Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

MAJESTATYCZNY OPIS CUDOWNEJ ZIELENI BEZ DWÓCH ZDAŃ, GDZIE UROKLIWA RUSAŁKA O AZJATYCKIEJ URODZIE I CZARNYCH WŁOSACH HASAŁA NAGO MIĘDZY DRZEWAMI.
Niebiański Las porastający zbocze Góry Babel
jest bardzo rozległy i bogaty w różnorodną faunę i florę, która wyjątkowo nie pragnie cię od razu zabić rozszarpując ci gardziel swoimi czterdziestoma siekaczami. Potężne drzewa i bujne krzewy wspinają się wysoko po stromych zboczach, ale nawet i w najgorszych zakątkach tego boru znajdą się wydeptane ścieżki znacząco ułatwiające przejście.
Gdzieś na północno-wschodnim zboczu, z nieprzeniknionej tafli zieleni wyłania się ponury szkielet budowli, prawdziwe ruiny częściowo porośnięta bluszczem.

_____________________________________

Cedna podziwiała te widoki ze zwalonego pnia drzewa, który zatrzymał się nad przepaścią. Chłodny wietrzyk targał jej włosami i płaszczem. Ciepłe promienie słońca przebijające się przez kłębiaste chmury przyjemnie drażniło jej skórę, która od ponad roku nie zaznała niczego poza zimnem posadzki i szorstkości koca, pod jakim spała. Świeże powietrze lasu wypełniało jej płuca, co również było niesamowicie miłą odskocznią od stęchlizny, duchoty i kurzu zbierającego się w zakamarkach tej „twierdzy” boskich przydupasów.
Była wolna. W końcu była wolna.
Napawając się tą chwilą, Rhoneranger zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech z delikatnym uśmieszkiem na spierzchniętych ustach. Radość nie trwała jednak długo, bo już w następnej sekundzie jej twarz wykrzywił grymas bólu, gdy zmiażdżone palce prawej ręki przypomniały jej o swoim istnieniu. Krew już dawno zakrzepła na skórze sprawiając, że dłoń wyglądała na jeszcze bardziej zmasakrowaną niż wcześniej. Jakby dostała jakiejś mutacji, która trawiła jej skórę i wyginała palce pod nieodpowiednimi kątami. Nawet i delikatne muśnięcie materiałem o palce sprawiało, że przyćmiony ból wybuchał prawdziwym ogniem cierpienia. Musiała coś z tym zrobić i to jak najszybciej, ale najpierw…
Spojrzenie karmazynowych tęczówek Smolistej Hydry spoczęło na wyrastających ponad drzewa ruinach po drugiej stronie zbocza.
Jutro po zmierzchu. Do zobaczenia.[i]
Pierścień Batory nagle zaczął jej ciążyć na środkowym palcu lewej ręki i jakby niekomfortowo zaciskać. Zanim będzie mogła udać się do domu, będzie musiała spotkać się z tą anielicą i oddać jej artefakt, który uratował jej życie.
- Ehh… do wieczora jeszcze trochę czasu, ale im dalej od więzienia tym lepiej, nie Aomame? – Mruknęła sama do siebie i odwróciła się na pięcie.
- Więc tu cię wywiało.
Serce podskoczyło Cednie do gardła, a żołądek ścisnął się ciasnym supłem. Instynktownie przyjęła pozycję obronną i momentalnie pożałowała, że spróbowała zacisnąć prawą dłoń w pięść. Dopiero po chwili zauważyła, że nie stoi przed nią anioł, a jej służalczy android.
- Mashiro? – Spytała podejrzliwie.
- No nie mów mi, że się nabawiłaś Aizheimera u aniołków, babciu. – Odpowiedział cynicznie ze złośliwym uśmieszkiem na perfekcyjnie gładkiej twarzy i założył ręce na piersi.
- Hah, widzę, że poziom sarkazmu jest tak samo wysoki jak zawsze.
- Chociaż w tym jednym odwaliłaś porządną robotę tworząc mnie.
- Niewdzięczny blaszak. – Mruknęła mierząc go spojrzeniem. Miał na sobie wojskowe buty, luźne, brązowe bojówki spięte pasem w biodrach i czarną bokserkę, na którą zarzucona była uprząż z dwoma pistoletami. [i]Nie najgorzej.

- Wyskakuj z ciuchów. – Poleciła podchodząc do niego.
Android uniósł ręce w obronnym geście udając zaskoczenie.
- Przepraszam, no ja rozumiem, że przez cały rok byłaś bardzo samotna, ale ja już nie zaspokoję twoich kobiecych żądz. W końcu pozbawiłaś mnie modu…
- Morda. Jak widać poza tym płaszczem nie mam nic, a lepiej się biega po lesie w butach, niż boso. Co więcej, ty jesteś robotem. Teoretycznie ubrania nawet nie są ci potrzebne, więc skończ swoją gadkę i po prostu rób to co każę.
Mashiro zmierzył ją obojętnym spojrzeniem, na które tylko i wyłącznie android może się poszczycić, a następnie niespiesznie zaczął się rozbierać i kolejno podawać ubrania Cednie.
- Buty nieco za duże, spodnie mają szorstki materiał, a koszulka nieco cuchnie stęchlizną. – Skomentowała po czym uśmiechnęła się szeroko do swojego tworu. – Cudownie jest znowu czuć tą niewygodę.
- Cudownie. – Mruknął niezainteresowany. – Więc… możemy już iść?
- Tak. Znaczy nie. Wpierw idziemy tam, w ruiny. Mam spotkanie po zmierzchu. Potem możemy wyruszać na Desperację. Jak mnie w ogóle znalazłeś?
- Normalnie. Pytałem to tu, to tam, a potem przyszedłem tutaj wiedząc, że będziesz gdzieś w więzieniu. Byłem ciekaw, czy zobaczę twojego trupa wiszącego z jakiegoś okienka. Zawiodłaś mnie Cedno.
- No cóż. Bywa, blaszaku. Ciągle jesteś na mnie skazany.
- Niestety.
Przez dłuższy czas szli w milczeniu kolejno pokonując leśny krajobraz, aż w końcu Smolista Hydra ponownie zabrała głos.
- Daj mi jeden z pistoletów. – Broń to była jedyna rzecz, którą Mashiro zachował dla siebie. – Tylko odbezpiecz mi, bo moja prawa ręka ma urlop. – Pomachała z niesmakiem mutantem. Cyborg wykonał polecenie natychmiastowo, a najemniczka wsadziła broń za pasek na plecach.
- Mogę coś zaproponować?
- Co takiego?
- W twoim obecnym stanie przejście przez Eden i Desperację bez pożywienia, wody i ograniczoną amunicją jest mało możliwe.
- Nie takie rzeczy się robiło…
- Radziłbym zadzwonić do siedziby i wezwać jakieś wsparcie, bo o ile tutaj jesteśmy jako tako bezpieczni, w Desperacji ponownie wrócimy do piekła mutantów i syfu.
Aomame wykrzywiła usta. Co jak co, ale cyborg miał rację. Trzeba być realistą.
- Dobra. Na szczęście zrobiłam z ciebie przenośną sekretarkę, więc wybieraj numer alarmowy Smoków.
Połączenie chwilę trwało. Mashiro wydawał z siebie dźwięki charakterystyczne dla łączenia się linii. Piiiiiiiiiiiiiiiiiik… piiiiiiiiiiiiiiik… piiiiiiiiiik. A potem włączyła się automatyczna sekretarka, na której Cedna zostawiła swoją wiadomość. Byli prawie, że pod ruinami.
- No to teraz tylko czekać na to, czy pierwsza zjawi się anielica, czy jakiś Smok.
Rhoneranger oblizała wargi. Strasznie chciało jej się pić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Po jakże wspaniałym spotkaniu smoków, Ballantine wybył z siedziby i udał się na tereny oddalone od Apogeum na północny zachód. Co tam robił? Można powiedzieć, że załatwiał swoje sprawy i dorabiał po za zleceniami dostarczonymi do siedziby. Pewnie wracałby już do Apogeum, a następnie na kilka dni do siedziby, gdyby nie komunikat wysłany na jego telefon.
1 Nowa Wiadomość:
Ghoul uważnie przejrzał wiadomość, przejrzał swoje obecne zapasy. Czysto teoretycznie, miał jedzenia na jakiś tydzień dla jednej osoby, lecz nie wiedział w jakim dokładnie jest stanie Smolista Hydra, zakładając, że robili by o połowę częstsze postoje dotarcie oraz wszelakie anomalie pogodowe, jedzenia może im zabraknąć w 3/4 drogi do siedziby. Od trzech do czterech dni bez ustanego marszu, przez pustkowia.
Przez chwilę zastanawiał się, lecz wszystko dawało mu tą samą odpowiedź, że marsz prosto do siedziby jest idiotyzmem, więc pierwszym miejscem do którego musieliby się udać, byłoby Apogeum.
Spojrzał na mapę, by oszacować czas w jaki mniej więcej dojdzie do Cedny. Piętnaście godzin.
Schował mapę i otworzył telefon, wysłał dwie wiadomości o tej samej treści, do siedziby oraz do samej Cedny:
- Jestem dość blisko, zgarnę ją~Ghoul

Szedł przez większość drogi przez bezlitosna Desperacką pustynie, gdyby był człowiekiem pewnie padłby już z wycieńczenia, ale fakt, że jest łowcom bardzo ułatwiał mu egzystowanie w tym padole nienawiści i rozpaczy. Ciemno szary płaszcz szarpany przez ciepłe powietrze i obijany ruszanym przez nie piachem, skutecznie chronił go przed nieprzyjemnym słońcem, a chusta blokowała unoszący się w powietrzu syf. Nie zatrzymywał się przez całą desperację, jedynie przed linią zieleni zatrzymał się niepewnie, cała  ta flora, w porównaniu z jednym wyschniętym krzakiem na jeden akr w desperacji, lekko przytłaczała. Mimo wszystko wszedł do lasu.
Przez kolejne pięć godzin przedzierał się przez gąszcz i labirynt drzew. Miał najwyraźniej szczęście bo nie spotkał niczego co chciało go zabić, a jedynie niewielkie ptactwo, które natychmiastowo uciekało na jego widok.
W pewnym momencie przez roślinność ujrzał ludzką sylwetkę, a obok coś na jej wzór.
Wyciągnął pistolet i powoli szedł w stronę dwóch obiektów, lecz zaraz mógł z ulgą schować go do kabury.
Powoli wyszedł z krzaków, z nisko uniesionymi rękoma.
- Cedna?
Rzucił pytająco, lecz zarazem oschle i chłodno. Jego bordowo czerwone oczy spoglądały na ciemnowłosą Wiwerne. Powoli zdjął swój kaptur odsłaniając bujne białe włosy, roztrzepane jak zwykle w artystycznym nieładzie.
Cała jego postać byłą pokryta w kurzu i kontrastował na tle całej tej zieleni.
- Ghoul, pamiętasz mnie, prawda? Przyszedłem po Ciebie.
Wziął swoją torbę i wyciągnął z niej sporą  i przyjemnie chłodną manierkę, a następnie rzucił ja dziewczynie.
- Pij, jak chcesz jedzenia to powiedź. Muszę chwilę odpocząć i ruszymy do Apogeum, po parę pierdół.
Spojrzał na nią, a dokładniej na jej dłoń. Podszedł bliżej i położył obok androida swoją torbę.
- W środku jest bandaż i woda utleniona, pomóż jej się opatrzyć.
Sam zaraz odszedł na bok i oparł się o jakieś drzewo, uprzedni zdejmując płaszcz i karabin, który oparł o drzewo.
Czekał co dziewczyna powie na jego widok.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Szli cały dzień, a wydawało się, że te budowle są znacznie bliżej. Mury ruin już wyłaniały się spomiędzy gałęzi drzew, a ścieżka ze zwykle wydeptanej zaczęła nosić nikłe ślady prehistorycznej cywilizacji – co znaczy, że w gruncie od czasu do czasu pojawiały się kamienne płyty chodnika. Rhoneranger zaczynała już się zastanawiać nad zajęciem odpowiedniej pozycji przy murach, aby nikt nie mógł ją zaskoczyć od tyłu, a ona mogła w spokoju obserwować wszystko.
- Mamy gościa… - Mruknął Mashiro niespiesznie sięgając po broń.
Cedna zmrużyła oczy dopiero teraz wychwytując nikły szmer trawska i gałązek. Instynkty Łowcy zadziałały należycie… ale dopiero gdy jej android o tym wspomniał. Niedobrze. Powinna być czujna na każdym kroku, ale najwidoczniej wakacje u Aniołów źle na nią wpłynęły.
- Cedna?
Aomame i Mashiro natychmiastowo odwrócili się w stronę dźwięku z już wycelowanymi pistoletami w napastnika, ale po chwili obydwoje się rozluźnili widząc, że to tylko Żmij.
W sumie cud, że rozpoznał Cednę, albo może to Mashiro mu ułatwił zadanie. W każdym razie, Wiwerna wyglądała jak mocno zaniedbany cień samej siebie. Niegdyś perfekcyjnie przystrzyżone do linii żuchwy włosy, teraz były zlepkiem kołtunów sięgającym już poniżej ramion. Grzywka, co chwila opadała jej na oczy zasłaniając świat, więc kobieta musiała co rusz ją odgarniać. Ciało również nie należało do tych, gdzie mają krągłości tam gdzie trzeba – było chude, nieco za chude jak na Cednę. Pod zmęczonymi oczami świecącymi rubinem (a nie czarnymi soczewkami) czaiły się ciemne pręgi.
- Jasne, że pamiętam. – Wsadziła pistolet na swoje miejsce i wyszczerzyła zęby w szkaradnym uśmiechu. – Brat dezerter. "Kopę lat".
Złapała manierkę w locie. Ledwo. Cieszyła się, że w ogóle miała jeszcze jakiś refleks. Będzie musiała dużo trenować po powrocie, aby przywrócić jej ciału świetność. Dużo trenować i jeść…
Wyrwała korek zębami i zaczęła łapczywie pić, a android wyręczył ją w rozmowie.
- Zdecydowanie potrzebuje jedzenia. A co do reszty planu, to będziemy musieli go odłożyć. Cedna wpierw musi się spotkać z kimś w tych ruinach.
- Anielicą. – Dodała ocierając sobie przedramieniem usta. Usiadła na pobliskim głazie i wbiła zirytowane spojrzenie, gdzieś przed siebie. – Łowczynią… - Dodała z niesmakiem, a po chwili splunęła na ziemię i popatrzyła na Ghoula, jakby chciała zobaczyć jego reakcję na tę nowinę. Po chwili jednak dodała.
- A więc jednak nasz telefon alarmowy jeszcze działa, co? W sumie dziwię się, że ktokolwiek po mnie przyszedł. Rzadko kiedy ktokolwiek odpowiada na wezwania…
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Osunął się na ziemię i w jednej chwili zaczął słuchać, co "adwokat" Cedny ma do powiedzenia. Westchnął cicho.
Spodziewał się tego, że raczej zobaczy dziewczynę w opłakanym stanie, mogło być gorzej ,ale widocznie schudła i wyglądała raczej jak przeciętny desperacki wyrzutek, a nie najemnik, którego uznać można za kogoś o wyższej klasie majątkowej niż przeciętny uliczny szczur.
Wskazał palcem na torbę.
- W środku jest trochę jedzenia, dwie konserwy wołowe, pół bochenka chleba, trochę ryżu i szprotki w sosie, oczywiście też w puszce. Połowa tego jest twoja. Musisz nabrać trochę sił, zanim ruszymy.
Wyciągnął rękę do płaszcza i wyciągnął z niego niewielki metalowy pojemniczek, we wewnątrz był tytoń, fajka oraz paczka zapałek. Nieśpiesznie napełnił fajkę i ją zapalił.
Pociągnął z niej kilka razy wypuszczając przy tym ładnie pachnący obłok dymu. W końcu obojętnym wzrokiem spojrzał na dziewczynę i zebrał się żeby jej odpowiedzieć.
- Łowcy? Anielica - gdyby mógł pewnie wybuchłby śmiechem, no ale niestety nie specjalnie potrafił.
- Widać nie specjalnie coś Cię trzyma w świecie żywych. Jednak skoro to ważne, schowam się w jakimś krzaku oddalony o jakieś pięćset, może osiemset metrów od miejsca twojego spotkania. Pamiętaj jednak, że nie lazłem tu na darmo i nie ważne czy jest twoją przyjaciółką czy innym psem...
Nagle przerwał i wskazał na Alex'a, a następnie wykonał dłoniom symbol pociągania za spust.
- Jeden fałszywy ruch i ujebie jej głowę.
Kolejne obłoki dymu wydobywały się z ust białowłosego.
- Co do naszego telefonu alarmowego, gdy Sirion chwycił za stołek zaczęło to całkiem nieźle działać. Ale wszystko znowu się sypie - chłodny i nieludzki głos Ghoula rozbrzmiewał raz za razem - Sirion nie żyje, a w Smokach się źle dzieje. Pomyślałem, że możesz chcieć to wiedzieć.
Ghoul czekał na reakcje dziewczyny o śmierci Pradawnego. Dym z jego fajki unosił się powoli i dość leniwie. Robiło się już całkiem ciemno, a do nich dotarł chłód nocnego powietrza.
- Musimy rozpalić ognisko, jestem głodny, a ryż lepiej zjeść ciepły i ugotowany.
Wstał leniwie z fajką w gębie i zaczął szukać suchych patyków i gałązek.
Ognisko musiało być na tyle duże by rozgrzać manierkę z gotującym się w niej ryżem, ale na tyle mały, by nie było ich widać z odległości mili.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mashiro odszedł nieco od nich na początku i znalazł w runie leśnej dwie niewielkie gałązki. Przykucnął przy boku Cedny i pogrzebał w torbie wyjmując z niej apteczkę pierwszej pomocy. Od swojego płaszcza oderwał kawałek, aby wykorzystać go jak szmatę i bez ogródek unieruchomił jedną ręką jej poszkodowaną kończynę, a drugą zaczął zdzierać szmatą skorupę krwi z rany.
Wszystkie włosy na ciele dziewczyny się zjeżyły, a po chwili niemiłosierny ból przeszył jej kości. Donośnie warknęła przez mocno zaciśnięte zęby. Dobrze, że nie ryknęła, bo z chęcią by dała znać wszystkim jak sakrucko to bolało. Potem w ruch poszło odkażanie rany i już zatęskniła za zdzieraniem strupów. Na koniec android brutalnie nastawił jej palce w prostej pozycji i przycisnął dwa patyki do jej dłoni, a następnie wszystko zaczął ciasno obwiązywać bandażem.
Smolista nawet nie zauważyła, że ściska manierkę z taką siłą, że pobielały jej knykcie. Gdy katorga się skończyła podała ją z nienawistnym spojrzeniem Mashiro, który wyręczył ją w zamykaniu „cudu techniki”. Dziewczyna sięgnęła do torby, aby wydobyć puszkę wołowiny, którą ścisnęła między udami i zdrową dłonią oderwała wieko, a następnie zatopiła palce w farszu wydzierając dla siebie spory kawałek, który łapczywie wsadziła do ust szybko przeżuwając. Mruknęła z zadowoleniem lekko przymykając oczy. Jedzenie.
Dobry humor szybko minął, gdy Ghoul skomentował jej „koleżaneczkę”. Zgarbiła się i uciekła wzrokiem w bok zirytowana.
- Niestety ostatnimi czasy jestem strasznym pechowcem, a ta mała z pewnością nie jest moją „przyjaciółką”. Nie wiem czemu, ale pomogła mi uciec w zamian za odwalenie roboty. Jest bystra… i dużo wie. – Cedna przeżuła kolejny kęs. – Za dużo. Na pewno jest ich informatorem… wtyką.
- Siedemset metrów stąd znajduje się półka skalna skryta za gęstymi krzakami. Nie w sposób ją zobaczyć od dołu, za to z niej widać świetnie całe ruiny. Idealne miejsce dla snajpera. – Wtrącił się Mashiro szczerząc drapieżnie zęby do białowłosego.
Azjatka powoli uniosła brwi na informację o śmierci Siriona.
- To ci dopiero nowina… - Mruknęła lekko zaskoczona, po czym pokiwała głową i wzruszyła ramionami. – Niezły był z niego wojownik… i wódz, a Smoki znowu bez przywódcy. Jak zginął? Wydawał się być sztuką nie do zdarcia.
Karmazynowe oczy wbiły się w palacza z zainteresowaną miną.
Na wzmiankę o rozpaleniu ogniska Cedna niespokojnie rozglądnęła się po okolicy i wstała z kamienia.
- Lepiej będzie rozpalić ognisko nieco dalej od ruin. Co jak co, ale porachunki i spłaty długów Łowczyni, to moja sprawa, a nie lubię wciągać osoby postronne do moich spraw. Sam dobrze wiesz, że lepiej będzie dla nas obu, jeśli nie zobaczy nas razem. Ta półka skalna nie wydaje się być głupim pomysłem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Chodził z fajką w gębie, wypuszczając przy tym obłoki dymu, schylał się co jakiś czas i podnosił pojedyncze suche patyki. Nie odchodził gdzieś daleko, bo Eden był obfity we wszelakie surowce, wiec zebranie chrustu było chwilą.
Słuchał przy tym Cedny, anioł o którym mówiła dziewczyna wydawał się dość interesującą osobą. Łowca, który pomaga dezerterowi. Bardzo ciekawe, no ale są ludzie i ludziki, więc Ghoul nie mógł kwestionować wyborów najpewniej nieznanej mu osoby.
Wrócił do swoich towarzyszy i położył obok nich niewielką stertę drewna.
Jego poziom zainteresowania wzrósł, gdy cyborg wspomniał o półce skalnej.
- Mówisz, o świcie mi ją pokażesz, chętnie zobaczę jak dobrym miejscem jest.
Słodko pachnący dym z fajki powoli stawał się coraz mniejszy, a sam Ballantine skrzywił się nieznacznie. Po chwili tytoń w fajce całkowicie się wypalił, a dezerter niewielkim drucikiem oczyścił ją z resztek popiołu.
- Co do Siriona. Dowiedziałem się ciekawych rzeczy, kojarzysz Calamita? Zbuntowany android, większość wyżej postawionych smoków twierdzi, że to on go zabił. Opierają się na tym, że Sirion zdecydował się powierzyć mu stanowisko Pradawnego, mimo że mamy Wieczną, która powinna w takim wypadku przejąć jego miejsce.
Odkaszlnął i schował przy tym fajkę do kieszeni.
- Cóż, też sądzę, że nie zrobiłby czegoś takiego. No, ale w sumie jestem neutralny, jeśli Calmit faktycznie go zabił, chętnie go oskóruje, lecz jeśli nie, a wszystko się spieprzy, chyba odejdę i zaszyję się gdzieś w Edenie. To zawsze jakaś opcja.
Rozłożył ramiona w iście teatralnym stylu i podszedł do Cedny, by zabrać jej manierkę, a następnie upić z niej trochę wody.
- Jeśli mówisz, żeby trochę odejść od ruin, to możemy odejść, zanim do was doszedłem trochę rozejrzałem się po okolicy i nie widziałem żadnych aniołów.
Podszedł do drzewa przy którym uprzednio zostawił swoje rzeczy i zarzucił je na siebie.
- Masz jakieś konkretne miejsce gdzie możemy się rozbić? Czy szukamy na ślepo?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Cedna zamieniła się w słuch wbijając nieco przekrwione oczy w swojego nowego towarzysza. Mogłaby i stwierdzić, że zaczęła być niesamowicie popularna. Wpierw jej nieszczęsny sługa-niesługa Mashiro podkradł się do niej od tyłu, potem kolega po fachu i współtowarzysz niedoli Śnieżka wtoczył się pod ich nogi tego samego dnia… i to jeszcze z jedzeniem! Rhoneranger była mu za to dozgonnie wdzięczna, że mogła się w spokoju faszerować puszkową wołowiną, która ze smakiem wołowiny nie miała nic wspólnego, a ostry smak metalu przeważał nad wszystkim. Tak czy siak, niebo w gębie. Propsy dla Pana Ghoula.
W międzyczasie uważnie słuchała wieści z „wielkiego świata”. Mimowolnie uniosła brwi słysząc o wielkiej telenoweli, jaka miała miejsce u Smoków. To żesz się porobiło teraz…, skomentowała w myśli na wzmiankę o chorych powiązaniach, zażaleniach i wielkich problemach.
- Hmm… no. Bardzo to wszystko dziwne. W sensie, niby nic niezwykłego w Desperacji. Przyszedł, wziął i zamordował, albo wyszedł i nie wrócił… ale mówisz, że nasz Szef wysłał Wiecznej wiadomość w sprawie przejęcia władzy? To oznacza, że musiał wiedzieć, że śmierć nadchodzi czy coś… Nie wiem czy mi się ta sytuacja podoba, czy nie. – Stwierdziła ostentacyjnie Cedna wzruszając ramionami i wygrzebując palcem ostatki galarety ze ścianek puszki. Następnie ten sam palec wskazującym wsadziła sobie do ust, aż po samą nasadę i powoli, niespiesznie, ciesząc się ostatnimi resztkami jedzenia zaczęła wysuwać go z ciasno zaciśniętych warg, zlizując dokładnie wszelkie pozostałości.
W tym czasie, obserwujący ją Mashiro, widząc, że jego stworzycielka zamiast odpowiedzieć na pytanie rozkoszuje się jedzeniem sam ponownie stwierdził przejąć pałeczkę.
- Jej zapewne chodzi o to, żeby cię nie zobaczyła ta anielica od Łowców. – Wstał z ziemi i rozglądnął się mechanicznie po okolicy. Zawsze obracając głowę o 30 stopni, aż nie sięgnął kąta prostego. – Z mojej oględnej analizy terenu wynika, że najlepszą kryjówką byłoby przejście na jedną z zapuszczonych wieżyczek zrujnowanej budowli, gdzie ściany uchronią nas od wiatru i wścibskich oczu. – Podniósł rękę do góry w stronę muru budowli, wskazując jako tako kierunek, w którym powinni się udać.
- Mi pasuje, a tobie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Był dość zmęczony, nie chciało mu się już specjalnie myśleć, więc na słuch o schronieniu się w zniszczonej wieżyczce od razu pokiwał głową, na znak potwierdzenia iż on także jest za tym miejscem.
Zebrało mu się na ziewanie i automatycznie zasłonił ręką usta, w sumie można to nazwać ciekawym zjawiskiem, bo na desperacji raczej nikt nie dbał o maniery, lecz dorastanie w "arystokratycznej" rodzinie spowodowało, że Ghoul wyrobił sobie pewne instynktowne i automatyczne odruchy. Cóż w sumie można nazwać to czymś nieistotnym, ale kto wie, może Cednę to zaciekawi.
Stał teraz przed Cedną i Mashiro, ubrany w postrzępiony płaszcz z kapturem i zarzuconym na ramię karabinem, w między czasie także założył na siebie swoją torbę, a manierkę schował do jej wnętrza.
- Weźmiesz ją i prowadź, ja zgarnę to drewno i będę iść za wami... Chce zjeść coś ciepłego i iść spać, więc byłbym rad, jeśli nie zajmie nam to półgodziny.
Z drewnem w łapach i Cedną wraz z jej cyborgiem na przedzie ruszyli, a przynajmniej tak powinno być, bo w miejscu raczej nie szli.
Słońce już zaszło, a przez korony drzew można było zobaczyć jak niebo przybiera granatowych barw, przechodząc to w coraz większą czerń.
Drzewa poruszane chłodnym letnim wiatrem, cicho skrzypiały co dodawało trochę klimatu, brakowało jeszcze małych świetlików i dźwięku cykad. Zabawna sytuacja, że Ballantine czuł się w tym lesie dość spokojnie, może przeniesienie się tutaj nie byłoby głupim pomysłem? Anioły raczej nie powinny go napastować, a nawet jeśli, to może mógłby się z nimi dogadać?
Kto wie? Jednak te rozmyślenia trzeba chyba odłożyć na dalszy przyszłość, bo powoli rysował mu się kształt wieży, przenikający przez zieleń.
- Nie powiem, ciekawe. Miejmy nadzieję, że nic nas w nocy nie zje.
Zbliżył się trochę do dwójki jego towarzyszy, a po chwili, zaraz za nimi, wszedł do wnętrza zniszczonej budowli.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Po pierwsze, nie będziesz mi rozkazywał, Królewno Śnieżko. – Rzucił Mashiro spoglądając na niego z pogardą, za to Cedna pospiesznie wstała ze skały wtrącając:
- Po drugie mogę iść sama i pomogę ci zebrać trochę drewna.
Im więcej tym lepiej, czyż nie? Chociaż sami musieli uważać, aby przez światło paleniska nie zwrócić uwagi niepotrzebnych oczu. Zapalenie go w pokoju w wieżyczce wydawało się w miarę dobrym pomysłem. Były to ruiny, nikt się tam nie zapuszczał, a światło dostrzec będzie można zapewne dopiero z bardzo bliska, gdy gęsto rozrośnięte drzewa odsłonią ich miejscówkę. Tak, to był dobry pomysł, aby tam się udać.
Aomame szła za swoim cyborgiem od czasu do czasu podnosząc napotkane patyki, które nadawały się do rozpalenia. Dużo ich nie zebrała, bo sam Ghoul sporo ich już miał w swoich rączkach, a też nadmiernie dużego ognia raczej potrzebować nie będą. Co najwyżej pójdzie na zapas, czym skwitowała swoje rozmyślania i dobyła jeszcze ze trzech badylów zanim nie trafili pod kamienne schodki, obłupane w wielu miejscach przez czas. Prowadziły w górę kwadratowej baszty, nagle urywały się na dwa stopnie przed jednym piętrem, a potem wyrywczo i niebezpiecznie świecąc dziurami w stopniach pięły się, aż po sam szczyt zwieńczony tarasem. Piękne widoki, ale nie przyszli tu w tej sprawie. W połowie drogi znajdowało się to oddzielone pomieszczenie, w którym co prawda dwie z czterech ścian były obłupane, nędznie pokonane przez czas, ale i tak nadawało się to do noclegu.
Cedna podeszła niespiesznie do wyrwy w ścianie, wcześniej rzucając swoje badyle w kąt. Ostrożnie wyjrzała na zewnątrz, tak profilaktycznie sprawdzając okolicę.
- Będę trzymał wartę. Moje czujniki i tak znacznie szybciej wykryją intruzów, niż wasze zmęczone, mało pożyteczne ciała. – Powiedział Mashiro opierając się o ścianę obok i patrząc na korony drzew przed sobą z niesamowicie obojętną miną godną androida.
- Niech będzie. W takim razie rozpalmy to ognisko, Ghoul! – Rzuciła nieco bardziej entuzjastycznie i przysiadła obok sterty patyków, gdzie zdrową ręką starała się ułożyć kopczyk z drewna. – Hm… równocześnie możesz mi opowiedzieć co się ogólnie dzieje na świecie. Jakieś nowe rewolucje, zmiany, morderstwa? Może poza ubiciem przywódcy Aniołów zginął jakiś Dyktator… albo Łowcy przejęli miasto? TO by było ciekawe! Wyjść z więzienia prosto w świat Apokalipsy wersji 2.0!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wchodzili powoli w górę, kamiennymi stopniami, których czasem brakowało. Wspinali się tak wyżej i wyżej, aż zatrzymali się w połowie wieży. Schronienie to dawało wiele do życzenia, ale było lepsze niż goła ziemia bez jakiejkolwiek osłony.
Położył stertę patyków na ziemi, a samemu usiadł po turecku. Powoli i leniwie wybierał chudsze i te bardziej suche patyki.
Cyborg odezwał się ni stąd ni zowąd.
Będę trzymał wartę. Moje czujniki i tak znacznie szybciej wykryją intruzów, niż wasze zmęczone, mało pożyteczne ciała.
Nagle z ust Ball'a wydobyły się szorstki i jak zawsze wybrakowany emocjonalnie głos, który mógł spokojnie konkurować z rym androida.
- Kiedyś dałem jednemu blaszakowi stać na warcie i powiem szczerze dałbym sobie za niego rękę ujebać... i wiecie co? Nie miałbym teraz ręki.
Pewnie teraz na jego twarzy pojawiłby się chytry uśmieszek, lecz twarz jaka była taka pozostała, nie wzruszona mimicznie.
Przez co trudno było wyłapać czy to tak na serio, czy może jednak żart. Jednak białowłosy raczył rozwiać dylemat dość szybko.
- Żart.
Sterta małych patyczków, rosła i rosła, aż w pewnym momencie była wystarczająco duża by rozpalić z niej ognisko.
Pogrzebał chwilę w kieszeni i wyciągnął zapalniczkę. Otworzył ją z towarzyszącym temu metalicznym dźwiękiem, szybkim ruchem zapalił ją i podłożył pod chrust.
Natychmiastowo zaczął zajmować się jeden patyk po drugim, aż w końcu  powstało mini-ognisko.
Wtedy Białowłosy zaczął dorzucać coraz to większe i większe kawałki drewna.
Gdy ognisko paliło się już stabilnie i spokojnie dawało sobie radę w utrzymaniu stałego średniej wielkości płomienia, Ball oparł się i część kamiennej konstrukcji i wpatrując się w eter raczył odpowiedzieć Cednie.
- Zasadniczo wszystko jest po staremu, słyszałem coś o DOGS i Łowcach, że ponoć mają sojusz, tak samo Kościół z S.SPEC, ale to wszystko usłyszane w barze, więc samemu trzeba by to sprawdzić. Po za śmiercią Siriona, raczej nikt wpływowy nie kopnął w kalendarz, o ile dobrze mi wiem, po za archaniołem, ale to wiesz.
Wzruszył ramionami od niechcenia, jakby chciał przekazać kobiecie, że sprawy tego zjebanego świata go nie interesują dopóty nie zahaczają o niego samego.
Przyciągnął do siebie karabin snajperski i zaczął go uważnie oglądać.
- Co sądzisz o Alexie-338?
Zdmuchnął kurz z karabinu, a następnie wyjął magazynek i powoli zaczynał czyścić broń.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Cedna słuchała Wartakusa z nieodgadniętą miną totalnie obojętnej na świat zewnętrzny osoby. Jej wymęczone oczy nie wyrażały żadnej emocji, spierzchnięte usta po prostu trwały w swej zrelaksowanej pozycji i żaden mięsień jej nie drgnął… do czasu.
…Nie miałbym teraz ręki.
Przez jeszcze sekundę nic się nie zmieniło, ale po chwili jeden niesforny mięsień wokół kącika ust drgnął nagle pociągając za sobą jak górska lawina szereg innych mięśni, których skurcz niepotrzebnie próbował być powstrzymany przez dziewczynę. Nierówna walka nie trwała długo. Zza warg ukazał się szereg zębów, spomiędzy których wydostał się cichy, urywany parsk śmiechu. Hydra pokręciła głową patrząc z politowaniem, ale i w większej mierze rozbawieniem na Ghoula, po czym spuściła głowę opierając ją na ręce. Ciągle się jednak uśmiechała „zażenowana” tym jakże starym i suchym żartem.
Mashiro nie mógł podzielić jej entuzjazmu. Zwyczajnie omiótł białowłosego najemnika spojrzeniem maszyny wyprutej z emocji, a następnie wrócił do wypatrywania zagrożeń w lesie.
Rhoneranger w końcu opanowując samą siebie podniosła ponownie wzrok, ale pozostała w przygarbionej pozycji, aby móc oprzeć nie czoło, a podbródek na dłoni patrząc to na stertę patyków to na towarzysza ze słabszym już cieniem uśmiechu na ustach.
- No, noo Śnieżko. Dawno się już tak nie uśmiałam. – Rzuciła ironicznie.
Jednakże, gdy tylko mężczyzna zaczął opowiadać ponownie co się w wielkim świecie dzieje – wyprostowała się, a kąciki jej ust powędrowały na dobrze znaną oś powagi i obojętności. Zmrużyła podejrzliwie oczy, gdy wspominał o nowych sojuszach, a Smolista Hydra próbowała na szybko przeanalizować czy tego typu rzeczy mogłyby autentycznie mieć miejsce na świecie…
Nie dane jej było jednak długo się rozwodzić nad tym tematem, ponieważ Dezerter szybko zmienił temat skupiając się na swojej broni. O ile tylko Smok mógł wyłapać choćby i kątem oka twarz Aomame z pewnością by zauważył, że w jej dotychczasowo zmatowiałych, wyczerpanych więzieniem i ucieczką oczach nagle coś bardzo intensywnie zabłysło. Spojrzenie stało się wyrazistsze, kąciki ust bardzo delikatnie uniosły się do góry, wargi nieco rozchyliły, a palec wskazujący zdrowej ręki spoczął na dolnej wardze wychodząc na spotkanie cichemu wzdechnięciu.
- Alex...3…3…8 – Powtórzyła prawie, że rozmarzona. Całą ta posturę równie dobrze można by było pomylić z reakcją rozmarzonej kochanki, która sycąc się chwilą spogląda z pożądaniem na rozbierającego się partnera. W końcu każdy ma jakieś spaczenie zawodowe…
- Bardzo skuteczny na bardzo dalekich dystansach. W odpowiednich rękach istnie zabójcza broń. Jest świetny do warunków Desperacji prawdę mówiąc, dzięki swojej manewrości. Nie trzeba być przynajmniej karkiem, aby nim operować. – Z przymrużonymi oczami powoli prześlizgnęła się wzrokiem po broni od lufy w dół. – Jest to już jednak broń zabytkowa. Dziwne, że masz działający egzemplarz przy sobie… Chyba, że go ciągle produkują w jakichś innych miastach… - Uśmiechnęła się zadziornie szczerząc przy tym kiełki. – A może po prostu nosisz go dla ozdoby, co?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach