Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: M3 :: Centrum


Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Pisanie 14.06.20 21:11  •  Kawalerka na dziewiątym piętrze - Page 3 Empty Re: Kawalerka na dziewiątym piętrze
  Wzdrygnął się nieznacznie, słysząc jak wojskowy nazwał go per "generałem". Na dźwięk tego słowa czuł uścisk w klatce piersiowej. Jeszcze nie przywykł do nowej funkcji, którą piastował. Nie oswoił się z nowymi obowiązkami, mimo iż przejrzał dostarczone przez posłańca papiery. Przez wielu współpracowników nadal był nazywany majorem, co zdecydowanie bardziej mu odpowiadało. Trudno odzwyczaić się od dawnych nawyków i przestawić na nowe. A oficjalny ton Kyōryū uświadomił mu, jaki dystans ich dzielił.
  —  Aurich. Wystarczy Aurich. Moja wizyta ma nieoficjalny charakter — sprostował, ale nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo do akcji wkroczył rozentuzjazmowany dalmatyńczyk demonstrujący swoją ogromną radości ze spotkania z tak dawno niewidzianym właścicielem. —  Co tam, łobuzie?
  Przykucnął, tarmosząc go za uchem. Kropek nie pozostał obojętny na te pieszczoty. Aurich poczuł, jak chłodny język psa styka się z jego policzkiem i nie mógł powstrzymać oznaki radości, która w formie uśmiechu odcisnęła się na jego twarzy i objęła również oczy, zwykle pogrążone w beznamiętności.
  —  Kropek, mówiłem ci, że nie wolno nikogo lizać po twarzy — skarcił go, znowu zanurzając dłoń w jego zakrapianej sierści, aczkolwiek do tonu głosu zakradła się zdradziecka nuta, która popsuła efekt oburzenia.
  Przez chwile był tylko on i pies. Zapomniał o obecności młodszego mężczyzny, który jednak zasługiwał na trochę uwagi, a już na pewno na kilka słów wyjaśnień. W końcu wyprostował się, pozwalając Kropkowi na wesołe merdanie ogonem.
  —  Przepraszam za najście — zwrócił się w końcu do nadal stojącego w drzwiach młodzieńca, który zaprosił go do środka. Dopiero teraz, słysząc termin „mrożona herbata”, odkrył jak bardzo jest spragniony. Bez słowa sprzeciwu skorzystał z zaproszenia. Kropek nawet się nie krępował. Jako pierwszy przekroczył próg kawalerki, czując się w niej jak w domu. —  Powinienem się zapowiedzieć, ale  wyleciało mi to z głowy — dodał w ramach usprawiedliwienie, chociaż po prawdzie liczył dni do zakończenia kwarantanny, aby w końcu zobaczyć Kropka.  —  Dom bez niego wydawał się taki pusty — mruknął bardziej do siebie, wysyłając ukradkowe spojrzenie psu, który czmychnął do miski, aby zaspokoić pragnienie, które pojawiło się na skutek jego wcześniejszy harców. —  Mam nadzieję, że nie sprawił kłopotu ani tobie, ani Ylvie. Potrafi być niesforny, a Ylv… no cóż. Ma miękkie serce.  
  Nie rozejrzał się po wnętrzu mieszkania. Nie był typem osoby, która skupiałaby się na deklaracji wnętrza. Po prostu usiadł na wskazanym przez wojskowego fotelu. Ulżyło mu, gdy nie odnotował w pomieszczeniu obecności Ylvy. Chciał porozmawiać z wojskowym na osobności, w cztery oczy.
                                         
Aurich.
Generał Eliminatorów
Aurich.
Generał Eliminatorów
 
 
 

GODNOŚĆ :
Rokuro Aurich


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.06.20 12:11  •  Kawalerka na dziewiątym piętrze - Page 3 Empty Re: Kawalerka na dziewiątym piętrze
Zaśmiał się serdecznie; wspomnienie o Ylvie w naturalny sposób złagodziło rysy jego twarzy. Wyglądało jakby pięść, która ściskała jego żyły i mięśnie, napinając je aż do drżenia, teraz gwałtownie puściła. Opadły mu nieco ramiona, klatka piersiowa się zapadła, a kąciki ust uniosły, tworząc rozbawiony uśmiech. Chłód okrywający maskę pękł jak szkło trafione kamieniem, a potem kawałek po kawałku kruszył się, odsłaniając to samo miękkie wnętrze; identyczne młodzieńcze marzenia, napady niepohamowanego śmiechu, podobne błędy, które wszystkim wkoło kojarzyły się z Harakawą.
Palce wojskowego przesunęły się po wciąż wilgotnych, kręcących się włosach. Pomyślał przelotem o tym, że powinien wreszcie skrócić fryzurę, żeby niesforne, wijące się kosmyki nie przeszkadzały mu podczas akcji... ale myśl tę przerwał ruch ze strony Auricha. Oczy Kyōryū zwęziły się, ale na twarzy pozostał uśmiech; już nie tak szeroki i pełen mimowolnej wesołości, ale wystarczający, żeby uznać, że nawiązanie do Ylvy było dobrym posunięciem.
- Żadne najście, jesteś zawsze mile widziany... – zawahał się; na sekundę, pół, dosłownie na ułamek czasu, jaki trzeba włożyć w rozmyślenie się. Na końcu języka miał „generale”, które cisnęło mu się przez usta, jakby trzymał cytrynę, którą musi wypluć, żeby się w porę nie skrzywić. Ostatecznie nie powiedział nic; zamiast tego zamknął za Aurichem i ten trzask drzwi był kropką do urwanego zdania.
Powoli do niego docierało, że dziś pożegna się z dalmatyńczykiem. Pies wyraźnie interesował się swoim właścicielem – i nic dziwnego – ale w Rūce wywołało to mieszane uczucia. Choć nie spędził z psem tyle czasu do Ylva, zdążył się do niego przywiązać. Właściwie to jego Harakawa wyrzucała na poranne spacery, które zwykle zapędzały rozespanego jeszcze chłopaka w dalekie zakamarki centralnych ulic. Doszło do tego, że nawet przy załatwianiu głupich spraw – jak zakupy – dopinał smycz do obroży czworonoga i brał go ze sobą, na przemian milcząc uparcie i mówiąc do niego. Był lepszym towarzyszem niż jakakolwiek jednostka, z którą przyszło mu współpracować podczas rekrutacyjnych treningów – i teraz, gdy zrozumiał, że to sielskie życie się właśnie skończyło, poczuł dziwny ścisk w żołądku.
- Chyba wiem o co chodzi z tym pustym domem – rzucił, docierając już do lodówki. Drzwiczki otworzyły się z brzękiem obijających się o siebie słoików i szklanych butelek. - Wcześniej nie sądziłem, że opieka nad psem to takie... – szukał teraz i mrożonej herbaty, i słowa, którego nagle mu zabrakło. Takie relaksujące zajęcie? Takie poczucie bezpieczeństwa? Takie idealne przekreślenie samotności, bo jak można czuć się samemu, gdy w domu czeka rozmerdany towarzysz, gotowy na każdą przechadzkę i każdą formę leniwego obijania się przed telewizorem? - W każdym razie – myślałem, że to odpowiedzialność, która całkowicie zabija przyjemność. – Jak wojsko. Jak tarzanie się w kurzu i błocie. Jak tracenie oddziału i podejmowanie decyzji, które zostaną z tobą na zawsze. Jak wciśnięcie palca w okrągłą, metalową obręcz zawleczki i pociągnięcie za niego. Jak droga bez powrotu.
Pokręcił głową, wyrzucając z niej wizje wyrzeczeń wiążących się z nową pracą. Jego samego zaczęło to powoli drażnić. Budził się z przeświadczeniem, że wszystko spartaczył – bo wybrał opcję, która wydawała mu się najlepsza. Tracił kontakt z Harakawą, tracił przejrzystość umysłu i tak gwałtowne, impulsywne odruchy, jakimi się charakteryzował w szkole. Potrafił bez krępacji zagadnąć do obcego ucznia, jakby znali się od zawsze; ba, jakby od zawsze byli przyjaciółmi. A teraz?
Zamknął lodówkę, ręką ściskając półprzeźroczyste ucho dzbanka.
Teraz najlepszym przyjacielem wydawał się pies. I to nawet nie jego własny.
- Ylva niedługo wróci – odezwał się, stawiając szklankę przed Aurichem, a tuż obok dzbanek ze złocistym płynem, na którego powierzchni pływały obijające się dźwięcznie kostki lodu i kilka zielonych liści mięty. Sam wsunął się na krzesło obok i skrzyżował ramiona na brzegu stołu, wlepiając wzrok w twarz rozmówcy.
- Ale mogę do niej zadzwonić, żeby zapytać gdzie jest – na wypadek, gdyby ci się spieszyło. Choć Rūka nie wypowiedział ostatnich słów, zawisły między nimi jak gęste powietrze. Towarzystwo Harakawy z pewnością rozluźniłoby ich obu – potrafiła zachowywać się jak dzieciak, który wpadł w sam środek wybitnie nudnej zabawy, aby rozkręcić ją do granic możliwości setkami opowieści.
Znów się uśmiechnął; tym razem mniej promiennie, bo następne zdania nabrały gorzkiego tonu.
- Chociaż staram się to ograniczyć, bo uważa, że wpadłem w paranoję. Swoją drogą... wiadomo już coś na temat mordercy Williama Hayesa?
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.06.20 23:51  •  Kawalerka na dziewiątym piętrze - Page 3 Empty Re: Kawalerka na dziewiątym piętrze
Nie skwitował tego w żaden czytelny sposób, nawet nie dał po sobie poznać, że zauważył zmianę, jaka zaszła na twarzy Kyōryū, kiedy wspomniał o Ylv, ale mimowolnie mu ulżyło. Chociaż nigdy nie ingerował w życie prywatne swojej chrześnicy, nie był wylewny w demonstracji uczuć, ani nie dał jej tego odczuć, to jednak troszczył się o nią, jakby była jego własnym dzieckiem. I cieszył się, że po stracie ojca skleiła wszystko do kupy i poukładało sobie życie na nowe, po swojemu.
  — Miałem podobne obawy, gdy go przygarnąłem — przytaknął, rzucając ukradkowe spojrzenie psu. Jako dziecko nie mógł doprosić się matki, by pozwoliła przygarnąć mu pod dach psa. Za każdym razem z jej ust padała kategoryczna odmowa. Pies to obowiązek, a nie zabawka, mawiała, ale oboje wiedzieli, że nie w tym rzecz. Można było mu wiele zarzucić, ale każdy powierzony mu obowiązek wykonywał jak umiał najlepiej, z dbałością o detale. Był sumienny. A ona - jak przystało na pedantkę - po prostu się bała. Bała się o kondycje mieszkania. Bała się wpuścić do domu kogoś, komu trudno będzie utrzymać wokół siebie porządek. I chyba w końcu dopięła swego. Zaszczepiła w nim lęk przed tym, czy sprosta oczekiwaniom, czy uda mu się zaoponować nad żywą, nieukształtowaną istotą.
  Pamiętał, kiedy podjął decyzje o wpuszczeniu do swojego życia czworonoga, jakby to było wczoraj.  Kiedy jego wzrok zetknął się ze stroną internetową tutejszego schroniska, podskórnie czuł, że tam w końcu zawita. Jego na pierwszy rzut oka spontaniczna decyzja, była jak najbardziej przemyślana. Pamiętał, jak kiełkowały w nim wątpliwości  - jedna po drugiej i pamiętał, jak trudno było je wyeliminować. Niemal przygniatały go swoim ciężarem, jakby coś spychało go na dno, ale jednak coś w nim pękło, kiedy zobaczył szczeniaka za kratami klatki, w której przebywał, w przerwie na spacery i zabawy ze swoimi bezdomnymi pobratymcami. Mały, ciekawy świata wiercipięta, o ufnym spojrzenie i naturze psotnika. Chciał go przygarnąć i jednocześnie nie chciał. Rozsądek toczył walkę z sercem, aż w końcu te drugie wygrało. A teraz, kiedy wracał wspomnieniami wstecz, kiedy przejechał wierzchem dłoni po jego grzebiecie, zanurzając palce w krótkiej, zakrapianej sierści, na jego ustach pojawił się zalążek rzadko używanego uśmiechu. Na tyle czytanego, że zapewne nie wymagał żadnego komentarza.
  Kropek wyleczył go z wszelkich wątpliwości. Za szczeniaka był małym, niesfornym urwisem. Żywe srebro, które zapełniło odczuwalną przezeń pustką. Wypełniło przestrzeń w piętrowym domu rodziny Aurichów, do którego się przeprowadził rok po śmierci matki. Pewnie nie byłaby zadowolona z nowego lokatora. Ale on nigdy nie żałował. Powrót do domu, gdzie ktoś na ciebie czeka - jedno z najwspanialszych uczuć, jakie kiedykolwiek doświadczył w swoim życiu. Nawet rutynowy, poranny bieg, aplikowany od czasu, kiedy skończył liceum, stał się o wiele przyjemniejszym doznaniem w obecności drepczącego tuż obok czworonoga.
  Pies był zdecydowanie najlepszym przyjacielem człowieka.
  Skupiony na Kropku, na drapaniu go pod brodą, dopiero po chwili się zreflektował. Podniósł wzrok na wojskowego. Obserwował, jak ten odkłada dzbanek na stolik i siada na przeciwko.
  — Nie, nie dzwoń — powiedział od razu, kiedy z ust Kyōryū wyszła ta propozycja. Nalał trochę napoju do postawionej przed nim szklanki. — To z tobą chcę zamienić kilka słów — dodał zaraz, żeby pozbawiać go jakichkolwiek wątpliwości, lecz nadal nie miał pewności czy postępuje właściwie, czy na pewno powinien w to brnąć i proponować mu współpracę, skoro dopiero co stał się pełnoprawnym wojskowym. Nie chciał mieć go na sumieniu, mimo iż młodzieniec udowodnił na co go stać.
  Wpierw skonfrontował się z wymordowanym pod murami miasta, a potem, wykazując się jeszcze większą odwagą, zgłosił się dobrowolnie na ochotnika w celu eksploracji wyspy, chociaż nikt nie wymagał od niego podobnego poświęcenia. Wymiana zdań między nimi po powrocie z dwóch różnych zakątków terenów nienazwanych utwierdziła Auricha w przekonaniu, że rekrutacja Rūki do wojska nie byłem dziełem przypadku.
  — Dwie osoby, zabił dwie osoby – sprostował, zacisnąwszy mocno palce na szklance. Wspomnienie o tamtym incydencie znowu w nim odżyły, ale kontynuował dopiero po nawilżeniu suchoty w gardle potężnym łykiem chłodnego napoju. — I tak, wiemy, kim był sprawca, ale przez splot nieoczekiwanych wydarzeńmoją niekompetencjezdołał się wymknąć — dodał, okładając naczynie z brzdękiem na blat, stosując zbyt nagły ruch nadgarstka. Na szkle pozostały smugi po opuszkach palców. Kropek zwrócił ku niemu pysk.
  Aurich nadal nie pogodził się z porażką. Obiecał samemu sobie, że nie spocznie, zanim nie dorwie skurwiela, który w tak brutalny sposób obszedł się z dwójką bezbronnych studentów.
                                         
Aurich.
Generał Eliminatorów
Aurich.
Generał Eliminatorów
 
 
 

GODNOŚĆ :
Rokuro Aurich


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.06.20 14:01  •  Kawalerka na dziewiątym piętrze - Page 3 Empty Re: Kawalerka na dziewiątym piętrze
– Zabił dwie osoby.
Rūka nie odpowiedział. Zmarszczył tylko brwi, sięgając pamięcią do najdalszych odmętów. Oczywiście, nigdy nie zapomni swojej pierwszej, realnej sprawy – nagłego wezwania, choć był wtedy w stanie spoczynku, siedząc wieczorem w tanim lokalu otoczony przez zapach fastfoodów i pobrzękiwanie lodu w szklankach pełnych syczącej coli. Palce samoistnie zaakceptowały zgłoszenie, nogi podnosiły ciało, a żołądek zaciskał się, świadomy tego, że nie otrzyma wieczornej przekąski. Ani, być może, śniadania. Tamtego wieczoru padał śnieg i nie była to zamieć, która dziwnie pasowałaby do zajścia. Zamiast wichury chłoszczącej w twarz, płatki śniegu leniwie kołysały się w powietrzu, opadając na wysokie warstwy puchu, który z trzaskiem gniotły buty. Wpierw tylko jedna para, ale zaraz potem coraz więcej, gdy na miejsce przyjechali śledczy, a zaraz potem cały oddział specjalistyczny, nie wyłączając doktor Kevorian. Cała sceneria – pełna oddechów, krótkich, rzeczowych rozkazów i informacji, przesiąknięta napięciem i oczekiwaniem, może nawet zaprzeczeniem, że w głębi zaułka leży tylko kukła, a nie człowiek, nie ktoś z imieniem i nazwiskiem, czyjś przyjaciel, syn, wróg, czyjś uczeń – nie pasowała do tego spokojnego dnia. Do ciemnego, nieruchomego nieba bez ani jednej chmury; do pogrążonego w bieli muru, chodnika i kontenerów na śmieci. Kyōryū pamiętał uczucie odrealnienia; pełne przeświadczenie o tym, że to tylko sen, a on lada moment zerwie się do siadu, wciągając gwałtownie powietrze niewielkiego pokoju. Ale im bliżej znajdował się Auricha, im bliżej podchodził do bezkształtnej masy wyrzuconej pod ścianę jak wór śmieci – tym bardziej docierało do niego, że wszystko jest prawdą. Niesprawiedliwą, niechcianą, ale prawdą.
Objął swoją szklankę; mrożona herbata, którą nalał sobie długo przed przybyciem generała, zdążyła zrobić się ciepła, ale Rūka nie zwrócił na to uwagi. Pogrążył się w myślach z tamtego lodowatego wieczoru, kiedy chłód na zewnątrz wydawał się niczym wobec tego, który ogarnął go wewnętrznie. Wiedział, że nigdy nie zapomni twarzy Williama Hayesa – chłopaka, którego omal nie pobił w kawiarence o sielskiej atmosferze, gotowy wziąć go za najgorszą, stalkerską szuję, a który kilka miesięcy później leżał bez życia tuż przed jego nogami; niemy, siny od mrozu, zbezczeszczony. I z całą pewnością niezasługujący na los, który mu przypadł.
Hayes był jednak jedną z dwóch ofiar – i ten fakt powoli dobijał się do umysłu Kyōryū. Chłopak skrzywił się lekko, obracając w palcach trzymaną szklankę.
Rozumiem – wymamrotał tylko, nie do końca wiedząc, jakich słów powinien użyć. Że mu przykro – to było wiadome. Przykro było każdemu, bo ciężko patrzeć na śmierć, zwłaszcza, gdy przychodzi nieoczekiwanie. Zdawało się zresztą, że żadne wyrazy nie są tutaj odpowiednie, bo z nich wszystkich tylko najbliżsi ofiar wiedzą jak wielka to tragedia; jak ciężko im będzie opróżniać pokój, który wcześniej należał do ich syna, do ich przyjaciółki, do ich matki, do ich towarzysza życia, który zawsze był obok; żywy, ruchliwy, roześmiany albo spokojny, cierpliwy i inteligentny, a który nagle został wyszarpany z tego ładnego obrazka, zakopany kilka metrów pod ziemią.
Kyōryū nabrał powietrza do płuc; bezgłośnie, ale widać było, jak jego ramiona minimalnie się unoszą, a klatka piersiowa rośnie pod luźnym dotychczas t-shirtem.
Sprawa została oficjalnie zamknięta, zamrożona czy jest wciąż aktualna i śledztwo trwa? – zdobył się, aby o to zapytać, bo to jedyne, na czym potrafił skupić myśli. Sama świadomość, że pierwsza misja, do której go przydzielono, miałaby zostać nierozwiązana przez „splot nieoczekiwanych wydarzeń”... nie było takiej opcji. Zaczął zapominać, że Aurich przyszedł tutaj do niego; z konkretnym tematem do obgadania. Liczyła się wyłącznie wizja Williama Hayesa i roztrzęsionej Verity, próbującej ogrzać się w furgonetce służb – nic więcej.
A po gwałtownej reakcji Auricha, gdy spód szklanki stuknął o blat, unosząc tym samym wzrok Rūki, chłopak wiedział już, że sprawa – bez względu na oficjalną decyzję – według ich dwójki wciąż nie wygasła.
Ciemne oczy Kyōryū przypominały kolorem i głębią mętną wodę na samym dnie studni; w szkole większość uczniów omijała jego spojrzenie, choć wtedy był zupełnie inną osobą niż obecnie. Teraz był jednak pewien, że siedzący tuż obok mężczyzna, nie opuści wzroku jak przestraszony student.
Chciałbym przyłączyć się do tego śledztwa. Poznać akta, drugą ofiarę, poszlaki, jakie zdobyła policja. Rozumiem, że skoro my zajmujmy się sprawą, to ma ona charakter... – zacisnął na moment usta. – Szczególny. – Wyjątkowy na tyle, aby zakładać – lub wiedzieć – że sprawcą nie jest inny człowiek. Sprawcą jest coś setki razy groźniejszego. Coś, czego nawet wyspecjalizowane wojsko S.SPEC nie potrafiło ująć. – Mogę się przydać, Aurich.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.06.20 15:42  •  Kawalerka na dziewiątym piętrze - Page 3 Empty Re: Kawalerka na dziewiątym piętrze
  — Oficjalnie?
  Z trudem powstrzymał głębokie westchnienie, które chciało paść spomiędzy jego warg, ale zapobiegł temu, przyciskając usta do krawędzi naczynia. Opróżnił je do połowy, odrobinę trzeźwiejąc, chociaż jego ruchom nadal towarzyszyło napięcie, uwidocznione w sztywnie wyprostowanych plecach i palcach kurczowo zakleszczonych na szklance.
  Kropek wyczuł zmianę, jaka zaszła w Rokuro. Znieruchomiał, nie spuszczając wzroku z właściciela. Aruich w tym samym czasie starał się jak mógł, by nie uzewnętrznić emocji, by je za wszelką stłumić. Miał wrażenie, że atmosfera zgęstniała, a duchota - pomimo klimatyzacji, w którą było wyposażone każde mieszkanie w M-3 - była jeszcze bardziej wyczuwalna. Swój stan emocjonalny mógł przyrównać do gromadzących się na niebie chmur deszczowych. To tylko kwestia czasu, kiedy lunie z nich kotara deszczu. Zdecydowanie nie powinien demonstrować swoich słabości w obecności wschodzącej gwiazdy S.SPEC. Ale nie potrafił jak ot tak wygłuszyć.  
  Kiedy sięgał pamięcią wstecz, do chwili, w której pierwszy raz skonfrontował się z wynaturzeniem - żadne inne określenie nie oddawało natury tej istoty - odpowiedzialnym za ten akt okrucieństwa względem pozbawionych możliwości obronny cywilów, krew wrzała mu w żyłach.
  —  Zamrożona, ale za trzy lub cztery lata zyska status przedawnionej — dodał po chwili, nie spuszczając wzroku z twarzy rozmówcy, mimo iż zarejestrowały zmiany, jakie zaszły w jego spojrzeniu. Stało się nagle mętne, pozbawione jakikolwiek oznak człowieczeństwa. Jak u androida zaprogramowanego w konkretnym celu. Może wcale się nie pomylił, przychodząc tutaj bez zapowiedzi? A może, podobnie jak nim, Kyōryū kierował się emocjami i zbyt osobiście potraktował porażkę wojska? Pewnie aż do tamtego incydentu nie zetknął się z prawdziwymi zwłokami. I jeszcze dochodziła do tego osoba Greenwood obecnej na miejscu zdarzenie kilka godzin po śmierci denata. — Na pewno tego chcesz?
  Uniósł do góry brwi, uważnie przypatrując się twarzy nieskalanej żadną zmarszczką. Wiedział, że nie może udostępnić mu tych akt. Nie, kiedy sprawa została zamknięta w zaszyfrowanym pliku na dysku twardym.
  Skonfrontował wzrok z przepustką. Nadal czekał na informacje zwrotną od informatora, ale wiedział, że musi uzbroić się w cierpliwości, inaczej nigdy nie pozna tożsamości mordercy. Nie chciał dzielić się z wojskowymi żadnymi, dodatkowymi faktami, które zdobył na własną rękę - w mniej lub bardziej legalny sposób. Nie mógł mu powiedzieć, że ma sieć kontaktów na Desperacji, że utrzymuje bliskie stosunki z niektórymi mieszkańcami tamtejszych terenów. Chociaż cenił jego umiejętności, nie darzył go zaufaniem. Był do szpiku kości przesiąknięty ideologiom S.SPEC, która przylegała do niego jak osad do umywalki. I Aurich go za to nie winił. Groziło to każdemu, kto wychował się w tym środowisku.
  — Niestety muszę ostudzić twój zapał. Nikt - oprócz mnienie zajmuje się tym śledztwem odkąd znalazło się w martwym punkcie. Próbowałem wpłynąć na decyzje przełożonych, ale nic nie wskórałem. Sprawca zbiegł z miasta, a tam, na terenach objętych bezprawiem, gdzie nasz autorytet nie sięga, ukaranie go czy nawet same złapanie może wykraczać poza nasze kompetencje — wytłumaczył po chwili, kłamiąc.  Podskórnie wyczuwał, że Kyōryū o tym wiedział. Inaczej nie wyraziłby chęci dołączenia do śledztwa. Inaczej nie zadbałby o taki „właściwy” dobór słów. Odkąd awansował, miał zdecydowanie więcej możliwości. Sznur, który dotychczas pętał jego dłonie, zdecydowanie się poluzował. Podlegał tylko jednej osobie – głównodowodzącemu. Rozluźnił się, gdy z gardła młodzieńca padło jego nazwisko. — Wiem, że możesz się przydać, dlatego z tobą rozmawiam i dlatego chcę złożyć ci pewną propozycje — zasugerował, zniżając głos niemal do szeptu, ale mimo to jego głos i tak zabrzmiał donośnie w wypełnionym ciszą pokoju, zakłócaną tylko przez cichy szmer klimatyzator i przytłumioną przez odgłosy tętniącego życiem miasta. — Dołącz do mojego oddziału, Kyōryū.
                                         
Aurich.
Generał Eliminatorów
Aurich.
Generał Eliminatorów
 
 
 

GODNOŚĆ :
Rokuro Aurich


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.06.20 17:24  •  Kawalerka na dziewiątym piętrze - Page 3 Empty Re: Kawalerka na dziewiątym piętrze
Oficjalnie.
Nie przytaknął, nie potwierdził słownie – właściwie nie ruszył się w żaden zauważalny sposób, który mogłyby wykryć kamery w policyjnym punkcie przesłuchań. Tylko coś w jego spojrzeniu się zmieniło, jakby pod tą mętną, czarną wodą poruszyło się głębinowe stworzenie, które szarpnęło się, bo wyczuło ofiarę. Żołądek skurczył się na myśl, że Aurich źle zinterpretował ten jeden, niby przypadkowy, wyraz. W rzeczywistości Rūka – choć docierało to do niego dopiero teraz – zapytał wprost, czy śledztwo jest oficjalnie zamknięte. A jeżeli tak – to czy nieoficjalnie również?
Czy więc na pewno tego chciał? Wykłócać się z przełożonymi jak nadgorliwy podlotek, który nie umie pogodzić się z porażką? Dzień w dzień podnosić brodę wyżej niż sięgała jego moc, aby udowodnić, że jeszcze się nie poddał, że złapie coś, czego lepsi od niego nie dorwali? Chciał sprzeciwić się rozkazom, jeżeli usłyszałby, że musi zrezygnować z tej sprawy i zająć się bieżącymi? Jedna taka decyzja mogła zaważyć o dalszych losach – nie tylko na karierze, ale na sposobie myślenia, który był główną przeszkodą podczas treningów.
Nie odpowiedział zatem od razu, pozwalając ciszy przedłużyć się w nieskończoność. Tykał zegar, szumiała klimatyzacja; za drzwiami przeszedł jeden z sąsiadów szeleszcząc torbami pełnymi zakupów. Palce Rūki delikatnie przesunęły się wzdłuż gładkiej powierzchni szklanki, zbierając z niej resztki wilgoci. Dłoń opadła płasko na blat, a on sam odchylił się, przylegając plecami do twardego oparcia krzesła. Cholera. Teraz się jeszcze dowiaduje, że sprawa jest zamrożona – a lada moment, jeżeli nie będzie więcej śladów, a wszystko wskazuje na to, że nie będzie, bo są sprawy ważne i ważniejsze, gdzie przypadkowy uczeń z wymiany jest sprawą o mniejszej wadze... wtedy akta zostaną zaplombowane i odrzucone w kąt, na stertę innych, zamkniętych spraw bez żadnego zakończenia.
Odwrócił powoli wzrok. Przeniósł spojrzenie ze znaczonej zmarszczkami twarzy Auricha na niemy telewizor. Komentator bezgłośnie przedstawiał przebieg najnowszej wystawy pojazdów firmy TechBike Industries. Wyglądało jakby Kyōryū stracił całe zainteresowanie rozmówcą; otrzymał odmowę, która rzeczywiście ostudziła jego zapał, ale nie minęła dłuższa chwila, gdy jego usta lekko się wykrzywiły. W niczym nie przypominał już tego rozbawionego chłopaka, który na myśl o Harakawie nie mógł powstrzymać parsknięcia.
Zginął niewinny chłopak – przypomniał dobitnie, choć nie ulegało wątpliwościom, że z całego szwadronu Aurich wiedział najlepiej kogo stracili. Zwykłego cywila. Osobę, która uczęszczała na zajęcia, spotykała się ze znajomymi. Która bywała w miejscach, w których oni też bywają. Która nie potrafiła się nawet bronić przed napastnikiem, więc to, co zastali w zaułku, było efektem nie walki, a rzezi.
Rūka nie do końca wiedział co chciał tym wskórać. Żaden nacisk nie zmusi nikogo, nawet świeżo mianowanego na generała wykwalifikowanego człowieka, do tego, aby nagiąć zasady. Zginęła jednostka – lub dwie, choć Kyōryū stale zapominał, że w proces zamieszana jest jeszcze jedna ofiara – a czym jest liczba jeden przy tysiącu? Przy milionie? Miliardzie?
William Hayes nie żył. Druga ofiara także nie żyła.
Ale w M-3 jest jeszcze mnóstwo innych osób, które miały więcej szczęścia. Na których powinni się skupić, póki mają w ogóle na kim. Prawa ręka Rūki opadła na udo, które miarowo, choć powoli pocierał. Druga leżała wciąż na blacie, blisko niemal do dna opróżnionej szklanki. Palce znów dotknęły naczynia, ale lekko, tylko po to, aby zająć czymś dłoń.
Wiem, że to ma małe znaczenie, ale od takich przypadków się zaczyna. Zniknie jeden oprawca, a da wzór innemu. Wkrótce każdy będzie próbował przedostać się do Miasta, a tym, którym uda się uciec z powrotem na Desperację, przybędzie pewności siebie. I doświadczenia, którego nam stale brakuje, bo wielu naszych najlepszych ludzi ginie gwałtownie, od pocisku, od zębów, od zarażenia się przez głupie zadrapanie. Taka śmierć zawsze pozostawia traumę wśród towarzyszy. Traumy z kolei rzadko kogo umacniają i ci, którzy wracają z Desperacji, nieczęstą wybywają na nią ponownie.
Obrócił nieco szklankę, przypatrując się teraz wąskiej linii herbaty, poruszonej tym jednym ruchem. Zamilkł na chwilę, próbując przy okazji zebrać myśli, ale przede wszystkim próbując się uspokoić.
SPEC przedstawiano jako potęgę. Gdy był dziesięcioletnim chłopcem wciąż pamiętał swojego brata – szanowanego członka grupy Niebieskich, odpowiedzialnego za badania, za dane komputerowe. Odpowiedzialnego za ochronę cywilów. Za lepszą przyszłość. Pamiętał dumę jaka go przepełniała na myśl o Takashim. Pamiętał swoje wyidealizowane wyobrażenie o wojsku, które roztrzaskało się, gdy tylko sam do niego wstąpił. Nie był zawiedziony obecnym stanem – nie chodziło tu o rozczarowanie, raczej o zdanie sobie sprawy z wagi problemu. Bo wojsko, bo rząd, bo całe S.SPEC miało ręce pełne roboty. Ręce zmęczone, zmuszone do wielogodzinnej, ciągłej pracy przypominającej zaciskanie pięści na odłamkach szkła. I tych rąk stale brakowało, podczas gdy wróg rósł w siłę.
Z ust Rūki wyrwało się westchnięcie. Wyglądało na to, że chciał coś powiedzieć, może urwać wreszcie ten ciężki temat – ale równolegle rozbrzmiał głos Auricha, który zacisnął wargi Kyōryū, zmuszając go do zamilknięcia. Chłopak ponownie spojrzał ku generałowi, a gdy padło ostatnie słowo, między nimi utrzymała się cisza.
Byłbym kompletnym ryzykantem, gdybym przyjął tę ofertę – powiedział wreszcie, prostując się na krześle i opierając łokcie o blat stołu. – Pański oddział to Eliminatorzy. Jednostka niemal legendarna, niebezpieczna, zajmująca się sprawami, którymi nikt nie chce się zajmować. Sprawami – takimi jak sprawa Williama Hayesa – przegranymi na starcie. – I kiedy tyknęła kolejna sekunda, oblicze Rūki nagle złagodniało. Nie uśmiechnął się w ten sam sposób, w jaki zrobił to, gdy temat zszedł na Ylvę. W tym uśmiechu było coś gorzkiego, jakby próbował zachować twarz, choć niewprawiona partnerka w tańcu depcze mu ostrym obcasem po stopie. Już samo to zdradziło jego myśli, ale mimo tego dostał: – Nie widzę dla siebie innej drogi i do końca życia żałowałbym, gdybym nie służył pod twoim dowództwem. To prawdziwy zaszczyt.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.06.20 23:12  •  Kawalerka na dziewiątym piętrze - Page 3 Empty Re: Kawalerka na dziewiątym piętrze
Zginęła dwójka niewinnych dzieciaków, Chłopak i dziewczyna — sprostował twardo. Wiedział, kogo stracili. Dwóch cywili. Zwykłych, niepowiązanych w żaden sposób z wojskiem. Osoby, które miały przed są przyszłość, perspektywy, całe życie. Był na pogrzebie obu. Podobnie jak Kyōryū był emocjonalnie związany z tym śledztwem, chociaż nie powinien być, a jednak trudno było odciąć się od uczuć, gdy w grę wchodziły przekonania.
  Krew wrzała mu w żyłach, kiedy wspomnienia odżyły. Ciała leżące w śniegu. Całe we krwi. Potem ta twarz. Szyderczy uśmiech. Szaleństwo w spojrzeniu. Kadr po kadrze. Jakby ktoś puścił mu film, którego widział wcześniej tysiące razy, ale tym razem w zwolnionym tempie. Musiał w końcu wziąć się w garść. Rozliczyć się z mordercę. Ale wiedział, że w pojedynkę nic nie wskóra. Mężczyzna zaprezentował mu pakiet swoich piekielnie niebezpiecznych umiejętności. Umiejętności, które wykraczały poza jego prywatne pojmowanie.
  Wsłuchiwał się w monolog chłopaka, ale jego spojrzenie czy nawet układ ust nie zdradzały żadnych emocji. Zachowywał się tak, jakby pozostał biernym słuchem. Nie miał zamiaru kwestionować jego zdania czy z nim polemizować, bo wcale aż tak bardzo nie rozmijało się jego własnym. Aby zająć czymś dłonie, znowu zacisnął dłoń na szklance i tym razem opróżnił jej zawartość jednym łykiem.
  — To działa w obie strony. Morderca zbiegł na tereny, które przypuszczalnie zna jak własną kieszeń. Odnalezienie go na tak rozległej przestrzeni graniczy z cudem. Pościg za nim może się równać się utratą oddziału, a może nawet kilku. Myślisz, że to ryzyko jest tego warte? Myślisz, że warto postawić na szali życie kilku wykwalifikowanych wojskowych, by wytoczyć sprawiedliwość zabójcy i pomścić śmierć dwójki studentów?
  Tak, posłanie ludzi na pewną śmierć to luksus, na który nie mogli sobie pozwolić. To ryzyka, którego nigdy by się nie podjął. Bo czym jest życie dwóch jednostek w obliczu kilku tysięcy niewinnych dusz? Niczym. Oczywiście, niczym. A jednak. Podjął decyzje w chwili, kiedy ocknął się z zamroczenia. W chwili, w której o mały włos nie postrzelił Natsumi. W chwili, w której starał krew z twarzy. Nie miał zamiaru odpuścić. Sprawa beznadziejna. A śmierć Hayesa właśnie do takich się zaliczała.
   Mój oddział jest obecnie w kompletnej rozsypce, mruknął myślach, po takim wstępie, spodziewając się kategorycznej odmowy. Napięcie w jednej chwili całkowicie opadło. Już pogodził się z porażką i przełknął gorzki posmak, który zaległ na języku. Już myślał, że Kyōryū pozbawi go wszelkich złudzeń. Ale jego prognozy znowu się nie sprawdziły. Znowu przeliczył się w swoich obliczeniach, a jednocześnie poczuł jak przepełnia go ulga.
  — Honos habet onus — wyrecytował z pamięci, wykrzywiając usta w nieznacznym uśmiechu. — Zaszczyt pociąga za sobą obowiązki — przetłumaczył, pozostawiając mu swobodę interpretacji tej łacińskiej tentacji, która znaczyła dla niego tak wiele i towarzyszyła mu na każdym kroku wojskowej kariery.
  I nie powiedział już nic więcej. Nie składał fałszywych zapewnień. Nie obiecywał mu, że wszystko pójdzie jak po maśle. Nie obiecywał mu prężnie rozwijającej się kariery, ani swobodnego wspinania się po szczeblach kariery. Nie mógł mu obiecać niczego ponadto to, czego był pewien. A wiedział, że czekała ich ciężka, żmudna praca. Nieprzespane noce. Zastrzyk adrenaliny, ale też konsekwencje podejmowanych decyzji. Spoczywała na ich barkach odpowiedzialność. Za życie swoje, ale przede wszystkim życie swoich towarzyszy. Aurich zawsze poddawał pod wątpliwość swoje umiejętności przywódcze. Nie umiał rozporządzać ludźmi jak marionetkami, jak pionkami na szachownicy. Nie był zapalonym, ani jakimkolwiek hazardzistą.  Nie wiedział czy odnajdzie się w nowej roli. Zachowaj zimną krew - tego się wyczuł w trakcie swojej wojskowej kariery trwającej ponad siedemnaście lat, ale jak można ze stoickim spokojem rozporządzać ludźmi życiem?
  — Dziękuję za gościnę — powiedział w końcu, wstając. Kropek spojrzał to na niego, to na Kyōryū i po chwili, merdając ogonem, uczynił to samo, co Aurich. — Chcę ci widzieć jutro o ósmej w moim gabinecie. Dopełnimy wszelkich formalności związanych z twoim przeniesieniem do oddziału eliminatorów. Pozdrów ode mnie Ylv.
                                         
Aurich.
Generał Eliminatorów
Aurich.
Generał Eliminatorów
 
 
 

GODNOŚĆ :
Rokuro Aurich


Powrót do góry Go down

Na końcu języka miał: nie znam akt, generale. Nie wiem kto zginął. Nie wiem jaki był. Ale w porę powstrzymał się przed dyskusją, bo to, kim była druga osoba – dorosłym mordercą czy niegroźną dziewczyną w jego wieku – nie miało znaczenia. Tak czy inaczej ofiara nie zasługiwała na los, jaki ją spotkał. Pamiętając widok otoczenia w jakim zginął William Hayes, pamiętając jego obrażenia i zbezczeszczone ciało Rūka był pewien, że absolutnie n i k t nie zasługiwał. Ta gwałtowna myśl równie gwałtownie zacisnęła mu usta; mógł jedynie przytaknąć na słowa Auricha, w pełni się z nim zgadzając. Tak, zginęły dwie osoby. Jak się okazuje – obie niewinne. Są na świecie niesprawiedliwsze sytuacje? Jest cokolwiek innego, gorszego niż to, co doprowadza do takiej niemocy i frustracji?
Kyōryū nie dziwił się, że siedzący obok mężczyzna był tak... nerwowy. Jego twarz nie wyrażała zbyt wielu emocji, ale Rūka przyglądał mu się wnikliwie, sondował każdy skrawek oblicza, kodował ruchy – i kiedy Aurich jednym łykiem opróżnił szklankę, nie umknęło to uwadze chłopaka. Nie mógł się temu dziwić; wręcz w pełni to rozumiał. Ta sytuacja w jakiś sposób dotknęła ich personalnie. Być może nie znali ofiar – a może Aurich znał? – ale w jakiś niewytłumaczalny sposób byli odpowiedzialni za ich śmierć. Bo mogli coś zrobić lepiej. Mogli bardziej rygorystycznie podchodzić do swoich obowiązków. Mogli wstawać godzinę prędzej lub kłaść się godzinę później. Mogli być wnikliwsi. Mogli bardziej naciskać. Mogli zrobić tysiące rzeczy, aby scenariusz nie skończył się tragedią.
Ale skończył – i nic już na to nie mogli poradzić. Rokuro zdawał sobie z tego sprawę; udowadniał twardymi dowodami, na które młody ponownie się skrzywił. Było coś godzącego w dumę, gdy wsłuchiwał się w wyjaśnienia Auricha.
Rozumiem w czym rzecz – przyznał niechętnie, powoli odpuszczając. Złość na samo zajście nie zelżała, ale argumenty jakie mu przedstawiono przynajmniej częściowo ostudziły rosnący ogień furii, który – gdyby przestał nad nim panować – z pewnością doprowadziłby do samowolki. Byle tylko dopiąć swego, byle...
Nie, uciął gwałtownie, odtrącając wizję przeciwstawienia się rządowi. Nie było przecież opcji, aby nie posłuchał rozkazu. Być może wściekałby się na to, bluzgał kręcąc się po mieszkaniu i wyrzucał samemu sobie, że mógł coś zrobić inaczej, lepiej – ale w tym wszystkim posłusznie podporządkowałby się górze.
Tak to już było na samym dnie łańcucha pokarmowego.
W piersi coś go zakuło; ten mocny, krótki impuls był pierwszym zalążkiem rozdrażnienia, które – pielęgnowane – wyhoduje pogardę do samego siebie. Bo przecież zawsze walczył o własne racje... tymczasem coraz częściej łapał się na tym, że mimo niepewności posłucha żądania, jeżeli to żądanie zostanie wydane przez kogoś decyzyjnego. Kiedy przestał myśleć samodzielnie, a zaczął poddawać się tłumowi? W chwili wstąpienia do wojska, podczas morderczych treningów czy jeszcze na długo przed tym?
Umysł Rūki przypominał nagrzany do białości kawał żelaza – chłopak przesunął palcami po włosach, odgarniając suche już kosmyki z twarzy. Może wśród Eliminatorów odnajdzie wartości, które zespolą się z jego rzeczywistą opinią wobec sprawy. Może tam to, co chce zacznie kooperować z tym, co musi zrobić.
Może wszystko leżało w rękach Auricha i jego następnych decyzji.
Z tą myślą spojrzał na generała dokładnie w chwili, w której ten wstał od stołu. Chwilę później Rūka także się podniósł; nogi krzesła zaszurały po podłodze.
Pozdrowię. I jak najbardziej, widzimy się jutro o ósmej.
Stojąc już przy drzwiach przyglądał się – zresztą, nijak się z tym kryjąc – jak Aurich zapina czworonoga, a gdy metalowe zapięcie chwyciło za obręcz obroży, Kyōryū nacisnął na klamkę drzwi. Nim jednak ten przekroczył próg, Rūka zaczerpnął tchu. I następne słowa wypowiedział cicho, ale z werwą; dokładnie tak, jak wypowiada się obietnice.
To dobry początek, Aurich. Tego się trzymajmy.

zt x 2
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: M3 :: Centrum

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach