Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 13 z 18 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14 ... 18  Next

Go down

Nóż między żebra? – Podsunął z niedostrzegalnym rozbawieniem, które nie pasowało do obecnych okoliczności, przynajmniej nie w odczuciu wojskowego, sęk w tym, że on rzadko uważał sytuacje za godne żarcików i beztroskiego podejścia. Sam ograniczał się głównie do ironii i sarkazmu, często wypowiadając się w sposób, który otoczenie interpretowało dziwnie, bo odmiennie od prawdziwych intencji.  
Odwrócił wzrok z zamiarem odsunięcia się od lady, ale w miejscu zatrzymała go wyciągnięta dłoń kobiety. Tym razem nie widział w geście potencjalnego ataku, nie włączyła się żadna czerwona lampka w głowie, a mięśnie nie spięły się w gotowości odparcia niebezpieczeństwa. Ono teraz nie istniało, nie, wyłączając to, co targało nim samym. Jeśli ktokolwiek miał tu sprawić kłopoty, to jego agresywne zapędy.
Gdyby nie to, że matka często sprawdzała mu temperaturę ręcznie, a nie z pomocą odpowiednich narzędzi, mógłby pomyśleć, że Yuu próbuje wniknąć do jego umysłu i odkryć najgłębiej skryte tajemnice i troski. Jednak im dalej prowadziłaby się szlakiem myśli, tym prędzej odwidziałby jej się ten pomysł.
Miejsce ponure tak samo jak właściciel.
Więc ile procent przeżywało? – zapytał odruchowo, kiedy wyciągał z szafki apteczkę.
Przypominając sobie ostatnią akcję, w której ginął któryś z jego podopiecznych, nie musiał cofać się daleko w czasie. Na polu bitwy śmierć zbierała wielkie żniwo i chociaż brakowało mu empatii, by pojawić się na pogrzebie tudzież wyrazić jakikolwiek smutek, czuł się odpowiedzialny za młodszych towarzyszy. Sam stawiał pierwsze kroki w organizacji, nie liczył na czyjąkolwiek pomoc, ale bez niej ciężko było się odnaleźć. Współpraca wymagała poświęceń, czy to lubił, czy nie.
Teraz wiem, o co powinienem wypytywać wtedy w barze. – Jakby nie patrzeć, nie miał innego wyjścia. Yuu widniała w jego oczach jako najlepsze rozwiązanie dla tego problemu.
Skuł ludzką rękę z prostego powodu – obawiał się, że mechaniczną uda mu się uszkodzić część, do której przypiął kajdanki, poza tym szarpanie się słabszą ręką prędko by go wymęczyło, dzisiaj zdecydowanie nie był w formie na takie rzeczy. Trzymając się optymistycznych wiatrów, może takie zabezpieczenie w zupełności wystarczy, a kolejny impuls okaże się nietrudny do zniesienia.
Szkoda, że jemu daleko do optymisty.  
Sięgnął po drewniane krzesło i przysunął je sobie bliżej, by móc na nim usiąść, a prawą rękę oprzeć łokciem o krawędź stołu. Czerwone pręgi wyraźnie odznaczały się na skórze, nie przesuwając się dalej ku przedramieniu ani nie przenosząc się na bark – wielkość nie uległa zmianie, tylko powierzchnia nabrała niepokojących cech w postaci lekkiego zaczerwienienia, opuchnięcia i wrażliwości na bodźce zewnętrzne.
Będziesz musiała rozciąć skórę wzdłuż rany i sprawdzić, czy nie znajduje się pod nią coś, czego być tam wcale nie powinno. – Poinstruował ją, wyraźnie wypowiadając każde słowo. – Nie znam się ani trochę na medycynie, dlatego nie wiem, czy opaska uciskowa się na coś zda albo czy nie powinnaś przygotować sobie czegoś do ewentualnego zatamowania krwotoku. Jeśli każe Ci się odsunąć… – tutaj nabrał już poważniejszego tonu – to zrób to bez zwlekania.  
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie umiała się na tę odpowiedź uśmiechnąć. Odpowiedziała jednak po chwili milczenia i szukania odpowiednich słów.
- Blisko. - urwała.
Nie było sensu się tłumaczyć, szukać czegoś ważnego w przeszłości, która nie mogła już nadejść, bo podążyli ścieżką nieco zbaczającą z trasy, o której teraz w cichych żartach mówili. Nie będzie strzelania ani ciskania w siebie nożami. Prawie jakby szukała w sztormie czystego oddechu. Mogła się łudzić i ponownie zachłysnąć się tym, czym nie chciała, co usilnie ignorowała tylko dlatego, że zza chmur przez moment zajrzało słońce. Nie była aż tak naiwna, raczej należała po prostu do grona optymistów, całkiem rzadkie wśród łowców.
- Chcesz sobie popsuć humor? Albo mnie. Bardziej mnie. Przejęłabym się myśląc o tym, więc nie myślę. Ratuje tych, których się da, tylko tyle, albo aż tyle. - przysunęła się bliżej przeciwległej strony stołu. Otworzyła szerzej apteczkę i przeleciała jeszcze raz całą jej zawartość. Wyciągnęła większość na zewnątrz, posortowała sobie na mniejsze kupki, wróciła się na moment po wrzątek. Lecz nie by zalać nim herbatę, ale zachowała całość do przyszłych działań. Dobrze, że nalała więcej, teraz miała wszystko gotowe. Wyciągnęła srebrne nożyczki i otworzyła nimi kilka opakowań gazy bez wyciągania ich z papierka.
- Tak? A o co byś zapytał? - przysunęła inne krzesło tak, by móc usiąść na przeciw niego. W gruncie rzeczy gdyby chciał, mógłby ją dosięgnąć drugą ręką i zrobić masę nieprzyjemnych rzeczy. Uderzyć, udusić, stracić, dźgnąć. Cokolwiek.
A wtedy w barze przecież nadal się nie znali. Jakie niby pytanie mógłby zdać z perspektywy czasu biorąc pod uwagę, że ten daleki czas wstecz nadal była dla niego zwykła mieszkanka miasta? Do pewnej godziny, do pewnego miejsca i wydarzenia. Teraz jednak nie skupiała się za mocno na wspomnieniach, jakkolwiek niewygodne one by nie były, musiała się wyciszyć i odpowiednio się przygotować.
Była już w swoim świecie, jego słowa docierały do niej jakby z wielkiego dystansu, rozumiała, ale kiwała jedynie głowa lunatycznie. Momentami zatrzymywała się przed jakimś przedmiotem, czasami podnosiła się, żeby donieść na stół coś niestandardowego.
- Nie ma mowy. Jeżeli otworzę ranę i założę zacisk to będę miała tylko kilka minut. Chyba, że chcesz zrobić sobie symetrycznie, drugą mechaniczna rękę. - rzuciła w skupieniu, ale z sensem odpowiadając na jego słowa. Nie kłamała, opaska była bardzo przydatna, ale równie niebezpieczna, jeżeli nie potrafiło się z niej skorzystać. Do tego sam pomysł cięcia. Przypomniało jej to natychmiastowo o czymś. Sięgnęła do leżącej bokiem torebki i wyciągnęła z niej mały pojemniczek. Wysypała z niej kilka tabletek i wyciągnęła dłoń w jego stronę.
- Weź ile chcesz. - skomentowała zachęcająco. Szybko zorientowała się, że zapomniała w ogóle powiedzieć, co mu proponuje. - Łowcze specyfiki z dalekich krain, coś jak przeciwbólowe, ale nie odjedziesz po nich całkowicie, po prostu przestanie Ci się chcieć wszystkiego mordować i pomyślisz, że łowczyni tnąca cię skalpelem nie jest wcale takim idiotycznym pomysłem.
Następnie złapała za kawałek materiału i przez gazę obtarła nim krótkie, srebrne ostrze.
- Właściwie dlaczego nie chcesz dać się pokroić swoim? - zapytała jeszcze szukając powodu, dla którego pozwolił jej na to śmiałe działanie, którego miała się dopuścić. - Gotowy?
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Lubię statystykę. – Odparł krótko, nie chcąc swoim pytaniem zmuszać kobiety do rozgrzebywania niemiłych wspomnień.
Nie pojmował do końca przykrości, jaka mogła z tego wyniknąć, przyjmując, że robiła wszystko, co w jej mocy, by zapewnić umierającemu jak najlepsze warunki. Na niektóre rzeczy zostali pozbawieni wpływu, mogli tylko stać i obserwować za niewidzialną ścianą. Przekonał się, że uderzanie w nią raz po raz wcale nie daje efektów, tylko męczy, odbiera siły i resztki nadziei. Był kiedyś tym głupcem, który przelewał na tę niemoc całą swoją złość, ale teraz nauczył się współistnieć z sytuacjami wymagającymi od niego jedynie częściowego zaangażowania, nie takiego, które całkiem zmieniłoby bieg wydarzeń.
Może drążyłbym temat z okiem. „Utarczki ze S.SPEC”? – Uniósł brew w formie zainteresowania, które pragnął ostudzić przez otrzymanie szerszej informacji na wspomnianą kwestię.
Teraz wszystkie odpowiedzi, jakie wówczas od niej dostał, mógł interpretować w inny niż dotychczas sposób, doszukiwać się w tym drugiego dna.
Ile w rzeczywistości masz lat? – zapytał a propos swojego dawnego przypuszczenia, jakoby zaliczała się jeszcze do grupy młodzieży. Stwierdziła wówczas, że dwudziestka stuknęła jej już jakiś czas temu, ale teraz przeczuwał, że nie rozchodziło się o kilka niewinnych lat ani o cudowne, odmładzające kosmetyki.
Śledził wzrokiem przedmioty, jakie przewijały się przez dłonie kobiety, bandaże, skalpele, rękawiczki, rzeczy, które pasowały do kształtu jej rąk, jakby po to zostały stworzone.
„Chyba, że chcesz zrobić sobie symetrycznie, drugą mechaniczna rękę.”
Mimowolnie na jego usta wpełzło skrzywienie, a w oczach przemknął cień niezadowolenia. Nie mówił o tym głośno, ale zmechanizowanie traktował niemal jak najgorszą karę, przez kilka długich lat zdążył przywyknąć do nienaturalnie chłodnych i twardych części ciała, które nigdy nie powinny zostać zastąpione sztucznym tworem. Wiedział, że oddychał i żył teraz jedynie dzięki szybkiej interwencji i decyzji o zastąpieniu uszkodzonych organów syntetycznymi, ale nigdy nie dostał okazji na dokonanie samodzielnego wyboru.
Zerknął na wyciągnięte tabletki, ale nie ruszał się, czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia.
Więc to nie są typowe środki przeciwbólowe? – Sceptycznie podszedł do tej oferty, ostatecznie kręcąc głową. – Nie ma takiej potrzeby. – Nie chciał ułatwiać sobie zmagań z bólem, który z pewnością nadejdzie wraz z przytknięciem ostrza do skóry. Nie wiedział, czy właściwość tabletek będzie wystarczająca do zneutralizowania kolejnej pokusy destrukcji, wierzył jednak, że ból go wystarczająco ogłuszy i utrudni podjęcie się kroku naprawdę zagrażającego znajomej.
Zresztą czy on kiedykolwiek stosował się do zaleceń lekarza odnośnie przyjmowania leków uspokajających?
W takich okolicznościach mogliby mnie zbyt łatwo zirytować, a wówczas nie tylko ja byłbym ich jedynym, zdrowotnym problemem – wymamrotał, zaciskając na moment palce w pięść, a później rozluźniając je. – Działaj.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spojrzała na niego spode łba.
- Nie kłamałam. - odparła i wróciła do swojego zajęcia.
To nie była już kwestia jej braku zaufania, nawet wtedy odpowiedziała szczerze i obecna reakcja nie różniłaby się wcale. Po prostu nie lubiła o tym mówić, na palcach jednej dłoni policzyłaby osoby, które znały treść tej opowieści ze szczegółami. Każdy ma jakieś wspomnienia, do których nie chce wracać, zaakceptował ich ciężar, ale zwyczajnie nie czuje się na siłach, nie czuje potrzeby by rozgrzebywać stare rany. W jej wypadku przygoda nie skończyła się wyłącznie na oszpeceniu, bo mary tamtych czasów nie chciały odejść. Nie wiedział nawet jak wiele wspólnego ma ich obecna rozmowa z brakiem oka u kobiety, ale i tego nie zamierzała mu mówić.
Gdyby zależało mu na własnym zdrowiu powinien chyba przestać ją rozpraszać. Ledwo co utkwiła wzrok w nici, a już padło kolejne pytanie, do tego tak specyficzne i męczące, że nie była w stanie puścić go mimo uszu. Nie od razu zareagowała, uniosła spojrzenie, ale nie wiedziała jak odpowiedzieć. Jak ubrać to słowa, by nie mijać się z prawdą, a jednocześnie nie być zbyt niemiłą dla jego osoby. Miał prawo się zastanawiać, wiedząc to i owo o łowcach musiał zorientować się, że wiek wizualny w przypadku tej rasy może niekiedy mocno różnić się od realnie przeżytych lat.
- Eh, nie rozumiem co ma do rzeczy mój wiek... - opuściła wzrok wzdychając. Miała zajęcia dla rąk, dlatego nie odczuwała zmęczenia aż tak mocno, jak gdyby miałoby to miejsce z braku roboty. Może właśnie także przez swoje wyczerpanie nie miała już siły się bronić, kwestia była raczej zabawna, może dla niektórych wiek miał jakieś szczególne znaczenie, ale ona przestała liczyć. Miał jednak jakieś ogólne pojęcie o postrzeganiu przez mieszkańców osób wiekowych, niejedna osoba zazdrościłaby jej młodego wyglądu przy tak wysokiej, dwucyfrowej liczbie. - 57? Albo 59... nie, nie wiem. Nie mam pojęcia, czas leci za szybko. Mimo wszystko za szybko.
Odłożyła rozczłonkowaną apteczkę na bok i oparła się na moment w ciszy. Nie czuła się gotowa na powrót do swoich starych zajęć, praca w szpitalu była starymi czasami, które z kilku powodów nie wspominała najlepiej. Teraz przypominało to raczej monotonny obowiązek. Rzucić emocje na bok, zabrać się do pracy prawie jak do każdej innej, co z tego, że przedmiotem przy którym pracujesz jest właściwie człowiek.
Odsunęła rękę i wsypała tabletki z powrotem do pojemnika, kiedy odmówił. Jego sprawa, bywały pomocne w wielu przypadkach. Zanim jednak dokręciła wieczko, wysunęła pojedynczą i wpakowała ją sobie do ust. Tak jak wtedy gry próbowała pozbyć się bólu rozwalonego nosa i nieprzychylnych myśli tak i teraz szukała ukojenia w uspokajaczu, nawet jeżeli wiedziała od lat, że to zwykłe placebo.
Przysunęła się bliżej i zawahała jeszcze tylko przez moment, kiedy odpowiedział na jej zadane wcześniej pytanie.
- Ah rozumiem, brakuje im tej niezwykłej delikatności, którą ja posiadam? - zakpiła, zaciskając kilka centymetrów nad raną uciskową opaskę i podciągając ją dodatkowo bandażem elastycznym. Mrowienie w kończynie mogło nadejść natychmiast, przy wychłodzeniu krew powinna być dodatkowo leniwa. Może nie będzie tak źle jak myślała. Kiedy jednak przesunęła palcami po miejscu w którym miała zamiar zrobić nacięcie, poczuła nadmierne ciepło, nawet przez rękawiczki. Opuchlizna i zakażenie, może nawet stan zapalny który powodował wiele z widocznych objawów, ale nie mogły wynikać sama z siebie, były raczej skutkiem ubocznym czegoś, co było głównym problemem.
- Raz, dwa, trzy. Zaciskasz zęby i patrzysz na bok. - rzuciła, przyciskając jego dłoń łokciem do blatu, żeby nie próbował nadmiernie machać ręką po czym przesunęła ręką po skórze Moriyamu, szukając jakichś punktów zapalnych, może coś pod skórą, albo nadmierne pulsowanie w tętnicach. Najlepiej sprawdziłyby się antybiotyki w płynie, ale tego nigdy nie dołączali do podręcznych apteczek. Nie szukała już dalszego potwierdzenia w jego wzroku, zrobiła nacięcie takie samo, jakie wykonywała przed podaniem Czerwinki do organizmu. Płytkie, ale długie, pozwalając stróżce krwi wypłynąć na powierzchnię i zdradzić z czym mają do czynienia.

/co tu się dzieje, ja nie wiem.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ale niewiele o tym powiedziałaś. – Dodał bez nacisku, mogąc właśnie na tym zakończyć ten temat.
Skoro musiał wytrzymać spokojnie na tyłku przez bliżej nieokreślony czas, to niech chociaż zastąpi tę aktywność w rozmowie, rzadko to przecież robił, nie mówił za wiele, ale gdy już zabierał głos, chciał otrzymywać konkrety, zdobywać istotne informacje, a nie rozmawiać o czymś trywialnym jak pogoda.
Może być wyznacznikiem doświadczenia. – Zauważył, uświadamiając sobie, że może mieć nawet do czynienia ze staruszką albo kimś, kto wiekiem dorównywałby samym żółwiom czy… martwym przedmiotom. To nie miało większego znaczenia, nie na płaszczyźnie negatywnego postrzegania. Wyglądała młodo, jej umysł nie ograniczył się przez starość, więc wiek dla niej mógł być tylko liczbą.
Dwa razy starsza.
W wieku jego ojca, gdyby ten wciąż żył.
Zamilkł, nie wyglądając na zniesmaczonego czy zrezygnowanego otrzymaną odpowiedzią, w jego głowie pojawiła się myśl, którą od razu złapał i podążył jej śladem, popadając w zadumę. To była ważna informacja.
To bardziej kwestia osobowości.
Nie był w stanie do końca tego wytłumaczyć, ale z jakiegoś powodu wybór między towarzystwem Yuu a kogoś ze S.SPEC wydawał się dość oczywisty. Może po tych kilku latach w organizacji zdążył zaakceptować tylko jej chłodne ściany, sterylne kolory i plan pomieszczeń, za to nijak nie mógł oswoić się z innymi użytkownikami?
Przyjemne odrętwienie rozlało się od jego ramienia w dół, przez przedramię, aż do samej dłoni. Poruszył znów opuszkami palców, a ich powierzchnia zamrowiła, by po chwili wzmocnić wrażenie nieobecności kończyny.
Standardowa formułka? – Rzucił jej ostatnie, uważne spojrzenie, ale posłuchał się, zawieszając zaraz wzrok na zegarze ściennym i leniwie przesuwającej się po jego tarczy wskazówce.
Ostry ból stał się jedynym bodźcem, jaki odbierało teraz ramię. Skumulowany w miejscu głębszego zranienia, promieniował do łokcia, zmuszając mięśnie do nieprzyjemnego napięcia. Wypuścił powoli powietrze nosem, w pierwszym odruchu chcąc przymknąć oczy, ale to niepotrzebnie wzmogłoby wrażliwość na dotyk.
Strużka krwi spłynęła pod ramię i w formie kilku drobnych kropli uderzyła o powierzchnię czystego stołu. Na pierwszy rzut oka ciężko było dostrzec coś poza mięśniami i posoką, ale po bliższym przyjrzeniu się przerwanej tkance wzdłuż czerwonej pręgi „siatki” dostrzegalny stał się mały, owalny zarys.
Rzucił na to okiem i przeklnął w myślach.
Potrzebna pęseta. – Wpatrywał się w jasną, obcą strukturę ulokowaną między skórą a mięśniami. – To larwa? – Perspektywa utrudniała mu dokładną ocenę, ale na tym etapie postępu wątpił w pomyłkę. – Prawdopodobnie… – odpowiedział sobie i oblizał suche wargi. – Będzie tego więcej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Racja, niewiele. - przytaknęła mimowolnie, zapatrzona już gdzie indziej. Odpowiedziała niemal mechanicznie bez poczucia potrzeby poruszenia tematu mocniej, niż już to zrobiła. I tak wydała mu głównych winowajców, żołnierzy, całe ich środowisko powiązane z kalectwem kobiety do końca życia. Może to nawet lepiej, że miała w sobie dostatecznie dużo zaparcia, by nie rozwijać tematu, mogłaby powiedzieć o kilka rzeczy za dużo, zapominając, że Moriyama także był jednym z S.Specu.
Wyznacznik doświadczenia... miała ochotę zaśmiać się ponuro, ale nie zrobiła tego. Brakowało jej sił, jeżeli miała zrobić wszystko dobrze, należało skupić się całkowicie. Szkoda, że to właśnie teraz okularnikowi przypomniało się jak wygląda konwersacja między dwiema osobami. Rzucał kolejne pytania, nawiązywał do poprzednich tematów, szukał punktu zaczepienia, a Yuu walczyła z drżeniem dłoni szukając najłagodniejszych słów, by powiedzieć mu, żeby się zamknął, bo nie pomaga. W innych okolicznościach na pewno doceniłaby to otarcie się na rozmowę, ale teraz... cholera, ugryź się w język.
- I taki piękny dowód zaufania. - stwierdziła nagle, uświadamiając samej sobie, że nawet przez moment nie próbował podważać jej umiejętności medycznych, chociaż nie miał żadnego dowodu na to, że mówiła prawdę o swojej pracy w szpitalu. Zastanawiała się, co tak bardzo odmieniło jego widzenie, że nagle pozbył się nadmiernej ostrożności, ale znowu jednak nie umiała tego docenić w pełni, nić pod jej palcami plątała się, powieki były ciężkie. - Cholera, teraz nawet ja nie ufam swoim rękom, za długo nie zmrużyłam oka. Miejmy nadzieję, że nie pozbawię Cię ręki.
Chciała powiedzieć to humorystycznie, ale wyszło bardzo poważnie. Skupiła się na tyle mocno, że nie umiała już wywołać na swojej twarzy uśmiechu, który potwierdziłby, że tylko sobie żartuje. Nie było wielkiej szansy, że faktycznie zaszkodzi mu bardziej, ale ten jeden, może kilka procentów nadal istniało. Biorąc pod uwagę jej doświadczenia w takich małych zabiegach, nie było to nic niepokojącego. Szczególnie, że jak się chwilę później okazało, Kami znalazła się w swoim żywiole. Może nie była to Czerwinka, ale eliminator miał rację.
Pokiwała głową ponuro dociskając palec do nacięcia, by krew popłynęła szybciej. Szkoda, że nie zdecydował się na jakieś środki przeciwbólowe. Znieczulenia nie posiadała, a to co miała zamiar zrobić w następnej kolejności nawet największego twardziela by pokonało. Sięgnęła ku spirytusowi i wywala go na wacik, którym to następnie odkaziła skórę wokół rozcięcia. Sama przyjemność, alkohol w świeżej ranie brzmiał jak najprostszy rodzaj tortur, ale zwykła woda by się tu nie zdała, skoro larwy i ich środowisko narobiły już tyle szkód. Nie umiała nawet rozpoznać gatunku, z którym miała do czynienia.
- Pamiątka z Desperacji? - zakpiła, ściągając jedną z rękawiczek. Bez słowa wyjaśnienia obeszła stół i utkwiła wzrok w swojej bezdence. Przez krótką chwilę myślała, ale kiedy w końcu wykonała ruch, był on niemalże bezbłędny. Kilka fiolek opakowanych w zwoje taśmy i materiał, zapieczętowane mocno, oznaczone wieloma małymi symbolami, które tylko łowcze oczy potrafiły rozpoznać. Obok tego wszystkiego znalazła się także pęseta.
- Liczysz czas? Nie spojrzałam na zegarek, kiedy zaczęliśmy. - stwierdziła nagle, ale przede wszystkim chciała zająć czymś jego myśli. Zajęła znowu miejsce na przeciw niego i odetkała jedną z buteleczek, powąchała jej zwartość i tak jak wcześniej, nalała część na gazę. - Najpierw je wytruję, nie wiem co to za dziadostwo, ale jeżeli ma jakiś instynkt obronny, to może zacząć uciekać um... głębiej.
Nie była to zbyt optymistyczna myśl, ale jak najbardziej prawdopodobna. Niemiłe rzeczy zazwyczaj były najbardziej realne.
Uznała, że nie ma potrzeby się tłumaczyć. Później odpowie na wszelkie pytania, gdyby jeszcze miał siły je zadawać. Teraz puściła gazę w ruch, kilkoma ruchami wcierając cuchnący specyfik w skórę, a drugą ręką dociskając opatrunek do rozcięcia. Używali tego do wytrucia nadmiaru Czerwinki, kiedy już zadomowi się w krwi nowego łowcy, specyfik uniwersalny i silny.
Przechyliła głowę do przodu odliczając coś pod nosem głucha na wszelkie bodźce.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Będzie mi jeszcze potrzebna, więc… bez pośpiechu. – Dysponował sporym workiem cierpliwości, co prawda chciał jak najprędzej zamknąć sprawę i wrócić do regularnego rytmu dnia, ale jeśli się za coś zabierał to raz, a dobrze. Im obojgu zależało na pozbyciu się problemu, nie na jego pogorszeniu przez niedokładne działania.
Wymusił na ciele względne rozluźnienie, niestety efekty nie były zadowalające – z początku przyjemne odrętwienie przeszło w rodzaj uwierający, sprawiając, że utrzymanie ręki w bezruchu powoli stawało się coraz trudniejsze. Rana cięta zaczęła swędzieć, zachęcać do chwilowego pozbycia się tego uczucia przez rozdrapanie i przeniesienie ewentualnych zarazków dalej, choć… czy miał właśnie do czynienia z typowym wirusem czy zwykłą bakterią? Do czego miał podpiąć zostanie żywicielem dla desperackich larw?
Wokół wymordowanego unosiła się mała chmara owadów, ale nie zapamiętał dobrze ich wyglądu. Coś w rodzaju pszczoły skrzyżowanej z ważką, a może o elementach modliszki? W każdym razie pozytyw odnajdywał w ich postaci – nie zdążyły się przeobrazić, uśpione w swoich formach przetrwalnikowych. Wolał nie wyobrażać sobie ich efektywnego wyjścia na świat.
Przeoczył fakt, że do skóry zostaje przytknięty wacik nasączony alkoholem, dlatego dopiero odczucie szczypania zwróciło na siebie jego uwagę. Drgnął, a palce przycisnął mocniej do powierzchni stołu, oswajając się z nowym rodzaju bólu. Oby te małe cholerstwa też to czuły.
Chyba nieczęsto tam bywasz? – mruknął mimochodem, dla odmiany próbując skupić się na chłodzie metalu wokół swojego nadgarstka. – Wolę przynosić stamtąd innego rodzaju pamiątki.
Powieki przymknęły się na dłuższy moment, uszy wyłapywały odgłosy pobliskiego ruchu, a jego klatka piersiowa unosiła się i opadała ze spokojem. Nie dostrzegł regularności w pojawianiu się obezwładniającej agresji, mógł jedynie przypuszczać, że po zbyt długiej bierności uderzy w niego niespodziewanie i nie pozwoli się odpowiednio przygotować.
Dwie minuty i około czterdzieści pięć sekund po dwudziestej. – Zapamiętał to ułożenie wskazówek, kiedy zabierała się do pracy, a on uznał zegar za dobry punkt zaczepienia uwagi. – Musiałaś być dobrym medykiem. – Wargi wygięły się w ironicznym uśmiechu na wieść, że mali mieszkańcy mogą zachcieć zmienić swoje miejsce, wówczas nie było co ryzykować z prostym sprzętem i jakąkolwiek ingerencją w warunkach domowych.
Jedno uderzenie serca wybiło się z rytmu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jasne, ręce się przydają. Była tego żywym dowodem. Gdyby nie te rączki, kto poradziłby sobie z pozbywaniem się larw? Nawiasem mówiąc nie przyprawiało ją to o lepszy humor, z wachlarza różnych dolegliwości którymi się zajmowała, zakażenia robakami należały do tych przezeń mniej lubianych. Wymagały nie tylko masy specyfików, ale także sporej cierpliwości. Goiły się paskudnie i długo, jeżeli raz na dobre chciało się wytępić pasożyty.
Przyjęła do wiadomości godzinę i spojrzała w stronę zegara nadal licząc pod nosem. Przekroczyła już trzydziestkę i leciała dalej. Resztę słów wyrzuciła z myśli, do czasu aż nie skończy się oczekiwanie. 40, 41, 42...
Bywała na Desperacji, nawet częściej niż mógł się tego spodziewać o ile w ogóle cokolwiek zakładał. Ziemie poza murami były jej cichym hobby, nie przyznawała się za mocno, że wolała to paskudne otoczenie od schludnego miasta, przynajmniej niebo tam było prawdziwe. 57, 58, 59...
Odsunęła dłoń z gazą i zmyła szybko pozostałość materiałem namoczonym w gorącej wodzie. Nie był to już wrzątek ale nadal dosyć ciepły płyn, zmyła wszystko za jednym razem i wlepiła wzrok w nacięcie dotykając lekko wypustek. Nie zareagowały więc uznała to za dobry znak. Odetchnęła i pozwoliła sobie na wyszukanie w głowie dobrej odpowiedzi na jego pytania. Pęseta trafiła do jej dłoni, ale musiała ją jeszcze odkazić.
- Zdarza mi się. Interesujące miejsce. - spojrzała na metal błyszczący w świetle lampy i zabrała się do roboty. Mrah, najprzyjemniejsza cześć ich znajomości, wyciąganie robali z ciała drugiej osoby, niemal czuła tą narastającą ekscytację i podniecenie. Zaraz się porzyga.
Zabrała się do roboty, ale gdy wyciągnęła pierwszą larwę uniosła ją na przeciw oczu przyglądając się tłustemu robalowi z małą, czarną główką który wisiał martwy w uścisku stalowych szczypczyków. Skupiła wzrok na małym stworzeniu i odłożyła je bez słowa na bok, na ściereczkę którą przeznaczyła właśnie pod to. Praca była żmudna i niezbyt interesująca, ale jak już uznała wcześniej, w ich znajomości nie ma chyba co liczyć na momenty bardziej przyjazne od tych, kiedy po prostu nie próbują się wzajemnie zapędzić w kąt. Nie przeszkadzało jej to, że mu pomagała. Pomoc to była jedna z tych rzeczy, które całkiem chętnie ofiarowała innym, nawet za darmo, jeżeli byli trochę bliżej.
- Nie wiem. Nie mnie to oceniać. - odpowiedziała czując, że równie dobrze mogłaby polecieć z wersja: Ci których nie uratowała mnie ocenią, ale po co na domiar dramatyzować? Nie czuła potrzeby wypłakania mu się w rękaw, chociaż gdyby miała coś robić, to chętnie oparłaby się i usnęła. Tak cholernie chciało jej się spać, że zastanawiała się momentami czy to wszystko nie jest jakimś chorym snem. Wyglądało idealnie jak chory sen.
- Mam pewną teorię. - zaryzykowała ułożenie swoich myśli w coś co miałoby mieć jakiś sens pomimo złego samopoczucia. - Słyszałam o larwach, które by przeżyć wydzielały z siebie toksyny za każdym razem jeżeli ciało nosiciela odczuwało strach, albo było zagrożone. Coś na zasadzie narkotyku, który wzmagał siłę. Bo jeżeli naczynie przetrwa, to one także. Tyle, że na końcu nie potrzebowały już tego, w czym miały się wylegnąć, zabijały to ostatnią dawką trucizny i miały darmowe żarcie zaraz po przemianie z larwy w dorosłego osobnika. Przyjemna historia. - wyciągnęła kolejną, odłożyła ją na bok i sięgnęła znowu.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Odnotował informację w głowie, zdając sobie sprawę ze swojej bezsilności wobec nawyków nabytych w trakcie długoletniej pracy. Bez udziału świadomości trzymał się konkretnych procedur, jego uwaga sama obierała właściwe tory, drążąc tematy, których przydatność zrozumiałby dopiero po dłuższym czasie. S.SPEC wsiąknął weń tak głęboko, że niemal dotykał stwardniałego serca. Po hospitalizacji, kiedy stanął na rozdrożu dróg z pytaniem „co teraz?”, wiedział, że dołączenie do wojska będzie równoznaczne z zamianą w marionetkę władzy. Ta wizja mu wówczas nie przeszkadzała, potrzebował silniejszego nad sobą, kogoś, kto nie pozwoliłby mu się zatrzymać, a pchałby go do przodu. Asymilacja w dalszym ciągu nie dobiegła końca, minęło ponad osiem lat od pierwszego skonfrontowania spojrzenia ze swoim mentorem, a on nadal nie dopasował się w żadnym miejscu w całej tej układance organizacji. Nie zamierzał na siłę wciskać puzzla tam, gdzie ewidentnie nie pasował, dlatego chociaż należał do obrazka, leżał gdzieś z boku.
Musiał stanowić ważny filar ich pracy. Ten, który potrafił trzy dni z rzędu nie opuszczać siedziby, brać na siebie niezliczone nadgodziny, zajmować się robotą papierkową laików, rzucać się na samobójcze misje, zaganiać innych do punktualności… równocześnie wyrzekając się szansy na posiadanie choćby namiastki przeciętnego życia. Niektórzy założyli rodziny, oddani byli swoim hobby, zacieśniali relacje, snuli plany na przyszłość. On zaś popijał kolejną kawę, dopalał szóstego papierosa i obserwował wszystko z cienia.
Warto było spróbować?
…Gorzki posmak prawdy pojawił się w jego ustach.
Nie zauważył, kiedy jedna z larw została wydostana i odłożona, tak samo nie uchwycił kolejnych słów kobiety, które tylko zawisły w powietrzu, chwilowo odganiając ciszę.  
Potrzebował kilku sekund na przetworzenie tego, co faktycznie usłyszał.
To nie siłę czułem za każdym razem. Nienaturalną agresję. Przypuszczam, że sedno tkwi w wydzielaniu przez organizm adrenaliny. Jestem skłonny podejmować się ryzykownych działań, które normalnie odrzuciłbym ze względu na rozsądek. Ale… – Przyjrzał się badawczo jednej z leżących na stole larw. – Tych sytuacji było kilka, a one nie wyglądają na rozwinięte. Może potrzebne jest konkretne natężenie substancji.
Serce ponownie uderzyło w żebra za mocno, a zwrócenie na to uwagi popchnęło pierwszy klocek domina. Niewidzialne uderzenie w brzuch odebrało mu powietrze, instynktownie zacisnął więc palce zmechanizowanej dłoni na podłokietniku krzesła i zgarbił się, zamykając oczy. Krew w ramieniu zastąpiła lawa, gdyby nie to, że nie widział wcześniej żadnych zmian, zastanawiałby się, czy wciąż ma kończynę na miejscu, czy przypadkiem nie zostaje właśnie wyżerana przez gorącą temperaturę.
Te kajdany są uwierające.
Znowu kuszony, znowu jak w tygrys w klatce, przed którą stoi niewinnie dziecko, nieświadome, że pręty zabezpieczenia są stare i zardzewiałe.
Jak dużo…? – Wyrzucił z siebie na wydechu, ale odpowiedział sobie sam. Prawdopodobnie larwy chowały się pod czerwonymi pręgami na ramieniu, skoro wyciągnęła już dwa oddalone od siebie o kilka centymetrów, z pewnością kilkanaście wciąż czekało pod skórą. Nie uwiną się z tym tak szybko, jakby chciał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

To była tylko teoria, wysunięcie prawdziwych wniosków wymagałoby specyficznych badań, a oni dysponowali jedynie odrobiną czasu, apteczką i kilkoma bajerami w których posiadaniu była kobieta. Nie ma mowy, by udało im się dojść do wszystkiego dzięki samemu zgadywaniu, nawet jeśli, to nie mogli mieć dowodów. Wszystko to przypuszczenia, z resztą całkiem optymistyczne, bo zakładały, że najgorsze już minęło.
- Jedno z drugim się łączy, adrenalina, siła i agresja. - kiwnęła głową. Nie rozważała tego zbyt długo, wolała zająć się robotą i swoim pacjentem. Może gdyby rzeczywiście byłe lekarzem, uznałaby odnalezienie źródła problemu za sprawę nadrzędną przed podjęciem działań, ale jak już wcześniej mówiła, nie należała do zacnego grona lekarskiego. Działa instynktownie chcąc utrzymać swoich pod podopiecznych przy życiu, chociaż jeszcze trochę dłużej. - Może wcale nie są powodem, ale efektem agresji.
Z resztą, nieważne. Od kiedy stali się tacy rozmowni, co? Nikt jeszcze nie żegnał się z życiem, więc nie ma po co rozważać ponad miarę. Temat nie był przyjemny, a w tym momencie także niepotrzebny. Zamiast pilnować się, by gaza zawsze była w odpowiednim miejscu a docisk dostatecznie mocny, zastanawiała się na ułożeniem słów w dobrą odpowiedź. Wychodziło na to, że żadne słowa nie były poprawne w momencie, kiedy należało pracować.
Pierwsza rana krwawiła, ale nie miała czasu zająć się nią bardziej, niż już to zrobiła. Ucisk nie mógł tkwić na ramieniu wiecznie, dlatego przeszła do metody robienia mniejszych nacięć nad każdym z kształtów, pracując powoli dokładnie, by przypadkiem żadnej z larw nie nadciąć. Bóg jeden wie, co znajdowało się w środku, jak zareagowałyby nawet martwe na uszkodzenia fizyczne. Jeżeli miały w sobie jakieś toksyny, to lepiej pozbywać się ich w całości.
Uniosła brew bez podnoszenia wzroku. Nie umiała na to odpowiedzieć, ale pracowała tak szybko jak potrafiła w tych warunkach.
- Jeszcze kilka minut, wytrzymasz? - zapytała wiedząc, że nie może odpowiedzieć inaczej niż: tak.
Musiał wytrzymać, inaczej szkoda byłaby większa niż na początku. Nie zostało wcale wiele, więc miała nadzieję, że zepnie się w sobie i nie odwali nagle czegoś z gatunku: mam nagłą potrzebę rzucenia się znowu na nóż, rozumiesz? Wcale nie rozumiała jak niby rzucanie się pod wodę czy szukanie najostrzejszego narzędzia w mieszkaniu łączy się z przetrwaniem larw. Może to ten etap, gdzie chciały się już wylęgnąć i najeść na jego ciele?
Nie czuła nawet absurdu tej sytuacji, zdarzały się bardziej idiotyczne rzeczy, ale dla kogoś kto zajmował się nawet trupami nie było wielkiej różnicy czy coś wydaje się normalne bądź nie. Odrzuciła nawet myślenie o nim w sposób personalny, teraz był dla niej jedynie poszkodowanym, któremu należało pomóc.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ryzykowali, podejmując się takiej akcji w mieszkaniu pacjenta, mając pod ręką jedynie apteczkę pierwszej pomocy. Co, jeśli sytuacja nabrałaby niespodziewanego obrotu, a droga do najbliższego szpitala wymagałaby minimum dwudziestu minut jazdy tramwajem? Wiele rzeczy mogło pójść nie tak, mogli jedynie wierzyć w swoje umiejętności, opanowanie i łut szczęścia od losu. Może gorsze konsekwencje wynikłyby z opcji pozostawienia tego wszystkiego w spokoju z nadzieją, że eliminator poradzi sobie sam i wcale nie straci głowy po drodze? Kiedy po raz kolejny podpadł pokusie rzucenia się na kogoś, znalazł w sobie większą samokontrolę patrząc na twarz Yuu niż jakiegoś cywila. To naturalne, że hamujemy się bardziej przed osobami, na którym nam zależy.
Chwila, co.
Mowa tu oczywiście o informacjach, jakimi zdążyli się wymienić przez czas trwania ich niezobowiązującej znajomości.
Efektem? – zapytał mimochodem, jakby czegoś nie zrozumiał, ale dobrze wiedział o swoich skłonnościach. Ona niekoniecznie. Ile razy widziała go naprawdę w zenicie negatywnych emocji, nie licząc dnia dzisiejszego, kiedy stały za tym następstwa spotkania z wymordowanym?
Żałował, że paczka papierosów leży tak daleko, a on nie może jej sięgnąć, by uratować resztki chłodnego spokoju w nikotynie. Był zirytowany? Palił. Był zdenerwowany? Palił. Był zniecierpliwiony? Palił. Palił za każdym razem, gdy dotykała go frustracja. Ale nie palił, gdy odczuwał smutek.
Kiepsko byłoby stracić kolejne ramię i zastąpić je syntetyczną protezą. Czuł idealnie każde nacięcie, każdy napięty mięsień i każdą żyłę, przez którą powoli przepływała krew. Od natłoku tych różnorodnych bodźców zaczynało mu się robić niedobrze, nie na tyle, by od razu popędzić do łazienki, ale na tyle, by nudność jak dodatkowy balast utrudniała mu spokojne siedzenie w bezruchu. Chciał zamknąć oczy i zasnąć, ale utknąłby wówczas gdzieś pomiędzy snem a jawą, nadal mając wrażenie, że z jego ręki pozostaje papka.
Tak. – Z trudem przeciśnięte przez gardło.
Podobno w takich chwilach dobrze było myśleć o przyjemnych rzeczach. Znowu miał się skoncentrować na uzależnieniach? Na starciach z przestępcami? Na niezadowoleniu przełożonego, kiedy wykonał pracę efektywnie, ale niekoniecznie według wytycznych? I dlaczego wszystko wciąż sprowadzało się do środowiska pracy? Myślenie o rodzinie wydawało mu się nie na miejscu, zwłaszcza że nie przynosiło za sobą wiele odprężenia, wręcz przeciwnie.
Siedziała zbyt blisko. Wzrok przyciągała wygięta szyja, smukła, idealna do objęcia dłońmi i zaciśnięcia na skórze palców. Tak samo twarz, teraz skupiona, a przecież mogła wyrażać o wiele ciekawsze emocje ubarwione krwią z pękniętej wargi czy siniakiem pod okiem.
Gdzie schowała kluczyk od kajdanek?
Potrząsnął w duchu głową, ignorując buzującą w rękach energię. Choć nogi same przesunęły się bardziej pod siedzisko, gotowe w jednej chwili wyprostować się i podnieść ciało, zdołał trzymać je w tej samej pozycji do końca operacji.
Kiedy ostatnia larwa pojawiła się obok reszty martwych pobratymców, ledwo kontaktował, jakby znów trafił pod zimną wodę jeziora, odseparowany od świata.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 13 z 18 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14 ... 18  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach