Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Go down

Obicie mordy wliczone w cenę [walka wręcz]  CiuzNUc
Cel: Nauka walki wręcz.
Czas: gdzieś obecny.
Miejsce: Siedziba DOGS i okolice.
Występują: Mistrz [Wazon] i Małgorzata Arthur.
Role drugoplanowe: Pewnie jacyś NPC.

Z jakiegoś powodu uznał, że to zabawne, że Arthur poprosił go, by nauczyć go walczyć. No, poprosił jak poprosił, ale widzicie ogół sytuacji? Oto Wazon, chłop swojego wieku wcale nie tak wielkiego jak na desperację, członek DOGS od czasu wcale nie tak długiego, ma uczyć Arthura, który z jakiegoś powodu wydawał się być wieczny. No chyba nie powiecie, że to nie jest zabawne, no nie?
A jeszcze zabawniejsze było to, że Wazon KOMPLETNIE nie miał pojęcia jak uczyć ludzi. Czy tam nieludzi. Uczyć ogółem. To zawsze było dla niego nie do pojęcia - jak przekazać dalej coś, co wydaje się już od pewnego momentu w życiu dość oczywiste? Jak to się robi? Tłumaczy? Pokazuje? Tłumaczy pokazując, pokazuje tłumacząc? A może jest jeszcze jakiś, inny, mistyczny sposób?
Wychodzi na to, że dzisiaj albo obaj czegoś się nauczą, albo nikt nic nie będzie wiedział. Istniała też pewna możliwość, że skończą z wiedzą ujemną w tematach w których chcieli się rozwijać. To by dopiero było zabawne.

Umówił się z nim na okolice poranka na sali treningowej. Takie dość bardzo poranne okolice, z większą nadzieją, że będą akurat mieć miejsce na ćwiczenia. Szczerze to nie miał pojęcia, czy to dobry wybór, w końcu to DOGS, równie dobrze ktoś mógł o czwartej nad ranem stwierdzić, że to doskonały moment, by poćwiczyć karate ze swoim najlepszym kumplem. Nah. Słowo się rzekło, więc przybył. Miał na tyle szczęścia, że faktycznie było pusto i dość dobrze jak na warunki na jakie ich było stać. W miarę czysto, jakiś sprzęt... Będzie co robić. Oj będzie. I będzie zabawnie.
Zanim Arthur łaskawie ruszył swoje dupsko i przybył na lekcję, której sam chciał, Wazon zdążył się rozgrzać i rozruszać odrobinę zastałe mięśnie. Przy okazji starał się sobie przypomnieć te magiczne pierwsze lekcje odnośnie podstaw walki, jakie sam kiedyś odbierał. Co właściwie się wtedy działo? Pamiętał, że to było fascynujące... Ale co takiego to było? No. To ten. Może zanim Arthur się pojawi to zdąży sobie przypomnieć. Może.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Aj tam, że Arth taki wiekowy dziadek i wydaje się być w gangu niemalże od samego jego początku. Zabawniejszy jest fakt, że zwrócił się do kogoś tak wielkiego wzrostem zamiast szukać kurdupla na swoim poziomie. Trafienie takiej góry było dla niego wyzwaniem na poziomie wspięcia się na Mount Everest zimą, a jednak zdania nie zmienił. Plus już dawno powinien ogarnąć na własną rękę sztuki walki pozbawione broni, ale do tej pory jakoś nie było mu to potrzebne. Z jego zwinnością wiewiórki rzadko kiedy zdarzało się, że ktoś wytrącił mu broń z łapek, a jeśli już musiał użyć własnej pięści, to witał wszystkich prawą, której mało kto był w stanie się oprzeć.
Był jednak lamą, jeśli chodziło o jakiekolwiek dłuższe obijanie twarzyczek i chciał to zmienić.
Nie lubił być lamą.

Zagubiony w porach dnia (ze względu na swoje już kilkutygodniowe przesiadywanie w podziemiach) zmuszony został do nastawienia budzika na, jak się okazało, pogańską godzinę wczesnoporanną. Nie to, że był leniwy, ale od urodzenia nie zmieniło się jego nastawienie wobec wstawania przed dziewiątą. Nawet, jeśli wcześniej przespał cały dzień. Akurat tym razem się nie wyspał, a bezsenność, która postanowiła go pomęczyć, objawiła się kilkukrotnie - najpierw wieczorem, gdzie kręcił się z boku na bok przez dwie godziny, a potem w nocy, kiedy od drugiej do trzeciej znów wiercił się na wszystkie strony. Pomogła dopiero próba zaśnięcia z głową zwieszoną w dół, co jednak przypłacił bólem szyi po przebudzeniu się.
Wczłapał do sali spóźniony o aż dwie minuty, bo w drodze prawie wywinął orła o jednego z psów Growa, który postanowił uciąć sobie drzemkę na środku ciemnego korytarza. Ziewnął, eksponując swoje uzębienie, a zwłaszcza długie, haczykowate kły i nawet nie pofatygował się z zakryciem paszczy, co zwykle robił.
- Dobry - rzucił, pocierając ostrożnie powiekę. Zaczęła go swędzieć jak diabły, ale nie chciał przesunąć soczewki. Chcąc widzieć przeciwnika musiał mieć wspomaganie wzroku, a raczej nie wypadało przyjść w okularach, które tylko by zawadzały. Na pewno nie na pierwsze zajęcia, z których pewnie wytoczy się poobijany jak po zawodach MMA. Blondyn przeciągnął się, strzelając cicho kośćmi i szybko się rozgrzał, co pomogło mu też w rozbudzeniu się. Sprawdził też, czy prawa ręka odpowiednio reaguje, ale nie stwierdził żadnych usterek. Był gotowy.
Chyba.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Szczerze to Wazon przewidywał, że spóźnienie będzie większe. Nie wiedział, skąd mu się to wzięło, ale w sumie... Może założył z przyzwyczajenia? Kto by na desperacji przejmował się punktualnością i te sprawy, no. A tu proszę, Arthur przylazł całkiem sensownie, całkiem spoko... Tylko wyglądał tak, że Wazon jął się zastanawiać, czy nie lepiej by było go najpierw wysłać do jakiej kuchni by wypił kubek kawy. O ile mieli jakąś kawę. Albo herbatę. W sumie to może nawet odpowiedni soczek by się nadał, tak na rozbudzenie... No coś by się na pewno znalazło, w końcu różne dziwa i wianki potrafią psy do siedziby znieść.
Ale z drugiej strony nie było tak źle. Na oko Wazona to Arthur po prostu wyglądał na zwyczajnie niedorobionego jak zwykle. Mogło być gorzej, było przeciętnie. Ale na koniec pewnie będzie gorzej tak czy siak.

Obserwował jak chłopaczyna się rozgrzewa, dalej starając się wygrzebać w myślach wszystko co mu mówiono na temat walki podczas pierwszych lekcji i to, co sam zdążył się nauczyć później. Starając się to wszystko poukładać w głowie coraz bardziej dochodził do wniosku, że to będą bardzo absurdalne i być może bezsensowne lekcje - postura Wazona a postura Arthura były tak absurdalnie różne, że Wazon nie miał pojęcia, czy jego wiedze można łatwo przełożyć z jednego na drugiego. Znaczy łatwo na pewno nie, ale ciężko... Zawsze można spróbować.
- ...bry - rzucił w zamyśleniu. - Walczyć umiesz bronią białą, tak? Czyli coś tam już wiesz... Dobra, zaczniemy od podstawowych postaw, samo obijanie mordy przyjdzie później. Pokaż mi jak stoisz gdy chcesz walczyć mieczem czy innymi ostrymi przedmiotami - zakomenderował. Jakoś w tym skupieniu zapomniał, że w sumie po ostatnim razie miał względem czegoś dogryźć Arthurowi. Coś miał mu powiedzieć wrednego... Ale próba wymyślenia jak go nauczyć spuszczać porządny wpierdol wyparła wszystko inne. Nah, jeszcze przyjdzie czas na wredotę.

Patrzył bardzo uważnie jak kurdupel przyjmuje odpowiednią pozycję, po czym zjechał go od góry do dołu średnio przychylnym spojrzeniem. Chociażby dla samego faktu by nie być zbyt przychylnym. Ale wcale nie było tak źle. Kazał mu się jednak nieco poprawić, nogi szerzej, środek ciężkości niżej, stój na pełnych stopach, ok, robisz to, no dobra widzę, a teraz unieś ręce dokładnie tak i staraj się nimi zasłaniać jak największą część górnej połowy ciała. Dlatego musisz się nieco zgarbić. Napiąć mięśnie. I nie trzymaj ich tak wysoko, niżej. Widzisz coś w ogóle sponad nich? Nie? No to mówię, do cholery, że niżej! To ma być twoja tarcza, nie zasłona na oczy! No, już lepiej. Czy ty nie zapomniałeś przypadkiem oddychać? Wyluzuj się, gościu. No i co z tego, że kazałem ci się napiąć, masz być jednocześnie wyluzowany!
Nah, chujowo, jeszcze raz.
Wazon mówił, pokazywał i ostatecznie też ręcznie poprawiał ustawienie Arthura. A to była tylko pierwsza postawa i tylko w momencie, gdy kurdupel stał. Jeszcze będzie musiał się nauczyć ruszać. Oj, długa droga przed nimi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Niedorobiony kurdupel zazwyczaj nie potrzebował żadnych sztucznych rozbudzaczy, a zwyczajnie kilkunastu, góra kilkudziesięciu minut na powrócenie do naturalnego pośpiechu życia. Jego zwierzęce geny sprawiały, że po pobudce przez jakiś czas znajdował się jeszcze w stanie letargu, dopóki temperatura ciała nie ustabilizowała się, wszystkie procesy życiowe nie zaczęły funkcjonować poprawnie, a i sam Arth ostatnio potrzebował nieco więcej odpoczynku niż zazwyczaj. Chociaż i tak było lepiej, w końcu udało mu się przestać pluć krwią na metr.
Wystarczyła rozgrzewka, żeby zacząć funkcjonować mniej sennie. Zanim był gotowy, musiał jeszcze tylko strzelić kilkoma zastałymi od lenistwa kośćmi i opanować chęć rzucenia jakimś delikatnym wyzwiskiem w cholerną wieżę Eiffla. Co mu w ogóle przyszło do głowy, żeby uczyć się od kogoś, kto jest prawie pół metra wyższy? Oczywiście można było to zrzucić na niedorobienie, ale ostatecznie chodziło o wyzwanie. Było jasne, że nie sięgnie Wazonowej twarzy i musi sprowadzić go do parteru lub chociaż pięknego ukłonu. Mało który przeciwnik wężowatego był uroczym kurduplem jak on, więc rzucenie się od razu na głęboką wodę miało jakiś tam sens.
O ile nie dostanie na dzień dobry takiego wpieprzu, że się nie ruszy przez tydzień.
Adrich przyjął postawę, o którą został poproszony, choć bez swojego narzędzia pracy przyszło mu to mniej naturalnie niż zwykle. Ale jakoś tam dał radę, zachował niewielkie resztki wyobraźni. Ustawił się lekko bokiem, z nogami luźno ustawionymi, choć mocno trzymającymi się podłoża, ręce uniesione na wysokości pasa.
Nienawidził wykonywania rozkazów wydawanych przez kogoś innego niż jedyna osoba, której na to zezwalał. Ale jakoś przełknął swoją dumę i robił z siebie pajaca, przybierając jakieś pokraczne postawy, których wcześniej nigdy nie praktykował. Jak miał komuś przywalić to walił, na co komu technika, jakieś dziwne ustawienia. Zasłanianie twarzy? Borze zielony i iglasty, cóż to za wymysły? Małe kamikadze zazwyczaj nie zwracało uwagi na chronienie się, bo i po co?
- Jak ja niby mam być napięty i wyluzowany? To są dwa przeciwne stany, panie, tak się nie da - rzucił niby żartem, ale w rzeczywistości serio ciężko było mu pogodzić te dwie rzeczy w postawie. Było mu strasznie niewygodnie po dłuższej chwili takich zmagań. Dopóki nie poprawił go jego sensei. Udało mu się wtedy wreszcie jednocześnie napiąć i wyluzować, co było dziwnym uczuciem, którego wcześniej nie zaznał. Wiedział jednak, że musi to zapamiętać i potem odtworzyć, dzięki czemu przy kolejnym razie nie będzie już takich kłopotów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Uśmiechnął się półgębkiem na 'żart' Arthura. No bo, hohoho, jaki on ęteligentny i wygadany. No ale w sumie fakt, ciężko zaczaić o co chodzi w tym póki ktoś ci nie pokaże lub nie będziesz próbować do skutku długi, długi czas... Zazwyczaj jednak nawet jeśli to ogarniesz przy pierwszym razie to odtworzenie tego nie jest proste. A w sytuacji zagrożenia? Oh, ciężko od razu przywołać ciało do porządku, jeśli się nie wyrobi tego nawyku.
- Dobrze - pochwalił gdy jego uczniowi udało się powtórzyć wymaganą postawę. - Zapamiętaj to uczucie i ćwicz to. Umiejętność stania w takiej pozycji to jedno, ale trzeba też umieć się poruszać. Zazwyczaj nie dużo, bo tak właściwie to po prostu najwygodniejszy sposób do szybszego zmobilizowania mięśni do pracy. Jak już są gotowe do bycia użytym zareagujesz szybciej niż przeciwnik zdąży ci coś zrobić. Spróbuj teraz zadać najprostszy cios w powietrze jaki umiesz. Różnica w szybkości jest zauważalna, nie?
Zaczekał aż Arthur zrobi co powiedział i pokiwał głową. Chyba szło mu nieźle tłumaczenie o co chodzi? Nawet się nie motał! No, nie podejrzewał siebie o to. Wciąż posiadał umiejętności merytorycznego mówienia o rzeczach! Chyba. Była nadzieja, że niczego nie zjebał, do tej pory.
Obszedł szczekacza dookoła, przypatrując się jeszcze raz jego postawie. No, była poprawna. Można by jeszcze nad nią popracować, ale to można później. Przecież nie chcemy zanudzić naszego kochasia.
- No dobra, wróć do pozycji wyjściowej i teraz spróbujemy kilka podstawowych ciosów. W teorii są przewidziane do walenia w gębę, ale jak walniesz niżej to też będzie. Tylko pamiętaj by jednak walić w delikatniejsze miejsca, wiesz, brzuch jest lepszy do obijania niż takie żebra, choć złamane żebro ciężej wyleczyć niż obity brzuch... No. Spróbuj powtórzyć.
Machanie w powietrze może nie było dokładnie tym samym co uderzanie w rzeczy, ale od tego zacząć też można. Za chwilę powalą w worki, jak już Arthur w ogóle będzie wiedzieć jak.
Wazon pokazał ratlerkowi jak zadać te sierpowe i proste. Obserwował, jak powtarza jego ruchy, a później kazał mu powtórzyć jeszcze raz, jeszcze raz pokazując i mówiąc, co robi źle. Choć szło mu dobrze, to nie można od razu popadać w samozachwyt.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wątek przenoszę do archiwum z braku aktywności jego prowadzenia lub jego zakończenia.
W razie czego pisać do mnie na PW, jeśli będziecie chcieli go wznowić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach