Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 17 z 25 Previous  1 ... 10 ... 16, 17, 18 ... 21 ... 25  Next

Go down

Pisanie 11.02.17 19:34  •  Las blisko Desperacji. - Page 17 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Puszczony, poleciał jak lalka. Nawet łapy się pod nim ugięły, niezdolne utrzymać ciężaru ciała. Zamarł, słuchając chwilę wypowiedzi mężczyzny. Teraz to dopiero zabił Kesilowi ćwieka... Uciekać i pokazać, że jest głupim zwierzakiem? Czy zostać i pozwolić, by przeciwnik przekonał się o inteligencji lisa? Co mu zrobi, kiedy już się dowie, że futrzak jest rozumny?
Wstał ostrożnie, wycofując się parę kroków. Po co... Po co by tyle ich tu było? Czy gdyby istotnie otoczenie aż roiło się od członków gangu, pozwoliliby tak spokojnie obcemu i potencjalnie groźnemu zwierzęciu macać Kirina?
Nie wiedział. Nie potrafił powiedzieć. Był przerażony, skołowany i pragnął jedynie już stąd uciec. W tym jednak momencie z zarośli ktoś wyszedł i lis struchlał na nowo. Podkulił ogon, skamląc. Miał rację... Cholernik miał rację!
Parę chwil nie ruszał się, słuchając słów nowoprzybyłych. Żyrafa? Więc ten dziwak z rogami nazywa się Żyrafa i ma problemy z kimś, kto jest właścicielką kasyna. Nie wiedział, po co mu ta informacja, ale warto ją chyba zapamiętać. Tak mu się przynajmniej wydawało. Może na przyszłość? Po krótkiej chwili uznał, że czasem lepiej wiedzieć mniej niż więcej i zapewne za parę dni zapomni, czego tu był świadkiem.
Szybko dość przekonał się, że mężczyźni bynajmniej nie są przyjaźnie nastawieni względem mężczyzny. Ale nie wydawali się zwracać uwagi na lisa. Wykorzystując ten moment, spiął wszystkie mięśnie i uciekł w krzaki a potem dalej w las. Nie zatrzymując się ani nie plącząc w nic niepotrzebnego. Byle dalej od miejsca zdarzenia i wszelkich kłopotów.

[z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.02.17 21:12  •  Las blisko Desperacji. - Page 17 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Zamlaskał głośno, lis zwiał, chociaż mógł przysiąc, że na moment się zatrzymał i badał otoczenie. Miał dobry słuch, zwierzęce geny robiły swoje, a przynajmniej na pewno był w stanie wychwycić tak głośnie poruszanie się po lesie. Nie był też na tyle nieuważny, by zignorować obce dźwięki, uginające się pod ciężarem kroków liście, pękające gałązki czy szelest roślin umykających z drogi poruszającemu się ciału.
Uśmiechnął się delikatnie, akurat tego dnia miał dobry humor, najpewniej ściśle związany z pełnym żołądkiem. Nadal ubabrany był w krwi, na buzi, na rękach, wszędzie na ubraniach gdzie szarpiąc się z lisem zdołał się wybrudzić. Właściwie zawsze chodził ozdobiony dowodami na to, że mieszka na desperacji, dużo bardziej pasował do okolicy, gdy nie był świeżo po kąpieli, ku niezadowoleniu Rebeki.
- Panowie z nakazem aresztowania? - Zakpił, stając bokiem do jednego i drugiego, by nie spuszczać ich całkowicie ze wzroku. Zerkał raz na prawo, raz na lewo. Nie znał ich, nie przypominali też nikogo, kogo mógłby kojarzyć z opisów. Jeżeli przyszli z powodu kasyna, to mogli tam pracować, ale w gruncie rzeczy ich tożsamość niewiele by tu wniosła.
Wsadził paluchy do buzi i zlizał z nich nadmiar krwi, bardziej z powodu znudzenia, niż potrzeby oczyszczenia ich. Skończył jeść, więc rzucił resztki mięsa porwanego na kawałki dla lisa gdzieś w krzaki, jakiś padlinożerca tego wieczoru ucieszy się ze znaleziska. Swoją postawą emanował spokojem i rozluźnieniem. Dwóch na jednego? Bywało gorzej.
- Właścicielka kasyna? Urocza osoba. Najpiękniej wyglądała, gdy nie mogła nic zrobić widząc jak uciekamy z jej majątkiem i pracownicą. Mam nadzieje, że spodobało jej się ta instalacja artystyczna, którą pozostawiliśmy dla kolejnych gości.
Nie chciał nawet udawać, że nie jest tym, kogo poszukują. Był z siebie dumny, a poza tym sam lubił czuć adrenalinę wynikającą z walki. Szczerzył zęby i rzucał prowokujące spojrzenia obu mężczyznom.
- Bardzo chętnie, ale może nie tym razem. Mam lepsze zajęcia niż picie herbatki z wymordowaną. - Podrapał się za uchem i ruszył w stronę zarośli.
Co zrobią? Zatrzymają go siłą? Strzelą? Broń mieli jakby prawdziwą, ale jemu na prawdę nie chciało się tutaj teraz zostawać. Miał takie mile spotkanie ze zmutowanym lisem, a teraz? Przypomniało się kobiecie... jakby nie mogła machnąć ręką na ich wybryki.
- Zróbmy tak. Pójdę sobie umyć łapki, a potem sam do niej wpadnę, co wy na to? - Mruknął leniwie.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.02.17 23:14  •  Las blisko Desperacji. - Page 17 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Shane spojrzał na swojego kompana nijak komentując jego komentarz. Na usta cisnęło mu się parę sarkastycznych odpowiedzi, jednak nie zamierzał go nimi uraczyć w obecności poszukiwanego.
Rudzielec w porównaniu do swojego kolegi poruszał się bezszelestnie, wręcz lekko. Lata praktyki dzięki, którym wyrobił sobie praktycznie bezszelestne poruszanie się. Yury niestety miał mniej gracji z całym żelastwem, jakie za sobą taszczył.
Całą swoją uwagę skierował na Kirina, który najwidoczniej nic nie robił sobie z zaistniałej sytuacji.
Żyrafa wyglądała na znudzą, ewidentnie pragną rozrywki. Podniosła się i już chciała czmychnąć w krzaki, sądząc, że miła pogawędka z Drug-onami przysporzy jej jakichkolwiek profitów.
Kompletny brak szacunku. Rudzielec nie lubił być tak traktowany.
Och, jasne. Pewnie, nie krępuj się. Poczekamy — rzucił równie z kpiną co niedawno Kirin. Odbezpieczył broń, lekko ją schylając. Pociągnął za spust i trafił prosto w prawą łydkę. Nie lubił się powtarzać.
Trochę się nam spieszy, rączki umyjesz sobie w kasynie – rzucił spokojnie, robiąc krok w jego stronę. Ciągle mając go na muszce, zmniejszył nieco dzielący ich dystans, jednak nie na tyle, aby ten mógł wyciągnąć po niego rękę. Zachowanie ostrożności oraz czujności było priorytetem w wykonywaniu podobnych zleceń. Zabiorą Kundla ze sobą, oddadzą Marcelinie i reszta ich nie interesuje. Niech kobieta sama się z nim użera na własną rękę.
Podnieś ręce wysoko do góry tak, abym ja i mój kolega je widział — powiedział, nie siląc się na żadne porywy szyderstwa. Emanował od niego spokój i swoista obojętność.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.02.17 13:37  •  Las blisko Desperacji. - Page 17 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Prześledził wzrokiem uciekającego w panice lisa, nadal celując lufę pistoletu w Kundla, więc nie zrobił nic w kierunku tego, by zatrzymać wydające z siebie piski zwierzę.
Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że słowa Żyrafy nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. Otóż wywołały u niego rozbawienie, co zademonstrował, wykrzywiając usta w półuśmiechu. Z tej okazji nie zwiększył, ani nie zmniejszył dystansu, kiedy Shane oddał pierwszy strzał, wypędzając z pobliskich drzew zgromadzone tam ptactwo. Zachował wystarczający dystans, by nie spudłować, a jednocześnie by nie nadepnąć na „pole minowe”. Najprawdopodobniej nawet nie mrugnął, kiedy w uszach zabrzęczał mu dźwięk wystrzału, a w powietrzu pojawił się charakterystyczny zapach siarki.
Milczał, bo Rudy przeobraził w słowa wszystkiego jego myśli, dlatego też Wieczny nie czuł potrzeby, by mówić cokolwiek. Wszystko w tej materii zależało od tego śmieszka, który najwidoczniej nie posiadał w swoim arsenale żadnych konkretnych argumentów, toteż najprawdopodobniej wszystko rozstrzygnie się w przeciągu paru minut, choć Yury nie był aż tak cierpliwy, by dawać Żyrafie tyle czasu.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.03.17 12:09  •  Las blisko Desperacji. - Page 17 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Trochę za mocno im zależało, jak na zwykłe zdanie dostarczenia celu. W końcu broń, te wszystkie groźby... po co to komu? Nagroda była aż tak warta ryzykowania zdrowia czy nawet życia? Strzelili do niego jednak, czy bardziej, ten jeden strzelił. Ruda czupryna, bo tak go w myślach nazwał, był cholernie niecierpliwy i zdecydowanie nie lubił się bawić. Może jego życie sprowadzało się tylko do smutnego wykonywania poleceń za pieniądze, od których był zależny.
Pewnie wysnuł by więcej wniosków, gdyby nie to, że cholera, faktycznie do niego strzelili.
Poczuł to w tym samym momencie, gdy pocisk go trafił, ale milisekundy pędzących myśli i tak zdołały zrobić swoje. Zareagował raczej instynktownie, jego ciało drgnęło odrobinę w tył, ale dzięki szerszemu rozstawowi nóg nie spadł od razu, bardziej przez zaskoczenie nagłą raną niż impet pocisku.
- Powiedziałam. NIE. TERAZ. - Ryknął poirytowany, nie czekając na to, by padły kolejne słowa bez mocy przekonywania. Co go obchodziło, czy tej dwójce się śpieszy? Pewnie tyle samo co ich hasło, że jemu się nie chce iść. Taka była właśnie przyjemność z prowadzenia mniej lub bardziej przyjaznych negocjacji. Przy czym nagle z wymiany zdań zrobiła się z tego szarpanina.
Dokładnie w momencie, kiedy Shane zdecydował się zaatakować Kirina, zadziałała pasywna moc jego artefaktu, więżąc Pradawnego w świecie halucynacji, w których cofnął się do momentu sprzed wystrzału. Wszystkie jego zmysły istniały w świecie sprzed chwili, słyszał, widział i czuł to, co dla reszty było już przeszłością. A Kirin, nie czekając ani chwili dłużej, korzystając z tego, że wszyscy byli siebie dosyć blisko, rzucił się na rudzielca, obezwładniając go ramieniem i stając za plecami, tak, by Yury nie zdecydował się głupio do niego... teraz już do nich strzelać.
- Warto, prawda? Ale na pewno spodziewacie się, że atakując kogoś sami możecie zostać zaatakowani. - Kłapnął zębami. Było dwóch na jednego i nieszczególnie miał ochotę aż tak bardzo wciągać się w walkę, by wyjść z tego w Bóg wie jakim stanie. W końcu dopiero co po wielu miesiącach udało mu się w większości doprowadzić do stanu używalności.
No i jak wracać do kasyna, to tylko z Fenkiem. A jeżeli już o drugim dobermanie mowa... wolną ręką, która świeżo po wygojeniu złamania była jeszcze zbyt słaba, by zdać się do podtrzymywania rudego z drugim ramieniem, naklikał kilka znaków na telefonie, śląc wiadomość do osoby, która na pewno z tego bełkotu wyciągnie więcej, niż on sam byłby w stanie. Pewnie długo nie wytrzyma, ale przynajmniej nie ma zamiaru dać się głupio postrzelić przez drugiego napastnika. Żywa tarcza z jego towarzysza powinna jakiś czas zadziałać. No i niewiele byłoby z ucieczki, kiedy w łydce siedział pocisk. Bolało, cholernie, ale starał się ciężar ciała utrzymywać na drugiej, zdrowej.

Notatki:
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.03.17 18:51  •  Las blisko Desperacji. - Page 17 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Za bardzo się angażowali we własną pracę? No cóż, może faktyczni powinni byli poczekać aż Pan Żyrafa raczy samemu pofatygować się i odpowiedzieć za własne czyny. Co za śmiechu warte teorie.
Działali tak, jak chcieli od nich ich pracodawcy, a że zazwyczaj byli sowicie wynagradzani, to ich determinacja była większa. Prawo na Desperacji było surowe i ustalało własne warunki.
Shane obserwował go ze spokojem, ciągle utrzymując ten sam dystans, który ich dzielił. Kiedy zobaczył jak Kirin się irytuje i rusza w jego stronę, wiedział co się szykuje. Doberman chciał go dopaść, ale on nie zamierzał być biernym w całej tej sytuacji. Kiedy Żyrafa znalazła się zbyt blisko niego, zareagowały wyostrzone zmysły. Bycie wymordowanym miało wiele plusów, zwłaszcza jeszcze takim, który żył spory kawałek czasu i wyrobił sobie w podobnych sytuacjach doświadczenie. Wręcz jakby to zaplanował dał się złapać, skoro już Kirin wystartował do niego z łapami, jednak zanim zdążył użyć swojej mocy na rudzielcu, Shane wykorzystał moment w całej tym zajściu i użył prądu. Mocna dawna wyładowania elektrycznego buchnęła od całego jego ciała, w efekcie czego Kirin został porażony prądem i to wcale nie lekko.
Oczywiście, Żyrafo, ale podobne sytuacje są dla nas bułką z masłem. Czasem warto przeanalizować wszystkie za i przeciw nim podejmie się głupie decyzje —  powiedział, a potem przyszedł impas. Przygotowany na podobne, śmieszne, zagrywki pozwolił działać Yury'emu. Ich współpraca opierała się na tym, że żaden nie bał się przekraczać granic. Jak na dwóch indywidualistów byli całkiem niezłym zespołem. Zaufał biomechowi, wiedząc, że ten wykorzysta okazję oraz sytuację, którą dał mu Shane. W końcu Żyrafa była skoncentrowana na zbyt wielu rzeczach jednocześnie. Używanie mocy, nagłe schwytanie, wysyłanie sms'ów do kolegi, no cóż —  Kirin musiał być świadomym, że podobne zachowanie będzie miało mocne konsekwencje.




Dopisek:
x Użycie elektryczności: 1/4

Na drugi raz będę wdzięczny, jak nie będziesz decydowała o tym, czy moja postać bezpośrednio atakuje twoją i wywiązuje się z tego zdarzenia jakaś "szarpanina".
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.03.17 19:04  •  Las blisko Desperacji. - Page 17 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Yury nie mógł popisać się rozwiniętym kręgosłupem moralnym, dlatego też nie posiadał żadnych hamulców. Jeśli zranienie Shane'a przychyliłoby szalę zwycięstwa na ich korzyść, uczyniłby to bez zawahania, dodatkowo zdając sobie sprawę z unikatowego zastosowania krwi Pradawnego, która akurat też mogłaby się w tym wypadku przysłużyć. Jednakże Kirin nie postawił ich pod przysłowiową ścianą. Zachował się lekkomyślnie, dzięki czemu Yury, kiedy tylko dostrzegł, że ten zaczął się poruszać zadziwiająco szybko jak na obecne warunki fizyczne i zamachnął się na Rudego, nacisnął ostrzegawczo za spust, po czym sam zrobił kilka kroków w ich kierunku, co by móc ewentualnie się w to włączyć.
Kula zaledwie musnęła ramię mężczyzny z żyrafami atrybutami, co było efektem zamierzonym. Mógł celować niżej i pozbawić Żyrafę czucia w ręce, ale liczył na odrobinę zabawy. Nie zbliżył się jednak do szamotającej się ze sobą dwójki Wymordowanych.
Zachowawszy czujność, zlustrował moment, kiedy ciało DOGSa zostało potraktowane przez parę wolt. Zmniejszył dystans, nie dając Kirinowi szans na kontrakt.
Gdybyś moc swojej gęby przełożył na umiejętności... — w trakcie wypowiadania tych słów zamachnął się, uderzając biomechaniczną pięścią swój cel w potylice, ramieniem odpychając przy tym Shane’a.
Poczuł falę elektromagnetyczną prześlizgując się wzdłuż ciała, wyraźnie zahaczającą o przewody, jednakże w obecnej postaci była za słaba, by nawet częściowo sparaliżować protezę. Minęło w końcu parę sekund, odkąd Pradawny użył swojej umiejętności. Napięcie więc zdążyło zleżeć, oddziałując na sylwetkę Psa.
Yury nie zawsze panował nad siłą tej dłoni, dlatego też efekt uboczny mógł znaczniej odcisnąć się na stanie zdrowia mężczyzny, w gruncie rzeczy powinien przede wszystkim stracić przytomność.
Po twojej wiadomości spodziewałem się, że koleś zmieni się w żyrafę i dostarczy mi trochę rozrywki, a tu dupa. Ta parodia tego zwierzęcia nie zasługuje nawet na przezwisko "Żyrafa".
Wyprostował się, patrząc na tą niby Żyrafę z góry. Nadal miał go na muszce, jeśli osobnik ten wykazałby jakąś reaktywność. Wykrzywił usta w okropnym uśmiechu.


xDD Śmiechłem.~
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.03.17 20:27  •  Las blisko Desperacji. - Page 17 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Nic nie było ważne poza tym co działo się w głowie Shane, który wbrew wszystkiemu wrócił do chwili, która wydarzyła się jeszcze kilka chwil temu. Przedziwne uczucie cofnięcie się w czasie, déjà vu. Pozbawiony wpływu na rzeczywistość tkwił w halucynacjach, jednak nie na długo. Niebawem Yury w końcu się do czegoś przydał, a on mógł wyjść z cholernej iluzji. Zamrugał kilkakrotnie, zerkając na towarzysza a potem Kirina.
Dobra, zabieramy go i idziemy do kasyna. Zostawimy go, rozliczamy się i nie nasza brocha co dalej — rzucił jedynie, czując lekki ból w stroni. Domyślał się, że niebawem zjawi się odsiecz, jednak wówczas nie mogli ich zastać w lesie. Skoro Marcelina pragnęła sama załatwić sprawę z DOGS to niech sobie z nimi radzi.
Zabrał z ziemi Kirina, zmierzając prosto do kasyna.

[zt wszyscy]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.05.17 6:00  •  Las blisko Desperacji. - Page 17 Empty Re: Las blisko Desperacji.
Wiatr, jak na złość, sypał piaskiem w oczy i usta, targał włosami jak lekkimi pasmami wstąg, szarpał za ubrania tak mocno, jakby palce prawdziwej istoty zakleszczyły się na materiałach i próbowały zedrzeć je z ciał wymordowanych. Wanchoi już dawno zaciągnął bluzę aż pod brodę, a potem złapał ją za tkaninę tuż przy szyi i podciągnął w górę, zasłaniając połowę twarzy.
Burza, przepleciona setką świśnięć, zawodzeń i szmerów, zdawała się nie mieć końca – nie tylko ciężko się było przebijać przez wirujące ziarnka, które wbijały się boleśnie w skórę jak tysiące igieł coraz silniej wpychanych przez niedelikatnego medyka, ale widoczność spadła do minimum z minimum.
Gdyby nie znajomość drogi, zwierzęcy zmysł i niewątpliwie spora ciężarówka szczęścia, ciężko byłoby się dostać do Apogeum. Ponad trzy godziny przedzierali się przez absolutne pustkowia, nim nie natrafili na pierwszą kamienną ruinę – zęby rozbitych przez czas głazów sięgały ku górze. Im dalej się posuwali, tym więcej rozebranych do nagości domów chroniło ich zmysły.
Wanchoi splunął w bok od razu, gdy tylko puścił bluzę, pozbywając się nagromadzonych między wargami pozostałości, choć długo jeszcze pozbywał się małych drobinek piasku spomiędzy zębów.
— Hej – zagadnął, gdy skręcili w jedną z wydeptanych uliczek. Para nagich wymordowanych kuliła się za ścianą, która niegdyś sięgała dwóch i pół metra, a teraz ledwo wystawała Nobuyukiemu nad linię biodra. Wanchoi patrzył na nich ze znudzeniem. — Co robi ta twoja psychoza? Zaraźliwe to?
Para wymordowanych syknęła, gdy Wanchoi niespodziewanie pochylił się, by zgarnąć z ziemi dwa spore kamienienie i cisnął jednym z nich w ich kierunku.  Kawałek głazu świsnął, lądując tuż przy dłoniach wspartego na rękach mężczyzny, który zadarł gwałtownie głowę i pokazał zęby.
— Jakbyś mnie ugryzł w rękę czy coś, to też bym był zarażony?
Za plecami Nobuyuki usłyszał cichy trzask, na który dwójka przykulonych wymordowanych znów wydała z siebie syk – tym razem dźwięk ten przeszedł w gardłowe rzężenie. Mężczyzna o splątanych brudem włosach wciąż śledził Nobuyukiego i Wanchoira, ale kobieta, dotychczas przycupnięta pod murem, nagle wyprostowała się i obejrzała w przeciwnym kierunku, węsząc. Wanchoi się nie obrócił. Kamień, który trzymał w dłoni, nagle wystrzelił w górę, a potem opadł miękko we wnętrze dłoni; młodszy Kot podrzucał go, jak każdy dzieciak podrzuca piłkę.
— Żyję tu od zawsze, ale jestem ciekaw. No wiesz, jak to jest. — Kawałek skały znów wpadł w zręczne palce. — Tam pewnie nie ma żadnych takich chorób czy coś. I nie trzeba się ze wszystkim pierdolić. Swoją drogą, zbliżamy się do lasu. Widać już nawet te skurwysyńskie drzewska. Nie masz niczego do załatwienia w Apogeum?
Prócz woreczka widać również było nóż wetknięty za pas – to właśnie po jego rękojeści pieszczotliwie się poklepał.

Postacie nie są jeszcze w lesie, znajdują się w Apogeum. Drzewa są już w zasięgu wzroku.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.05.17 18:14  •  Las blisko Desperacji. - Page 17 Empty Re: Las blisko Desperacji.
„A po jaką cholerę miałbym tam iść dla ciebie?”
Białowłosy jedynie wzruszył ramionami, uciekając na chwilę wzrokiem gdzieś w bok. Zdecydowanie nie takiej odpowiedzi oczekiwał, ale z drugiej strony nie mógł się spodziewać innej reakcji po swoim młodszym „kumplu”. Wanchoi zdecydowanie nie należał do grona tych osób, które potrafiły okazać się świetnym wsparciem dla swoich znajomych, był raczej wyszczekanym i pilnującym jedynie własnego nosa dzieciakiem. Neely z samego początku błędnie założył, że młodszy członek kociego gangu okaże mu choć odrobinę współczucia. Wiedział, że z ust tego szczyla nie usłyszy nawet jednego, pokrzepiającego słowa. Mógł się jedynie sam pocieszać w myślach, powtarzając sobie, że wszystko będzie dobrze. Bo nie chciał umrzeć, nie przez jakieś cholerne choróbsko.
Nieważne. — Oprzytomniał dopiero podczas opuszczania chaty. Zgrabnie ominął wcześniej wyrwane z zawiasów drzwi, robiąc duży krok. Udało mu się nawet nie wywrócić, choć musiał ręką przytrzymać się nieco spróchniałej futryny, bo uderzył w niego wiatr, który nawet przez chwilę nie zamierzał być wobec niego pobłażliwy. Wobec niego i Wanchoia, bo blondyn również musiał się z nim zmagać. Co prawda miał nieco łatwiej, bo mógł opatulić się za dużą bluzą i okryć głowę kapturem. A Nobuyuki? Został w bluzce z długim rękawem, która niestety słabo dawała sobie radę z ochroną ciała przed zimnem i piaskiem, co dało się zauważyć dosłownie po krótkiej chwili.
Uniósł dłonie na wysokość twarzy, próbując uchronić się przed silnymi podmuchami, atakującymi go z różnych stron. Zdawałoby się, że z łatwością utrzymywał równowagę, choć tak naprawdę dokładał wszelkich starań, byleby tylko nie dać się pokonać pogodzie. Szedł wolno, stawiając drobne, dokładne kroki. Twarz zwróconą miał w bok, choć w dalszym ciągu częściowo zakrywał ją dłońmi — lewa osłaniała oczy, prawa nos i usta. Wzrok miał spuszczony, niemalże przez całą drogę obserwował swoje stopy, które wydawały się być najciekawszym punktem w okolicy.
Drobinki piasku uparcie próbowały przedostać się przez szczeliny między palcami białowłosego, by rzucić się do jego oczu i ust. Z pewnością niektórym z nich bez problemu się to udawało, co zmuszało wymordowanego do zatrzymywania się, spluwania w bok i przymykania oczu. Dobrze, że wiedział jak dojść do lasu nawet z zamkniętymi ślepiami, bo w przeciwnym wypadku mieliby spory problem.
Neely delikatnie dygotał z zimna. Chłodny wiatr powodował, że włosy jeżyły mu się na głowie, która swoją drogą okropnie go swędziała, bo ziarenka piachu z łatwością chowały się między długimi, jasnymi kudłami Kocura.
„Co robi ta twoja psychoza? Zaraźliwe to?”
Podrapał się po głowie, a drugą ręką przetarł twarz. Westchnął z lekkim zrezygnowaniem, by następnie obrzucić młodziaka znudzonym spojrzeniem. Opuszkami palców przejechał po swoich suchych ustach, a następnie rozwarł wargi, by móc nawilżyć je językiem.
Wiem jedynie tyle, że odczuwam coraz większą chęć smakowania krwi. Zaczęło się ode mnie samego... — wskazał podbródkiem na brudne bandaże, które opatulały jego dłonie. — ale dość często odczuwam również ochotę zatracenia się w posoce innych. Jeśli nie wyleczę się z tego świństwa zbyt szybko to umrę, bo jeśli nie będzie nikogo w pobliżu rozpłatam każdą ze swoich żył, nacieszę się trochę fontanną swojej krwi, a później zdechnę jak pierdolony śmieć. — Widać było, że mówienie o swojej śmierci sprawiało mu problemy, bo po zakończeniu swojej „przemowy” z trudem przełknął ślinę, jakby jakaś niewidzialna gula miała problem z przedostaniem się przez krtań. Kochał swoje życie i nie chciał go stracić w tak głupi sposób. — To właśnie dlatego masz się przy mnie nie zranić. — Zrobił krótką przerwę. — Bo nie ręczę za siebie. — Specjalnie wplótł w te słowa nutkę dramatyzmu, po tej pauzie, która nabudowała nieco napięcia.
Kątem okiem dostrzegł parę wymordowanych, którą zaczepiał Wanchoi. Nie zareagował, bo nie chciał tego robić i nie miał na to siły. Nie czuł się jak młody Bóg, myśli nadal toczyły zawziętą walkę w jego głowie, a jego ciało ogarniało zmęczenie. Choroba panoszyła się po jego organizmie, próbując zostawić po sobie trwałe ślady, pamiątki.
„Jakbyś mnie ugryzł w rękę czy coś, to też bym był zarażony?”
Nie mam pojęcia, więc lepiej nie ryzykujmy. No chyba, że mnie wkurwisz i ściągniesz na nas jakieś kłopoty, Ty mała kreaturo. — Zdobył się na wymuszony uśmiech, obnażając górne kły i zaczepiając nimi o dolną wargę.
Odwrócił się do tyłu, dostrzegając wymordowanego, którego chwilę wcześniej zaczepił młodszy z Kotów. Nobuyuki nie miał zamiaru użerać się z jakimś przypadkowym desperatem, nie miał na to czasu i sił. Mimowolnie przyspieszył kroku, tym samym wymuszając na Wanchoiu robienie szybszych kroków. Przyjrzał się jego brudnej twarzy, a następnie zatrzymał na chwilę, słysząc jego kolejne pytanie.
Nie, nie mam nic do załatwienia — zaczął spokojnie, ale z oazy spokoju dość szybko przeobraził się w rozjuszonego psa. Złapał chłopaka za ramię i przyciągnął do siebie, zaciskając mocniej palce na jego ręce. Wyszczerzył się, ukazując niemalże wszystkie, zwierzęce zęby. W jego „uśmiechu” nie było nic pozytywnego, tylko złość i gniew. — Miałeś nie zwracać na siebie uwagi, przez Ciebie nas śledzi. Jeśli pojawią się tu Kundle, to możesz być pewny, że sam zadbam o to, byś dostał się w ich ręce, idioto. Przestań tak kozaczyć i udawać większego pajaca niż jesteś. Masz do załatwienia sprawę? Wspaniale, skup się na niej, a nie ściągasz nam na głowę jeszcze więcej kłopotów. — To wcale nie tak, że Neely był dodatkowym balastem i to Wanchoi powinien się go pozbyć, by ten go nie spowalniał, ale Yukimura nie miał zamiaru skończyć jeszcze gorzej przez lekkomyślność tego niewdzięcznego szczyla. Oczywiście po swoich słowach puścił jego dłoń i poszedł pierwszy — o ile dzieciak mu to umożliwił.
Powinniśmy ruszać dalej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.05.17 5:35  •  Las blisko Desperacji. - Page 17 Empty Re: Las blisko Desperacji.
W oczach pojawiło się niezrozumienie – błysnął kurwik, który prędko przygasł w kącikach ślepi młodego wymordowanego. Przez sekundę Wanchoi miał ochotę wrzasnąć i odepchnąć od siebie przytrzymujące go dłonie, nawet jeśli doprowadziłoby to do niepotrzebnej szamotaniny, a w efekcie być może do rozdrażnienia stale węszących, niespokojnych Desperatów. Powstrzymał się tylko dlatego, że w porę uniósł spojrzenie i skonfrontował je ze wzrokiem Nobuyukiego. Usta od razu wykrzywiły się mocniej, a brwi ściągnęły, kreśląc na czole członka CATS podłużną rysę. Zastygł z paznokciami wbitymi w ręce Yukimury i wargami zaciśniętymi w wąską linię – patrzył się na niego bezczelnie, ale nic nie zrobił, a gdy białowłosy go puścił, sam poluzował chwyt i odsunął nadgarstki za plecy, odstępując jeden krok do tyłu. Może dla bezpieczeństwa.
— Dobra – syknął bardziej do siebie, niż do niego, i poprawił machinalnie nieswoją bluzę. — Jak chcesz, szefie.
Ruszył za nim.
Wymordowany postąpił kilka kroków w ślad za dwójką Kotów, ale zatrzymał się tam, gdzie upadł kamień puszczony przez Wanchoia, przysiadł na nogach i przygarbił się, jak pies, który opadł na zadnie łapy i czekał na odpowiednią okazję.

Las

Las prezentował się dokładnie tak, jak przed czterdziestu- czy dwustu laty: był porośnięty powykrzywianymi, kanciastymi cierniami, które oplatały luźno większość drzew i krzewów. Kory były zadrapane, większość z nich sczerniała na ambit, gałęzie dawno pogubiły ostatnie liście. Gleba była sucha – nie tak sucha jak na samej pustyni, ale wystarczająco, aby pod podeszwami słychać było „chrupanie” piachu – a powietrze mało orzeźwiające i raczej stęchłe. Nad głowami rzadko kiedy przelatywał jakiś ptak, ale nawet jeśli pojawił się taki wyjątek, za każdym razem był to czarny gawron.
Zwiastun śmierci.
A śmierć na pewno zaglądała w serca większości mieszkańców tego lasu – szczególnie drzewom. Niejeden pień leżał zwalony na ziemi i trzeba było go albo obejść, albo przejść nad nim, nierzadko hacząc nogawkami o ciernie czy wystające drzazgi. W pewnym momencie Wanchoi warknął, wyszarpując materiał bluzy Yukimury, który ściągnął się na wystającym kawałku drewna. Rozległ się charakterystyczny dźwięk dartego materiału i potem chłopak szedł z dziurą o długości około dziesięciu centymetrów po boku pożyczonej narzuty.
Blondyn milczał tak długo, aż obaj nie doszli do rozwidlenia dróg.
Stanęli na skraju wysokiego urwiska. Już od jakiegoś czasu grunt po ich lewej stronie zaczął się podnosić – sama płaszczyzna przestała być tak „prosta” i wkrótce czuli, jakby przechodzili po płycie po jednej stronie uniesionej. Pochyły plener nie przeszkadzał szczególnie w poruszaniu się, jednak wzmagał czujność, by zachować pewną dozę ostrożności. Trzeba było pochwalić się równowagą przy przeskakiwaniu kolejnych kamieni, dziur i kawałków martwych drzew. Teraz jednak po lewej stronie mieli ścianę sypkiego gruntu. Wysoki na kilkanaście metrów ziemisty mur poprzetykany wystającymi, hakowatymi strzępkami korzeni uniemożliwiał swobodne wejście na sam szczyt tego „nagłego wzniesienia”. Wanchoi kiwnął lekko głową w tamtym kierunku – istniała możliwość przejścia wzdłuż ściany po wąskim pasie drogi, którego szerokość nie mogła być większa niż długość dwóch dłoni Yukimury.
Dało się jednak dostrzec, tam na dole, wśród czarnych drzew, starą chatę z dziurawym dachem. Z kamiennego komina buchał biały dym. Budynek znajdował się zdecydowanie bardziej po lewej stronie rozciągającego się przed nimi widoku.
Po prawej stronie zbocze opadało zdecydowanie łagodniej, ale wyprawa okazałaby się o wiele dłuższa, choć mniej ryzykowna. Nie tylko ze względu na oczywisty brak możliwości spadnięcia przy straceniu równowagi, ale także przez wzgląd na nadciągającą burzę. Za ich plecami sunęły chmury barwy czerniejącego atramentu.
Wanchoi lekko zmarszczył nos, zerkając w dół zbocza. Istniała oczywiście trzecia możliwość – czyli zejście z obecnego punktu na dół i udanie się dalej na północny-wschód, ale do ziemi mieli ładnych trzydzieści czy czterdzieści metrów; na dole zaś jeżyły igły cierniste zarośla i ostro zakończone kawałki pni – jak pale czekające na zrzucane z góry ciała.
— Nie wiem jak ty... — zaczął Wanchoi, odwracając spojrzenie na Nobuyukiego. Jego dotychczasowa postawa gdzieś zniknęła; spuścił z tonu i przestał rzucać towarzyszowi wyzwania samym spojrzeniem, jednak nadal tlił się w nim nieodłączny ogień dziecięcej głupoty. — Ale ja jestem za tym, żeby wybrać wersję ze zboczem.
Machnął nadgarstkiem, wskazując płaską ścianę poprzetykaną setkami wystających szponów korzeni, do której musieliby się przytulić plecami, a potem przesuwać się bokiem, stawiając stopę za stopą tak długo, aż nie doszliby do samego końca – stąd widać było nawet, jak „półka” w pewnym momencie zaczyna opadać. Nie prowadziła na sam dół, tylko do wgłębienia wydrążonego w ziemistej ścianie, ale stamtąd musiały być co najwyżej cztery czy pięć metrów do ziemi. A potem dojście do chaty to tylko kwestia czasu.
— Jeżeli wybierzemy drugą opcję – tu wskazał niechętnie na prawo – zajmie nam to kilka godzin. Droga faktycznie ładnie przechyla się w dół, ale musielibyśmy iść wyznaczoną ścieżką. Widać, że las jest tam gęściejszy, więc opcja pójścia na szagę odpada. Albo byśmy się zgubili, albo coś jeszcze gorszego. A nie wiem jak ty, ale ja mam dość problemów.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 17 z 25 Previous  1 ... 10 ... 16, 17, 18 ... 21 ... 25  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach