Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 02.09.14 19:33  •  Biblioteka - Page 3 Empty Re: Biblioteka
Stety lub niestety, zdecydowana większość przedstawicieli ras wszelakich, wliczając w to rasę męską i żeńską, nie trzymała się swoich "powinien/powinna". Ale czy w ogóle istniało coś takiego na dobrą sprawę? Dużo bliższe rzeczywistości byłoby raczej słowo "mógłby/mogłaby zrobić to inaczej", w chwilach, gdy ktoś popełni błąd krytyczny. Taki, który go pogrąży. Wtedy nie ma wątpliwości, że zrobił coś źle. Nie tak, jak powinien. Jednak jak długo efekty są zadowalające, tak długo nie można o tym mówić bez wahania. I tak długo wszystko jest w porządku. Dlatego też nikt nigdy nie komentował podejścia Irisviel do swojej pracy. Sam Franciszek nie był tu wyjątkiem. Była skuteczna - tylko to się liczyło. A poza tym, w chwilach, gdy nie dawała się ponieść do przesady, była szalenie miłą osobą. Choć nie była to chyba specjalnie obiektywna opinia, w końcu u łowców była od niego dłużej. I była jedną z pierwszych łowczyń, z jaką Franek miał do czynienia. A po rytuale ludzie dość często potrzebują jakiegoś w miarę stabilnego oparcia.
Śmierć - temat ulubiony przez niektórych, nie do końca zrównoważonych graczy for pbf - była kwestią, w której różniła się ta dwójka. Pani Kat, bez cienia wątpliwości oswojona z tym zjawiskiem na wszystkie możliwe sposoby patrzyła na nią bez cienia emocji. Pan wtyka, bez emocji patrzył wyłącznie na śmierć innych. I to innych ras, precyzując. Prawdopodobnie makabryczny kres życia jakiegoś łowcy odbiłby się w jakimś stopniu na czerwonookim. A kwestia śmierci jego samego i jej samej, to już niebo a ziemia. Nie potrafiłby bez wahania stawić jej czoła. Prawdopodobnie, gdyby okazała się wyjątkowo bliska i była wyjątkowo realistyczna, jego szare komórki szalałyby na nierealnym wydawałoby się poziomie, szukając jakiejkolwiek ścieżki ocalenia. A gdyby poczucie beznadziei i bezradności stało się zbyt intensywne, najprawdopodobniej rozkleiłby się żałośnie. Szczęśliwie jak do tej pory zawsze potrafił się wyłgać, uciec lub zastrzelić wroga.
Wracając do rzeczywistości, słowa dziewczyny sprawiły, że jedna z jego brwi - lewa precyzyjnym będąc - uniosła się ku górze. Koncepcja eleganckiej Irisviel wydawała się abstrakcją nie z tej ziemi! Siwy łowca miewał czasami dziwne nastroje, jak i udawał zupełnie innych ludzi, jednak ona? Ona była porywcza, dzika, nieokiełznana. A teraz wywołała najszerszy i najszczerszy z uśmiechów czerwonookiego. - Biorę Cie za słowo. - stwierdził. Przypuszczał oczywiście, że dziewczyna nie mówiła poważnie. Ba, był o tym święcie przekonany. Ale kto wie, czy go nie zaskoczy? Po tym, jak dał znak, że jej uwierzył? W końcu słowo dane łowcy przez łowcę miało szalenie duże znaczenie, jeżeli chodzi o funkcjonowanie ich organizacji. A ta porywcza młoda dama może w głębi duszy chciała się raz na dziesięć lat wystroić, jak na kobietę przystało?
Zaprowadziła go do stołu. Usiadł we wskazanym miejscu, nie czekając aż się rozsiądzie. Zresztą, dość trudno byłoby wpasować się na wskazane miejsce po tym, jak Irysek skończył na stole. Odpowiedział jej twardym spojrzeniem, gdy się nachyliła. - Zrobię wszystko, by tak się stało. - szepnął w odpowiedzi, tym razem powstrzymując się od uśmiechu. Kolejne z głupich kłamstewek. ~ Ile Ty w ogóle masz lat, kwiatku? ~ przeszło mu przez głowę.
Na jej skupienie, i dość poważne pytanie, zmrużył delikatnie oczy. Był w zasadzie niemal pewien, że nie było to nikogo więcej, jeżeli chodzi o obserwację otoczenia Franek radził sobie lepiej niż nieźle. Ale nie zaszkodzi na chwilę skupić się i sprawić, że ciemny kamień w jego uchu zamigotał brokatowym blaskiem. A poza wyraźnym wyczekiwaniem białowłosej, nic nie dotarło do świadomości łowcy. - Możesz. - potwierdził, a jednocześnie jego kolczyk przestał działać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.09.14 21:07  •  Biblioteka - Page 3 Empty Re: Biblioteka
Oczywiście, że istniało coś takiego jak powinność. Każda istota miała bowiem zakodowane rzeczy, które powinna zrobić oraz sytuacje, do których powinna dążyć. Niemniej jest to raczej coś narzuconego z góry, co w niektórych jednostkach budzi jawny bunt! Jak to, że ja mam coś zrobić? I właśnie w tym miejscu wchodzi w grę wspomniane mogłabym/mógłbym. Nie dość, że brzmi to o wiele łagodniej, to jeszcze ma się wrażenie możliwości wyboru. Najczęściej jednak jest ono całkowicie złudne, ale takie właśnie ma być. W czasach, w których przyszło nam żyć, nie ma bowiem wielkiego wyboru. Te osoby, które faktycznie go mają, cieszą się swoją niezależnością i nie afiszują się z nią, są wyjątkiem, i to bardzo niepopularnym. Wyniszczanym. Dla większości społeczeństwa niechcianym i niebezpiecznym. Wszak ludzie powinni żyć w tej swojej nieświadomej, sennej rzeczywistości. Między innymi dlatego Iris została łowczynią. Była nią już długo, nie potrafiłaby zliczyć ile dokładnie, zresztą ona - w przeciwieństwie do Franka - nie zwracała dużej uwagi na przemijający czas. Ważne były dla niej wybrane punkty na osi czasu linearnego, reszta... cóż, zamykała się w pieprzonej cykliczności. I w tym całym czasowym rozgardiaszu, został jej przydzielony Francesco. Nadęty, pewny siebie facet, który jednak poza udawaniem, kłamaniem, wynajdowaniem informacji, niewiele sobą reprezentował. Takie przynajmniej wywarł na niej pierwsze wrażenie. Po jakimś czasie Irys zmieniła do niego swoje nastawienie, przyzwyczaiła się do jego poczucia humoru i sposobu bycia. A co więcej - polubiła go cholernie. Nie umiała współpracować z innymi, a jednak robota z nim sprawiała jej czystą przyjemność. Może dlatego, że jej dzika i nieokiełznana natura miała jakieś oparcie i poczucie stabilności przy nim? Nie była tego pewna. Wiedziała jednak, że jest on jedną z nielicznych osób, które starałaby się ochronić bez zlecenia z góry. Nie chciała tego mówić głośno, ale zdawała sobie doskonale sprawę, że jego odwaga była tylko na pokaz. Dlatego od spraw finalnych trzymała go z dala.
Z dziwnym rodzajem zadowolenia patrzyła, jak jego brew się unosi. O tak, o jej widoku w sukni to może sobie tylko pomarzyć! Ona nie ma czasu na takie pierdoły, jak strojenie się w sukienki, które są nieporęczne i przeszkadzają w większości ruchów. No, chyba, że ktoś da jej gwarancję urlopu, w czasie którego będzie miała pewność, że nikt jej nie zaatakuje. Ale nie było to raczej możliwe. Widząc jego uśmiech, stuknęła go delikatnie w czoło palcem wskazującym, zjeżdżając nim wzdłuż nosa i ust chłopaka.
- Brać za słowo? Oj, biedny Ty... - zaśmiała się wesoło, ale po chwili stwierdziła, że nie jest to temat do żartów. Akurat obietnice i przysięgi wszelkiego sortu traktowała bardzo poważnie. - Spraw mi jakąś, to może ją ubiorę...- wzruszyła ramionami, uznając, że to załatwi ten temat. W końcu nawet jeśli by mu się chciało szukać tego stroju, to gdzie go zdobędzie..? Co prawda nie musiała zakładać kiecek, by czuć się wystarczająco kobieco, ale chyba jednak wolała wygodę spodni.
Kiedy już rozsiedli się mniej lub bardziej wygodnie, jego harde spojrzenie wywołało u białowłosej słodki uśmiech. No, co jeszcze jej pokaże? Kogo będzie udawał teraz? Jaki repertuar charakterów i zachowań dla niej przygotował? Tak czy inaczej, stwierdziła, że zagra w jego grę.
- Wszystko? A co to znaczy?- zmrużyła delikatnie swoje oczy, nijak nie zrażając się twardością jego spojrzenia.
Milczała przez tą krótką chwilę, kiedy Franek sprawdzał otoczenie. Nie musiał tego co prawda robić, Irisviel była niemal pewna, że nikt ich tu nie znajdzie przez dosyć długi czas. Ale lubiła patrzeć na jego koncentrację, nie wyszedł raczej z wprawy.
- Będę potrzebować pomocy. Nie jestem pewna, czy nie chcą mnie wrobić... w akcję, która ma się skończyć moją śmiercią. Chyba zaczynam wadzić innym katom. - nie wyglądała na specjalnie przejętą tymi słowami, w końcu nie byłaby to pierwsza taka sytuacja w jej życiu. - Słyszałeś może coś o tym?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.09.14 21:58  •  Biblioteka - Page 3 Empty Re: Biblioteka
Czy możliwość wyboru miała być złudna? Każdy, kto zgadzałby się z takim poglądem, byłby wrogiem łowców. Właśnie ów dążenie do niezależności i wolności było esencją tej grupy - przynajmniej w to wierzył Francieszk. Co zaś się tyczy osób niezależnych i posiadających realny wybór... Cóż, w tym świecie, jeżeli nie byli to zwykli rewolucjoniści, musieliby to być ludzie szalenie wysoko postawieni. A tacy, wręcz przeciwnie - z wyborem afiszowali się wyjątkowo chętnie. I swój wybór narzucali większej liczbie ludzi. W zasadzie pozbawiając tychże ich własnej szansy na podejmowanie takiej czy innej decyzji.
Co zaś się tyczy Iryska i Nietzchego, współpracowało im się w istocie, całkiem dobrze. Lecz założenie, że dziewczyna mogła mieć przy krwistookim poczucie stabilności nie było zbyt trafne. On sam bowiem, poczucie stabilności czasem tracił. Gdy sytuacja zachodziła zbyt daleko, gdy jego moc nie działała jak należy, gdy wrogów było zbyt dużo, lub gdy doskonale wiedzieli z kim mają do czynienia. Wtedy Franek miał tendencję o utraty swojej stabilności. A łowczyni do instynktownego, żywiołowego działania, które na ogół wystarczyło im, by wyjść cało.
Marzyć, to bez cienia wątpliwości zbyt duże słowo. Ale ogromna ciekawość, ekscytacja, absurdalna radość i rozbawienie... te wszystkie elementy wypełniały siwego łowcę na samą myśl o łowczyni w sukience. Jak to w ogóle brzmi! Z komfortem, bez cienia wątpliwości, niewiele to miało wspólnego. Z drugiej jednak strony... spojrzenie mężczyzny utkwiło w jej butach. Zaśmiał się w duszy. To z pewnością nie był najbardziej komfortowy strój na świecie. Ale któż zabroni na lekkie zboczenia tak zacnemu katu? Dopóki się nie potknie, niech nosi, co tylko zapragnie.
Skinął głową, wciąż obdarowując ją uśmiechem. Nie skomentował słów "załatw jakąś", ale z pewnością. Załatwi. Ku własnej uciesze i rozbawieniu. Raczej nie z magazynów łowców, tam nikt nie trzymał takich szmat. Ale nie takie rzeczy się w życiu kradło. A niektóre panie, na przykład anielice, nosiły się w wyjątkowo urokliwy sposób. Uśmiech czerwonookiego poszerzył się jeszcze. Och, jaką ona mu dała swobodę wyboru!
W końcu siedzieli, dziewczyna podjęła grę. Rzuciła mu proste pytanie. Siwy łowca zastanawiał się przez chwilę, czy to było wyzwanie, czy zwykła ciekawość. Przemyślenia nijak jednak nie spowolniły ruchu jego ręki. Dłoń w chwilę znalazła się przy jej twarzy, delikatnie gładząc jej oszpecony policzek. - Wszystko... - zaczął, i powoli zbliżał do niej twarz. Cisza dłużyła się, a on patrzył w jej ślepia. Powstrzymywał się od uśmiechu. Starał się być poważny. A gdy odległość między nimi była dostatecznie niewielka, a cisza przeciągała się równie długo, dokończył - ...to znaczy, że zabiję każdego mężczyznę, każdej rasy, jacy chodzą po tej ziemi. A gdy już nie będzie nikogo innego, z "mojej połowy świata", gdy już nie będziesz mogła nacieszyć oczu kimkolwiek innym, gdy będę jedyny, wtedy za mną zatęsknisz. - mówił cicho, dość szybko ale niezbyt gwałtownie. Robił drobne przerwy, odpowiednio modulował głos. Brzmiał oto jak bajka. Gdy skończył znów zapadła chwila ciszy. A potem opadł na siedzenie, odjął dłoń od jej twarzy i uśmiechnął się.
- Masz na myśli tych u góry, czy osoby postronne? - zapytał, choć znał odpowiedź. Nie było mowy, by Ci u góry chcieli się jej pozbyć. Nie, tak długo, jak była skuteczna. Natomiast konkurencyjni łowcy? Och, to już wprost przeciwnie. Wielu z nich wyraźnie nie rozumiało, jaka idea przyświeca ich organizacji. Chcieli jakieś głupiej sławy, awansów, docenienia. Krwistooki kilkoro takich ludzi wydał w swoim krótkim życiu, uznając, że lepiej się ich pozbyć, niż pozwolić by Ci pozbyli się kogoś innego. - To nic nowego, kwiatku. Jak długo jesteś tak skuteczna, tak długo niektórzy drogę do bycia lepszym widzą nie we własnych osiągnięciach, lecz w Twojej klęsce. - odpowiedział dość ogólnikowo. W istocie, plotek na jej temat słyszał całe masy. Nic jednak nie było w tym niespotykanego czy przesadnie budzącego jego zmartwienia. Przeważnie ludzie tak po prostu, złorzeczyli, i nic za tym nie szło. Rzadziej podziwiali, ale to też nie warte wzmianki. - Masz jakieś poszlaki? - zapytał, zastanawiając się, czy może nie brakuje mu w tym wszystkim jakiegoś elementu, skoro dziewczyna się przejmowała...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.09.14 22:46  •  Biblioteka - Page 3 Empty Re: Biblioteka
No i dlatego łowcy mieli całą masę wrogów! Białowłosa jednak na tyle długo siedziała w tym syfie, że przestała uważać wszystko co się rusza za potencjalne zagrożenie. Bardziej jako obojętne zjawisko, które w każdej chwili musi być przygotowane na unicestwienie z jej strony. Ot, niewiele znaczący szczegół w postrzeganiu świata. I tak, dla łowców niezależność, wolność działania i swoboda myśli była na tyle naturalna, że Iris przestała ją zauważać... Oburzyłaby się niezmiernie, gdyby ktoś próbował jej nakazać działanie niezgodne z naturą kata. Niezgodne z naturą kobiety, która oddała siebie nieoczekiwanej śmierci już dawno temu. Natomiast Franek daleki był od ideału poddania się woli losu, który często kpił sobie z rozsądku i planów, które miały być przez nich wykonane. Był młodym łowcą, tyle o nim wiedziała, jeśli chodzi o rzeczy stricte osobiste. Więcej zresztą nie musiała wiedzieć. Tak czy inaczej zdobywał doświadczenie całkiem szybko, dosyć często po jej opieką i okiem. Zbyt cenny był tako wtyka, by tak po prostu ktoś mógł go wykończyć. Może faktycznie, poczucie stabilności u białowłosej było złudne, ale jednak było. A ta ułuda miała swoje pozytywne skutki, więc Irys nie wgłębiała się czy ma to jakieś uzasadnienie w rzeczywistości. Nie sądziła, że będzie to jakoś specjalnie mądre posunięcie, jeszcze odkryje coś, czego wolałaby nie wiedzieć.
Szpilki niekomfortowe? Oszczerstwo! Nie dość, że wygodne, to jeszcze idzie nimi kogoś zabić. Raz jej się zdarzyło wbić jednej z ofiar dwunastocentymetrową szpilkę w oko, kiedy skończyła jej się amunicja w glocku. Niemniej, sukienki dalej znajdowały się poza wyobrażeniem białowłosej, tak więc nawet nie brała pod uwagę tego, że Franek będzie coś kombinował w tej materii.
I do jakiego wniosku doszedł? Wyzwanie czy ciekawość? Gdyby to pytanie zostało wypowiedziane na głos, Iris nie byłaby w stanie odpowiedzieć. Po części i to, i to. No, może jednak trochę bardziej wyzwanie. Otarła delikatnie policzek o jego rękę, a na jej ustach pojawił się wyraz wrednego rozbawienia. Oblizała wargi, patrząc na niego spod półprzymkniętych powiek. Na pierwsze słowo, jej spojrzenie ewidentnie zdradzało ciekawość, błyszczącą i niebezpieczną. Pomimo tego, że pozwalała sobie na takie zachowanie, miała nadzieję, że Franciszek doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nie do końca jest panem sytuacji. Co właściwie w równym stopniu bawiło i złościło Irysa, gdyż chciała by to wreszcie ktoś inny panował nad tym, co się dzieje wokół.
- Będziesz w stanie zabić każdego..? - niemal szepnęła mu w usta. - I czemu wtedy mam za Tobą tęsknić? Bo nie będę miała żadnej męskiej alternatywy?
Cisza, która między nimi zapadła faktycznie się przeciągała, ale w całkiem przyjemny sposób. Białowłosa złapała siwka za krawat, nie pozwalając mu całkowicie się oddalić. Jej złośliwy uśmiech nie zniknął, nawet wtedy, kiedy pocałowała go delikatnie w usta.
- A co, jeśli powiem, że jednak też tęskniłam? - puściła go w końcu i sama odchyliła się lekko do tyłu. On opowiadał piękne bajki, a ona robiła piękne rzeczy. Zresztą... właściwie nie było to takie całkowite kłamstwo.
Prychnęła z dezaprobatą na jego kolejne pytanie. A kto inny mógł jej grozić? Niektórzy z nowych łowców także powinni zostać wyeliminowani. Irys jednak nie chciała aż tak bardzo skupiać na sobie uwagi innych, więc w tej kwestii z uporem siedziała cicho.
- Myślisz, że gdybym miała poszlaki, to pytałabym Ciebie? - uniosła brew, wyraźnie niezadowolona. Ona nie popełniała błędów w sztuce. Jej błędy tyczyły się spraw czysto formalnych. Była jednak zbyt szalona, by ktokolwiek śmiał się o to przyczepić. I jej to pasowało. - Zabiłabym ich już dawno, skarbie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.09.14 23:28  •  Biblioteka - Page 3 Empty Re: Biblioteka
Dla przedstawiciela tej brzydszej płci, potencjalne zagrożenie nie było zagrożeniem, jak długo potencjalnie można było je zwieść. Dlatego też również czuł się dość swobodnie, nawet, mimo swojego wyraźnego braku doświadczenia oraz braku artefaktów sprzyjających walce. Wśród tylu kreatur wraz z pociskiem nie zawsze sposób pozbawić żywota. Widywał już takie cuda jak jakieś wietrzne osłony i inne im podobne. Ale specjalnością wtyki nie była przecież walka. A czy w istocie był tak wartościowy jak postrzegała go Pani Kat? Zważywszy na pewien niedobór ludzi jego specjalizacji, bez wątpienia. Poza tym miał bardzo przydatne w tej kwestii umiejętności. Niewielu ludzi zdaje sobie sprawę jak trudno jest porównać przykładowo szybkość poruszania się dwójki ludzi, których nie widzimy jedno po drugim. Nietzche, jak nazywano go podczas różnych zleceń, potrafił to ocenić samym wzrokiem. I potrafił o takich szczegółach pamiętać. A także zasugerować fizycznie wykonalny sposób przeciwdziałania, jeżeli była taka konieczność. No i chyba jako jedyny z użytkowników "kotka" opanował go do tego stopnia, by wpływać na myśli innych, a nie tylko je słyszeć. A to bywało szalenie pomocne.
Co zaś się tyczy szpilek - i ich wygody oraz zastosowań bojowych, mężczyzna był przekonany, co do swoich przypuszczeń i zdania raczej nie zmieni. Zbyt dużo razy nasłuchał się o niepraktyczności takiego odzienia tych bardziej beztroskich mieszkanek tej planety. I to nasłuchał się nie słów, lecz myśli, a tym bardziej zawierzał. Natomiast morderczych zastosowań odmówić im nie mógł. Bez cienia wątpliwości jednak, mordercze by one były, w "rękach" mężczyzn bardziej dla samych nosicieli, niż domniemanych ofiar. A i połowy nosicielek, jak przypuszczał.
To, do jakiego wniosku doszedł było oczywiste. Do słusznego. Znał się na ludziach i potrafił odgadywać co kryje się w głowach tych obcych. A Irys do obcych nie należała. Obserwował ją już trochę, i wypracował sobie cały szereg przypuszczeń, po których dość trafnie potrafił szacować jej działania.
Na jej szept nie odpowiedział. Postarał się jednak, by jego spojrzenie i drgnięcie wargi dało jej jasny przekaz. A przekazać chciał słowa Każdego, jeżeli to będzie dla Ciebie.. Nie odezwał się też na jej dalsze słowa. Odpowiedź wydawała się oczywista. Przynajmniej do czasu, aż próbował się cofnąć, a dziewczyna go powstrzymała. Nie tylko nie dał się ponieść chwili, ale i nie odpowiedział pocałunkiem. Zresztą, pani Kat niespecjalnie się tego domagała. Zadała pytanie, i padła chwila ciszy, w której siwy łowca uśmiechał się do niej. - Ja powiem, że wiedziałem. - rzucił w sumie całkiem szczerze. Już dawno zaczęła go traktować w zupełnie inny sposób niż na początku ich znajomości. To zaś dowodziło sympatii. A czyż ludzie nie tęsknią za tymi, których lubią? Zwłaszcza, gdy jest ich tak niewielu? - Wiedziałem także, że się nie powstrzymasz. - dodał, i przeciągnął palcem po własnej wardze, a jego uśmiech poszerzył się. - Odgrywałem sobie w głowię tę chwilę tysiące razy. - dokończył ewidentnym kłamstwem.
Na jej pytanie westchnął ciężko a po chwili zaśmiał się krótko. - No tak. - krótka przerwa - Zapomniałem Twojej definicji "poszlak". - stwierdził. - "Imię, nazwisko, wygląd, miejsce pobytu celu." - wyliczał wyraźnie rozbawionym tonem. Słusznie uznał, że pytanie jej nie ma najmniejszego sensu. To ona chciała wiedzy, on miał ją zdobyć. I nie zawracać jej głowy. - Dobra, zajmę się tym. - rzucił w końcu, nie chcąc już nawet drążyć skąd wzięły się tak wzmożone obawy. Chyba przyjdzie mu trochę ponarzekać na tę szurniętą, porywczą idiotkę, i opowiedzieć komuś historię jak to prawie przez nią zginęli. A potem przeglądać efekty wywołanej rewelacji. Jak ktoś z okolicznej kryjówki będzie coś wiedział - pan wtyka także.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.09.14 14:34  •  Biblioteka - Page 3 Empty Re: Biblioteka
Dlatego Nietzche był jej tak bardzo dogodnym partnerem. Nie mogła odmówić sobie jednak czasem rozminięcia się z jego wskazówkami, gdyż po prostu zadania byłyby zbyt proste. Szybkie. Łatwe. Gdzie tu satysfakcja, pytam się! Gdzie radość i spełnienie z racji wykonywanego zawodu? Oczywiście nie było to regułą, czasem i ona musiała się nieźle nagimnastykować, żeby wszystko zostało zrobione jak należy. Łowcy zazwyczaj pracowali sami, Irisviel była jeszcze parę lat temu idealnym przykładem samotnego świra, który niemal prosił o kolejne zlecenie zabójstwa. Kwiatuszek, jak zwykło się mawiać na nią w środowisku katów, który zamiast wodą, podlewany jest krwią. Był to nawet wewnętrzny problem przez jakiś czas, bo zleceń nie było, a dziecinka się dosyć ostro o nie upominała. Taak... Irys miała wtedy ciężki czas, w którym chyba jednak zaczęła powoli normalnieć. Znaczy, nie węszyć wszędzie teoretycznego mięsa armatniego. I między innymi przydzielono jej świeżaka, Franciszka. I że niby ona ma się zajmować jakimś nowym? Bezsens. Owszem, był to bezsens do czasu aż Levino pokazał, że jednak może być dla niej całkiem użytecznym narzędziem do koordynacji i precyzji ruchów. Albo podsuwania innych rozwiązań, które białowłosa oczywiście pominęłaby z racji ich racjonalności.
To, że Francesco nasłuchał się myśli różnych przedstawicielek płci pięknej, nie znaczy to, że obraz ten musiał się pokrywać w rzeczywistości w stu procentach. Iris jeśli chodzi o standardy, to raczej się nimi nie przejmowała. Nie znała ich, więc jakim cholernym sposobem mogła wiedzieć czy się w nich mieści czy wyłamuje? Nawet gdyby już była w posiadaniu tej tajemnej wiedzy, to nijak by jej to nie obchodziło. Kat nie dba o swoją opinię u innych, a raczej dba, aby była ona możliwie jak najgorsza.
Spojrzenie mężczyzny było cudne, niezależnie od tego czy udawane czy też nie. Znaczy, Irysek doskonale wiedziała, że prawdziwe ono nie było. A nawet jeśli by było, to raczej nie przejęłaby się tym faktem. Tyle razy słyszała podobne teksty od facetów, którzy jakiś czas potem otrzymywali śmierć z jej rąk. Jednak na miejscu normalnej kobiety pewnie by się rozpłynęła. Takie słowa, taki czar oczu, taka magia chwili...! Uniosła nieznacznie brwi, czując jego nieruchome wargi. Po krótkiej ciszy, jedna z jej brwi uniosła się jeszcze wyżej. W odpowiedzi na jego uśmiech, przygryzła wargę, taksując go dalej spod półprzymkniętych powiek. Milczała, właściwie dosyć długo. Nie musiała potwierdzać, że miał rację jeśli chodzi o jej tęsknotę. Bo ona faktycznie istniała w jakichś zakamarkach jej umysłu. Bawił ją jednakże fakt, że Franciszek lepiej o tym wiedział, niż ona sama.
- Ty za to widzę powstrzymywanie się masz opanowane do perfekcji - zakpiła, opierając jedną nogę na jego klacie. Wbiła mu mocno cienki obcas w ciało, a jej twarz nie wyrażała właściwie żadnych emocji. W głowie kwiecistej panny zapanował huragan różnych myśli, całkowicie do siebie niepasujących. Jeszcze chwila, a nacisk jej nogi przewróciłby krzesło. Nie zmniejszała go jednak. - W głowie także zmieniłeś się w posąg? - dopiero teraz się zaśmiała krótko i zabrała obcas z jego klatki piersiowej. Wstała ze stołu i przeciągnęła się leniwie.
- Ostatecznie, samo miejsce pobytu mi starczy. Najwyżej zginie parę osób za dużo, też mi wielka strata... - wzruszyła ramionami i podeszła do regałów z książkami. - Ile może Ci to zająć? Nie chcę czekać znów paru miesięcy... - jej głos miał być neutralny, ale nie umiała powstrzymać nutki wyrzutu i smutku, które niezmiernie rzadko było słychać w jej repertuarze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.09.14 2:51  •  Biblioteka - Page 3 Empty Re: Biblioteka
Na ile znam zgromadzone w temacie jednostki, nie sądzę, by zdziwił je fakt, że ludzie to dziwne istoty. A fakt ten, stał się dla mnie muszę przyznać, dość wyraźny, wniosek nasunął się sam - jak zwykle - z obserwacji. Obiekt, któremu się przyglądałem, od dłuższego czasu próbował poszerzać swą wiedzę, skupionym będąc, co najmniej w sposób znaczący. Wzmożony wysiłek umysłowy znużył go i zmęczył zarazem. Obiekt miał problemy z utrzymaniem powiek w górze, a gdy mu się udawało, źrenice wymykały się spod kontroli. Miast pilnie śledzić rząd cyferek i zmiennych na ekranie, wolały tęskno zerkać na postać pewnej dziewuszki odzianej w przeuroczą suknię. Obiekt walczył jednak, do kresu swej wytrzymałości. Do czasu, aż używanie długopisu zaczęło go przerastać. I po morderczej walce, w czasie której uznał, że nie ma sensu kontynuować boju przed snem, a jedynym słusznym wyjściem z sytuacji jest udanie się na spoczynek... postąpił wbrew rozsądkowi. Wbrew własnym siłom. Wbrew czemukolwiek, no, może za wyjątkiem tęsknoty i domniemania przyjemności. Obiekt postanowił wykazać się odrobiną kreatywności i skleić kilka zdań złożonych. Chyba czas jednak, by w ogóle odkrył, na jaki temat winny być te zdania, i zagłębił się w nie tak znowu dawną przeszłość bohaterów tej opowieści, którą zdążył zagubić w swej pamięci...
...lecz pierwsze już chwile zagłębiania się we wspomnianą przeszłość, nie na bohaterów skierowały uwagę, lecz na obcasy, ich popularność, zastosowania i praktyczność. Nikt nie twierdzi, że panie są nieomylne. Że ich myślenie jest bezbłędne. Wnioski trafne. To też Franciszek idiotą kompletnym nie będąc, nie wychodził z takiego założenia. Poza tym nie było cienia wątpliwości, że wielu ludzi postrzega świat zupełnie inaczej. Mają zupełnie inną wprawę w obchodzeniu się z różnymi rzeczami, i zupełnie inne preferencje. Jak mawiał Hesher, ostrzegając młodego chłopca, aby pilnował starowinki "pojebów nie brakuje", a skoro nawet biedne babcie zasługują na chwilę uwagi jednych psychopatów, inni wariaci, z zupełnie innego świata lubią spać na gwoździach miast w rokoszanie miękkiej pościeli, jakże mało wyjątkowa wydawała się przedstawicielka płci pięknej, która nie widziała w obcasach nic niekomfortowego. W każdym razie przeciętni mogli tylko marzyć by postrzegać ten rodzaj obuwia w sposób podobny.
Spojrzenie krwistookiego z całą pewnością dalekie było od prawdy. Nawet, jeżeli pominąć kwestię chęci lub ich braku, Nietzche nie byłby fizycznie w stanie zabić nawet pojedynczych, lecz wyjątkowych jednostek, choćby działając z zaskoczenia, i był tego doskonale świadom. Wystarczy, że ktoś odkryje jego zamiary przed realizacją, i byłby skończony. Zresztą, realizacji by się nie podjął, gdyby nie miał pewności, że po wciśnięciu spustu historia dobiegnie końca. Co z tego, że potrafił sie bić w standardowy sposób? W obecnych czasach tak łatwo o przeciwnika posiadającego artefakt lub moc, która pozbawi wroga szans w "uczciwej walce", że ludzie tacy jak Franek skazani są na nieuczciwość! Tym niemniej, jego spojrzenie było całkiem czarujące. I nie do końca nieszczere. Może niewypowiedziane słowa zapewnienia o możliwości, były fikcją, lecz oddanie kwiatuszkowi, jak i głębokie przywiązanie były jak najbardziej prawdziwe.
Na wspomnienie o opanowanym do perfekcji powstrzymywaniu się, jakby na dowód jej słów wstrzymał się od uśmiechu. Kpina wcale nie była nieprzyjemna. Wydała mu się wręcz zabawna. Podobnie, jak boleśnie wbity obcas. Chwilę później nie musiał wstrzymywać się od uśmiechu. Bolesny grymas wypłynął na jego twarz, i nie miał na to większego wpływu. Choć organizmy łowców były zdecydowanie silniejsze, i szybciej regenerujące się, od tych ludzkich, Nietzche wcale nie radził sobie z bólem w sposób specjalnie godny pochwały. Zwłaszcza, jeżeli ten ból zadawała mu towarzyszka, a nie wróg próbując coś z niego wyciągnąć, bo w tej drugiej sytuacji całe skupienie i uwaga przeszłyby na stłumienie tego uczucia. A tutaj? Tutaj uwagę przyciągała białowłosa. Jej słowa, ruchy, ton głosu. I obcas. Nie jako sam w sobie, lecz jako element całości. Na pytanie poprzedzające śmiech, przestała na niego naciskać. Profilaktycznie wstał, nie chcąc pozwolić, by wróciła do poprzedniej czynności. Niesłusznie najwidoczniej, bo i ona postanowiła się podnieść. Chociaż z drugiej strony...
Ponownie ukazał rząd równych zębów w czułym uśmiechu. Raz jeszcze jego dłoń uniosła się wolnym ruchem, by przesunąć się w stronę jej twarzy, tym razem mniej oszpeconej części. Cztery z palców wplotły się w białe włosy, kciuk gładził delikatnie jej lico. A Franciszek zbliżył się, na tyle, na ile to tylko możliwe by nie nacisnąć sobą na jej ciało, lecz by ich ubrania stykały się. Schylił się by mówić wprost do jej ucha. - Przeciwnie. - odparł w końcu na pytanie o posąg. - Uwielbiam igrać z ogniem. - jakże kłamliwymi możnaby nazwać jego słowa, w kontekście pracy i podejścia do spraw, w których faktycznie dopuszczał do siebie myśl o zagrożeniu. W następnej chwili jednak doprecyzował, pozbywając się z wypowiedzi dróg do złej interpretacji - Twoim ogniem. - dokończył. W tej samej chwili dłoń, która delikatnie gładziła jej twarz znieruchomiała na chwilę, a potem mniej delikatnym ruchem odsunęła głowę dziewczyny trochę do tyłu. Mężczyzna wyprostował się i odsunął odrobinę, a następnie nachylił tak, by pocałować Irisviel w czoło. - Mój mały kwiatuszku. - dokończył czułym tonem, w którym dało się wyczuć delikatną nutę ekscytacji. W istocie, Franek przypuszczał, że to, co teraz zrobił można bez trudu nazwać igraniem z ogniem. Ale efekty wydawały mu się bardziej niż ciekawe. W końcu jeszcze nigdy dotąd nie pozwolił sobie na tak... na takie traktowanie jej. Nie sądził, by ktokolwiek żywy sobie pozwolił. Albo się wścieknie, albo... albo okaże się, że czasem tego potrzebuje. Czas, który zawsze leciał dla Franka jednostajnym rytmem nagle wydał się wolniejszy. A może po prostu to Franek zaczął się niecierpliwić?
- Jeżeli to nie są durne, przesadzone plotki, a zamieszany jest w to ktoś "stąd", to pewnie kwestia dni. Jak się poszczęści to mniej. - odparł ze wzruszeniem ramion. Samo wspomnienie o ewentualności czekania paru miesięcy postrzegał niemal jak obrazę. Tu nie chodziło o dostanie się do bazy wroga. Tu chodziło o odwiedzenie "swoich". By załatwiać to miesiącami, trzeba by chyba przez miesiące leżeć na dupie i to w dodatku w odizolowanym miejscu!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.09.14 14:40  •  Biblioteka - Page 3 Empty Re: Biblioteka
Z pewnością temat dziwności owym jednostkom nie jest obcy. W każdym razie jestem zwolenniczką zamiennika słowa dziwny na specyficzny. Nie dość, że brzmi to o wiele ładniej, to nawet lepiej oddaje naturę tego zachowania, które staje się tematem rozważań. Co do rzędów cyferek, które z racji późnej pory tańczą ze sobą w rytmie szalonej salsy i długopisu, wykonanego niby ze spiżu, to chyba nic dziwnego, że nawet podświadomie umysł dąży do przyjemniejszych myśli... a tymi myślami było zdjęcie uroczej osóbki. Gdyż za tym zdjęciem kryło się więcej niż sam obraz. Była to historia, wspomnienia, tęsknota, czułość. Wspomniany obiekt sam był jednak sobie winny swojego zmęczenia, jak i przymusu pogłębiania swojej i tak już obszernej wiedzy, chociażby z tego powodu, że pannę ze zdjęcia niezmiernie pociągał skrót "inż." przed czyimś nazwiskiem. I pomimo tego, że z pewnością był to najistotniejszy powód, dla którego nasz obiekt przykładał się do swojego zdania z takim poświęceniem, sam fakt poniżenia się brakiem pewnych elementów składowych owej wiedzy z pewnością nie był mile widziany, obarczał go poczuciem wstydu, z powodu rozczarowania siebie i innych (taaa...).
Hesher był człowiekiem bardzo interesującym. Obeznanym w świecie. Potrafiącym dawać ludziom młodszym i starszym od siebie dobre rady. Bo czy bez wnikania w psychikę małego chłopca, zadurzonego w ekspedientce i podglądającym ją z odległości paru metrów, ten dowiedziałby się, że "to dobrze, że chłopak nie chce jej przelecieć, bo z tej odległości by się nie dało"? Takich ludzi ze świecą szukać! Choć - niemalże osobiście - znam jeszcze jedną istotę, której rad nie można lekceważyć. Jest to osobnik, którego nie ograniczają żadne ludzkie struktury myślenia. Jest od nich wolny i świadomy tej wolności! Jest to mianowicie Wilfred *piorun*. Jego filozoficzne podejście do świata i życia, które najprościej można określić słowami: wszystko jest powiązane ze wszystkim, sprawiają, że my, prości ludzie, możemy nagle poczuć się częścią tej wielkiej gry, trybikami - które pomimo swej maleńkości - są istotnym elementem świata. Jeśli zaś chodzi o obuwie... Wilfli ma do nich dosyć specyficzne podejście, które mojemu rozmówcy jest doskonale znane. Niemniej, w przypadku Iris takie rozwiązanie nie miało miejsca.
Białowłosa wiedziała, że Franciszek nie byłby w stanie zabić zbyt wielu osób. Jeśli byliby to jacyś ludzie czy inne słabsze osobniki, to może jeszcze... ale ze zdecydowaną większością nie miałby szans. Dlatego czasem fakt, że będąc przy niej, pozwalał sobie na więcej, był często irytującym, gdyż to Irysek musiała po nim sprzątać i załatwiać sprawę do końca. Ale jej to, cholera jasna, nie przeszkadzało w tym momencie. Bo rzadko widziała te czarujące oczy, ten czuły uśmiech, ten delikatny dotyk. Zdecydowanie mogła sobie pozwolić na chwilę takiej cichej radości. Bo wiedziała, że może na nim polegać całkowicie. I to nie tylko w sprawach takich jak zlecenia. Mogła temu kłamcy powierzyć każdy swój sekret.
Z satysfakcją patrzyła jak wyraz twarzy siwowłosego zmienia się wraz z intensywnością wbijania obcasa w jego ciało. Tak kochanie, niech Cię boli. Za to, że ze mną zaczynasz tak perfidnie. Właściwie nie wiedziała czemu Nicze tak ryzykuje, przecież dobrze wiedział, jak agresywnie Irisviel potrafi się zachować. Ale odpowiedź na jej myśl padła niedługo potem. Jednak zanim jeszcze ta chwila nadeszła, mężczyzna podszedł do niej i znów naraził się na niebezpieczeństwo. Czy on naprawdę był tak głupi? Czy to przesadna pewność siebie. Irys zmrużyła chłodno oczy, kiedy Franek wplótł swoje palce w jej włosy. Mimo wszystko otarła policzek o jego dłoń, niczym kot domagający się pieszczot. Położyła swoją dłoń na jego klacie i delikatnie sunęła po niej opuszkami palców w górę, ku szyi, którą także pogładziła. Słysząc jego ciepły oddech na swojej skórze, ledwo zauważalnie się uśmiechnęła.
- Przeciwnie? Opowiedz mi o tym. Zawsze słyszałam od Ciebie same ładne bajki... - znów zakpiła, właściwie średnio rozbawiona. Pozwoliła mu odchylić swoją głowę, ale jej mina nie świadczyła o wielkiej radości z tego powodu. Było to raczej podobne to przyczajenia się na ofiarę, która w zbyt głupi sposób zbliżyła się do drapieżnika. Kiedy ją pocałował w czoło, oparła swoją dłoń na jego barku i zjechała trochę niżej, oplatając jego ramię, subtelnie je masując samymi palcami, to samo zrobiła z jego przedramieniem, przysuwając się trochę do niego.
- Nie boisz się, że się sparzysz? - zapytała, a jej myśli skupiły się na tym, jak bardzo ten mężczyzna jest dla niej ciekawy. Niesprecyzowany. Tajemniczy. I beznadziejnie zbyt pewny siebie... w czasie tej ostatniej myśli, Irysek już trzymała Francesco za nadgarstek, okręciła się tak, by stać do niego plecami, kładąc jego rękę na swoim ramieniu i uginając nogi, a dzięki powstałej dźwigni, bez większego trudu przerzuciła go do przodu bez krzty delikatności. Kiedy krwistooki rąbnął o ziemię, podeszła do niego, stukając obcasami. Popatrzyła na niego z zadowoleniem.
- Albo ubrudzisz swój jakże długo dobierany strój? - zaśmiała się słodko, a chwilę po tym usiadła okrakiem na jego brzuchu i pochyliła się, by popatrzeć w jego ślepia. Czy obrazi się na nią za ten rzut? Pewnie tak. W końcu rzadko cierpiał różnego rodzaju bóle, a te od obrażeń fizycznych raczej nie należały do łatwych do zniesienia. Kiedy jednak patrzyła na niego, stwierdziła, że nie da mu dojść do słowa. Przynajmniej nie tak szybko. Znów pocałowała go lekko, a potem jeszcze raz. I jeszcze. A z każdym kolejnym pocałunkiem było to coraz mniej "lekkie".
Kiedy Franek określił się czasowo, Iris przygryzła wargę. Czas akurat tu działał wyjątkowo na jej niekorzyść, ale z drugiej strony nie było to aż tak długo. Jeśli chodzi o kwestię "paru miesięcy" to było to celowe obrażenie dumy zawodowca. Tak jak on droczył się z nią, tak czasem i ona lubiła mu dopiec.
- W razie czego mogę liczyć na Twoje wsparcie? - zapytała, chociaż wiedziała, jaka będzie odpowiedź. Ale w końcu jakichś zasad trzeba przestrzegać. Choćby to było tylko proforma.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.09.14 12:25  •  Biblioteka - Page 3 Empty Re: Biblioteka
Pociąg do zamieszczanych przed nazwiskiem skrótów należy raczej do gatunku cech specyficznych. Wszak czy nie liczy się jaka jest osoba? Czy ważny jest dopisek? Przecież nie licząc skrótu "śp.", tak na prawdę niewiele on zmienia. Może dążenie do nich jest stratą czasu, a ludzie miast tego winni się wysypiać? Może ja też mógłbym..? Ha! Mam przypuszczenie graniczące z pewnością, że drogą odpoczynku, mógłbym dobrnąć do wiecznego odpoczynku. I to dość szybko. A aż tak zmęczony jednak nie jestem, jeżeli zastanowić się nad sprawą.
Co zaś się tyczy Heshera - jak i szukania ze świecą - mógłby to być traf wyjątkowo niefortunny. Widzisz, bowiem Hesher miewa tendencję, do otaczania się zapachem benzyny. A wtedy mogłoby się zrobić gorąco. Nie wiem, czy byłabyś na to gotowa - ostatecznie mogłabyś zacząć uciekać, gdy tylko go odnajdziesz, a czy jest w tym jakiś sens?
Wilfred, w istocie „filozof”, mógłby odpowiedzieć na to pytanie. Jego podejście i władza nad zjawiskami naturalnymi potrafi przytłoczyć bardziej niż „jedyny pierścień”. Co zaś w tym wszystkim najgorsze - pierścień można zniszczyć, lecz czy byłby ktoś w stanie skrzywdzić stworzenie tak urocze jak Wilfred? Wracając jednak do wątku głównego - obuwia - podejście Wilfreda, jest mi znane. Zapewniam Cię jednak, że Franciszek nie zamierzał, ani raczej nigdy zamierzać nie będzie okazywać Irisviel swą męskość w tak innowacyjny sposób.
Ludzie to wyjątkowo kruche istoty. Trzymając się wątku bohaterskiego władcy gromu *piorun*, wystarczy wspomnieć, że ich życie potrafi ulecieć od marnego poprawienia poduszki! Dlatego też, nawet ktoś taki jak Franek mógłby sobie radzić z tą rasą. W końcu bronią palną władał doskonale, podobnie zresztą jak sama pani Kat. A to, że istniały jednostki, na które to nie wystarczy, to tylko przykra rzeczywistość. Chociaż z drugiej strony... nie aż tak przykra. W końcu Irysek nie zostawiała go z tym światem samego. Tam, gdzie nie był w stanie sobie poradzić, tam radziła sobie ona. Siwy łowca odwzajemniał się natomiast zarówno informacjami, jak i swoim towarzystwem - nie jestem pewien, co białowłosa doceniała bardziej. Całkiem możliwe, że to drugie. W końcu w tych czasach, zwłaszcza dla kogoś o tak specyficznym usposobieniu do świata, ciężko o dobrego powiernika tajemnic. Jednak... czy powierzanie tajemnic komuś, kto w sposób naturalny potrafił do nich dochodzić nawet wbrew woli innych ludzi, to ciągle to samo? Chyba tak, chyba liczy się gest, symbol. A Franek przecież nie próbował wdzierać się do jej umysłu. Zresztą, ciężko by mu było. Za dobrze znała już działanie jego kolczyka.
Dalsza akcja - ta pod tytułem "igranie z ogniem" - rozwijała się w sposób ciężki do przewidzenia. Irys na prawdę nie była osobą, która do sytuacji podchodziła szablonowo. A kiedy Franek z premedytacja narusza jej strefę komfortu, może to albo polubić, albo wybuchnąć. Pierwszy moment wskazywał na nieufny gniew zmieszany z pragnieniem przyjemności. Nie tylko w iście kocim stylu ocierała się o jego dłoń, ale i wodziła dłonią po ciele siwego łowcy. Uśmiech Franka poszerzył się, gdy dotarła do jego szyi.
Na prośbę o bajkę nie odpowiedział. Przecież bajka wydawała się wyjątkowo średnią, i mało oryginalną perspektywą. Dużo ciekawszy był już wcześniej zaplanowany pocałunek w czoło. Gdy odchylił jej głowę, wlepiła w niego spojrzenie. Patrzyła jakby wyczekując okazji by go zabić. Franek doskonale zdawał sobie sprawę, że dla niej - z jej zdolnościami - każda okazja była doskonała. Oraz wcale nie chciała z niej korzystać. Był bądź co bądź, zbyt cenny dla łowców i dla niej samej. Choć z pewnością poważna lekcja miejsce mieć może... I będzie. Wiedział to już w chwili, gdy wiodła dłonią po jego ciele chwilę po pocałunku. Reakcja mogłaby dowodzić przyjemności i zadowolenia, mogłaby zwieść bardzo wielu ludzi, jednak krwistooki widział ślepia swojej towarzyszki. A w nich nic się nie przestawiło. Irys nie stała się nagle małą, bezbronną, podatną na działania łowcy dziewczyneczką. Była sobą. A będąc sobą nie zostawi tego tak jak jest.
Jej pytanie wywołało cichy, krótki, urwany śmiech. Dawna, niezachwiana pewność tylko się umocniła. Nawet gdyby chciał, nie miał już jak jej umknąć. Prawdę mówiąc, nie chciał. Nie był miłośnikiem bólu, i koncepcja, w której rąbnie o ziemię - a może i gorzej - wcale mu się nie podobała. Ale jakie miał wyjścia? Spróbować ją zabić? Nie miał szans. Uciec? I jak miałby później spojrzeć jej w oczy? Wpłynąć na jej umysł? Tego by mu nie wybaczyła. Więc przeleciał nad jej plecami i wydał z siebie przeciągłe syknięcie, zakrztusił się krótko, i po raz kolejny skrzywił z bólu. Pulsujące fale rozchodziły się po całych jego plecach, karku i głowie. Doszedł jednak do wniosku, że mogło być gorzej. Dużo gorzej. Gdyby miast nim rzucić - dość brutalnie to fakt, ale niespecjalnie sadystycznie - po prostu wbiła mu obcas w jedno z licznych miejsc, w których intensywność doznania przerosłaby obolałe plecy wielokrotnie. Z jej wiedzą o anatomii wariantów miała pewnie tysiące.
Widział zadowolenie w jej oczach, widział chorą radość wynikającą najpewniej z faktu, że przytemperowała nieco jego pewność siebie. Nie odezwał się, nie uśmiechnął, tkwił w bezruchu z grymasem wykrzywiającym jego twarz w wyrazie niezadowolenia. Czekał, aż się uspokoi. Aż będzie mógł raz jeszcze roześmiać się, i zdradzić z zadowoleniem z sytuacji. Koniec końców - warto było. Ale nie warto krótkiej salwy śmiechu opłacić tą dawką bólu, której cudem udało mu się uniknąć. Stała bezpośrednio na nim. Czy mogłaby mieć wygodniejszą sytuację, by odpowiednio na niego nacisnąć?
Usiadła. Nie do końca tak, jak preferował, – czyli gdzieś na krześle lub stole - bo nie pozwoliła mu się przy tym podnieść i poczuć swobodnie. No, ale przynajmniej nie sterczała nad nim z nieodgadnionymi zamiarami. Wziął głęboki wdech, wyraz jego twarzy rozluźnił się, i chciał przerwać ciszę stłumionym wcześniej, radosnym śmiechem. Nie pozwoliła mu. I to w sposób, jakiego całkowicie się nie spodziewał.
Owszem, Irysek miewała różne nastroje. I czasem odpowiadała na jego zaczepki na przykład pocałunkiem. Jednak jednym, krótkim. Nigdy taką intensywnością. Nigdy taką serią. Nigdy taką... chciwością.
Nie miał szans pozostać na to obojętnym. A jednocześnie nie chciał się godzić, by miała nad tym pełną kontrolę. Nie ma w ogóle takiej opcji, on tu eksperymentował z panią Kat, a nie był jej zabawką! Dlatego lewą dłonią sięgnął tyłu jej głowy. Dlatego też, odpowiadając na jej pocałunki jednocześnie stłumił przeszywający go ból, i odepchnął się mocno od ziemi prawą ręką tak, by to ona wylądowała na plecach, obróciwszy się przez bok. Zapewnił sobie tym kolejną, średnio przyjemną dawkę bólu, bo uchronił jej główkę od zarycia o ziemię własną dłonią, ale przypuszczał, że gdyby tego nie zrobił mogłoby go zaboleć jeszcze bardziej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.09.14 15:57  •  Biblioteka - Page 3 Empty Re: Biblioteka
Oczywiście, że chodzi przede wszystkim o osobę. Ale dużo łatwiej o ocenę tejże osoby dzięki wyznacznikowi, którym może być skrót przed nazwiskiem. Czegoś w końcu dowodzi. Mam w świadomości to, że nie należy się nim kierować za każdym razem, wszak wyjątków jest pełno, ale jednak odsiew i tak jest spory. W końcu pan inż. powinien być bardzo inteligentny! Tak więc osobnik męczący się z matematyką miał spore szanse na stanie się ciekawym obiektem dla mnie. Ale to przecież nic pewnego, tylko przypuszczenia. Zresztą... skrót śp także wiele mówi o człowieku, nieprawdaż? A to określenie kaci najbardziej lubią słyszeć po wykonaniu zadania o swojej ofierze.
Irysek była... no cóż, zawodowcem. I to takim, o którym mówi się, że ma "kogoś" do załatwienia, tylko, że ten ktoś już jest martwy. To katów wyróżnia spośród wszystkich łowców. I ją spośród wszystkich katów. Kobieta zdawała sobie sprawę z własnej siły i przez to innym istotom łatwiej było uwierzyć, że faktycznie jest w stanie ich zabić bez większego wysiłku. Reszta plotek na jej temat, wiele z nich zresztą zręcznie rozpuszczonych przez Franka, tylko umocniła jej opinię w małym światku zabójców. Ona była bezpieczna. Niektórych ze swoich ludzi ochraniała. Choć wystarczyło tylko rzucić zdaniem: lubisz Irysy? W miarę pojętni załapią od razu. Ci mniej załapią gdy już będzie za późno. Oczywiście nie zawsze samo słowo ochroni jej ludzi. Czasem musi użyć swoich zdolności ku temu. A jednym z najczęstszych powodów, dla których kiedyś musiała zabijać osoby, za które nie dostawała pieniędzy, był ten siwek. Świadomy, że białowłosa nie da mu zginąć z co najmniej dwóch powodów: dostałaby cholerną naganę od tych ponad nią, a poza tym, straciłaby jedną z ważniejszych dla niej postaci. Nie kalkulowało jej się to. Chociaż... wtedy jej tajemnice byłyby bezpieczne. Jeszcze bezpieczniejsze niż teraz. Bo nie była pewna, czy gdyby ktoś teraz porwał Franciszka i go torturował, to mężczyzna by się nie zdradził. Ból jest dosyć silnym argumentem przeciwnika.
Gdyby Irisviel podchodziła szablonowo do czegokolwiek, to już dawno byłaby martwa. I cholernie dobrze wyryła sobie tę myśl w pamięci. Wiedziała, że niewiele osób jest w stanie ją odczytać, ale jednak takie persony istnieją. Początkowo ten fakt ją irytował niezmiernie, bo Francesco do nich należał, a Irys nie wiedziała jak się zachować, bo najchętniej to przywitałaby jego buźkę z chodnikiem parę razy, ale w końcu dotarło do niej, że bycie z nim nie jest takie głupie. Jeśli nauczy się zaskakiwać najlepszą wtykę o wymarzonych wręcz dla tej profesji umiejętnościach, to kogo nie oszuka? Było to złudzenie, nie każdy działał jak Franek, nie każdy miał takie zdolności, takie artefakty. Niemniej Irys nauczyła się przy nim całkiem sporo przydanych rzeczy, jeśli chodzi o ludzką psychikę. Bo ciało miała opanowane chyba na wszystkie możliwe strony. Niemniej, Franek i tak zbyt często jak na jej oczekiwania ją zaskakiwał. Nie zawsze to zaskoczenie było jednak złe.
Oh, ona przyjemności chciała. Spotkania z takimi łowcami jak Franciszek należały do nieczęstych dla niej chwil przyjemności, ponieważ można było pośmiać się ze swojego fachu i nabrać dystansu do własnej osoby. A spotkania z - konkretnie - Franciszkiem, nabierały charakteru zabawy, której Kwiatuszek nie doświadczał z nikim innym. Wszyscy inni na miejscu Franciszka kończyli martwi kilka sekund/minut/godzin później. A on jeszcze żył, kurczę.
On wiedział. Cholera jasna, on wiedział! Widziała to w jego cudnie zerkających na nią oczach, że początkowa reakcja to nic innego jak prawdziwa chęć. A potem ostrzeżenie, żeby jednak nie zapominał kim ona jest. Że nie może sobie pozwolić na zbyt wiele... ale czy taka była prawda? Serio nie mógł? Nie dałaby mu więcej swobody niż innym? Oczywiście, że nie. Przecież była Katką. Kaci nie zwracają uwagi na relacje z innymi istotami, jeśli w grę ma wejść ich reputacja. Ale tu nikt nas nie widzi... To nieistotne. Ale zabawa... To swoją drogą. Tylko na chwilę. Ostatni raz. No dobrze, ostatni. Ale najpierw...
przypomni Franciszkowi, że igranie z ogniem kończy się bolesnym poparzeniem.
Przez chwilę i tak obawiała się, czy nie przesadziła. Właściwie jej ruch był... naturalny, nie zmniejszała, ani nie zwiększała impetu ruchu. Więc po chwili uświadomiła sobie, że było to raczej średnio delikatne. Ale i tak było niczym w porównaniu do tego, co się stać z nim mogło. A zadowolenie w jej oczach było aż nazbyt widoczne, kiedy na niego patrzyła. Czekała, aż zrobi coś jeszcze, żeby dołożyć mu więcej bólu. Ale on nic takiego by nie zrobił, był zbyt inteligentny i znał jej zagrywki. Od początku do tego dążył? Nie miała pojęcia.
Sama nie do końca wiedziała, czemu to zrobiła. Czemu aż tak zapragnęła nagle jego bliskości, jego ciepła. Może to przez te jego oczyska... może przez świadomość, że nigdy nikogo by nie mogła mieć... a już tym bardziej nie jego. Mogła mieć jego pocałunki, ale nie jego. W kolejnej chwili to ona została zaskoczona, gdyż znalazła się na plecach. Z jego dłonią pod swoją głową, żeby zamortyzować jej uderzenie. Mrugnęła kilka razy, a jej oczy pozostały w końcu półprzymknięte. Czuła, że jej oddech przyspieszył. Wplotła jedną dłoń w jego włosy, a drugą ulokowała gdzieś na szyi. Może to on był teraz w lepszej sytuacji, może to on nad nią panował. Ale Iris miała nadzieję, że pamięta swoje własne przemyślenia: dla niej każda sytuacja jest idealna, żeby zabić. Choć teraz myśli o zabijaniu były dosyć dalekie. Teraz rozkoszowała się dotykiem jego ust, które okazały się przyjemniejsze, kiedy nie płynęły z nich żadne słowa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.09.14 10:42  •  Biblioteka - Page 3 Empty Re: Biblioteka
Mieć szanse na stanie się ciekawym obiektem dla władczyni Iryska, to na prawdę szalenie wielka motywacja. Gdyby rzecz jasna, ktoś cierpiał na brak wiary w siebie, i wątpił w swoją ciekawość bez żadnych dopisków przed nazwiskiem. Co zaś się tyczy skrótu śp tak lubianego przez katów, Franek - chyba w przeciwieństwie do białowłosej - był świadom, że to nie był standard. Nie każdy kat był tak idealny jak ona. Mało tego, dość znacząca część "katów" nie przepadała za tym. Niewielu było tak dumnych, odważnych i rozpoznawalnych jak Irysek. Znaczna część - trochę wbrew własnemu powołaniu - wolała działać z cienia, niczym niewyszkolona w szpiegostwie wtyka - być niedocenianą przez ogół jednostką, znaną tylko szefostwu które zleca kolejne mordy, a ich ofiary nie miały zyskiwać dopisku śp a zaginąć, w niewyjaśnionych okolicznościach, by nikt niepowołany przypadkiem nie powiązał ich z trupem.
Ciężko stwierdzić, która wersja jest "kata" jest lepsza. Każda ma swoja plusy i minusy. Głównym plusem tej dyskretnej jest bezpieczeństwo - nie ma zazdrosnych jednostek, nie ma jednostek mściwych. Tacy ludzie żyją własnym życiem, nikomu sie nie narażając, a przy tym wykonują swoją pracę. Plusem zaś wersji przeciwnej, jest przede wszystkim szacunek, jaki budzi sam pseudonim, znacznie inny stosunek sojuszników jak i wrogów, ułatwione próby zastraszania, ułatwione próby załatwienia wielu rzeczy, czy możliwość zniechęcenia potencjalnych mścicieli własną potęgą. Poza tym, "Kaci z cienia" nie mogą sobie pozwolić w żadnych okolicznościach na patrzenie ofierze w twarz. Deklarowanie jej, że wkrótce zginie, i świadomość, że ofiara nie poddaje tego wątpliwości jest też wyznacznikiem pewnego rodzaju klasy. Nikt nie będzie się wstydził takiej śmierci. A nawet, jeżeli Irys uzna za bezpieczniejsze podejść kogoś z zaskoczenia, z jej uzdolnieniami po tym, jak już pozbawi go możliwości walki, może spojrzeć w jego oczy, co - czego Franek był niemal pewien - dawało jej jakaś dziką przyjemność, nieznaną tym "gorszym". A samej siwej wtyczce było to na tyle na rękę, że mógł się powoływać na białowłosą - choć chyba nigdy wprost mu nie deklarowała, że się będzie za niego mścić - i wykręcić się od kłopotów, nawet bez używania "Kotka".
Gdy już byli na ziemi, i gdy to Irys skończyła na plecach, umieszczony w jego głowie zegar tykał ze wzmożoną intensywnością. To była przypadłość, na którą nic nie mógł poradzić, jeszcze zanim został wtyką, a która tylko nabrała na intensywności w ostatnich latach. Wspomniany zegar tykał głośniej, niż biło jego serce. Głośniej niż oddychał. Głośniej od wszystkiego. I zliczał ułamki sekund dzielące jej oddechy - niesłyszane, lecz wyczuwane w jakiś nieuzasadniony sposób - może to unosząca się klatka piersiowa? Zliczał ułamki sekund między uderzeniami jej serca, które odczuwał gdzieś pod lewą dłonią. Wyłapał też jej spojrzenie. I wtedy Francesco nabrał szalonej pewności - a może miał ja już wcześniej? - że Irys nie udawała. Że to nie była gra. Że to było czyste pragnienie. Nie chciał analizować własnego pulsu, jednak nie miał na to najmniejszego wpływu. Całował ją i czuł... czuł, że jego serce także biło szybciej. Adrenalina? - próba uzasadnienia - Ekscytacja? - Ścisnął lewą dłonią tył jej szyi, dość mocno. Po jakimś czasie intensywnych pocałunków, uniósł się na centymetr. Zmrużył krwiste ślepia. Nie zaprzeczył swoim myślom. Nie chciał im zaprzeczać. Ile ona w ogóle ma tak na prawdę lat? - raz jeszcze przemknęło przez jego głowę. Jego lewa dłoń ciągle dość mocno ściskała jej szyję. Prawda dla kontrastu pogładziła jej twarz, delikatnie. Uśmiechnął się czule. Białe włosy bezładnie rozrzucone po podłodze sprawiały wrażenie, jakby leżeli na pajęczynie. Choć to ona ją stworzyła, wydawała się być w niej uwięzioną. Być jego ofiarą. Franek otarł się o nią, jednocześnie przesuwając głowę o tyle, by móc pocałować ją w szyję. Raz, drugi, ósmy... Jego usta przesuwały się wyżej i wyżej. Prawa dłoń przeciwnie, sunęła się w dół, ocierając o jej ramię, pierś, talię, na biodrze kończąc. Gdy znalazł się tuż koło jej ucha, postanowił zrobić najgorszy ze swoich eksperymentów. Taki, na który pozwalał sobie już niejednokrotnie wobec przypadkowych dziewuszek, ale, na który nikt nigdy nie pozwoliłby sobie wobec Irys. I podczas którego, po raz pierwszy nie ośmielił się aktywować artefaktu by podziwiać efekt. Wyszeptał trzy, ciche słowa. W tej chwili - któż wie czy słusznie - uważał je za nieszczere. A brzmiały one: - Kocham Cię, kwiatku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Biblioteka - Page 3 Empty Re: Biblioteka
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach