Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Go down

Dobrze było zyskać pewność, że jednak mimo wcześniejszego spontanicznego przyjęcia roli ratowników, nie będą musieli teraz bawić się jeszcze w sanitariuszy. Skoro stróżowi nie stało się nic złego poza niedoborem snu, pozostawało tylko się cieszyć. Aż uśmiechnęła się przez moment na tę myśl, bo to oznaczało, że lada chwila będzie mogła wrócić do domu. W końcu była byle jak ubrana, bez kolacji, a jeszcze należało zaopiekować się znalezionym w magazynie psiakiem. Godzina była na tyle późna, że poszukiwanie ewentualnego właściciela wolała zostawić na rano, a zaraz po przybyciu do swojego pokoju rzucić się od razu do spania. Nadmiar emocji wyczerpywał energię, a przecież wypadałoby nie spać do południa, nawet jeśli akurat następnego dnia miała wolne. Nie skorygowała błędnego stwierdzenia mężczyzny na ten temat, bowiem nie wniosłoby to niczego do dyskusji. Może nawet lepiej, żeby dozorca myślał, że czas ich goni. Nie miała ochoty spędzać w sklepowych zakamarkach ani minuty dłużej, niż było to konieczne. W tej chwili marzyło jej się łóżko, kocyk i herbatka na dobranoc. Nawet chwila nad książką wydawała się już zbyt męcząca i skłonna była z niej zrezygnować, byle powierzyć się wreszcie pod opiekę Morfeusza.
Droga z powrotem do stróżówki wydawała się krótsza i zeszła szybciej, bo już nie musieli rozszyfrowywać wszystkich napisów i szukać odpowiednich drzwi. Ledwie zaś stanęli w progu docelowego pomieszczenia, twarz zielonowłosej rozpromieniła się na widok truchtającego w jej stronę psiaka. Schyliła się, by pogłaskać go energicznie, a przy okazji zabrała się do wyjaśnień.
- Też był zamknięty w sklepie. Zabiorę go ze sobą i poszukam właściciela - orzekła stanowczym tonem, dając mężczyźnie do zrozumienia, że decyzja została już podjęta. Nie mogła pozwolić, by ochroniarz zbyt szybko dowiedział się o demolce w magazynie i nie daj Boże próbował względem czworonoga wyciągać jakieś konsekwencje. Jednocześnie było jasne, że zwierzę nie należy do żadnego z pechowych klientów, nie jest więc ich winą, że znalazło się tam, gdzie teoretycznie nie powinno.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

- Och, co za pech, co za pech... - jęczał pod nosem dozorca, szukając klucza - Dobrze, panienko, zabierz go, bo aż strach pomyśleć, co za szkody mógłby narobić spanikowany pies w sklepie... - pochylony i odwrócony do nich plecami nie zobaczył spojrzenia, jakie wraz z kpiącym półuśmiechem rzucił dziewczynie eliminator. Ivo taktownie postanowił przemilczeć demolkę w magazynie, która stała się udziałem całej trójki, choć spowodowała ją tylko jedna, mała burzowa chmurka. W odpowiedzi na szperaninę stróża, z ust żołnierza uleciało zniecierpliwione westchnienie, idealnie słyszalne w małym pomieszczeniu. Miał dość tej sytuacji i dzisiejszego wieczora. Każda chwila oddalająca wyjście ze sklepu powodowała powolny wzrost jego irytacji. Splótł ręce na piersi i zaczął rytmicznie stukać palcami prawej dłoni o lewe ramię, okazując tym samym, że znużyło go czekanie.
- Mam! - wykrzyknął tryumfalnie ochroniarz, odwracając się do nich z kartą-kluczem w dłoni. - Chodźmy, wypuszczę państwa szybko. Proszę tylko nie wspominać o tej sytuacji, dobrze? - ruszył w stronę drzwi wejściowych, mamrocząc pod nosem - Co za wstyd, co za wstyd...
Przy szerokim snopie światła latarki stróża droga do wolności była doskonale widoczna i jakby zdecydowanie krótsza, niż wówczas, kiedy musieli wspomagać się znikomym blaskiem przepustek. W kilka chwil dotarli do szklanych powierzchni dzielących ich od świata zewnętrznego. Starszy mężczyzna przyłożył kartę do czytnika, zapiszczało i automatyczne drzwi otworzyły się z charakterystycznym sykiem.
- Jeszcze raz przepraszam... - wymamrotał stróż, ale Ivo już go nie słuchał. Wyszedł na świeże powietrze i od razu poczuł się nieco lepiej. Chłodny wiatr owionął jego twarz, która rozjaśnił się w lekkim uśmiechu. Odwrócił się w stronę dziewczyny i wyciągnął w jej stronę dłoń. - Do zobaczenia, Verity. Życzę powodzenia w nieznajdowaniu właściciela tego uroczego psiaka. - obdarzył ją lekkim uśmiechem, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł w swoją stronę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zaśmiała się bezgłośnie na uwagę stróża, dostrzegając także ironiczny wyraz twarzy u swojego towarzysza niedoli. Całe szczęście, że stróż jeszcze nie był świadom tego, co czekało w magazynie... nawet oni nie wiedzieli tego do końca, w ciemności nie było widać wszystkiego, ale można było przypuszczać, jak ogromne były straty. Bajzel zaś kompletnie nie przejmował się ani tym, że o nim rozmawiano, ani faktem, że zostawił po sobie pobojowisko. Najwyraźniej satysfakcjonował go fakt, że został wypuszczony na wolność, a od zielonowłosego ludzika otrzymywał konkretną dawkę uczucia. Nawet przekąska dla niego się znalazła, choć i to stało się kosztem nieszczęsnego dozorcy. Verity miała tylko nadzieję, że nie zdąży się on zorientować w sytuacji, zanim niefortunni klienci wraz z czworonożnym towarzyszem nie znajdą się daleko od sklepu. W każdej chwili mógł ich zdradzić pusty talerz po kanapce, jednak na całe szczęście nie został on zauważony. Zacisnęła nieznacznie wargi, tłumiąc westchnienie ulgi, gdy ochroniarz znalazł kartę otwierającą drzwi i ruszyli wspólnie w kierunku wyjścia. Wreszcie znaleźli się pod drzwiami, które w kilka sekund stanęły przed nimi otworem. Nareszcie.
- Nic się nie stało, proszę pana. Proszę na siebie uważać. - Uśmiechnęła się pocieszająco do starszego mężczyzny. Z dwójką niemowlaków w domu naprawdę musiał mieć niełatwą sytuację, bardziej więc niż mogłaby się na niego złościć za niedopatrzenie, współczuła mu z głębi serca. Oby jednak udało mu się w najbliższym czasie wyspać.
- Dziękuję! - zwróciła się już do Ivo, gdy wyszli wreszcie na świeże powietrze. Wbrew temu, co przypuszczała, puchaty obłoczek wcale nie ruszył w długą, ale kręcił się cały czas wokół jej nóg, żebrząc o atencję. - Do zobaczenia, tylko oby w lepszych warunkach - dodała, uścisnąwszy zgrabnie wyciągniętą ku niej dłoń. Skinęła lekko głową - dawniej się kłaniano lub dygano, ale bez przesady - nim w końcu odeszła w stronę swojego mieszkania, Bajzel zaś potruchtał tuż obok.

WĄTEK ZAKOŃCZONY
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach