Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

Zmęczony i przygarbiony, po zachlanej nocy, kierował swoje cielsko w stronę miejsca pracy. Sklep o dumnej nazwie 'Naprawy u Jiro'. Pracował tam od zakończenia liceum, bo jednak kasa by się przydała, a skoro mieszka sam już od dłuższego czasu to wypadałoby się uniezależnić od przelewów rodziców. Jiro to jego szef, stary, wąsaty grubas, taki typowy Janusz, który w sumie nie zna się tak profesjonalnie na niczym. Serwis radził sobie jako tako, mimo tego, że Daisen robił tam wszystko sam, to nie było spóźnień w zamówieniach. Wrodzony talent. Szefuncio przychodził od czasu do czasu pomarudzić, że tu syf, tam syf, tu źle zlutowane, coś tam rozpierdolić, bo niby wie lepiej, zamówić kilka części, których nigdy nie użyją, no typowe u kogoś, kto nie ma pojęcia o prowadzeniu biznesu, nie ma pojęcia o tym co robi. Przekręcił kluczyk w drzwiach, wyłączył alarm, który zdecydowanie był potrzebny, skoro trzymali w środku dość wartościową elektronikę. Jiro zmieniał kod co tydzień, w parzyste 1234, w nieparzyste 4321. Głupi człowiek. Daisen to niecierpiał, ale płacił dobrze, więc nie mógł tak mocno marudzić. Widać, że nasz kochany Janusz coś próbował tutaj działać, bo wszędzie leżały rozjebane części, płytki scalone ze spalonymi soketami, jakieś oporniki, śrubeczki, narzędzia. Rudy westchnął wyjątkowo głośno trzaskając za sobą drzwiami. Miał wybrać do niego numer i go sowicie opierdolić, ale zrezygnował, bo wiedział, że grubas uprzykrzy mu kolejny tydzień w nagrodę za pyskaty ryj. - Co za, kurwa, debil. Gdyby nie ja to dawno by jadł jakieś proso i pił denaturat. - Wywarczał sam do siebie kopiąc jakiś kawał blachy leżącej na ziemi. Generalnie miejscówka była dosyć mała. Na każdej ścianie, prócz frontu, wisiały jakieś narzędzia, co było jedynym pozytywnym aspektem pracy tutaj, nadmiar sprzętu. Na środku sufitu wisiał wiatrak, który niwelował zapach spalenizny. Do niego przyczepiona była lampa, która dawała światło, kiedy trzeba było zostać po godzinach, w ciemni. Generalne odczucie? Dość amatorskie i industrialne, ale na zapleczu działy się cuda elektroniczne, co wiedziała okoliczna społeczność. Niepozorne, co? Dość szeroki zakres usług mógł sprawiać, że ludzie myśleli o tym miejscu mało poważne, ale było zupełnie inaczej. Tanio, dobrze, szybko. Każdy kto miał problem, nawet jeśli sprzęt był na gwarancji, leciał do nich, bo jednak potrafili uwinąć się z tym dwa razy szybciej niż prawowity serwis. Nawet kilka Speców przychodziło regularnie na przegląd pukawek, bo było to lepsze i szybsze niż jebanie się z kwatermistrzem. Daisen złapał za puszkę niegazowanej mrożonej herbatki z lodówki i spojrzał na indeks zamówień. - Ja pierdolę, co za sztynks. - Typowe marudzenie, jednak to go motywowało do pracy. Zabrał się za obowiązki nie wiedząc co jeszcze dzisiaj go czeka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Panującą w pokoju ciszę przerywało tylko miarowe stukanie palców uderzających o klawiaturę. W miarę, jak kolejne dźwięki wybrzmiewały w eterze, wyświetlacz laptopa pokrywał się znakami. Co jakiś czas odgłos ustawał, gdy blade dłonie sięgały do książki lub przełączały kartę przeglądarki, by skonsultować słowo z internetowym słownikiem. Chociaż półtora roku spędzone w M-3 okazały się bardzo owocne pod względem przyswojenia języka, obca mowa używana na co dzień różniła się dość znacznie od tej, którą można było znaleźć w literaturze naukowej. Studiowanie podręcznika do chemii czy biologii wymagało nieustannego sprawdzania, czy na pewno dobrze rozumie wszystkie określenia. Z tego też powodu pisanie projektu zaliczeniowego przypominało bardziej robotę tłumacza niż rzeczywiście kreatywną pracę, jednak cóż mogła na to poradzić - mus to mus. Na szczęście temat był na tyle przystępny, że odpowiednie zdania same przychodziły do głowy i jedyną przeszkodą była tak na dobrą sprawę bariera językowa. A tę, przy odrobinie determinacji, dało się pokonać.
Jak się jednak okazało, trudności na drodze do skończenia projektu było więcej. W połowie zdania, nim zdążyła do końca wklepać odpowiednie słowo, ekran zgasł. Wszystkie piksele obrały czerń, wręcz bijąc po oczach z brutalnością godną seryjnego mordercy.
Verity zastygła, skonsternowana. Wyświetlacz odmawiał posłuszeństwa, jednak gdy odczekała chwilę, z potencjalnie zdechłego laptopa rozległ się dźwięk powiadomienia o nowej poczcie. A więc coś działało! To rodziło nadzieję, że jej dotychczasowa praca nie przepadła. Co prawda co jakiś czas zapisywała plik, jednak gdyby coś jednak się wykrzaczyło i przypadkiem by zniknął... nie byłoby to zbyt radosne wydarzenie. Ostatnie, na co miała ochotę, to konstruowanie tego wszystkiego od początku. Była już praktycznie na finiszu! Im dłużej wyobrażała sobie, jak owoc jej wielogodzinnej harówki rozpływa się w odmętach elektronicznego zepsucia, tym większe ogarniało ją zdenerwowanie. Usterkę trzeba było jak najszybciej naprawić.
Zajrzała do kuchni, gdzie Michiko akurat agresywnie wbijała łyżeczkę w duże opakowanie lodów. Usłyszawszy o problemie, od razu odstawiła pudełko i podreptała razem z zielonowłosą do jej pokoju, by spróbować wspólnie coś zaradzić na zaistniałą sytuację. Wspólnie omówiły każdą opcję, jaka przyszła im do głowy i spróbowały wszystkiego, co mogły zrobić bez zbyt drastycznej ingerencji. Mimo wszystko żadna z nich nie znała się na temacie wystarczająco dobrze, by pozwolić sobie na śmielszy krok. Kiedy zaś zawiodły nie tylko własne pomysły, ale też wyszukane pospiesznie na przepustce porady z internetu, zapadła decyzja: zadanie należy powierzyć specjaliście. Michiko mogła wrócić do przerwanego objadania się lodami, zaś jej młodsza współlokatorka zapakowała krnąbrnego laptopa do torby, wcisnęła pod pachę i wyruszyła na przygodę. To znaczy, do najbliższego punktu, gdzie wykonywano tego typu naprawy.
Miała to szczęście, że "Naprawy u Jiro" znajdowały się może dziesięć minut od jej mieszkania, więc mogła bez przeszkód dotrzeć tam piechotą. Gdyby miała jeszcze czekać na autobus, prawdopodobnie zdążyłaby się rozmyślić i wrócić do domu, gdzie przez kolejnych kilka godzin lamentowałaby nad awarią. Ledwie bowiem przekroczyła próg i znalazła się na zewnątrz, zewsząd zaczęły ją nachodzić sceptyczne myśli. Może jednak zareagowała za szybko? Jeśli przypadkiem wcisnęła jakiś klawisz wygaszający ekran i tak naprawdę nic się nie zepsuło...
Nie no, przecież sprawdzała wszystko, co uczynni użytkownicy internetu wypisywali na dyskusyjnym forum o komputerach.
Chyba, że coś przeoczyła.
Ale sprawdzały obie.
Ale przecież żadna z dziewcząt nie miała pojęcia o informatyce i równie dobrze Greenwood mogła teraz popełniać okropne głupstwo.
Pchnęła drzwi do sklepu, nim zdołałaby w ostatniej chwili zmienić zdanie. Kiedy jednak wzrok padł na siedzącą w środku postać, zwiesiła się tak paskudnie, jak gdyby nieznany czynnik nagle wykasował jej wszystkie myśli i odebrał głos. Na kilka dłużących się niczym lata sekund tylko tak stała w bezruchu, choć popadnięcie w stan słupa soli nie mogło jej już w niczym pomóc.
Słodka matko Ameryko, robię z siebie debila.
- Potrzebuję ratunku. Chyba - wykrztusiła wreszcie półgłosem. Pierwsze wrażenie nie było jej mocną stroną... drugie ani trzecie zresztą też nie, chyba że chciałaby zostać odebrana jako zagubione dziecko. Mogłaby z powodzeniem zostać aktorką jednej roli, gdyby tylko miała szansę spróbować.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach