Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 14 z 18 Previous  1 ... 8 ... 13, 14, 15, 16, 17, 18  Next

Go down

Przytaknęła głową. Efektem, dokładnie.
Nie miała zamiaru go o coś oskarżać, ale skoro nawet ona zauważyła, to i on musiał zdawał sobie sprawę ze swoich nagłych zmian nastroju. Wystarczył jeden wyraźny impuls i był w stanie cisnąć nią na beton, a dopiero później szukać wyjaśnień czy rozważać swoje stanowisko w sprawie rzeczy, którą już wykonał. Dopiero gdy skuł ją i odprowadził do pustego pomieszczenia zaczął szukać logiki we własnych wahaniach, ale chwilę wcześniej bez zastanowienia zrobił coś raptownego. Zamiast tonować własne zachowanie zdawał się skakać z góry do dołu, więc nie potrafiła do końca uwierzyć w ten jego stoicyzm.
Na szczęście nie dał jej powodów, do zamartwiania się tym tematem. Praca szła szybciej, kiedy umysł miała skierowany na jeden, jedyny ważny cel, który się teraz liczył. Nie brakowało jej doświadczenia, precyzja i cierpliwość zrobiły swoje, a paskuda za paskudą wyślizgiwała się nieprzyjemnie spod skóry. Jakim cudem nie zauważył wcześniej?
Odłożyła pęsetę i bez słów triumfu zabrała się od razu za oglądanie reszty kończyny. Nie mogła opuścić nawet jednej, a ciało było zaczerwienione, opuchnięte, nie było wcale łatwe upewnić się, że pozbyła się już każdej sztuki. Nie mogła też poruszać za mocno ręką, która była w takim stanie, zdała się na dotyk, delikatnym przytykaniem palców kontrolując całą powierzchnię zainfekowanego miejsca i najbliższych okolic.
Czuła ciepło, jakim emanowało ramię, zastąpiło chłód, który wcześniej mógł osłabić larwy, na ich szczęście musiały być otumanione, kiedy potraktowała je dodatkowo chemikaliami. Teraz kiedy patrzyła na nie, ułożone na ścierce zdawały się bezbronnym żarciem dla jakiegoś sporego gada. Trudno uwierzyć, że mogły siedzieć w człowieku niczym w padlinie.
Sięgnęła po wodę i powoli, płynnymi ruchami zaczęła zmywać tworzące się wokół nacięć zakrzepy. Zadanie nie było łatwe, musiała upewnić się, że każda z ranek zostanie jednocześnie osłonięta, gaza się nie poruszy, a wszystko ogarnie szeroki bandaż, tym razem nierozciągliwy. Przez jakiś czas nie powinien ruszać ręką, tak jak teraz, kiedy traciła cierpliwość widząc jak próbuje zadziałać coś na oplatającą nadgarstek obręcz i najlepiej uciec spod jej medycznych rąk.
- Cholera, nie wierć się. - rzuciła łapiąc za zapięcia opaski uciskowej. Ściągnęła ją bez ceremonii i utkwiła wzrok w opatrunku licząc na to, że krew nie przesiąknie za szybko. W innym wypadku musiałaby nakładać kolejną warstwę. - Żyjesz? - zapytała po chwili, widząc że Moriyama odpływa.
Westchnęła. Może to i lepiej. Jeżeli straci przytomność, nie będzie przynajmniej szukał dziury w całym. Odsunęła się powoli, ale obserwowała go cały czas, czając się na moment, kiedy ciało okularnika całkowicie się rozluźni.
- Słodkich snów. - mruknęła, zsuwając rękawiczki z dłoni.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wydał z siebie cichy, bliżej nieokreślony odgłos niezadowolenia, kiedy go upomniała.
Cienka wskazówka zegara wykonała prawie dwa pełne obroty wokół osi, a on poczuł, jak osadza się na nim mgiełka rozluźnienia. Ciernie wbite głęboko w ciało wycofały się, by wraz z, prawdopodobnie, ostatnią larwą zdematerializować się i zostawić go w spokoju. Ostry ból przeminął, ustąpił miejsca tępemu pulsowaniu w miejscach zranionych, co uznał za dobry znak – rękę miał całą, potwierdziło to poruszenie palcami. Chciał w końcu pozbyć się metalowej obręczy wokół nadgarstka, odzyskać swobodę w ruchach i może wrócić do bazy, gdzie pierwszym obowiązkowym miejscem stałby się oddział szpitalny. Kolejna kontrola, pewność, że nic więcej nie zostało, a on nie stworzy zagrożenia na podobną skalę. Winę pierwszej pomyłki w badaniach zrzucił na porę dnia – może insekty stały się aktywne dopiero nocą, a nie popołudniem, kiedy pobierali krew?
A później wróci do pracy, zbyt wiele godzin stracił na potrzeby rozwiązania tego wielce problematycznego prezentu od desperata.
Choć zdawało się, że zaraz ulegnie zmęczeniu i zaśnie, zdołał utrzymać ciążące powieki w górze. Nie odda się w ramiona Morfeusza tak łatwo, mając w pobliżu towarzystwo, i nie chodziło wcale o zagrożenie w postaci poderżnięcia gardła podczas nieprzytomności przeciwnika, ale o szczegół w postaci ważnych dokumentów, jakie trzymał w sypialni. Niektórych rzeczy nie powinna widzieć, nie był pewien, co zrobi, czy zostawiłaby go na tym krześle czy może przeniosłaby na wygodniejszy mebel, czy zostałaby kontrolować stan czy może czmychnęłaby z mieszkania jak cień.
Gdzie moja kawa…? – To pierwsza myśl, jaka pojawiła się w głowie.
Tylko kofeina utrzyma go teraz w pionie.
Poruszył się niemrawo na krześle, prostując plecy, a mrówki przebiegły wzdłuż jego zabandażowanego ramienia.
Możesz mnie już rozkuć. – Przeniósł na nią wyczekujące spojrzenie jasno mówiące, że nie planuje zbyt prędko oddać się odpoczynkowi, a przynajmniej nie od razu. Z larwami coś trzeba było zrobić, posprzątać stół, pochować wszystkie przedmioty, wyjaśnić parę kwestii…
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spoglądała na niego jeszcze przez jakiś czas, upewniała się, że nagłe wybuchy nie są już problemem. Co prawda o tym mogło powiedzieć jedynie kilka najbliższych godzin, ale czuła się lepiej widząc, że kolejnym co robi po oswobodzeniu ręki z uciskowego opatrunku nie jest próba wbicia sobie igieł w ciało. Nie śpieszyła się ze sprzątaniem, leniwie odsuwała od siebie zużyte przyrządy, wycierała krew ze skalpela i składała w kostkę, do pustych opakować gazy oraz bandaże.
Nie mówiła nic, słowa kręciły jej się w głowie, ale nic konkretnego nie cisnęło się na usta. Nie było nawet satysfakcji, raczej spokojne oczekiwanie na to, co może dopiero nadejść. Senność wróciła z podwójną siłą, dotychczas czaiła się gdzieś z tyłu głowy, presja zmuszała ciało do trzymania pionu, ale wszystkie ograniczniki puściły, oczy przymykały się mimowolnie, zasłoniła rękę ziewając.
- Pewnie już wystygła. - odpowiedziała. No tak, pierwsze o co się martwił po uporaniu się z problemem była kawa, pobudzenie samego siebie, odzyskanie sprawności. Już, natychmiast, teraz, bez czekania. Dobrze, że w chwili zniechęcenia uznała za sensowne zalania tych ziaren, które jeszcze pozostały w filiżance. Ta nadal znajdowała się na blacie kuchennym, leżąc na krawędzi gotowa spaść, gdyby ktoś trącił ją zbyt niedokładnie. Nadal lekko parowała, wydzielała silny zapach, ale kilka minut sprawiło, że straciła swój cały początkowy ogień.
Kolejne słowa jakimś sposobem umknęły z jej głowy, zanim porządnie zdała sobie sprawę, co znaczyły. Zostały wypowiedziane o tyle wyraźnie i głośno, że poczuła jakby ktoś rozkazywał jej coś wykonać, ale to zdawało się nie mieć sensu. Mało kto zwracał się do niej takim tonem, poza tym o co w ogóle chodzi z rozkuwaniem?
Oparła się na krześle i wzięła głębszy oddech. Utkwiła spojrzenie na ręce, w której trzymała skraj apteczki, wpakowywała do niej elementy, które będzie można jeszcze kiedyś użyć. Sięgnęła nieco dalej, wychylając się nad blat stołu z lekkim zadowoleniem, którego źródła nie potrafiła odnaleźć. Może jeszcze chwilę temu wszystko miało sens, teraz jednak myśli uciekały powoli z głowy, mieszały się w niewyraźną papkę słów i obrazów.
Nie odchyliła się z powrotem do swojej pozycji, głowa przechyliła się nad ramię i nawet jeżeli to nie Moriyama miał być tym, który usnął, w jego mieszkaniu znalazła się jednak osoba, którą pokonało zmęczenie. Cała ta presja, wysiłek, skupienie, wmawianie sobie że nie może nawet przez sekundę tego dnia odpocząć sprawiły, że chociaż warunki nie sprzyjały poddaniu się snu, jednooka przywódczyni została pokonana przez własne ambicje.
Usnęła, pozostawiając Moriyamę skutego, chociaż gdyby tylko chciał się rozejrzeć, mógłby odnaleźć klucz, którego kobieta wcale nigdy nie schowała, znajdujący się gdzieś pomiędzy wszystkimi innymi przedmiotami, umieszczonymi chaotycznie na stole.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

„Pewnie już wystygła.”
Ile czasu minęło od spoczęcia na krześle? Dziesięć minut? Może więcej?
Zimna nie będzie już tak dobra, nie roztopi się przyjemnie po gardle, ale nie zmieni swoich właściwości, da radę wyrwać go z otępienia po wewnętrznej walce i fizycznym wycieńczeniu. Chłód wyślizgnął się z ciała tak samo jak szkodniki, kaloryfery grzały powietrze w mieszkaniu, a dźwięki tętniącego życiem miasta odbijały się od solidnych ścian wieżowca, zapewniając im zasłużony spokój. Napięcie rozpłynęło się i już nic nie stwarzało jawnego zagrożenia, nikt nie tonął, nikt nie walczył o oddech, nikt nie próbował nikogo zabić. Jakby wszystko wróciło na swoje miejsce, chociaż obecne okoliczności były zupełnie nowym doświadczeniem dla ich dwójki.  
Martwił się wieloma rzeczami, przewidywał najgorsze scenariusze, rozważał każdą z możliwości, ale nie żałował żadnej podjętej dzisiaj decyzji.
Czekał na jej kolejny ruch, na wskazanie miejsca, gdzie leżały kluczyki, jednak w momencie, kiedy ziewnęła, a później jak rozleniwiony kot wyciągnęła się przez stół, zrozumiał, że go od niej nie otrzyma.
Yuu? – Przyglądał się, jak sen opatula ją rozluźnieniem i mąci świadomość. Zasnęła przed nim spokojnie, bez obaw, zupełnie jakby demonstrowała kolejny dowód zaufania.
Nie zdążył nawet podziękować za wysiłek.
Westchnął ciężko, na moment zawieszając wzrok na białym suficie. Rozejrzał się. Nie dostrzegał kluczyków na blacie kuchennym ani w widocznym miejscu na stole, miał nadzieję, że kobieta nie schowała go w swoim ubraniu, bo źle czułby się, próbując przeszukać jej kieszenie, o ile w ogóle by dosięgnął. Skupił uwagę na przedmiotach rozłożonych tuż przed nim, szukając konkretnego kształtu, co pochłonęło dłuższą chwilę ze względu na brak okularów utrudniający właściwą weryfikację.
Pochylił się, chwycił za kawałek metalu i zaraz wsunął go w odpowiedni otwór, by zwolnić zakleszczony mechanizm kajdanek. Z zadowoleniem pozbył się ich z dłoni, odłożył na bok i sprawdził sprawność ramienia – bolało, ale jeśli postara się je oszczędzać, powinno niebawem dojść do siebie. Tyle dobrego, że zmechanizowaną mógł pisać raporty.
Pytanie – co teraz?
Nie miał bladego pojęcia, jak postąpić z Łowcą drzemiącym w jego mieszkaniu.
Nie, ujął to w niewłaściwy sposób.
Dźwignął się z krzesła, odgarnął niesforne kosmyki wpadające do oczu, a później zrobił kilka kroków ku aneksowi, by w pierwszej kolejności napić się kawy. Tak jak podejrzewał – walory smakowe uciekły wraz z temperaturą. Obrzucił spojrzeniem pozostały na stole bałagan i wziął się za przestawianie przedmiotów do apteczki, wpierw cicho odsuwając ją od głowy kobiety. Czyste i niezużyte narzędzia ułożył z powrotem na miejsce, a te nienadające się do ponownego użytku wyrzucił. Plamy krwi wytarł, larwy spalił na włączonym gazie, zostawiając dwie sztuki do analizy. Zniknął na moment w sypialni, by wydobyć zapasową parę okularów z szuflady i narzucić na siebie czarną koszulę.
Na ramionach Yuu pojawił się szarobury, kaszmirowy koc. Stał za jej krzesłem i obserwował, jak ramiona unoszą się i opadają w miarowym oddechu. Pochylił się ostrożnie, układając dłonie na oparciu drewnianego mebla.
Doceniam Twoje wszystkie starania. – Zniżył głos do szeptu, nie od razu się odsuwając. Wyłapał subtelny zapach obcych ubrań, naturalną woń ciała, która przyjemnie drażniła nozdrza. Wpatrzony w rozpuszczone włosy zawahał się, zanim nie musnął czubkiem nosa kosmyków.
W jednej sekundzie wyprostował się i odwrócił.
Idioto, jesteś zmęczony.
Zacisnął palce wokół filiżanki i jednym łykiem opróżnił z kawy. Zaparzyłby sobie kolejnej, ale nie chciał wyciem czajnika budzić kobiety, dlatego zasięgnął alternatywy w formie mrożonej kawy w puszcze, którą znalazł w lodówce. Otworzył ją, znów przytknął do warg, a następnie przyniósł z sypialni laptop. Zasiadł po drugiej stronie stołu, pozwalając ekranowi rzucić delikatną poświatę na swoją twarz, po czym zabrał się do pracy.
Minęło trochę czasu, a przy pustej puszcze znalazły się już dwie inne i trzecia do połowy wypita, on zaś uparcie odmawiał snu i szukał informacji w bazie danych.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Sen nadszedł niespodziewanie. Nie mogła się na niego przygotować, nie mogła zdecydować, czy poddać się zbawiennemu działaniu odpoczynku, bo wycieńczone podjęło decyzję za nią. To nie tak, że zapadała w sen gdziekolwiek było trochę miejsca do ułożenia głowy, w grę wchodził także argument poczucia bezpieczeństwa. Nie musiała być cały czas czujna, więc powoli, z minuty na minutę czuła jak opuszcza ją logiczne myślenie, a potem umysł zasnuła ciemność.
Była nieprzyjemna i niepokojąca, ale kobieta nie była już w stanie zastanawiać się nad jej nienaturalnym pochodzeniem. W dłoniach nadal trzymała kawałek gazy, jak gdyby podświadomie nadal starała się działać, pracować, nie dać się zmęczeniu całkowicie. Ze zewnątrz wyglądało to tak, że po prostu zasnęła. Z czołem opartym na przedramieniu, drugą dłonią podwiniętą pod policzek, oddychała płytko, ale miarowo. Nie miała snów.
Czas uciekał jej spomiędzy palców chociaż miała wrażenie trzymania go w zaciśniętej pięści. Kiedy jednak miarowy szum maszyny i jasna poświata na ścianach kazały się jej obudzić, wydawało jej się, że nadal jest w trakcie sprzątania ze stołu. Ciało odmówiło jednak, głowa była ciężka a ręce zdrętwiałe. Uchyliła powieki powoli, badając otoczenie. Trwałą w bezruchu dłuższą chwilę, powstrzymała się przed wzięciem głębszego oddechu. Nie znała tego miejsca, w półmroku wyglądało jeszcze dziwniej, obco i drapieżnie. Puste ściany, wszechobecna biel, ład i porządek.
Przeniosła wzrok na pracującego eliminatora. Obserwowała go zza długich rzęs, w ukrytych za soczewkami oczach odbijał się jasny błysk. Ciekawe czy zauważył, że się obudziłam? Przeszło jej przez myśl, ale nie czuła się na siłach do zabaw i gierek. Uniosła głowę powoli, bolał ja kark, właściwie cała górna część ciała, zasnęła w tak niewygodnej pozycji, że mięśnie tylko jeszcze bardziej się zmęczyły.
Ale własnie, usnęła. Zdała sobie z tego sprawę nawet bez patrzenia na zegarek. Nie kłamiąc, spodziewała się takiego obrotu spraw, miała wyjść tylko nabrać świeżego powietrza, a plątała się po mieście od południa wcześniej nie zażywając ani odrobiny odpoczynku. Była w stanie zasnąć już wtedy, przy Vettorim, ale powstrzymywała się usilnie aż do tego momentu.
- Cholera, przepraszam. - jęknęła, masując szyję. Najpierw odezwała się powoli, nie wiedziała czego się spodziewać, domyślała się jedynie, że był to niezwykły idiotyzm z jej strony. Nawet ona i nawet teraz nie powinna aż tak opuszczać gardy, los chciał, że nic złego się nie stało. Była tylko lekko otumaniona, a drzemka wcale nie pomogła jej wrócić do zmysłów. Czuła się fatalnie, chyba nawet gorzej niż bezpośrednio po zabiegu. Jedynym dobrym efektem tego snu był brak potrzeby ciągłego mrugania, oczy chyba delikatnie odpoczęły. - Uh, nie powinnam... - odsunęła się od blatu i wyprostowała przy oparciu sunąc palcami po skroni. - Jak się czujesz? Jak ręka? Opatrunek trzyma, nie czujesz gorąca?
Zaczęła ciskać pytaniami, powoli też zajrzała za ekran laptopa.
- Nie powinieneś ruszać tą ręką, na bogów. - jęknęła. Jej głos nie miał siły przebicia, chociaż załamała się trochę widzą, jak dłonie mężczyzny zasuwają po klawiaturze, a on nie sobie nie robi z rany, która kobietę kosztowała tyle siły i skupienia. Zapłaciła za to zapadnięciem w sen, jeżeli okazałoby się, że Moriyama nadwyręża rękę zaraz po nałożeniu opatrunku, to tym razem ona byłaby tą, co wpada w szał i próbuje zabić drugiego.
Nienawidziła głupich pacjentów, tego nauczyła się od Adama. Takich, którym wydawało się, że ręce lekarza czynią magię i do walki można wracać jeszcze tego samego dnia. Może gdyby miała więcej siły, spróbowałaby interweniować, teraz jednak starała się dojść do siebie. W ustach pozostał nieprzyjemny posmak, miała wrażenie, że o czymś zapomniała.
No tak, trupy, desperacja, informacje które miała zdobyć.
- Muszę iść, mam robotę. - rzuciła nagle, ale nie zrobiła nic, by potwierdzić swój pośpiech. Ciało wcale nie chciało iść, chciało spać. Tu, teraz, natychmiast. Znowu. Ale na to nie mogła już pozwolić, dwa razy wchodzić w to samo bagno.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pochłonięty szybkim wstukiwaniem odpowiedniej sekwencji liter, nie zareagował, gdy kobieta przebudziła się z uciętej nieplanowanie drzemki. Stracił rachubę czasu, a jedynym wyznacznikiem mijających minut był nasilający się ból w ramieniu podczas poruszania myszką. Choć zmechanizowana dłoń była równie zręczna pod tym względem, nie potrafił przestawić się ze swojej praworęczności, przynajmniej nie w tym konkretnym aspekcie.
Udało mu się skończyć dwa raporty, z czego obecnie wyświetlony na ekranie zaraz miał zostać zapisany i wysłany do bazy. Więcej nie da rady zrobić przy zachowaniu jasności umysłu, mógł opierać się na mocy kawy, ale nawet ona straci swoje działanie, gdy mięśnie odmówią posłuszeństwa, a powieki bez zgody opadną i odetną kontakt z rzeczywistością. I tak trzymał się całkiem nieźle po bogatym w emocje dniu.  
Hm? – Przeniósł na nią pytające spojrzenie, zupełnie jakby wcale nie przysnęła, tylko siedziała przez ostatnie godziny w ciszy, pozwalając mu robić swoje rzeczy.
Uświadomiła mu, że jego szyja oraz plecy również domagają się rozluźnienia i wygodniejszego ułożenia, najlepiej na miękkim materacu w sypialni. Poprawił się nieznacznie na krześle, przechylił głowę ciut w bok i sam rozmasował sobie krótko kark. Właściwie czuł się fatalnie, nie pod względem otumaniającego bólu czy wysiłku, ale wewnętrznego wyczerpania, braku energii i otępienia.
To chyba zła chwila na takie spostrzeżenia – mruknął pod nosem, dopisując ostatnie zdanie w dokumencie. – W porządku. Działa i nie próbuje mnie tym razem na nic narazić. – Kliknął opcję „zapisz i wyślij”, po czym zamknął edytor tekstu, a jego miejsca zastąpiła systemowa tapeta. – Nie sądzę. – Nie czuł gorąca, raczej względne ciepło, choć to subiektywne wrażenie, które nijak mogło się mieć do rzeczywistości. Gdyby przyłożyć czyjąś dłoń do jego czoła, wojskowy poczułby przyjemny chłód.
Nie ruszam. Jest oparta w łokciu. – Wytknął odrobinę marudnie. Nie odciągnie go od pracy tylko dlatego, że ramię wymagało zabandażowania. Rany się przecież prędzej czy później zasklepią, i tak najgorsze za nim, nie było już czym się przejmować.
Milczał, przyglądając się jej ze zwątpieniem.
Wydajesz się być w gorszym stanie ode mnie. Gdybyś po wyjściu z budynku wpadła w kłopoty, nie uwinęłabyś się z nich. – Tym razem pozwolił westchnięciu uciec spomiędzy warg. – Jest wolna kanapa. – Trochę nie wierzył w swoją propozycję, ale winę zwalał na kiepski stan oraz resztki honoru narzucającego adekwatne zachowanie wobec dłużnika. – Nie będę nalegał. – Uniósł puszkę do ust i pociągnął ostatnie łyki mrożonej kawy. – Choć kobieta wychodząca z mojego mieszkania w środku nocy musi być dość kuriozalnym widokiem. – Odstawił opakowanie po napoju i pozamykał resztę programów działających w tle, by zaraz wyłączyć urządzenie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Niektóre rzeczy lepiej postawić jasno, nie usnęła, bo tak chciała. Usnęła, bo organizm był wycieńczony, a umysł zmęczony przez natłok ciężkich myśli. Nie zakończyła jeszcze jednej sprawy, a wplątała się w kolejną, do tego cały czas wydawało jej się, że jedno z drugim może mieć jakiś związek, a przecież nadal nie znalazła nic na poparcie swojej tezy.
Postanowiła wcześniej, że będzie go pilnować, by sobie i jej samej nie zrobił nic złego, początkowa radość jednak sprawiła, że straciła czujność, zapadła się w ciemność zanim zdała sobie sprawę, co się dzieje. Miała duże szczęście, że nic się nie stało, ale ocknęła się z dodatkowym poczuciem winy. Do tego usypianie tutaj, w jego mieszkaniu było szczególnie głupie. Stało się jednak, czasu nie cofnie, a te kilka dodatkowych chwil dla regeneracji teraz jej nie zaszkodzi.
- To niewiele zmienia, całe ciało pracuje przy każdym ruchu. Najlepiej by było, gdybyś w ogóle się nie ruszał przez... kilka dni. - odpowiedziała, zauważając jednak bezsens swoich słów. Nie dało się nie ruszać przez kilka dni, ograniczenie się do tylko niektórych czynności też byłoby rozwiązaniem niegłupim, ale nie mogła zmusić człowieka tak bardzo pochłoniętego pracą, by przestał robić to, co robi. Westchnęła pogodzona z tym, że nigdy nie miała szczególnego wpływu na jego osobę i tym razem też niewiele może zrobić.
Powoli osunęła się z krzesła. Teraz zdała sobie sprawę, że spanie w takiej pozie było cholernie złym pomysłem, mięśnie miała zdrętwiałe i obolałe, czuła każdy ruch jaki wykonywała podwójnie mocno, zmuszenie ramion do wyprostowania kosztowało ją pełne niezadowolenia jęknięcie, ale ręce w końcu odpuścił i pozwoliły się rozciągnąć z cichym chrupnięciem kości wewnątrz.
- Nie doceniasz mnie, nadal żyję, to chyba dostatecznie dobry dowód. - rzuciła mu spojrzenie pełne dezaprobaty. Po tym wszystkim nadal uważał ją za zwykłą kobietę, może zapominał, może chciał udawać, że tak faktycznie jest. Śpiąca i obolała nie był wcale gorsza od takiego eliminatora, gdyby przyszło uciekać przed pościgiem, nie straciłaby na umiejętnościach. Musiała się tylko doprowadzić do stanu, w którym rozważanie rzucenia się na wolną kanapę nie należało do grupy świetnych pomysłów. Popełniła głupstwo zasypiając, ale to było przypadkiem.
- Oho. Kobiety rzadko Cię odwiedzają? - zapytała, zasłaniając usta podczas ziewania. - Nie uważam, by widok takiej wychodzącej z samego rana był wiele lepszy. Co jeżeli ktoś pomyśli, że spędziła u Ciebie całą noc? To wyjaśniało, dlaczego ten Moriyama z góry tłukł się w kuchni pół nocy... czy coś takiego.
Wygięła kąciki ust w lekkim uśmiechu satysfakcji. Nie było wyjścia idealnego w tym momencie, jej wizyta tutaj i tak była już kuriozalna, bardziej nie dało się chyba zagmatwać ich pokręconej cholernie relacji. Równie dobrze mogłabyś skorzystać z kanapy, podpowiadał umysł szukający odrobiny spokoju.
- Z drugiej strony, podczas mojej obecności nie zmrużysz oka, racja? A tego wolałabym uniknąć, dla twojego dobra. - opadła znowu na krzesło, teraz jednak zdecydowanie bardziej rozluźniona, niż gdy wcześniej musiała zając miejsce i zająć się dziwną raną. - Potrafię to i owo, jeżeli chodzi o poruszanie się niezauważoną. Hm, bardzo wysoko masz z tego okna?
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spojrzał na nią, jakby właśnie z przekonaniem opowiadała o sprzymierzeniu władzy z rebeliantami.
Oczywiście. Zaprzestać również funkcji życiowych? Przemiany materii? Mogę chyba zaprogramować parę organów, zaoszczędzę energię… a moją pracą zajmą się nieadekwatne do tego młokosy. – Słowa kipiały sarkazmem, ale związana z tym złośliwość bynajmniej nie była ukierunkowana w osobę kobiety. Rozumiał jej postawę, zdenerwowałby się, gdyby ktoś, komu wytłumaczył dokładnie postępowanie według protokołu i odwalił kawał roboty, potraktował to po macoszemu i zmarnował cały ten wysiłek. Tylko że on nie potrafił inaczej, musiał nadrobić czas spędzony na wewnętrznych potyczkach. Inaczej z pewnością kilka godzin w łóżku minęłoby mu na planowaniu swoich dodatkowych obowiązków.
Cienka warstwa utrzymująca przyjemne ciepło przy jej ciele zniknęła wraz z kolejnym ruchem, siłą rzeczy zsuwając się całkiem z ramion i zatrzymując się przez oparcie drewnianego mebla.  
Przezorny zawsze ubezpieczony. – Skwitował bez większej uwagi. – Nie znam pełnego wachlarza Twoich możliwości, dlatego prościej wziąć Cię za przeciętnego cywila. – Zatrzymał się z rozważaniami na moment, mrużąc oczy podczas wpatrywania się w jakiś punkt.
Cholera, czyli nadal nie odbierał jej w pełni jako Łowczyni. Zupełnie jakby ta świadomość nie chciała się przebić przez pewne bariery w jego umyśle.
W każdym razie… – odchrząknął, kończąc poprzedni temat. – Nie widzę powodu. Nie miałyby tu za wiele do roboty, radzę sobie bez sprzątaczek. – Jego rzeczy chroniła nietykalność zapewniania ze strony właściciela, drażnił go widok przestawianych wbrew niemu przedmiotów, którym od dawna przypisał konkretne miejsce. Stworzył swój własny ład oraz porządek i tego się trzymał, nikt nie miał prawa tego burzyć, nawet w dobrych intencjach. – Dobrze więc, że zdanie sąsiadów mam głęboko gdzieś.  
Przymknął ekran laptopa i odłączył kabel zasilający, uprzednio wyciągając się w stronę małej lampki ściennej, która teraz stała się jedynym źródłem światła w mieszkaniu.
Jeśli zaśniesz pierwsza, będzie mi łatwiej. – Przeciągnął prowizorycznie ramiona, a przynajmniej jedno z nich, bo drugie wciąż ostrzegało tępym pulsowaniem. Coś strzyknęło w jego kręgosłupie. Chyba robił się stary. – Idealne dla samobójców.  
Wstał od stołu, przysłaniając chwilowo posturą światło, które nadawało spojrzeniu kobiety żywy blask. Dziwił się sobie, dziwił się jej widokiem we własnym mieszkaniu, ale z drugiej, mniej racjonalnej strony, to wcale nie był niepasujący do całości element. Wpasował się tu naturalnie.
Potrzebujesz czegoś? – Zgarnął puszki do rąk i wyrzucił je do śmietnika pod zlewem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spojrzała ku niemu z umiarkowanym zniecierpliwieniem.
- Mógłbyś po prostu spróbować uszanować moją pracę. - odparła głosem pełnym zmęczenia, ale jednocześnie nie była na tyle zła, by robić mu z tego powodu wyrzuty. Ten jeden raz to on poprosił o pomoc, a mimo to niewiele się zmieniło w jego zachowaniu, po raz kolejny czuła się tą, która robi coś wbrew jego woli. Nie potrzebował pomocy, nigdy nie potrzebował słów, wyjaśnień, gestów, wszystko przyjdzie samo pewnego dnia, pewnego czasu. O ile bierność nie była dla niej czymś szczególnie nieprzyjemnym, tak zwyczajnie zniechęcała do dalszych działań.
Opadła na krzesło, szukając jeszcze odrobiny odpoczynku dla nóg. Mimowolnie przesunęła ramieniem po miękkim materiale koca. Nie zauważyła go tu wcześniej, była niemal pewna, że uprzednio gdy tu siedziała oparcie było puste, ale nic nie pojawia się magicznie. Przejechała opuszkami palców po ciepłym okryciu, ale wiedziała doskonale, że wszystko to wynika raczej z dobrego wychowania i wdzięczności. Bierność w pewnych względach nadal nią pozostawała.
- Sprzątaczki? (Haaa geeeeeey)- zapytała nagle, zastanawiając się, czy okularnik rzeczywiście jest aż takim ignorantem. Nie mógł chyba zinterpretować jej poprzednich słów w aż tak niewinny sposób, chociaż... nie, pewnie po prostu grał, bawił się z nią i jej oczywistymi myślami. Kontynuowała więc z lekkim śmiechem - Trudno się nie zgodzić, masz tutaj strasznie czysto. Wszystko takie poukładane i na miejscu. To do Ciebie pasuje. Chociaż miałam na myśli nieco inne sytuacje... z resztą, nieważne.
Trochę poprawił jej się humor, nawet pomimo zmęczenia była w stanie delikatnie się uśmiechnąć, ze swoją niewiedzą bądź jej udawaniem zdawał się takim obcym elementem w szarej układance świata dookoła. Ciekawe czym ona była w całej tej scenie? Złym psem który porywa do paszczy złożone wcześniej fragmenty? Rozłożyła ręce. - Gdyby nie to, że sama dałam Ci zakaz nadmiernego ruchu to poprosiłabym o eskortę. W twoim towarzystwie chyba nic by mi się nie stało, czyż nie? Aaaale plan odpada. Wygląda na to więc, że jestem uwięziona. Do kiedy? Do świtu?
Przechyliła głowę do ramienia obserwując jak błękitna poświata znika, a w jej miejsce pojawia się złoty i ciepły blask małej lampki na ścianie. Uwaga o wysokości nieco popsuła jej plany, zastanawiała się nawet nad wyskoczeniem przez okno. Niektóre budynki miały dodatkową klatkę schodową w razie ewakuacji pożarowej, najwyraźniej Moriyama był szczęśliwym posiadaczem mieszkania na przeciwnej ścianie.
- W takim razie dziękuję za gościnę. Postaram się nie chrapać. - odpowiedziała pogodzona z tym, że przyjdzie jej spędzić resztę nocy w ciepłym mieszkaniu. Całkiem miła odmiana i gdyby tak poważnie się zastanowić, nie miała na co narzekać. Zgarnęła koc z oparcia i narzuciła go sobie na ramiona kierując się ku wskazanej kanapie. - Porywam ten śliczny koc i... - zatrzymała się w pół kroku krzyżując drogę z idącym do kosza okularnikiem. Potrzebowała czegoś? - Hm. Towarzystwa.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Próbuję. I szanuję. Ale obowiązki są dla mnie priorytetem. – Wyjaśnił spokojnie, nadal nie pojmując tego niezadowolenia, skoro nie naruszył rany ani nie podejmował się żadnych naprawdę idiotycznych działań, które z pewnością pogorszyłyby stan ramienia. Znalazł łokciem punkt podparcia na stole, starał się poruszać jedynie dłonią w nadgarstku i palcami prześlizgującymi się po klawiszach, a to, że mimo wszystko też angażował mięśnie całej ręki, to tylko w niewielkim stopniu. Robił przerwy, skupiał się na pracy przede wszystkim zmechanizowaną dłonią, i wszystko grało. Jak na razie.
Tak z pewnością zabrzmiałoby wytłumaczenie eliminatora na wytknięcie mu ów gestu. Sęk w tym, że z grzeczności wcale nie otwierał kobietom drzwi, nie wyciągał na powitanie ręki, jeśli drugi nie zrobił tego pierwszy, nie pocieszał nikogo „bo tak trzeba”. Nie okrył jej kocem w poczuciu obowiązku właściwego ugoszczenia w swoim mieszkaniu.
Seks, wiem – powiedział niewzruszony, sprawdzając, czy aby na pewno wszystko zostało od laptopa odpięte i odsunięte na miejsce. Nie był aż takim ignorantem, chociaż w większości takich sytuacji faktycznie sprawiał wrażenie nieczułego na dwuznaczne żarty. Doskonale zdawał sobie sprawę, o czym mówią znajomi i do czego próbują go podpuścić, ale on udawał wówczas niewinnego i ignorował ich próby po całości. Nie odnajdywał w tym żadnej rozrywki, poza tym nie uważał tego tematu za wartego poruszania. Nie mógł nawet podzielić się spostrzeżeniami z własnych doświadczeń, bo… zwyczajnie żadnego nie miał.
Chyba źle interpretujesz moje intencje. Nie zamierzam Cię tu przetrzymywać, chcę, żebyś odpoczęła.
Mnie też by się to przydało.  
A jednak czuł, że nie może jeszcze zasnąć, że to jeszcze nie ta pora. Że coś go przed tym powstrzymuje.
Nie chrapiesz. – Uświadomił ją, i to wcale nie tak, że przez czas, w którym wykorzystywała stół jako niezbyt wygodną poduszkę dla głowy, obserwował ją i zwracał uwagę na małe szczegóły, takie jak delikatne drganie rzęs podczas marzeń sennych czy miarowy oddech. Właściwie kiedy spała, jej twarz przybierała niemal anielskich rysów. Ale to chyba nic nadzwyczajnego, skoro ciało samoistnie się rozluźniało.
Towarzystwa? – Zerknął na nią podejrzliwie. – Nie pełnię funkcji pluszaka. – Nie ruszył się z miejsca przez kilka sekund, a później podszedł do kanapy, przystając metr od niej. Planował zniknąć we własnej sypialni i tam oddać się w ramiona Morfeusza, jednak najpierw chciał upewnić się, że kobieta faktycznie spróbuje zasnąć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Obowiązki, obowiązkami. Może Moriyama potrzebował w swoim otoczeniu kogoś, kto jego będzie stawiał ponad obowiązkami, skoro on sam siebie nie potrafi?
- Twoje zdrowie powinno być priorytetem. - westchnęła w bezsilności czując, że nie ma wystarczającej siły przebicia i trafnych argumentów, by go w tej kwestii przegadać - Nie tylko to obecne, ale także długodystansowe.
Nie było sensu produkować się w nadmiarze, kiedy hierarchia wartości tego człowieka była poważnie wymieszana. Należałoby zacząć naprawę od podstaw, ale czarnowłosa wcale nie czuła przymusu poddania stojącego przed nią człowieka gruntownej renowacji. Był jaki był, nie chciała by się zmieniał, ale powzdychać nikt jej nie zabroni. Może to właśnie ten ciężki oddech i poczucie nieprawidłowości było tym, co powinno się liczyć, tyle że niby kiedy ona tak bardzo zaczęła się przejmować osobą okularnika? Wślizgnął się do jej życia po cichu, nie wiadomo kiedy, ale był chwastem na który póki co mogła tylko patrzeć. Za bardzo bała się go wyrywać.
Chwastem. Chwastem, a nie kwiatem, bo tak wynikało z narzuconych różnic. Może gdyby był zwykłym mieszkańcem...
Nie. Nawet wtedy nie próbowałaby go przekabacić. Do swojego grona prowadziła tylko tych, którzy sami chcieli znaleźć się po drugiej stronie. Szanowała inne poglądy, bo przecież żyli w takich skrajnych warunkach, że nazwanie łowców opozycją nie byłoby wcale głupie. Dyktatura nie dopuszczała do siebie jednak przeciwnych jej głosów, więc zostali zepchnięci na pozycje wroga. Każdy potrzebował jakiejś siły, która będzie go pilnować, gdy zacznie popełniać błędy. Ale ich znajomość od początku miała być odległa od politycznych rozrachunków, nie widziała w nim żołnierza i wroga. Gdyby tak było, już wtedy by strzeliła.
- To ty moich intencji nie rozumiesz... staram się po prostu zachować dobry humor mimo tego wszystkiego. - przetarła powieki bokiem dłoni opadając na skraj kanapy. Kolejne słowa nieco ją zaskoczyły. Słyszała już, ze chrapie jak potwór ze ścieków, kiedy pada w końcu do snu zmęczona. Może tym brakowało jej już nawet sił, by walczyć o równy oddech? Nie przejęłaby się mocniej, nawet gdyby faktycznie chrapała. Nie da się nad niektórymi rzeczami zapanować, to jak irracjonalny wstyd przed wykonywaniem połowy ludzkich czynności przy drugiej połówce, który posiada co najmniej połowa dziewcząt, które miała okazję poznać.
"Dziewczyno! Będziesz trzymać w gębie jego fallusa, a boisz się przy nim jeść?"
Takie hasło zazwyczaj kończyło większość wątpliwości, lub przynajmniej zniechęcało do zwierzania się przywódczyni ze swoich problemów miłosnych. Pod tym względem Yuu była dosyć praktyczna. Lecz nawet dla niej w teorii wiele rzeczy brzmiało dużo lepiej. Teraz jednak nie było pory na rozważania, umysł był zbyt płynny, by usta mogły wyrażać prawdziwe poglądy na jakikolwiek temat. Przeszła więc do odpowiedzi, rozwiania jego wątpliwości i intencji, które po raz kolejny mógłby przypadkiem źle zinterpretować.
Zanim jednak ułożyła sobie słowa w głowie, przekręciła ją na bok zastanawiając się dlaczego wpadł akurat na pomysł wykorzystania go jako pluszaka. To brzmiało tak... absurdalnie i komicznie. Tym bardziej że padło z ust okularnika.
- Nie mam na myśli nic złego... - przesunęła się bliżej oparcia, lekko ułożyła rył głowy na materiale, spojrzała na sufit. - To przez tą ranę. Zastanawiam się, czy wszystko naprawdę już minęło... możesz tu usiąść? Chciałabym chociaż zanim usnę poobserwować Cię, upewnić się, że wszystko zrobiłam dobrze, że już nic Ci nie grozi.
Podciągnęła nogi bliżej ciała, oparła się bokiem, wzrok miała zmęczony ale nadal czujny. A słowa chociaż brzmiały bardzo irracjonalnie, były szczere. Może gdyby nie zmęczenie, nie przyznałaby się do nich tak łatwo. Teraz jednak słowa padły i nie wyglądała, jakby żałowała ich wypowiedzenia.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 14 z 18 Previous  1 ... 8 ... 13, 14, 15, 16, 17, 18  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach