Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Kek
Marcelina | Poziom Średni | Cel: Artefakt "Judaszowy Śpiew" (Wszczep)
"Prochem i cieniem jesteśmy."

Ostre pazury Marceliny wbił się bezlitośnie w metalowe cielsko robota, ze zgrzytem okropnym i chrapliwym zostawiając na stalowej powłoce nierówne, poszarpane szramy. Nie zdawały się one, jednak, przejąć nazbyt potwora tego mechanicznego, który działaniem swym wcześniej wspomnianym i nie powstrzymanym zakleszczył skutecznie jaguarzycę między swoimi dwoma długimi i potężnymi kończynami. Odnóża te - wraz z wyginającym się w łuk, wysokim cielskiem - zamknęły ją w nieprzyjemnej, nieżyczliwej karykaturze przytulenia jej, zamykając ją w miejscu poprzez mocny, niemalże miażdżący napór na klatkę piersiową z dwóch stron. Siła, z jaką kończyny te trzymały ją w tymże punkcie rosła coraz to bardziej z sekundy na sekundę, obdarowując ją niedługo po pochwyceniu nagłym, wybuchającym jak miniaturowa bomba bólem w żebrach i nie pozwalając jej nabrać w ściskane płuca pełnego, wartościowego oddechu. Jeżeli tak dalej pójdzie, to perspektywa bycia zgniecionym przez dwie metalowe, pajęczaste nogi stanie się jak najbardziej prawdziwa oraz realna.

Wymordowana, wbrew swej kiepskiej i bolesnej sytuacji, szarpnęła się na możliwość wykonania ofensywnego ruchu. Z pomocą jednej z dostępnych jej mocy przyzwała siedem cienistych, podobnych jej mar, które to bez większej zwłoki rzuciły się na skorpionowego, pozbawionego lewego szczypca robota. Monstrum wydało z siebie pisk niski i przeciągły, stąpając w miejscu wolnymi odnóżami - te trzymające Marcelinę pozostały nieruchome oraz dalej ją między sobą zakleszczające - w celu utrudnienia pracy Insomnii, Nemezis oraz Anhedonii, podczas gdy prawy szczypiec zamachnął się na trzy cieniste postacie próbujące uszkodzić jego przód. Działania jego nie były nazbyt efektywne, gdyż zbyt dużo wrogów w jednym czasie naparło na niego i poczęło rozszarpywać go zakrzywionymi szponami. Nie potrzeba było wiele do tego, ażeby ślepia jego błyszczące w mrokach zostały wyłupane, jedyny szczypiec poważnie uszkodzony, a kończyny pokiereszowane i pozbawione zdolności do utrzymywania jego pokaźnego, masywnego ciężaru. Mechaniczny skorpion zawył w swój własny, robotyczny sposób, kiedy Marcelina uwolniona została wreszcie z jego objęć przez Dike - której udało się popsuć jedno z aktualnie zwisających marnie, patetycznie odnóży - a korpus jego opadł z donośnym łupnięciem na twardy, kamienny grunt. Nie był to jednak koniec, ponieważ końcówka ogona jego rozjarzyła się niespodziewanie i oślepiająco żółtym światłem, po czym wybuchła pachnącym gorzko, kłującym w gardło oraz oskrzela gazem.

(Dodatkowe) Informacje:
  • Warunki: chłodno (około -2 stopnie Celsjusza); brak wiatru.
  • Ostry ból w żebrach, niemożność wzięcia pełnego oddechu, kłucie w gardle i oskrzelach.


Ostatnio zmieniony przez Karyuudo dnia 08.09.18 21:54, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Marcelina warknęła, czując na swoim boku mocny, metalowy uścisk. Robot planował zmiażdżyć ją, eliminując wroga - trafiła jednak kosa na kamień! Jaguarzyca próbowała skupić się i zmienić w czarny pył, umykając w ten sposób śmiercionośnym szczypcom. Sekundy leciały, uścisk stawał się coraz mocniejszy a ona sama traciła siły wraz z każdym oddechem. Gdy Marcelinę, dziewczynę z reguły spokojną i opanowaną zaczęła ogarniać panika na metalowe cielsko wdrapała się Dike. Marze udało się wyrwać wymordowaną z silnego uścisku, pozwalając jej umknąć śmierci w ostatnim momencie.
Marcelina dyszała, czując z każdym, ciężkim oddechem ból w żebrach. Odsunęła się kilka kroków od maszyny, chcąc choć w małym stopniu dojść do siebie, pozostawiając marom polę do popisu. Spojrzała na dzieciaka kryjącego się w szczelinie; nie potrafiła w tej formie mówić, ze światem porozumiewała się telepatycznie. Uciekaj, głupia! - krzyknęła do niej w myślach, licząc na to, że dziewczynka wykorzysta moment rozkojarzenia robota. Skorpion zajęty był walką z uporczywymi widmami, które nie zamierzały odpuszczać i planowały wykorzystać swój krótki, egzystencjalny czas na sto procent, nim znowu będą zmuszone połączyć się z cieniem. Marcelina nie zamierzała rzucać się na maszynę, nie w tym stanie; nakazała widmom jak najczęściej pokazywać się skorpionowi z przodu, by jego czujniki wzrokowe skupiały się na nich; reszta miała wgryzać się w jego części mechaniczne, rozbierać go, dostając się do mechanicznego wnętrza i przede wszystkim uszkadzać nogi, dzięki którym maszyna się poruszała. Gdy skorpion rozpuścił gaz, Marcelina skrzywiła się. Chryste, trujące pierdy!, pomyślała, podbiegając do dziewczynki i wyszarpując ją za koszulkę. - Tylko siedź cicho i nie drzyj japy! - warknęła, trzymając ją mocno i próbując zarzucić sobie na grzbiet. - Wiejemy!
Teraz musiała w jakiś sposób ominąć skorpiona. Nie powinno być to trudne, skoro aż siedem widm zajmuje maszynę najlepiej, jak potrafi, przy okazji niszcząc ją.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kek
Marcelina | Poziom Średni | Cel: Artefakt "Judaszowy Śpiew" (Wszczep)
"Prochem i cieniem jesteśmy."

Strach jest niezwykle potężnym narzędziem tak jednostkowego, jak i masowego zniszczenia, popychając ludzi w kierunku chwiejnych, wątłych klifów kontroli i następnie spychając ich w głębokie, zalane lepką czernią otchłanie doszczętnej anihilacji; unieruchamiając ich w najmniej dogodnych dla nich momentach i skazując ich na przyjęcie pełnego ciosu tego, co nadchodziło w ich kierunku na szczudłach destrukcji; potykając ich i przewracając podczas rozpaczliwej, desperackiej ucieczki przed żarłocznym, wygłodniałym Nieznanym, serwując ich na srebrzystej tacy temu, co ścigało ich w niespiesznym, pewnym siebie tempie. Część ofiar tegoż paraliżującego, dźgającego w umysł lodowatą dzidą stanu potrafiło wyzwolić się z jego objęć, przełamać czar ściskający ich galopujące serca, jednakże inni, ci mniej szczęśliwi i odważni, zatracali się w nim bezpowrotnie, nieodwracalnie i doszczętnie, będąc rozszarpywanymi przez niego tak od środka, jak i od zewnątrz. Dziewczę tkwiące w dalszym ciągu w poziomej szczelinie w ścianie oraz zaciskające swe drobne, blade piąstki na jej dolnej krawędzi należało, na nieszczęście, do tej drugiej grupy, wpatrując się wielkimi, rozszerzonymi oczkami w bitwę rozgrywającą się tuż przed nią - mimo że w mrokach panujących w korytarzu niewiele tak naprawdę dało się zobaczyć - i nie mogąc drgnąć nawet o marny, żałosny milimetr. Trwała w punkcie tym niby posąg żywy i oddychający, nie przełamując tegoż stanu nawet wtedy, gdy Marcelina krzyknęła do niej mentalnie; nakazała jej, ostro i bezpośrednio, uciekać od mechanicznego potwora.

Tylko gdzie?

Nawet, gdyby ocknęła się z przerażenia tego skamieniającego jej personę, to nie miała zbyt wiele opcji do wyboru, ponieważ mogła albo próbować wyminąć stalowego skorpiona, albo czmychnąć za drzwi ostrzegające o niebezpieczeństwie wynikającego z występującego tam gazu. Koniec końców nie miało to znaczenia, gdyż walka z chrzęszczącym, klekoczącym robotem zakończyła się zwycięsko dla Wymordowanej, chociaż nie wyszła ona z niej kompletnie bez szwanku - żebra dawały o sobie znać tępym, nieprzyjemnym bólem, z czego jedno wydawało się być, na pierwsze "odczucie", pęknięte. Nie było to jednak wszystko, ponieważ powalone monstrum zastosowało ostatnią dostępną mu, niebezpieczną sztuczkę - gaz gryzący w gardło i oskrzela wypuszczony został z końcówki jego ogona, zalewając tunel ten niewidoczną, gorzką w smaku chmurą. Smak ten osiadał nieznośnie na języku, wbijał się nieustępliwie do nosa, wpychał do płuc i rozgaszczał się tam wraz z bólem kłującym oraz szarpiącym przy każdym nabieranym oddechu. Niewiasta malutka pisnęła krótko, zasłaniając dłońmi usta i nos, jak również starając się nie oddychać zbyt głęboko, ażeby nie nabrać zbyt wiele oparów trujących do płuc.

Marcelina zareagowała na ten nowy precedens szybko i bez jakiegokolwiek zawahania, podbiegając do dziewczynki i zarzucając ją sobie sprawnie na grzbiet - ta nie opierała się, nie broniła przed czynem tym, jako że nabrała zaufania do Wymordowanej i postrzegała ją jako swoją wybawczynię. Zgarnąwszy cel swojej misji, Wymordowana postanowiła pognać korytarzem, którym to tutaj, do punktu tego, trafiła, przebiegając przy tym koło powalonego potwora. Gaz w miejscu tym był gęstszy i mocniejszy, lecz na calutkie szczęście prędko wydostali się, dzięki szybkim łapom Marceliny, z jego zasięgu. Dziewczynka siedząca na jej plecach pochyliła się przy starcie ucieczki, obejmując chudymi rączkami szyję jaguarzycy i praktycznie przytulając się do niej - tak dla pociechy, jak i po to, aby zapobiec spadnięciu z niej.
- Dziękuję - wyszeptała do ucha Wymordowanej po tym, jak zostawiły stalowego skorpiona za sobą i poczęły przemieszczać się zalanym ciemnością, doskonale znanym Marcelinie tunelem. Gdzieś tam z przodu czekało na nich truchło tego biednego, zamordowanego dawno temu nieszczęśnika, a na ścianach aktualnie im przez mroki niewidocznych widniały groteskowe, wykonane z krwi malunki. - Stałaś się moim światłem. Pozwól, że ja będę Twoim cieniem.

Cyk. I nic.

Straciła przytomność tak, jak gdyby ktoś pstryknął jakiś tajemniczy, magiczny przełącznik. Zapadła się w pustce i nicości tak nagle podczas swego biegu, że po przebudzeniu się miała dalej wrażenie, że pędzi przed siebie wypełnionym czernią korytarzem. Lecz obudziła się nie w mrokach głębokich i w kopalni, pod ziemią, tylko na powierzchni, na polance porośniętej delikatną, rzadką i młodziutką trawą. Nieśmiałe promienie porannego słońca muskały jej policzki, zapach otaczającego ją lasu koił zszargane nerwy, jak również łagodził nieznacznie ból palący jej żebra, płuca oraz lewą łopatkę. Jeżeli rozejrzy się wokół siebie, to ujrzy znane jej zejście do kopalni - zawalone, zablokowane, zdewastowane - oraz leżący przy nim, połamany szkielet przyodziany w połatane, zjedzone przez czas łachmany. Sen? Czy mara? Czy koszmar? Ból tkwiący w ciele i trudności z nabraniem pełnego oddechu przeczyły temu, tak samo jak pewien element, który tkwił w jej łopatce - ktoś lub coś wycięło w kości tej, w powierzchni grzbietowej, jeśli mamy być dokładni, dziurę kwadratową o wymiarach dwa na dwa centymetry i wypełnił ją czymś, co przywodziło na myśl masę perłową o węglowym, delikatnie połyskującym kolorze. Płytka ta była niedostrzegalna przez krew i zszytą nierówno skórę, lecz Marcelina czuła ją, jej obecność i ciężar z nią związany. I ból, ponieważ wszystko to było świeże, jeszcze niezaleczone i potrzebujące czasu na ostanie się. Był to więc sen? Czy rzeczywistość?

Któż to wie.


Kek
MISJA ZAKOŃCZONA
Nagrody:
  • Artefakt "Judaszowy Śpiew" - Wszczep w lewej łopatce (część kości na środku wycięto i zastąpiono wszczepem).


Obrażenia:
  • Stłuczone i bolące żebra, jedno pęknięte. Czas leczenia: Dwie fabuły.
  • Kłucie w gardle i oskrzelach, trudności z nabraniem pełnego oddechu. Czas leczenia: Trzy fabuły.
  • Rwący ból w lewej łopatce. Czas leczenia: Dwie fabuły.
  • Przyspieszenie leczenia wszystkich jest, naturalnie, możliwe.


Dodatkowe:
  • Możesz ciapnąć sobie jeszcze pościk końcowy ze swojej strony.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach