Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 14 z 17 Previous  1 ... 8 ... 13, 14, 15, 16, 17  Next

Go down

- Ehhh... Mimo wszystko brzmi fa-fajnie. - tak to już z Wexem było, że tylko on widział pozytywy w największych negatywach, a pesymistą stawał się wtedy, gdy wszystko szło po jego myśli. W tym przypadku działo się tak głównie dlatego, że problem dotyczył maszynerii, a z nią by sobie poradził. Z chęcią zajrzałby do tego małego robocika szpiegującego, bo ostatnio dawali mu grzebać jedynie przy jakichś większych maszynach, gdzie nie potrzeba było aż takiej precyzji jak przy aparaturze szpiegowskiej. Zresztą z pracą nad tym drugim związany był niepisany przywilej ciszy. Ludzie od razu mniej zawracali ci głowę, jeśli widzieli cię z lupą przy oku i niewielkim śrubokręcikiem w ręce. Co prawda, masywny klucz francuski również robił na nich wrażenie, ale wywoływał nie takie reakcje, o jakie Williamowi chodziło.
Ale hola, hola! Ten przytyk nie był skierowany w stronę Coral... a przynajmniej nie w całej swojej okazałości. Dotyczył bowiem bardziej wszystkich tych ludzi, którzy zawracali mu głowę, kiedy coś robił. O dziwo do tej grupy kwalifikował znacznie więcej kobiet, niż mężczyzn, ale teraz ciężko stwierdzić czy działo się tak przez jego uprzedzenia czy też przez to, że faceci zwyczajnie rzadziej go odwiedzali. Z nimi rozmawiał po pracy, przy piwie, a nie ze śrubokrętami w dłoniach. To nigdy nie wyglądałoby korzystnie ani dla nich, ani dla niego samego. W każdym razie przez moment Wex chciał nawet rudowłosą przeprosić, ale widząc, że nie kontynuowała tematu, postanowił sam nie pakować się w jeszcze większe bagno. Na drugi raz po prostu częściej będzie się przy niej gryzł w język, co może poskutkuje dłuższą, niezręczną ciszą, ale przynajmniej nie popełni jakiejś gafy. I właśnie tego też nie potrafił zrozumieć w kobietach! Wszystko utrudniały. Gdyby mu się jakoś odgryzła, to przynajmniej nie miałby wyrzutów sumienia, a tak będzie się nad tym zastanawiał przez następne dwa tygodnie, urgh.
- Całe popołudnie w k-kawiarni? Przecież to parę go-godzin siedzenia. Nie wytrzymałbym. Wolę sobie pojeździć. - w głowie Weksel coraz bardziej się dopingował i zadziwiał się jak sprawnie udaje mu się przejmować inicjatywę w rozmowie. W końcu sam z siebie powiedział o przejażdżce, czyli jakiś sukces już osiągnął. Nie podzielił się jednak kiedy i gdzie jeździ z obawy pod tym, że ruda bogini podłapałby temat (tak jakby teraz nie mogła). Przy obecnym rozwiązaniu był w miarę bezpieczny. Czego na pewno nie można powiedzieć o ręce Coral, która właśnie zaliczyła czołowe zderzenie z niebezpiecznym przedmiotem. Pomimo ogólnego zawstydzenia, oczy Wexa automatycznie przeniosły się na palce dziewczyny, jakby chciały dojrzeć czy nic się jej nie stało. Może i był wstydzioch, ale nadal pewne instynkty były silniejsze od rumieńców. Dopiero, kiedy upewnił się, że nie ma nawet zadrapania, mógł spokojnie wrócić do patrzenia się w herbatę.
- J-jest aż tak źle? - pytanie zakończyło ciche westchnięcie. Cierpliwość, huh? Zdawał sobie z tego sprawę, ale nie sądził, że Coral ujmie to tak, jakby był niesfornym dzieckiem, które czasem porozrabia. Czasem starał się z tym walczyć, ale ciężko otrzymać jakiekolwiek rezultaty, kiedy ciało nie słucha się tego, co podpowiada mózg. W jego głowie wszystko rozgrywa się idealnie. Wie jakie zdanie wypowiedzieć, robi to płynnie, podejrzewa kiedy przychodzi czas na szczery uśmiech, a kiedy przyjdzie czas na realizację, to niczym szpiegowskie robociki wszystko zaczyna brzęczeć i się psuć. Czasem sam nie wiedział czy potrzebuje delikatnego patcha czy twardego resetu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 — Może się jeszcze załapiesz na ten cyrk, jeśli dzisiaj sobie z nim nie poradzą. A wątpię, żeby siedzieli przez noc. — Niektóre kryzysowe sytuacje potrafiły ciągnąć się nawet tygodniami, nim ktoś wpadł na rozwiązanie, choć te przypadki zdecydowanie należałoby nazwać skrajnymi. Nie ulegało wątpliwości, że i ten ma szanse zająć pracownikom sporo czasu ze względu na swoją złożoność, a raczej nie należało spodziewać się, że wszyscy przesiedzą w warsztatach jeszcze kilka kolejnych godzin. Przerwa od irytującej usterki była wręcz wskazana, by oczyścić myśli i następnego dnia zabrać się do roboty na świeżo, z nowymi pomysłami i wypoczętym umysłem. Coral ze swej strony miała plan nie wciągać się już w tę sprawę, bo miała wystarczająco dużo własnych zadań. Mogła rzucić się na pomoc potrzebującym kolegom, jednak nie kosztem opóźnienia w wykonywaniu swoich standardowych obowiązków.
 — A nawet jeśli nie, to pewnie nie trzeba długo czekać na kolejna awarię. co chwila coś tam komuś wybucha. — Wzruszyła lekko ramionami. Przecież nie dalej jak tydzień wcześniej seria eksplozji wypaliła brwi kolesiowi z sąsiedniego warsztatu i teraz wśród towarzystwa znany był jako Crispy. Tam, gdzie w jednym miejscu gromadziła się grupka uzdolnionych ludzi o niekoniecznie zrównoważonej psychice, co jakiś czas musiało solidnie jebnąć, inaczej byłoby zbyt nudno. Pod tym względem praca w SPEC wymagała ogromnego dystansu i cierpliwości, a co mniej wytrzymałe jednostki zwyczajnie rezygnowały na rzecz prowadzenia prywatnych zakładów naprawy samochodów czy innych tego typu przybytków.
 — Zależy, co się robi przez te kilka godzin — zauważyła. — Jakby siedzieć samotnie i gapić się w ścianę to rzeczywiście niezbyt fascynująco, ale jak już jest z kim porozmawiać albo chociaż co poczytać, to zawsze inaczej. Jakby pogoda była lepsza, to można nawet wyjść i przespacerować się po okolicy, to podobno bardzo ładna dzielnica. — Tak przynajmniej słyszała, bo sama raczej nie bywała tu często. Tak czy owak gdyby tylko miała ku temu okazję, z przyjemnością zwiedziłaby tutejsze uliczki i skwery. Ruch na świeżym powietrzu z reguły uważała za całkiem niezły sposób spędzania wolnego czasu, o ile tylko nie było przejmująco zimno, nie padało i nie próbowało człowieka zwiać do rowu. W takich warunkach jedyną dozwoloną opcją było przesiadywanie w ogrzewanym pomieszczeniu, najlepiej pod dodatkowym kocem. I w dresie, koniecznie w dresie.
 — Nie, bynajmniej nie powiedziałabym, że jest "źle". Raczej odrobinę... niestandardowo, o. To chyba będzie dobre określenie — odpowiedziała, odrobinę dumna ze swojego jakże zgrabnego ujęcia sedna sprawy. Nie było przecież tak, żeby uważała nieśmiałość kolegi za jakąś wadę, bo to byłaby bardzo okrutna ocena. Może swoją postawą utrudniał nieco nawiązywanie kontaktu, ale tym samym stanowił wyzwanie, co w naturalny sposób wyrównywało ilość plusów i minusów. Jak to mówią księgowi (i nie tylko): bilans musi wyjść na zero.
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

- Wystarczy wszystko rozmontować, a później złożyć od nowa. Góra cztery zarwane no-noce. - sposób może i szalony, ale Wex się na niego pisał. Niewiele rzeczy uwielbiał, ale jedną z nich na pewno było siedzenie po nocach czy to bez celu, czy też po to, aby coś zrobić. Niestety w jego warsztacie nie było za dużo nocnych zmian, więc rzadko kiedy mógł dać upust swoim marzeniom, ale być może kiedy uda mu się już wyściubić nos poza mury, robota będzie na niego czekała dwadzieścia cztery godziny na dobę. Teraz musi się zadowolić jedynie swoim domowym majsterkowaniem przy saturnie i ciągłym poprawianiem Aileen. Szczególnie przy Aileen, jako że jest to jego autorski twór, który musi być doskonały. W efekcie takiego podejścia prace przy nim nigdy się nie kończą, a przecież William obiecał sobie, że gdy dokończy tego małego robocika, to wreszcie uda się do psychologa ze swoimi problemami. Sprytne, prawda?
- Przynajmniej jest się wtedy z kogo po-pośmiać. - i tym kimś nie jest Mayers. Zawsze korzysta z tej okazji, by dopiec kolegom, którzy nie dają mu spokoju z powodu jego nieśmiałości. "Pewnie, nie zagadałem do Yuki, ale za to umiem sprawdzić napięcie bez wysadzania całego systemu" - takie teksty gasiły nawet najtwardszych inżynierów, bo akurat pomiędzy męską częścią warsztatu zawsze istniała niepisana rywalizacja, która trwa w najlepsze. Z tego też powodu rzadko kiedy prosi się o pomoc innego kolegę, kiedy ktoś coś zepsuje. Działa to podobnie do pytania o drogę przechodnia, kiedy to mężczyzna prowadzi samochód. Choćby się jechało polami, to i tak trzeba twierdzić, że wcale się nie zgubiło i autostrada jest tuż za rogiem. Wex robi identycznie.
- Pogoda jest i-idealna. Chłodno, śnie-nieżnie, a na dodatek trochę lodu, przez co Saturna prowadzi się o wiele ciężej. - William akurat uwielbiał, kiedy na zewnątrz panowała zima. Nie wiedział czy to faktycznie normalne zjawisko, które miało miejsce przed powstaniem miast czy też jest to wymysł ludzi, ale czuł, że odnalazłby się w takim środowisku. Zresztą doświadczał tego patrząc na ludzi ubranych w szaliki i czapki od stóp do głów, kiedy on szedł w rozpiętej, jesiennej kurtce i z uśmiechem na twarzy. Teraz jednak miał przy sobie rękawiczki, ale nie z powodu zimna. Na motorze po prostu sztywniały mu palce, a to był efekt niepożądany.
- Tak jest zawsze... - odpowiedział niby to obojętnie, niby to przejęty, a rozszyfrowanie towarzyszących mu emocji znowu postanowił utrudnić filiżanką herbaty, która zasłoniła jego usta. Postanowił jednak ze sobą zawalczyć i teraz odwrócił wzrok od Coral, wgapiając się w okno kawiarni, brodę podpierając przy tym na dłoni. Może kiedy będzie patrzył się na biały śnieg, to jego ciało się uspokoi? - Ja bym się na Twoim miejscu zamęczył. - oho, działa! Ciekawe tylko na jak długo.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 — To wbrew pozorom nie zawsze działa. — Ale zaśmiała się i tak, bo jakże często powtarzała frazę "czy próbowała pani wyłączyć i włączyć", po czym w dziewięćdziesięciu procentach przypadków następował okrzyk zdumienia i radości. Nikt nie próbował nawet dociekać, jakim sposobem tak prosta czynność była w stanie naprawić nawet najgorsze usterki, każdy po prostu przyjmował ten cud z właściwą jemu wdzięcznością. Gdy jednak chodziło o rozłożenie całej skomplikowanej aparatury na części i złożenie jej z powrotem, nie była to już taka prosta sprawa. Jak Wex słusznie zauważył, zajęłoby to dobrych kilka nocy, a tyle czasu raczej nie mogli poświęcić na naprawę jednego uszkodzenia. Już wystarczy, że dzisiaj problem oderwał od obowiązków kilka nadprogramowych osób, przez co byli teraz do tyłu z własnymi zobowiązaniami. Jeśli szczęście dopisze, takie operacje powiększania ekipy ratunkowej nie będą więcej konieczne, bo na dłuższą metę mogłyby spowodować spore zamieszanie w organizacji pracy.
 — Gorzej, jeśli tobie wybuchnie w twarz i to z ciebie się śmieją — wytknęła oczywistą lukę w rozumowaniu. Usterki i pomyłki potrafiły generować doprawdy najzabawniejsze sytuacje, choć nieco trudniej było przyłączyć się do zbiorowej wesołości, gdy samemu padało się ofiarą uszkodzonego sprzętu. Potrzeba było wiele dystansu do siebie i cierpliwości, by nie zwariować i nie poobrażać się na wszystkich wokół. Poza tym, głupio tak pokazywać po sobie, że co chwila coś człowiekowi nie wychodzi; współpracownicy gotowi by byli jeszcze pomyśleć, że poziom wykształcenia kadry spada na łeb, na szyję.
 — Okej, tu się zgadzam. Lepiej chłodno i śnieżnie, niż jakby miała być ciapa — potaknęła, bo to w końcu całkiem bezkonfliktowa osóbka. Nie mogła się pochwalić doświadczeniem w prowadzeniu pojazdów zimą (latem też zresztą średniawo), ale potrafiła uwierzyć na słowo, że oblodzone drogi nie ułatwiają poruszania się po mieście. W mediach co rusz pojawiały się komunikaty i apele o zachowanie ostrożności. W czasach, kiedy nieliczni przetrwańcy końca świata kryli się przed napromieniowanymi potworami pod bezpieczną kopułą, idiotyczne byłoby postradanie życia w wypadku samochodowym. Myślałby kto, że na człowieka czyha aż tyle różnorodnych niebezpieczeństw, a ten wybierze starą, dobrą kraksę!
 — Ty byś się może zamęczył — przyznała, uciekając z lekka rozmarzonym spojrzeniem gdzieś w sufit. Już w kolejnej sekundzie oblicze rudowłosej przyozdobił ironiczny uśmieszek i wróciła wzrokiem do swojego rozmówcy. — Ale wiesz, ze mnie jest silna kobitka. Niewiele rzeczy jest w stanie mnie, jak to mówisz, zamęczyć — I tym jakże egocentrycznym akcentem mogła bez wyrzutów sumienia zakończyć swoją wypowiedź. Generalnie nie ciągnęło jej do samochwalstwa, jednak szczere przyznawanie się do swoich zalet dalekie było od tego niezbyt pozytywnego pojęcia. Nie ma nic złego w byciu świadomym tak samo swoich mocnych jak i słabych stron, a w przypadku Coral do tych pierwszych bez wątpienia zaliczała się cierpliwość. Bez niej pewnie nigdy nie poradziłaby sobie na studiach wymagających rzetelnego wkuwania, przeprowadzania własnych doświadczeń i wytrwałego podejmowania prób, kiedy projekt zwyczajnie nie chciał zaskoczyć.
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Jak to "nie zawsze działa"? Wystarczy jedynie wyłączać i włączać do skutku, a jeśli ktoś się poddaje przy osiemset dziewięćdziesiątym czwartym razie to jego wina, bo przy osiemset dziewięćdziesiątym piątym razie z pewnością by zadziałało. To tak zwana złośliwość rzeczy martwych. Wex miał z nią naprawdę wiele razy do czynienia, ale zawsze okazywało się, że śrubokręt, młotek, klucz i spawarka skutecznie przekonywały niewspółpracujące maszyny. Czasem musiał sięgnąć do klawiatury i trochę poprzestawiać im programy, ale zdecydowanie bardziej wolał ręczną robótkę, aniżeli grzebanie w środku. W programowaniu nie miał prawie żadnego doświadczenia, więc często grzebał w tym wszystkim na odwrót i o ile przed jego interwencją coś się tylko paliło, o tyle po naprawie czasem zdarzało się, że po prostu wybuchało. Przynajmniej miał darmowe fajerwerki.
- I tak się śmieją. - co za różnica czy z wybuchu czy z tego, że odgrodził się właśnie od koleżanki z pracy kawałkiem blachy? Jeśli w pracy się nudzi, to każdy powód jest dobry do tego, żeby się rozweselić i nawet jeśli dzieje się to kosztem innego pracownika, nikomu to nie przeszkadza. Williamowi również jakoś szczególnie to nie wadziło, bo zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby był na ich miejscu, to prawdopodobnie postępowałby tak samo. Jak inaczej zachować się kiedy na własne oczy widzi się prawie dwumetrowego chłopa chowającego się przed lekko ponad półtorametrowym demonem tak strasznym, że przypominającym pluszowego misia?
- W M-2 cz-często padało i trochę za tym tę-tęsknię. Tutaj macie za du-dużo słońca. - pomimo mieszkania w M3 od parunastu lat, Wex nadal nie czul się jak prawowity mieszkaniec raju. Wyróżniał się od reszty wyglądem, zachowaniem, akcentem i przede wszystkim tymi dziwnymi, niepisanymi zasadami jak i gdzie trzeba zachowywać się w określony sposób. W M2 pod tym względem było o wiele luźniej i jakoś normalniej. Nie wiedział jednak czy kiedykolwiek tam wróci, ani nawet czy tego chce. Zaczynanie wszystkiego od nowa miałoby swoje plusy dodatnie i plusy ujemne, parafrazując klasyk, ale z pewnością byłoby jakąś zmianą w jego życiu, które ostatnimi czasy wydaje się po prostu stać w miejscu i obumierać. Może w jego rodzinnym miastopaństwie los by się do niego uśmiechnął?
- Wiem to aż za d-dobrze. - no i wróciliśmy do punktu wyjścia, a to wszystko przez to, co powiedziała Coral. Kiedy William przypomniał sobie jej wszystkie niestrudzone próby zagadania do niego i sprawienia, żeby się przed nią otworzył, nieśmiałość znowu nim zawładnęła, a przez głowę przeszło parę głupich teorii co mogło być tego powodem. One również nie pomogły w ogarnięciu swojej wstydliwej natury, więc wrócił do starego, sprawdzonego sposobu. Wzrok w blat stołu, ręce na stół, dłonie złączone ze sobą i prawy kciuk kręcący korbkę wokół lewego. Nawyk z dzieciństwa, który przetrwał próbę czasu.
- Cz-czasami wydaje mi się, że jesteś taka z przyz-zwycza-ajenia. - oho, i wreszcie powiedział to co myśli. Psychologiem jakimś szczególnym nie był, ale zawsze widział Coral, która się stara. To niemożliwe, żeby każdego dnia miała na tyle sił i powodów, żeby niestrudzenie dążyć do celu. Każdy ma jakieś gorsze dni, a u rudowłosej William nigdy ich nie widział. Może stało się tak dlatego, że wstydzi się na nią patrzeć, a może dlatego, że Sandford doskonale udaje. Sedno problemu pozostaje jednak nadal takie samo.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 — A śmieją się? — zapytała, nie kryjąc swego rodzaju zaskoczenia. Nie była do końca pewna, czy dobrze zinterpretowała usłyszane zdanie i co powinna na ten temat myśleć. Co innego przecież obśmiać kolegę po fachu, który schrzanił projekt, a co innego nabijać się z czyjegoś charakteru – a już tym bardziej trudności, które w związku z nim przeżywa. Czyjeś słabostki i ograniczenia to nie był w żadnym wypadku powód do śmiechu, szczególnie gdy ten ktoś nawet nie był temu winien. Gdyby Coral kiedykolwiek stała się świadkiem takiej sytuacji, pewnie pierwsza rzuciłaby się do wesołka albo z kazaniem, albo z pięściami. Mimo że jej moralność w niejednym aspekcie pozostawiała wiele do życzenia, akurat w kwestii koleżeństwa wszystko miała poukładane na właściwych miejscach.
 — Hm, może to kwestia przyzwyczajenia. Szczerze ci powiem, że mi się nigdy nie wydawało, żeby było tu zbyt słonecznie. Pogoda jest utrzymywana na raczej umiarkowanym poziomie, tak myślę — stwierdziła po krótkim namyśle. Sama nigdy nie miała okazji żyć w innych warunkach niż te, które zapewniało pod kopułą Miasto-3, ale potrafiła sobie wyobrazić dyskomfort kogoś, kto musiał przestawić się pod tym czy innym względem na dość odmienny system pogodowy. A to przecież była raczej maleńka rzecz w porównaniu do języka, kultury i obyczajów, które także z tego co słyszała znacznie się rózniły między poszczególnymi miastami. Nawet jeśli sama nigdy nie wyściubiła nosa poza Trójkę, wielu jej znajomych podróżowało na studia czy staże i wracali z takimi opowieściami, których można by słuchać bez przerwy cała dobę. O odmiennym stylu życia mieszkańców dalekich Światów, o ich sposobie ubierania, infrastrukturze miejskiej, świętach, systemie szkolnictwa... aż dziwnie było wyobrazić sobie, że gdzieś na Ziemi może być aż tak... inaczej. Już sama myśl o tym wywoływała w rudej dreszcz ekscytacji, a co dopiero gdyby dane jej było przeżyć taką przygodę na własnej skórze. Może jednak powinna żałować, że nigdy nie postarała się o stypendium zagraniczne? Jeden powód już miała, zawsze przyda się i drugi...
 — Czy ja wiem... chyba tak już po prostu mam. — Wzruszyła lekko ramionami, nie wiedząc za bardzo, co ma na to odpowiedzieć. Czasami sama już nie wiedziała, które cechy są w niej prawdziwe, a które tylko sobie wmawiała i przez długotrwałe kłamstwo stały się prawdą. Czy to w ogóle dało się w jakiś sposób określić? Może dobry psycholog byłby w stanie sobie z tą kwestią poradzić, ale pewnie wziąłby za rozpoznanie grube miliony. Czy zaś Sandford gotowa była poświęcić czas i pieniądze tylko dla zdobycia wiedzy o samej sobie... nie, zdecydowanie nie.
 — Ale czy to źle? — Pytanie o filozoficznym wydźwięku przecięło powietrze w tym samym momencie, w którym Coral wbiła widelczyk w ostatni kawałek sernika i wpakowała sobie resztkę ciasta do ust. Przeżuwając przybrała zamyśloną minę, zapewne zastanawiając się nie tylko nad postawionym dylematem, ale też nad sensem istnienia, obliczaniem objętości swojej filiżanki i dylematem przyrodniczym dlaczego ćmy lecą do światła.
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Odpowiedź na tak proste pytanie była równie banalna i nie wymagała nawet słów. Wex po prostu machnął od niechcenia ręką, dając do zrozumienia, że ten temat niezbyt go interesuje. Nie chodziło o to, że mu doskwierał czy przeszkadzał, a że po prostu nie uważał go za jakoś szczególnie ważny. Niech się śmieją, niech sobie żartują, on to wszystko rozumie. Zresztą jakakolwiek reakcja ze strony Coral z pewnością spowodowałaby tylko zaostrzenie całej sytuacji. William był dorosłym facetem i naprawdę nie potrzebował, żeby ktokolwiek go bronił. No chyba, że przed kobietami, bo te akurat były straszne, ale i na to znalazł sposób. O dziwo nie zawsze trzeba walczyć, bo czasem wystarczy się po prostu schować. Jeśli coś wystarczająco długo się ignoruje, to w osiemdziesięciu procentach przypadków po prostu znika. Resztę trzeba przetrzymać i w tym akurat William miał doświadczenie.
Świetnie, rozmowa o pogodzie. W głowie Wexa zapaliła się czerwona lampka, która została tu zamontowana przez jego kolegów. Wielokrotnie mu mówili, że jeśli dziewczyna schodzi na taki temat, to najzwyczajniej w świecie zaczyna nudzić ją spotkanie. Spojrzał nerwowo (nie mniej, niż zazwyczaj) na Coral i tylko kiwnął szybko głową, zgadzając się z jej słowami. Myślał o co by ją tu zapytać, co jej opowiedzieć albo co pokazać, ale w tym momencie w jego głowie panowała całkowita pustka. Z kolegami było łatwiej. Wystarczyło zagadać, że w motorze coś stuka, a temat potrafił ciągnąć się godzinami. Być może to samo wypaliłoby i w przypadku rudowłosej, bo w końcu była inżynierem, ale tak jakoś głupio było się przed nią przyznać, że czegoś się nie wie. Pomimo całego zawstydzenia, Wex nadal miał gdzieś w środku ten pierwotny mechanizm, każący mu nie przyznawać się przed płcią przeciwną, że czegoś zrobić nie potrafi.
- Wiem, że to może g-głupio zabrzmi z moich ust, a-ale czasem lepiej się st-starać trochę mniej. - odważne zdanie jak na takiego jąkałę, ale wiedział o czym mówi. Swego czasu za wszelką cenę starał się pokonać swój wstyd przed kobietami, aż w końcu przestał z nim walczyć i wszystko poszłoby dobrze, gdyby tylko nie to, że znowu on popadł ze skrajności w skrajność.
- Znaczy... T-tak tylko mi się wydaje, bo nie znamy się t-tak dobrze. - tak, jednak poprzednie zdanie było dla niego zbyt dużym wysiłkiem i musiał się ratować ucieczką. Sukcesem i tak było spojrzenie na twarz rudowłosej przez całą długość wypowiadanego zdania i choć krótkotrwałym, bo wzrok wrócił na złożone dłonie chłopaka, to mimo wszystko i tak sukcesem. William czuł, że wkroczył na grząski grunt, po którym stąpać nie powinien. Po pierwsze, w zasadzie to nie wiedział o Coral zbyt dużo. Poza tym, że razem pracowali i że jakoś szczególnie upodobała sobie dręczenie go, to chyba nie posiadał o niej żadnych większych informacji. Oczywiście zawsze były plotki, ale żeby je znać, to trzeba ich najpierw słuchać, a można się domyślić, że w tym Wex nie jest za dobry.
- Lubisz jeździć na motorze? - wypalił nagle jak z procy, z wyraźną ekscytacją. Wpadł na pomysł o czym mogliby przez chwilę porozmawiać, a dodatkowo tym samym ruchem mógł zmienić niekorzystny dla niego temat. Jeśli mają chociaż przez chwilę porozmawiać o Saturnie, to być może zrobi się trochę pewniejszy. No i pochwały należą się też za fakt, że zdołał nawiązać do tematu swojej maszyny, nie wspominając o żadnych usterkach, które uciekają jego uwadze. Nie przyznał się do niewiedzy, wybrnął z jednego tematu, przejął inicjatywę. Idzie jak burza!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Raz porzuconego tematu nie podejmowała na siłę, szczególnie że zaczynał niebezpiecznie zahaczać o sprawy osobiste. I choć darzyła Williama odpowiednią dla współpracownika dozą sympatii, a w planach miała próbę otworzenia go nieco na świat zdrowych relacji z kobietami, nie zamierzała bynajmniej pchać się na siłę w jego życie. Zresztą też musiała pogodzić się z faktem, że nawet gdyby czegokolwiek się dowiedziała, nie przysługiwało jej prawo do interwencji. Bądź co bądź karzełek metr sześćdziesiąt stając w obronie wielkoluda metrów dwa sprezentowałby światu przeuroczą, ale też dość żałosną scenę. Takiego obrotu spraw z pewnością nie chcieli, a Coral niestety bywała czasami zbyt impulsywna, by powstrzymać się w porę.
 Rozmowa o pogodzie była lepsza niż zapuszczanie się w niewygodne tematy, a dla Sandford wcale nie była oznaką niczyjego znudzenia. Nawet z najbliższymi często rozprawiała o panujących aktualnie warunkach, głównie dlatego, że były po prostu elementem codziennego życia. Trudno nie zagadnąć o nich choćby co jakiś czas, szczególnie gdy akurat zdarzy się jakiś mocniejszy deszcz lub wyczekiwane przez wielu opady śniegu. W tej kwestii przecież ile osób, tyle opinii. Doskonale pamiętała przekomarzanki swoich rodziców, nieustannie spierających się o wyższość zimy nad latem lub lata nad zimą. Jedno wolało wygrzewanie się w słońcu nad jeziorem i z serca nie znosiło oskrobywać szyb samochodowych z lodu, drugie umierało z gorąca już przy ponad dwudziestu stopniach i najlepiej czuło się lepiąc bałwany z dzieciakami. Dyskusja na temat pogody nie była więc wcale symptomem nudy, ale naturalnym elementem codzienności.
 — Czasem oczywiście. — potaknęła, puszczając mimo uszu delikatną aluzję, jakoby teraz właśnie był czas na stonowanie nieco swoich wysiłków. Żyła w przekonaniu, że doskonale radzi sobie z rozpoznawaniem takich kwestii i z pewnością wyczuje, jeśli będzie blisko przekroczenia bezpiecznej granicy. Jak do tej pory nic nie wskazywało na to, by się myliła, a więc nie potrzebowała niczego zmieniać.
  — ... bo nie znamy się zbyt dobrze.
 No, chyba że to.
  — A racja, racja — przytaknęła, postukując bezdźwięcznie palcem o brzeg pustej od kilku chwil filiżanki. Nie ulegało wątpliwości, że wiedzieli o sobie niewiele – głównie dlatego, że ich rozmowy polegały głównie na rozwlekłym monologu rudej przeplatanym pojedynczymi zająknięciami. Z tak osobliwej mieszanki ciężko było wyciągnąć cokolwiek sensownego, szczególnie z małomównego Wexa. Jeśli zaś on sam zwracał odpowiednią uwagę na słowotok koleżanki, byłby w stanie wyłapać kilka mniej znaczących faktów. Cóż to jednak było w obliczu ogromu informacji, jakie każdy człowiek zawierał w sobie? To już nawet nie kropla w morzu, ale w kosmosie! I ten właśnie przykry stan rzeczy należało jak najszybciej naprawić. Albo chociaż spróbować, małymi kroczkami.
 — Generalnie jeśli o pojazdy chodzi, cieszą mnie wyłącznie z miejsca pasażera — zaśmiała się. Oj, nadal wspominała z wątpliwą przyjemnością swoją jedyną jak dotąd wyprawę poza mury, kiedy to została przymusowo posadzona za kierownicą ogromnej terenówki, którą następnie przyszło jej prowadzić po wertepach Desperacji zaraz po tym, jak grupa zmierzyła się z pustynnymi robalami i jakąś podejrzaną szajką. Zdecydowanie niezbyt dobre warunki na przypominanie sobie wskazówek z kursu prawa jazdy, który odbyło się dobre sześć lat temu, a nie jeździło się od minimum trzech. Cud, że wszyscy przeżyli.
 — No i trochę czasem przy nich grzebię, to fakt. Tato jeździł na motorze, jak byłam młodsza opowiadał mi o swoim dosłownie wszystko.
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Z tym drugim z pewnością dogadałby się Wex, ale wizja jego rozmowy z rodzicami Coral była jakaś nierealna. Abstrahując od tego czy w ogóle żyli, bo nieważne jak mroczne się to wydawało, to inżynier zwyczajnie nie miał pewności. To właśnie był kolejny temat pułapka, którego nauczył się nie podejmować. Nie ma nic gorszego, jak zapytać "Co tam u Twojej mamy?" i usłyszeć w odpowiedzi "Nie żyje od sześciu lat, Wex. Byłeś na jej pogrzebie.". Mina wstydliwego inżyniera była nie do opisania i chyba nawet po raz pierwszy miał na twarzy rumieńce podczas rozmowy z facetem. W każdym razie, na tym prostym przykładzie widać jak łatwo Williamowi zejść na niewygodny temat, jeśli trochę się rozpędzi albo też nie wie co powiedzieć. Właśnie dlatego w przypadku Coral tak wszystko analizował. Pomimo tego, że jej próby wyciągnięcia do niego ręki były czasami nazbyt natarczywe, to naprawdę je doceniał i pomimo tego jak to wyglądało, nie chciał wszystkiego zepsuć. Wszystko wskazywało jednak na to, że pomimo jego chęci wychodziło całkowicie inaczej. Inżynier nie miał bowiem teraz na myśli zachowania Coral w stosunku do niego samego. W tym konkretnym momencie chodziło mu tylko o to, że prędzej czy później rudowłosa może zapędzić się w kozi róg tak, jak on sam to zrobił i będzie tego żałowała. Może się to wydawać dziwne, ale pierwszy raz pomyślał całkowicie o niej i to bez żadnych ukrytych profitów związanych z jego osobą.
- To m-moja wina. - dorzucił z delikatnym uśmiechem, widząc dokąd zmierza ta rozmowa. Jeśli wcześniej zapaliło się u niego czerwone światełko, to teraz w głowie Wexa rozgrywał się istny sylwester alarmów. Syreny, dzwonki, głośniki - wszystko to dawało mu znać, że zjeżdżają po równi pochyłej i trzeba jakoś się ratować. Nie wziął jednak pod uwagę, że milczenie i pozostawienie tematu aż sam się rozpłynie również może być dobra opcją. Pozostało mieć tylko nadzieję, że skoro do tej pory rudzielec się nie zrażał, to nie zrazi się ponownie. Albo zwyczajnie okaże się mądrzejszą stroną tej konwersacji i jako pierwsza porzuci temat.
- A-ah. - lekki jęk zawodu wydobył się z jego ust zaraz po tym, jak Coral oświadczyła, że mogłaby być tylko pasażerem. Jego cały plan zawalił się w podstawach i nie bardzo wiedział jak go ponownie poskładać do kupy. Znaczy... Widział jedno rozwiązanie, ale niestety nie był na nie gotów. Oczywiście chodziło tutaj o przewiezienie dziewczyny na motorze, którym to on by kierował, choć już widział jak by się to skończyło. Saturn nie ma uchwytu z tyłu siedzenia dla pasażera, więc naturalnie pasażer musi trzymać się kierowcy. To z kolei oznaczałoby całkowitą dekoncentrację i konsternację u Williamia, a od tego nietrudno do wypadku. Zakładając, że mając przed sobą taką wizję Mayers w ogóle by się pojawił, w co należy powątpiewać.
- No widzisz, b-bo ja niedawno sobie kup-piłem nowy motocykl, a-ale skoro tak, to nie b-będę Cię zanudzał. - próbował, naprawdę trzeba mu to przyznać, że próbował, ale jego brak pewności siebie sprawił, że w spotkaniu z taką odpowiedzią zwyczajnie kapitulował. Jaki bowiem był sens w opowiadaniu o maszynie, skoro Coral i tak pewnie wiedziała o niej już praktycznie wszystko? Inżynier powoli czuł jak dociera do ściany, na którą nie potrafi się wdrapać. Eklerki wyszły, herbata się skończyła, a jego próby zagadania spełzają na panewce, pomimo tego, że jakoś się stara. Nie chciał dopuścić pomiędzy nimi do niezręcznej ciszy, ale w tym momencie zdolny był jedynie do tępego wpatrywania się w stół.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Na szczęście państwo Sandford mieli się doskonale i żyli sobie spokojnie, podczas gdy jedyna córka wyfrunęła z domu. Odwiedzała ich zresztą często, bo jak to tak nie zdać raportu, nie pokazać się, że cała, zdrowa i w pełni sił. Miło było wrócić od czasu do czasu w rodzinne pielesze, najeść się maminej kuchni i podyskutować z tatą o jego najnowszych zabawkach. Mniej-więcej raz na kilka lat zmieniał mu się obszar zainteresowań; raz była to fotografia cyfrowa, innym razem sprzęt muzyczny, nawet nie próbowała spamiętywać. W zasadzie tylko motoryzacja trzymała się go zawsze. Odkąd Coral tylko pamiętała, zawsze trzeba było go wołać na obiad z garażu, co też zresztą zawsze było jej zadaniem. Potem zaczęła podpytywać, przesiadywać popołudnia na dużym roboczym stole i ponad ramieniem ojca zerkać, co też on tam majstruje. Z czasem nie tylko rozumiała coraz więcej, ale też sama połknęła bakcyla. Do tej pory trwała w przekonaniu, że to właśnie stąd wzięła się w niej smykałka do budowania maszyn i dlatego wylądowała w tej, a nie innej pracy.
 — Wina? Jaka wina, nie mówimy tu o żadnej winie. — Machnęła nonszalancko dłonią, tym razem przynajmniej nie zaliczając zderzenia z żadną ozdobą lokalu. Zakończyła zdanie dość stanowczym tonem, sugerując jakby, że w tym temacie nie będzie już nic do powiedzenia. To się zresztą tyczyło większości rozmów z Coral: nie przepadała za zbyt długim rozwlekaniem jednej kwestii. Każdy temat prędzej czy później umierał, a nie widziała sensu w reanimowaniu trupa, skoro można było znaleźć coś nowego. Świat obfitował w taki ogrom zjawisk, że na pewno dało się wybrać coś ciekawszego niż kwestie niezręczne lub po prostu nudne.
 — No cóż, niestety. — Wzruszyła nieznacznie ramionami. — Nie każdy sprawdza się za kierownicą. — Jeden przypadek nie mógł jeszcze stworzyć reguły, ze swej samotnej natury nadawał się raczej do roli wyjątku. Po powrocie do miasta Sandford obiecała sobie nie odświeżenie sposobu jazdy, ale raczej że nigdy więcej nie pozwoli się wrobić ani w ekspedycję na zewnątrz, ani w robienie za kierowcę. Nie i nigdy. Wystarczyła jej pełna kpiny mina Bergssona i własny stres, żeby raz na zawsze położyć kres wszelkim nadziejom.
 — No co ty! — oburzyła się, szczególnie na wzmiankę o jakimś zanudzaniu. Musiano by jej chyba podmienić całą osobowość, żeby nie chciała usłyszeć wszystkich szczegółów. W końcu była nieodrodną córeczką tatusia. — Opowiedz mi, chcę wiedzieć wszystko. — Wyprostowała się i oparła o krzesło, oczekując wyczerpującego sprawozdania. Nawet jeśli sama nie zasiadała za kierownicą niczego, dopóki jej nie zmuszono, do grzebania w pojazdach zawsze miała ogromny sentyment. I nie przepuściłaby okazji do oddania Williamowi głosu na dłużej niż pięć sekund, stąd... do dzieła, panie kolego!
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Wex rodziców za to zbyt często nie odwiedzał. Co prawda też mieszkali w M3, ale nie chciał ciągle słyszeć tego ujadania nad uchem, że to czas się ustatkować i znaleźć sobie jakąś żonę, żeby mogli wychowywać wnuki. Nie wiedział jak im wytłumaczyć, że w jego przypadku to nie było takie łatwe, jak się wydawało. I najwyraźniej jest coś w motoryzacji, co przyciąga do niej facetów. W przypadku Williama były to chwile spokoju, kiedy nikt nie mówił mu, że się leni, a jednocześnie kiedy nikt nie namawiał go do żadnych spotkań. Wystarczyło tylko powiedzieć, że idzie grzebać przy motorze i cały świat nagle znikał. Czasami robił tak nawet wtedy, gdy nie miał przy nim nic szczególnego do roboty. Wystarczyło się położyć na podłodze warsztatu, wziąć w rękę telefon i oglądać pierdoły. To była chwila dla niego, której chyba kazdy potrzebował.
- To, że o niej nie mówimy, wcale nie oznacza, że jej nie ma. - przeszło mu przez myśl, ale akurat byl na tyle sprytny, że tym razem wyłapał aluzję. Nie ma się bowiem co czarować. Gdyby na miejscu Williama był jakikolwiek inny człowiek, to przez ten czas jaki zna się z Coral, wytworzyłaby się między nimi niejedna nić porozumienia. Tymczasem w ich sytuacji ciężko czegokolwiek takiego szukać. Tak, mają kontakty w pracy, ale czy cokolwiek poza tym? Przypadkowe spotkania, które krępują jedną stronę do tego stopnia, że nie umie za dużo z siebie wydusić. W jego mniemaniu to, że o winie nie rozmawiali wcale nie oznaczało, że faktycznie nie istnieje. Wbił ją sobie do głowy i zapewne będzie nad nią rozważał przez kilka następnych dni przy słodkim akompaniamencie niewiedzy Coral.
- Moim z-zdaniem, każdy da r-r-radę. Trzeba t-tylko cierpliwości i dobrego nauczycie-ela. - odrzekł, chociaż nie bardzo miał kogokolwiek do polecania. On jazdy uczył się z początku sam na drogach, na których jeździć bez uprawnień nie powinien, ale jeśli go nikt nie złapał, to oznaczało, że robił wszystko legalnie. Oczywiście przeszła mu przez myśl możliwość nauki dziewczyny, ale w formie na odległość, czyt. przez krótkofalówkę. Nie można być przy tym jednak pewnym, czy rudowłosa by to przeżyła. Za to wychodzi na to, że da radę wytrzymać gadaninę Williama na temat motocykla, co sprawiło, że oczy mężczyzny się trochę ożywiły. I nawet utrzymały przez kilka sekund kontakt wzrokowy z rozmówcą, ostatecznie spoczywając jednak na oknie.
- W-więc ostatnio kupiłem nowy motocykl. D-dawniej miałem Mobiculum i o i-ile podobała mi się jego wszechstronn-nność, o tyle nadal wydawał się c-całkiem wolny. Trzysta kilometrów na godzinę to nie coś, cze-ego spodziewałbym się pojeździe tego kalibru. Dodatkowo f-fatalnie rozegrano sprawę z zasilaniem i nie dało się nim przemieszczać na sensowne dy-dystanse bez uciążliwego ładowania - zaczął się naprawdę rozgadywać, a co więcej, tak bardzo zaabsorbował się całym tematem, że jąkanie zaczęło stopniowo ustępować. Pod koniec krótkiego monologu spoglądał już Coral nawet prosto w twarz i to bez skrępowania - Teraz udało mi się wreszcie odłożyć na Saturna. Jeśli znałaś model Venus, to natychmiast o nim zapomnij. Funkcja rozpoznawania głosu, zmiana bieżnika, wysuwany dach oraz nieco gorsza trakcja, co pozwala na większą zabawę w zakrętach. - na twarzy inżyniera pojawił się delikatny uśmiech, a on sam zaczął wyliczać na palcach kolejne możliwości motocykla. Warto także zauważyć, że przestał się jąkać, czego on akurat nie dostrzegł - No i najważniejsze. Muszę Ci powiedzieć, że jazda czterysta kilometrów na godzinę jest zdecydowanie lepsza, niż jazda trzysta kilometrów na godzinę! - no to teraz uśmiech na twarzy mężczyzny sięgnął zenitu. Cieszył się z tego wszystkiego jak małe dziecko, a to dlatego, że praca w warsztacie nie wywołuje w nim aż tylu emocji, co jazda na motocyklu z wielką prędkością, przy której najmniejszy błąd może zaważyć o jego dalszych losach. Adrenalina poprawiała mu humor, a skoro o tym mowa, to zainteresowanie tematem wydawało się odzierać go z nieśmiałości, jako, że teraz bez problemu rozmawiał z Coral, utrzymywał kontakt wzrokowy, a nawet się uśmiechał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 14 z 17 Previous  1 ... 8 ... 13, 14, 15, 16, 17  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach