Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Go down

Pisanie 20.09.21 18:02  •  Inny magazyn Empty Inny magazyn
Korytarze piwnicy nosiły ciemne ślady dawnego pożaru, powietrze było suche, tak samo jak cisza wokół Abrahama i Ego. Nawet dźwięk ich kroków po popękanych kafelkach, wybrzmiewał nieśmiało i zaraz zamieniał się w nicość. Jakby nigdy w ogóle nie zaistniał. Zastanawiał się, czy mógł być tu ktoś jeszcze, ale jego egzystencję też pochłaniał przeraźliwy pustostan tego miejsca. Może równoległym korytarzem przechodzili inni desperacji, hieny szukające resztek, może się minęli nawet o tym nie wiedząc.

I Ego i Abraham nie mieli ochoty, ale pewnie też nie było sensu, chodzić po salach szpitalnych. Tam z pewnością nie było niczego, poza wspomnieniami i połamanymi resztkami łóżek, co mogłoby mieć jakąkolwiek wartość. W pewnym momencie korytarza Abraham zatrzymał go gestem i wskazał najbardziej obiecujące drzwi w tej szpitalnej ruderze. Były zamknięte, co dobrze wróżyło. Chwila zabawy łomu z zardzewiałą, osmoloną kłódką i wreszcie pchnęli drzwi.
Żadna z żarówek nie działała. Zapasowy generator musiał umrzeć już chwilę temu. Ktoś przewidział taką możliwość, bo przy wejściu leżało kilka świeczek, zapałki i... latarka. Niemal się zachłysnął, kiedy odkrył, że działała. Jak dla niego, to mogli już stąd iść. Światło w ciemności, największy skarb już odnaleziony.  

Sięgnął do pierwszej półki z brzegu, ściągając z niej materiał, pod którym były pudełka z małymi ciemnymi butelkami. Odkręcił kilka z nich. Choć miały na dnie tylko kilka kropel lub były wyschnięte, niektóre nadal pachniały koszmarnie. Czy to dlatego, że taki miały po prostu zapach, czy dlatego że się w jakiś sposób zepsuły, nie umiał powiedzieć.
Przebierając powoli wzrokiem po rzędach półek i szafek, skierował latarkę pod stopy Abrahama. Jego diadem odbił światło, kiedy promień na moment objął jego sylwetkę.
- Szukasz czegoś konkretnego? - spytał, od niechcenia przebierając drugą ręką po kolejnych półkach, nikle przypominając sobie ich rozmowę w ogródku przed szpitalem. Po coś tu w końcu Abraham przyszedł, w przeciwieństwie do Ego, który po prostu się napatoczył przez przypadek na szpital. Początkowo nie chciał nic zabierać, poza tym co wykopał z ogrodu, ale skoro i tak już zabrał co miał zabrać z kaplicy, to równie dobrze mógł brać dalej. Czy powinien, to inna sprawa.
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.03.22 14:57  •  Inny magazyn Empty Re: Inny magazyn
Abraham nauczył się, że czas płynie inaczej. W świecie pozbawionym działających zegarów, w którym kolejne dni odmierzały ruchy słońca, gwiazd i migoczące w nocy mury Miasta, łatwo było się pogubić. Z drugiej strony… Nie mieli już dokąd się śpieszyć.
Miało to swój abstrakcyjny urok.

Spacer, który nie trwał pewnie dłużej niż paręnaście minut, biorąc pod uwagę ogrom budynku, zatarasowane przejścia i trzymające się na słowo honoru stopnie schodów, równie dobrze mógłby trwać miesiącami. Zupełnie jakby byli zamknięci w tym potwornym gmachu, a czas płynął sobie gdzieś hen daleko, omijając ich mały betonowy ekosystem.
Pozwolił Ego wykonać „ciężką, męską pracę” (jak to rzucił żartobliwie, obserwując go dzielnie walczącego z drzwiami). Ba! Nawet gwizdnął z uznaniem, kiedy kłódka ustąpiła i klasnął parokrotnie w dłonie.
Wsunął łepetynę do środka rozglądając się czy nie zostaną zaatakowani przez armię szczurów, ale teren okazał się wyjątkowo czysty. A kiedy Ego znalazł latarkę… Świat w ogóle stał się o wiele piękniejszy.

Zajął się przebieraniem rzeczy leżących tuż obok, pozostawiając swojemu kompanowi drugą część pokoju. Odwrócił się dopiero na dźwięk jego głosu. Zmrużył nieprzyzwyczajone do mocniejszego światła oczy i potrząsnął głową w odpowiedzi na pytanie.
- Nah. Tego co każdy z nas. Sensu życia i woli przetrwania, ale pocieszę się kolorowymi plasterkami albo syropem na kaszel.- Sięgnął  po jedną z buteleczek ustawionych na drewnianym regale po swojej lewej stronie. Obejrzał zawartość, korzystając z nikłego źródła światła w postaci skierowanej w swoją stronę latarki. Gęsty, mętny i z pewnością przeterminowany płyn był z koloru podobny zupełnie do niczego. – Ale chyba nie tym. Wygląda jakby mnie zabić razem z kaszlem.
Przecież mu nie powie, że Góry Shi mają poważne braki w zaopatrzeniu. I w ofiarach. I w sumie personelu też. Czasami czuł się jak ostatni ocalały w tych przeklętych górach. Po co on w ogóle przyszedł?
Nie pamiętał.
Chyba chodziło o jakieś składniki. Mógłby się za nimi rozejrzeć.
Dlatego też zaczął powoli przeglądać wszystkie napotkane szufladki, szukając czegokolwiek wartościowego – czystych igieł, bandaży, może suszonych ziół.

Nagle przypomniał sobie o roślince, którą Ego wciąż trzymał w torbie. Biedna musiała jakoś przetrwać ich podróże po opuszczonym szpitalu.
- Ona padnie.- Rzucił nieświadomie na głos. Dopiero po paru sekundach zorientował się, że słowa w ogóle jego usta, więc wskazał palcem na torbę blondyna.- To co zebrałeś w ogródku. Mam wodę, ale… Hm… Moglibyśmy poszukać jakiejś pipetki albo strzykawki. Widziałem jak jeden z naszych zielarzy wbijał takie w ziemię i nawadniał tak rośliny. Przy okazji nie zalałoby ci to całej torby.
Okręcił się w miejscu, zupełnie jakby jakimś magicznym sposobem mieli natychmiast znaleźć szukane przedmioty. W zasięgu wzroku jednak nie leżało nic co mogłoby im się przydać. Dlatego Abraham zaczął nieco dokładniej przeszukiwać szuflady.
- Myślałeś już gdzie spędzić noc? – Zapytał nagle. Nie miał pojęcia, która była godzina, jak blisko do zmierzchu, ale gdzieś podświadomie czuł, że mogą się przed nocą stąd nie wydostać. Czy uśmiechało mu się spędzać noc w szpitalu?
Oczywiście, że nie.
Od dzieciaka słuchał o duchach nawiedzających ściany tego cholernego miejsca. I jakoś miał przeczucie, że ani te anielskie ani te ludzkie dusze nie byłyby zadowolone z jego obecności. Ale jakby miał tu siedzieć z Ego… To już nie była AŻ tak zła perspektywa. Mogliby poszukać dziurawych kocyków albo zasłon i zrobić sobie piżama party w zabarykadowanej Sali szpitalnej.

Pozostała też opcja, aby zabrać  Ego w Góry, chociaż to wymagałoby mocnej gimnastyki i bardzo szybkiego spacerku. Bardzo, bardzo szybkiego jeśli chcieli zdążyć. Ale ta opcja miała mnóstwo minusów: po pierwsze – przyprowadzenie świeżej krwi do Kościoła wiązało się z tym, że wszyscy chcieli nowego poznać. Cholerne obsypywanie miłością. A gdyby Ab kazał im w żołnierskich słowach spierdalać, pewnie zaczęłyby się plotki. Jęknął na samą myśl, że musiałby się tłumaczyć Akeli kim jest jego nowy znajomy.

Zerknął kątem oka na chłopaka. Kretyński, zupełnie niekontrolowany uśmiech rozjaśnił nieco oblicze egzorcysty. Odwrócił głowę natychmiast, kiedy zorientował się, że śmieje się jak głupi do sera. Odchrząknął nerwowo. Już dawno nie czuł przyjemności z samego spędzania czasu z kimkolwiek.
Dziwnie miłe uczucie, którym nie zamierzał się z nikim dzielić.
A już na pewno nie z Prorokiem.
Opcja nocowania w szpitalu wydała się nagle o niebo lepsza, niż samotne wracanie do domu.
                                         
Abraham
Egzorcysta     Opętany
Abraham
Egzorcysta     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Abraham Shimizu


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.05.22 22:36  •  Inny magazyn Empty Re: Inny magazyn
- Och, na pewno nie padnie - zapewnił, wyciągając roślinkę z plecaka - skoro zgłosiłeś się na jego współopiekuna. Trzymaj - powiedział, wkładając ją Abrahamowi w dłonie i zaczął rozglądać się za wspomnianymi przez niego przyrządami.

Nie zaszedł daleko i nie odkrył niczego, kiedy odwrócił się zdziwiony na śmiech Abrahama. Skrzywił brwi pytająco, jakby się zmartwił że śmieje się z niego, ale nawet w tak ciemnych warunkach mógł dostrzec, a raczej wyczuć, że to nie było to. Ten dźwięk był... miły. Zachichotał cicho pod nosem, bo kto by się spodziewał, że w takiej sytuacji, w takim miejscu, wśród kurzu, zapachu stęchlizny i spalenizny, poczuje powiew świeżego powietrza.
- Miałem w planach zawrócić zaraz jak zabrałem roślinkę - przyznał się Ego - ale teraz już na to rzeczywiście za późno. Jeśli nie lubisz nocnych wycieczek, możemy tu zostać na noc - zaproponował, łapiąc sugestię, że może nie warto szwendać się, skoro mają dach nad głową na tę noc tutaj. Chyba wolałby wybrać się powrotny marsz w ciemnościach przez Desperację z duszą na ramieniu i żołądkiem pod gardłem, niż spędzić samotnie noc w zdewastowanym szpitalu, ale skoro miał nie być tu sam... Przysunął się bliżej towarzysza, tracąc zainteresowanie przeszukiwaniem półek i kierując je na jedyną żywą osobę w tym budynku. Na tej pustyni. Na tym świecie? Nie, chwila, w Smoczej Górze wciąż byli ludzie. Chyba. Tak mu przynajmniej wydawało. Co z tymi cieniami za którymi nie mógł nadążyć, milczące sylwetki, które nie zaszczycały go spojrzeniem, tym bardziej słowem? Tak, ktoś może i ktoś jeszcze istniał, ale co z tego. Czy cokolwiek miało większe znaczenie. Może tylko ta roślinka pomiędzy Abrahamem a Ego, maleńki żywy zielony dowód na to, że jeszcze gdzieś przez Desperację pulsowało życie. Było to miła myśl, zważywszy na to, że czasem tracił koncentrację i jakby zapominał, że jego własne serce też jeszcze biło. Miał ochotę zsynchronizować się z niemym, nieustającym pulsem roślin, które żyły mimo wszystkich nieszczęść dookoła. Miał ochotę wpatrzywać się długo w Abrahama, żeby nie zapomnieć później, że nie jest sam we wszechświecie.

Stał teraz przed Abrahamem, nic nie mówiąc, ale z wyraźnym zafrasowaniem na twarzy, jakby nagle mu coś przyszło do głowy.
- P-posłuchaj - powiedział wreszcie miękko, z wahaniem. - Szukam kogoś - powiedział. Przez sekundę, jeśli było się uważnym, można było wyłapać w jego głosie niepewność i poczucie winy, jakby sam testował ten pomysł na głos po raz pierwszy. Do tej pory żył on tylko w jego głowie, a nagle urzeczywistnił się w tym wyznaniu. - W-wiem, w-wiem, Desperacja jest duża. Ale mam czas. Może znajdę żywą osobę, może tylko zwłoki, co jest mało prawdopodobne, albo będę się błąkał przez wieczność szukając duchów, ale przynajmniej będę mieć jakieś remedium na bezczynność. Muszę wrócić do Smoczej Góry, po zaopatrzenie i parę rzeczy, ale generalnie... chce zacząć od Apogeum Desperacji. W-wiem, że to-- o, no proszę, jak na życzenie - urwał nagle i sięgnął ku półce za uchem Abrahama, nachylając się lekko nad nim, biorąc strzykawkę z zzieleniałą, nieostrą już igłą. Idealna do ich ogrodniczych wyczynów. Wręczył ją Abrahamowi. - Więc tak, wiem, że Szpital jest częścią Apogeum, tak?, ale ciągle... n-nie wiem, nie mogę trafić tam gdzie chcę, jakieś budynki, bary, domy, cokolwiek - żachnął się cicho, obwiniając się bezlitośnie, z rozczarowaniem, za to proste niepowodzenie. Może sam się sabotażował, bojąc się rozpoczęcia poszukiwań. Wiedział, że prędzej czy później tam trafi, ale... skoro miał szansę zaprosić Abrahama na kolejną rand--- spotkanie!!!, na kolejne spotkanie towarzyskie, a przy okazji wreszcie stanąć po środku Apogeum i tam poszukać jakichkolwiek śladów, to czemu nie.
- Czy mógłbyś mi chociaż... wskazać właściwy kierunek, nakierować w dobrą stronę, gdzie zacząć szukać.
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.06.22 18:09  •  Inny magazyn Empty Re: Inny magazyn
Blondyn wręczył Abrahamowi roślinkę, a ten stał osłupiały, zupełnie jakby ten wcisnął mu w ręce co najmniej niemowlaka. Albo szczeniaka. Stał wpatrując się w nią osłupiały, z głupawą miną mówiącą „i co ja mam teraz z nią zrobić” przez parę długich chwil.
W końcu zlokalizował jakąś miskę na jednym z blatów.
Wytrzepał z niej na podłogę wszelki kurz, martwą mysz i parę much, po czym włożył do środka owiniętą w chusteczkę roślinkę. Łatwiej będzie ją nosić w metalowej misce.

Chłopak skulił się nieco, starając ukryć twarz, a przy tym ten głupi, niekontrolowany uśmiech, w wysokim kołnierzu płaszcza. Nie był pewien czy kiedykolwiek słyszał taki chichot. Jasne, Aoiści często się śmiali – naćpani mlekiem makowym i innymi ziółkami. Ale to było coś innego niż rechot pierwszego lepszego narkomana. Coś lepszego. O wiele lepszego.

Docisnął palcami glebę, obejrzał dokładniej zielone listki, osłabione ostrym słońcem, które musiała znosić przez ostatnie tygodnie. Stracił zainteresowanie przeszukiwaniem półek. Miał teraz dużo ważniejsze obowiązki, nie? Musiał się zaopiekować nowym podopiecznym. Trochę głupio byłoby pozwolić ich badylkowi umrzeć pierwszej nocy. Radziła sobie świetnie przez ostatnie tygodnie, a tu bach! przyszło dwóch kretynów i ją zabili. Piękna wizja, nie ma co.

- Nie lubię.- Przyznał uczciwie. Może trochę zbyt uczciwie. Desperacja była jednym z tych miejsc, w którym przetrwać mogli tylko najsilniejsi. Albo ci, którzy potrafili takich udawać.- Ale mam wrażenie, że mogę polubić nocowania w opuszczonych szpitalach.- Dodał, nieco ciszej. Trochę jakby z jednej strony nie chciał aby go Ego usłyszał, ale z drugiej… przecież niczego nie sugerował, prawda?

Drgnął lekko, kiedy zorientował się, że Ego stoi praktycznie tuż przed nim, bliżej niż wcześniej. Nie odsunął się. Zamiast tego, podniósł wreszcie wzrok, równocześnie przechylając głowę w jedną stronę. Parę kosmyków opadło mu na oczy, ale to zignorował. W kiepskim świetle i tak niewiele widział.
„Posłuchaj”.
Więc słuchał. Uważnie. Starając się zrozumieć tyle ile był w stanie z tej plątaniny myśli. Stał przy tym kompletnie nieruchomo. Uśmiech zniknął z twarzy chłopaka mniej więcej przy „może znajdę żywą osobę” i „będę mieć jakieś remedium na bezczynność.”
Nie rozumiał.
Przecież on był perfekcyjnie żywą osobą i mógłby być doskonałym remedium na wszelkie smutki i bolączki blondyna. Po co Ego ktoś inny? Ktoś kto nie był nim?
Abraham nie znał uczucia zazdrości, bo… zwyczajnie nie miał czego zazdrościć innym przez praktycznie całe swoje życie. Nie przyzwyczajał się do ludzi – ci przychodzili i najczęściej umierali po krótkim czasie. Kiedy kogoś polubił – ten zaraz albo znikał z życia młodego egzorcysty albo go siłą usuwano na polecenie Proroka. Przygryzł lekko dolną wargę, starając się za mocno nie okazywać zawodu. Ale nie zdołał powstrzymać cichego prychnięcia.
Nawet nie drgnął, gdy Ego się pochylił, sięgając po coś tuż nad jego ramieniem. Pewnie odsunąłby się, gdyby ten zechciał go dotknąć albo złapać za ramię, ale na razie wpatrywał się w towarzysza nieco… zawiedzionym? zranionym? spojrzeniem.
Nie obchodziło go szczerze mówiąc czy ten to zauważy.

Wziął do ręki strzykawkę, przesuwając się tak, by móc podać wodę roślince. Przez moment oglądał igłę, nim ją wyszarpnął i wyrzucił za siebie. Igła z cichym dzyń, dzyń odbiła się o posadzkę i wpadła pod jeden z regałów.
- Czy… Ta osoba jest dla ciebie bardzo ważna? – Zdobył się wreszcie na pytanie, korzystając z ciszy, która zapadła pomiędzy nimi. Skupił się w pełni na metodycznym „nawadnianiu” roślinki, tak jak kiedyś robili to zielarze. Wcisnął strzykawkę w ziemię, napełnił ją wodą ze szklanej butelki, którą nosił w torbie i… pozwolił czynić magię systemowi korzeniowemu. Nie był to jakiś skomplikowany zabieg, ale Abraham robił to tak powoli i skrupulatnie, że trwało to wieki. Oderwał wzrok od ziemi dopiero, gdy ta pociemniała. Wyraźny znak, że ich roślinka otrzymała odpowiednią ilość wody. Uzupełnił zapas w strzykawce.– Jak wiele jesteś w stanie poświęcić, żeby ją odnaleźć?

Pytanie nie zostało zadane w sposób, który od razu insynuowałby jakieś materialne pobudki. Nie było to zawoalowane ‘co mi dasz jeśli ci pomogę?’ albo ‘ile jesteś w stanie mi zapłacić?’. Abraham zdawał się nigdy nie sprawiać wrażenia jakby czegokolwiek oczekiwał. Zarówno teraz, jak i podczas ich pierwszej randki - spotkania na autostradzie, zachowywał się jak dzieciak, który co prawda wymknął się rodzicom, ale, taki który każdego wieczora wracał do domu na czytanie bajek do snu i całusa w czoło na dobranoc.
Zupełnie jakby omijały go wszelkie zmartwienia Desperacji. Z drugiej strony brakowało mu tej naiwności i bezmyślności ludzi stawiających swoje pierwsze kroki na pustyni. Ot dziwak w diademie i okularach przeciwsłonecznych, którego lepiej nie zaczepiać i nie pytać o drogę.

- Mógłbym.- Odpowiedział krótko, po czym znowu zamilkł na moment, próbując zebrać myśli. Sporo było pomiędzy nimi tego milczenia dzisiaj.- Szpital jest… był… pewnego rodzaju granicą. Mówiło się kiedyś, że za szpitalem nie ma już nic. Nie ma ludzi, życia, Boga. Tylko bezkresna pustynia i gruzowiska. Apogeum, o którym mówisz jest niedaleko stąd. Budynki, domy, bary… - powtórzył za nim.- Ale tego czego szukasz może nie być na żadnej z map.
W między czasie Abraham zdjął płaszcz z ramion i ułożył go pod jedną ze ścian. Przysiadł na nim, pozostawiając wystarczająco dużo miejsca obok siebie, na wypadek, gdyby Ego też zdecydował się przycupnąć. Oparł podbródek na dłoniach, te wspierając na podkulonym kolanie. Wpatrywał się pustym wzrokiem w przeciwległą ścianę.- Nie wiem co znajdziesz w Apogeum. Nie wiem kogo tam znajdziesz. Ale gonitwa za duchami przeszłości nie zapełni tej pustki, którą naprawdę czujesz. I nie chcę tu brzmieć jak skończony dupek, ale… czy temu komuś zależy na znalezieniu ciebie tak bardzo jak tobie jego? Szmat czasu spędziłem na pustyni i nie napotkałem nikogo, kto poszukiwałby uroczego blondyna o błękitnych oczach.

Zerknął kątem oka na roślinkę. Ich roślinkę.
Cholerny, zielony krzak, który teraz z jakiegoś powodu wzbudzał w nim irracjonalne poczucie odpowiedzialności.

- Mam propozycję. Pomogę ci przeszukać Apogeum, żebyś nie wlazł w żadne miejsce, w które nie powinieneś i nie zaczepił ludzi, którzy mogą cię rozszarpać na strzępy. Jeśli znajdziesz tego kogo szukasz – rozejdziemy się w pokoju. Ty w swoją drogę, ja w swoją. Krzyżyk na drogę.- Dodał całkiem sprawnie kryjąc zgorzknienie w głosie.- Ale.- uniósł lekko palec wskazujący.- Jeśli nasze poszukiwania zakończą się fiaskiem, przestaniesz uganiać się za duchami przeszłości. Obaj przestaniemy. Rzucimy to wszystko w cholerę, nakradniemy z gór Shi i Smoczych Gór co się da, zaszyjemy się gdzieś i na złość siłom wyższym i niższym przeczekamy tą wieczność. Razem.- Uściślił. Zapewne gdyby miał papier pod ręką, kazałby Ego podpisać tą małą umowę krwią jak cyrograf. Zamiast tego tylko wpatrywał się w niego, czekając na jakąkolwiek reakcję.
- Nie musisz mi dawać odpowiedzi teraz. Wróć do domu, prześpij się z tym. Zbierz zapasy, nabierz odwagi. Jeśli stwierdzisz, że układ ci pasuje – spotkajmy się za dwa tygodnie pod bramą szpitala. Jeśli nie - zostawię ci mapy i wyruszysz w tą swoją przygodę samotnie.- Przymknął oczy, a na jego twarzy na nowo pojawił się uśmiech.
Te nocowania w szpitalu były o wiele zabawniejsze niż mu się z początku wydawało.
                                         
Abraham
Egzorcysta     Opętany
Abraham
Egzorcysta     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Abraham Shimizu


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.12.22 16:43  •  Inny magazyn Empty Re: Inny magazyn
Przez chwilę Ego miał mętlik w głowie. To co Abraham mówił jednocześnie miało sens i nie miało go wcale. Jakby mógł przestać szukać Yurego? Nie do pomyślenia! Tak dużo mu zawdzięczał. Liczne traumy, koszmary, toksyczną bliskość i pewnie syndrom sztokholmski. Wolność, atencję, miejsce w Smoczej Górze. A jednocześnie była to fantastyczna myśl! Zająć się sobą. Wybaczyć sobie i iść dalej.
Abraham miał rację. Abraham miał rację!
- A-Abraham? M-masz rację. Nie muszę uganiać się za duchami... - powiedział powoli. Im dłużej patrzył na Abrahama tym bardziej świeciły mu się oczy z powodu nagłego oświecenia. Tkwili tu już tak długo. To był ten czas, żeby wziąć się w garść, żeby zakończyć bolesny i skomplikowany rodział w swoim życiu i zacząć nowy, może trochę lepszy. Razem. Prawie go przeszył dreszcz, kiedy Abraham wypowiedział to słowo. Razem. Czy on mówił na serio? Czy to żart? Matt nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo potrzebował tego słowa. Bliskości. Zapewnienia. Wszystkiego.
- Masz rację - złapał się za głowę, zdziwiony i ośmielony. Wziął wdech i omiótł ciemne pomieszczenie wzrokiem, próbując uwzględnić się na nowo w tej rzeczywistości, która może nie musiała być tym ciągiem niewiadomo czego, niczego konkretnego i odrealnienia. Złapał go za dłonie i uniósł je, wpatrując się w jego twarz.
- Zasługujemy na to. Zasługujemy na szczęśliwe życie. Na dobre zakończenie. N-na wspólną wędrówkę. Na cokolwiek. Byle nie samemu.
Siedzieli w jakimś ciemnym magazynie w opuszczonym szpitalu, jak dwa szczury, kradnąc, szwędając się, nie mówiąc nic wprost i nieśmiało przemycając w rozmowach swoją przeszłość, sącząc z siebie bóle i dziwne mieszanki uczuć na które ciężko było odpowiedzieć, kiedy mogliby być gdziekolwiek indziej robiąc coś zdecydowanie lepszego. Pielęgnować ogród, prowadzić farmę, doprowadać do używalności jakkolwiek budynek jaki by sobie wybrali.
- Nie znam twojej historii. Tylko strzępek fotografii który mi pokazałeś. Ani ty mojej. A-ale.. Ale zasługujemy na chwilę spokoju, prawda? - wyszeptał niemal. Nie chciał puścić jego dłoni. Boże, żeby tylko nie zniknął kiedy tylko odwróci głowę. Nie tylko dlatego, że był jedyną osobą którą widział od tygodni i nie próbowała go aktywnie zabić, ale dlatego, że był tak dziwny i trudny do rozszyfrowania, że coś niesamowicie kruchego i smutnego tkwiło za jego ruchami dłońmi, bo zdawał się wiedzieć więcej niż miał ochotę powiedzieć, i być może nazwał Matta "uroczym blondynem o błękitnych oczach", a Matt jedyne co potrafił pomyśleć w odpowiedzi to: hej, masz rację, zadptujmy psa i zatroszczmy się razem o to, żeby miał dobre życie.

Teraz wystarczyło jedno słowo, żeby druzgotać go doszczętnie lub rozpocząć coś nowego.
                                         
Ego
Desperat
Ego
Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Matthew Greenberg


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.12.22 16:32  •  Inny magazyn Empty Re: Inny magazyn
Cisza, która zapadła pomiędzy nimi zdawała się trwać wieki, choć minęło zaledwie kilka minut.
To oczywiste, że Ego musiał się zastanowić – ale skoro tak głęboko wierzył, że ten ktoś na niego wciąż czeka, to czemu się wahał? Uniósł lekko brew z cichym „hmm?” dając do zrozumienia, że słucha chłopaka uważnie, gdy ten drżącym głosem wypowiedział jego imię. Mimo to wciąż na niego nie patrzył – jeśli go nie widział mógł udawać, że go nie ma, a ból porzucenia jest mniej przytłaczający. Co z oczu, to z serca, prawda?
A potem… Ego zaczął mówić.
Wypowiadał słowa, które brzmiały jak przypływ obłędu. Dopiero, gdy ten po raz kolejny niemal wykrzyknął „masz rację!” Abraham utkwił w nim uważne spojrzenie i już wiedział, że ten nareszcie to wszystkorozumie.

Nie ty jeden błąkasz się jak dziecko we mgle, próbując pochwycić duchy przeszłości.

Nie ty jeden tkwisz w odmętach samotności, mijając dzień w dzień bezimienne postaci i milczące twarze pozbawione rys.
Nie ty jeden tak rozpaczliwie potrzebujesz szczęśliwego zakończenia.


Obserwując i słuchając słów swojego partnera towarzysza, powoli i do kapłana coś docierało. Jakaś mała, absurdalnie oczywista myśl, która dotąd mu umykała każdego dnia.
W tej jednej, krótkiej chwili, chłopak uświadomił sobie, że nigdy nie będzie taki jak matka. Mógł każdego dnia podążać jej śladami w samobójczej, męczeńskiej misji, ale bez względu na swoje starania – w oczach kapryśnych bogów wciąż pozostanie nieudaną kopią ich ulubienicy. I chyba po raz pierwszy w życiu – chłopak nie miał temu nic przeciwko.

To Echotale umarła w szpitalu.
To Abraham go przeżył.

Po tylu latach mógł odetchnąć, zakończyć bolesny rozdział w swoim życiu. Zacząć nowy – może lepszy, może gorszy, ale wreszcie – napisany na własnych zasadach. Gdyby wierzył w bajki o czerwonej nici przeznaczenia za pewno zrozumiałby, że to właśnie jej śladem gonił przez ostatnie miesiące, nie mogąc znaleźć spokoju i ukojenia, póki nie odkrył z kim związał go los. Ale teraz to widział. Wyraźnie jak nigdy w życiu.
Nie był sam. Nić prowadziła wprost do tego skrytego, zagubionego Desperata.

- Zasługujemy na to. Zasługujemy na szczęśliwe życie…
Chłopak przełknął z trudem ślinę, czując gulę w gardle. Wpatrując się w wątłą, zmęczoną tułaczką i trudami życia na Desperacji, sylwetkę Ego, Abraham zrozumiał gorzką prawdę. Obaj byli tak naprawdę tylko dzieciakami. Głupimi młodzieniaszkami, których ograbiono z życia, wepchnięto w o wiele za duże buty i kazano nieść niesprawiedliwie ciężkie brzemię - najemników, kapłanów, uciekinierów.
Dlaczego więc myśl o szczęśliwym zakończeniu brzmiała jak odległy, przepiękny sen, który pryśnie gdy tylko przebudzi się nad ranem? Samotny, porzucony w zimnej piwnicy.
- …Byle nie samemu.
Chciał krzyczeć, rozpłakać się i błagać, żeby to co mówił blondyn nie było kolejnym parszywym żartem znudzonych stagnacją bogów. Tak długo był już sam na tym świecie – czyż nie odpokutował wystarczająco swoich grzechów?
Jeśli Ego spodziewał się kolejnego nudnawej, filozoficznej paplaniny i długich monologów – tym razem się ich nie doczekał. Abraham skinął tylko głową w odpowiedzi na to wszystko, nie mogąc wydukać z siebie ani słowa. Zamiast tego, ostrożnie, zupełnie jakby starał się swojego towarzysza nie spłoszyć, splótł ich palce razem.

Razem.

Niepewnie przybliżył się jeszcze o parę cali, aż w końcu zetknął ich czoła. W niemym, przyjacielskim (braterskim?) geście i zapewnieniu ‘Jestem tu. Nie zniknę. Błagam, obiecaj mi to samo”.
Oddychali w ciszy i ciemności opuszczonego świata szpitala, rozpaczliwie łaknąc obecności drugiego.
- Masz rację. Zasługujemy.- Szepnął w końcu spoglądając w te błękitne oczy – źrenice chłopaka były rozszerzone jakby naćpał się tą nagłą radością i niedowierzaniem. Abraham uśmiechnął się rozczulony, ani przez moment nie myśląc o tym, żeby wypuścić jego dłonie ze swoich. Jeśli mieli choć cień szansy, aby zawędrować wspólnie na koniec znanego świata, osiąść gdzieś nad oceanem, zbudować wspólnie dom o białym płotku i pachnącym ziołami ogrodzie – brunet był gotów zaryzykować nawet i życie.- Starczy już tej gonitwy, dobrze?

Świt mógł im przynieść zagładę. Świat się skończył wieki temu, a zagrożenie wciąż pozostawało żywe. Co do tego nie było żadnych wątpliwości.
Na razie jednak trwała noc, a chłodna posadzka szpitalnego magazynu i blondyn, którego trzymał w objęciach pachniały domem bardziej niż Góry Shi kiedykolwiek wcześniej.



[the end..?]
                                         
Abraham
Egzorcysta     Opętany
Abraham
Egzorcysta     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Abraham Shimizu


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Inny magazyn Empty Re: Inny magazyn
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach