Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje


Go down

 — Aza, idziesz?
 Brak odpowiedzi. Oparta o ścianę tuż przy wejściu na zaplecze leniwie obracała w palcach kolejne metalowe płytki. Niczym babuszka modląca się na różańcu, zatrzymywała się na dłużej przy każdym elemencie; nie klepała jednak zdrowasiek, a odczytywała wygrawerowane ozdobnym fontem inicjały. GG, FG, ES... nic jej oczywiście te litery nie mówiły, ale cóż to za przeszkoda dla umysłu obdarzonego choćby odrobiną fantazji? W myślach już widziała dziesiątki scenariuszy powstania tej niepozornej bransoletki. Trzynaście elementów najprawdopodobniej oznaczało trzynaście osób, a dla tak licznego grona możliwości powiązań były nieskończone. Może nawet istniał kiedyś tuzin identycznych ozdób? A może jej teoria szła w zupełnie nieodpowiednim kierunku... równie dobrze ktoś w dawnych wiekach ćwiczył grawerowanie różnych liter, a potem z niechęci do marnotrawstwa sklecił z nich całą bransoletkę.
 Nie czuła jednak potrzeby odkrycia prawdy. Zdążyła już się przekonać, że to samo życie, które pisze nieraz najbardziej zwariowane scenariusze, równie często dostarcza historii okrutnie wręcz nudnych. Nie chciała ryzykować, że tak okaże się i tym razem; o wiele przyjemniej było karmić wyobraźnię setkami nowych teorii i wymyślnych pomysłów niż raz na zawsze upchnąć się w ramy potwierdzonej informacji. Zresztą, czy po tak wielu latach ktokolwiek jeszcze może wiedzieć-
 —Aza!
 — Idę, idę!
 Natychmiast poderwała się z miejsca, ozdobę wsuwając z powrotem na lewy nadgarstek. Zniecierpliwione wołanie oznaczało pewnie, że do tej pory obsługująca grę krupierka chciała zrobić sobie przerwę. Naglący ton głosu sugerował, że sytuacja jest pilna, toteż Adrichówna nie zamierzała dłużej zwlekać. Tak czy owak za moment zmienią się z powrotem i będzie mogła zająć się innymi sprawami — nawet jeśli już nie czczym wysiadywaniem przy barze, to choćby zabawianiem klientów rozmową. Na razie wzywało ją och-jakże-fascynujące przyjmowanie zakładów i wrzucanie kulki w rozpędzoną ruletkę.
                                         
Azeria
Opętana
Azeria
Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Chiara Orietta Adrich


Powrót do góry Go down

Jego twarz wyrażała co najwyżej rozbawienie, kiedy chuderlawy chłopak krzątał się po swoim pokoju, rozrzucając pełne kurzu koce, ubrania, naczynia i przedmioty prywatne – pióra natłoczone na żyłkę, kartki z rysunkami tak stare, że stały się cienkie jak papirus, kilka niekształtnych zabawek i wiele innych bibelotów śmigało w powietrzu. Młodzik mamrotał coś pod nosem wyraźnie poddenerwowany. Na jego skroniach skroplił się pot człowieka zmęczonego wielogodzinną harówką. Chwycił nagle za coś dziwnego i jednym ruchem odrzucił za siebie.
To takie konieczne, Naira? – Głos Growa przełamał milczenie. Wilczur przechylił głowę, by targnięta z wściekłością łyżka nie uderzyła go w twarz. Sztuciec przeleciał tuż przy uchu jak strzała, trafił w ścianę i spadł głucho na gołą podłogę. – To krótka wyprawa do Apogeum.
Ramiona kucającego chłopaka opadły gwałtownie, plecy przygarbiły się i nawet mimo koszulki Grow był w stanie policzyć wszystkie wystające kości kręgosłupa.
– To ważne, Wilczurze. Bardzo ważne. Bez tego nie będę mógł zabawić się w kasynie... a nieczęsto tam bywam. To szmat drogi z siedziby. Nie mam czasu na takie łażenie w tą i na zad.
Więc czego szukamy? – zapytał, podwijając rękaw bluzy.
Naira spojrzał na niego przez bark, lekko unosząc brwi.
– Naprawdę pytasz o to dopiero po dwudziestu minutach stania i patrzenia się jak twój kolega wypruwa sobie żyły z wysiłku? – Widząc rosnący uśmiech na ustach Growa, chłopak lekko zacisnął wargi, westchnął, a potem ruchem kraba zrobił dwa niezgrabne kroki na bok. – No tak, lubisz patrzeć jak ktoś się męczy. A szukamy...

Naira obracał w palcach małą błyskotkę; była zaśniedziała, łańcuszek wieki temu się splątał, tworząc co kilka centymetrów ciasne garby supłów, a zawieszka okazała się nieco wygięta. Mimo tego wisiorek wywołał zadowolenie, gdy wreszcie znalazł się gdzieś między szafką a stertą kartonów po pizzy.
– Trzymam w nich zdjęcia – wspomniał Naira, kiedy przekładali kolejne opakowanie na dawne miejsce. Grow dowiedział się, że żadna z fotografii nie przedstawiała Nairy, ani nawet kogoś, kogo Naira kojarzył; chłopak zwyczajnie lubił przyglądać się kadrom i wymyślać tym zastygłym w jednej pozie ludziom imiona, historie i problemy. To go uspokajało; zwykle uśmiercał obce sobie osoby, podczas gdy sam żył. – Radzimy sobie jak możemy, nie?

Dotarli do Apogeum, gdy zbliżał się wieczór. Naira otrzepał ubranie z desperackiego kurzu, poprawił kamizelkę i raz jeszcze sprawdził wszystkie jej kieszonki – tę z wisiorkiem dwa razy.
Powiesz mi wreszcie po co ci to cacuszko? – odezwał się Grow, gdy wychodzili z Przyszłości, żegnając się z Bobem jedynie kiwnięciem głowami. Naira wzruszył barkami.
– W kasynie jest jedna panienka, która najchętniej gra o wisiorki, bransoletki, pierścionki, czasami o ładne zestawy sztućców albo inne ozdoby, które wpadną jej w oko. Ten powinien się jej szczególnie spodobać, ma ptaka z rozłożonymi skrzydłami. Sam przyznaj, że to ładny śmieć.
Kasyno rosło z każdym postawionym krokiem. Grow wyciągnął spomiędzy bladych, szorstkich warg dogasającego papierosa i wypstryknął go w bok. Żar tlił się jeszcze chwilę, nim nie zniknął pod ciężkim obuwiem.
Jest ładny – przyznał mimowolnie, zerkając ku naszyjnikowi, z którego Naira próbował zdrapać osad. – A co ona obstawia?
Wzrok chłopaka nagle się uniósł, jak piłka, która odbiła się od podłogi i podskoczyła w górę.
– Jak to? – wymamrotał zaskoczony. – Zdjęcia, oczywiście.

Zasady były proste, ale Grow nigdy nie przepadał za hazardem; jego mięśnie zdawały się nie rozumieć, że czasami warto zachować powagę i spokój. Wyszczerzał się na widok dobrych kart, które wyciągnął z talii albo marszczył brwi, kiedy nie wiedział jaki ruch wykonać. Zwykłe przegrywał więc z kretesem, co na przemian irytowało go i nudziło.
Stał więc za krzesłem Nairy i przypatrywał się jego rozgrywce. W końcu chłopak, rozdrażniony faktem, że jego „przeciwniczka” odgadywała wszystkie akcje, odwrócił się go Growa i syknął:
– Krzywisz się i ona to widzi. Przegrywam.
Grow wzruszył barkami i odszedł od towarzysza, aby przespacerować się wzdłuż bilardowych stołów albo mebli, na których poustawiano ruletki. Oglądał tych uzależnionych od wygranej ludzi. Obłęd w oczach. Drżenie rąk. Strzelanie wzrokiem na prawo i lewo, jakby każdy wokół miał okazać się wrogiem, zdrajcą.
Nikt nie zwracał na niego uwagi, co jednocześnie go zaskoczyło, a jednocześnie uspokoiło. Poniekąd spodziewał się, że większość pracowników będzie próbowała nie tyle wyrzucić go za drzwi, co szorstko zakomunikować, że nie jest tu mile widziany. Może gdyby wśród zebranych znalazła się Marcelina, ochroniarze nie traciliby czasu na aluzje, a zamiast tego ruszyli do działania. Właścicielki nigdzie jednak nie było.
I bardzo, cholera, dobrze – rzucił prosto w twarz niebrzydkiej dziewczynie, która niosła tacę z jakimiś szklankami. Jej mina wskazywała na zdziwienie, ale nie zwrócił na to większej uwagi. Minął ją bez słowa, coraz mniej dostrzegając sens swojego bycia tutaj.
Nie znał się przecież na ruletkach, karciankach, na bilardzie. Nie potrafił sobie przypomnieć zasad pokera ani nawet wojny. Naira był jednak w swoim żywiole – wygrał już kilka niezłych według własnych kryteriów zdjęć i wszystko wskazywało na to, że ledwo się rozkręcił. Siedząca naprzeciwko niego kobieta o wąskiej twarzy i długim, prostym nosie, uśmiechała się lekko, ironicznie, jakby nic sobie nie robiła z tracenia towaru. Zresztą... musiała być zachwycona znalezieniem frajera, który obstawiał srebro za pliki nieistotnych, pstrokatych karteczek. Prędzej czy później noga Nairy się podwinie, a ona zyska, co chciała.
Grow ostatecznie trafił pod bar. Sączył już drugie piwo, próbując pociągnąć rozmowę z barmanem. Mężczyzna z żelazną stanowczością milczał, co jakiś tylko czas rzucając mu krótkie, gniewne spojrzenie.
Może kulił się za tym barkiem, kiedy paliliśmy kasyno. Myśli Growa wywołały ukłucie satysfakcji, które minęło dopiero, gdy wyłapał niedaleko dźwięczny, dziewczęcy ton:
– Aza, tu jesteś! Poprowadzisz 66 przy drugim stoliku? Emi nam się wykruszyła, a gracze są już zwarci i gotowi. Co ty na to? Ja nie ogarniam tej gry, a ty jesteś w niej mistrzynią...
Grow obrócił się, wyławiając w tłumie niską, jasnowłosą pracownicę o szerokich biodrach. Wpatrywała się z dołu w – jak zakładał – Azę. Nie mógł dostrzec jej twarzy – stała do niego tyłem – ale coś popchnęło go w jej stronę. Zsunął się z wysokiego, barowego krzesła, złapał za trzecie piwo, które pół minuty temu postawił na blacie barman i ruszył w kierunku stolika. Obejrzeć grę prowadzoną przez mistrzynię. Co miał niby lepszego do roboty?
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Bez większego zaangażowania puszczała kulkę w ruch, bardziej przejęta wychwytywaniem strzępków rozmów toczonych w pobliżu stanowiska. W ruletce nie chodziło przecież o jakieś wybitne kombinowanie, bardziej o szczęście; to prowadzący grę musiał się wysilić i po każdym losowaniu sprawnie rozdzielać żetony z powrotem. Nie można było przecież dopuścić do żadnych pomyłek czy machlojek... a przynajmniej takich, które zauważyliby klienci.
 Zerkała co jakiś czas w kierunku, w którym oddaliła się druga krupierka; nawet jeśli uwielbiała swoją pracę, pewne obowiązki sprawiały jej o wiele mniejszą przyjemność niż pozostałe. Prowadzenie gry w ruletkę zdecydowanie do nich należało, wypatrywała więc z utęsknieniem powrotu koleżanki. Kiedy ta pokazała się po kilkunastu minutach, w Adrichównie na powrót zawitało życie. Oddawszy stolik i klientów, mogła się rozejrzeć za przyjemniejszym, ciekawszym zajęciem.
 —Aza, tu jesteś!
 A może to ciekawsze zajęcie rozejrzało się za nią?
 — No już już, nie przesadzaj. — Z teatralnym przejęciem zbyła komplement blondynki. — Już tam biegnę. A ty zawsze możesz patrzeć i się uczyć — dodała zaczepnie, co druga pracownica zbyła krótkim śmiechem. Obie doskonale wiedziały, że nic takiego się nie wydarzy, ale podobne przytyki musiały się odbyć przynajmniej raz na każdą wspólną zmianę.
 Bez zbędnej zwłoki udała się do odpowiedniego stolika, gdzie gracze już oczekiwali na rozpoczęcie gry. Chiara jednym ruchem zgarnęła talię do rąk i przetasowała sprawnie, wzrokiem błądząc po twarzach zgromadzonych. Dwa znajome oblicza, jeden obcy i jak zwykle jacyś obserwatorzy w tle. Naturalnie, wielu wolało wpierw przypatrzeć się rozgrywce, by dobrze zrozumieć zasady; inni nawet już wiedzieli na czym gra polega, chcieli poznać styl potencjalnych przeciwników.
 — Jeden i dwa, trzy i cztery, pięć i sześć. — Przy każdej parze liczb wskazała kolejno na jednego z graczy, co miało ułatwić losowanie rozpoczynającego licytację. Zaraz potem rzuciła kostką i rozdała karty, gestem dając sygnał do rozpoczęcia pierwszej fazy gry. Obranie atutu, rozdanie reszty kart, gromadzenie lew; dłonie Chiary pracowały z zawrotną szybkością, nie dając szans na dokładne śledzenie jej ruchów. Nawyk ten zazwyczaj bardziej był przydatny przy innych grach, ale i teraz spełniał swoją rolę — ot, choćby podkreślając jej profesjonalizm i autorytet jako osoby prowadzącej rozgrywkę. Nie potrzebowała jeszcze tego, by ktoś podważał jej kompetencje.
 Minęła pierwsza runda, punkty przeliczone, przyznanie wygranej. Druga runda, trzecia... w końcu najbardziej pechowy (a może po prostu najsłabszy) z graczy podniósł się ze swojego krzesła, mamrocząc pod nosem jakieś bliżej nieokreślone klątwy. Pozostali najwyraźniej życzyli sobie grać dalej.
 — Ktoś chętny do rozgrywki, czy mam rozdać dla dwóch? — zaszczebiotała w kierunku gapiów, strzelając w każdego z osobna zachęcającym uśmiechem. Więcej grających to i większe zyski, ale nie zamierzała czekać wiecznie.
                                         
Azeria
Opętana
Azeria
Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Chiara Orietta Adrich


Powrót do góry Go down

Stał oparty o jakiś wysoki taboret, z prawą dłonią w kieszeni, a lewą trzymającą naczynie z szybko znikającym trunkiem. Przypatrywał się tej rozgrywce, starając rozpoznać i zapamiętać zasady, ale dla obecnych uczestników wyjaśnianie było najwyraźniej zbędne. To pewnie stali bywalcy, męczący się z karcianką od dawna. Wyglądali zresztą na wprawionych – ludzie wygranej. Rozbawieni faktem, że posadzono ich naprzeciwko tak słabego przeciwnika, jeszcze nieświadomi, że dziś, być może, to oni są tym słabym przeciwnikiem. Kwestia szczęścia, co? Niezłych kart.
– Co oglądasz? – syknął mu do ucha Naira, pojawiając się tuż obok jakby znikąd. Także trzymał wąską butelkę z ledwie napoczętym piwem. – Dziewczynę?
Grę – uściślił, choć wyczuł, że taka odpowiedź wywołała na twarzy towarzysza uśmiech. Sam się więc uśmiechnął na wspomnienie lat, w których łamanie sobie karku, byle tylko popatrzeć za jakąś ślicznotką, stanowiło jedno z głównych powodów wychodzenia z nory. Dużo się zmieniło.
– Och, wykruszył się – zauważył Naira, kiedy jeden z graczy gwałtownie wstał od stołu. Inni praktycznie nie zwrócili na to uwagi, więc może akty wściekłości, dość demonstracyjnej zresztą, były tu normą. Przegrany bełkotał pod nosem, a gdy przechodził obok Growa i Nairy złapał za jedno z wolnych siedzisk i pchnął je w bok, jakby koniecznie musiał udowodnić, że najchętniej zdemolowałby całe to miejsce, ale wyjątkowo się powstrzyma.
Tak z dobroci serca.
Idąc im, oczywiście, na rękę.
Grow już się nim jednak nie interesował. Jego skupione spojrzenie spoczywało na prowadzącej. Co zrobi? To koniec zabawy czy jednak... Butelka, którą przechylił, żeby nabrać łyka, na powrót przeszła z poziomu w pion, gdy nagle opuścił dłoń. Palce obejmujące szkło zacisnęły się trochę mocniej chwilę po tym jak jego wzrok, krążący po twarzy okalanej czarnymi, prostymi włosami, zsunął się na smukłe ramiona, a potem nadgarstek i...
Błysk mdłego, żółtawego światła odbił się od jednej z płytek. Ta jedna, mała część bransoletki zadziałała jak magnes, podczas gdy źrenice Growa przyjęły rolę opiłek. Unosił wzrok, gdy przegub krupierki się unosił, opuszczał, gdy i ona opuszczała rękę. Czuł, że zasycha mu w gardle, że czas zaczyna spowalniać, a rozmowy albo raczej każda sylaba, a potem każda pojedyncza litera w wyrazie, niemożliwie się rozciągają.
Umysł pracował jednak na zwyższonych obrotach, więc w pewnym momencie po prostu usłyszał swój głos:
Rozdawaj dla czterech! – rzucił gwałtownie, jakby nie chciał, aby ktokolwiek zdążył się zgłosić. Tak naprawdę tłum milczał w oczekiwaniu na ryzykanta i teraz wyraźnie odetchnął. Nie pozbawiono ich rozrywki.
– Nie sądziłem, że zagrasz – szepnął zaskoczony Naira, ale gdy Grow rzucił mu spojrzenie, uśmieszek spełzł z ust młodzika.
Wyrazie pobladł, a ta jasna, niezdrowa cera w jakiś niemożliwy sposób ujęła mu lat. Wyglądał jak czternastoletni chłopiec, którego ojciec przyłapał na strzelaniu ze swojego glocka. Nie zdążył nawet nic powiedzieć. Poczuł tylko mocny chwyt tuż nad łokciem, szarpnięcie – a potem dał się poprowadzić do stolika. Lekko rozdziawiona buzia świadczyła o tym, że chętny o swojej chętności właśnie się dowiedział. Z ręki Nairy wyjęto butelkę z jego piwem.
Tylko wyjaśnijcie zasady gry. Jest kompletnie nowy i nie rozumie o co w tym wszystkim chodzi. – Z tonu głosu Growlithe'a można było wyłapać ten ślad udawanej troski, jakby rzeczywiście chciał kogokolwiek nabrać, że wstawia się za niezbyt śmiałym kolegą.
Naira odchrząknął żałośnie, podczas gdy Grow nie odstąpił go na krok. Wzrok Wilczura wpatrywał się nieruchomo w krupierkę. Wpierw w jej nadgarstek – G.G., F.G., E.S... na litość boską... T.D., V.S., H.M., F.L., A.L., L.R., C.H., R.A., C.F... podniósł spojrzenie na jej twarz, omijając ostatni inicjał. Wyrzucił go z myśli jak niepotrzebną rzecz.
– T... tak. Podajcie zasady gry – wymamrotał Naira, siląc się na pewność siebie. – No chyba że ktoś się boi, że skopię graczom cztery litery.
Grow uśmiechnął się, jakby jego zawodnik wykazał się znakomitą postawą, a potem – wreszcie – zrobił parę kroków do tyłu. Wyszedł z ostrego światła lampy wiszącej centralnie nad stolikiem do gry; wtopił się więc w tło, ale nie próbował zniknąć z pola widzenia. Odstawił tylko swoją, pustą, butelkę i napił się piwa z butelki Nairy.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

 — Rozdawaj dla czterech!
 Natychmiast wystrzeliła wdzięcznym uśmiechem ku autorowi tej wypowiedzi, gestem dłoni wskazując na zwolnione przez poprzedniego gracza krzesełko.
 — Zapraszam, zapraszam — zachęciła, starannie przetasowując karty. W ciemnych oczach zagościł na moment wyraz zaskoczenia, kiedy mężczyzna zamiast samemu przysiąść się do stolika, wepchnąć na siedzenie innego klienta. Nie roztrząsała jednak zbytnio tego wydarzenia, przekonana że albo faktycznie nieśmiałemu koledze trzeba było zachęty, albo został właśnie wyrolowany przez dyżurnego żartownisia.
 Ostatecznie, jego problem.
 — Oczywiście, już służę. Panowie też na pewno pomogą. — Posłała słodką minkę pozostałym dwóm graczom, ci zaś nie zaprotestowali. Dla nich rozgrywka przeciwko kompletnemu amatorowi była może niezbyt wielkim wyzwaniem, ale dawała za to duże szanse zysku. Jeśli musieli poczekać kilka minut, aż krupierka wytłumaczy zasady, to trudno; oskubanie żółtodzioba ze wszystkich zasobów było tego warte.
 — Karty od najstarszej to as, dziesiątka, król, dama, walet i dziewiątka — zaczęła, w międzyczasie przekładając karty w rękach. — Po rozdaniu pierwszych czterech kart jeden z graczy ustala kolor atutowy. Ta osoba musi ugrać łącznie 66 punktów, pozostali zaś starają się jej w tym przeszkodzić. Punkty przysługują za wszystkie karty zgromadzone w lewach...
 Sam wstęp do gry nie był wcale bardzo długi. Ostatecznie zasad nie było wiele, a cała komplikacja polegała na układaniu strategii, rozpracowywaniu pozostałych grających i zwykłym szczęściu. Nie minęły więc może nawet dwie minuty, a wykład był skończony; Chiara zresztą zadbała, by po każdej informacji uzyskać od klienta potwierdzenie ich przyjęcia. Mówiła szybko, ale była gotowa każde zdanie powtórzyć, wytłumaczyć coś inaczej i odpowiadać na pytania. Wreszcie rozdała karty, dając sygnał do licytacji.
 Podczas gry nie interweniowała, obserwowała tylko uważnie przebieg w razie gdyby ktoś się pomylił lub celowo postąpił wbrew zasadom. No, czasem może zerkając ku wykładanym na stół kartom uśmiechała się wymownie, zdradzając obserwatorom co sądzi o niektórych bardziej brawurowych, głupich czy też zgoła genialnych zagraniach. Przez większość czasu nie spuszczała wzroku ze stolika i grających klientów; trudno policzyć, jak często samozwańczy mistrzowie taktyki próbowali przekładać żetonami lub podmieniać karty, próbując pomóc podupadającemu szczęściu. Zazwyczaj gromy z oczu krupierki były wystarczającym sygnałem do zaprzestania takich zagrywek, a na bardziej uparte sztuki wystarczyło zawołać wsparcie siły fizycznej. Raz czy dwa razy przeszurany twarzą o podłogę klient zwykle tracił zapał do machlojek.
 Gra zaś trwała dalej.
                                         
Azeria
Opętana
Azeria
Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Chiara Orietta Adrich


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach