Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 7 z 23 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 15 ... 23  Next

Go down

Pisanie 04.05.14 23:26  •  Wielka czerwona skała - Page 7 Empty Re: Wielka czerwona skała
Gdy zauważył reakcję ze strony dziecka mógł być już całkowicie pewien, że jeszcze żyje. Dogorywa, ale jeszcze żyje. Zwierzę sapnęło głośno wydychając przy tym ciepłe powietrze prosto na dziewczynkę. Nie zamierzał jej jeść. Wyglądała nie tyle na słabą, co na chorą. Choć w sumie jedno drugiego nie wykluczało. W każdym razie Hyen nie zamierzał jej zjadać, również dlatego, że zapewne sam by się od niej pochorował. Ale skoro jej nie zje to zamierzał w sumie ją samą sobie pozostawić. Zrobił nawet parę kroków naprzód, ale za chwilę zatrzymał sie. Obejrzał na dziewczynkę. Warknął pod nosem, bo coś nie pozwalało mu zostawić ją samą sobie. Wrócił więc do swojej ludzkiej postaci i znów podszedł do dziewczynki. Ukucnął przy niej, chwycił niezbyt mocno jej twarz coby się przyjrzeć. Wyglądała mu na nie dość, że bardzo słabą to jeszcze niewidomą.
- Hej, umiesz mówić? - Rzucił w końcu. Dostrzegł zranioną wargę, dotknął jej. Wyglądało na to, że sama się ugryzła. Domyślił się, że brakowało jej wody i zapewne jedzenia. Nie podobało mu się to, ale z jakiegoś powodu uważał, że musi jej jakoś pomóc. Wyciągnął bukłak z wodą. Drugą ręką uniósł lekko dziewczynkę - co nie było trudne, bo przy tej niedowadze była dla kogoś tak silnego jak Miron leciutka jak piórko. Zmusił ją co prawda do siadu, ale w dobrej intencji. Zresztą, pamiętał jeszcze z czasów swego człowieczeństwa, jak unosi się dzieci, więc i ją tak podobnie podniósł. Podsunął jej bukłak z wodą pod usta a potem polał wodę. Ot, musiała się zorientować o co chodzi i łykać tę wodę, jeśli nie chciała się zachłysnąć. Zabrał za chwilę, gdy uznał, że wystarczy jej na razie.
- Nic z tego chyba nie będzie - wymamrotał pod nosem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.05.14 23:50  •  Wielka czerwona skała - Page 7 Empty Re: Wielka czerwona skała
Stworzenie najwyraźniej nie mogło się zdecydować, czy powinno ją zeżreć czy też nie. Słuchała uważnie dreptania w tę i wew tę, zastanawiając się, kiedy to się w końcu skończy. Nie można przecież umierać w nieskończoność! Wszystko na chwile ucichło a potem pojawił się bardziej znajomy dźwięk. Buty... Człowiek? Coś bez wątpienia stąpało po ziemi i to na dodatek na dwóch łapach albo nogach! Jakie zwierze się tak porusza? To musiał być człowiek. Uchyliła ślepe oczy i "rozejrzała" się wokół, jakby chciała choć trochę poudawać, że jednak widzi to, co się wokół niej dzieje.
Poczuła dziwne szarpnięcie i ciepło dużej, męskiej dłoni. Tego potrzebowała. Ciepła. Zmarznięte ciało z olbrzymią chęcią przyjęło dotyk mężczyzny. Obcy dotknął popękanej, sinej i dodatkowo zakrwawionej wargi. Odczuła ból, ale również całkowicie nie świadomie podzieliła się tym bólem z człowiekiem, który bez wątpienia chciał jej choć trochę pomóc.
- B... b... - Starała się, ile sił by poinformować go, że umie mówić, stan jej gardła jednak jej na to nie pozwalał. Miała jednak szczerą nadzieję, że chociaż usłyszał, jej próby wymówienia słowa.
Auraya zachowywała się jak szmaciana lalka. Bez najmniejszego problemu jej ciało powróciło do pozycji siedzącej, jednak bez podtrzymywania już dawno leżałaby na ziemi. Coś spłynęła jej do gardła, przy okazji mocząc jej wargi, szyję i resztki sukienki. Nie była pewna, co do końca powinna zrobić, jednak instynkt kazał jej połykać jak najszybciej się tylko da i jak największą ilość. Już po chwili zakrztusiła się i zaczęła kaszleć.
- Bo.. bo... boli... - wydusiła z siebie w końcu, rozchylając odrobinę usta. Już nie miała siły by ponownie poprosić o wodę, która bez wątpienia uratowała jej życie, jednak jej stan jest nadal krytyczny. Jej skóra przybrała kolor biały a w dotyku przypominała lód.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.05.14 0:08  •  Wielka czerwona skała - Page 7 Empty Re: Wielka czerwona skała
- A jednak mówisz - powiedział słysząc słowo, które wypowiedziała. Co prawda niewiele powiedziała, ale jednak świadczyło to o jakiejś inteligencji i być może jakimś wychowaniu. Widział, że dziewczynka chciałaby zapewne więcej wody ale póki co nie zamierzał jej dawać. Przyjrzał się ranom, były liczne i nie wyglądały najlepiej. W swojej jaskini miał pełno różnych rzeczy nadających się najpewniej do dezynfekowania ran. Chociażby spirytus, miał go trochę, a jeśli się skończył to zapewne został jakiś trunek, który mógłby posłużyć do odkażania ran. Tutaj miał tylko wodę. Polał ją na rany, zapewne mogło zapiec, ale lepiej, żeby zapiekło niż żeby wdało się zakażenie, prawda?
Przy sobie miał jeszcze trochę suszonego mięsa, może byłaby w stanie to zjeść? Wyciągnął swój prowiant i suszone mięso zalał resztką wody, coby nieco zmiękczyć. Zapewne twarde suche kawałki nie byłyby dla niej łatwe do przełknięcia. No nic, ważne by zjadła coś tu i teraz, żeby nie zdechła mu gdy będzie ją transportował... tak. Aż miał ochotę strzelić sobie w twarz za ten pomysł, ale zamierzał zanieść ją do swojej nory.
- Zabiorę cię w bezpieczne miejsce - znów się odezwał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.05.14 0:30  •  Wielka czerwona skała - Page 7 Empty Re: Wielka czerwona skała
Syknęła, czując jak mężczyzna polewa jej rany. Piasek, który tam się wcześniej znajdował, teraz wypływał razem z wodą, krwią i ropą. Pewnie gdyby miała więcej siły to zaczęłaby się wierzgać i rzucać, by oznajmić, że ją to boli, jednak jej stan na to nie pozwalał. Ruszenie palcami nawet bolało, więc jedyne co jej pozostało to siedzieć grzecznie i oddać się w ręce mężczyzny który starał się oszczędzić jej cierpienia.
- Bo...li. Nie... Niebezpiecznie... War... Wark...kot... - wydukała zachrypniętym głosem, modląc się w duchu by obcy zrozumiał przekaz. Chodziło jej o zwierze które wcześniej tu było. Wydawało dziwne dźwięki, nijak nie podobne do zwierząt które słyszała wcześniej. Bez wątpienia nie było to wycie ani szczekanie, a coś bardziej jak... jak śmiech albo złowieszczy chichot. Bała się, że stworzenie rozszarpie człowieka na strzępy a potem go zje.
Nagle poczuła, że obcy wkłada jej coś do ust. Łapczywie złapała kawałek suszone mięsa zębami i po chwili szamotaniny udało jej się odgryźć niewielki fragment. Starała się go połknąć, jednak nic z tego. Pośpiesznie wypluła jedzenie i otrzepała się z obrzydzeniem. To nie tak, że jedzenie było niedobre, wręcz przeciwnie, jednak ona nie była go w stanie przerzuć i połknąć. Potrzebuje czegoś miękkiego.
- Zimno... - powiedziała resztkami sił, a po chwili poruszyła delikatnie ręką, wskazując na jej zabawkę. Mężczyzna musiał ją zabrać, inaczej... inaczej będzie źle. Bardzo źle. Auraya ze zmęczenia, stresu i zimno nie była już w stanie dłużej utrzymać przytomności. Oczy się zamknęły, a jej ciało bezwładnie opadło w ramiona Miriona.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.05.14 0:44  •  Wielka czerwona skała - Page 7 Empty Re: Wielka czerwona skała
- Nic ci nie grozi - oznajmił twardym tonem. Chyba zrozumiał o co chodzi, pewnie była za słaba by zorientować się, że zapach zwierzęcia i Mirona był taki sam. O ile dziewczynka w ogóle była Wymordowaną, ale sądził, że tak, skoro znalazł ją tutaj. Raczej żaden człowiek nie porzuciłby swojego dziecka w takim miejscu, zwłaszcza, że oni raczej w ogóle się tutaj nie kręcą. Dziewczynka musiała być więc Wymordowaną.
Wypluła. Czy nie smakowało jej? Czy może jeszcze było za twarde? Nie zamierzał sam przeżuwać jedzenia i dopiero potem jej dawać, aż takim zwierzęciem nie był. Nie miał jednak więcej wody, żeby bardziej rozmoczyć mięso, które miał ze sobą.
Dziewczynka straciła przytomność. Na to Miron już niewiele mógł poradzić, przynajmniej nie tutaj. Było jej zimno, znaczy, że jeśli dłużej tu zostanie to na pewno umrze. Nie taki był jego zamiar. Podniósł się z ziemi. Miał ze sobą kurtkę taktyczną ze względu na to, że jeszcze nie zawsze było ciepło przecież. Owinął nią dziewczynkę, a potem wziął ją na ręce razem z misiem, którego tak bardzo chciała i wyniósł ją stamtąd.

zt. x 2
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.07.14 15:47  •  Wielka czerwona skała - Page 7 Empty Re: Wielka czerwona skała
Zmierzchało, a to równało się z treningiem. Tego ją nauczył i tego trzymała się resztkami sił. Na ramieniu niosła miecz, czule gładząc kciukiem wytartą skórę rękojeści. Powinna była już dawno ją wymienić, jednak brakowało jej materiałów oraz narzędzi. Może by zapolować? Albo jeszcze lepiej zwrócić się do Drug-on'ów. Może któregoś dnia się tam wybierze. Teraz jednak ułożyła sprzęt na ziemi i wzięła się za rozgrzewkę. Szybka przebieżka rozgrzała mięśnie i stawy, gwałtowne zmiany tempa i kierunku pobudziły zmysły, a pompki i rozciąganie dopełniły dzieła szybciej niż mogła pomyśleć. Jej ciało było aktywne.
Nim sięgnęła po miecz, zmusiła je do jeszcze większego wysiłku, przełamując bariery swojej wytrzymałości. Trucht, kucnięcie, wyrzut nóg, pompka, schowanie nóg, wyskok, trucht... Dziesięć razy, później dziewięć, osiem, siedem... Uśmiechnęła się do siebie, czując jak nogi odmawiają jej posłuszeństwa. Nie był to jednak problem. Przecież po pięciu minutach ciało ludzkie regeneruje się w 70%. W końcu podeszła do broni, ujęła ją w dłoń i zważyła. Leżała idealnie. Wykręciła młynek przechodząc do pierwszej pozycji defensywnej. Pług. Uśmiechnęła się do siebie, stwierdzając że dziś może spokojnie powtórzyć podstawy, pozycje, kroki oraz półkroki. Oraz wypady. Z daleka mogło przypominać to taniec i poniekąd nim było, bo w czasie gdy Taihen wykonywała bezwiedne ruchy, pod nosem zaczęła nucić jeden z walczyków.

Tak minęły godziny, które dla niej były chwilą. Nawet nie zwróciła uwagi na fakt, że bosymi stopami deptała ostre kamienie, oraz że pot i zimny wiatr okalały jej nagie ciało. Nie chciała porwać sukienki, która jednak ograniczała jej ruchy. I tak nikt jej nie widział, a przynajmniej taką miała nadzieję. To był moment bardziej intymny od pozostałych, znów oddawała duszę Jemu, wykonując jego polecenia sprzed lat.
Gdy odłożyła broń, klęknęła przed nią, kierując spojrzenie ku niebu.
- Widziałeś? Prawda, że świetnie mi wyszedł ten wiatrak? Hej, musisz to przyznać!- wyglądała jak mała dziewczynka z rozczochranymi włosami i rumieńcem tak czerwonym jak oprawa jej twarzy. Wyszczerzyła się do przepływającej chmury, najwyraźniej uznając ją za znak.
- Tęsknię. Proszę... błagam. Spotkajmy się. Jak najszybciej. Nie wiem ile jeszcze tu wytrzymam, dziś znowu przynieśli mi zieloną wodę. Proszę...
Nikt się jednak nie odezwał, żadne światło nie rozbłysło, a Mufasa nie ułożył się z gwiazd. Poderwała się gwałtownie i z wściekłością wcisnęła przez głowę sukienkę. Nałożyła buty, a miecz oparła o ramię. Pora wracać do celi, rano znów będzie musiała wykonać swoje obowiązki. Jaka szkoda że ostatnio zbyt wiele nie sypiała. Ruszyła w drogę.
[zt]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.10.14 21:40  •  Wielka czerwona skała - Page 7 Empty Re: Wielka czerwona skała
Nadchodziła kolejna noc, a ona jak zwykle postanowiła wyjść, by potrenować. Na ramieniu niosła dwa miecze, a sukienkę zastąpiły obcisłe, postrzępione spodnie do połowy łydki oraz bardzo obfita bluza, zaplamiona czerwienią w niektórych miejscach. Kolor miała bliżej nieokreślony od zalegającego na niej brudu, czy też nadmiernego zużycia. Zapewne zerwała ją z jakiegoś trupa. W sumie nikt by się nie zdziwił. Całe szczęście, że była czysta jak na desperackie warunki. Nie zabrała też ze sobą żadnego obuwia.
Sporo minęło odkąd ostatni raz wyszła się poruszać z własnej woli. Nie mogła się doczekać. Niczym małe dziecko przyspieszyła, widząc jak czerwona skała zaczyna rosnąć w jej oczach. Mimo że kamyki wbijały jej się w stopy, to nie zważała na to. Była przyzwyczajona, a zgrubiała skóra chroniła przed większym dyskomfortem. Broń odłożyła na bok, włosy związała wstążką. Była gotowa. Nogi doskonale wiedziały co mają robić. Poruszały się miarowo, odsuwając co większe kamienie i torując Tai drogę między niewidzialnymi przeciwnikami. Ręce trzymała przed sobą, dłonie wyprostowane jak w karate. Oczy zamknięte. Nagle wyskoczyła do przodu - zrobiła wypad i zamarła w rozkroku, który powoli przerodził się w szpagat. Zatrzymała się w tej pozycji. Odetchnęła, przeturlała się i wstała zręcznie. Rozgrzewki zawsze aktywowały każdy, nawet najdrobniejszy mięsień jej ciała. Nie zapominała także o stawach i ścięgnach, wszystko musiało być jak nowe, zdrowe i naoliwione. Umysł w tym czasie oddawał się przyjemnej medytacji.
Może trwało to dziesięć minut, może pięć, w końcu otworzyła oczy. Ruszyła po broń, lecz zatrzymała się w pół kroku. Ktoś siedział pod skałą. Obserwował ją? Nie. Głowę miał opuszczoną. Może nie żył? Zmrużyła ślepia, zastanawiając się czy podejść. Jeden krok, drugi. Miecz przygotowała na wszelki wypadek, gdyby jednak obserwator okazał się napastnikiem bądź wymordowanym ze wścieklizną. W końcu zbliżyła się na tyle by wyciągnąć miecz i tknąć go sztychem. Lekko, bez kaleczenia. Poruszy się? Nie. Zrobiła kolejny krok i przykucnęła. Kolana nie strzeliły, na szczęście. Zajrzała w twarz tej różowowłosej kluchy, lecz na niewiele się to zdało. Nie rozpoznała go, nie miała pojęcia kim jest. Skoro jednak był, czy też była, w kolorach różu, to nie może być złą istotą. Położyła mu dłoń na ramieniu i potrząsnęła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.10.14 0:35  •  Wielka czerwona skała - Page 7 Empty Re: Wielka czerwona skała
Można powiedzieć, że nie do końca ogarnął, w jaki sposób się tutaj znalazł. Po ucieczce z miasta brnął przed siebie, co rusz wywracając się z powodu niezauważenia jakiegoś wrednego kamienia czy innego przeklętego konaru, który to radośnie wystawał z ziemi. Jego pierwotnym celem było dostanie się do Edenu i znalezienie w swoim bezpiecznym i ciepłym łóżku. Ale coś poszło nie tak i kiedy w końcu uznał, że jego nogi odmawiają posłuszeństwa – ułożył się wygodnie w pierwszym, lepszym miejscu, by chociaż na chwilę się zdrzemnąć. Ale i tym razem nie poszło to po jego myśli, przez co chłopaczyna pogrążyła się w długim śnie.
Właściwie to trochę przykre i bardzo nierozważne z jego strony, gdyż w tym momencie stawał się idealnie łatwym celem dla wszelakiej zwierzyny, tej bardziej zwierzęcej jak i mniej, oraz na ewentualne ataki jakichś złodziejaszków czy innych bandytów. Ale to Nathair. I nie, żeby mu jakoś specjalnie uwłaczać, nic z tych rzeczy, aczkolwiek zdarzają mu się zaniki funkcjonowania mózgiem. Aczkolwiek teraz było to w pełni usprawiedliwione! I tak się spisał. Może i nierozważnie szastał swoją mocą oraz resztkami mocy, ale udało mu się ochronić tyłek Ryana. A to potrafiło zrekompensować wszelakie trudy.
W każdym razie nieświadomy anioł spał sobie w najlepsze, kiedy to kucnęła przy nim kobieta. Musiało śnić mu się coś naprawdę miłego, gdyż na jasnej twarzy widniał dziwny uśmieszek, a jego ciałem co rusz wstrząsał cichy śmiech pod nosem, który niekoniecznie zwiastował coś dobrego. Gdy drobne kobiece palce potrząsnęły nim, ten jedynie przechylił głowę na drugi bok, a uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej.
- Nehehe… Tak Ryan, podaj łapę… dobry kociak…. Nehehe~ – kolejna fala głupkowatego uśmiechu, jednakże do jego świadomości wreszcie zaczęło przedzierać się, że coś albo ktoś próbuje go wyrwać z objęć Morfeusza. Jego powieki drgnęły, by wreszcie odsłonić zaczerwienione różowe oczy, które spojrzały na twarz Tai nie do końca kontaktując.
- Co. – burknął, unosząc dłoń i wierzchem dłoni starł drobinki resztki śliny z warg, która najwidoczniej postanowiła opuścić jego usta podczas jakże upojnego snu. Mlasnął cicho i wsunął jedną rękę pod koszulkę, drapiąc się delikatnie po brzuchu.
- Co robisz tak wcześnie? Nie mogłaaaaziaaaaawh później przyjść? – dodał po chwili, gdy w trakcie mówienia wdarło się głośne ziewnięcie, którego nawet nie kwapił się ukryć z powodu przeciągania się w tym samym czasie. Najwidoczniej jego mózg dopiero się rozkręcał, dając chłopakowi złudne poczucie przebywania w jego domu, a nie gdzieś na zadupiu, o którym raczej nie słyszał. Wciąż zaspanym wzrokiem rozejrzał się na boki, aż wreszcie utkwił spojrzenie w kobiecie naprzeciwko niego. A jego twarz w końcu zaczynała przybierać żywsze kolory i jakiegokolwiek inne emocje, od zaspania. Gdy umysł chłopaka wreszcie ogarnął, że nie znajduje się w swoim pokoju, a gdzieś na zewnątrz, sam na sam z Tai, momentalnie wcisnął się plecami w skałę za nim, kompletnie nie przejmując się, że jakieś kamyki właśnie wwiercają się w jego nerki.
- C-co? Czego zabrałaś mnie z mojego domu!? Jak chcesz mnie złożyć w ofierze temu swojemu bogu to zapomnij! Nie zgadzam się, rozumiesz? Protestuję! Poszła mi stąd! – jęknął nie zamierzając się ot tak pojmać żywcem. Nie ma to tamto, nie chciał zostać złożony w ofierze dla jakiegoś wyimaginowanego bożka, którego czciła ta ruda wariatka. Nevah evah.


                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.10.14 12:15  •  Wielka czerwona skała - Page 7 Empty Re: Wielka czerwona skała
Nie mogła to być żądna z tych dziwnych wizji, których od czasu do czasu doświadczała. Zwyczajnie nie mogła. Ile mogło być na tym świecie istot o różowych włosach? Jedna. Nathair. Zdała sobie z tego sprawę dopiero gdy przechylił głowę, nadal nieprzytomny, albo śpiący. Jej mięśnie od razu się napiły, nieprzyjemny dreszcz przepłynął wzdłuż kręgosłupa. Znów będzie syczał i warczał jak mały piesek, zapewne zniszczy jej cały trening, ale cóż mogła poradzić? Ryana nie było w okolicy, zaś Ao... no właśnie. Czy nie powinna go zabić? W głębi duszy czuła taką potrzebę, wierność Nowemu Bogowi zobowiązywała szczególnie teraz, gdy stała się autorytetem wśród wiernych. Z drugiej strony jednak było coś silniejszego. Coś, czego nie mogła t tak zignorować. Zimne dłonie. On. Mentor. Najoczywistsza reinkarnacja oraz uosobienie wszystkich jej pragnień. Ciche westchnienie wyrwało się z jej piersi, gdy po raz kolejny przeniosła całą swoją uwagę na cukierkową kulkę przed sobą.
Ułożyła obok siebie miecz, żeby przypadkiem nie zrobić Nathairowi krzywdy i nachyliła się jeszcze bardziej, oczekując, że zaraz się zerwie i zacznie krzyczeć. Ważniejsze jednak były rany. Wyglądał okropnie. Szmata na kolanie zaczerwieniła się już od krwi, klatka piersiowa ozdobiona została szramą, zaś jego oczy... Nie była jeszcze do końca pewna, czy anioł się po prostu nie zjarał i nie zasnął w pierwszym lepszym miejscu.
W każdym razie wybudzał się powoli, dzięki czemu mogła zrezygnować z niesienia go spory kawał do kaplicy. Sam dobrowolnie raczej z nią nie pójdzie. Czemu miałby to zrobić? Przeniosła ciężar ciała w tył i usiadła po turecku, ręce układając na kostkach. Przypatrywała mu się bez jakiegoś oczywistego wyrazu twarzy. Żadnych uśmiechów, żadnych grymasów pełnych nienawiści. Najzwyczajniej w świecie patrzyła. Czekała. I oczywiście doczekała się.
Złożyć go w ofierze. Zabawne.
- Myślisz, że Ao chciałby dostać serce różowej kluchy? Szczerze wątpię.
Zielone ślepia zwęziły się, Taihen uśmiechnęła się półgębkiem. Nachyliła się lekko ku niemu, wyciągając rękę. Odgryzie? A może obślini tak jak robił to przez sen? Złapała go za policzek i napięła jego skórę tak, by lepiej widzieć przekrwione białka anioła.
- W co żeś się znowu wpakował i co się stało z Ryanem? Jeśli spadł mu z głowy choć jeden włos pożałujesz.
Lekkim skinieniem głowy wskazała na broń leżącą obok niej. Wyglądała na ostrą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.10.14 19:31  •  Wielka czerwona skała - Page 7 Empty Re: Wielka czerwona skała
Zmrużył nieprzyjaźnie oczy, wpatrując się przez moment w przyprószony piegami nos kobiety, jakby na siłę chciał unikać z nią kontaktu wzrokowego. Było to jednak na tyle złudne, gdyż już po paru sekundach różowe tęczówki przyglądały się w milczeniu oczom kobiety. Nie trzeba mówić, że przez twarz chłopaka przebiegł grymas pełen niezadowolenia, gdy usłyszał w jaki sposób Tai go nazwała. Poczuł, jak jego policzki przybierając nieco bardziej purpurowy kolor z racji nikłej irytacji, która zapulsowała w żyłkach na jego skroni.
- C…co? Kluchy? Nie chce tego słyszeć od rudego kłębka wełny! – wyrzucił z siebie jakże inteligentną i dorosłą ripostę. Kiedy kobieta nachyliła się w jego stronę i jej opuszki palców dotknęły jego policzka, chłopak nieco bardziej się spiął. Co prawda wiedział, że kobieta raczej nie stanowiła dla niego większego zagrożenia. Nie, nie chodziło o sprawy związane z siłą czy mocami, ale o samo jej nastawienie w stosunku do Nathaira. Gdyby chciała go zabić mogłaby spróbować zrobić to już niejednokrotnie. Może i fukali na siebie jak jakieś kotki podczas rui, co to chcą sobie zapewnić wyłączność na terytorium z samcem, ale koniec końców ani jedno ani drugie nie podniosło na siebie ręki. Nigdy. Póki co.
Aczkolwiek już po chwili Nathair przekręcił nieco głowę w bok, odsuwając się od zasięgu palców kobiety, jednocześnie samemu unosząc jedną z dłoni, by odsunąć kobiecą rękę, niemo mówiąc „Nie dotykaj mnie tak swobodnie”.
Brwi chłopaka nieznacznie uniosły się ku górze, słysząc jej „groźbę”. Mówiła tak, jakby nie znała jego stosunku do Ryana. Przecież to było oczywistym, że nic mu nie było. Gdyby stało się coś Wymordowanemu, to mogła być pewna, że chłopak nie siedziałby tak spokojnie pod skałą w tym momencie.
- Nie interesuj się. – rzucił z nieprzyjemnym błyskiem w oku, nie zamierzając zaznajamiać kobiety ze szczegółami.
- I oczywiście, że temu lodowatemu gnojkowi nic nie jest. Jego nawet ruski czołg nie jest w stanie powstrzymać. Wiesz, sam wezwał mnie na pomoc. W końcu jestem jego aniołem stróżem, jakbyś zapomniała. I nigdy nie dopuszczę, by cokolwiek mu się stało. Nawet za cenę mojej moralności a nawet życia. – powiedział cichym i poważnym głosem, jakby w ten sposób chciał mieć pewność, że kobieta raz na zawsze zapamięta to. Cokolwiek by się nie działo, czegokolwiek Ryan by nie zrobił – Nathair zawsze będzie go chronił. W końcu od tego był. I nie miało znaczenia, czy Wymordowany życzył sobie tego czy nie oraz czy był samowystarczalny. Kiedyś będzie musiał się z tym pogodzić.
- Chociaż dupek bezczelnie potem sobie polazł gdzieś, nawet nie racząc na mnie spojrzeć. I oczywiście nie odpowie, kiedy próbuję się z nim skontaktować. Niech no ja go tylko dorwę w swe łapy to go nauczę co nieco. Nie będzie już takiej samowolki. – dodał po chwili podgryzając wierzch swojego kciuka z tej całej irytacji. Tak, zdecydowanie tak robi. Jak tylko się spotkają to powie mu wszystko to, co leży na jego wątrobie. Niech Ryan sobie nie myśli, że będzie mógł robić co chce i zamartwiać tym swojego stróża. Nie ma to tamto.
- A ty co tutaj robisz? Taka sama? W tym stroju? Zawsze latasz w tej kiecce, gdzie Ci prawie tyłek widać. – rzucił, mrużąc lekko oczy przyglądając się dziewczynie nieco zaintrygowany.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.10.14 23:16  •  Wielka czerwona skała - Page 7 Empty Re: Wielka czerwona skała
Decyzje szarpały jej szczupłą sylwetką. Zabrać go, zostawić, porzucić, pomóc, zjeść, nakarmić... Cholera by trafiła wszystko to czego nauczyli ją rodzice. Czego nauczył ją On. Nigdy nie niszcz tych, którzy w którymś momencie mogą stać się twoimi sojusznikami. Ciekawe istoty zaś się kolekcjonuje, poznaje i zaspokaja zamiast się od nich odcinać czy je eliminować. Co prawda w tym przypadku ciężko było mówić o jakiejkolwiek użyteczności anioła, jednak zawsze pozostawała jakaś szansa, jakaś nadzieja, że dzięki niemu dotrze dalej niż sobie w tym momencie wyobraża.
Przygryzła wargę, czując jak młody się od niej odsuwa na tyle na ile może. Później lekki uderzenie w nadgarstek. Odganiał ją. Pozwoliła by ręka opadła swobodnie na miejsce drugiej, na skrzyżowanych kostkach. Przechyliła głowę jak ten kociak o którym wspominał i słuchała. Słuchała każdego wypowiadanego przez niego słowa. Każdej kropelki jadu spływającej z końca jego języka, niezależnie czy była nakierowana na nią czy na Ryana. Półuśmiech się poszerzył na tyle, by ukazać białe zęby. Śmiech grzązł jej w gardle. Czy powinna znać ich związek? Wiedziała jedynie to co zobaczyła na własne oczy, a było tego raczej niewiele. Sama relacja stróż - podopieczny nie była dla niej wcale taka oczywista. Skąd oni się biorą? Że niby lata sobie aniołek i nagle zauważa człowieka, którym pragnie się opiekować? Może ciągną losy w tym ich Edenie albo Niebie? Zapewne nigdy się tego nie dowie, bo Ao nie posiada skrzydlatych przydupasów, a ci z kolei nie chcieliby mieć styczności z wyznawczynią Ao. Błędne koło, spirala chaosu.
- No tak. Nathair taki groźny i niebezpieczny. Staniesz nad nim i będziesz się ślinił dopóki nie spokornieje?
Uniosła brew, nachylając się nieco ku rozmówcy. Całe szczęście, że włosy miała związane, bo zapewne teraz cała ta "wełna" wpadłaby jej w oczy i musiałaby z nią walczyć przez kolejne pięć minut. Teraz jedynie wystarczyło zgarnąć za ucho jedno zagubione pasemko. Jej myśli błądziły już gdzie indziej, odrzucając kwestie religijne czy wierności międzyludzkiej. Choćby miała być jednostronna. Uwielbiała obserwować innych, mimikę ich twarzy, gesty, słuchać zabarwienia głosu oraz intonacji. Nathair pod tym względem był całkiem interesującym i zabawnym obiektem. Gdyby nie ta jego niesamowita męskość, zapewne już dawno zaczęłaby o nim myśleć jak o młodszym bracie. Chciała takiego gdy była mała. Kogoś, komu mogłaby przekazać wszystko to czego się nauczyła. Niestety realia jej na to nie pozwalały. Chodząca i gadająca guma do żucia nie mogła zostać jej podopiecznym. A szkoda.
- Ćwiczę zabijanie.
Wścibskie pytanie, szczera odpowiedź. Spoważniała. Wyprostowała się. Prawą dłonią sięgnęła po miecz i złożyła go na swoich kolanach. Klinga była poszarzała, dawno nie czyszczona jak na wysłużoną broń treningową przystało. Desperacja raczej nie obrodziła w tym roku w papier ścierny, więc oszczędzała jego resztki na broń paradną, jej pierwszy miecz zaś starzał się tak samo jak otaczający ją ludzie.
- Na co kobiecie broń jeśli zakrywa swoje walory w walce? Rozpraszają, pozwalają wygrać. Nie ma sprawiedliwości w walce na śmierć i życie.
Mądrość płynęła z jej ust, a jeśli nie mądrość to przynajmniej prawda życiowa. Ile to już razy odsłonięta w walce pierś bądź kawałek tyłka uratował jej życie? Męska chuć bywa nieposkromiona, ale także odbiera umiejętność logicznego myślenia. Oraz obserwacji.
- Mogłabym nawet zaproponować ci taki mały przyjacielski trening, ale nie wiem czy dasz radę.
Skinieniem głowy wskazała na arafatkę przywiązaną do jego kolana.
- Możesz w ogóle chodzić?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 7 z 23 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 15 ... 23  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach