Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Akurat opinia nieznajomego mężczyzny była dla niej równie ważna, co kolorystyka bombek na świątecznej choince na głównym placu M-3. Mogła sobie tam jakaś być, ale Verity i tak nieszczególnie to obchodziło. Przez ostatnie kilka lat jej osobowość przeszła sporo zmian, także tych nieco bardziej znaczących. W większości aspektów uspokoiła się i zmądrzała w porównaniu do swojego dawnego charakteru, a jedną z rzeczy, która nie uległa zbyt wielkim modyfikacjom, była niechęć do przemocy. Brzydziła się robieniem krzywdy komukolwiek tylko dlatego, że sama czuła się zagrożona. Obrona własna swoją drogą, ale użycie ostrego narzędzia... to byłaby gruba przesada. Nie była w stanie sobie wyobrazić siebie w takiej sytuacji, to się zwyczajnie nie mieściło w głowie. Nie pełniła już roli ofiary, ale to nie znaczyło, że mogła teraz wcielić się w agresora.
Błądząc w ciemności, wiele miała myśli i mało która z nich była optymistyczna. Oczami wyobraźni widziała najróżniejsze wizje, począwszy od schorowanego klienta doznającego zawału, na zawaleniu się podłogi wgłąb Ziemi kończąc. Chociaż ta ostatnia opcja była mało prawdopodobna, było też wiele innych, mniej lub bardziej przerażających i makabrycznych. Dlatego właśnie z taką determinacją parła do przodu, nie zważając na wszechogarniającą ciemność. Ręce miała wyciągnięte nieco przed siebie, dzięki czemu do tej pory udało jej się nie przygrzmocić w żaden regał. Skupiona na utrzymaniu pionu, nie zwracała szczególnej uwagi na zachowanie mężczyzny; zapewne mógłby nawet wynieść lodówkę z działu AGD i wtedy może dziewczyna zaczęłaby coś podejrzewać, ale póki co pozostawała kompletnie nieświadoma jego występków.
Hałas powtórzył się, teraz znacznie bliższy i wyraźniejszy. Tym razem wśród głuchych dźwięków wychwyciła też coś pochodzenia bardziej organicznego, na co serce gwałtownie przyspieszyło biegu. Czyżby to mógł być... pies? No bo przecież nie wilkołak czy inne bajkowe dziwadło, w takie fantazje nie wierzyła. Wyglądało na to, że oprócz dwójki pechowych klientów w sklepie uchował się także czworonóg, który teraz zapewne kierowany paniką miotał się po ciemnym pomieszczeniu, przypadkowo powodując zamieszanie.
- Lepiej mu pomóżmy, jeszcze coś na siebie zrzuci i zrobi sobie krzywdę - odpowiedziała, nie podzielając jeszcze rozbawienia swojego przymusowego kompana. Rozluźni się pewnie dopiero wtedy, kiedy zyska pewność, że zwierzakowi nic złego się nie stało. A do tego przydałoby się, żeby biedak przestał robić z magazynu pobojowisko i zamierzała to osiągnąć, nawet jeśli będzie trzeba nie do końca legalnie przedostać się do pomieszczenia przeznaczonego wyłącznie dla pracowników.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Chłodna obojętność dziewczyny niewiele go obeszła, uśmiech wciąż utrzymywał się na jego twarzy. Przyjrzał się zamkowi rolety - nie wyglądał na zbyt skomplikowany, a na pewno nie był elektroniczny. Zapewne dało się go otworzyć po prostu uszkadzając w odpowiednim miejscu. Nie był jednak specjalistą w tej dziedzinie, a swoją wiedzę mógł określić najwyżej jako marną. Słyszał co nieco o paru trikach, które był skłonny teraz wykorzystać. W zamyśleniu pogładził podbródek, dotknął zamka, w końcu wstał.
- No to do roboty. Potrzebujemy kilku narzędzi: młotka, dłutka i piły do metalu. Pewnie wszystko to znajdziemy w dziale narzędziowym. Ten hipermarket jest naprawdę wielofunkcyjny... - Wątpił, że znajdą dokładnie to, czego szukają, ale lepsze to niż stanie bezczynne nad zamkiem, którego nie potrafią otworzyć. Jeśli nie uda się go rozwalić od wewnątrz, można spróbować upiłować blokujący bolec. Bo scenariusza, że niszczą roletę tak bardzo, by przejść przez nią mimo zamknięcia, nie brał pod uwagę. Wtedy po prostu by zrezygnował. Problem w tym, że kiedy zaczną majstrowanie z tamtymi drzwiami, włączy się alarm, a przynajmniej powinien. Na to jednak machną ręką. Bohaterskie uratowanie psiaka jest w końcu ważniejsze niż sprawa jakiegoś tam włamania, to wiedzieli wszyscy.
Podejrzewał, że narzędzia znajdą w części sklepu, której jeszcze nie eksplorowali. Pomyślał więc kilka sekund, po czym znów wybrał kierunek losowo. Wiedział, że na pewno nie znajdują się one przy ścianie, szedł więc na ukos, starając się trzymać stały kurs, mimo przeszkadzających mu w tym regałów. Każdy regał uważnie oświetlał szukając czegoś, co pomoże im wydostać czworonoga z pułapki.
Kątem oka zerknął na zielonowłosą. Właściwie, to nic o niej nie wiedział, poza tym, że na oko była licealistką, dość nieuważną i... nieposłuszną, bo teraz dopiero zauważył brak noża w jej ręce. Już otwierał usta, ale po chwili je zamknął. Ta uwaga do niczego by nie prowadziła, w końcu niebezpieczeństwa nie było. Nie ma potrzeby prowokować upartą nieletnią, która strzeli focha i koniec końców sama spróbuje uwolnić psa, pakując się niechybnie w jakieś tarapaty. Dlatego zignorował ten fakt i po prostu kontynuował poszukiwania.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Brzmi trochę tak, jakbyśmy tu mieli robić skok na bank, albo coś. - Piła do metalu? To nie brzmiało jak cokolwiek, czego używałaby na co dzień. Musiała mieć nadzieję, że jeśli nawet takową znajdą, nieznajomy będzie umiał się z tym obsłużyć. Verity z narzędzi operowała raczej śrubokrętem, kiedy jej się uchwyt w patelni poluzował. Zmieniała baterie w pilocie. Raz wymieniła toner w drukarce, posiłkując się instrukcją wyszukaną naprędce w internecie i wskazówkami zamieszczonymi na opakowaniu. To było tyle jeśli chodziło o przydatne praktyczne zdolności, bo nabywała je raczej w miarę potrzeby, z czasem jak musiała radzić sobie coraz bardziej samodzielnie. Jeszcze niedawno do byle pierdoły mogła zawołać tatę, obecnie w mieszkaniu miała aż dwóch chętnych pomocnych - choć nie wszystko była gotowa powierzyć Nathanowi, znając jego skłonność do strojenia sobie żartów. Prawda była jednak taka, że zawsze mogła liczyć na to, że kłopotliwą usterką czy innym bardziewiem zajmie się ktoś bardziej kompetentny lub chociaż wykazujący większe chęci do wysilenia się w danej dziedzinie.
- No super, tylko teraz znaleźć po ciemku narzędziowy... - mruknęła pod nosem, próbując odtworzyć w głowie plan sklepu. Niestety, kiedy już zdarzało jej się targnąć na wyprawę do supermarketu, zazwyczaj i tak ograniczała się do działu spożywczego, papierniczego i innych bardziej codziennych rejonów. Kupowanie młotków to nie była jej działka, tym bardziej ciężko było sobie przypomnieć, gdzie one mogły leżeć. Nie pomagało też to, że w sklepie co jakiś czas zmieniano układ regałów i towarów - ot, prosty i znany już chwyt mający zmusić zakupowiczów do zgarnięcia nadprogramowych produktów podczas gorączkowych poszukiwań tego, po co w rzeczywistości przyszli. Przez to w jednym momencie wydawało jej się, że narzędzia były nieopodal zabawek, by już za chwilę pojawiła się myśl, że przecież jednak to było obok multimediów. A dodatku nawet gdyby sobie przypomniała, wciąż panowały egipskie ciemności i znalezienie czegokolwiek graniczyło z cudem. W życiu by nie pomyślała, że cokolwiek zmusi ją do tak katorżniczego wysiłku, jak błądzenie po omacku wśród półek, przy czym warto wspomnieć, że po drodze już zdążyła na kilku wyhamować. Żałosne skamlenie dobiegające z magazynu było jednak wystarczającą motywacją, by wziąć się w garść i znaleźć tę pieprzoną piłę czy co to tam było. Ku chwale, eee... ojczyzny?
Co jakiś czas zbliżając się do regału sprawdzała ostrożnie, co się na nich znajduje. Zdążyła już natrafić na książki - kilka wylądowało na ziemi, o mało nie przyprawiając dziewczyny o zawał - później leżały pluszaki, a dalej o mało nie strąciła kompletu talerzy. Na szczęście zastawa nie uległa zniszczeniu, a Verity nieco przyspieszyła, znajdując się chwilę później między środkami czystości. Tak przynajmniej mogła wnioskować po zapachu, obecności sporych plastikowych butli i kijów od szczotek - końcówki do mopowania były zapewne niżej, ale już nie chciało jej się sprawdzać. Minęli w ten sposób kilka regałów, aż w końcu wyczuła pod dłonią kształt sugerujący, że mogą znajdować się w dobrym miejscu. Przyświeciła sobie przepustką - wcześniej używała jej bardziej do oświetlania sobie drogi, co uratowało ją przed wejściem w piramidę puszek z tuńczykiem - i uśmiechnęła się tryumfalnie.
- To chyba będzie gdzieś tutaj - zakomunikowała, stukając paznokciem w plastikowy uchwyt śrubokrętu. - To jeszcze raz, co mamy znaleźć?
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

- Bo właśnie tak to będzie wyglądało. - przytaknął na jej słowa. Ciężko było mu wyprzeć ze świadomości fakt, że nawet jeśli szlachetne, to ich działania były strasznie głupie - włam do magazyny włamem do magazynu, cóż, że dla uratowania pieska. Machnął jednak na to ręką. Słowo się rzekło, teraz był czas na akcję. Oczywiście, łatwiej było rzucić się w wir akcji, gdy wiedziało się, dokąd iść... ale prawdziwi bohaterowie potrafią improwizować.
Przeżywszy z trudem wyprawę między ciemne półki sklepowe, podczas której wymienione targnęły się kilkukrotnie na życie dziewczyny, wyrastając jej tuż przed nosem lub próbując zrzucić na nią swoje produkty, co Ivo niemalże skwitował parsknięciem, dotarli wreszcie do celu. Gdyby nie gęsty mrok, mógłby pokusić się o stwierdzenie, że przed nimi dział narzędziowy rozciągał się w całej krasie, choć tak naprawdę widzieli tylko niewielki jego fragment. Ale nawet w tym fragmencie leżały instrumenty, które za chwilę przyczynią się do oswobodzenia psiaka, przy okazji wpychając zielonowłosą na listę miastowych przestępców.
Żołnierz pochylił się nad półką, przejeżdżając palcami po trzonku młotka. - Młotek i dłutko, najlepiej kilka różnych rozmiarów i piłę do metalu... - zaczął, rozglądając się. Może było tu coś jeszcze, co mogłoby im się przydać, zapominając o tym, że tak po prawdzie, to nic nie widzi - ... i chyba to wszystko. Spróbujemy się włamać nie robiąc zbyt dużych szkód. - to powiedziawszy, zacisnął palce i zdjął narzędzie z półki. Wrzucił go do kieszeni płaszcza i zaczął szukać następnych. Raz, dwa, trzy, kilka rozmiarówek wylądowało obok swojego kolegi, znacząco obciążając ubiór eliminatora. Ten jednak na to nie zważał i po kolei okradał sklep z zapasu dłut, jak jakiś desperacki szabrownik.
- Chyba mamy już wszystko - zdecydował, kiedy jego płaszcz zaprotestował przed wsadzeniem weń choćby jednego jeszcze dłuta - wracajmy.
Ufał, że dziewczyna zdążyła znaleźć piłę i kilka brzeszczotów na zmianę. Rolety antywłamaniowe nie miały przecież pierwszych lepszych bolców, zazwyczaj stosowano różne triki, utrudniające ordynarne ich spiłowanie. Cóż, mieli czas. Zanim ktokolwiek z zewnątrz usłyszy wycie psa, futrzak już będzie w ich rękach.
Droga powrotna nie nastręczała aż tylu trudności - chyba coraz lepiej odnajdowali się w ciemnych zakamarkach sklepu. Albo dlatego, że dojście do ściany było zawsze łatwiejsze niż do dowolnego punktu leżącego gdzieś w środku. Jakkolwiek na to nie patrzeć, stanęli pod wejściem do magazynu i Ivo zaczął wypakowywać narzędzia zbrodni.
- No dobra... Na początku spróbujmy rozłupać zamek, zanim zaczniemy cokolwiek piłować. - wymruczał bardziej do siebie niż do niej, po czym ujął w dłoń średni młotek oraz takie samo dłuto. Klęknął obok rolety, włożył to drugie w szczelinę zamka, po czym pomyślał chwilę i owinął przystawione do zamka chustką materiałową, kilkukrotnie dookoła. - Wytłumienie. - wyjaśnił krótko, nie wierząc do końca we własne rozwiązanie. Poprawił uchwyt na trzonku, zamachnął się...
Stuk
I... nic? Żadnego alarmu? Bergsson aż się wyprostował, nasłuchując... Nic. Poza skomleniem psa, nie słyszał nic. Nie wahając się długo, poprawił uderzenie. A za tym poszło kolejne, kolejne i kolejne. Odsunął się trochę... przyglądając się efektom pracy. Spróbował ją unieść. Ani drgnie.
- Cóż... spodziewałem się tego, ale miałem nadzieję, że ten sposób podziała. - westchnął lekko, po czym ujął piłę w dłoń i wcisnął w szparę pod roletą. Była dosyć ciasna, więc trochę się namęczył, ale w końcu mu się udało. Zaczął nią powoli poruszać w przód i w tył, chcąc utorować sobie drogę do bolca, żeby zacząć go piłować.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Rany - westchnęła półgłosem, rozpoczynając poszukiwania. Światełko z przepustki było na tyle marne, że musiała niemalże jeździć nadgarstkiem po towarach, żeby je zidentyfikować. Szła więc powoli wzdłuż regału, kierując rękę to w kierunku górnych półek, to dolnych, systematycznie przeszukując zmagazynowane na nich artykuły przeznaczone do sprzedaży. Większość przedmiotów była dla niej raczej zagadkowa, ale jednak nie była na tyle głupia, żeby nie wiedzieć, jak wygląda piła. Chociaż mniej-więcej za połową alejki zaczęła powątpiewać, czy przypadkiem nie przegapiła poszukiwanego przez siebie narzędzia, to jednak nie traciła nadziei, że sobie poradzi. Odkrycia dokonała rzecz jasna w jak najbardziej godny siebie sposób - wpadając dłonią na zimny metal i o mało nie przecinając sobie wszystkich palców. Cofnęła szybko rękę, gwałtownie wciągając powietrze. Gdyby poruszała się cokolwiek szybciej, pewnie teraz broczyłaby krwią; tak to tylko zabolało, ale i tak uśmiechnęła się tryumfalnie. Przyświeciła sobie raz jeszcze, tym razem ostrożniej i zgarnęła, co trzeba, uważając, żeby nie zrobić sobie krzywdy.
- Mam - zakomunikowała krótko, po czym ruszyła wraz z nieznajomym w drogę powrotną. Rzeczywiście, dostać się znów pod magazyn było łatwiej. Raz dlatego, że już zdążyli przejść tę trasę, a dwa - na właściwy punkt wciąż naprowadzał ich żałosny skowyt dobiegający zza zamkniętych drzwi. Przez głowę przeszła jej myśl, że cała ta sytuacja przypominała trochę gry Nathana, których tyle się naoglądała, wyjadając mu cichcem chipsy spod łóżka. Myślał, że nie wie o tej skrytce, skoro sama miała taką samą! Tak czy inaczej, rudy pewnie czułby się na jej miejscu jak w raju i zaraz zgrywałby kozaka, co pewnie byłoby upierdliwe, ale samo wyobrażenie wystarczyło, żeby dodać dziewczynie otuchy. Pewnie nie minie wiele, nim dostaną się do magazynu, zgarną psiaka i wydostaną się ze sklepu. Miała już serdecznie dość tych egipskich ciemności i zdążyła już dawno zapomnieć, po co w ogóle przyszła do marketu.
- No to proszę bardzo - rzuciła już po dotarciu z powrotem pod wejście do magazynu, sugerując wyraźnie, że w brudnej robocie mężczyzna jest skazany na samego siebie. I to nie tak, że Verity nie zamierzała pomóc; chcieć by może chciała, ale prędzej by coś zepsuła lub zrobiła sobie tym krzywdę, więc lepiej było jej trzymać się w bezpiecznej odległości i udawać, że patrzy - bo przecież w tym mroku i tak nic nie było widać.
- Coś w końcu musi zadziałać.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Nie miał za złe dziewczynie, że po prostu stała i przyglądała się jego próbom włamania do magazynu. Nawet gdyby chciała pomóc, nie było tam miejsca dla ich obojga. Praca, którą mieli do wykonania, mogła zostać zrobiona tylko przez jedną osobę i tak wypadło, że tą osobą był Ivo. Klęczał więc przy rolecie, mozolnie ruszając ręką w te i wewte, czując absurd tej sytuacji. Oparł się czołem o zimną powierzchnię zabezpieczenia, bo monotonia tego zadania go usypiała. Przesuwał brzeszczot czasami pod kątem, żeby spiłować rogi - bolec okazał się być prostokątny, jako że takie są oporniejsze na przecięcie, lecz jak widać, nie na spiłowanie.
- Skoro i tak nie damy rady piłować jednocześnie, to chociaż zabijmy czas rozmową. - rzucił do zielonowłosej głosem zduszonym przez bliskość ściany. Nie odwracał nawet głowy, wiedziała, że mówi do niej, w końcu poza nimi nie było tu żywej duszy. - Zamierzasz zabrać później tego psa i się nim opiekować czy po prostu nie chcesz, żeby tam siedział zamknięty? - nie było to może najlepsze pytanie na przełamanie lodów, ale mężczyźnie nie specjalnie chciało się wysilać. Cały czas bowiem oczekiwał alarmu, który milczał jak zaklęty. Nie miał ochoty czekać, aż ich szczęście się wyczerpie, dlatego też piłował ze zdwojoną prędkością, wymieniając brzeszczoty co kilka minut.
Spieszył się także dlatego, że skomlenie psa było coraz głośniejsze i coraz żałośniejsze - ktoś w końcu wstanie i sprawdzi co powoduje taki hałas, a wtedy istniała duża szansa, granicząca praktycznie z pewnością, że ich nakryje. Ivo zastanawiał się, dlaczego do tej pory stróż, bo musiał tu być jakiś stróż, nie wyszedł jeszcze na obchód. Zaczął powoli podejrzewać, że łowcy coś sknocili i odcięli prąd do tej dzielnicy przynajmniej, a że była noc, to nikomu nie chciało się uruchomić generatorów. Jak sobie to poukładał w głowie, to posiadało coś na kształt sensu i logiki.
Właściwie, to poza tym pytaniem o psa, nie miał żadnego punktu zaczepienia. Mógłby zapytać o coś związanego z nią, ale po pierwsze on nie mógł zbyt wiele mówić cywilom o swojej pracy, a po drugie skoro wkrótce mieli się rozejść i prawdopodobnie nigdy więcej się nie spotkać, próba zadzierzgnięcia znajomości skazana była na porażkę. Myśl ta niespodziewanie wprowadziła go w lekko melancholijny nastrój, sprawiając, że jednak trochę się wysilił - Jak to jest, że ani słowem nie sprzeciwiłaś się temu, co tutaj robimy? Nie boisz się? Chyba nie powiesz mi, że robisz takie rzeczy codziennie?
Już tylko chwila dzieliła ich od poznania sprawcy całego zamieszania, bowiem bolec powoli się poddawał, a Ivo miał zamiar podnieść roletę tuż po tym, jak ostatnie zabezpieczenie puści.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pomaganie z jej strony nie przyniosłoby raczej nic dobrego. Przede wszystkim nie była to robota na dwie osoby, a z obojga pozostałych w sklepie nieszczęśników z pewnością mężczyzna nadawał się do niej lepiej niż Ver. Jej rola w owym przedsięwzięciu musiała się więc na chwilę obecną ograniczyć do użyczania marnego światła swojej przepustki, ewentualnie właśnie zajęcia czasu najprostszą rozmową.
Czy coś.
- W sumie o tym nie myślałam... po prostu wiem, że trzeba go stamtąd wyciągnąć i uspokoić, zanim sobie zrobi krzywdę. Pewnie też poszukać właścicieli i jeśli ich ma, to oddać.
Zamilkła na chwilę, nasłuchując odgłosów psiej rozpaczy z przeciwnej strony rolety. Znów coś huknęło, wywołując u nieszczęsnego zwierzęcia żałosne ujadanie, na które zielonowłosej rozdzierało się serce. Biedaczek był równie bezbronny co małe dziecko, a póki magazyn nie chciał dać się otworzyć, nic nie mogła zrobić. Gdyby miała tyle siły, przedarłaby się przez blachę gołymi rękami, byle tylko wydostać wreszcie psiaka z miejsca, które pewnie wyglądało teraz jak absolutne pobojowisko. Nieszczególnie zastanawiała się nad tym, czy zwierzę nie będzie agresywne; w ogóle średnio przewidywała taką opcję, bardziej zakładała, że czworonożny kolega będzie kompletnie przerażony.
- Ale tak. Jeśli nie będzie miał gdzie się podziać, wezmę go ze sobą - zdecydowała. Nieważne, ile dyplomacji będzie to wymagało w starciu z właścicielką mieszkania i resztą lokatorów, o ile wcześniej będzie musiała wstawać, żeby obskoczyć z psiakiem na spacer, nawet nie była jeszcze pewna, w którym miejscu go ulokuje. Przyłapała się jednak na myśli, że tak naprawdę chciała, żeby zagubiony czworonóg nie miał własnego domu. Nawet jeszcze nie zdążyła go zobaczyć, ale już była do zwierzaka przywiązana.
- Nie... w zasadzie pierwszy raz przytrafia mi się coś takiego. Ale czego mam się bać? Ktoś nas stąd w końcu wypuści. A do magazynu włamujemy się w dobrej wierze, więc nie mam powodu, żeby protestować - skwitowała dość obojętnie. Wiadomo, perspektywa ślęczenia w sklepie cała noc nie malowała się zbyt optymistycznymi barwami, jednak gdzieś podskórnie czuła, że próba przebicia się za drzwi opatrzone niezłomnie tabliczką "Nieupoważnionym wstęp wzbroniony" uruchomi odpowiedni mechanizm i sprawi, że ktoś się jednak dostrzeże przypadkowych więźniów supermarketu. A wtedy pewnie by ich stamtąd uwolniono, prawda?
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Można powiedzieć, że ujęła go w jakiś sposób bezpośredniością i taką szczerą chęcią niesienia pomocy biednemu psu, choćby mieli w tym celu niszczyć mienie, włamywać się i dokonywać innych czynów, niezgodnych z prawem. Na swój sposób było to urocze.
- Podejrzewam, że ten pies będzie bezpański. Może wpadł do magazynu bo wyczuł jedzenie, a potem został w nim zamknięty? Chyba nikt nie puściłby swojego pupila samopas.
Piłował coraz zawzięciej, zniecierpliwiony całą tą sytuacją, chociaż w rozmowie z zielonowłosą odnajdywał pewne zajęcie dla znużonego umysłu. Była dość interesująca, chociaż na początku uznał ją za kolejną głupią małolatę, która nie patrzy na konsekwencje swoich działań, tylko dąży do osiągnięcia celu. No i mimo trochę szorstkiego podejścia do żołnierza, współpracowała na ile tylko potrafiła. Nawet, jeśli nie było ku temu wielu okazji.
Po prawdzie, to Ivo również nie spodziewał się agresywnego psa po drugiej stronie rolety. Skamlenie było zbyt żałosne, by wydawał je jakiś groźny pies bojowy. Było cienkie i krótkie, jak u małego psiaka, dlatego pośpiech był wskazany. Im zwierzę było mniejsze, młodsze, tym trauma z magazynem była większa. Przyspieszył więc jeszcze bardziej, nadal słuchając słów dziewczyny.
- Chodziło mi o włamanie. Nie boisz się, że jeśli nas przyłapią, to możemy mieć kłopoty? - uśmiechnął się, choć nie do końca mogła to zaobserwować w nikłym świetle przepustki. - Ale spokojnie. Jeśli uwiniemy się z tym prędko i odnajdziemy dozorcę to prawdopodobnie nam uwierzy. Gorzej by było, gdybyśmy spędzili tu jeszcze godzinę. - gdy tak mówił, ostatnie skrawki metalu puściły i roleta stanęła przed nimi otworem. Ivo podniósł się z klęczek i podszedł do przodu pierwszy. Usłyszeli kolejne skamlenie, ale gdy światło przepustek omiotło zwierzę, które je wydawało, Bergsson odwrócił się do dziewczyny. - Tego się nie spodziewałem. - skomentował z lekkim uśmiechem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- O tym się przekonamy, jak go wydostaniemy. Zobaczymy, czy ma obrożę, a jeśli nie, może na policji dadzą radę znaleźć właściciela... nie chcę przecież ukraść komuś psa. Mógł się tu znaleźć przez przypadek - stwierdziła, choć oczywiście dopuszczała też myśl, że nie ma racji. W gruncie rzeczy na to liczyła, ale jednak wolała założyć tę najbardziej pesymistyczną, a jednak prawdopodobną opcję. Zresztą, to, czy założenie jest pozytywne czy negatywne, zależało bardziej od punktu widzenia. Dla psiaka na pewno lepiej by było, gdyby miał właściciela, z którym można by się skontaktować po numerze zamieszczonym na obroży i szybko zwrócić pupila.
- No własnie o to mi chodzi, że przecież nie włamujemy się, żeby coś ukraść... w sklepie i tak jest monitoring, pewnie z tą cała magiczną noktowizją i widać jak na dłoni, że psa ratujemy. Musieliby być głupi, żeby chcieć nas pociągać do jakichś konsekwencji. Pewnie i tak ktoś z pracowników będzie miał kłopoty przez to, że zostaliśmy tu zamknięci.
Ach, piękne lata młodości, kiedy wierzy się jeszcze w dobroć wszelkiej władzy! Verity nie mieściło się w głowie, że mogliby zostać ukarani za działanie w dobrej woli, nie tylko na rzecz psiaka, ale także sklepu - w końcu im dłużej przerażone zwierzę miotało się po magazynie, tym większe mogło wyrządzić szkody i przynieść straty finansowe. To, że w tym samym czasie znalazło się w markecie dwoje ludzi dobrej woli, którzy ruszyli czworonogowi na ratunek, powinno zostać określone w kategorii cudu.
Roleta puściła, a serce zielonowłosej łupnęło mocniej w żebrach. Szybko zrównała się z idącym przodem mężczyzną, po dźwięku skamlenia od razu lokalizując zwierzaka. Światło z obu przepustek padło na puchatą kulę, która przytruchtała do swoich przypadkowych wybawicieli, skucząc zawzięcie. Psina oparła łeb o nogę dziewczyny, spoglądając w górę i znów zawyła żałośnie. Ver niepewnie wyciągnęła rękę i przytrzymała przed mordką zwierzaka, który najpierw obwąchał ją uważnie, a później trącił blade palce nosem i zaskomlał. Uznała to za zgodę na pogłaskanie go po kudłatym łbie, nie musząc się nawet bardzo schylać, bo pies sięgał jej może dwadzieścia centymetrów poniżej bioder. Spojrzała na niego w świetle przepustki i dostrzegła dość oczywisty brak obroży i szarą sierść. Gdyby nie kolor, można by zakwalifikować go jako samojeda, ale znawca od razu wypatrzyłby kilka szczegółów, które wykluczały więźnia magazynu jako psa rasowego. Dla Verity jednak był najpiękniejszy na świecie. Przykucnęła przy zwierzaku i zatopiła dłonie w puchatej sierści, na co psiak zamerdał energicznie ogonem.
- No cześć, śliczny~ - powiedziała przyciszonym tonem. - Już wszystko dobrze, nic się nie stało. Chociaż pewnie zrobiłeś tu niezły bajzel...
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pies był naprawdę ładny, z tym nie mógł się spierać w żaden sposób. Kiedy tak przytruchtał do nogi zielonowłosej i od razu ujął ją tym za serce, Ivo uśmiechnął się. Zauważył brak obroży, co uznał za dobry znak. Dziewczyna w końcu bardzo chciała zatrzymać tego psa dla siebie, widać to było od momentu, gdy postanowiła go uwolnić, ale także teraz, kiedy głaskała i przytulała puchatą kulkę z dużą dozą czułości. Postanowił zostawić ich samych sobie na chwilę, więc odszedł by ocenić straty poczynione przez nowego towarzysza studentki. Przyświecał sobie przy tym przepustką, mimo że światło z niej padające było dość marne. Przewrócone półki, rozsypane chrupki czy płatki, rozbita paleta jajek... No no, może i żadna z tych rzeczy nie była na wagę złota, jednak kiedy zebrało się wszystko w całość... wyglądało to co najmniej widowiskowo. Cóż, najwyżej któryś z pracowników magazynu będzie miał dużo do sprzątania, nie należało to do listy zmartwień Bergssona. Wrócił do dziewczyny i jej psa, po czym również przykucnął i wyciągnął ostrożnie rękę. Zwierzak wychylił się, powąchał ją i cofnął się w ramiona wybawicielki, skucząc ze strachu. Ivo szczerze się zdziwił, ale natychmiast cofnął rękę.
Być może było to związane z wymordowanymi, których zapachu mógł śladowe ilości podłapać podczas którejkolwiek misji... Może wyczuł, że te dłonie przyniosły wiele cierpienia pso-podobnym mutantom, nawet jeśli te próbowały zjeść go pierwszego... Cokolwiek to było, mały pogromca magazynów go nie lubił. Trudno, nie musiał, najważniejsze, że przyjął zielonowłosą do swojego stada. Eliminator wstał więc i zapytał spokojnie, niezrażony niechęcią kudłatej kulki.
- Chodźmy stąd, imię wymyślisz mu po drodze. Ciągle musimy odnaleźć wyjście.
Poczekał chwilę, aż dziewczyna wstanie, odlepiając się wcześniej od pieska albo biorąc go na ręce, po czym skierował się w stronę wyjścia z magazynu, a następnie ruszył w prawo, wzdłuż ściany. Podejrzewał, że idąc tą drogą na pewno dotrą do któregoś z końców sklepu, a stamtąd z łatwością dotrą do wyjścia z całego kompleksu. Ivo miał tylko szczerą nadzieję, że będzie się dało wyjść stąd od środka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Skupiona na witaniu się z małą burzową chmurką, niewiele zauważyła ze zniszczeń dokonanych przezeń w magazynie. Dopiero po chwili podniosła głowę i przeciągnęła wzrokiem za rozeznającym się w sytuacji mężczyzną, zauważając co nieco z poczynionych przez psiaka szkód. Podłoga pomieszczenia każdą zadeklarowaną panią domu przyprawiłaby o palpitacje serca, podobnie jak walające się wszędzie wiktuały. Wśród myśli Verity pojawiła się jedna pełna ulgi: jak dobrze, że to nie ja muszę to sprzątać. Na kogokolwiek padnie to zadanie - a prędzej czy później na kogoś paść przecież musi - będzie to dla tej osoby naprawdę dopust Boży. W całej tej degrengoladzie trudno było uwierzyć, że puchate stworzenie nie zdołało niczym się ubrudzić, a przynajmniej niczego nie widziała ani nie wyczuła. Z pewnością jednak dało się powiedzieć, że zwierzak był przerażony, a obecnie ulokował swoje nadzieje w zielonowłosej dziewczynie, najwyraźniej postrzegając ją jako ostoję spokoju. Cofnął się nawet od człowieka, który własnymi rękami doprowadził do otwarcia zdemolowanego magazynu. Bez pomocy mężczyzny nie było co marzyć o uwolnieniu psiaka, jednak on oczywiście o tym nie wiedział, toteż wyrażeniem wdzięczności będzie się musiała zająć Ver w imieniu obojga.
- Już bym chyba wymyśliła - stwierdziła, uśmiechając się pod nosem. - Ale nadal nie mam pewności, czy nie ma już właściciela.
Podniosła się z przysiadu i ruszyła do wyjścia za towarzyszem zbrodni. Kundelek postanowił jak widać trzymać się osoby, którą uznał za swoją wybawicielkę, więc co jakiś czas czuła koniuszki jego puszystej sierści pod palcami lewej dłoni.
- A jak już znajdziemy wyjście to... to co dalej?
W końcu drzwi jak drzwi - o tej porze będą z pewnością zamknięte. W końcu gdyby nie były, już dawno wyszliby ze sklepu i o całej historii nie byłoby mowy. Kłopot polegał jednak na tym, że z jakiejś przyczyny pracownicy marketu nie dopełnili procedury i nie sprawdzili dokładnie, czy wszyscy klienci wyszli, nim market zamknięto na wszystkie spusty. Jedyne co w tej chwili przychodziło jej do głowy, to że może wyjście będzie posiadało jakieś zabezpieczenie, pozwalające na zwolnienie zamków od środka. Jeśli nie, pewnie będą musieli liczyć na ratunek z zewnątrz, co nie brzmiało zbyt prawdopodobnie.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach