Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

 Kończył ostatnią szklankę szkockiej, czując jak kończyny stając się coraz cięższe, a głowa samodzielnie pragnie przybić gwoździa. Ruchem dłoni, odsunął od siebie szklankę, wkładając w tę czynność zbyt wiele siły, efektem czego szkło poleciało na ziemię, roztrzaskując się na kilkaset kawałeczków. Niczym jego wspomnienia puszczone z dużej wysokości przez nieostrożne dłonie.
 Barczysty barman spojrzał na niego gniewnie, a Shane jedynie podniósł rękę i rzucił:
- Wybacz. – Najpewniej w innym wypadku dostałby po ryju od tak wielkiego i potężnego faceta, jednak fakt, że przebywał tutaj dość często sprawił, że dostał ułaskawienie. Chociaż raz parszywa opinia mu się do czegoś przydała. Nie był szczególnie z tego dumny, jednak durny grymas wdarł się na jego twarz, wykrzywiając ją na kształt uśmiechu.
- Wilków nie da się oswoić. Ich natura jest dzika. W pewnym momencie ona zawsze wyjdzie na wierzch. Nieujarzmiona, nieposkromiona i wyrywająca się ku wolności – powiedział, patrząc na wypolerowany, czasem w niektórych miejscach lepki, blat. - Wilki są dobrym towarzyszem. Oddane – potaknął, zamyślając się ile jemu przypadło z tej puli cech wilkowatych.
- Spotkałaś kiedyś Wymordowanego? Miałaś z jakimś styczność? - zapytał. Może faktycznie alkohol rozwiązywał jego wiele problemów. Rozmowa szła gładko, a on nie syczał jak zaszczute zwierze na wszystko co tylko się poruszyło i na niego spojrzało. Elena wydawała się całkiem fajną kobietą, mimo że należała do S.SPEC, których nieszczególnie lubił. Propozycja jaką mu zaproponowała była dla niego niesamowicie kusząca i głupim by był, gdyby nie chciał z niej skorzystać. Posiadanie własnego szpiega, mającego wtyki w wielu grupach było niczym wygranie szczęśliwego losu na loterii. Osoba pokroju Eleny bardzo przydałaby się jego organizacji.
- Posłuchaj, ja nie mogę zaoferować ci informacji na temat mojej organizacji. To wbrew moim zasadom. Jednak... – zawiesił na chwilę głos, podłapując z nią kontakt wzrokowy. Intensywne, dziki miodowe tęczówki obrały sobie za cel Furiosę – Pomogę ci w każdej sytuacji. Jeśli będziesz potrzebowała pomocy, przyjdę – zapewnił, mając nadzieję, że dziewczynie taka forma spłaty długu odpowiada. W końcu nie uzyskiwała nowych informacji, a całkiem wszechstronnego zabójcę, który bez mrugnięcia okiem pójdzie nawet do piekła w razie potrzeby. Shane był słownym facetem, tego mogła być pewna. Jeśli zaoferował się w wyciągnięciu jej z najgorszego bagna to nie wycofa się i nie ucieknie z podkulonym ogonem.
- Całkiem, całkiem. Fajna piosenka – skwitował. Dziwnie przypadła mu do gustu.
Kiedy dziewczyna nachyliła się w jego stronę, złapał ją za łokieć przyciągając jeszcze bliżej siebie. Gorącym oddechem muskając jej policzek, szepnął do ucha - Wiem, że zamierzasz dać mi na siebie jakiś namiar. To całkiem logiczne. Ja jedynie co ci dam to wskazówkę. Jeśli będziesz mnie potrzebowała, przypnij notkę na ścianie zlecenia u Smoków z dopiskiem, że poszukujesz Skowytu. A wtedy ja cię odszukam – mówiąc to, puścił ją. Wyprostował się i wyciągnął z kieszeni kilka zgniecionych banknotów. Poczekał aż kobieta podsunie mu jakąkolwiek wizytówkę samej siebie, a kiedy otrzymał mały strzępek czegoś, zabrał go i schował do kieszeni kurtki. Klamka zapadła. Nie było mowy o wycofaniu się z umowy. Zwłaszcza dla Furiosy, dla której znajomość z Shane'm będzie znajomością przez ciernie, pot i łzy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Alkohol, muzyka, wspomnienia… wszystko to zamroczyło umysł Eleonory. To uczucie, gdy zamkniesz oczy, a huczące  w głowie procenty wsysają cię w ciemność, że ledwo jesteś w stanie uchylić powieki. Przestajesz czuć swoje ciało, a od wirowania w czarnej próżni aż zbiera się na wymioty. Nagły brzdęk tłuczonego szkła wyrwał Furiose z transu. Zszokowana otworzyła oczy i popatrzyła to na Shane, to na wściekłego barmana. Ups! Coś ją ominęło. Wzrok padł na kawałeczki walających się odłamków. To będzie długie sprzątanie dla kogoś z obsługi. Zapamiętała by wspomóc barmana finansowo za szkody. Póki co uniosła ręce w obronnym geście i wzruszyła ramionami gdy rozgniewany spojrzał i na nią.
-Wypadek. Przepraszamy za zamieszanie. - powiedziała tylko i spojrzała podejrzliwie na Shane.
-Silny z ciebie facet. - mruknęła cicho by tylko on usłyszał i upiła łyk kończącego się już ginu. Na szczęście Shane został ułaskawiony i nie doszło do sprzeczki. Nie wiedziałaby, kogo powinna w innym wypadku ratować. Shane czy raczej barmana przed Shanem.
-Wilki są… urocze. – odezwała się po chwili, jeżdżąc szklanka po blacie. Kiedyś nawet by nie dotknęła stołu, który nie jest wypolerowany niczym srebrna zastawa nadętych paniczów. Dawniej, pewnie nie przekroczyłaby progu tak obskurnego miejsca. Sam zapach by ją odrzuciła. A ciężka atmosfera wprawiła ciało w dygot.
Obecnie nie robiło to jej różnicy. Ponure wydarzenia zmieniły ją na tyle, że zaczęła inaczej postrzegać siebie. Pożar wypalił w niej całą próżność. Zostawiając na pamiątkę pewne odruchy, jak poprawianie włosów i brzydkie blizny, zbyt głębokie i rozległe by chirurgia plastyczna mogła coś zdziałać.
-Ciężko mi powiedzieć, czy spotkałam wymordowanego. Jeżeli tak, to o tym nie wiem. Informatorzy rzadko przyznają się do tego kim są, a ja sama nie wnikam. Pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć by wrócić w całości do domu.
Jej kariera szpiega zaczęła się dość niespodziewanie. A wspomnienie jednej z pierwszych akcji do tej pory zadziwia ją, że w ogóle przeżyła. Sukcesywnie stara się rozwijać. Delikatne ciało zahartowało się po długich i nużących wyprawach w głąb desperacji. Choć z ulga wraca do miasta, czuje, że ma z nim coraz mniej wspólnego. Rozdarta między luksusem, technologią a brutalną rzeczywistością.
Egzystencjalny melodramat.
Popatrzyła na Shane, a wzrok wędrował z góry na dół. Na wilka uwięzionego w ciele człowieka, a może na odwrót? Gdyby nie alkohol zrobiłaby się zapewne spięta, wyczekująca każdej nagłej reakcji. W końcu jest tylko człowiekiem, co ona może zrobić jeżeli Shane wpadłby w szał? Barman postanowiłby na przykład uderzyć go za zbita szklankę i wtedy rudowłosy nie pozostałby mu dłużny. Aż nic. Siedziała rozluźniona i niepokojąco spokojna. Może za bardzo łączyła opętaną formę Shane ze swoim wilkiem. Dodatkowo uważała, że jest naprawdę miłym mężczyzną, zapewne mało kto akurat tak by go określił, ale w opinii Elen zawsze przeważają plusy, a nie minusy charakteru.
Wypiła gin i odsunęła bardzo delikatnie szklankę w stronę barmana z sukcesem udającego, że poprzednia akcja nie miała miejsca.
-Rozumiem. - pokiwała głową, notując sobie w głowie, że Shane ceni sobie swoja organizację. Dla szpiega nie jest to dobra wiadomość, o czym się po czasie przekonała. Przez to dochodzi do konfabulacji informacji dotyczących któregoś z członków organizacji aby go chronić. Jednak mająca na uwadze charakter człowieka, Furiosa uznała, że dobrze to świadczy o Shane. Ten kto się w jakimś stopni troszczy o swoich, nie zważając na przyczyny, nie może być zły do szpiku kości człowiekiem.
Nie mając za bardzo wyboru, patrzyła w bursztynowe tęczówki i uśmiechnęła się ciepło w odpowiedzi. Zdecydowanie wystarczy jej zapewnienie, że w razie problemów przyjdzie jej z pomocą. Takich ludzi nigdy za wiele. To aż nader wystarczająca zapłata za trochę informacji.
Tak bardzo nie zdawała sobie sprawy jak zawiły pakt właśnie przypieczętowała.
Przechyliła się, a na wskroś różowy notes wypadł z jej dłoni, gdy Shane przyciągnął ja do siebie. Zaskoczona słuchała szeptanych słów, z trudem mogąc się na nich skupić. Ciepły oddech i tembr głosu wywołał rumieniec na jej twarzy i tak rozgrzanej alkoholem. Chyba starczy wrażeń, jak na jeden wieczór. Wysiliła się na niemrawe kiwnięcie głową po czym z ulga wyprostowała się na swoim stołku.
-Skowyt? Bardzo trafne. Wiedziałam, że nie jesteś pierwszym lepszym najemnikiem.- uśmiechnęła się z satysfakcją. – A więc Drug-on. - szepnęła, pocierając usta dłonią w zamyśleniu.
Kontakt. Właśnie. Jak się Skowyt bardzo trafnie domyślił, chciała dać na siebie namiar. Zgięła palce zaskoczona brakiem notatnika w dłoni, który dopiero co wyjmowała. Wzrok padł na podłogę. No tak, przecież go upuściła. Leżał teraz samotny przytulając się do nogi stołka na którym siedział Shane. Co za niezdara. Złapała jedną ręką blat baru, a drugą sięgnęła po notes. Wciąż go nie dosięgając, złapała silne ramię siedzącego obok rudowłosego i pochyliła się bardziej. Czubki palców dotknęły szorstką okładkę po czym notes poddał się i trafił do rąk właścicielki. Szczęśliwa podniosła się powoli, ocierając polikiem o spodnie Shane.
Całą scenę  skomentowały uniesione brwi, czyszczącego szkło  barmana.
Zapisała w notesie bezpieczny numer telefonu i swój pseudonim.
-Furiosa.- powiedziała tylko, podając mu kartkę. Niewiele różniło się to od przypieczętowania znajomości paktem krwi. I tak przejebane. Człowiek wychodzi sobie na luzie do baru oddając się z zamiłowaniem swojej pracy, bezczelnie wszystkich podsłuchując, a tu wychodzą takie układy. Wyjęła pieniądze i położyła je zdecydowanym ruchem na blacie. A odgłos walącej w blat dłoni był niczym trzask zapadającej nad nimi klamki. Shane również powinien być gotowy, że pomoc Specowi kończy się zazwyczaj jazdą bez trzymanki z zawiązanymi oczami.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Shane nie przywiązał większej wagi do stłuczonego szkła, którym szybko zajął się barman rzucający mu groźne i niezbyt zadowolone spojrzenia. Mimo to najwyraźniej uznał, że rudzielec musiał tkwić w stanie nieważkości przez co jego palce stały się bardziej sztywne i mniej zgrabne. Nijak imało się to z prawdą, którą rudzielec dość wyraźnie widział. Siedziała przed nim bardzo piękna i niebezpieczna kobieta, którą aż miało ochotę ostrzec się przed czyhającym zagrożeniem jakie mógł na nią ściągnąć, chociażby przez sam fakt, poznania go.
- Urocze? Dopóki nie będą chciały ci przegryźć tętnicy – powiedział całkiem otwarcie. Nie miał zielonego pojęcia jaki obraz wilków miała kobieta, jednak on znał całkiem inną wersję. Sam własnymi rękoma musiał jednego z psowatych zabić i wówczas wcale nie wydawał mu się słodki. - Dobra zasada. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. - Sam sypiał fatalnie. Zwłaszcza ostatnimi czasy. Upiory znowu się budziły. Drapały, wyły i pragnęły uciec. Psychiczne więzienie, cela dla straceńców albo inaczej, pamięć długotrwała. Wspomnienia. Coraz częściej cierpiał na silne bóle głowy, które zazwyczaj kończyły się migreną i odizolowaniem od świata zewnętrznego. Szkocka łagodziła wszelkie napięcia, a może tylko posuwała fałszywe poczucie odprężenia? Cholera ją wie.
 Shane rzadko przywiązywał się do ludzi, rzeczy i miejsc. Lecz organizacja zajęła stałe miejsce w jego życiu i pomimo wszelkiej absurdalności chciał ją chronić. Stała się ważnym elementem, częścią, jedyną prawdziwą i realną ostoją, do której mógł wrócić. Zapewniała mu poczucie stabilności. Jeśli to miejsce było ostatnim jego przystaniem w życiu, chciał mieć świadomość, że banda straceńców, wykolejeńców i wynaturzonych dziwolągów nadal będzie istnieć. Czasem jego lojalność przerażała go. Przed oczami siedział szpieg SPEC'u, który za trochę informacje i dobry deal był wstanie sprzedać władzę. Nie miał zielonego pojęcia w jakim stopniu to robi, lecz zapewne w tym mniejszym na pewno.
- Ta. Jakoś tak przyległo – mruknął odnośnie swojego pseudonimu, który wcale nie był najwyższych lotów. Całe szczęście, że jedynie w murach Smoczej Góry nazywano go Rudą. Niby nic takiego, lecz damski odpowiednik wprawiłby wielu w zakłopotanie kiedy tylko przed nosem stanąłby wysoki i dobrze zbudowany facet o gęstej, rudej czuprynie.
Kiedy Elena pochyliła się, sięgając w dół po swój notes, nie oderwał od niej ani na moment wzroku. Błądził po lśniących włosach aż kompletnie odpłynął i na chwilę przymknął powieki, czując przyjemny zapach jej perfum. To zdecydowanie było lepsze niż rzygowiny, papierosy i lane piwo, które unosiło się na przemian w powietrzu. Zdradziecki, nikły uśmiech wdarł się na jego usta kiedy ta przypadkiem – bądź nie – otarła się policzkiem o jego spodnie. Szybko spoważniał reflektując się, aby kobieta nie przyłapała go na chwilowej frywolności.
 Wyprostował się, podnosząc z krzesła. Spojrzał na nią spokojnym wzrokiem, płacąc za zamówienie.
- Do zobaczenia. - Naciągnął kurtkę na ramiona, następnie wychodząc z baru na zimne powietrze Desperacji i szybko znikając w tłumie jemu podobnych dziwaków.



[Wątek zakończony]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach