Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 14 z 25 Previous  1 ... 8 ... 13, 14, 15 ... 19 ... 25  Next

Go down

Pisanie 25.07.16 13:45  •  Las blisko Desperacji. - Page 14 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Calamity był maszyną. Maszyną pozbawioną uczuć, która nawet nie byłaby wstanie rozpoznać ich u istoty żywej. Zwłaszcza takiej, która skrzętnie ukrywała je pod maską obojętności i czystego wyjebania na otoczenie.
- Słyszę - odparł spokojnie. Słysząc jedynie inny stukot, jednak nie należący do żadnego żelastwa. Spoglądał na niego wzrokiem nie osądzającym.  Wymalowany spokój oraz zmieszana z nim obojętność mogły nieco frustrować, jednak Handlarz nie odczuwał ludzkiej złości. Nie potrafił sobie wyobrazić silnych emocji, jakimi ludzie się kierowali.
Smoczy kieł tkwił w dłoni Cala, która po chwili zamknęła go stalowej klatce. Zaciśnięta mechaniczna pieść, nie pozwoliła zbyt długo nacieszyć oczu rudzielca zdobyczą ich nowego Pradawnego.
- Sirion padł zanim jeszcze DOGS dostał wsparcie? - parsknął śmiechem z niedowierzaniem. - Ale czemu się dziwić - rzucił. Dopiero w tym momencie Calamity mógł wyczuć niechęć względem dawnego szefa. Shane nigdy nie krył się z faktem, że nie poważał Siriona na stanowisku. Rudzielec miał inną wizję wypchnięcia smoków ku wyżynom.
- Jaki członek DOGS? Podaj rysopis. Mieliśmy polować jedynie na Fenrira i Kirina. Mieliście być anonimowi, a z tego co mówisz wychodzi na to, że zrobiliście tam rozpierdol na miarę nor Desperacji.  - Nie ruszał się. Nie odczuwał nawet cienia niepokoju związanego z nagłym ruchem androida. Obserwował go w skupieniu, oceniając jego stan. Handlarz był w kiepskim stanie. Najwidoczniej rany jaki odniósł nie były fałszywymi plotkami, które miały zamydlić im oczy.  
- Słabo nas znasz, Cal - odparł w końcu. - Smoki nie są raczkującymi dziećmi, które nie obronią się przed jakimiś Kundlami. Drug-on to siła. Widocznie podczas walki z nimi nieco pomieszało ci się w głowie. - Nie poważał DOGS'ów. Zwykły grasujący gang, który dzielił z nimi te sam obszar, ale z różnym zasięgiem.
- Drug-on nie odrzuca żadnego swojego członka. Jesteśmy jedną komórką. Obojętnie, jak zginął i zepsutą. Wybacz, że nie rzucam ci się do stóp, ale nie mam tego w zwyczaju. - Czego spodziewał się Calamity? Poddaństwa? Wielkiej braterskiej troski i chęci niesienia pomocy? Chyba jedynie u Hydr mógł liczyć na podobne odruchy. Shane był całkowicie inną jednostką.
- Szukasz prawdy? My również jej oczekujemy, Cal - powiedział. Zrobił krok w jego stronę. Zbliżył się na tyle, aby móc złapać kupę żelastwa pod ramię, naprężający przy tym wszystkie swoje mięśnie. Postawił go do pionu, stojąc obok mimo wszystko.  - Skąd wiesz co czuję? Jesteś androidem. A moja ostrożność bierze się z doświadczenia.
Kroki.
Wyczuł je już jakiś czas kiedy wybiegł z siedziby. Przypuszczał, że zgubił go, jednak najwidoczniej Evana nie dało się tak szybko pozbyć. Zerknął kątem oka na kolejnego gościa w szkolnym przedstawieniu. Nie skomentował przybycia anioła, wystarczająco mieli problemów na głowie, aby teraz kłócić się o niespodziewane pojawienie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.08.16 19:11  •  Las blisko Desperacji. - Page 14 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Pomijając wszystkie mniej istotne rozwiązania takiej sytuacji, zakładał, że na widok kła Pradawnego Shane zrobi jedną z dwóch rzeczy. Nie zrobi nic, albo zabierze go androidowi. Gdyby tak próbował mu go zabrać, najpewniej w ogóle by się nie ruszył. Nie, kieł nie był dla niego skarbem, tak samo jak najwyższa smocza ranga. Wszystko to oddałby za pieniądze, a czasami nawet i bez powodu.
Dodatkowa wstawka Shane'a w odpowiedzi na przebieg walki szybko wprawiła Chie w stan niemalże zaciekawienia. "Ale czemu się dziwić" powiedział, a to przypominało słowa padające z ust osoby, która nie darzy tej wspomnianej szacunkiem. Do dzisiaj nie znał i nie przeanalizował każdego smoka, dlatego przy każdej rozmowie zbierał informacje, zapisywane natychmiast obok wszystkich innych danych o osobie. Nie odniósł się jednak do tego. Nie interesowało go bronienie honoru Siriona.
Sirion sam prosił się o to co, go spotkało.
Szum mechanizmu szybko zagłuszył to krótkie zdanie, które pojawiło się jako impuls w ciele maszyny. Setki innych informacji sprawnie sortowanych przez system usunęły błąd i zakwalifikowały go jako wpływ wirusa na działanie Cyjana.
Kiedy jednak z ust Shane'a padło zdanie wypowiedziane niemal niczym komenda, całe ciało maszyny przeszły dziwne "dreszcze". Lekkie spięcie, przez które natychmiast zaczął recytować, bez przerw na oddech, z piekielną dokładnością, jak przystało na maszynę.
- Płeć męska, wiek wizualny w przedziale: 14 - 18 lat. Szczupła sylwetka, wzrost w przedziale: 158-165 cm Czerwone włosy, z jasnymi końcówkami. Brązowe oczy, piegi, nieregularnie rozrzucone różnej wielkości blizny na ciele. Tożsamość nieznana, przynależność: początkowo 50% pewności w związku z przynależnością do grupy DOGS, obecnie jest to 70% pewności. Znane zdolności: kontrola powietrza, ruchów powietrza, wiatru w wysokim stopniu, zdolnym wywołać gwałtowne podmuchy w niewielkim pomieszczeniu baru. Kontrola krwi, prawdopodobnie własnej, detale nieznane. - W pamięci miał wiele kadrów dobrze ukazujących osobnika o którym wspominał, nie wszystkie one pozostaną na zawsze, jednak te najbardziej widoczne przypisane zostały do tego konkretnego osobnika. Dzięki temu tak dokładnie mógł je przywołać w każdym momencie, nawet za wiele lat, póki nikt nie zmieni jego pamięci.
Nie był jednak bezbłędny, nie odczuwał ludzkich emocji, więc coś takiego jak wiara w smoki, póki nie poparta faktami, mogła być dla niego abstrakcją. Ile danych musiał zgromadzić, by zaprzeczyć słowom rudego, odnośnie jego nieznajomości natury smoków?
- Istnieje możliwość, że masz rację. - Odpowiedział mechanicznie.
Nie miał zamiaru atakować innego smoka, póki nie miał ku temu powodów. Tym bardziej nie oczekiwał, by wiwern padł mu do stup. W jego rozumowaniu ranga nie wiązała się z tym. Każdy miał własne wyobrażenie najwyższego stanowiska, a jego opierało się na czystej analizie tego, co już w życiu widział. Jeżeli więc opętany zadecydował, że pomoże mu wstać, uznał to za pozytywny sygnał.
- To analiza wielu składowych. Dane dotyczące ludzkich emocji nigdy nie są jednak stuprocentową pewnością. - powiedział, gdy tylko Shane wypowiedział się do końca. Padło pytanie, musiała paść odpowiedź. Jako android bez pana nie musiał szukać potwierdzenia dla wykonywanych czynności. Sam decydował kiedy należy, a kiedy nie należy iść zgodnie z prądem.
A prąd kierował go na różnorakie tory, nawet te, których celu nie był pewien. Takie jak te, gdy na trasie którą się kierował zjawiał się jeszcze ktoś. Jasne oczy utkwiły w sylwetce kolejnego smoka, a system skupił się na pytaniu, które padło. Nie do końca wiedział, co m a wytłumaczyć, dlatego automatycznie nakierował zagubione impulsy na najświeższe wydarzenie.
- Nastąpiło spotkanie, na moją prośbę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.08.16 11:39  •  Las blisko Desperacji. - Page 14 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Gdyby od samego początku biernie uczestniczył w rzekomym spotkaniu na prośbę Cala, z pewnością w zupełnie inny sposób rozegrałoby się te zajście. Niemniej Shane nie chciał o tym wszystkim mówić smokom, mając widać konkretny powód, dla którego tego nie zrobił. Może chęć porozmawiania z androidem sam na sam była tak wielka, że nie zauważał zagrożenia, które mogło albo nadal może na niego czekać. Z drugiej strony Evan nie zrobiłby wcale lepiej. Gdyby pierwszy odczytał wiadomość androida, bez większego zastanowienia ruszyłby sam na całe spotkanie, nie mówiąc o nim nikomu. Dlatego nie dziwił się mężczyźnie, że właśnie w taki sposób postąpił, bo pod tym kątem myślenia byli irytująco podobni. Choć nadal nie rozumiał jego lekkomyślności. No ale.
W końcu zjawił się między tą dwójką, oczekując jakiejś konkretnej odpowiedzi. Zamiast tego dostał jakąś mało inteligentną odpowiedź od androida. W ogóle, kto pytał go i cokolwiek? Nie przypominał sobie, aby swoje słowa kierował właśnie do niego, więc tym bardziej powinien teraz milczeć i czekać. Głupia maszyna, która uważała siebie za lepszego od innych - dowodem jest, że wziął sobie tytuł pradawnego, bo powiedzmy sobie szczerze, że nijak dało się uwierzyć w to, iż Sirion dobrowolnie dał mu ten tytuł, po czym po prostu kopnął sobie w kalendarz. Tak bardzo nieprawdopodobne zdarzenie.
- Nie przypominam sobie, abym ciebie oto pytał - zauważył, ponownie kierując chłodne spojrzenie na maszynę, żeby po chwili móc wrócić oczami na Shane. To właśnie od niego oczekiwał konkretnej odpowiedzi. A jeśli odpowie mu całkiem podobnie jak android - wkurzy się nie na, żarty.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.09.16 15:27  •  Las blisko Desperacji. - Page 14 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Shane nie bał się wypowiadać głośno swoich poglądów ani tym bardziej opinii o osobach, nawet zmarłych. Zmarli go nie dosięgną, gdyż sam w połowie był martwym. Apokalipsa, w której zombie posiadali mózg i względną kontrolę nad własnych instynktem, zapanowała na świecie.
Kieł nie interesował rudzielca. Co mu po nim, skoro wieść o śmierci Siriona i o powstaniu nowego króla, rozeszła się w mgnieniu oka. Słuchał metalicznego głosu, starając sobie wyobrazić sytuację jaka spotkała Smoki podczas śledztwa. Dla Shane było jasne, że lekkomyślne zachowanie ich dawnego Pradawnego doprowadziło do podobnej akcji. Teraz Ten zdychał i gnił na jakimś zadupiu zapewne zakopany kilkanaście metrów pod ziemią przez Cala, odpoczywając sobie błogo, a oni będą mieć w świecie żywych niezły zapierdol. Dojebałby mu, gdyby tylko mógł.
Zaraz jednak szybko wrócił myślami do głosu Cala podającego rysopis jednego z członków DOGS. Wszystko wydawało się cacy, gdyby nie fakt, że opisywany przez androida dzieciak, łudząco przypominał Shiona. Rude włosy, piegi, wiek i wzrost. Miał ochotę drugi raz w tym dniu strzelić sobie w pysk, mimo to nijak dał po sobie poznać, że może znać ewentualnego delikwenta. Wszystko zaczynało się komplikować, a cholerne emocje brały górę. Przywiązanie jakim darzył tego smarkacza, mogło okazać się katastrofalne w swoich skutkach. Z nikłą nadzieją, łudził się o zwykłą pomyłkę bądź przypadek odpowiadający opisowi chłopaka. W końcu, po terenach Desperacji chadza wiele rudych osób, on sam również był rudy.
- Wracasz ze mną do siedziby, Calamity - powiedział wyjątkowo spokojnie. Przyglądał się twarzy maszyny i jego obecnemu stanu użyteczności. W jego przypadku głupotą byłaby walka bądź jakiekolwiek stawianie oporu.
- Ciesz się, że nie posiadasz uczuć. Są chujowe - mruknął, jednak bardziej do siebie niż do niego. Wzrokiem gdzieś powędrował za siebie, dostrzegając znajomą, wysoką sylwetkę anioła. Evan. Cholerna menda, która znała go zbyt dobrze. Nie podejrzewał jednak, że ten przejmie się faktem jego zniknięcia ze Smoczej Góry. Stał nadal tuż obok androida, wzrokiem utkwionym w Żmiju.
- Przyszedłem po Handlarza. Czas ukrywania się skończył - odparł, zaraz odsuwając się nieco od maszyny, gdyby ta nagle zechciała go w jakikolwiek sposób zaatakować. - Nie wyjaśniałeś nam, Pradawny, jak zginął Sirion. I, gdzie jest jego ciało - zapytał rudzielec, gdyż na to jedyne pytanie nie otrzymał odpowiedzi. Był ciekaw, jak Calamity zamierza się wywinąć z tej sytuacji. W końcu wiele Smoków nie uwierzy w jego wersję wydarzeń. I musiał mieć tego świadomość. Wszyscy nagle stali się względem siebie nieufni i podejrzliwi przez wiadomość jaką otrzymał każdy Drug-on posiadający telefon komórkowy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.09.16 21:47  •  Las blisko Desperacji. - Page 14 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Najwyraźniej Evan nie miał zwyczaju kierować wzroku na osobę, z którą rozmawiał, na podstawie tego właśnie Calamity uznał, że zwraca się do niego. Skoro jednak mówił do Shane'a patrząc na androida, system zanotował to nietypowe zachowanie żmija, wedle ludzkich schematów niekulturalne, jako jego normalny odruch. Codziennie uzupełniał swoją bazę danych, na tym głównie polegał, na wiecznym dokształcaniu się. Ocenianie jednak nie było jego zadaniem, jedynie analiza.
Shane miał więcej interesujących kwestii do przekazania, sam ton z jakim uświadomił Chie, że jego zamiar opuszczenia tego miejsca po przekazaniu informacji nie może zostać wykonany. To właśnie ten spokój i pewność siebie sprawiły, że maszyna postanowiła nie negować od razu jego słów. Przez większość ostatnich dni działał sam, nie miał z kim przeanalizować własnych planów, a nawet android może być zawodny. Nie twierdził, że to co miało miejsce było dobre, było jednak jedynym wyjściem, które nie przynosiło wielkich strat. Ludzie istoty jednak czasami wolały ponieść ich więcej, byle tylko sumienie pozwoliło im dalej normalnie funkcjonować, tego właśnie brakowało Cyjanowi. "Ciesz się, że nie posiadasz uczuć. Są chujowe", niemalże przytakną, nie pierwszy raz słyszał taką opinię, a poza tym to własnie one, te uczucia miały być podstawowym błędem zbuntowanego Cala.
- Moja obecność może przysporzyć tylko więcej problemów. - Odparł szczerze, wiedząc dobrze, że to wcale nie poprawi jego sytuacji, ostrzegł ich już jednak, że DOGS doskonale widziało z czym walczy, wie już, że Chie jest groźnym przeciwnikiem, skoro bez większego trudu walczył z czwórką napastników jednocześnie, broniąc jednocześnie Siriona. Prawdziwy mobilny czołg, który jednak wcale nie miał zamiaru kierować ognia do swoich towarzyszy, nie zależało mu na pozbawieniu życia każdego smoka, którego spotkał na swojej drodze. Przede wszystkim logika i korzyści, nie miałby żadnych z próby ataku na tą dwójkę.
- Dobiłem go. - stwierdził otwarcie. Ranny i niezdolny do walki prawdawny nie nadawał się do niczego więcej, chociaż on sam najwyraźniej nie mógł pogodzić z własną zbliżająca się śmiercią. Kiedy pocisk Chie przebił mu głowę, z jego ust nadal sypały się nieprzychylne słowa. - Jego ciało jest tam, gdzie zginął.
Mógłby powiedzieć więcej, ale wcale nie musiał, niektóre rzeczy pewnie oczyściły by go z zarzutów, ale nie zależało mu również na tym, by dla smoków stać się męczennikiem, był winny niejednego, jak każdy członek drug-on. Nie znalazł się w ich kryjówce za rozdawanie balonów dzieciakom w mieście.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.09.16 21:26  •  Las blisko Desperacji. - Page 14 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Słowa Shane nijak go uspokoiły. To nie tak, że mu nie wierzył. Po prostu czuł w sobie wypełniający go gniew, który nasuwał mu wiele pytań, zostawiając je bez żadnej odpowiedzi. No ale. Również nie zamierzał być kulturalny wobec kogoś, kogo uważał za zdrajcę. Skoro android był taki dobry w obserwacjach, powinien zauważyć, że Evan od samego początku żywił do niego niechęć. Od dnia, kiedy pojawił się w Drug-on'ach. Dlaczego więc miał być wobec niego kulturalny, gdzie anioł już dawno zapomniał co to takiego jest? Życie na desperacji go trochę zmieniło i z pewnością nie tylko jego. Ludzie posiadają tu pewne zasady, ale z pewnością nie używają kultury wobec kogoś, kogo nienawidzą.
Pech chciał, że trudno było mu się odnieść do wcześniejszych słów mężczyzn, ponieważ ich nie słyszał. To był ten moment, kiedy ogarniał, co tutaj się dzieje i analizował całą sytuację. Dlatego nie wchodził Shane'owi w słowo lub cokolwiek innego, bo wiedział, że jego słowa mogłyby nie mieć największego sensu - nie znał tematu ich rozmowy, więc nie chciał się w nią wtrącać. Mógł tylko słuchać odpowiedzi Wiwerna i tylko się domyślać, nic poza tym.
- Trochę lekkomyślnie zrobiłeś, że sam tu przyszedłeś, ale w sumie nie zrobiłbym wcale lepiej - przyznał się bez skruchy, ponownie przenosząc spojrzenie na androida, które w obecnym momencie niewiele mówiło. Było beznamiętne i pozbawione jakiejkolwiek empatii. Całe szczęście, że Evan postanowił za nim pójść - niby wolał działać w pojedynkę, niemniej ostrożności nigdy za wiele. Jakby się tak zastanowić, Shane zrobiłby dokładnie to samo, co Evan. Przynajmniej mu się tak wydawało na chwilę obecną.
- Wiem, że może. Niemniej nie pytamy się Ciebie o zgodę - to było stwierdzenie, do którego chcąc nie chcąc będziesz musiał się dostosować - wtrącił się na moment, nie interesując się, co ma w tej kwestii dopowiedzenia kupa złomu. Jego siła była osłabiona - w końcu dało się zauważyć, że w walce również poniósł jakieś rany. Na pewno potrzebował regeneracji, której nie dostanie. Przynajmniej Evan nie pozwoli na to, aby mógł w organizacji odzyskać siły.
Dobiłem go.
W jednej chwili serce Evana zabiło szybciej. Poczuł rosnący żal i złość, czego ani Shane, ani tym bardziej Calamity nie mogli zauważyć. Ciężko było mu się powstrzymać od słyszalnego prychnięcia, w którym dało się słyszeć więcej żałości niżeli smutku. W jednej chwili wyciągnął zza płaszcza broń, której nawet nie przeładował. Podszedł spokojnie do Handlarza i nie zważając na żadne konsekwencje swojego ruchu, uderzył go z całej siły z klamki w głowę. Nie wiedział na ile to go 'zaboli' i czy w ogóle poniesie jakieś rany, ale przynajmniej mu ulżyło w jakimś tam stopniu. Uważał, że należało mu się zdecydowanie więcej, niemniej wiedział, że musiał powstrzymać emocje, które w jednym momencie wzięły nad nim górę. Ktoś, kogo traktował jako swojego podopiecznego, zginął od rąk kogoś, kogo najbardziej nienawidził - od androida. Aż niedobrze mu się robiło, kiedy tylko o tym pomyślał. Bez żadnych słów, schował broń z powrotem za płaszcz. Był zły, ale okazywał to dość w oschły sposób.
- Może jesteś silny, może potrafisz załatwić iluś tam ludzi lub wymordowanych naraz. Ale jeśli od tego momentu zechcesz wywinąć jakiś numer, wierz mi lub nie - nie przeżyjesz tego - rzucił dość chłodno w jego kierunku, a kiedy skończył, nawet nie zamierzał spojrzeć na rudzielca - Zabieramy go, resztę dowiemy się w siedzibie. Tam dokładniej powie nam, gdzie jest jego ciało - dodał jeszcze, ale zanim zrobił cokolwiek, wyciągnął z kieszeni od płaszcza paczkę cygaretek smakowych, wiśniowych i wsunął sobie jednego między wargi, po czym go odpalił. Musiał się odstresować choć trochę, skoro nie mógł go załatwić teraz natychmiast. A bardzo tego chciał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.09.16 18:59  •  Las blisko Desperacji. - Page 14 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Całe to spotykanie było jedną wielką farsą. Fasada spokoju bijąca od każdego z nich była jawnym teatrzykiem, świetnie odegranych ról. Mistrzowie manipulacji i tańca na pustej scenie, oto stali koło siebie i próbowali złamać się nawzajem. Shane miał dość zaistniałej sytuacji, która powinna zakończyć się najlepiej w tym momencie. Jak długo mieli oczekiwać finału, który z każdą chwilą przeciągał się, nie dając efektywnego zakończenia. Każdy chciał ujrzeć końcowe napisy tej historii, a jeśli nikt nie chciał im ich dać, rudzielec będzie musiał sam wyjść z równego szeregu i pociągnąć za gruby sznur kurtyny.
Cisza. Chłód muskał jego jasny policzek, pokryty cienkimi jeszcze widocznymi bliznami. Zmęczony i wyprany z wszelkich emocji wzrok, nie odkrywał zbyt wiele jego emocji. Spojrzał na korony drzew, które poruszały się w równy takt niemej muzyki. Sceneria rodem z filmów, które namiętnie oglądał za dzieciaka. Tyle się zmieniło, jak on się zmienił. Stał się beznamiętnym najemnikiem, który bez mrugnięcia okiem pociągnąłby za spust, strzelając w głowę nieludzkiemu Calamity'emu. W imię czego? W imię zasad. Ich prawa były surowe i bezapelacyjne. Jedyna osoba mogąca pomóc maszynie nie żyła, a dodatkowym problem stawał się konflikt z DOGS. Czy już kiedykolwiek wspominał, jak bardzo nimi gardził?
- Już gorzej być nie może. Twój opór będzie bezsensowny. - odparł. Co zamierzali? W Smoczej Górze wszystko się wyjaśni. Maskarada zrzuci z siebie powierzchowne, piękne ubranie, a oni ujrzą pogniłe i trupie ciało, odstraszające każdego widomego człowieka.
I stało się. Szybciej niż przypuszczał. Z uwagą przyglądał się niezmiennej, pozbawionej mimiki twarzy androida.
- Przyznajesz się do zabicia, Siriona? - zapytał, niczym sędzia i kat. Ukrył zdziwienie, które po tych słowach nastąpiło. Cholera, serio? Nie podobało mu się to, wiedział, że to podstęp i naiwna zabawa ze strony Handlarza, a może najszczersza prawda, którą przyszło wyjawić maszynie w obliczu ognia pytań. Shane na chwilę przeniósł wzrok na Evana, który nie zdążył pohamować własnej frustracji. Nie dziwił mu się, gdyż był najbardziej zżyty Sirionem. Kiedyś obiło mu się o uszy, jak Evan opowiadał, że meli wspólne przeżycia, które ich zbratały, dlatego nie powstrzymał współtowarzysza przed zadaniem ciosu. Nie odwrócił wzroku, nie zareagował.
- Wystarczy, Evan. – Upomniał go, nie było sensu w biciu maszyny. Tym razem wzrokiem przesunął po androidzie, po którym ów zdarzenie zapewne spłynęło, jak po kaczce. Cóż się dziwić, nie kierował się instynktami jak oni, działał bardzo logicznie i systemowo.
- Wracamy. – Zakomunikował stanowczo.  Złapał Cala za metalowy łokieć i pociągnął go stanowczym ruchem ku przodowi. Musiał włożyć to więcej siły, niż jakby pociągnął za sobą żywą istotę. Czas było zmierzać ku Smoczej Górze, tam wszystko się rozstrzygnie. W końcu, musieli skonfrontować go z ciałem i zabójstwem, do którego swoją drogą się przyznał. Czy faktycznie Sirion został zabity będąc na krawędzi śmierci, czy może Handlarz, tak jak podejrzewali podsunął się o krok dalej, wyciągając swoje zimne, stalowe palce po władzę oraz zyski płynące z jej posiadania?
Poza tym, musiał spotkać się ze Shionem. Dzieciak musiał mu wyjaśniać, co robił w tym barze i dlaczego, do jasnej kurwy, stał się głównym celem ataku Drug-on? Niech ten mały nietoperz szykuje się na wpierdol życia, bo jeśli Calamity mówił prawdę i opisał właśnie tego smarkacza, to wówczas go popamięta, gdyż od niego zaczęła się cała ta awantura ze śmierdzącymi Psami.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.09.16 20:05  •  Las blisko Desperacji. - Page 14 Empty Re: Las blisko Desperacji.
System także wskazywał powrót do kryjówki jako poprawne rozwiązanie. Lepiej niż ktokolwiek inny wiedział jednak, że system to nic innego jak zestaw zakodowanych prawd dla istoty sprawnego androida, którym, co także czuł lepiej niż powinien, nie był. Kierował się nim więc bardzo wybiórczo, ale o tym nie musiał wiedzieć nikt. Nie podobało mu się, jak dalej potoczyła by się ta sytuacja wedle symulacji. Wiele lat temu bez problemu dałby się pojmać, lecz w chwili obecnej pokusa sprzeciwienia się narzuconym przez kod czynnościom była większa. Raz na jakiś czas nie chciał stać się ofiarą własnego mechanizmu. Nie bez powodu był zbuntowanym androidem, a nie sprawną w stu procentach jednostką.
Słowa Evana nie spodobały mu się. O ile jeszcze chwile wcześniej skłonny był dać Shene'owi sobie pomóc, tak nagle zastygł w miejscu i nawet siła wiwerna nie była w stanie pchnąć go z miejsca.
- Postanowiliście mnie schwytać i uniemożliwić dalsze pełne funkcjonowanie. - Stwierdził, jakby to była oczywista oczywistość. Właściwie mogła nią być, lecz wypowiedziana nabierała dodatkowej mocy. - To logiczne podejście ze strony smoków, najpewniej z waszej strony moje postępowanie mogło wyglądać na zdradę. Chcę jednak zapewnić, że było to jedyne rozwiązanie. Jestem świadomy swojej siły i użyteczności dla Drug-on, śmierć poprzez poświęcenie się dla osoby umierającej byłoby jednak dla mnie zdradą jeszcze poważniejszą. Nie zdradziłem swojej grupy i nie zrobię tego.
Szum maszynerii ucichł na chwilę, a pierwszym co poświadczyło o tym, iż Chie nadal funkcjonował, była jedno obręcz. Schowała ona co drugie swoje działko i ustawiła się poziomo obok androida.
- Pójdę sam. Nie mam zamiaru uciekać. - oparł się o swoją bronią i tak jak robił to wcześniej, zaczął używać jej jako podpory. Właściwie nie musiał tego robić, jego kończyna została naprawiona dostatecznie dobrze, by działać bez zacinania się, robił to jednak niejako z wygody, a i z powodu jednego procenta niepewności co do znalezionych zamienników. Nie odpowiedział na pytanie rudego. Potwierdził to już dobitnie, nie musiał dokładać większej ilości szczegółów. Tak, strzelił do Siriona, który płaszczył się przed nim z bólu. Może gdyby zostawił go wtedy w barze, umarłby z ręki jakiegoś psa i wszystko potoczyło by się inaczej. Może pokierowała nim litość, może raz na zawsze powinien wbić sobie do tego zawirusowanego systemu, że emocje ludzi to nie jest rzecz dla maszyny.
Smutek, nie było mu dane tego zaznać. Jak na złość system działał poprawnie w tym momencie, za bardzo poprawnie.
O ile android mógł wyrażać swoim zachowaniem jakieś emocje, tak Cyjan wydawał się nieco przygaszony. Logika którą się kierował była błędna dla wielu z jego otoczenia. Tylko inne maszyny rozumiały go dobrze, a tych nie było zbyt wiele. Nie dane było mu jednak zagnębiać się zbyt długo, gdyż zanim na wykonał chociaż jeden krok, cień przesłonił mu drogę, a ciężki cios opadł na czubek metalowej głowy. Podniósł oczy na Evana bez słowa.
- I tak nie żyję, jestem maszyną. - odpowiedział z obojętnością.
Nawet nie musiał wspominać, że taki rodzaj ataku na androida mijał się z celem, w najgorszym wypadku mógłby lekko wgnieść jego wierzchnią warstwę, ale ta dostosowana była do warunków dużo gorszych niż te, w których znajdował się obecnie. Czasy kiedy funkcjonował na równi z czołgami zdawały się przyjemnym snem, dla porównania, teraz był bardziej niczym pies przy policyjnej nodze. Jego oblicze wyrażało jednak taką samą obojętność jak przed zdarzeniem.
Nie musieli go rozumieć, nie musieli wiedzieć i domyślać się.

/Mam dać 3x zt? Dajcie znać, edytuje, albo piszcie dalej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.10.16 20:50  •  Las blisko Desperacji. - Page 14 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Na swój sposób lubił lasy. Te żywe, oczywiście. Zielone drzewa dawały cień i schronienie nie tylko Kesilowi, lecz także innym zwierzętom. Wiewiórki i ptaki harcowały między liśćmi, borsuki oraz łanie gromadziły się przy strumieniu, by ugasić pragnienie zimną, czystą wodą...
Żartuję. Kesil w życiu nie widział prawdziwego, spokojnego i zacisznego lasu. Może tylko z oddali podglądał Eden, jednak nie odważył się nigdy tam wejść czy chociaż spróbować przekroczyć granicę. Trzymał się Desperacji, którą zdążył trochę poznać i zacząć nazywać domem. Wymagającym i pozbawionym litości, niczym macocha, która nie powstrzymuje się przed biciem pasierbów kablem od żelazka za grymaszenie przy stole. Nigdy jednak nie jest tak źle, by nie mogło być gorzej. Nauczył się zatem doceniać to... Surowe piękno Desperacji. Resztki optymizmu nadal się go trzymały. To wręcz niesamowite.
W poszukiwaniu jedzenia zboczył w stronę lasu. Suche drzewa może nie dawały zbyt wiele cienia ani nadziei na znalezienie zdobyczy odpowiedniej dla lekkiego i kruchego lisa. Jednak obecność bestii i drapieżników sprawiała, że łudził się, iż przynajmniej trafi na świeże padłe. Zasady rządzące tym miejscem to prawa kłów oraz pazurów. Gdzie silniejsi się biją, zawsze są ofiary. A tymi ofiarami brzuchy mogą napełnić sobie słabsi i wydłużyć nędzny żywot o kolejne dni - wszechobecna śmierć jest zbawieniem, gdy jesteś padlinożercą. Mutant nie zamierzał gardzić darmowym posiłkiem, nawet, jeśli zdążył poleżeć już trochę. Zbliżył więc nos ku ziemi i zaczął węszyć, klucząc między sczerniałymi pniami. Poruszał przy tym uszami na wszystkie strony, nie chcąc, aby cokolwiek go zaszło od tyłu i zaatakowało z zaskoczenia. Na jego szczęście ma, gdzie uciec. Czuł się bezpieczniej otoczony drzewami, nawet martwymi i starymi. W każdej chwili mógł wspiąć się na któreś i umknąć ewentualnemu prześladowcy. Wolał jednak, aby ta wyprawa nie obfitowała w wydarzenia sprzyjające nawiązywaniu kontaktów międzygatunkowych. Szczególnie między zębami jakiegoś potwora, a szyją Kesila.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.10.16 18:40  •  Las blisko Desperacji. - Page 14 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Głośne mlaskanie.
Niewątpliwie odgłos wydawany przez człowieka, albo istotę o identycznej budowie, lecz swą rasą odbiegające od jakże szlachetnej grupy ludzi. Szum suchych gałęzi, leniwie skrzypiące pnie i liście o brudnym odcieniu brązu latające dzięki sile dmuchającego w nie wiatru, mlaskanie, głośne i wyraźne. Tajemniczy, nieco odrzucający krajobraz lasu nie był w żaden sposób mącony poprzez dźwięki kogoś, kto nie ukrywał, że się pożywia. Ma zdobycz, ma jedzenie, ma najcenniejsza walutę Desperacji.
Panoszył się, jak zwykle. Nadal ranny i nieco kaleczący każdy gest, Kirin, doberman cieszący się złą sławą i zdobywający nowych wrogów gdzie tylko postanowił nieco się zabawić.
- Mówiłem... to moje miejsce. - znowu głośne mlaskanie, chapniecie czegoś dużego i leniwe przeżuwanie.
Wychudzony, ze skórą zwisającą z wyraźnie odznaczonych żeber pies leżał martwy, krwawiąc i emanując wonią na wiele kilometrów dookoła. Nikt jednak nie odważył się zbliżyć. Pies nie był tu w końcu drapieżnikiem, a ofiarą. Kogoś większego, silniejszego, straszniejszego. Niewiele konkurentów miało ochotę zadzierać z wymordowanym, nagroda byłaby oczywiście wielka, ale ryzyko wielokrotnie ją przewyższało. Pewnie niedźwiedź czy stado wilków miałoby szansę, ale każdy rozważał zyski i straty walki o padlinę. Nikt nie odważył się zaryzykować.
Wielkie kruki, nachalni padlinożercy czaiły się na drzewach ponad jego głową, w milczeniu. Nie powiadomimy nikogo o zdobyczy, ale w zamian musisz nam coś zostawić. Mówiły w swoim zwierzęcym języku, obserwując i czekając, aż Kirin się pożywi.
Czerwoną od krwi psa ręką wpychał sobie kawałki jego łapy do buzi, odrywając od kości niewielkie ilości mięsa, które wygłodzony czworonóg nosił pod warstwą brudnej skóry i zlepionego futra. Oczywiste, że nawet dla niego będzie to za mało, nie mówiąc już o zostawianiu czegokolwiek dla ptaków.
Pochłaniał tyle ile mógł, dawno już nie jadł, nie polował. Nie mógł. Jedna z jego głównych broni, ręce, została mu zabrana i jeszcze długo nie odzyska pełnej sprawności. DOGS nie zapewniało trzech posiłków dziennie i deseru po dziewiętnastej, miał tylko to, co sam sobie zapewnił.
Siedział oparty plecami o drzewo nie dbając o czystość. Rebeka byłaby bardzo niezadowolona z takiego stanu rzeczy, ale obryzgany krwią, pokryty brudem i świeżymi bliznami podobał się sobie bardziej, niż wyjęty dopiero co z rzeki, gdzie najpewniej wrzuciłaby go stróż. Gdyby tu była.
Były dużo ważniejsze zajęcia, niż dbanie o siebie. Nasłuchiwał, węszył. Niczym pies, który zwabiony zapachem zabitej przypadkiem przez wymordowanego myszy rzucił się do zjedzenia jej, bez upewnienia się, że i na niego ktoś się nie czai. Rzucił nożem w jego gardło, a potem spadł a drzewa łapiąc zwierzęciu kręgosłup, zanim zdołało zauważyć, co się dzieje. Skręcenie karku zakończyło cierpienia i mógł zabrać się do jedzenia.
Świeże mięso, świeża krew.
Wreszcie.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.10.16 19:57  •  Las blisko Desperacji. - Page 14 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Wpierw do jego uszu dobiegły odległe odgłosy mlaskania, dopiero potem nos wychwycił woń krwi. Uniósł łeb, nasłuchując i lokalizując źródło odgłosów. Nie wróży to dobrze. Drapieżnik nadal jest przy zdobyczy. Jednak żołądek ssał coraz mocniej i lis, pomimo złych przeczuć, cicho ruszył w stronę miejsca, gdzie mięsożerca się pożywiał. Stopniowo zmieniając kolor futra na ciemniejszy. Wśród wszechobecnych brązów, czerni i szarości jego blady blond stanowczo zbyt mocno rzucał się w oczy. Wtopił się zatem w otoczenie, zmniejszając szanse na przedwczesne zauważenie.
Nie krył nawet zaskoczenia na widok człowieka. Nie było raczej przy nim nikogo, kto by ten szok zauważył, niemniej jednak odbił się on na lisim pysku. Zamrugał i zniżył łeb, przyglądając się Kirinowi zza ciemnego, popękanego pnia. Ciężko mu było ocenić, czy człowiek jest ranny, czy też to krew jego ofiary. Zbyt brudny, zbyt schlapany, aby Kesil mógł prawidłowo przeanalizować jego stan, a tym samym wykalkulować, czy podjęcie ryzyka się opłaca.
Odór juchy nieprzerwanie wkręcał się w nozdrza, drażniąc i nęcąc; porcja świeżej śliny napłynęła mu do pyska. Oblizał się, przejeżdżając językiem po długich kłach. Spojrzał w górę, na milczące kruki, siedzące na ciemnych gałęziach. Wyglądały niczym narośle. Guzy, które wyrosły na martwych roślinach. A może to one wyssały z tego lasu całe życie? Porzucił jednak pomysł polowania na ptaki. Zbyt wiele z tym zachodu, szczególnie w towarzystwie innego drapieżnika.
Trzeba przyznać, że w otoczeniu drzew i w maskujących barwach czuł się dość pewny siebie. Szczególnie odczuwał to ze strony lisiej części swojej osoby. Nie mógł tego wiedzieć, nie wiedział tego nawet lis, od którego Kesil ukradł ciało i zdolności, jednak niegdyś te zwierzęta - przepełnione butą graniczącą z głupotą - potrafiły niepokoić hieny czy wilki. Zaczepiać je dla żartów, przekonane o wyższości swoich zwinnych łap nad silnymi szczękami drapieżców. Kesil odczuwał teraz to, co przed dziesiątkami wieków inne lisy - spokój oraz całkowite zaufanie do swojego ciała.
Nawet jaszczurcza część mutanta nie protestowała przed pomysłem, jaki zrodził się w głowie Kesila. Gad czuł się bowiem uspokojony ilością pni, na które można się wspiąć. W obliczu posiłku wszyscy są zgodni. Atakujesz albo padasz z głodu.
Spiął mięśnie, przysiadając lekko na łapach. Za ułamek sekundy wystrzelił spomiędzy drzew i dopadł do zdobyczy. Chwycił pierwsze, co wpadło mu w pysk - jedną z łap psiego truchła. Miał szczęście, że była wcześniej napoczęta. Nie ważne, czy połamał ją Kirin, może jakaś niedawna walka, a może pies był tak niezdarny, że spadł gdzieś i się potłukł. Liczy się tylko to, że dała się łatwo oderwać od ciała. Trzymając łup w zębach, spróbować umknąć równie szybko, co się pojawił.

Post 1/4 użycia mocy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 14 z 25 Previous  1 ... 8 ... 13, 14, 15 ... 19 ... 25  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach