Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

Jesień trwała w pełnej krasie. Mokra i brunatna od rana do wieczora. Ikar, siedząc pod szczelnym brezentowym dachem namiotu reperował karabin, który w tych koszmarnych warunkach zacinał się w najmniej odpowiednich momentach. Co prawda mistrzem rusznikarzem to on nie był, niemniej rozłożyć broń i złożyć z powrotem potrafił każdy żołnierz.
Siedzieli w tej dziurze już trzeci tydzień. Całkowicie pośrodku niczego. Wszędzie las i krzaki, głównie radioaktywne lub mięsożerne. Ale geolodzy się uparli, że muszą zbadać akurat ten odcinek rzeki i glebę dookoła. Dlatego rozłożyli prowizoryczny posterunek i czekali na posiłki. Ostatnio coś zeżarło Briana i Johnsona, uszczuplając załogę o kolejny patrol. Amunicja kurczyła się w zastraszającym tempie. Jeszcze ci ich oficerowie... Repnin to totalny psychol, Rytter był świrem na punkcie regulaminu... Między młotem a kowadłem.
Klik
Wreszcie zaskoczyło. Anterio poskładał broń do kupy i położył się na posłaniu. Słuchając miarowych uderzeń deszczu o brezent i pochrapywania reszty nocnej zmiany powoli osuwał się w sen. Podłożył sobie nóż pod poduszkę i przymknął oczy.

Kiedy gdzieś w głębi lasu zawyły bestie, spał już głęboko.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kolejna misja w terenie. Jakoś go to nie dziwiło. Ciągle ich wysyłali poza Miasto, ale przecież już taka ich rola. Jedni mieli siedzieć w mieście i pilnować tam porządku, inni znosili trudy Desperacji i użerali się z mutantami. Sielanka to nie była, ale za to na nudę narzekać nie było można.
Mężczyzna westchnął ciężko i wszedł do namiotu. W końcu mógł się położyć. Jego warta dobiegła końca, więc można było obudzić zmiennika. Zdjął kaptur i czapkę, a następnie wplótł palce w rude, posklejane od deszczu kosmyki. Ta pogoda zdecydowanie nie była przyjemna, kiedy musiało się łazić na zewnątrz.
Klapnął na tyłku między posłaniami i poklepał Anterio w ramię.
- Pobudka. Teraz twoja kolej. - Mówił dość głośno. W końcu chciał go obudzić. Jego głos musiał brzmieć ciekawie dla rodowitego Japończyka. Facet wychowany w M6 zdecydowanie nie miał odpowiedniego dla nich akcentu. Prędzej coś między polskim a rosyjskim. Umiecie sobie wyobrazić, jak to brzmiało? No właśnie. O tyle dobrze, że po tym roku na terenie dawnej Japonii nawet ci mniej domyślni byli w stanie go zrozumieć.



                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Spał z rękami pod poduszką, w prawej ściskając nóż, więc kiedy Repnin go obudził, nieomal zarobił kosę pod żebro. Nieomal, bo Ikar powstrzymał się wystarczająco wcześnie, by zamarkować zwykły ruch ręką. Inaczej podciągnęliby to pod atak na oficera i zesłali na Sybir, adekwatnie do pochodzenia Joachima. Wstał jednak normalnie, tylko w oczy przełożonego spojrzał tak, jakby wyobrażał go sobie wiszącego na gałęzi. Sięgnął po swój karabin i wyszedł z namiotu, nic nie mówiąc.
Kiedy znalazł się na zewnątrz, przemaszerował szybko na posterunek, stawiając kołnierz płaszcza dla ochrony przed wszędobylskim wiatrem i maleńkimi kroplami deszczu.
Stał tak pięć minut. A potem się zaczęło.
Najpierw mrożące krew w żyłach wycie. Potem kolejne i jeszcze jedno.
A potem z gęstwiny wypadła banda mutantów. Najczęściej byli to ludzie-wilki, tyle zaobserwował Ikar w tej krótkiej chwili. Potem przyłożył broń do policzka i nie obserwował tylko strzelał, by zabić. "Broń od oka do nogi, od nogi na oko, aż ręka magazynku długo i głęboko szukała, nie znalazła i żołnierz się wściekał; nie znalazłszy ładunku maczetą ich siekał." Prawie jak u Mickiewicza, z tym, że Rosjan zastępowali wymordowani. Po pięciu strzałach oprzytomniał jednak na tyle, by nacisnąć guzik alarmu w swojej budce. Syreny alarmowe odezwały się w każdym namiocie, wybudzając żołnierzy ze snu.
Główna fala uderzeniowa ominęła posterunek Anterio, dlatego jeszcze żył i mógł się rozejrzeć. Przykucnął i wychylił się zza swego stanowiska. Niewielu żołnierzy miało szanse w bezpośrednim starciu z wilkołakami, dlatego też wymierzył ponownie i zaczął odstrzeliwać bydlaki, które nasunęły mu się na muszkę.
Czyli jakieś trzy, zanim zwabiony strzałem natarł nań wielki basior. Ikar wyskoczył z budki, wiedząc, że podpisałby na siebie wyrok śmierci i sięgnął po maczetę. Czarno to widział, jednak lata spędzone na ćwiczeniach nie poszły w las. Być może przeżyje jeszcze kilka minut.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Repnin wiedział jak wygląda sen u większości żołnierzy. Musieli być zawsze gotowi na atak, więc mieli przy sobie broń nawet kiedy spali. Pamiętał o tym. Był nawet gotów na tego typu odruch ze strony budzonego mężczyzny. Rudzielec miał refleks. Nawet nieco zmęczony był gotów bronić się przed atakiem zaspanego kolegi. Ten na szczęście powstrzymał się przed prób zabicia go. jak miło. Rusek pewnie by to nawet jakoś zabawnie skomentował, ale o tej porze mu się zwyczajnie nie chciało. Poza tym, Ikar raczej nie należał do ludzi, którzy lubili się z nim bawić w takie przytyki. Przesadnie poważny koleś.
Uśmiechnął się do niego rozbrajająco, gdy zobaczył to nienawistne spojrzenie. Trochę go to nawet bawiło. Dlaczego ludzie się tak zachowywali? On rozumiał, nienawidzić jakiegoś buca, który rozstawia ludzi po kontach, ale co on im niby zrobił? No dobra, bywał denerwujący, ale nie przesadzajmy. Może i się drażnił, ale był miły... gdzieś tam. No i uśmiechnięty w odróżnieniu do tych wszystkich naburmuszonych Japończyków. Więcej radości z życia. Jutro przecież możemy już nie żyć, więc cieszmy się póki możemy.
Kiedy Anterio wyszedł z namiotu, Repnin przewrócił się na posłanie i przymknął oczy. Łóżko, słodkie łóżeczko. Mało wygodnie, uwierające we wszystkich miejscach, gdzie miał wypchane kieszenie i nie chroniące przed hałasami na zewnątrz, ale łózio. Warto się było cieszyć z tych małych rzeczy.
Nie było mu jednak dane długo się tym wszystkim nacieszyć.
Hałas. Alarm.
Oczy Polaka momentalnie się otworzyły, a w kolejnej sekundzie praktycznie wybiegał już z namiotu z karabinem w ręce i naciągniętą na głowie, mokrą jeszcze czapką.
Szybko to szło. Ledwie usłyszał alarm i wydostał się na zewnątrz, a tam już zobaczył nieludzi.
Warknął z niezadowoleniem i zaczął strzelać. Jak zwykle. Mechanicznie i bez myślenia. Wyłączyć wszystkie niepotrzebne myśli. Nie myśleć o rozszarpanych ciałach, z którymi jeszcze godzinę temu się rozmawiało. Nie myśleć o możliwości śmierci. Tylko strzelać do wroga i wydawać stosowne rozkazy do towarzyszy. Tylko tyle i aż tyle. Nic poza tym się nie liczyło. Po prostu tego nie było.



                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Walka trwała w najlepsze, a Ikar właśnie robi sobie w myślach rachunek sumienia. Wilkołak zaatakował, nacierając wściekle. Żołnierz odskoczył w prawo, spóźniając się o ułamek sekundy - pazury potwora zahaczyły o jego bok, żłobiąc w nim krwawe ślady. Warknął i odwinął się, tnąc bestię maczetą przez plecy. Basior ryknął i odwrócił się, zataczając łuk. Ikar nie był w zbyt dobrej sytuacji. Kątem oka zobaczył jednak, jak Repnin wybiega z namiotu i zaczyna strzelać.
- Repnin! - zawołał i nic więcej nie zdążył, będąc zmuszonym do przetoczenia się w bok, pod wyciągniętymi szponami wymordowanego. W takim tempie nigdy go nie zabije, prędzej się wykrwawi. Wstał i już musiał unikać ataku. Tym razem chlasnął szuję po łapach - trzy palce spadły na glebę.
- Repnin! - spróbował ponownie - Strzela- - ponownie mu przerwano, tym razem pazury bestii minęły jego twarz o włos.
Gdzieś w pobliżu eksplodował granat i zapłonął któryś z namiotów, rozświetlając okolicę.

Repninowi też nie było łatwo, bowiem strzałami przyciągnął do siebie kilka innych bestii.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jeden po lewej. Jeden po prawej. Po lewej postrzelony w bark, ale nie wyeliminowany. Poprawić. Po prawej się zbliża. Przeskoczyć skrzynię i zwiększyć dystans. Cholera...
Tak mniej więcej można by przedstawić myśli Repnina w tej chwili. Nie było czasu na myśli nie związane z walką. Pełne skupienie na celu (albo raczej celach) godne żołnierza. Pewnie to właśnie dzięki niemu udało mu się jeszcze przeżyć, choć to nie była pierwsza taka akcja.
- Pieprzyć to - syknął i zrzucił stos skrzynek na dwa psopodobne twory, które się do niego zbliżały. Wycofał się na większą odległość i rzucił w ich kierunku granatem.
W tym momencie usłyszał, jak ktoś z tyłu nawołuje jego imię. Odwrócił się i zobaczył Anterio zmagającego się z jedną z bestii.
Szybka analiza: gościowi skończyła się amunicja albo wytrącono mu broń.
Nie miało to jednak teraz najmniejszego znaczenia. Ważniejsze było to, że COŚ PRÓBOWAŁO GO ZABIĆ.
Próbował wymierzyć, ale nie było to wcale takie łatwe, gdyż podczas szamotaniny istniała szansa, że trafi towarzysza.
- Odskocz - wrzasnął i strzelił, gdy tylko miał ku temu dobrą okazję.

//Przepraszam, że tak późno. W przyszłość jak coś to kopnij mnie o odpis. Zwykle działa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wątek zawieszony z braku chęci pisania userów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach