Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Zapach ciepłego, lepkiego zapewne i słonego ryżu nie tylko zaczął się roznosić dookoła, ale i niemiłosiernie wypełniać nozdrza Aomame, której ślinianki momentalnie zareagowały produkując wzmożoną ilość śliny, teraz zalegającej w jej ustach. Żołądek w odzewie donośnie i przeciągle zaburczał, pomimo tego, że otrzymał nie tak dawno całą konserwę w promocji.
Najemniczka przewróciła się na bok, popatrzyła ze zmrużonymi oczami na czarny już garnek zastanawiając się ile jeszcze minut będzie musiała cierpieć, aby ten cudowny teraz posiłek w końcu doszedł do stanu spożywalności. Wtem Ghoul, niczym wybawca (po raz kolejny) ściągnął go z ognia wprawiając ją w dobry humor. Podniosła się leniwie do siadu. Wypluła flegmę na prawo. Skrzyżowała spojrzenie karmazynowych oczu z Ghoulem.
Prychnęła z krzywym uśmiechem mówiącym wiele. W głównej mierze ironiczne "bardzo oryginalna historia 90% Łowców". Zmierzwiła swoje włosy, a raczej tłuste kluski i pomyślała o orzeźwiającej kąpieli choćby i w jeziorze.
-Chcesz?
Usta rozszerzyły się jeszcze bardziej i przytaknęła ochoczo odbierając fajkę od towarzysza.
- Co prawda nie paliłam już spory kawał czasu przez te.... wakacje, ale... - Zaczęła ujmując fajkę w swoje spierzchnięte wargi i zaciągnęła się dymem jak rodowity nastolatek pierwszy raz szpanujący papierosem. Dym wyszedł jej momentalnie nosem, gdy krztusząc się próbowała zachować jeszcze twarz. Na próżno z kaszlem i łzami w oczach udawać fajnego. Płuca płonęły żywym ogniem kurcząc się o jakąś jedną trzecią objętości. - ugh..guh.. tsa... - Wykrztusiła pomiędzy kaszlnięciami, aż w końcu, kiedy poczuła, że jest w miarę okey spróbowała drugi raz. Tym razem dym nie zaleciał jej w nieodpowiednie miejsca. Nie było próby wyplucia organów.  Cedna wyprostowała się, odchyliła głowę do tyłu i powoli wypuściła dym z lekko rozchylonych warg. Obłoczek szarego dymu swobodnie unosił się nad nią. - Gdybyś miał ze sobą jeszcze jakiś bimber to hoho...
Popatrzyła na ryż, na Ghoula i na ryż. Wskazała na niego ustnikiem fajki.
- O dzięki ci miłosierny panie, haha. - Zaciągnęła się po raz kolejny fajką już jak na doświadczonego palacza przystało. - Robię sobie u ciebie już niezły dług wdzięczności, tsk tsk.
Wyciągnęła się, aby podać mu fajkę, a następnie spróbowała zabrać się do zjedzenia parującego ryżu. Ze względu na brak sztućców spróbowała użyć palców, ale po oparzeniu sobie końcówek zrezygnowała niezadowolona zmuszając się do czekania nieco dłużej na potrawę. Podparła podbródek na rękę, a ją łokciem oparła o kolano.
- Aaaa, no wiesz. Typowe sprawy. Rodzina zabita + brat Łowca = zemsta na całego. Wielcy obrońcy poszkodowanych od siedmiu boleści. Zmiana świata na lepsze i takie tam inne moralizatorskie rzeczy. - Zamilkła na moment obserwując śnieżkę przy pracy, po czym spytała z czystej ciekawości. - A powód odejścia? Zostanie Dezerterem to nie lada wyczyn, heh.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gdy Cedna zaniosła się kaszlem, wyglądając przy tym jak 50 letni palacz który właśnie wypluwa swoje płuca "zarośnięte" rakiem.
Cóż nie skomentował tego, jedynie popatrzył na nią z politowaniem. Na słowa, że dawno nie paliła pokiwał tylko głową a'la "Yhy".
Zabrał fajkę od swojej towarzyszki i wsadził ją sobie do gęby by samem także zaciągnąć się dymem.
Wypuścił powoli dużą chmurę dymu i spojrzał na Cednę "śmieszkująca" z długu jaki ma u niego.
Wzruszył ramionami i nie wyjmując fajki rzucił krótko i zwięźle:
- Jeszcze jak.
Przeglądając swoje rzeczy jednocześnie słuchał Wiwerny, tu coś ciekawego, całkiem uważnie. Pewnie gdyby posiadał jakiś znikomy procent emocji pozwalający mu na wybuchnięcie śmiechem pewnie by to zrobił, lecz tu takie buty i niestety tego nie zrobił. Mimo wszystko jak było widać na załączonym obrazku faktycznie historie łowców nie różniły się jakoś specjalnie. Jednak czego się spodziewać po organizacji, w której większość członków to degeneraci z M3, prawda?
Kończył swój przegląd ekwipunku i wtem padło kolejne pytanie, bordowe tęczówki skierowały się w stronę Cedny, a twarz mimo wszystko nadal ta sama nie zmienna i karciana, bez emocji i jakby maska pusta w środku.
- Piszesz biografię, czy jaki chuj?
Z jego tonem brzmiało to dość cierpko, chociaż w sumie miało tak brzmieć? Nawet jakby zastanawiać się nad tym miesiącami to ni chuj nie będzie wiadomo.
- Chociaż, w sumie to ciekawe z punkty widzenia nauki. Czerwionka ma swoje skutki uboczne mniej lub bardziej widoczne, prawda? W moim przypadku nie trudno się domyślić jakie - wytrącenie pigmentu ze struktury włosów i eliminacja czynników emocjonalnych. Kiedy wstąpiłem do Łowców moja osobowość była rozrywana pomiędzy żalem, gniewem, strachem i wieloma innymi teraz dla mnie mało istotnymi szczegółami. Po rytuale wszystko to co mogło mnie tam trzymać jakby znikło.
Zaciągnął się kolejne kilka razy fajką.
- Przestałem odczuwać potrzebę zemsty, a im dłużej analizowałem strukturę łowców i tego jak działają, dodając do tego to, że ich główną podstawą działania jest zemsta, którą nazywają "działaniem przeciw kłamstwom rządu". Kiedy tylko uzbierałem potrzebny ekwipunek, pod pretekstem załatwienia czegoś na desperacji zwyczajnie sobie poszedłem. Nie jestem do końca pewien czy mają mnie za martwego czy już nie, ale zakładam, że jakiś ich informator już mnie znalazł, lecz jak widać niespecjalnie się śpieszą żeby mnie zabić.
Chciał zaciągnąć się jeszcze raz, lecz tytoń zdążył się już wypalić, cmoknął z niesmakiem zabrał się do szybkiego oczyszczenia fajki. Gdy skończył schował ją do torby.
- A skoro już tak analizujemy swoją jakże wspaniałą przeszłość, to czemu ty spierdoliłaś od tej bandy szczurów kanalizacyjnych?
Wziął swoją torbę i położył ją na ziemi, by następnie zrobić to samo, tym razem ze sobą. Z prowizoryczną poduszka, leżał tak teraz i patrzył się  obojętnie na biedny mały ogień ogniska, czekając przy tym na odpowiedz Cedny.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Piszesz biografię, czy jaki chuj?
Cedna uniosła serdecznie jeden kącik ust w rozbawionym uśmieszku, który doprawiła znaczącym poruszaniem brwiami, co samo przez się, mówiło „może”. Następnie przysunęła do siebie ponownie mniej parujący garnczek ryżu. Wydawało się, że ciepła nieco uleciało, więc dziewczyna na próbę zanurzyła palce w farszu, a gdy ciepło nie sparzyło jej skóry ochoczo nabrała sporą garść białej papki i powoli zaczęła ją skubać wargami wpatrując się w Ballentinesa.
Ryżu w znaczącym tempie ubywało, w trakcie gdy Ghoul opowiadał swoją historię, a Aomame jedynie potakiwała głową od czasu do czasu ciągle przeżuwając. Przełknęła resztki jakie miała w buzi, a resztę papki z ręki upuściła do garnka. Popatrzyła do góry i przejechała językiem po zębach w zamyśleniu.
- Hmmm, moja historia za nadto nie różni się od twojej. Chociaż walczyłam u nich przez 20 lat, to z czasem zwyczajnie traciłam poczucie robienia heroicznych czynów ku ochronie ludzkości. Dupków odpowiedzialnych za zamordowanie mojej rodziny zabiłam 5 lat po dołączeniu. Nie poczułam się lepiej, ale mój starszy brat, który również był Łowcą, wpajał mi w mózg tą całą ich gadkę moralizatorską. Gdy umarł 10 lat później w jednej z misji straciłam wenę do tej roboty. Pomordowałam się jeszcze przez 5 lat, aż w końcu stwierdziłam, że najlepiej będzie jebać całe M3 i wyjechać w Desperację. – Z delikatnym uśmieszkiem samo zadowolenia wzruszyła ramionami i nabrała ostatki ryżu na dłoń, z której szybko zniknęły między jej wargami.
Odchyliła się do tyłu i przesunęła garnek nogą w stronę towarzysza. Zaczęła powoli oblizywać palce, jeden po drugim.
- Dzięki za ryż, Śnieżko. – Rzuciła patrząc na niego jeszcze przez chwilę. Następnie odchyliła głowę do tyłu. – Jak tam sprawy blaszaku? Zbliża się ta lasia?
Mashiro przeniósł swoje chłodne spojrzenie na Cednę.
- Nie. Nie ma nikogo ciekawego w okolicy. Wątpię, aby się zjawiła.
Rhoneranger pokiwała głową. Przeciągnęła się na jedną i drugą stronę, a potem położyła na ziemi również patrząc się w płomień.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wpatrując się jak zaczarowany w skaczące małe płomyczki ogniska, wysłuchał historyjki Cedny, która faktycznie nie porywała, tak jak jego. Może gdyby zaczęli opowiadać o swoich "wspaniałych" akcjach to wtedy dodałoby to odrobiny fajerwerków.
Ziewnął zmęczony, zakrywając przy tym usta, a gdy Aomame podziękowała mu za ryż, ten jedynie obojętnie pomachał w jej stronę ręką a'la Jo, jo, nie ma za co.
Obrócił się na plecy i spojrzał na dziurawe sklepienie miejsca, w którym aktualnie byli.
Westchnął cicho, a zaraz po tym usłyszał głos androida. Bordowe oczy skierowały się w jego stronę.
- Może coś ją zatrzymało, kimkolwiek jest, z resztą to lepiej. Mogę się wyspać.
Rzucił obojętnie i przekręcił się na bok, tak że plecy miał skierowane w stronę ogniska.
- Jestem zmęczony, więc pozwolę sobie iść spać.
Po tych słowach zamilkł.

Powiew porannego zimnego powietrza zbudził Ghoula. Otworzył leniwie oczy i przyjął pozycje siedzącą.
Spojrzał na blaszaka, który nie zmienił swojej pozycji od wczorajszego wieczoru.
Żmij sięgnął po torbę, wyciągnął z niej butelkę alkoholu i pociągnął z niej łyk. Następnie wyciągnął fajkę i tytoń, by po paru wprawnych ruchach zacząć ją odpalać.
Wstał, otrzepał się i podszedł do androida.
- Nadal jej nie ma?
Spoglądał przez dziurę w konstrukcji budynku, wypuszczając przy tym pomniejsze chmurki dymu.
Widok z tej wieży był na swój sposób ładny. Zielona masa, otoczona poranną mgłą, a za nią ledwo widoczna szara pustka - martwa i sucha kraina pełna ludzkich śmieci i psychopatów.
Na chuj tam wracać? - rzucił do siebie w myślach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pierwsza noc poza murami więzienia, wolność o gorzkim smaku alkoholu i niewygodnie twardym "łóżku" pod plecami. Kości Cedny mogły boleć tak mocno chyba tylko kilka razy w życiu, przez co nie można było uznać snu za udanego. Zasnęła nagle, jak to zwykle bywa z wyczerpanymi organizmami po ciężkim dniu wrażeń. Zbudziła ją gorączka i niemiłosierny ból w zmiażdżonej dłoni. Zamiast jednak jęczeć z bólu zacisnęła zeby i próbowała zasnąć. Nad ranem, gdy słońce zaczynało w końcu wychylać się ponad horyzont podnioła się z podłogi cała obolała, podeszła do wyrwy w ścianie, gdzie Mashiro niezmiennie czuwał, a następnie przeszła do drugiego kąta pomieszczenia, gdzie znajdowała się kolejna dziura z widokiem. Wdychała całą piersią wilgotne powietrze lasu. Czegoś, czego nie ma w Desperacji. Mashiro nawet się nie odezwał. Od czasu do czasu rzucał spojrzenie na swoją twórczynię, niby to od niechcenia, ale ciągle utrzymywał stan gotowości.
Po.. może godzinie... obudził się też i Ballentines. Aomame w tym czasie zdążyła przysiąść na krawędzi okna by wygodnie patrzeć na naturę.
- Jak widać. - Stwierdził Mashiro przejeżdżają c spojrzeniem po krawędzi lasu. - Skoro obydwoje wstaliście, przejdę się po terenie sprawdzić, czy moje systemy czegoś nie ominęły. Nie musicie czekać na mój powrót. Znajdę was. - Odpowiedział po czym odepchnął się od ściany i ruszył w stronę schodów, gdzie zniknął za obrośniętymi mchem głazami konstrukcji.
Rhoneranger w tym czasie zeskoczyła z wyrwy, rozciągnęła nieco kości i podeszła do jeszcze lekko tlącego się ogniska. Przykucnęła wyciągajac do niego zdrową rękę.
- Cóż... była umowa. Laska nie przyszła. Mam nadzieję, że coś jej się stało. W kazdym razie, możemy chyba wyruszać, Panie Wybawicielu. - Rzuciła podnosząc spojrzenie na Ghoula.
Po chwili wyciągnęła z kieszeni spodni Pierścień Batory. Przez moment warzyłą go w ręce zastanawiając się, czy nie wziąc go ze sobą, bo był bardzo przydatnym artefaktem. Koniec końców Cedna położyła pierścień na ziemi obok ogniska i wstała mierzwiąc swoje zdecydowanie za długie, jak na jej gust, włosy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ballantine na spokojni wypalał resztki tytoniu, nawet nie zważając specjalnie na słowa androida. Zapamiętał to co z nich było najważniejsze, czyli, że nie muszą na niego czekać.
Z ust Ghoula wydobył się ostatni obłoczek dymu, a następnie Żmij zabrał się za oczyszczanie fajki. Wyskrobał starannie resztki tytoniu, zmieszanego z popiołem, a następnie przetarł fajkę skrawkiem materiału.
Spojrzał na Cednę, która nie ważne jak bardzo próbowała kryć ból, ciało i tak ją zdradzało.
- W torbie masz tabletki i odrobinę alkoholu, ale od morfiny won. Jest zbyt cenna jak na te rany.

Ghoul zabrał się do zbierania swoich rzeczy, gdy to zrobił spojrzał raz jeszcze na widok z wieży. Westchnął ciężko, jak człowiek budzący się w poniedziałek i uświadamiający sobie, że czas do pracy.
Do jego uszu dobiegł głos Cedny - Panie Wybawicielu.
- Po wszystkim wystawię Ci rachunek...
Zarzucił na siebie płaszcz, torbę i karabin. Poklepał się po wszystkich kieszeniach, czy aby na pewno wszystko ma i ruszył w stronę zarośniętych mchem schodów.
Gdy zeszli na dół, Ball podszedł do zagłębienia w strukturze wieży, w którym zaczęła gromadzić się woda. Było jej nie wiele, ale patrząc na standardy Desperacji, ta odrobina wody w rzeczywistości była olbrzymią ilością.
Po napełnieniu manierki wodą, spojrzał w niebo.
- Idziemy tam.
Wskazał palcem w grupę gęsto rosnących drzew.
- W tamtym kierunku, mniej więcej jest Apogeum.

Po chwili Ghoul i Cedna zniknęli w gęstwinach lasu.

[z/t x2]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach