Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Czas: Wszystko zaczęło się dokładnie 7 miesięcy 12 dni 8 godzin i 23 minuty temu...
Miejsce: Jeden z (nie)sławnych bali. Super tajne przez poufne wow.
Bohaterowie: Gremlinek + Albercik + pijani goście.


Planowała to tygodniami.
Ona, miniaturowy mistrz zbrodni wszelakich, jednoosobowa armia i wybitnie pocieszna dziewuszka – tak, właśnie ona nie dostała jeszcze zaproszenia na prawdopodobnie najbardziej ekscytujące przyjęcie w całym Mieście-3, o którym w sieci krążyły jedynie legendy.
Przełknęła dumę, gdy zapomnieli o niej po raz pierwszy.
Ba, nawet się nie skrzywiła, gdy kolejne tajne zaproszenie ominęło jej skrzynkę (a sprawdziła nawet to pudełko na korytarzu!)
Ale, kiedy dotarło do niej, że największa nowobogacka patologia... znaczy kwiat młodzieży japońskiej prowincji, zbiera się po raz kolejny... O nie. Tym razem postanowiła działać.

Przedostanie się do głównego systemu zawierającego listy gości i plany następnego Balu, było wyjątkowo ciężkim zadaniem. Choć bardziej... nużącym. Straciła na to kilka nocy i trzy duże butle coca coli utrzymujące ją w stanie kofeinowej euforii. Ale w końcu, po długiej i zaciekłej batalii, udało się, a jej nazwisko idealnie wpasowało się pomiędzy dziećmi szych i wysoko postawionych urzędasów.
Uhuhu, mogłaby ich wszystkich powydawać w ramach zemsty, albo szantażować przez długie miesiące. Tylko po co rozwalać coś tak pięknego?
Gremlin potrafiła docenić wszystkie kulturalne przedsięwzięcia. Zwłaszcza jeśli te składały się tylko z trzech rzeczy: alkoholu, seksu i narkotyków.

Odchyliła się w fotelu, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu i z gracją godną prawdziwej damy wachlowała się wydrukowanym bilecikiem, będącym jej kluczem do kolejnych znajomości. Jasne, bycie internetowym fejmem było fajne, ba! Było najlepszą rzeczą jaka mogła ją spotkać w życiu. Ale potrzebowała na gwałt kontaktów w szeregach jej ukochanych niebieskich, smutnych panów w garniturach.
Zresztą to był odpowiedni moment, aby opróżnić do końca to genialne mleko makowe, które ukradła niegdyś od tych religijnych świrusów z kapliczki.
Przez żołądek do serca? Bardziej przez dragi do mózgu!
Siedziała już od pewnego czasu w swojej wyjściowej, bufiastej sukience, zatapiając się w morzu halek i falbanek. Nie zakrywała tatuaży na policzkach, nawet gdyby ktoś miał ją rozpoznać właśnie po nich. Zresztą zaproszenie mówiło wyraźnie – maski obowiązkowe.
Idealnie. Incognito mode activated.

[...]

Dotarła na miejsce prowokacyjnie spóźniona, aczkolwiek na tyle, by nikogo to przesadnie nie interesowało. Wręczyła zaproszenie przy drzwiach, wślizgując się z gracją do środka. Maska na nosie, ubiór dopasowany do obowiązującego na przyjęciu dress code i buteleczka mlecznego mocno skondensowanego narkotyku w staniku – była gotowa na zabawę.
Rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu pierwszej ofiary na wieczór...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

To była jego noc. Zdecydowanie.

Spojrzał w lustro. Widział w nim portret młodego, dobrze zbudowanego mężczyzny. Blond włosy zaczesane były na bok, a czarna karnawałowa maska spoczywająca na jego nosie zasłaniała fioletowe sińce pod jego oczami. Na sobie miał ciemną, szykowną, asymetryczną marynarkę, która z tyłu sięgała mu niemalże do kolan. Perłowo biała koszula zaakcentowana była plastronem wykonanym z jedwabistego materiału w tym samym kolorze. Spodnie natomiast miał w ledwo widoczną kratkę. Ogółem mówiąc, wyglądał jak paryski arystokrata z XIX wieku. Dokładnie tak, jaki był zamysł.
Musiał tylko na swoje dysfunkcjonalne oczka przybrać soczewki, bo okulary by się nie zmieściły. Nie widzi w nich za dobrze, bo ma za dużą wadę by mu kompletnie pomogły, ale póki może chodzić nie przewracając się o wszystko pod nogami, to jest dobrze. Uśmiechnął się do postaci w lustrze, a odbicie zwróciło mu uśmiech.

Czas zacząć zabawę.

Jego wzrok zwrócił się ku małym, plastikowym pakieciku wypełnionym białym, kryształowym proszkiem. Będzie z 4 gramy. Starczy na przystawkę. Biorąc z portfela kartę kredytową i 100 dolarowy banknot miał już wszystko co potrzebne mu do przedimprezowej zabawy. Powolnym, ale stanowczym ruchem rozkruszył zawartość pakietu, wysypał  na powierzchnie stolika jakąś połowę, wyrównał, tworząc kartą jednolitą linię, po czym wciągnął używając zwiniętego banknotu. Zarzucił głową do tyłu i wziął kilka głębokich wdechów, czując słodkie uczucie euforii oblewające jego organizm. Przymrużył lekko oczy, napawając się tą wspaniałą chwilą. Ten krótki moment, kiedy narkotyk powoli przesiąka przez twoje ciało, a wszystkie twoje zmartwienia rozmywane są przez fale rozkoszy. Jeszcze tu są, ale coraz bardziej niewyraźnie, coraz bardziej zamglone, coraz bardziej... Już. Już ich nie ma. Łapiąc po drodze kluczyki, wybiegł z apartamentu.

[...] (kilka godzin później)

Albert, mimo swojego nietrzeźwego stanu, czuł się nad wyraz czujny i obecny. Wręcz połączony z otoczeniem, łatwo było mu dopilnować, by każdy z gości czuł się jak najlepiej. Pomyślał o jedzeniu dla głodnych i zmęczonych, ba - nawet o obszernych zamykanych łazienkach, w razie gdyby ktoś chciał, hm, przenieść tam swoją zabawę. I tak obserwował całe przedsięwzięcie, rozkoszując się widokiem tańczących par i odgłosem klasycznej muzyki. To było idealne, wspaniałe, za każdym razem jest to spełnienie wszelkich jego marzeń. Nie mógł powstrzymać uśmiechu, który gościł na jego twarzy, jego ciało wypełniały pozytywne emocje a on poddawał się temu całkowicie, pozwalając by kierowały nim tej nocy.

Nagle jednak ogarnęło go przytłaczające uczucie, że coś jest nie tak. Nie był jeszcze pewien co, gdyż jego wzrok nie nadążył za umysłem, ale coś zachwiało tą idealną harmonie. Intruz. Chłopak szczerze nienawidził pasażerów na gapę, który próbowali na siłę wepchnąć się na jego elitarne przyjęcie. Fala złości oblała jego ciało. Pozbędzie się go. Oj z pewnością się pozbędzie. Jego wzrok zaczął latać chaotycznie po sali, szukając winnego. Kolory migotały mu w oczach, ale pozostawał wyjątkowo skupiony. Czerwony. Zielony. Niebieski. Biały. Różowy.

Różowy.

Blondyn ruszył szybkim krokiem w stronę swojego celu i gdy tylko go zlokalizował, mocno złapał ją za ramie. To dlatego wcześniej jej nie zauważył. Ona była taka mała!
- Mógłbym zobaczyć Pani zaproszenie? - wycedził niesympatycznie, czując jak narkotyki bawią się jego emocjami, wyolbrzymiając i wykrzywiając je. To już nie pierwszy raz kiedy ktoś próbował wepchnąć się na jego przyjęcie. I nigdy, nigdy na to nie pozwolił. Był wielce przekonany wyższości siebie i jego kręgu nad zwykłym pospólstwem, a kto inny chce się dostać na jego imprezę, jak nie pospólstwo? W końcu zaproszona została sama elita M3, powtarzam elita, tylko najbogatsi, najcenniejsi, najwyżej postawieni. Chłopak posłał jej wrogie spojrzenie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Swoją pierwszą ofiarę wyczaiła przy stoliku z kieliszkami pełnymi białego i różowego wina, którego koszt z pewnością przekraczał przynajmniej kilkumiesięczną pensję zwykłego mieszkańca. Rozmowa była o tyle przyjemna, o ile kompletnie bezsensowna i nieinteresująca, kiedy dziewczę słuchało z pozornym zainteresowaniem o słodkich ploteczkach z samego serca Miasta. Ale cóż... Jeśli teraz pocierpi, już niedługo czeka ją zasłużona nagroda w postaci przyjemnego upojenia.
W głębi duszy żałowała, że nie wzięła paru radosnych pigułek od Valentynka jeszcze wyjściem z domu. Niestety plan wymagał od niej choć częściowej trzeźwości umysłu. Rozmawiała więc tak sobie bez większych problemów z synem jednego z tutejszych chirurgów wojskowych, sącząc wino.
Wtem czyjaś ręka zacisnęła się brutalnie na jej ramieniu uniemożliwiając jakikolwiek ruch i gniotąc atłasową bufkę.
Zabolało.
Aczkolwiek niewystarczająco, aby wybić Vandal z pięknie opracowanej roli. Przerywając rozmowę i posyłając jakiemuś uroczemu, jeszcze kontaktującemu młodzieńcowi przepraszający uśmiech, spojrzała pogardliwie wpierw na trzymającą ją dłoń, a następnie powędrowała wzrokiem aż do jej właściciela, Odstawiła szkło z powrotem na blat, nim zdecydowała się poświęcić choćby minimum uwagi temu człowiekowi.
- Nie godzi się tak traktować damy, Sir. - Powiedziała nad wyraz spokojnie, unosząc  ku ewidentnemu zadowoleniu swojego poprzedniego rozmówcy parę warstw halek by wyciągnąć eleganckie zaproszenie zza  paska od pończoch.  
I choć na jej obliczu nie pojawiło się nic nowego, serce w klatce piersiowej łomotało jak szalone, kiedy rozkoszna adrenalina i poczucie zagrożenia rozlewało się po jej ciele.
Odziana w czarną satynową rękawiczkę dłoń spoczęła na skórze chłopaka, kiedy dziewczyna zacisnęła mocniej palce na jego nadgarstku, w niemej prośbie o puszczenie i nie niszczenie jej kreacji. W tej samej chwili podała mu swój bilecik.

Jedno musiała przyznać - szyderczy grymas, który jej posłano, ukuł dość mocno jej dumę. Zupełnie jakby tu nie pasowała. Zacisnęła usta w wąską kreskę, a na jej policzkach wykwitł łagodny rumieniec złości, który dodatkowo podkreślił charakterystyczne tatuaże, widoczne pod maską. Ciężko było jej sprawiać, przy swoim wzroście i ogólnej posturze, wrażenie nad wyraz dumnej, ale pewność siebie biła od dziewczyny na kilometr. W porządku, może poleciała na cheat'ach, żeby się tu dostać, ale nie była w żaden sposób gorsza od tych wszystkich leszczy, których ratowały jedynie nazwiska ich rodziców.
Jej – należało tylko i wyłącznie do niej.
Odwróciła zezłoszczone spojrzenie z powrotem do swojego rozmówcy, zupełnie jak gdyby to nagłe wtargnięcie intruza nie zrobiło na niej większego wrażenia.
A jednak, Vandal miała ogromny problem, ze skupieniem uwagi na tym beznadziejnym small talku, którym najwyraźniej próbowano ją wcześniej ująć, bez uprzedniego zaproponowania alkoholu.

W tym momencie do jej uszu dobiegły pierwsze tony walca No.2 Dimitrija Szostakowicza, więc jedynie odkręciła dłoń, wewnętrzną stroną do jedynej osoby, która zorientowała się najwyraźniej, że nie powinno jej tu wcale być, w charakterystycznym geście pozwalającym się zaprosić do tańca.
Mógł postąpić głupio – wyrzucając ją i narażając się przy tym na praktycznie pewny skandal, który dziewczyna rozpętałaby w sieci, ujawniając wszystkie pikantne szczegóły, ku ogólnej radości całego M-3.
Mógł też postąpić całkowicie rozważnie – prosząc ją do tańca na tym jakże pięknym balu. Walc dawał to przyjemne poczucie odcięcia od reszty gości, które po części gwarantowało mu, że dziewczyna odpowie zapewne na większość pytań.
Ale to już pozostawiła jego decyzji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Rozjuszony Albert nie miał ochoty na pogaduszki. Krążące w nim narkotyki definitywnie traciły na działaniu i czuł niemalże jak powoli zmetabolizowane znikają z jego krwiobiegu. Nieprzyjemny ból głowy opanował jego ciałem, wszystko stało się przyćmione, jakby mniej wyraźne. Niemalże słyszał szept swojego spragnionego umysłu mówiącego Więcej. Daj mi więcej. Nie dziwne więc, że był zdenerwowany. Wolną ręką sprawdził zawartość swojej kieszeni - nie odwracając jednak oczu od intruza - a gdy jego palce napotkały na wpół zużyty pakiecik, uspokoił się trochę. Świadomość, że euforia jest na wyciągnięcie dłoni zapewniała go trochę, że jego chwilowe okropne samopoczucie niedługo minie. Zaraz będzie mógł wrócić do zabawy, w końcu noc jest jeszcze taka młoda i tyle się jeszcze może zdarzyć!

Pozwolił sobie na krótką chwilę zanurzyć się w wizjach rozkoszy, których jeszcze dziś będzie mógł doświadczyć. Znów będzie czuł się jednym z otoczeniem, znów wszechobecne kolory powodować będą radość, nie rozkojarzenie. Może znajdzie sobie kogoś do łóżka a może rozpocznie jakąś bójkę, którą z pewnością przegra. Już w sumie tak dawno tego nie robił. Wszystkie rany na jego ciele już się prawie zagoiły, zostało mu tylko trochę sińców w okolicy żeber. A ból to najlepszy i najbardziej uzależniający narkotyk. To jest, dla niego.

Szybko jednak wyrwał się z tych fantazji, musiał być teraz bardzo obecny i skupiony na sytuacji. Ten mały gremlin, którego ramię ściska to pasażer na gapę, którego winien jest się pozbyć. Wzrok chłopaka spoczął na twarzy nieznajomej, gdy wtem wszystkie trybiki w jego mózgu uruchomiły się, a sytuacja stała się o wiele jaśniejsza. Przecież on ją zna! Oh jak głupi musiał być, by nie zauważyć tego od razu. Googly Vandal! To ona! Albert słyszał o dziewczynie, ba, nawet widział jej akta. Jakiś czas temu, kiedy bardziej zaangażowany był w swoją przyszłość, a mniej w codzienne libacje. Można byłoby powiedzieć, że sekretnie kibicował dziewczynie, bo obserwowanie zdenerwowanych oficerów z S.SPEC, którzy nie mogą poradzić sobie z tak błahymi występkami było całkiem zabawne. Albert poluźnił nieco swój zabójczy uścisk, po czym wziął zaproszenie od brunetki. Nie musiał nawet spoglądać do środka, wiadome było, że wpisała się na listę gości. Całkiem imponujące, musiał przyznać. Choć znał się na technologii wyjątkowo dobrze, hakerstwo i tym podobne tematy nigdy go nie interesowały. W sumie to bardzo przydatne jest mieć wpływy u takiej osoby.

Wraz z rozpoczęciem walca, rozmowa między nimi odbyła się praktycznie bez słów. Albert dokładnie zrozumiał, co oznacza gest Nazomi i zrozumiał też, co musi zrobić. Nie ma szans na zatrzymanie posady, jeżeli ktokolwiek spoza jego kręgu dowiedziałby się o prawdziwej naturze tych karnawałów. Nie ma też szans, że jeżeli ją stąd wyrzuci, informacja ta nie rozeszłaby się po całej sieci. Posłał jej półuśmiech. Podobało mu się nastawienie dziewczyny. Ukłonił się więc nisko, wyciągając do przodu rękę.
- Raczy Pani ze mną zatańczyć? - rzekł, pokazując jej perłowo białe ząbki. Cała ta interakcja, bardzo ironicznie zresztą, przypominała taniec, gdzie obie strony starannie dobierały swoje ruchy i słowa, gdyż oboje mieli coś do stracenia. Nawet myśli o dragach ustąpiły na chwile, dając mu rzadkie uczucie wewnętrznego spokoju.
- Mam kilka pytań, a ty masz kilka odpowiedzi - dodał po chwili nieco ochrypłym, ale przyjemnym dla ucha głosem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na jej twarzy rozkwitł prześliczny uśmiech.
Mądry chłopiec.
Lubiła takich. Inteligentnych, rozważnych, doskonale znających grę pozorów i niedomówień. Prostolinijni ludzie byli nudni. Mili, ale niemożliwie nudni, łatwi do zmanipulowania i omamienia.
Ot jak młodzieniec, na którego Vandal napatoczyła się jako pierwszego. Cóż on miał do opowiedzenia poza kolejnymi przechwałkami o swoim majątku i pozycji rodziców? Nic. Był beznadziejnie wręcz nieporadny, choć niewątpliwie wartościowy jako kukiełka lub „przyjaciel”.
Ale... Ten drugi był o wiele bardziej ciekawy... Dziewczyna zlustrowała go dokładnie spojrzeniem, próbując doszukać się jak najmniejszej nieprawidłowości, nieścisłości lub zaniedbania. Nie znalazła nic. Czysta perfekcja, pozbawiona nawet najmniejszego zagięcia na koszuli czy odstającego włosa. Wspaniale. To mogło być wyjątkowo fascynujące.

- Z największą przyjemnością, drogi panie.- Oparła na propozycję tańca, kiwając przy tym przepraszająco głową w stronę swojego nieszczęśliwie porzuconego rozmówcy. Dygnęła przytrzymując w palcach atłasowy materiał sukni i spuszczając w wyuczonym geście głowę, choć rozbawione spojrzenie nie uciekło od oczu nowego towarzysza.
W jego rozszerzonych źrenicach i drganiu powieki Gremlin dostrzegła początki lekkiego zjazdu, ale... postanowiła jeszcze nie ofiarowywać mu swojego cennego mleka makowego. Im dłużej przetrzyma go (i samą siebie zresztą też) w tańcu na lekkim głodzie, tym same narkotyczne doświadczenia będą o wiele głębsze i satysfakcjonujące.
Westchnęła bezgłośnie do własnych myśli, marząc po cichutku o pominięciu zarówno tańca, tłumaczeń co tu tak naprawdę robi, jakim cudem w jej ręce wpadły listy gości... Nie mogła zdradzić przynajmniej większej części swoich sekretów, choć miała przyjemne przeczucie, że chłopak jest wystarczająco inteligentny by ominąć odpowiednie tematy.

Pozwoliła wyprowadzić się na środek sali, układając mu dłoń na ramieniu... a dokładniej nieco poniżej, opierając ją o obojczyk towarzysza. Wyżej po prostu nie sięgała.
- Cóż takiego chodzi po głowie naszemu ukochanemu gospodarzowi?- Zapytała, przymykając na chwilę oczy, aby wczuć się dokładnie w rytm muzyki.
Skąd wiedziała, że stoi przed nią sam Albert Hamilton? To było dość proste, znała go ze zdjęć krążących po internecie, piaskowa czupryna, nawet jeśli teraz porządnie uczesana, nie pozostawiała żadnych złudzeń. Ponadto był jedyną osobą, którą tak naprawdę mogło obchodzić co tu robił niezapowiedziany gość. W dodatku... jak wielu mogło pochwalić się tak misternie wykonaną protezą dłoni? Co by nie mówić, ten ostatni drobiazg uderzył mocno w technologiczny fetysz dziewczyny. Niezbadana technologia i związane z nią wszelkie systemy pociągały ją jako jedna z niewielu rzeczy w tym nudnym świecie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Był to moment jak z bajki. No, prawie. Z bajki pełnej ćpunów, nierozsądnych decyzji i pijańskiego seksu. Tak czy inaczej, była to chwila w jakimś stopniu magiczna. Niemalże cała sala pogrążona była w harmonicznym tańcu, niby rytuale, a oni znajdowali się w samym środku. Panie w pięknych, bufiastych sukniach mieniły się całym spektrum kolorów,  panowie w stonowanych barwach dotrzymywali im towarzystwa. Obrót, krok w prawo, krok do przodu, krok do tyłu.
I w tym krótkim czasie wydawało się, że na zawsze będą zahipnotyzowani tym tańcem, że nic innego nie istnieje, tylko to przyjęcie, ta sala, ten moment. Każdy problem zdawał się być tak daleki, tak błahy, niemalże jakby nigdy nie istniał.
Obrót, krok w prawo, krok do przodu, krok do tyłu.

Nawet sam Albert dał się na krótką chwilę oszukać, omamiony przez piękno tej sytuacji. Zaraz jednak głodny stymulacji umysł przypomniał mu, że nie jest w stanie być szczęśliwy na trzeźwo. Jego ręce zaczęły drżeć delikatnie, niemalże niewyczuwalnie, mimo, że chłopak całą swoją mentalną siłą starał się temu zapobiec. Po jego ekspresji nie można było jednak poznać, że coś jest nie tak. Na swoim licu wymalowany miał typowy dla niego, całkiem zabójczy uśmieszek, którym darzył partnerkę.
- Co chcesz w zamian? - spytał tylko, spoglądając w jej oczy, jakby próbując wyczytać jej zamiary. W końcu nic nie stoi jej na przeszkodzie by, po skończonej zabawie, i tak wydać sekrety Alberta. Do tego nie może jednak dopuścić i w razie potrzeby gotowy jest na drastyczne środki. Ah, czemu ludzie nie są tak łatwi do odczytania jak androidy! Gdyby Vandal była tylko zmechanizowaną kukiełką, już dawno znałby jej funkcjonowanie. Ba!  Byłby w stanie je przeprogramować według własnych upodobań! Czasami chciałby żyć jako król, jednooki pośród ślepców, otoczony tylko zimną maszynerią i zaprogramowanymi uśmiechami. To przecież nie tak, że jest w stanie darzyć kogokolwiek prawdziwym uczuciem, a bez żywych, bijących serc i myślących umysłów - nikt by tego od niego nie oczekiwał. Nie czułby się samotny, wręcz przeciwnie. Czułby się jak pan. Władca. Jego Wysokość Albert R. Hamilton.

Jego wzrok znów powędrował do tańczącej z nim osóbki. Uśmiechnął się, gdy ujrzał coś, co mogło być tylko bardzo dyskretnie schowanym pakiecikiem. Doprawdy interesująca kryjówka, ale wobec Alka nie skuteczna. To pierwsze miejsce, do którego kierują się jego oczy.
- Widzę, że pojawiłaś się z prezentem, Nozomi? - rzekł dźwięcznie, posyłając jej zbójeckie spojrzenie. Wygłodniałe myśli cieszyły się na widok lekarstwa, a on, jakby planując kilka ruchów do przodu, swoimi krokami przekierował ich z dala od środka sali. Piosenka skończyła się. Większość towarzystwa rozeszła się by napełnić puste żołądki, zapalić papierosa, wziąć kolejną dawkę. On też był na to gotowy. Zabrał z niej odrobinę trzęsące się rąsie, chowając je w kieszeniach kraciastych spodni.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Uniosła wzrok, pozwalając mu spojrzeć sobie w oczy, choć nie wiedziała czego tak naprawdę próbował się w nich doszukać. Wyjątkowo dziewczyna grała w dość otwarte karty, chowając kilka z nich do rękawa, tylko i włącznie dla własnego bezpieczeństwa.
Pytanie ją... lekko zaskoczyło.
W zamian?
Też coś... Nie miała żadnych wygórowanych żądań, ba nawet nie zamierzała go szantażować. Szczerze mówiąc nie było nic, czego Vandalek potrzebowała, a nie potrafiłaby sama sobie załatwić.
- Nic szczególnego. Po prostu lubię bywać w niektórych miejscach. Podejrzewam, że wiesz jak ważne są przyjaźnie z konkretnymi ludźmi.- Mruknęła całkowicie szczerze, wzruszając ramionami na tyle na ile pozwalała jej płynna pozycja w tańcu. Jego wątpliwości były wystarczająco wyraźne, by pozwolić dziewczynie rozczytać czego się obawiał. Zdrady tajemnic.
- Nie lubię niszczyć tak cudownych rzeczy jak ten bal, Albercie... Nie masz we mnie wroga.- Posłała mu prześliczny uśmiech godny mitologicznej harpii. Nie chciała tego przyznać nawet przez sekundę, ale uległa jak dziecko magii chwili. Kilka minut klasycznego walca oderwało od rzeczywistości istotę, która całe swoje życie spędzała w wirtualnym świecie.
Nawet ten jego uśmieszek miał w sobie na tyle powabu, by zatrzymać ją wyobrażeniami w czasach, o których jedynie czytała. Bale, karnawały, cyganeria. Miejsca i chwile, które odtwarzano tu jakby były zamknięte w małej śnieżnej kuli. Świat za drzwiami znikał. Narkotyczny sen na jawie.
Obrót, krok w prawo, krok do przodu, krok do tyłu. 
Nie zorientowała się nawet, gdy melodia umilkła, wcześniej przymykając oczy i pozwalając się prowadzić w tym jakże klasycznych ruchach.

Powrót do świadomości był... dość przykry. Zupełnie jakby powoli do niej docierało, że to wszystko to farsa i ułuda.
Ale... przecież znała niezawodny sposób na zagłuszenie głupiego, racjonalnego umysłu, prawda? Noc była taka młoda i warta przeżycia, a sama Vandal poczuła się nieco bardziej... bezpiecznie?
Powoli ekscytacja, spowodowana ujawnieniem jej nieoczekiwanej obecności, opadała, wbrew ciału, które domagało się adrenaliny i ścisku w sercu. Potrzebowała wyrwać się z marazmu.
Zresztą jej towarzysz bezbłędnie utrafił w moment, odnajdując wzrokiem tak bezbłędnie wszakże schowany prezent.
Pokręciła głową, słysząc jego pytanie. Nie zdołała powstrzymać delikatnego śmiechu, przy czym przybrała na twarz mocno oburzony wyraz, układając dłoń na mostku.
Doprawdy, przecież oczy miała nieco wyżej... Niekoniecznie robiło to przy jej wzroście jakąkolwiek różnicę, ale gdzie choćby minimalne zachowanie pozorów, Sir?
- Ach... Mówisz o tym małym cudeńku~?- Zapytała, śpiewnie przeciągając samogłoski, jednocześnie wyciągając zza ciasno ściągniętego gorsetu niewielką fiolkę pełną białego płynu.
Zacmokała uroczo, obracając buteleczkę w palcach. Gęsta ciecz wyglądała na samą kwintesencję tego co nazywano mlekiem makowym. Nierozcieńczone, pieruńsko mocne, po prostu doskonałe.
- Nie wypada przychodzić w gości bez prezentu... Powiedzmy, że odwiedziłam niedawno pewną kapliczkę i zaopiekowałam się tym maleństwem.
Zniżyła głos do szeptu robiąc maleńki krok do przodu, przez co znalazła się jeszcze bliżej Hamiltona.
I nie odsunęła się nawet, kiedy zdjął dłoń z jej pasa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Słowa dziewczyny uspokoiły Alberta. Jeszcze chwilę temu nie był pewien zamiarów brunetki, ale z każdym słowem jej osoba była dla niego bardziej zrozumiała.  Celem Nozomi nie był szantaż, nie były pieniądze, nie był skandal - a jedynie zabawa. Wysoko postawione towarzystwo. Swoje własne miejsce w maskaradzie sztucznych uśmiechów i silnych uścisków dłoni. Rozumiał to i szanował. On sam uważa to za świetną rozrywkę. Uwielbiał cały ten fałszywy krąg znajomości, lubował się w grze bogactwa. Nie zamieniłby swojego życia na niczyje inne.

- Miło mi to usłyszeć - odparł tylko, elegancko kłaniając się po zakończonym tańcu. Posłał jej kolejny z firmowych, zbójeckich uśmiechów, którymi to tak bardzo lubił traktować swoich rozmówców. Kto wie, może ta dzisiejsza noc przerodzi się w coś znaczniejszego? W głębi duszy miał wrażenie, że Googly nie będzie mu obojętna. Była inteligentna, przebiegła, miała przydatne dla niego umiejętności i doskonale rozumiała zasady panujące w jego kręgu - cóż więcej by chciał? Tak czy inaczej, nie warto myśleć co będzie lub może być - trzeba skupić się na teraźniejszości. To co jest teraz.

A to co było teraz, to ekscytacja. Wywołana zarówno tym jakże nietypowym spotkaniem, co narkotycznym głodem. Spragniony umysł z cichego szeptu pragnień przeszedł już w krzyk. WIĘCEJ. WEŹ WIĘCEJ. Słowa te brzmiały w Albertowej głowie, odbijając się jakby echem po krawędziach jego czaszki. Czuć już mógł zimne dreszcze, drżące coraz silniej ręce (no, w sumie to tylko jedna ręka. Mechaniczna kończyna zachowywała się normalnie) i pulsujący ból głowy. Serce wciąż biło jednak szybko, jakby nieco nieregularnie. Oh, jakże on nienawidził zjazdów! Dlatego też trzymał się zwykle w stanie wiecznego upojenia, przestając tylko wtedy, kiedy jego organizm nie miał już siły funkcjonować.

Obserwował dłonie dziewczyny, które bawiły się małą fiolką. Jej słowa wywołały w nim jeszcze większe zainteresowanie. Uniósł jedną brew, jakby w trochę w geście niedowierzania. Mleko makowe... To pierwszy raz, kiedy widział je na oczy! To jedna z niewielu substancji, która nigdy nie dostała się do jego łapek! Chłopak krył po części swoją ekscytacje, ale z rozżarzonych iskierek w jego niebieskich tęczówkach można było wyczytać podniecenie.  
- Chodź za mną - rzekł nieco ochrypłym głosem, łapiąc ją za drobną (przynajmniej w stosunku do jego łapsk) rączkę swą zmechanizowaną kończyną i ruszył w kierunku toalet. Przedarł się zwinnie przez tłum bawiących się w najlepsze ludzi, wyminął pijanych gości i tańczące pary, posyłając im tylko przyjazne spojrzenia - jak to na gospodarza wypada. W końcu dotarli do jednej, ku jego uciesze pustej, łazienki. Al zamknął za sobą drzwi i odwrócił się w stronę niskiej dziewczyny. Teraz zaczyna się prawdziwa zabawa!
- Myślę, że przyda nam się nieco ustronniejsze miejsce.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Hamilton, choć nie zdawał sobie z tego prawdopodobnie jeszcze sprawy, skoczył o kilka pozycji na Vandalkowej liście ludzi „do przytrzymania przy sobie”. Wpływowy, z kontaktami, na odpowiednim poziomie. Był jedną z tych osób, do których wzdychały małe spragnione splendoru i sławy trzynastoletnie normiki, świadome, że nigdy prawdopodobnie nawet nie znajdą się w jego otoczeniu.
Gdyby udało się tylko wciągnąć go do samego serca internetowego świata... Mogłaby ugrać jeszcze więcej niż dotychczas.
Czysty układ, parę vlogów, kilka sfalsyfikowanych zdjęć na plotkarskich wall'ach hejterów... Słupki popularności i same fanki by zwariowały.
No hard feelings.
Musiałaby jedynie dowiedzieć się czego brakuje blondynowi. Co mogłaby mu dać w zamian...
Przygryzła delikatnie dolną wargę, nadrywając przy tym kawałek pękniętego naskórka. Klasyczny tik nerwowy, który ludzie często (zbyt często) odczytywali jako „flirciarski”. Co za beznadziejne, prostolinijne społeczeństwo.

Przynęta z mlekiem makowym zadziałała ku ogromnej radości dziewczyny. Chciałoby się wręcz rzec, że był to złoty strzał w dziesiątkę, ale odsunęła od siebie wisielczy humor.
Not today, Gremlinku.
W dodatku idealnie utrafiła w jego zjazd, oferując coś o niezwykłej wartości praktycznie za nic.
Cud nie dziewczę, prawda?

Zaśmiała się perliście, nie stawiając praktycznie żadnego oporu, kiedy gospodarz zaproponował przeniesienie ich małego, bo dwuosobowego przyjęcia w inne miejsce.
Łazienka, choć przestronna była o wiele cichszym, bardziej ustronnym miejscem. Prawda była taka, że Vandal nie miała absolutnie nic przeciwko ćpaniu na drogich obrusach i blatach z czystego mahoniu, jednak ta przestrzeń przywodziła jej na myśl wspomnienia ze szkoły, kiedy wciąganie fety w damskim było małym rytuałem, a nie poprawą codzienności.
I pomyśleć, że tylko jedna idiotka wpadła przez te wszystkie lata ich wspólnych zabaw i szczeniackich wyskoków.

Drgnęła lekko na dźwięk zatrzaskiwanych drzwi, a szczęk przesuwanej zasuwki zasiał w duszy to przyjemne ziarenko niepokoju i oczekiwania.
Tym razem to ona pociągnęła go, z całą swoją siłą (która zapewne była porównywalna do szamotania się małego gryzonia), kierując swoje kroki w stronę jasnego, marmurowego blatu łazienkowego.
Zsunęła z palców rękawiczki, rzucając je gdzieś beztrosko.
- Niania zawsze mi powtarzała „nie mieszaj Gremlinku”... Ale jeśli masz jakiś miły dodatek do maku to nie odmówię.- Stwierdziła, odkorkowując buteleczkę z mlekiem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Evviva l'arte! Człowiek zginąć musi, cóż! [Albert / Vandal] MBA2aVH

Toaleta, w której znajdowała się para wygłodniałych narkotycznego upojenia postaci była przestronna i bogata. Wszystko było niewątpliwie czyste, jasne, wykonane z drogich materiałów i dawało poczucie luksusu. Przypominała bardziej prywatną kabinę, niż publiczną ubikację. Okna schowane były za grubą kurtyną złocistych zasłon, znajdował się tam wygodny, wolno stojący fotel a nawet wanna dla potrzebujących orzeźwienia. Niezaprzeczalnie bal ten był przyjęciem wyjątkowo bogatym i elitarnym, przeznaczony tylko dla samej creme de la creme świata M3.
W tle słychać było stłumione dźwięki muzyki klasycznej, tym razem był to Menuet kwintetu smyczkowego E-dur autorstwa Luigi Boccheriniego. Albert mógł sobie tylko wyobrazić, jak poraz kolejny ludzie pogrążeni są w tanecznym rytualne, jakby wyjęci ze strarej fotografii, w pełni żyjący tą wspaniałą chwilą. On...On miał jednak coś lepszego. Dla spragnionego stymulacji umysłu nie ma nic piękniejszego niż kolejna dawka, a co dopiero kolejna dawka w takim towarzystwie!

Nie protestował gdy Nozomi przyciągnęła go bliżej blatu - wręcz przeciwnie, z chęcią przybliżył się do marmurowej płyty. Uśmiechnął się na słowa dziewczyny, kręcąc lekko głową.
- Tak się składa, że być może mam mały dodatek - rzekł udając powagę, lecz nie kryjąc rozbawienia w oczach. Ah, te chwile tuż przed były prawie tak wspaniałe jak chwile tuż po! Niczym nie da się zastąpić tej ekscytacji, tego niesamowitego ożywiania, któremu towarzyszy oczekiwanie. Jego prawa, ludzka ręka trzęsła się już dość wyraźnie - ze zjazdu jak i z rozgorączkowania.

Wyjął z kieszeni spodni mały plastikowy pakiecik, w którym schowane było ok. 2 gramy krystalicznego szczęścia. Miał też przy sobie swój wcześniejszy asortyment, który wyjął szybko z portfela, by potem przygotować dwie niemal identyczne, białe kreseczki.
- Zwykle powiedziałbym panie przodem, ale w tym wypadku pozwolę sobie wziąć pierwszy krok - to mówiąc zwinął odpowiednio 10000 jenowy banknot i zażył sproszkowane szczęście. Odchylił głowę do tyłu, ciesząc się piekącym uczuciem narkotyku. Wszystkie nieprzyjemne symptomy zniknęły ponownie, a on znów był w swoim magicznym, wspaniałym świecie. Ah jakżeby chciał by ta chwila nigdy się nie kończyła! Ach jakże by chciał, by ta noc trwała wiecznie! Zaciągnął się powietrzem, podał zrulowaną walutę Vandalowi, po czym uśmiechnął się w jej kierunku najbardziej firmowym z jego firmowych uśmiechów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie zawiódł jej.
Jasne, ćpanie samego mleka makowego byłoby równie ekscytujące i rozkoszne, ale po co marnować potencjał połączenia go z czystą metą?

- Sweet~
Oparła łokcie o marmur, układając na splecionych dłoniach podbródek i wpatrując się w Alberta, z lekką niecierpliwością. Jak dziecko czekające na swoją kolej do wybrania zabawki w Happy Meal'u.
Przyjęła zrulowany banknot, niemal mechanicznie, wyuczonym ruchem wciągając biały proszek. Odchyliła delikatnie głowę, ściskając i rozmasowując przez kilka sekund nos.
Charakterystyczne pieczenie podrażnionej śluzówki samo w sobie wywoływało na jej twarzy uśmiech.
Od tego nie było już odwrotu.
Przymknęła oczy czując powoli ogarniające ją narkotyczne rozluźnienie, a stłumiony dźwięk kwintetu E-dur jedynie podbił wrażenie odrealnienia.
Ale.. Przecież to nie był nawet półmetek prawda?
Podciągnęła się na dłoniach, przysiadając bez większych problemów, pomimo swojej wielkiej sukni, na blacie i przyciągnęła do siebie Hamiltona.
Znajdowali się teraz mniej więcej na jednej wysokości, więc dziewczyna nie miała większych problemów, by przesunąć opuszką kciuka po jego dolnej wardze, resztą palców dociskając podbródek chłopaka nieco mocniej i przymuszając go do uchylenia ust.
- Chwalmy Ao czy inne boskie ścierwa.- Wymruczała wlewając mu do ust pół buteleczki mleka makowego. Sama zażyła resztę, przez chwilę delektując się słodkim smakiem płynu.
Z trudem była w stanie złapać głębszy oddech, kiedy złudne poczucie lekkości ogarnęło jej ciało.
Wszystkie problemy rozpłynęły się w powietrzu, ba, nawet była skłonna przebaczyć stojącemu przed nią blondynowi, wszystkie poprzednie razy, kiedy jej nie zapraszał. Jakiś taki... przyjemniejszy się teraz wydawał, nawet (a może zwłaszcza z tym uśmieszkiem), więc jedynie parsknęła perlistym śmiechem mrużąc oczy.
Przesunęła zafascynowana palcami, wzdłuż kołnierzyka jego marynarki, koncentrując się na jej fakturze. Każdy detal i wrażenie empiryczne, podbite przez narkotyki, zdawały się mieć teraz dla niej ogromne znaczenie. Kolory, dźwięki, tekstury.
Wszystko ze sobą grało, w rozkosznej harmonii, której Gremlinek uległ od razu po spożyciu dragów. Choć nie była w stanie nazwać następnego utworu, którego dźwięki docierały do zamkniętej łazienki, wiedziała, że na razie nie ma ochotę wracać na salę, pełną tych wszystkich nieistotnych ludzi.

Odsunęła się lekko.
Coś jej nie pasowało. Coś tak okrutnie, irytująco psuło cały ten idealny obraz. Zmarszczyła brwi, doszukując się w Albercie jakiejkolwiek nieprawidłowości, którą odnalazła z radosnym pomrukiem.
Drżącymi palcami rozplątała wstążki od jego maski karnawałowej, pozwalając jej spaść na marmurowe kafelki.
- Tak jest... lepiej.- Zdecydowała, oceniając osiągnięty efekt.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach