Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 43 z 52 Previous  1 ... 23 ... 42, 43, 44 ... 47 ... 52  Next

Go down

Pisanie 13.01.18 16:19  •  Bar - Page 43 Empty Re: Bar
Jeśli to dla Ciebie wyzwanie/problem, nie musisz robić wszystkiego z tej listy. To tylko zakres tego, co chcielibyśmy ewentualnie mieć. Co uda Ci się zdobyć, to będzie — oznajmił, nie dopijajac do końca swojego alkoholu, ale sam zazczął wyglądać na takiego, co będzie zbierać się do wyjścia. Wyciągnął z plecaka worek z pieniędzmi, które dla niej przygotował, wiedząc, że będzie chciała zapłaty z góry.
Resztę dostaniesz po zdobyciu rzeczy z listy. Sądzę, że to rozsądny układ — bo w końcu sam nie miał pwności, ile tak naprawdę uda jej się zdobyć, a ile nie. Wiedział tez, że to ryzykowne zadanie, dlatego zapłata z góry w jakimś stopniu należała się dziewczynie. Po tych słowach ubrał na ręce swoje szpony, wychodząc chwilę później po Marcelinie, aby wrócić do Smoczej Góry z informacjami dla przywódcy. Resztą zajmą się już oni, on swoją robotę zrobił.

z/t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.02.18 1:27  •  Bar - Page 43 Empty Re: Bar
Praca w takim miejscu z pewnością nie była jej dziecięcym marzeniem - bo choć za młodu nie śniła może o byciu księżniczką, czy nawet strażakiem, to z pewnością jej planem nie było skończenie w takiej melinie. Rodzice również z pewnością chcieli o to zadbać - edukacja, różne zajęcia, dyscyplina. Uczyli jej pracowitości i dokładności - na co się to zdało? Umyte przez nią szklanki są najczystsze w całym lokalu.
Jednakże, patrząc na to, gdzie mogłaby się znaleźć, gdyby nie odrobina szczęścia i upartości, to obecne w barze warunki były nadzwyczaj przyjemne i względem Isli przyjazne. No bo gdzie indziej mogłaby wstawać do pracy dziesięć minut przed jej rozpoczęciem, bo mieszka tuż nad nią? Gdzie mogłaby egzystować we względnym spokoju i jeszcze mieć z tego jakieś zyski? To jedyne miejsce na Desperacji, które jest w stanie nazwać domem i nikt nie może jej zabronić. Fakt faktem, może brakuje jej pewnych oczywistych wygód, jak jedzenie, o które nie musi za każdym razem walczyć czy dostęp do internetu, ale mają tutaj działający od czasu do czasu telewizor! A on sam w sobie, nawet niepodłączony, jest luksusem.
Dzień ten rozpoczęła relatywnie wcześnie, wyjątkowo budząc się w pełnej samotności. Słońce wpadało przez zakurzone okno i delikatnie ujmowało ją za lewy policzek. Z początku jej nie przeszkadzało, z każdą jednak sekundą przesuwało się wyżej, w końcu zahaczając o powiekę. Usiadła zrezygnowana, z co poranną suchością w ustach. Przeciągnęła się, aż każda kostka w jej ciele wskoczyła na swoje miejsce, z charakterystycznym pyknięciem. Drobinki kurzu tańczyły w świetle, a nasza zaspana księżniczka namiętnie wbijała w nie spojrzenie, próbując ustalić wzór, względem którego się poruszają. Góra, lewo, dół, prawo...
Wstawszy z łóżka, oparła się zaraz ramieniem o framugę okna. Otworzyła je do połowy i podniosła z parapetu ostatniego normalnego papierosa, ukradzionego nieważne w sumie komu - grunt, że było w nim trochę tytoniu, a nie stare opony i ludzkie włosy.
Ujęła go między palec wskazujący a kciuk, odpaliła, zaciągnęła się i powoli, z pełną gracją wypuściła kłębek dymu. Wyjrzała na zewnątrz, szukając jakiegoś obiektu, który mógłby zająć jej głowę na czas palenia. Nuda, nic ciekawego. Jak zwykle.
Wsadziła papierosa do ust tak, by móc się zaciągać i wypuszczać dym bez jego wyjmowania, po czym zaczęła krzątać się po pokoju, poszukując w miarę to czystych ubrań. Po chwili stała już odziana, przeglądając się w pękniętym lustrze, dłonie zaś zajmując pleceniem dwóch dobieranych warkoczy, gdzie każdy z nich będzie mógł spoczywać po obydwu stronach jej szyi. Po ukończeniu tego jakże intrygującego zadania, zgasiła peta na wysłużonej już popielniczce, zgarnęła najpotrzebniejsze rzeczy i tyle ją to zapyziałe pomieszczenie widziało.
Bar wyjątkowo nie był jeszcze zapełniony - zazwyczaj, niezależnie od pory dnia, było tam więcej ludzi, niż powinna na to wskazywać godzina. Pomijając stałych bywalców, nie spostrzegła nikogo nowego, tym bardziej więc nikogo interesującego - widać dzień ten nie przyniesie jej niczego nowego, żadnej przygody, ciekawego klienta. Zabrała się więc za swoje standardowe zajęcie, uprzednio odwieszając kurtkę na zapleczu i zamieniając ją na prowizoryczną zapaskę, wyciętą dość nierówno z większego fragmentu jakiegoś sztywnego materiału. Ale! Miała nawet kieszeń.
Kręciła się między stolikami, zbierała naczynia, odnosiła je, przynosiła te dopiero co zapełnione - typowy dzień. Nic nie wychodziło poza schemat, nawet telewizor nie pokazywał nic nowego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.02.18 20:11  •  Bar - Page 43 Empty Re: Bar
Osiem lat, dziewięć miesięcy, dwadzieścia dwa dni, siedem godzin, osiem minut, dziesięć sekund, jedenaście, dwanaście... Tyle czasu Urijah mógł już doświadczać świeżego powietrza, przestrzeni i widoku innych osób. Być może nie jest już zamknięty w odizolowanej przestrzeni, ale jego umysł nadal zadręcza się tak samo. Ponad trzy tysiące lat nie wystarczyło, żeby nieszczęsny anioł przebaczył sobie swój błąd. Nie wiedział jak podchodzi do niego reszta anielskiej braci, ale był pewien, że jeszcze wystarczająco się nie odkupił. Jego smutek potęgował również fakt, że podczas tego, gdy on odbywał karę, reszta jego rodziny walczyła z kataklizmami na ziemi i prowadziła ludzi do lepszego jutra. A co on robił w tym czasie? Siedział, leżał, modlił się i oglądał wszystko przez niewielki otwór. Obserwował jak na powierzchni rozprzestrzeniają się kolejne, straszliwe choroby. Był świadkiem tego, jak straszliwe sztormy i obfite opady zabijały kolejnych ludzi. Przyglądał się temu, jak szalejący ogień trawił kolejne ludzkie miasta i jak palił ciała nieszczęśników, którzy nie zdążyli przed nim zbiec. Widział jak pod nogami rasy ludzkiej rozpościerała się ziemia i wciągała w swoje czeluście nie tylko wszelkie osiągnięcia człowieka, ale także i jego samego. Każda taka sytuacja, każda kolejna śmierć, każdy krzyk odbijały swoje piętno na jego wymęczonej duszy. Nie płakał. Łez zabrakło już po pierwszych godzinach. Wtedy wpatrywał się już w te dantejskie sceny i choć mogłoby się zdawać, że zastygł w bezruchu, tak naprawdę w jego ciele rozgrywała się teraz ciągła walka pomiędzy mózgiem, a własnymi mięśniami. Rozum podpowiadał, że odbywa teraz zasłużoną karę i być może oglądanie kataklizmu na ziemi jest jej częścią, ale całe ciało wyrywało się przed siebie, chcąc pomóc jak największej liczbie ludzi. W walce pomagała mu jednak wiara w nieomylność Ojca i poczucie winy, które przykuwało go do podłogi. Mimo tego całego cierpienia nie odwrócił jednak wzroku ani razu. Jego ból był niczym w porównaniu z tym, czego na ziemi doświadczały niezliczone setki, tysiące, miliony ludzkich istnień. To nie on tracił rodzinę, to nie on musiał bać się o własne życie, to nie on musiał zastanawiać się czy jutrzejszego dnia będzie miał wystarczająco szczęścia... Ale to on powinien być na ich miejscu, to on powinien wziąć na barki wszystkie nieszczęścia tego świata i to on powinien cierpieć za nich wszystkich tak, jak kiedyś zrobił to Jezus. Wiedział niestety, że nie jest jednak godzien tego zaszczytu. Dlatego też wszystko przyjmował z pokorą.

Choć od tamtych wydarzeń minęło sporo czasu i dla człowieka wydawałoby się to niezwykle odległym wspomnieniem, dla samego Urijaha to wszystko było tak świeże, jak wczorajszy dzień. Te setki lat były niczym w porównaniu z czasem, jaki przyszło mu przeżyć. Musiał jednak brnąć jakoś do przodu, więc dzisiaj postanowił, że opuści swoją przytulną chatkę i uda się do siedziby ludzi. Chciał ich poznać, zobaczyć w jakich żyją warunkach i jakich trzymają się zasad. Oczywiście nie zawahałby się nawet przez moment, gdyby komuś była potrzebna pomoc.  Problem polegał jednak na tym, że kompletnie nie wiedział gdzie się udać. Tu z pomocą przyszła łaska boża, która sprowadziła na jego ścieżkę młodego chłopaka skorego do udzielania mu odpowiedzi - bar. Tak, bar. Tak właśnie brzmiała nazwa miejsca rzekomo zbierającego w swoich czterech ścianach wszystkich ludzi. Wśród nich być może znajdzie się ktoś, kto będzie czegoś potrzebował. Przynajmniej z taką nadzieją Urijah przekraczał próg budynku, lekko chyląc głowę ku ziemi, żeby nie zahaczyć o framugę drzwi. Dopiero w środku zdjął z głowy materiał, który do tej pory zasłaniał jego twarz.  W nozdrzach anioła od razu rozpoczęła się uciążliwa walka pomiędzy świeżym powietrzem, a zapachem stęchlizny, ludzkich ciał i chyba czegoś, co miało przypominać tytoń. Cała ta aura gryzła się mocno z roztaczanym przez niego zapachem hiacyntów, ale mężczyzna nie zamierzał jednak na nic marudzić, bo dopóki ludzie jakkolwiek cieszyli się z obecnej sytuacji, dopóty on sam całkowicie ją akceptował. Chociaż całość nie przypominała czasów ludzkiej świetności, to z pewnością była miłą odmianą dla oczu Urijaha, który do tej pory widział nimi jedynie ruiny ludzkich budynków, ciała Desperatów oraz suchą ziemię. Tutaj mieli cztery ściany, względne ciepło, stoły, krzesła, stół bilardowy, a nawet kanapę i telewizor. Owieczki Pańskie były naprawdę wytrzymałymi istotami, więc nic dziwnego, że tak szybko przystosowały się do nowych warunków. Na twarz anioła przez moment wypłynął nawet szczery uśmiech, który jednak szybko został zgaszony przez samego uśmiechającego się. Okazywanie emocji nie powinno mieć miejsca.

Urijah starał się nie rzucać w oczy, chociaż o to akurat było ciężko ze względu na nietypowy wygląd anioła, a także jego nieprzeciętny wzrost. Jednakże dla niepoznaki zgarbił się nieco i wybrał stół oddalony od drzwi wejściowych czy baru. W ten sposób nie będzie się rzucał w oczy i jednocześnie będzie mógł nieco lepiej przyjrzeć się temu intrygującemu miejscu. Minęło wiele czasu odkąd przebywał wśród tak licznej grupy ludzi, bowiem swoje poprzednie kontakty z istotami wybranymi ograniczał jedynie do pomocy udzielanej im w swoim skromnym domostwie i sporadycznych spotkań poza jego granicami. Teraz jednak poczuł się po raz pierwszy na siłach, żeby wykonać pierwszy krok i wyjść przeznaczeniu na spotkanie. Kiedy zasiadł za stołem nie wołał jednak do siebie nikogo, a wyciągnął z kieszeni butelkę z wodą i delikatnie upił dwa łyki. To właśnie wtedy w pomieszczeniu zauważył kogoś, kto wydawał mu się znajomy. Jego srebrne tęczówki niemalże natychmiast podążyły za tą istotą i kiedy tylko utkwiły na jej sylwetce, serce anioła zabiło mocniej, a on sam ścisnął butelkę na tyle, że z jej szyjki ulało się parę kropli drogocennej cieczy.

- Betsabe...? - wypowiedział te słowa po cichu jednak w taki sposób, jakby ciążyły mu na duszy od tysiącleci. Zupełnie jak pustelnik, który nie uświadczył ani kropli wody przez kilka dni tylko po to, żeby zobaczyć ją po drugiej stronie wielkiego kanionu. Całkowicie bezradny, zdumiony i być może przestraszony po prostu wpatrywał się w kelnerkę, nie zwracając przy tym uwagi na to, że może to zostać odebrane jako coś niepożądanego. W tym momencie jego ciałem zawładnęło dawno uśpione, tak mu się przynajmniej zdawało, uczucie, które było przyczyną jego upadku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.02.18 3:10  •  Bar - Page 43 Empty Re: Bar
theme for today

Poza oczywistymi profitami, które można czerpać z pracy w takim miejscu, cała reszta jest jednym wielkim dnem - przedmiotowe traktowanie, wątpliwe zarobki, barman, który kradnie papierosy. Wszystko to, zależnie od dnia i humoru głównej bohaterki, neutralizuje zalety jej obecnego położenia, bądź sprawia, że jej poziom nienawiści do życia wzrasta z każdą minutą. Do tego woń stęchlizny i ta cholerna żarówka, mrygająca bezustannie nad barem już od jakiegoś miesiąca. Nawet kilkuminutowe przerwy, które pozwalały jej wypełnić płuca mieszanką jako tako czystego powietrza i dymu papierosowego, nie poprawiały jej dzisiaj humoru.

Wróciwszy z jednej z takich przerw, omiotła całe pomieszczenie oczami w kolorze zwiędłej trawy i z widocznym zrezygnowaniem zaczęła manewrować między stolikami, nie zwracając już nawet większej uwagi na to, kogo obsługuje i co kto zamówił. Oni też już chyba się tym nie przejmowali, grunt, że była to jakaś forma alkoholu. Podśpiewywała jedynie pod nosem, zgrywając to w miarę zgrabnie ze swoimi krokami. - Got a little motto - nachyliła się przed niewielki stolik, między dwoma delikwentami, w stanie wskazującym na wyraźne spożycie. - Always sees me through - Prześliznęła się, omijając dłonie pana, któremu widocznie przypadł do gustu jej lewy pośladek. Nie ma nic za darmo. - When you're good to Mama - Krawat dżentelmena wylądował w jej wolnej dłoni, a pociągnąwszy za niego, wyraźnie czuła jego oddech na policzku. Zdawać by się mogło, że coś od niego chciała, coś, co i jemu mogłoby się spodobać. - Mama's good to you - wyszeptała, patrząc mu intensywnie oczy, a po wyraźnym zaakcentowaniu ostatniego słowa, odepchnęła go, aż odchylił się w krześle. Przeskoczyła do baru, z dostrzegalnym uśmiechem rozciągającym się po jej twarzy. Szkło obijało się o siebie z charakterystycznym dźwiękiem, a ona kręciła delikatnie biodrami w rytm, który był znany tylko jej.

Nagle odchyliła głowę, zerkając przez ramię, oczy zatrzymując prosto na pewnej nowej twarzy. Odłożyła tacę za bar i zwróciła się ku niemu w całej swej okazałości, opierając się łokciami o blat. Ruch bioder nie ustawał, ba! Nawet zaczęła, bardziej lub mniej mimowolnie, bawić się wolnym kosmykiem włosów. - There's a lot of favors - Nie odrywała od niego wzroku, jakoby był najwspanialszym dziełem sztuki, którego nigdy wcześniej nie widziała, jakby odebrał jej dech w piersiach, sprawił, że serce stanęło! Ach, miała dziewczyną tendencję do dramatyzowania. - I'm prepared to do - ruszyła więc w jego stronę, po drodze wysuwając z tylnej kieszeni uchowanego papierosa, który jakimś cudem się nie połamał. Z chwilą, w której wylądował w jej ustach, co najmniej trzy dłonie wyciągnęły w jej stronę zapalniczki - odpaliła go od jednej z nich i przełożyła fajkę między palce. Przeskoczyła z gracją nad krzesłem, które śmiało stanąć na drodze do jej szczęścia, do kogoś, kto wyrwie ją z tej męczącej rutyny! Och, żeby tylko piękna twarz nie okazała się jedynym, co mężczyzna będzie mógł jej zaoferować.
- You do one for Mama - Znalazła się tuż przy nim, przez całą drogę nie urywając kontaktu wzrokowego. Ponownie wypełniła płuca dymem, opierając się o jego stolik na wolnej dłoni.  - She'll do one for you - równocześnie z wypowiedzeniem tych słów, dym uleciał z jej ust, a ona sama nachyliła się niebezpiecznie blisko czarnowłosego mężczyzny. Uśmiech ponownie wpełzł na jej usta i choć jadowity, to nadal pełen charakterystycznego dla niej uroku. Wykorzystując element zaskoczenia, który z pewnością wprowadził nieznajomego w zakłopotanie, a przynajmniej na to liczyła, okręciła sobie dookoła palca kosmyk jego hebanowych włosów.
- Nie spotkaliśmy się już kiedyś? - wyszeptała, pozwalając, by spomiędzy jej warg umknęło zagadkowe, choć słodkie westchnięcie. Oczywiście, że się nie spotkali - zapamiętałaby go, choćby i na jej podświadomości odcisnąłby jakieś piętno. Takich twarzy nie widuje się na co dzień.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.02.18 14:13  •  Bar - Page 43 Empty Re: Bar
Czy to naprawdę była ona? Wyglądała jak ona, poruszała się jak ona, ale nie zachowywała się jak ona. Urijah dokładnie przyglądał się jej każdemu krokowi, każdemu ruchowi ust, który towarzyszył śpiewanym przez nią słowom. Co takiego śpiewała? Co to oznaczało? Na tym niestety anioł nie potrafił się skupić. Dla niego cały świat w jednym momencie ucichł bardziej, niż przez ponad trzy tysiące lat izolacji. Te kilkanaście sekund, które dzieliły go od stanięcia twarzą w twarz z Islą wydawało się trwać o wiele więcej, niż wszystkie stulecia jego kary. Co Betsabe mogła robić w takim miejscu? Nie... Co Betsabe mogła robić na ziemi? Jej ziemska powłoka już dawno temu umarła, jej dusza została osądzona, a o jej losie nikt nie zamierzał informować Urijaha. Może i dobrze. Anioł doskonale wiedział, że gdyby tylko usłyszał choć plotkę na jej temat, to nie spocząłby dopóki by jej nie odnalazł. Miał do niej tyle pytań, tyle tematów do omówienia, ale nie miał do niej żalu. To właśnie najbardziej charakteryzowało Urijaha - nie żywił urazy. Został okłamany, podpuszczony i przez to popadł w niełaskę swojego Ojca, ale mimo tego nie zamierzał obwiniać za to Betsabe. Jego miłość do tej kobiety nadal była niezwykle czysta i niewinna, choć w ogóle nie powinna istnieć. Przez lata myślał, że zdołał skutecznie stłumić w sobie to uczucie, ale teraz, gdy zobaczył te włosy, to lico, te czerwone wargi, wszystko do niego wróciło. Wspomnienia zaczęły zalewać jego głowę niczym strumień rzeki, która wreszcie pokonała zaporę postawioną w jej korycie, jego wargi mimowolnie zaczęły się poruszać zupełnie tak, jakby chciały z siebie wypuścić jakieś zdanie, ale mimo tego głos tkwił uparcie w jego gardle. Nic nie miało znaczenia, stracił nagle wszystkie siły, jego ciało jeszcze mocniej opadło bezwładnie na krzesło, a jedynym, co działało teraz prawidłowo, były jego oczy. Wodziły one wiernie za kobietą, która przypominała jego ukochaną i nie opuszczały jej nawet na jedną sekundę. Nie przeszkadzało im to, że podczas swojej krótkiej przechadzki tak pozornie znajoma nieznajoma kokietowała wszystkich mężczyzn i wykorzystywała walory dane jej przez Boga do rzeczy, które nie przystoją owieczkom Pana. Urijah zdawał się przeoczać te wszystkie złe intencje, które od niej aż kipiały. Do tej pory jego dusza reagowała tak tylko na jedną istotę, a w tym momencie nie wiedział czy to ona, czy być może los zakpił sobie z niego powtórnie.

Zakłopotanie? To trochę nieodpowiednie określenie. Urijah czuł się jak we śnie, kiedy stanęła przed nim jego Betsabe. Być może to Bóg wystawia go na próbę, być może to Szatan chce przeciągnąć go na swoją stronę, a być może to zwyczajny przypadek albo i faktycznie sen. Dlaczego więc nie spróbować? Dlaczego więc nie zbadać tego, co się przed nim jawiło? Teraz już znał granice, wiedział, że pewnych nie powinien przekraczać i w głębi serca modlił się do Stwórcy, żeby tym razem zdołał pohamować swoje uczucia, którymi został obdarzony. Nie chciał popełnić drugi raz tego samego błędu, ale również nie chciał zmarnować takiej szansy. Jego srebrne oczy zaszkliły się i można by nawet przysiąc, że pojawił się teraz w nich jakiś płomyk, który do tej pory był skutecznie przygaszany. Jego kontrola nad emocjami nie zdała się w tym przypadku na nic. Zawiodła tak, jak on kiedyś zawiódł swojego Ojca.

- Betsabe... - zaczął cicho, lekko łamiącym się głosem, wypowiadając przy tym imię, które dla normalnego człowieka mogło brzmieć jak zlepek przypadkowych liter - J-ja myślałem, że Cię straciłem, że Bóg Ci nie przebaczył. Ale teraz jesteś. Jesteś tutaj. Przede mną. Jesteś marą? Fatamorganą mającą wodzić mnie na pokuszenie? - wszystkie te słowa wypowiadał w języku hebrajskim, przez co dla zebranych w barze mógł brzmieć jak jakiś oszołom, ale po jego mimice było widać jak to wszystko przeżywa. W oczach zebrały się łzy, na drżących ustach malował się uśmiech przepełniony jednocześnie niezmierną ulgą, jak i widocznym bólem. Urijah czuł się spełniony, ale jednocześnie walczył z zawodem, którego doznał i strachem przed tym, że po raz kolejny zrobi coś nie tak. Radość wzięła jednak górę nad wszystkimi negatywnymi emocjami, a jego serce rozpaliło się na nowo na tyle, żeby pozwolić sobie na kolejny krok. Delikatna dłoń anioła uniosła się do góry, a zewnętrzna strona jego bladych, długich palców skierowała się w stronę policzka Isli, żeby po nim przejechać. Był to jednak dotyk subtelny, niezwykle ostrożny, jakby przepełniony strachem przed tym, że przy pierwszym kontakcie cała postać jego ukochanej Betsabe rozpadnie się, skruszy, zamieni w proch i nigdy jej nie odzyska. Mimo tego chciał spróbować, mimo tego spróbował.

- Ty istniejesz! Stoisz tutaj przede mną, żyjesz. Jednak Ojciec Cię nie ukarał. Dzięki Bogu, dzięki Bogu... - powiedział to raczej sam do siebie, ale Isla nadal mogła to usłyszeć tyle, że po hebrajsku. W jego głosie, pomimo obcych słów, wyczuwalna była wyraźna ulga, radość, zmartwienie, miłość... Anioł czuł jak kajdany nałożone przez niego na siebie samego powoli puszczają i jak cały ciężar zgromadzony przez te tysiące lat spada z jego barków. Mógł sobie z tego nie zdawać sprawy, ale podczas całej tej kary najbardziej martwił się właśnie o nią. O swoją ukochaną Betsabe, człowieka o złotym sercu, który skradł również jego serce. Z tej całej euforii po jego policzkach przemknęły dwie, samotne łzy. W tym momencie pewnie wyglądał na wariata, ale tak to już jest, że ludzie wielu rzeczy nie rozumieją i nie potrafią przejrzeć. On jednak był szczery. Szczery ze światem, szczery z Bogiem, szczery z samym sobą. Właśnie dlatego nie mógł teraz się przed tym powstrzymać nawet, jeśli miało to komuś przeszkadzać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.02.18 17:01  •  Bar - Page 43 Empty Re: Bar
Betsabe - faktycznie, zlepek przypadkowo zebranych po alfabecie liter, które mówiły Isli równie wiele, co kontynuacja wypowiedzi czarnowłosego. Jednakże, pomimo tego, że żadne ze słów, które wypłynęły w ust mężczyzny nie tłumaczyło jej kompletnie nic, wszystko inne ustało. Szmery w tle, śmiechy, stukanie szkła, to wszystko stało się jakby niemym tłem względem tego, co jawiło się przed jej oczami. Rytm, który jeszcze przez moment odbijał się we wnętrzu jej głowy ucichł, a w ramach jego zamiennika pojawiły się słowa anioła, które z nieznaną sobie desperacją chciała zrozumieć. Nigdy nie spotkała się z językiem, którym się posługiwał, czuła się tak, jakby był bajecznym czarodziejem, rzucającym na nią klątwę - może to własnie próbował robić, choć z jego twarzy dało się wyczytać wszystko, byleby nie złorzeczenie czy w ogóle jakąś formę gniewu. Gdyby nie jego drżące z przejęcia wargi, najprawdopodobniej stałaby już wyprostowana, patrząc na niego jak na szaleńca. Jednakże, resztki empatii i naiwności, które można było jeszcze odnaleźć z głębinach jej serca podpowiadały jej, że nie powinna tego robić, nie powinna odchodzić, bo to się źle dla nieznajomego skończył. Patrzył na nią jak na kogoś, kt-

Gonitwę jej myśli przerwało dziwne, ciepłe uczucie, omiatające jej policzek, którego, z ręką na sercu, nie mogłaby się spodziewać. Brak zakodowanej reakcji obronnej na czułość, którą ją obdarzył poskutkował tylko wyraźnym zmarszczeniem brwi i spięciem mięśni żuchwy, jednak nic więcej nie była w stanie zrobić. Może powinna była odepchnąć jego dłoń, odtrącić - prawdopodobnie to by zrobiła, gdyby wyczuła w jego zachowaniu choć krztę złych intencji, jednak w tym wypadku po prostu ich nie było. I to właśnie wprowadziło ją w największe zmieszanie, połączone z zaskoczeniem. Bo któż na desperacji byłby w stanie wykazać się taką delikatnością?

Dźwięk tłuczonego szkła podziałał na nią niczym wyciągnięcie z wody. Świat realny wrócił do niej jak bumerang, odbijający się od skroni, rozbijający jej czaszkę niczym porcelanową filiżankę. Poczuła się tak, jakby dostała w twarz i odchyliło ją ostro do tyłu. To też uczyniła, prostując się, nadal jednak nie urywając kontaktu wzrokowego. Siłą rzeczy, dłoń nieznajomego nie mogła już jej tutaj sięgnąć. Zdawało się jej, że trwało to całą wieczność, jednakże nawet jedna trzecia jej papierosa nie zdołała zamienić się w tym czasie w popiół. Bez większego problemu można było z jej twarzy wyczytać, że nie ma najmniejszego pojęcia co się dzieje i o czym mówi do niej mężczyzna, ale ta wewnętrzna ciekawość, która momentami mogła być nawet zabójcza, nie pozwalała jej na zignorowanie zaistniałej sytuacji. W zamian za to przyciągnęła ku sobie wolne krzesło i usiadła naprzeciw niego, z charakterystyczną dla niej nonszalancją strzepując papierosa do pobliskiej popielniczki.

Szok powoli opuszczał jej ciało i pozwolił na rozluźnienie mięśni. Twarz znowu przybrała neutralny wyraz, a ona zebrała się w sobie, by przystawić filtr papierosa do ust i zaciągnąć się, powoli i dokładnie. Przyglądała mu się jeszcze przez moment, spojrzeniem podążając za dwoma niewielkimi łzami, szukającymi własnej drogi po strukturze jego twarzy. Gdy te znalazły się na poziomie brody, wypuściła dym kącikiem ust i oparła twarz na dłoni, łokieć zaś lokując na stole. - Po angielsku lub japońsku. Proszę - słowo proszę brzmiało wręcz niepoprawnie w jej ustach, ale nie miała wyjścia. Było też przecież prawdopodobieństwo, że on również jej nie zrozumie - jednak, skoro tak emocjonalnie zareagował na jej widok, musi się z tego jakoś wytłumaczyć. Choćby i na migi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.02.18 19:08  •  Bar - Page 43 Empty Re: Bar
Słowa, które tkwiły w nim od tysiącleci wreszcie opuściły gardło, ale co dalej? Nie znalazły odbiorcy, nie dotarły do uszu osoby, do której miały dotrzeć, nie zostały w żaden sposób zrozumiane czy też przetrawione. Po prostu były. Urijah spojrzał smutnym wzrokiem jeszcze raz na kobietę, która w jego mniemaniu była Betsabe z nadzieją, że ta w końcu się do niego odezwie, że da jakiś znak, że zrobi coś, co ukoi jego skołatane serce i... zrobiła. Zrobiła, ale jednak nie to, na co miał nadzieję. Zamiast wyrazić skruchę, zamiast spojrzeć na niego tak, jak spoglądała wiele lat wcześniej, zamiast chwycić go w swoje ciepłe i przyjemne ramiona, zwyczajnie wyprostowała się i niemalże odeszła. W tym momencie Urijah pojął swój błąd. Jego ręka, która jeszcze przed chwilą czule gładziła policzek kobiety, opadła teraz powoli, ale bezwładnie, na stół i zamarła tam w bezruchu. On sam wpatrywał się jeszcze przez jakiś czas w przestrzeń, gdzie wcześniej znajdowała się jego ukochana Betsabe z pewnym niedowierzaniem w to, co przed chwilą zaszło. Przecież ona przed nim stała, była, oddychała, śpiewała, patrzyła się na niego. Nie było możliwości, żeby pomylił jej głos, jej oczy, jej wargi z kimkolwiek innym pomimo tego, że nie widział jej tyle lat. Ona nadal żyła codziennie w jego sercu, nadal się tam śmiała i spędzała długie godziny na rozmowie z nim nawet wtedy, gdy starał się to tłamsić i nie dopuszczał jej głosu do swojego umysłu. Mimo tego teraz, gdy stanęła przed nim jak żywa - nie poznała go. Nie zrozumiała jego słów, nie pamiętała jego dotyku, nie wiedziała kim jest, nie znała ich wspólnego języka. Czy to możliwe, że los bywa taki przewrotny? Czy to możliwe, że pomimo nieobecności Ojca ten i tak wprawił w ruch swój plan, który miał być próbą dla Urijaha? Jak Hiob, który kiedyś miał wszystko, tak anioł miał teraz przed sobą cały swój skarb, który jednak nie należał już do niego. Rzeczywistość zabrała mu go brutalnie i bez jakichkolwiek formalności, żeby następnie wsadzić go za kraty i kazać mu się na niego jedynie patrzeć. Jednak... To było dla niego wystarczające. Widział przed sobą niemalże identyczną reinkarnację kobiety, którą kochał. Była zdrowa, nadal piękna, nie wyglądała na zranioną, zastraszoną, czuła się tu swobodnie. Anioł zamknął najpierw oczy i głęboko westchnął, zanim w ogóle odpowiedział Isli.

- Najmocniej Panienkę przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie. Mam nadzieję, że mój... nagły wybuch dawno uśpionych uczuć nie sprawił Panience dyskomfortu. - odezwał się do niej po japońsku, już głosem o wiele formalniejszym, bardziej wyuczonym, niż przed chwilą. Nadal było jednak widać, że mężczyzna czuje się trochę nieswojo i to nic dziwnego. Być może potrafił do pewnego stopnia panować nad swoimi emocjami, ale niektóre z nich były tak mocne i żywe, że nie potrafił całkowicie ich uciszyć. Teraz jednak starał się nie przytłaczać swoim smutkiem i nadziejami nowo poznanego człowieka, żeby go do siebie nie zrazić. Doskonale wiedział, że ludzka mentalność różni się od tej anielskiej i nie chciał od razu wpychać jej na biedną i nieświadomą niczego Isle. Urijah lewą ręką przetarł łzy, który spłynęły po jego twarzy i spojrzał na nie tak, jakby kompletnie się ich nie spodziewał. Najwyraźniej miłość do Betsabe była w nim nadal silniejsza, niż sam zakładał.
- Jeśli jednak przekroczyłem jakąś granicę, proszę mi od razu powiedzieć. Jestem jeszcze trochę niezaznajomiony z obecną etykietą. Widzi Panienka... Rzadko wychodzę do ludzi. - ponownie się wytłumaczył, chcąc załagodzić ewentualny konflikt, jaki mógł między nimi powstać z powodu jego nadmiernej otwartości. W tej chwili obwiniał się w środku, że niczego się nie nauczył. Został ukarany za uleganie swoim emocjom i pomimo tego, że przez tyle lat trzymał je na wodzy wystarczyła krótka chwila, aby cały, tak skrupulatnie budowany mur zwyczajnie się rozpadł. Teraz rozumiał dlaczego Adam tak łatwo uległ Ewie, rozumiał doskonale dlaczego jej uwierzył i dlaczego za nią podążył. To jednak nie tłumaczyło ich w żaden sposób. Ich akcje nadal nie powinny mieć miejsca i nie powinny być akceptowalne.
- Nazywam się Urijah. Mogę Panience jakoś wynagrodzić to, co przed chwilą zaszło? - zapytał wreszcie, uśmiechając się przyjaźnie. Ludzie... Ludzie zawsze go fascynowali i choć oni sami twierdzili, że anioły są od nich piękniejsze, to sam Urijah nigdy nie mógł się z tym zgodzić. Patrzył na ich wnętrze, które było znacznie bogatsze i bardziej rozbudowane, niż jakikolwiek anioł, z którym się spotkał. Ludzie patrzą na pewne rzeczy inaczej, wybierają inaczej, czują inaczej, panują nad sobą w sposób odmienny. Ta różnorodność właśnie była pięknem, którego mogła zazdrościć im każda inna istota.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.02.18 4:11  •  Bar - Page 43 Empty Re: Bar
Dyskomfort? Nie, to słowo zbyt lapidarnie określało to, co działo się w jej wnętrzu. Można to było porównać do uczucia, które towarzyszy topieniu się w Morzu Martwym, kiedy to słona woda zaczynała powoli wypełniać płuca, paląc przełyk, oczy i każdą, najmniejszą ranę czy otarcie znajdujące się na ciele. Odnosiła wrażenie, że jej ciało zachowuje się tak, jakby ktoś naprawdę siłą wpychał jej głowę pod wodę, chciała łapczywie chwytać resztki powietrza, lecz zamiast tego jej usta wypełniały się solą i piaskiem. A pomimo tego, nie reagowała. Patrzyła, wręcz wbijała spojrzenie w jego twarz, doszukując się na niej choćby i odrobiny wytłumaczenia, choć z jej lica nie dało się odczytać nawet tego. Wyglądała, jakoby znudzona, znalazła sobie coś nowego, jakieś ciekawe zajęcie, odskocznię od normy i ulokowała ją w postaci nieznajomego. Resztką sił trzymała przy sobie przytomność umysłu, nie chcąc za żadne skarby ukazać tego, co rozgrywało się po kaskadą jasnych kosmyków.

- Nie - odparła w końcu, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, jak suche jest jej gardło. Odchrząknęła, od niechcenia poprawiając irytujący ją włos, który jakimś cudem znalazł drogę do jej rzęs. Choć nie było to nic znaczącego, pozwalało jej na szybkie zebranie myśli i przeanalizowanie najlepszej strategi, którą musiała w końcu obrać. Walczyła między odejściem i zainteresowaniem zaistniałą sytuacją, z tyłu głowy słysząc jeszcze szmery o tym, że może być to podstęp. Pozornie bezpodstawne, życie na tym padole nauczyło ją, że nie warto ryzykować do tego stopnia, który może uciąć ci głowę. Co jeśli Urijah miał ją tylko rozproszyć, zająć, omamić, a gdy wreszcie na to pozwoli, wbije jej sztylet w plecy i odejdzie z tym, co nazbierała przez lata? Wolała dmuchać na zimne, niż później bandażować poparzone ręce. Choć kto wie, może jej te ręce odetną.
Wszystkie te intrygi i podejrzenia krzyczały w jej wnętrzu niczym zarzynana świnia, aczkolwiek żadna z nich nie potrafiła wyjaśnić łez, które niekontrolowanie uronił czarnowłosy. Doskonała gra aktorska? Zwykła podłość i brak zasad, które pozwalały na tak otwartą manipulację, czy najprostszy w świecie żal, który wypełniał jego kołatające niekontrolowanie serce? Isla może i nie była głupia, lecz tego doszukać się w jego osobie nie mogła.

Rzadko wychodzę do ludzi. Też chciałaby być w stanie to powiedzieć. Ba, nie powiedzieć, chciałaby, żeby to zdanie odnosiło się do niej samej. Bynajmniej z niej osoba introwertyczna, ale w momencie, w którym nie ma się wyboru między przyjemną, aczkolwiek produktywną samotnością, a pracą wśród różnych, często niebezpiecznych osób, nietrudno o tęsknotę za tym pierwszym.
Nie szukaj z nim wspólnego języka, głupia. Sama się skarciła, co za niespodzianka. Tendencja do wędrowania wyobraźnią tam, gdzie nigdy jej noga nie postanie nie jest zbyt użyteczne.

- Tak, możesz - dodała, po krótkiej pauzie. Znudzona paleniem, o zgrozo, strzepnęła popiół z na wpół spalonego papierosa i wcisnęła go w dno popielniczki. - Po pierwsze, przyjmij do wiadomości, że na imię mam Isla i w ten sposób masz się do mnie zwracać. Nie jestem panienką w żadnym stopniu, jakkolwiek byś na mnie nie patrzył - ponownie, nie panując nad własnym instynktem, zbliżyła ich twarze do siebie, chcąc mieć pewność, że ją usłyszy. - Po drugie, chciałabym, żebyś wytłumaczył mi o czym przed chwilą mówiłeś, bo nie sądzę, żebyśmy się znali, a wyglądałeś, jakbyś mówił do świeżo odnalezionego członka rodziny - impulsywnie zwilżyła wargi, czując, że z każdym słowem są coraz bliżej pęknięcia. Pominęła wszelkie uprzejmości, przechodząc prosto do palącego ją żywym ogniem pytania. Znana ze szczerości, nie miała najmniejszej ochoty silić się na uprzejmość, pragnąc usłyszeć odpowiedź jak najprędzej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.02.18 20:18  •  Bar - Page 43 Empty Re: Bar
Tyle dobrego! Urijah aż odetchnął z ulgą, kiedy kobieta uświadomiła go, że nie sprawił jej kłopotów. Właśnie tego obawiał się najbardziej, ale jeśli takie zmartwienie mógł rzucić w kąt, to wszystko było w porządku. No... Prawie. Gdyby nie liczyć tego, że jego zachowanie wprowadziło pomiędzy nimi jakąś dziwną, niezbyt komfortową atmosferę, to pewnie nie byłoby na co narzekać, ale anioł sam sobie był winny. Chociaż gdyby Urijah wiedział o co podejrzewa go teraz Isla, to sam by się zatrwożył. Naprawdę wyglądał na podejrzanego typa? Na takiego, który potrafi ogłuszyć kobietę i zaciągnąć ją w ciemny zaułek? On tutaj myślał, że pomiędzy nimi było po prostu niezręcznie, a tymczasem wychodził na jakiegoś psychopatę. Parias nie brał jednak pod uwagę, że to jest Desperacja. Tutaj nawet mała dziewczynka mogła być tak naprawdę mutantką żerującą na ludziach, ale nikt nie powinien mu się dziwić. Tyle lat spędził w świecie idyllicznym, że nawet do głowy nie przyszedłby mu taki sposób myślenia. Owszem, zdawał sobie sprawę z tego, że teraz po ziemi grasują różne strachy i dziwy, ale nigdy nie podejrzewałby przedstawicieli własnej rasy o stanowienie jakiegokolwiek zagrożenia. Jak widać, ludzie podchodzili do tego kompletnie inaczej.

- Ależ Panienko Islo, proszę mi wybaczyć jeśli będę się tak zwracał, ale naprawdę ciężko zmienić mi moje odwieczne nawyki. Postaram się to mieć na uwadze podczas naszych rozmów. - odpowiedział przyjaźnie, nadal używając jednak zwrotu "panienka". Urijahowi wiedział, że zwracanie się do ludzi po prostu po imionach przyjdzie mu z wielkim trudem. Wiele lat temu, kiedy nie było jeszcze Desperacji, a obecni tutaj goście nie śnili nawet o tym, żeby się urodzić, zwracanie się z godnością do drugiej osoby było standardem. Wszelkie inne formy były uznawane albo za zuchwałe i obraźliwe, albo były zwyczajnie zarezerwowane dla osób najbliższych oraz członków rodziny. Pomimo tego, że Isla była tak łudząco podobna do Betsabe, anioł nie mógł jednak się jakoś przełamać. Nie teraz, gdy wiedział jak straszliwy błąd popełnił i czym to mogło skutkować.
- I dlaczego tak o sobie mówisz? Każdy człowiek zasługuje na to, żeby zwracano się do niego jak do kogoś ważnego. W końcu to wyjątkowe istoty. Czyż nie? - znowu zwrócił się do Isli tak, jakby on sam nie identyfikował się z ludźmi, co być może było zgodne z prawdą, ale mogło wyglądać co najmniej dziwnie z perspektywy drugiego rozmówcy. To kolejny szczegół, na który Urijah nie zwracał uwagi, bo zwyczajnie nie zamierzał nigdy kryć się z tym, że jest aniołem. Ludzie i tak powinni być już świadomi ich obecności. Jeśli nie spotkali skrzydlatego osobiście, to na pewno słyszeli o nim chociażby opowieści, a że nikt nigdy Urijaha nie zapytał wprost czy jest jednym z nich, to już całkowicie inna sprawa.

Teraz jednak zapytano go o temat trudniejszy. Miał wytłumaczyć obcej osobie czemu jego serce zabiło po raz kolejny tak, jak kiedyś? Czemu jego oczy wypełniły się łzami, a oddech nie chciał opuścić jego piersi? To nie było takie proste. I tu nawet nie chodziło o to, że Urijah miał jakieś szczególne problemy z otwieraniem się przed obcymi. Po prostu nie wiedział gdzie powinien zacząć i czy właściwym było obciążanie tej młodej duszy swoimi problemami. Wiedziało o nich już wystarczająco wiele osób i kilka z nich pomagało mu nawet nieść ten ciężar. Nie zamierzał zrzucać go na ramiona człowieka, który może sobie z nimi nie poradzić, więc wytłumaczenie postanowił ograniczyć do minimum.
- W moim życiu istniała kobieta, którą kocham do tej pory. Na imię miała Betsabe. Najwyraźniej Bóg wystawia mnie na próbę, bo wyglądasz identycznie jak ona. Być może jesteś jej potomkiem, być może to zwykły zbieg okoliczności, a być może to mój mózg płata mi figle. - odpowiedział, spoglądając w stół, żeby podczas całego tłumaczenia nie patrzeć prosto w oczy kobiecie, która znajdowała się teraz zdecydowanie za blisko niego. Odgrzebane wspomnienia były zbyt świeże, żeby tak po prostu zignorować fakt, że jej twarz wyglądała dokładnie tak samo, jak jego ukochanej. Każde wgłębienie, wypukłość, kości policzkowe, a nawet te oczy. Wszystko było takie, jak u Betsabe.
- Jednak nie martw się. Nie mam względem Ciebie żadnych złych czy nieczystych intencji. Nie musisz się niczego obawiać. Nie tknę Panienki Isli nawet palcem i jeszcze raz przepraszam za tamto. Dałem ponieść się emocjom po raz kolejny, czego bardzo żałuje. - powtarzał to jak mantrę chociaż kobieta wyraźnie powiedziała mu, że nie ma się czym przejmować. Być może dla niej było to normalne, ale dla niego samego taka forma dotyku była czymś naprawdę wyjątkowym, czym nie powinien obdarzać pierwszego lepszego nieznajomego człowieka. To cud, że Isla jeszcze o nic go nie oskarżyła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.02.18 22:39  •  Bar - Page 43 Empty Re: Bar
Ludzi charakteryzuje przede wszystkim ostrożność. Bycie z jednym z ostatnim ogniw łańcucha pokarmowego to wspaniała szkoła nieufności, która pokazuje, jak łatwo z pana sytuacji stać się byle obiadem. Ta sama ręka, która kiedyś z dumą dzierżyła broń, może zaraz zostać odgryziona ze śmieszną wręcz łatwością. Isla nie mogła sobie pozwolić na utratę kontroli przez byle niedopatrzenie czy zwykłą sympatię, którą nieznajomy próbował w niej obudzić. Możliwe, że nie było to robione umyślnie, taka może być jego natura i sposób bycia - delikatny, czuły i tak przesadnie ostrożny, by w żaden sposób nie przekroczyć granic, które sam sobie wyznaczył. W głębi serca na to liczyła, zmęczona już okrucieństwem, z którym codziennie musiała się zmierzać. Niczym ćma, ciągnęło ją do łagodności, choćby i krzty zmartwienia, które jak ogień, mogło rozpalić jej zwiędłe serce. To proste, ludzkie, a przede wszystkim - naiwne. Myśl ta kwitła gdzieś w kącie jej podświadomości i nawet nie miała jak jej zwalczać, nie była świadoma, że z tego można narodzić się ogromny problem. Kiedyś.

Panienko, panienko... ah, to określenie zgrzytało jej jak piasek między zębami. Brzmiało na tak wymuszone, patrząc na okoliczności, w których się znajdowali. Zapyziały bar, krzyki, śmiechy w tle - szukanie tu śladów choćby i niskiej kultury mijało się z celem. To żadna bajka, nieznajomy przecież nie okaże się księciem na białym koniu, który odwiezie ją do krainy szczęścia. Życie to nie kolorowa opowiastka dla dzieci, nieważne jak bardzo starała się swój żywot do takiej upodobnić. Do pewnego momentu, kiedy to jeszcze mieszkała za bezpiecznymi murami miasta, łatwiej było żyć jej w nieświadomości tego, co dzieje się poza nimi. Unikała wiadomości, rozmów na ten temat, a przede wszystkim skupiała swoje myśli wokół rzeczy przyjemnych, bliższych jej samej.
Gdyby nie ten cholern-.... Nagle jej głowa wypełniła się bynajmniej przyjemnymi wspomnieniami, mogłaby przysiąc, że dłonie zaczynają jej delikatnie drżeć. Źrenice, zdawać się mogło, przestały skupiać się na twarzy rozmówcy, choć cały czas były na niego nakierowane. Tak samo, jak dziewięć lat wcześniej, gdy ujrzała scenę, która definitywnie i odrobinę zbyt gwałtownie przerwała jej spokojne życie. Choć może i osiem? Nie była w stanie sobie tego przypomnieć, nie odczuwała jaka odległość dzieliła ją od przywołanego wspomnienia, czy nawet i całej serii retrospekcji, które kręciły się dookoła jednej osoby - osoby, która była jej księciem na białym koniu. Do czasu.
- Nie - kolejna krótka odpowiedź, zdawać by się mogło, taka do niej nie podobna. Nie miała może w zwyczaju rozgadywać się, gdy nie wymagała tego sytuacja, z pewnością wolała sprytniej dobierać słowa, w ten sposób, który pozwoli jej na otrzymanie określonego efektu. Ale w tym wypadku, najzwyczajniej nie wiedziała czego by mogła od niego chcieć, nadal skonfundowana tą nadzwyczajną uprzejmością. Chociaż...
- Nie czuje się specjalna, mój drogi Urijahu. Życie nauczyło mnie, że pozorne poczucie wyjątkowości prowadzi donikąd - słowa same wypłynęły z jej ust, wyraźnie zmieniając ton jej wypowiedzi. Zniknęła nutka arogancji i pewności siebie, zastąpiona raczej swoistą formą pokory i powściągliwości. - Choć sam nie wymagasz, bym zwracała się do ciebie w inny sposób, niż po imieniu. Nie czujesz się wyjątkowy? - Odsunęła się nieznacznie, chcąc w ten sposób pokazać, że jednak szanuje jego przestrzeń osobistą. Na przestrzeni kilku sekund nie udało się jej może wymyślić, czego chciałaby od anioła, jednakże udało się jej zdać sprawę z tego, czego nie chce - by historia się powtórzyła. Bo z Desperacji nie ma już gdzie uciekać.

Gdyby Isla odznaczała się jakąś nadzwyczajną ilością empatii, skumulowaną głęboko w jej wnętrzu, wtedy obawy o to, czy byłaby w stanie udźwignąć wagę problemu obcej osoby byłyby niebezpodstawne. Jednakże, ta cecha nigdy nie była jej mocną stroną. Nie mijającym się nawet z prawdą byłoby stwierdzenie, że jest nieczuła. Zazwyczaj.
Z drugiej jednak strony, takie otwieranie się przed kompletnie obcą mu osobą było co najmniej ryzykowne. Czy był świadom ile drzwi otwiera zrobienie czegoś takiego? Jak łatwo tworzyć silne, trafiające w czuły punkt argumenty personalne? Możliwe, że był, lecz niewiele sobie z tego robił, bądź liczył na dobroć serca innych. Zgubne, naprawdę.
- Rozumiem. Nie przejmuj się, proszę - fakt, że do złudzenia przypominała mu ukochaną brzmiał bardziej jak dość kiepska forma podrywu, aniżeli prawda i najpewniej za to by to wyznanie uznała, gdyby nie fakt, jak na nią zareagował. Zasiało to w niej ziarenko niepewności, którego nie umiała wyplenić.
- Wiem, że to trochę... niewygodne pytanie, ale może mógłbyś mi coś o niej opowiedzieć? Jeśli nie jest to dla ciebie problem, oczywiście - zbieranie informacji jeszcze nigdy nie zrobiło jej krzywdy, więc dlaczego miałaby nie wykorzystać sytuacji?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.02.18 18:40  •  Bar - Page 43 Empty Re: Bar
Ależ i oczywiście, że panienko! W końcu tym dla Urijaha była Isla - panienką. Ewentualnie mógł jeszcze się do niej zwracać per "drogie dziecko", ale swego czasu przekonał się już, że ludzie jakoś za bardzo nie lubią tego określenia. Czemu? Nie wiedział i nigdy nie potrafił zrozumieć. Przecież oni wszyscy są dziećmi tego samego rodzica - Boga. Dlaczego więc mieliby się obrażać za takie porównanie? Anioł wielokrotnie zastanawiał się czy wynika to z ich wolnej woli, a przez to innego podejścia do świata czy też po prostu z tego, że z biegiem lat ludzie zaczęli się oddalać od swojego Stwórcy coraz bardziej, aż w końcu nie identyfikowali z nim nawet tak prostych zwrotów. A to, że sprawę mógł utrudniać fakt, że żaden z rozmówców nie brał Urijaha za anioła, akurat już mu jakoś umknął. W zasadzie ten aspekt często jakoś znikał z jego umysłu i nigdy go nie podkreślał przy rozmowach. Być może dlatego ludzie często spoglądali na niego jak na pomyleńca czy szaleńca. W końcu jeśli ktoś podszedłby do losowej osoby i mówił, że pamięta jak w tym miejscu maszerowały jakieś starożytne wojska i jak z tego powodu wtedy rozpaczał, to raczej trzeba założyć, że nie wszystko jest z nim w porządku.

Nie - taka odpowiedź zawsze bolała Urijaha, który czuł się nie tyle niepewnie w towarzystwie ludzi, co zwyczajnie bardzo zwracał uwagę na to, co mówi. Tak lakoniczne zwroty wprawiały go w lekką konsternację i w głowie rozpatrywał kolejny raz przebieg całej rozmowy, żeby sprawdzić czy czasem nie zwrócił się do drugiej osoby w niewłaściwy sposób. Isla tymczasem odpowiedziała tylko "nie" już nie pierwszy raz, więc na czole anioła niedługo zaczną pojawiać się pierwsze krople potu świadczące o pracy mózgu na najwyższych obrotach. Niestety mężczyzna nie mógł jednak niczego znaleźć. Ludzie byli wyjątkowi. Tak uważał, tak mu zawsze mówiono, z tym się zgadzał. Takie określenie chyba nie powinno nikogo urazić. A jeśli jednak? Przez te trzy tysiące lat zamknięcia świat zmienił się do tego stopnia, że brunet go już prawie wcale nie poznawał. A co, jeśli wraz ze światem zmieniła się wrażliwość i podejście ludzi? W głowie Urijaha zaczęły kłębić się pytania i gdyby nie dalsze słowa Isli, to anioł z pewnością zatraciłby się w swoich myślach do tego stopnia, że nie zwracałby już nawet uwagi na otoczenie.

- Nie, Islo. To ludzie są wyjątkowi. Zostaliście stworzeni na obraz Pana, obdarował Was wolną wolą, patrzył jak się rozwijacie i nadzorował Wasz każdy krok. Poświęcał Wam naprawdę dużo uwagi, więc niby dlaczego mielibyście być pozornie wyjątkowi? Inne jego stworzenia nie mogły liczyć nawet na ułamek miłości, którą Was obdarzał przez te setki tysięcy lat. Wiem, że trudno uwierzyć mi na słowo, ale gdybyś widziała to samo co ja, to nie miałabyś żadnych wątpliwości, panienko. - zwrócił się do kobiety, kompletnie nie przejmując się tym, że brzmi jak kaznodzieja albo zwyczajny dziwak. On jednak mówił prawdę. Wiedział jak Bóg podchodzi do ludzi, widział jak się nimi przejmuje i jak troskają go ich złe wybory. Na całej kuli ziemskiej nie było drugiej tak doskonałej, tak przemyślanej i tak wolnej istoty jak człowiek. Wolna wola i rozum sprawiły jednak, że nierzadko ludzie nie zdawali sobie sprawy z własnego znaczenia oraz wartości i zatracali się w spirali negatywnego myślenia, wojen, nienawiści i niedowartościowania. Ludzie otrzymali od Boga najwięcej ze wszystkich, a mimo tego nadal potrafili się od niego odwrócić czy zwyczajnie udawać, że nie istnieje. To było piękne i smutne zarazem.

Urijah nie patrzył na każdego nieznajomego jak na potencjalnego wroga czy osobę, która chciałaby wykorzystać jego słabości. Był aniołem, który żywił platoniczną miłość do wszystkich stworzeń, a ludzi kochał jak własną rodzinę. Zawsze zakładał, że w środku kogoś istnieje jakieś ziarenko dobra, więc dla każdego istniała także w sercu Urijaha nadzieja. Gdyby choć na moment się zawahał, to zapewne stałby się taki, jak inni ludzie, ale do tej pory nie miało to miejsca. Niektórzy powiedzieliby, że mężczyzna jest śmiertelnie naiwny, inni stwierdziliby, że jest zwyczajnie głupi, a jeszcze trzeci, że go musiało coś połaskotać po mózgu. Brunet nie potrafił jednak sam zmienić tego kim jest i jaki jest, więc jakoś nigdy się tym nie przejmował. Skoro Bóg obdarzył go takimi cechami i do tej pory pozostały one niezmienne, to najwyraźniej taki był jego plan, więc musi to zaakceptować.

- O niej? - powtórzył z początku, nie wiedząc do czego nawiązuje Isla. Zaraz jednak wszystko do niego wróciło i połączył fakty, a na jego ustach pojawił się szczery, ciepły uśmiech - Betsabe albo jakbyście dzisiaj powiedzieli - Batszeba była siostrą jednego z najdzielniejszych żołnierzy Dawida. Żyła na Ziemi długo przed Twoimi narodzinami. Ludzie byli wtedy jeszcze bardziej związani z naturą, ich technologia i wiedza były znacznie mniej zaawansowane niż obecnie. Jej domem był Izrael. - Urijah zaczął od prostego wprowadzenia, żeby Isla miała mniej więcej pojęcie, o jakich czasach mówi, choć anioł nie był pewien czy w obecnym stanie świata jakakolwiek wiedza historyczna jeszcze się ostała.
- Była człowiekiem, a jej uroda przyćmiewała grację jaką zostały obdarzone anioły. Pamiętam jak swoimi palcami wyjmowałem resztki gałązek z jej włosów, jak dyskutowaliśmy godzinami nad Ewangelią i życiem na ziemskim padole. Być może nie wiedziała wielu rzeczy, ale była niezwykle bystra i szybko się uczyła. Nim się obejrzałem zadawała mi pytania, na które udzielenie odpowiedzi nie było łatwe. Jednak tym, co skradło moje serce, był jej uśmiech. Ludzie nie zdają sobie sprawy jaka siła tkwi w ich uśmiechu. Kiedy człowiek okazuje radość, otwiera swoją duszę przed inną istotą i pozwala na dostrzeżenie swojego prawdziwego piękna. Dzisiaj niestety rzadko widuję uśmiechy na ustach ludzi. Każdy wydaje się zagubiony, zastraszony, nikt nie szuka pocieszenia w Bogu. - całość brzmiała wyjątkowo nieskładnie, ale anioł przez cały czas zdawał się widzieć za zamkniętymi powiekami obrazy, które opisywał. Jego mimika cały czas się zmieniała, ale przez większość czasu na jego twarzy widać było błogi uśmiech, który wywoływały wspomnienia o ukochanej. Były trochę zamglone, nie zawsze pamiętał każde jej słowo, ruch czy gest, ale jej sylwetka nadal była mu doskonale znana. To mu wystarczało. To pozwalało na to, żeby serce dalej pracowało i nie wzdychało do Betsabe aż tak często. Dopóki żyły w nim gdzieś choć malutkie wspomnienia, dopóty był szczęśliwy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Bar - Page 43 Empty Re: Bar
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 43 z 52 Previous  1 ... 23 ... 42, 43, 44 ... 47 ... 52  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach