiek miało do niej w ogóle dotrzeć, że jej brat nie jest taką ciamajdą za jaką go uważa? Pewnie nie. Tak czy inaczej, przyglądała mu się z pewnym zamyśleniem, szybko odrzucając zbędne myśli.
Nie odpowiedziała na jego pytanie, zgodnie z jego życzeniem. Uśmiechnęła się jedynie złośliwie, tak by sam sobie dopowiedział, co też mógłby od niej usłyszeć. I rzecz jasna nieważne co sobie uroi w tym swoim pajęczym łbie, ona z błędu wyprowadzać go nie zamierzała.
Tak czy inaczej krzyki Nathaira były urocze.
... Dobra to zabrzmiało trochę dziwnie. Naprawdę bawiło ją jednak, kiedy różowowłosy się tak denerwował. Patrzyła w ślad za jego opadającą czapką, zaraz wlepiając wzrok w sterczące we wszystkie strony kosmyki. Szczerze mówiąc, jej ten kolor się podobał. Był oryginalny i kojarzył jej się z czymś pozytywnym. Dodatkowo łatwo było go wypatrzeć w tłumie, ha! Nie zamierzała mu tego jednak nigdy powiedzieć, wtedy jej dogryzanie straciłoby większy sens.
Aż w pewnym momencie ją kopnął. W nogę. Z całej siły. Usłyszała ten charakterystyczny, metaliczny dźwięk i zerknęła na niego z niejakim zdziwieniem, aż powoli dotarło do niej co się właściwie stało.
I znowu wybuchła śmiechem.
Dobra, chyba trochę przesadziła z tym trzymaniem go w uścisku. Puściła go, słysząc 'groźną groźbę' i pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Rany Nathair, skąd w tobie tyle agresji? Poza tym masz za te swoje denne komentarze o mnie i moim bracie, wredna mendo. - zażartowała, porzucając jednocześnie poprzedni temat. Skoro nie chciał mówić kto go tak poturbował, nie zamierzała go naciskać. Jeśli kiedykolwiek zmieni zdanie, zawsze miał jej numer.
A nie, przecież przed chwilą powiedział, że zniszczył telefon.
- Nie denerwuj się już. Załatwię ci ten telefon, najszybciej jak mogę. Sam go odbierzesz, czy mam ci go gdzieś podrzucić? - zapytała, schylając się by podnieść jego czapkę i podała mu ją, zerkając kątem oka na brata.
- Życzysz sobie jakiś specjalny, szpanerski model? Z dotykowym ekranem, klapką, możliwością rozmawiania z paroma osobami naraz, wyświetlaniem jej hologramu, gdy do ciebie dzwoni?- uśmiechnęła się nieznacznie i schyliła raz jeszcze tym razem lepiąc ze śniegu kulkę, którą rzuciła do przodu z odpowiednim zamachem.
- Bierz ją, Riley! - rzuciła do psa, patrząc w ślad za nim, zaraz opierając rękę na biodrze.
Tak bardzo nie miała ochoty wracać do miasta. Szczerze mówiąc nie tylko Nathair go nienawidził. Czasem dziewczyna miała wrażenie, że dużo lepiej mieszkałoby jej się tutaj na tym całym kiepsko rozwiniętym pustkowiu, niż dobrze rozwiniętym, słynącym z przepychu mieście. Jak wiele osób marzyło jednak o apartamencie, w którym ona mogła mieszkać?
O wygodnym łóżku, nieustannym dostępie do wody i jedzenia?
Wiedziała o tym. A im częściej sobie to uzmysławiała, tym bardziej miała ochotę ciężko westchnąć.
Powstrzymała się jednak.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.02.15 22:47  •  Las blisko Desperacji. - Page 3 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Pewno uśmiechnąłby się delikatnie, gdyby nie fakt obecności "obcego", może i Rhy go znała, ale on się jeszcze nie przekonał do tej osoby. Fakt, starsze siostry od tego były, by niszczyć marzenia, a on najwidoczniej do tego przywykł, czasami mu nawet tego brakowało. Takich swoistych powrotów. Co do zbierania przyjaciół, to jego pajęcza kompania braci i sióstr, w zupełności mu wystarczyła. W końcu nie wiadomo czy mój przyjaciel liseł, ewentualny inny nie-pajęczy kumpel, nie chciałby go zjeść przypadkiem. Dlatego też skrupulatnie dobierał sobie towarzystwo. Tak skrupulatnie, że skończył z grupą pająków.
Kiedy zamiast niechcianej odpowiedzi, zauważył uśmiech siostry... jego głowa została zawalona możliwymi rozwiązaniami tej sprawy. Za dużo myśli... potrząsnął głową.
Oczywiście, że dałby sobie radę... chyba, w tej sytuacji nie miał okazji dokładnie przyjrzeć się ewentualnemu niebezpieczeństwu. Gdyby miałby taką możliwość określiłby czy warto ryzykować atak... czy też może uciec. Z drugiej strony poczuł, że może w końcu raz w życiu mógłby obronić siostrę? Chociaż, kiedy uświadomił sobie, że mógłby jej bardziej zaszkodzić niż pomóc, zrezygnował.
Rozpoczęła się rozmowa, do której nie chciał się od tak wtrącać.
Wtedy też siostra wykonała swój podstępny atak. Widział w niej okrutnego drapieżcę, który tylko czekał na swoją ofiarę.
Dorwała go.
Po chwili szamotaniny głowa Anioła spadła... moment. To tylko czapka. Oczom Suzuyi ukazała się różowa czupryna chłopaka. Najwidoczniej była to jedna z tych rzeczy, których zwykły (nie)śmiertelnik nie powinien widzieć.
Czy to wywołało w Wymordowanym jakieś specjalne emocje? Nie bardzo. Widział już trochę na tym świecie. Martwi chodzili po ziemi, ludzie oszukiwali się iluzją i tak dalej... Barwa włosów Anioła, jakoś nie wychodziła poza normę.

Patrzył jak chłopak szarpie się w uścisku siostry, zerknął też na siostrę i mimowolnie uśmiechnął się. To był jeden z tych szczerych uśmiechów, tych obrośniętych kurzem i wrzuconych w odmęty podświadomości. Następnie twarz Webbera ukazywała szczere zdziwienie, kiedy to Anioł "zaatakował". Usłyszał brzdęk metalu - musiało boleć.
Stłumił śmiech. Odruchy potrafią być naprawdę straszne.
Siła zawiodła, czas zniszczyć przeciwnika psychicznie obrzucając go groźbami!
Teraz nie wytrzymał i zaczął się śmiać. Dlaczego tak zareagował? Kto wie, to było naprawdę zabawne! ...albo miał spaczone poczucie humoru.

Na wzmiankę o telefonie nie zrobił nic. Miał czuć się zazdrosny, albo coś? Nie potrzebował bajerów, laserów czy bóg(któregoniema) wie co. Mu była potrzebna cegła, która wytrzyma ciężkie warunki w, których żyje, którą wyposażona jest tylko w jedną dodatkową funkcję.
Rzuć i zabij.
Wzrokiem podążył za śnieżką, czemu ten pieseł nie reaguje tak na niego? Nie miał pojęcia.
- Czego nie robi się dla rodziny... - rzucił nieco ironicznie, wzruszając ramionami na ostatnie słowa Anioła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.02.15 2:45  •  Las blisko Desperacji. - Page 3 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Aż cisnęło się a usta jedno pytanie: Jakim cudem?
W sumie teraz już wiedział, czemu dziewczyna ryzykowała tyle, by wymykać się poza mury bezpiecznego miasta. Chociaż z drugiej strony patrząc na nią, można było spodziewać się niemal wszystkiego. Równie dobrze mogła po prostu wymykać się na spacery i przygody. Akurat do takiego wyobrażenia pasowała idealne.
Czyli pomagała brata.
Chłopak mimowolnie skupił na moment swoje spojrzenie na mężczyźnie. Rhy miała brata. W sumie nic a nic nie byli do siebie podobno. No, może za wyjątkiem podbródka, bo ten mieli w miarę podobny. Ciekawe kim był. Z pewnością nie mieszkał w mieście, o czym świadczył ogólnie tragiczny jego stan, brud oraz potargane ubranie. Wymordowany?
Brwi chłopaka uniosły się ku górze w niemym pytaniu, jednakże ostatecznie zrezygnował z dociekania. To nie była tak naprawdę jego sprawa. Kobieta nie próbowała wnikać w sprawy Nathaira, tak i on nie zamierzał być za wszelką cenę dociekliwy. Były sprawy, których lepiej nie poruszać.
Jego słowne groźby najwidoczniej podziałały, no, przynajmniej ON tak myślał, gdy upadł miękko na tyłek wprost w kupkę śniegu. Przynajmniej miał miękkie lądowanie. Odsapnął cicho przez nos i szybko zebrał się z ziemi, w końcu mogąc zaczerpnąć oddechu wolności. Lewą ręką zaczął otrzepywać sobie tyłek ze śniegu, co rusz nieprzychylnie łypiąc spode łba na kobietę, jakby obawiał się, że ta lada chwila zmieni zdanie i znowu porwie go w swoje szpony.
- Tak. Niech jeszcze robi mi tosty na śniadanie. – rzucił sarkastycznie zabierając z ręki rudowłosej czapkę, trzepnął nią dwa razy o kolano, by pozbyć się z niej resztek śniegu, po czym zaczął wsuwać na swoją łepetynę.
- Nie przesadzajmy. Nie potrzebuję telefonu z jakimiś uber bajerami. Najlepiej, żeby miał spory zasięg. Potrzebuję go do kontaktowania się z podopiecznym, tylko tyle. – odparł spokojnie, odsuwając się od kobiety na w miarę bezpieczną odległość.
- I w sumie obojętne mi to. Możemy gdzieś na terenach Desperacji, jeżeli chcesz znowu ryzykować wymykając się z miasta, ale równie dobrze mogę sam sie tam dostać. Jakoś. – co prawda znał miejsca w murze, przez które mógł się przecisnąć do miasta, aczkolwiek jeżeli zaczepiłaby go władza, nie byłoby wtedy aż tak kolorowo. Nie miał identyfikatora. O, skoro o nim mowa…
- Potrzebuję też jakiegoś fałszywego identyfikatora do w miarę swobodnego poruszania się po mieście, jeżeli da radę. W sumie ile będzie kosztował mnie nowy telefon i identyfikator? – Nahair przebywając na terenach Desperacji nauczył się wielu rzeczy, a jedną z nich, w sumie dość ważną, był fakt, że nie było tutaj nic za darmo. Wszystko miało swoją cenę, dlatego też chłopak był przygotowany na poniesienie kosztów swoich zachcianek. Nieco znudzonym spojrzeniem przemknął po biegającym psie. Ciekawe jakim cudem udało jej się go oswoić. Akurat te bestie do najpotulniejszych stworzeń nie należały. Ale nie chciał pytać, obawiając się, że wyniknie z tego jakiś naprawdę długi monolog.
Jego ciałem wstrząsnął raptownie nieprzyjemny dreszcz chłodu. Wnet zacznie się ściemniać a i temperatura zaczynała powoli spadać. Zimno. Cholerne zimno. Ale lubił je. No, o wiele bardziej od upałów.
- Swoją drogą zmierzaliście gdzieś? Czy tylko ot takie wesołe spotkanie pośród drzew? – tak, to była propozycja na zmianę miejsca. Udanie się gdzieś, gdzie będzie cieplej i będą mogli posiedzieć. Skoro już spotkał się z Rhy, to wypadałoby jednak nieco dłużej pokonwersować, wszakże taka okazja pewnie szybko się nie trafi. A dla Nathaira miejsce docelowe było w tym momencie obojętne. Mógłby być to równie dobrze jakiś bar, jak i jaskinia albo inny szałas. Byle nie do niego. Jakoś nie uśmiechało mu się pokazywać im gdzie mieszka… Miał co do tego złe przeczucia, że taka informacja skończyłaby się dla niego naprawdę kiepsko.


// Chodźmy gdzieś D: Gdziekolwiek. Wbijemy komuś do tematu na bezczelnego.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 25 Previous  1, 2, 3, 4 ... 14 ... 25  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach