Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Szli po omacku, za przewodnika mieli ścianę, która była jedynym niezmiennym punktem w całej tej ciemności. Żołnierz, dziewczyna i mały, słodki piesek, truchtający przy nodze zielonowłosej. - Tak szybko? - zdziwił się lekko Ivo, uśmiechając się jednak. - I przestań się tak tym przejmować. Jeśli ci to nie daje spokoju, to wystaw ogłoszenie i daj im tydzień. Jeśli do tej pory nikt się po niego nie zgłosi, z czystym sumieniem możesz go przygarnąć. - powiedział pogodnie. Czuł sympatię do tej dziewczyny, bo z tych kilku zdań, jakie ze sobą wymienili, doszedł do wniosku, że myśli w podobny do niego sposób. Na pierwszym miejscu to co należało zrobić, nie to, czego się pragnęło. Była to trudna do zachowania zasada i lekko zaskoczyła go tym faktem, lecz przyjął to z uśmiechem. Dobrych ludzi na świecie brakowało, jeden więcej nie mógł zaszkodzić.
Pytanie zielonowłosej trafiło dokładnie w punkt, wokół którego krążyły jego myśli. Nie było co liczyć na to, że w cudowny sposób któryś z pracowników zagapił się i pozostawił je otwarte. Kolejne włamanie nie wchodziło w rachubę, nie chciał by wchodziło mu to w nawyk. Ani tym bardziej nastolatce. W zamyśleniu pogładził się po ogolonym podbródku. - Możemy... - zaczął powoli, bowiem pewien pomysł zaczął krystalizować się w jego umyśle - Po prostu znajdźmy nocnego stróża. - rzucił w końcu - Przekonam go, żeby nas wypuścił, bez konsekwencji. - bycie członkiem wojska dawało pewne niezbywalne profity, takie jak autorytet, stojący za legitymacją S.SPECu. Wielu cywili przestawało zadawać zbędne pytania, stając oko w oko z lwem zdobiącym godło organizacji. W tym momencie było im to jak najbardziej na rękę.
Co prawda, dziewczyna nie mogła się tego spodziewać, w końcu ani słowem do tej pory nie zdradził swojego zawodu. Ale podobnie było z nią, Ivo nic nie wiedział o nastolatce, z którą przed chwilą włamał się do magazynu. Co prawda, na początku nie była specjalnie interesująca, ale zdążył ją do tego czasu polubić, więc pewne pytania automatycznie nasunęły się mu na język.
- Właściwie, to chyba oboje zapomnieliśmy o manierach, z całego tego zamieszania. Nazywam się Ivo Bergsson, miło mi cię poznać. - zapytał z lekkim uśmiechem, kierując swój wzrok na zielonowłosą. Być może brzmiało to jak sucha formułka, ale po całym tym sklepowym bieganiu, miała w sobie odrobinę prawdy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Tak zamierzam zrobić - potwierdziła. Choć w sercu już uznała psiaka za swojego - on jak widać darzył ją podobnymi uczuciami - to i tak nie mogłaby być na tyle samolubna, by nawet się nie zainteresować, czy burzowa chmurka nie jest już ulubieńcem kogoś innego. Wystarczyło że wyobraziła sobie, jak by się czuła, gdyby jej pupil zaginął, a potem okazałoby się, że znalazca tak po prostu go zabrał. Chyba rozszarpałaby wtedy delikwenta gołymi rękami! Nic więc dziwnego, że sama nie chciała być dla kogoś osobą.
- Hm. Warto spróbować - zgodziła się. Odnalezienie kogoś, kto był odpowiedzialny za przypilnowanie bezpieczeństwa supermarketu po zamknięciu brzmiało jak najrozsądniejsza w tej chwili opcja. Jeżeli tylko będą mieli trochę szczęścia, stróż nie będzie robił im problemów i pozwoli wyjść. W końcu, hej! Ocalili sklepowy magazyn przed kompletną demolką, wcześniej ktoś zamknął ich w budynku nie sprawdziwszy w ogóle, czy wszyscy klienci zdążyli wyjść. Jeśli w całej tej kłopotliwej sytuacji można było mówić o jakiejkolwiek winie, to leżała ona po stronie personelu, który jak by nie było dopuścił się okropnych niedopatrzeń. Nawet jednak gdyby mieli negocjować wolność, wszystko było lepsze niż paranie się kolejnym włamaniem - a może w tym przypadku trzeba to nazwać wyłamaniem? Bez względu na użyty wyraz, dwukrotne w ciągu jednej nocy przechodzenie przez zamknięte drzwi wydawało się Verity lekką przesadą, nawet jeżeli nie musiała osobiście zajmować się piłowaniem metalu i całym tym szajstwem. Wydostać się ze sklepu normalnie i po ludzku - tego w tej chwili potrzebowała.
- ... zapomnieliśmy o manierach, z całego tego zamieszania.
Prychnęła krótkim śmiechem, kiedy dotarły do niej te słowa. Facet miał absolutną rację. Zostali przymusowo drużyną w zbrodni, jednak w myślach nadal nie mogła nadać mężczyźnie żadnego imienia, nazwiska, średnio nawet pamiętała jego twarz, ledwie widoczną w słabym świetle przepustek. Przez większość czasu był bardziej głosem i z tego, co zdążyła ocenić, musiał być o kilkanaście centymetrów wyższy. Poza tymi dwiema danymi nie miała o nim absolutnie żadnych informacji, co było aż głupie jak na to, ile czasu zdążyli już ze sobą spędzić w ciemnym sklepie.
- Verity Greenwood, również mi miło. - Choć jej uśmiechu nie dało się zobaczyć w ciemnościach, dał się dosłyszeć w głosie. - Też z reprezentacji imigrantów? - zażartowała. Co prawda nie każdy posiadacz obco brzmiącego nazwiska musiał od razu mieć zagraniczne korzenie, w niektórych rodzinach była po prostu taka tradycja, ale zawsze warto było zapytać.

//Ten post coś zgwałciło, gomen.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

- Poniekąd. - odpowiedział na jej pytanie z uśmiechem - Korzenie faktycznie mam imigranckie, ale urodziłem się już na miejscu, w M3 - wyjaśnił krótko, zgodnie z prawdą. Zaskoczyła go trochę tym pytaniem, od dłuższego czasu nikt nie zwrócił uwagi na jego zdecydowanie niejapońskie nazwisko. Nie krył jednak swojego pochodzenia, fakt że w jego żyłach płynęła krew przedstawicieli dawno wymarłej nacji tylko napawał go dumą. Zachowywał więc historię kraju, zaginionego w pomrokach dziejów, przynajmniej w zarysie, żeby wiedzieć, skąd jego ród się wywodził.
- Masz ładne imię, Verity - powiedział, przełamując ten krótki moment ciszy, jaki się między nimi narodził. Skoro już pierwsze lody się roztopiły, chciał dowiedzieć się czegoś więcej o dziewczynie, z którą przyszło mu włamać się do magazynu - Ale chyba nie jest to typowe angielskie imię... - skomentował, jakby się zastanawiając - bo jesteś z M2, prawda? Ewentualnie z M1, tak strzelam, opierając się na nazwisku... Przyjechałaś tu na wymianę studencką? - zapytał, choć nie był pewien wieku swojej rozmówczyni. W tej ciemności mógł dać jej lat zarówno dwadzieścia, sądząc po głosie i sposobie mówienia, jak i siedemnaście, gdy brał pod uwagę te elementy wyglądu, które widział w słabym świetle przepustek. Bezpieczniej było założyć trochę więcej, najwyżej dziewczyna ucieszy się, że uznaje ją za nieco doroślejszą, niż jest w rzeczywistości.
Przemierzając egipskie ciemności dotarli koniec końców do drzwi wyjściowych i wtedy Ivo odwrócił się do nich plecami. - Gdzieś w pobliżu powinna być kanciapa dozorcy... - rzucił, próbując wzrokiem przeniknąć lepki i gęsty mrok. - Chodźmy tędy. - zadecydował, obierając przeciwny kierunek do dotychczasowego, znów poruszając się wzdłuż ściany, palcami badając jej fakturę. Pokój stróża nocnego musiał znajdować się w promieniu dziesięciu, maksymalnie dwudziestu metrów od wejścia, niebawem powinni spotkać zwabionego hałasami mężczyznę. Mijały sekundy, a do uszu dwójki zagubionych w sklepie nieszczęśników nie dochodził żaden dźwięk, poza skrzypieniem butów na płytkach posadzki.
- Coś tu nie gra... - mruknął Ivo na tyle głośno, by zielonowłosa go słyszała. Zbliżali się do celu, skręcili właśnie w odnogę administracyjną i stanęli przed drzwiami, na których było napisane サービスルーム. Zapukał trzykrotnie i odczekał chwilę. Nie dobiegała z wnętrza żadna odpowiedź. Bergsson spojrzał na dziewczynę, w tym mroku jednak porozumiewawcze spojrzenia nie mogły mieć miejsca. Odwrócił się więc z powrotem i nacisnął klamkę. Ustąpiła bez oporu i drzwi otworzyły się bez skrzypnięcia. Ivo rozejrzał się szybko i zobaczył dwie szafki, puste krzesło przy monitorze, pokazującym obraz z kilkunastu kamer jednocześnie, niedojedzoną kanapkę, latarkę, torbę stojącą przy stoliku... Najbardziej jednak rzucał się w oczy brak jakiejkolwiek osoby w tym pomieszczeniu. Eliminator wszedł do środka i przyjrzał się ekranowi, próbując odnaleźć dozorcę w polu widzenia dowolnej kamery.
- Pomożesz mi go znaleźć? Bez niego raczej nie wyjdziemy...
Ich sytuacja była jeszcze bardziej skomplikowana, niż dziesięć minut temu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- A, rozumiem. I dziękuję - odpowiedziała od razu, nie bawiąc się w sprostowania dotyczące swoich imion. Miło było usłyszeć, że ktoś je uważa za ładne. Sama zielonowłosa zresztą podzielała to zdanie; nawet odsuwając na bok kwestie przyzwyczajeń i uprzedzeń, "Verity" podobało jej się zdecydowanie bardziej od "Daisy" w wymowie, znaczeniu i ogólnie we wszelkich aspektach.
- Z M-1. Przeprowadziłam się w trakcie liceum, już na stałe. - Co było dość trudnym przedsięwzięciem, szczególnie zważywszy na to, że młoda panna Greenwood nie miała wtedy prawnego opiekuna i podróżowała sama. Po przyjeździe do obcego miasta wylądowała więc w domu dziecka i mogła tylko liczyć na szczęście odnośnie procesu adopcyjnego. Wtedy sama nie była pewna, co bardziej woli. Prawda była taka, że do pełnoletniości zostawało jej tylko kilka lat, które spokojnie mogła przetrwać w ośrodku opiekuńczym, w którym panowała naprawdę sympatyczna atmosfera. Szanse na przygarnięcie przez jakąś rodzinę też miała stosunkowo niewielkie, jako że te maleją wraz z wiekiem dziecka. Czuła jednak głęboko w sercu, że chciałaby mieć kogokolwiek bliskiego, choćby namiastkę rodzica. Straciwszy matkę, ojca, dziadków, będąc jedynaczką, w końcu zaczęła marzyć o rodzinie z prawdziwego zdarzenia - takiej, jakie widywała na filmach i o których czytała w książkach. Adrian spadł jej wtedy jak z nieba, a choć teraz wyjechał i nie widzieli się już codziennie, i tak sam fakt jego istnienia powodował u dziewczyny szeroki uśmiech. Została wybrana, chociaż było o tyle więcej milszych, ciekawszych, bardziej sympatycznych i utalentowanych dzieciaków. Zyskała dowód na to, że nie trzeba być idealnym, żeby tworzyć dom.
Dotarli do drzwi, a w końcu i do drzwi oznaczonych odpowiednim napisem. Podobnie jak jej starszy towarzysz, dziewczyna również wyczuła niepokojącą ciszę. Nawet entuzjastyczny psiak przyhamował nieco wymachiwanie ogonem - i bardzo dobrze, bo jego energiczne ruchy lada moment wywołałyby tornado. Weszli do kanciapy zaraz za mężczyzną i pierwszym, co pewnie każdemu z nich rzuciło się w oczy, była kompletna pustka. Tak przynajmniej można było powiedzieć o obojgu ludzi, bo kundelek od razu zlokalizował niedojedzoną kanapkę. W trakcie gdy jego wybawiciele się rozglądali, sprytny czworonóg dokończył posiłek stróża w kilku kłapnięciach.
- Tylko gdzie mógł pójść? Szukanie go teraz po całym sklepie to będzie tragedia... - zaczęła, zerkając w monitoring, jednak nigdzie nie spostrzegła żadnego ruchu. Ale czy mieli jakikolwiek lepszy plan? Jeśli ochroniarzowi nie daj Boże coś się stało, nie dość że nie udzieliliby mu żadnej pomocy, to jeszcze zostaliby skazani na tkwienie w sklepie do rana. Musieli więc go jakoś znaleźć, nawet jeśli perspektywa ponownego przeczesywania alejek nie jawiła się zbyt optymistycznie.
- Możemy przynajmniej pożyczyć latarkę.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Słysząc jej skąpą odpowiedź na temat przeprowadzki, doszedł do wniosku, że nie powinien więcej poruszać tego tematu. Być może był z jakichś względów drażliwy, tego nie wiedział. Zamierzał jednak uszanować niemą prośbą dziewczyny.
Ignorując w pewnym stopniu psinę, dojadającą posiłek stróża, Ivo obserwował uważnie kamery, lecz tak jak wcześniej Verity, również nie dostrzegł tam ruchu. Zaczął się zastanawiać, nad motywami dozorcy, który opuścił tak ważne pomieszczenie, bez uprzedniego zamknięcia go. Pokiwał bezwiednie głową na propozycję dziewczyny, latarka będzie im bardzo potrzebna, jeśli będą musieli szukać zaginionego.
- Chwila... Pamiętasz, jak weszliśmy do magazynu? Zawył wtedy jakikolwiek alarm? Nie... więc może... padło im zasilanie, a dozorca poszedł uruchomić zapasowy agregat? - zastanawiał się na głos, gestem zachęcając dziewczynę do tego, by myślała razem z nim. - Skoro jednak teraz kamery działają... to albo były na innym obwodzie, albo już mu się udało. Tak czy inaczej, wolałbym go poszukać, bo siedzenie tutaj nie wydaje mi się zbyt dobrym pomysłem. Jak myślisz?
Zadawszy pytanie, wyszedł na chwilę na korytarz i nasłuchiwał. Do jego uszu nie dochodził jednak żaden dźwięk, nie będący spowodowany przez Ich Troje. Odwrócił się do zielonowłosej.
- Gdzie mogłoby się znajdować zasilanie? Widziałaś gdziekolwiek w tym sklepie piwnicę? Albo pomieszczenie będące kotłownią? Najprawdopodobniej tam go znajdziemy. - westchnął lekko, właśnie czekała ich kolejna porcja chodzenia po ciemnych korytarzach, w poszukiwaniu stróża, który był na tyle uprzejmie nieostrożny, że nie zamknął za sobą drzwi.
- Proponuję zacząć od tego korytarza, może wszystkie pomieszczenia służbowe umieścili w tym samym miejscu...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Brzmi sensownie - zgodziła się, rzucając jeszcze okiem na całość pomieszczenia. Nic nie wskazywało mniej ani bardziej wyraźnie na to, gdzie mógł podziać się stróż. Można było tylko przypuszczać, że cokolwiek wywołało go z pokoiku, musiało być pilne - w końcu zostawił niedokończoną kanapkę, której na chwilę obecną już nie dało się odzyskać. Cóż, opuścił posterunek, a więc jego strata; przynajmniej psiak znów się rozweselił.
- Chyba nie mamy innego wyjścia. Nie wiadomo, kiedy tu wróci i czy w ogóle, a nie chcę tu tkwić do rana - stwierdziła, rzucając ostatnie spojrzenie w stronę obrazów z monitoringu. Nadal nic: ani żadnego ruchu, ani nawet pół wskazówki. Westchnęła nieznacznie, po czym wzięła w dłoń pozostawioną przez stróża latarkę. Zastanawiające, że nie zabrał jej ze sobą; byłoby to najbardziej logiczne rozwiązanie, skoro na zewnątrz panowały egipskie ciemności. Pewnie miał drugą przy sobie, tak musiała założyć, choć wyglądało to średnio sensownie. Im dłużej nad tym myślała, tym bardziej zaczynała się martwić o osobę nocnego stróża. Skoro i tak mieli ruszyć na jego poszukiwanie, nie było co dłużej zwlekać.
- Nie mam pojęcia, gdzie to może być. Nigdy się w sumie nie przyglądałam - przyznała z lekkim żalem. W tym momencie brak spostrzegawczości okazywał się kłopotliwy, nawet jeśli na co dzień nikomu nie była potrzebna wiedza dotycząca położenia pomieszczeń służbowych w supermarkecie. Trzeba było po prostu zacząć od jednego miejsca i szukać, licząc na to, że szczęście im dopisze i prędko spotkają zaginionego ochroniarza. Odnalazła palcem przycisk włączający latarkę i rzuciła snop światła na wskazany przez Bergssona korytarz. Nasłuchiwała uważnie, ale poza ich własnym dialogiem, nie było słychać nic wartego uwagi.
- Chodźmy, w takim razie. - I ruszyła, bo nic innego im nie pozostawało.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

On również nieco zaniepokojony był nieobecnością dozorcy, zwłaszcza, że skoro kamery działały, to i prąd musiał zostać już przywrócony. Nie widział więc powodu, by ten nie siedział w tym momencie na tyłku przed monitorami i nie dokańczał łapczywymi kęsami kanapki. No chyba że mu się coś stało, ale w takim wypadku tym bardziej powinni wyruszyć mu na ratunek.
Szli więc teraz ciemną doliną śmierci, lecz zła się nie lękali, bo latarkę mieli. I w świetle tejże latarki widzieli wyraźnie jak na dłoni, zupełnie inaczej niż w słabym poblasku przepustek, pusty korytarz, z okazjonalnymi zakrętami albo drzwiami po jednej lub drugiej stronie. 男性スタッフのトイレ było napisane na jednych z nich, 女性スタッフのトイレ na innych. To nie były jednak droidy drzwi, których szukali.
Mieli jednak dość wyraźne wskazówki, żeby szli właśnie tą drogą. Ponieważ im dłużej podążali wzdłuż akurat tego korytarza, tym wyraźniej dało się słyszeć pewien dźwięk. Na początku nikły, potem jednak przybierał na sile. Po przejściu kolejnych metrów, eliminatorowi udało się w końcu ustalić jego rodzaj. Był to turkot silnika spalinowego. Ivo aż przystanął w miejscu.
- Słyszysz? - zapytał, unosząc dłoń, by się zatrzymała - To najprawdopodobniej agregat... Chodźmy szybciej. Albo spotkamy dozorcę po drodze, albo może pilnie potrzebować naszej pomocy.
To powiedziawszy, przyspieszył kroku, tak że tylko stopień dzielił go od biegu. Nie minęło wiele czasu, aż dotarli do uchylonych drzwi z napisem 機械室.
- Panie przodem? - zażartował lekko, po czym pchnął drzwi i pierwszy postąpił krok na schody. Teraz turkot dało się słyszeć wyraźniej, nadal jednak nie było śladu po nocnym stróżu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zabranie latarki bardzo pomagało w poszukiwaniach. Teraz przynajmniej widzieli, dokąd idą i jakie napisy widnieją na kolejnych drzwiach, dając im pewne rozeznanie we własnym położeniu. Verity poczuła nawet nieco dumy z samej siebie, gdy zauważyła, że już bez większych problemów rozumie opisy kolejnych pomieszczeń, zamieszczone przecież w obcych krzaczkach. Miło było przekonać się, że łapie japońszczyznę coraz lepiej, bo przecież przyjechała do kraju z tak naprawdę marnym przygotowaniem. Co mógł dać marny miesiąc nauki podstaw? Z początku dość mocno dukała zdania i wspomagała się internetowym tłumaczem, jednak otoczenie obcym językiem z każdej strony wręcz zmusiło ją do szybkiego opanowania zwrotów i wyrazów. Równolegle przeglądała książki i chłonęła mowę potoczną, którą koleżanki i koledzy ze szkoły bombardowali ją na porządku dziennym. W końcu nawet nauka po japońsku nie wydawała się taka straszna, a ostatecznie zielonowłosa udowodniła jedną rzecz: chcieć to móc.
W pewnym momencie w eterze wypełnionym do tej pory tylko cichym odgłosem kroków pojawił się kolejny dźwięk. Zatrzymała się, nasłuchując uważnie i zauważając, że źródło znajomo brzmiącego odgłosu musi znajdować się gdzieś przed nimi.
- Słyszę - potwierdziła, woląc nie komentować kolejnych kwestii. Sama zdążyła już przemielić w głowie kilka tragicznych scenariuszy dotyczących dozorcy, a co jeden, to gorszy. Martwiła się o niego, kimkolwiek był i cokolwiek go spotkało. Im szybciej go znajdą, tym lepiej, dlatego też gdy mężczyzna przyspieszył kroku, bez protestów postarała się dotrzymać mu tempa, nawet jeśli zaczynało to przypominać nerwowy trucht. Skoro jednak znaleźli się przed odpowiednimi drzwiami, zacisnęła mocniej palce na latarce i krzywiąc się nieznacznie na rzucony pospiesznie żarcik. W innej sytuacji pewnie by się zaśmiała, jednak chwilowo daleko jej było do rozbawienia w jakiejkolwiek formie. Mało brakowało, żeby przepchnęła swojego towarzysza przez drzwi tylko po to, żeby móc szybciej sprawdzić sytuację.
Na pierwszy rzut oka rzeczywiście trudno było dostrzec gdziekolwiek jakąś ludzką sylwetkę. Kiedy jednak drzwi otwarły się na oścież i siłą rozpędu zaczęły zamykać, z zawiasów wydobyło się przeraźliwe skrzypienie. Na ten dźwięk coś jakby drgnęło za zapasową maszynerią prądotwórczą, a chwilę później zza aparatury pokazał się mężczyzna w średnim wieku. Po uniformie łatwo było się domyślić, że jest on nocnym stróżem zaś po wyrazie twarzy - że dopiero co się obudził.
- O rajuśku, jak to się... - mruknął, przecierając nerwowo oczy za okularami, a chwilę później dojrzał dwójkę niefortunnych zakupowiczów. - a państwo tu skąd? - zdziwił się, naraz odzyskując nieco więcej świadomości.
- Matko serdeczna opiekunko ludzi... - jęknęła Verity, opuszczając bezsilnie dłoń dzierżącą latarkę. To były chyba jakieś żarty.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

W momencie, kiedy zeszli na dół, Ivo zaczął się rozglądać w poszukiwaniu dozorcy - rannego lub nie. Im dłużej szukał, tym bardziej był przekonany, że nikogo tu nie ma, w gąszczu urządzeń i gratów różnego rodzaju ciężko było się rozeznać. Lecz na dźwięk zatrzaskiwanych drzwi śpiący smacznie stróż nocny ocknął się i wypełznął zza maszynerii. Ivo z niedowierzaniem wpatrywał się w zaspaną i jakby nieco pijaną twarz mężczyzny, gdy ten zadawał swoje pytania. Był rozdarty, między śmiechem a swego rodzaju zażenowaniem całą tą sytuacją. I oburzeniem. Porządek powinien być zachowany - ochroniarz powinien siedzieć w swojej kanciapie, a nie ucinać sobie drzemki skitrany za agregatem.
Nieco ignorując ton Verity, która najwidoczniej była tak samo zażenowana, jak on, przybrał poważny wyraz twarzy, maskując malujące się na niej wcześniej zaskoczenie i odezwał się:
- A państwo zostali zamknięci przez nieuwagę obsługi. - głos eliminatora był spokojny - i czekali dość długo, aż osoba odpowiedzialna za porządek ich wypuści.
Mógłby oczywiście jednocześnie zastraszyć i zagrozić niefortunnemu dozorcy, błyskając mu w oczy legitymacją S.SPEC a także wspominając o oficjalnej skardze. Po czymś takim biedny pijak wyleciałby z pracy w mgnienie oka, zanim zdołałby wytrzeźwieć. Bergsson postanowił jednak najpierw załatwić sprawę najłagodniej jak się da. Lekkie oszołomienie stróża i zaskoczenie działało na ich korzyść, bowiem mogli mu wcisnąć nieco naciąganą wersję prawdy. Fakt, że uciął sobie drzemkę spowodowało, że nie powinien zadawać zbędnych pytań o to, dlaczego przychodzą do niego tak późno.
Ivo splótł ręce na piersi i wpatrywał się w rozmówcę, czekając na jego odpowiedź.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Och nie, jak niedobrze! - zafrasował się stróż, odzyskując pełnię świadomości. Im dłużej był na nogach, tym trzeźwiejszy się wydawał. Zresztą, jakiegokolwiek podejrzanego zapachy było w powietrzu brak, także jeśli coś rozłożyło mężczyznę do poziomu za agregatem, na pewno nie było to spożycie napojów wyskokowych. Verity była w stanie to stwierdzić w mgnieniu oka; była tak przeczulona na woń alkoholu, że była w stanie wychwycić ją bezbłędnie - choć o wiele bardziej cieszyłaby się, gdyby zyskała na nią całkowitą niewrażliwość. To byłoby przydatne! Nie męczyłaby się tak za każdym razem, kiedy podczas powrotu wieczornym autobusem na drugim końcu pojazdu siadała jakaś losowa wracająca z imprezy grupka. Nie były to bynajmniej przyjemne przeżycia, mimo że w czystej teorii nic złego się nie działo.
- Wszystko w porządku? Dobrze się pan czuje? - zapytała, ignorując fakt, że jeszcze chwilę temu chciała być na dozorcę zła. Fakt, czuła dość silne rozczarowanie faktem, że facet po prostu sobie spał, podczas gdy oni zostali zamknięci w sklepie, przeprowadzili akcję ratunkową i praktycznie rzecz biorąc włamali się do magazynu. Ale jednak, cokolwiek by nie myślała, nie znała całej prawdy. Może za zachowaniem stróża kryło się coś, o czym nie mogli mieć pojęcia, a w jakiś sposób usprawiedliwiało tę przykrą wpadkę.
- Nie nie, nic takiego - ochroniarz zmieszał się nieco, pocierając nerwowo dłonią o potylicę. - Była awaria zasilania i przyszedłem uruchomić zapasowy agregat, ale że nigdy jeszcze tego nie robiłem, musiałem zajrzeć do instrukcji... - Stuknął palcem w otwartą książeczkę, która leżała tuż obok na jednym z urządzeń. - W którymś momencie musiałem zasnąć... wstyd, naprawdę, ale chodzę jak nieżywy od kilku dni. Córka urodziła bliźniaki, płaczą na zmianę, w domu nie da się zmrużyć oka - wyjaśnił pokrótce, rozkładając ręce w bezradnym geście. Cóż poradzić, służba nie drużba i do pracy trzeba było iść, nawet jeśli wszystkie warunki sprzysięgły się przeciw nieszczęsnemu stróżowi.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

A jednak mylił się co do niego. Stróż, według jego własnych słów, cierpiał po prostu na chroniczne niewyspanie. Eliminator pokiwał głową w geście zrozumienia. On sam starał się wypełniać służbę bez żadnych zgrzytów, ale powody zaśnięcia starszego mężczyzny były dość logiczne. Poczuł, jak słaby ognik złości powoli gaśnie, zostawiając po sobie tylko popioły. W gruncie rzeczy, ten sen był dla nich idealną wymówką. Należało ją teraz po prostu odpowiednio wykorzystać. I nie dać mu chwili na zastanowienie się, jakim cudem ta dwójka została w sklepie i co robili tak długo. Bo mimo dobrego alibi w postaci Bajzla, włamanie było nadal włamaniem.
- Przykro nam słyszeć o pańskich problemach, ale czy mógłby nas pan wypuścić? - zapytał, a w jego głosie pobrzmiewało zniecierpliwienie. - Ta młoda dama ma jutro zajęcia w szkole, a ja sam także muszę iść do pracy. - wbrew pozorom był jednak zupełnie spokojny. Chciał po prostu wywrzeć presję na mężczyźnie i zmusić go to jakiegoś działania. Dłuższe stanie przy agregacie było z jego perspektywy niepotrzebne.
- Nie musi się pan tak unosić. - odparł stróż, łapiąc książeczkę z instrukcją i zmierzając w kierunku wyjścia. - Przecież już idziemy. Musimy tylko zahaczyć o moją kanciapę, zostawiłem tam klucze.
Mimo, że ostatnie słowa dozorcy sprawiły, że Ivo miał ochotę nakryć twarz dłonią, przeklinając się za głupotę, podążył za starszym mężczyzną bez słowa.
Przemierzenie znanych korytarzy nie zabrało im wiele czasu, bowiem teraz nie musieli nasłuchiwać żadnych odgłosów. Szli prosto do celu, więc szli dość szybko, bowiem dozorca, choć starszy wiekiem, był wciąż dość krzepki, czego nie mogło stłumić nawet wieczne niewyspanie. Dotarli więc do kanciapy w rozsądnym czasie, ale w drzwiach ochroniarz stanął jak wryty. Wszystko przez Bajzla, siedzącego sobie beztrosko na podłodze. Na widok ludzi i swojej wybawicielki, potruchtał do Verity, poszczekując radośnie, że oto jego oczekiwanie się zakończyło.
- Co to za piesek? - zapytał zaskoczony mężczyzna.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach