Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

KAWIARNIA „POD RADOSNĄ BABECZKĄ”


Kawiarnia „Pod radosną babeczką” mieści się w wyjątkowo ładnej dzielnicy. Chodnik prosty i równy, wyłożony kamieniami o idealnie sprecyzowanych wymiarach, kieruje ludzi naprzód. Po jednej stronie rzędy niewysokich, równo przystrzyżonych drzewek; po drugiej zaś dom za domem, sklep za sklepem. Aż w końcu budynek ściśnięty między apteką a mieszkaniem. Biała farba splamiła cegły, duże okno ozdobiono wielką brązowo-kremową naklejką z nazwą kawiarni. Łukowate drzwi witają przechodniów jasnym napisem: „Poniedziałek – piątek: 9:00 – 21:00, Sobota: 10:00 – 20:00, Niedziela: 11:00 – 14:00”, niżej zaś wywieszono plakietkę z napisem: „Otwarte!” i wesołą, żółtą buźką.

W środku pierwsze co zwraca uwagę to zapach. Unosi się w powietrzu woń ciasteczek i ciast, babeczek, tortów, gorącej czekolady i kawy. Wszystko to razem zmieszane, daje niemożliwą kompozycję, która potrafiłaby samym zapachem położyć na łopatki niejednego cukrzyka.

Wnętrze wystrojone po prostu ładnie. W pewien sposób skromnie, ale nikt nie mógłby zarzucić, aby czegoś tu brakowało. Wypastowana, drewniana podłoga, na niej parę stołów, przykrytych kremowymi obrusami. Dookoła stołów od dwóch do sześciu krzeseł z wysokim oparciem. Na środku blatów postawiono wazony z pachnącymi kwiatami lub świeczniki, które towarzyszą postawionej na sztorc karcie „menu”.

Punkt kulminacyjny znajduje się na samym końcu. Bar. Zza szyby zachęcają klientów pyszności. Najrozmaitsze. Od zwykłych eklerków, po torty z uśmiechami i szałowymi napisami. Miła, starsza kobieta w fartuszku w wyszczerzone babeczki obsługuje kasę, doradza i opowiada o słodkich tajemnicach.

Późną wiosną kawiarnia wystawia również stoły na chodnik, umożliwiając delektowanie się łakociami na świeżym powietrzu. Ogródek pozostaje aż do wczesnej jesieni, gdy przymrozki skutecznie zapędzają klientelę do środka.

» link do poprzedniej wersji tematu «


                                         
VIRUS
VIRUS
 
 
 


Powrót do góry Go down

   Wydarzenia tego tygodnia nieźle dawały w kość, w sumie odkąd pamięta bywały dni lepsze i gorsze, te znacznie gorsze. Niewielki wypadek przy pracy, mdlenie przyjaciółki, spotkanie specyficznego doktora, rozmowa z dawnym przyjacielem z wojska i cholerę pracy przy papierach...Młoda żołnierz całe swoje życie podporządkowała w ostatnim czasie wojsku, ta, jakby to robota stanowiła najważniejszą rzecz w hierarchii wartości. W rzeczywistości było nieco inaczej, w końcu to jej przyjaciółka, Ber, jak i wierny towarzysz Leviatan, stanowili dla niej swoistą podporę do korzystania z życia. Nie tak ja większość rozrywkowych ludzi, a spokojnie, przy filiżanki kawy...Ah, właśnie, kawa!
   Co robi Letycja w wolnym czasie? Wychodzi z psem na długie, wieczorne spacery (chyba, że jest przemęczona po pracy, wtedy są to dość szybie wypady), czyta liczne kryminały wypożyczone z biblioteki bądź kupione w okazyjnej cenie na rynku, spędza czas z Bercią na malowaniu i nieudolnym śpiewaniu. Ale jedna z rzeczy, która w jej życiu jest stuprocentowo pewna (pomijając kwestię spania, płacenia podatków i śmierci) to kawa. Gorzki, mocny napój bogów, istny afrodyzjak. To ona stawiała ją na nogach każdego dnia, pomagała w przetrwaniu i, przede wszystkim, dawała nieocenionego, energicznego kopa w dupę. Nic więc dziwnego, że na spotkanie z "równie starym znajomym" umówiła się w kawiarni. Zadziwiające było znalezienie chwili wolnego czasu na takie bzdety, aczkolwiek, był weekend. Mogła pozwolić sobie na troszkę przyjemności.
   Panna Argus ledwo co wkroczyła do środka, a już przyćmił ją urok kawiarni. Cudowne zapachy zakręciły jej w głowie, powodując mimowolne westchnięcie. Kochała to miejsce tak mocno, jak własne łóżko w soboty. Gdyby świat miał być rajem, na pewno pachniałby tą kawiarnią! Ciastami, kawą, wszystkim co najlepsze w wielkim skrócie. Zastanawiając się na co ma ochotę, podeszła do wolnego stolika w rogu pomieszczenia. Wolała uniknąć rzucania się w oczy, szczególnie patrząc z kim miała zasiąść do porannej pogawędki. Niczego nie zamawiała, czekając cierpliwie na partnera do rozmowy, wpatrując się w tym czasie z pożądaniem na wystawione przy barze łakocie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Obudzony wczesnym porannym budzikiem, powolnie z łóżka wstał olbrzym. W swoich luźnych ubraniach do spania dreptał to tu to tam po mieszkaniu szykując się do wyjścia. Dzisiejszy poranny trening przełożony został na wieczór, gdyż wczesne godziny zajęte były innymi planami. Klaus jako jeden z generałów wiecznie był zabiegany i rzadko zdarzało się, aby miał cały weekend wolny dla siebie. A nawet jeśli już taki się zdarzył to często okazywało się, że telefon ze sztabu przerywał powolne lenistwo. Liczył, że przynajmniej dzisiejszego poranka nic nie zakłóci jego planów. Ze względu na to, że wstał dużo wcześniej niż zakładała godzina wyjścia z mieszkania, pozwolił sobie na powolne i bez pospieszne wyszykowanie do dzisiejszego spotkania. Pomimo luźnej natury spotkania, na które się przygotowywał i tak ubrał się w jeden ze swoich specjalnie szytych garniturów. Co prawda każdy zestaw posiadał marynarkę, jednak Klaus raczej rzadko je zakładał. O wiele lepiej czuł się bez niej. W między czasie oczekując godziny wyjścia zajął się jakąś papierkową robotą. Na sygnał nastawionego uprzednio alarmu wstał od stołu i przeszedł do garażu.
-Witaj Silber.-przywitał się z motorem, a raczej z asystentką AI, kładąc rękę na ekranie, aby uruchomić pojazd.
-Witaj Generale. Dzisiaj będzie słonecznie chociaż po południu może być pochmurno. Aktualnie ruch na ulicy jest niewielki. Brak nowych wiadomości.-robotyczny kobiecy głos poinformował Klausa o jeszcze paru innych rzeczach.
-Silber mówiłem, żebyś zwracała się do mnie po imieniu.-rzucił zasiadając za kierownicą swojego wiernego motoru.
-Nie widzę większego problemu ze zwracaniem się do Pana po tytule. Jednak postaram się wziąć to pod uwagę.-odparł nonszalancko bez wyraźny głos.
"Zawsze tak mówisz..." przeszło mu przez myśl.
-Jaki jest aktualny cel podróży?-na wyświetlaczu pokazała się mapa miasta.
-Kawiarnia "Pod radosną babeczką"-odparł, a drzwi garażu oraz brama same otwarły się za sprawą Silber.
-Cel podróży obrany. Szacowany czas podróży xxx.-odpowiedzi zawtórował dźwięk silnika.
Droga na miejsce obyła się bez przeszkód. Rzekoma kawiarnia znajdowała się bliżej niż wydawało się mężczyźnie.
-Cel podróży osiągnięty. Życzę miłego pobytu Generale.-poinformowała Silber.
-Dziękuję Silber.-odparł klaus zsiadając z motoru.
W tym samym momencie silnik oraz wyświetlacz zgasły. Klaus wyprostował się oraz poprawił swoją kamizelkę. Spokojnym i dumnym krokiem ruszył ku drzwiom. Po wkroczeniu do środka uderzyła go fala.... niczego. Zapewne w powietrzu unosiły się piękne zapachy słodyczy oraz kawy jednak ze względu na swoją przypadłość Klaus musiał obejść się smakiem. Tak na prawdę nie przeszkadzał mu brak powonienia. Od urodzenia nie czuł zapachów, więc nie miał nad czym rozpaczać. Tak jakby niemy miał narzekać na dźwięk swojego głosu. Pokaźnych rozmiarów mężczyzna przyciągnął parę zaciekawionych spojrzeń, na które nawet nie zwrócił uwagi. Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu swojego dzisiejszego towarzysza. Po chwili dostrzegł stolik, przy którym siedziała Panna Argus.
-Witam Panno Argus.-przywitał się po podejściu do stolika przy okazji skinąwszy głową-Jak się Pani dzisiaj ma?-zapytał zajmując miejsce naprzeciwko Letycji.
Delikatny uśmiech oraz ciepłe ogniki jego szmaragdowych oczu nadawały mu przyjaznego wyrazu twarzy. Zapewne ludzi, którzy postanowili się mu przyjrzeć nie zdziwił jedynie jego wzrost. Wystające mu ponad dolną wargę kły raczej nie były normalnym codziennym widokiem. Klaus jednak nauczył żyć się z oczyma ciągle skierowanymi w jego stronę. Gdzie nie poszedł wzbudzał swoim zachowaniem czy wyglądem zainteresowanie już od najmłodszych lat.
-Zamówiła już coś Pani, Fräulein Argus?-zapytał samemu zerkając do menu.
                                         
Klaus
Generał niewyspecjalizowany
Klaus
Generał niewyspecjalizowany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Klaus Von Kreuz


Powrót do góry Go down

   Nie ma to jak elegancki, wyjściowy ubiór, prawda? Momentami dało się zawstydzić przy tak dobrze ubranym człowieku. Jednak, czy ubiór to wszystko? Stanowczo nie. Choć faktycznie, niezwykle często podkreśla charakter właściciela, nie jest jedynym wyznacznikiem dobrego smaku czy gustu, o ile dało się to w ten sposób wyrazić. Sama Letycja nie przykładała szczególnej uwagi do tego, co zakłada. Na ogół były to albo ciemne golfy, czarne koszule bądź wszelkie wojskowe kamuflaże. A do tego, jak zawsze, ciężkie desanty na nogach. Niby przydałaby się pewna nowość, różnica od codzienności, ale tej drobnej duszyczce właściwie to nie przeszkadzało. Elegancji nie brakło i w jej przypadku. Ciężko porównywać to do Klausa i jego majestatycznej postawy. Tym razem wyjątkowo -  beżowa koszula zapięta na ostatni guzik, starannie wyprasowana, z podwiniętymi do łokci rękawami. Wpuszczona w czarne spodnie z wysokim stanem wyglądała, przynajmniej dla Letycji, genialnie. I rzecz jasna - wojskowe buty na nogach. Nigdy, przenigdy nie zostawiała ich w domu. Prawdę powiedziawszy, taka sytuacja zdarzała się naprawdę rzadko, co jedynie podkreślało wewnętrzną pasję (aż nazbyt) do wojska tej młodej kobiety. Czy to dobrze, czy źle, nie jej oceniać. W końcu robi tylko swoje, nie krzywdząc przy tym nikogo ani niczego.
   Nasłuchiwała charakterystycznego głosu, próbowała wypatrzeć przez witryny sklepowe zanim wkroczy do środka, ale co tu dużo mówić. Cudnie pachnące wypieki ponętnym głosem wołały ją do siebie. Wręcz czuła nagle lżejszy portfel o sporą sumę pieniędzy. Gdyby tylko mogła, przebywałaby tu częściej. Zasiadała na dworze, na jednym z stolików w cieplejsze dni...Popijałaby kawę, w pełni zrelaksowana i wypoczęta. Nie, zmęczenie dawało się we znaki. Oczy, choć szczerze zafascynowane, przyjemne spojrzenie psuły sińce pod oczami.Bezsenność, zarywanie nocek, wypadki i wypadki. Znalezienie czasu w tym całym burdelu było cholernie ciężkie.
   Otrząsnęła się, mrugając parokrotnie oczyma, jakby jeszcze w sennej zmorze. Delikatny uśmiech wkroczył na jej usta w momencie zapytania o jej samopoczucie. Całą uwagę skupiła na generale, przysuwając się bliżej do stołu.
- Dzień dobry, miło Pana widzieć. Nie spodziewałam się, że to spotkanie zostanie zrealizowane. A jednak. Jeśli o mnie mowa, dość burzliwie w pracy. Zdecydowanie potrzebowałam chwili takiej, jak ta. - Rozmarzone westchnienie przeszło gdzieś bokiem, zanikając w całości w delikatnym szumie gwary gości.
- A Pan? Czyżby obowiązki zabierały aż tyle czasu? - Przeniosła raz jeszcze wzrok na ciastka, bagietki, torty i wszelkiego rodzaju ciast. Ciężko było je zliczyć. Szkoda, że nie są tak na wyciągnięci ręką.
- W dobrym tonie jest poczekać na rozmówce. Kawa. Na dobry początek dnia. Dzisiaj nie piłam, czuję się martwa wewnątrz. Tak, jakby ktoś wyrwał Panu jeden z narządów. Odczuwa się dotkliwie. - Przewertowała palcami menu po raz kolejny. Przez moment słuchała plotki spowodowane nikim inny. zakończeniem. Wzięła głęboki wdech, mrużąc oczy.  - Jabłecznik o coś, na co mam dzisiaj ochotę. A pan, panie generale? -  Zagaiła, po dłuższej chwili wyczekiwania na kelnerkę.
- Ostatnim razem wpadłam w...małą rywalizacje z jednym żołnierzem z oddziału. Strasznie nie brzmi. Nieco rozrywki zawsze się przyda. Tylko, że mam po tym osobliwą pamiątkę. Żeby Pan wiedział, ile było z tym załatwiana spraw. - Wskazała dłonią na swoją dolną wargę z stosunkowo, rozległą blizną. - Spotkałam dusze z przeszłości...a to jakby kopnęło mnie nieco. Co Pan myśli nad tym, bym poszła na szkołę oficerską? - Oh Leti, nie przyszłaś tu gawędzić w spawach służbowych.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Klaus pomimo natłoku spraw na głowie zawsze starał się utrzymywać choć minimalne normy dotyczące snu. Często zdarzało się, że nie miał okazji przespać 8 godzin, a czasami nie mówiąc już o 3. Jednak zahartowany przez lata organizm mężczyzny był w stanie funkcjonować bez zarzutu nawet przy niewielkiej ilości snu. Co prawda w końcu nawet jemu odbije się to na sprawności, ale jako generał musiał być w stanie dowodzić i prowadzić natarcie nawet kiedy inni nie mieli już siły. Niewzruszona i mocarna postawa dowódcy w takich sytuacjach mogła podbudowywać morale w trudnych sytuacjach, więc poświęcenia były wymagane w licznych sytuacjach. Wystarczyło jedno spojrzenie na Letycję, aby stwierdzić, że nie wysypia się ostatnio. Klausowi ostatnio ledwo udaje się złapać dłuższą chwilę na sen, więc w całości rozumiał sytuację kobiety, która mogła nie być jeszcze przyzwyczajona do tego typu trybu pracy.
-Miło czasem spotkać się ze znajomą osobą w mniej formalnych okolicznościach, chociaż patrząc na nasz ubiór można byłoby się pomylić.-zażartował ciepło się uśmiechając-Wszyscy w bazie mają ostatnio pełne ręce roboty. Chociaż tak to wygląda przez większość czasu. Otrzymałem dzień wolny, ale nigdy nic nie wiadomo. Często zostaję wezwany nawet podczas takich dni. Pozycja zobowiązuje.-wytłumaczył.
   Z wysokim stanowiskiem szły przywileje oraz korzyści, ale również wielka odpowiedzialność oraz ilość obowiązków. Z jednej strony dobrze, że Klaus nie posiada rodziny, gdyż spotkania mogły by być bardzo sporadyczne, ale z drugiej strony miło byłoby wracać do domu wiedząc, że ktoś na ciebie czeka. Może wtedy starałby się znaleźć więcej czasu na powroty do domu? Teraz kiedy nikt poza ciszą na niego nie czeka, to większość czasu spędza w bazie.
-Chyba nigdy nie zrozumiem tego fenomenu.-zaśmiał się lekko-Może dobrze byłoby w takim razie zawalczyć z tą problematyczną potrzebą?-zaproponował, gdyż wewnętrzny ojciec SPEC'u się w nim obudził-W sytuacjach bojowych może być z tym problem, a lepiej żeby taka błahostka nie zaprzątała głowy.-wyjaśnił-ekhm Przepraszam za to. Nie powinienem w wolnej chwili strofować Pani na takie tematy.-szybko poprawił się dodatkowo wykonując przepraszający gest głową-Odpowiadając na Pani pytanie, Panno Argus, wezmę...-ruchem ręki zasygnalizował kelnerce gotowość do zamówienia.-Dla mnie będzie kawa z syropem karmelowym i mlekiem oraz ciasto orzechowe.-powiedział, a następnie poczekał aż Letycja złoży swoje zamówienie.
   Raczej patrząc na Klausa kojarzy się z osobą, która gustuje raczej w gorzkich przysmakach, ale można się czasami zdziwić. Mężczyzna uwielbia wszelkiego rodzaju słodycze i bardziej skłania się ku słodkim rzeczą aniżeli ich kuzynom z drugiej strony skali.
   Wysłuchał towarzyszki rozmowy i lekko się uśmiechnął. Głupie pomysły kończą się w głupi sposób, ale czasami trzeba sobie pozwolić na odrobiną lekkomyślności, aby nie oszaleć z tej ciągłej presji. Oczywiście trzeba nadal z tym uważać, ale no cóż... zdarza się.
-Będzie miała Fräulein co opowiadać wnukom czy przyjaciołom.-powiedział ciepło się uśmiechając-Kim jest ta dusza z przeszłości jeśli można zapytać?-zagaił dla rozwinięcia tematu.
   Nad pytaniem Letycji chwilę się zastanowił. Nie jest to rzecz, na którą powinno się odpowiadać od razu bez pomyślunku.
-Uważam, że jest to dobry pomysł. Prezentuje Fräulein zadowalające rezultaty oraz zaangażowanie, więc nie widzę ku temu przeciwwskazań.-odpowiedział krótka, a zwięźle.
   Co prawda mógłby coś więcej dodać do swojej odpowiedzi, ale nie chciał zbytnio rozwodzić się nad tym tematem, kiedy jest na luźniejszym spotkaniu. Co prawda Letycja była jego znajomą z pracy, ale także była podwładnym. Trzeba uważać co, gdzie i kiedy się mówi, a w szczególności na takiej pozycji jak jego.
                                         
Klaus
Generał niewyspecjalizowany
Klaus
Generał niewyspecjalizowany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Klaus Von Kreuz


Powrót do góry Go down

Delikatny, kobiecy uśmiech skierowany do Klausa mówił to i owo. Cicha zgoda z jego słowami, wiedząc, że żadne z nich nie planowało, by zwyczajne spotkanie wyglądało na formalne. Nie musiała tego powtarzać, doskonale wiedzieli, co mieli na myśli w tej sytuacji. Jeśli miała być szczera, sama pomyślała o czymś bardziej szykownym, choćby z racji samego szacunku dla starszego stopniem. A tu proszę...Idealnie trafili w styl ubioru. Choć, jeśli byłoby cieplej, koszula mogła być dość uciążliwa i nieprzyjemna. Bardziej od letniego munduru w słoneczne, upalne dni..Ale hej! Jest się tym żołnierzem, prawda? Nie ma złych warunków atmosferycznych, jest tylko źle ubrany żołnierz, jak to mawiał pewien plutonowy.

- W pełni to rozumiem, pozycja przynosi nie tylko przywileje i honory, to także obowiązki, odpowiedzialność, o której trzeba pamiętać. Być może dlatego większość dobrze prosperujących żołnierzy nie decyduje się na krok dalej.  - Letycja wiedziała, że do niej ten krok należał. Musiała go uczynić, by móc aktywnie przyczynić się do rozwoju organizacji. Pomimo pewnego zastoju i obawy przed odpowiedzialnością w podejmowaniu samodzielnych decyzji, chciała. Oj, i to bardzo chciała, chociaż stopień, dwa wyżej. Cudów nie oczekiwała, bo i życie szeregowego miało swój urok. Więcej czasu wolnego, a zarazem więcej działania. Nie jakiegoś tam siedzenia po nocach przy stertach rozwalających się papierów. Berenika pokazała jej jak wygląda ich praca administracyjna, te wszelkie bzdety, więc sama miała na to pewien realny pogląd. Ale jak przyjdzie co do czego, jeśli kiedyś dostanie szansę od losu...To był ten moment, w którym nieco żałowała odmówienia propozycji ojca. Mogła mieć większy wpływ na to, co dzieje się w wojsku, a jednak wolała przeżyć całą trasę od początku, nabyć wymaganego doświadczenia i wiedzy. Czy wyszło jej na dobre? Oczywiście, że tak. W dodatku nakierowały ją osoby, bez których wkładu w szkolenie młodej Argus, byłaby z goła inną personą. Nic, tylko podziękować zarówno im, ja i pokrętnemu losowi. Oh, własnie jedna z nich grzała miejsce przed kobietą. Przypadek?

- Słabości są czymś ludzkim. Każdy jakieś posiada. A ja...aż nazbyt lubię smak kawy o poranku. - Cichy śmiech Letycji umniejszył "problem" zajmowania głowy sprawami mniej bądź bardziej ważnymi. W końcu i Klaus miał wady, nikt nie był idealny. No, może oprócz tych kuszących pań z okładek magazynów modowych...modowych.
  Czekając na swoją kolej układała plan działania. Kawa? Ciasto? Może kakao? A gdyby tak jakiś biszkopt...z owocami! Naleśniki wcale nie były gorszą opcją. Oh, gdyby tylko ktoś pomógł w tym niezdecydowaniu! Z marmurowego zamyślenia wyrwała ją kelnerka z przyjaznym uśmiechem, pytając o drugą część zamówienia. Letycha spojrzała raz jeszcze na kartę, rzuciła szybkie spojrzenie ciastom na wystawie, by ostatecznie postawić na jedną kartę.
- Czarna kawa, bez dodatku mleka, a cukier zastąpimy kawałkiem jabłecznika. Chyba nie jestem w stanie się powstrzymać - parsknęła, poprawiając się na krześle. Poza pracą potrafiła przypominać inną osobę. Uśmiechniętą, przyjazną i taką...nieco bardziej otwartą. Generała znała już osiem lat i mimo wszystko ufała mu bardziej niż sporej części współpracowników. Chcą czy nie chcąc, był jej pośrednim przełożonym, a jak dowódca ma dobrze działać, bez zaufania żołnierzy? Nawet nie chodziło o samą postać Niemca jako wojskowego, a właśnie o tą wręcz ojcowską troskę. Może to śmieszne, ale momentami czuła się przy nim bardziej jak dziecko niż przy własnym ojcu, który na emocje był tak cholernie zamknięty.
-  Od razu tam wnukom...Nie śpieszy mi się do tego, szczerze mówiąc. - Rozbawiona tą kwestią podparła podbródek o otwartą dłoń, nie odrywając oczu od rozmówcy. Ktokolwiek znał bliżej Argus, wiedział, że jako matka nie sprawowałaby się jakoś szczególnie dobrze. Nie czuła się w roli opiekunki do dzieci i pani domu. Kto wie! Kiedyś nadarzy się okazja, by spróbować zmienić jej nastawienie, ale nie dziś, nie w takich okolicznościach i nie przez tego człowieka.
- Anioł Śmierci. Arthur Rembrandt Minamino, człowiek poświęcający własne życie, by ratować innych. Gdyby nie on, Leviatan nie przeżyłby jednej z moich pierwszych misji. Uratował go. Tak, jak ratował nas wszystkich. Naprawdę, wspaniały człowiek - zaczęła entuzjastycznie, by coraz stopniowo ściszać głos. Początkowe zafascynowanie ustępowało pewnemu przygaszeniu. Jakby w tym momencie starała się wyprać się z emocji, wrócić do postawy podczas służby. - Niestety doświadczony przez życie. Stracił...wiele. Wszystko. Czasami nie rozumiem, jakim cudem trzyma się na nogach. Staram się go wspomóc jak mogę. - Chciała coś jeszcze dopowiedzieć, tylko w tym momencie wróciła kelnerka, przenosząc z tacy pełne zamówienie. Obsługa bez wątpienia zasługiwała na wysokie noty uznania.

  Zaciągnęła się aromatem kawy, pozwalając sobie przymknąć oczy na ten krótki moment. Odsunęła filiżankę bezpiecznie na bok, by przypadkiem nie wylać ją na mężczyznę, kiedy pochyliła się nieznacznie do przodu. Łokcie oparła o blat, łącząc ze sobą dłonie przed twarzą.
- Otrzymałam propozycję nie do odrzucenia...Właściwie, rozkaz. Kto wie, co z tego wyjdzie. - Ściszony głos zdecydowanie podkreślał dyskrecje, kiedy to sięgała po talerzyk. - To wszystko tak cudownie pachnie. Idzie postradać zmysły.


                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zastanowił się chwilę nad słowami Letycji. Było w nich dużo prawdy. Zwiększona ilość obowiązków oraz ogromna odpowiedzialność idąca za wyższym stopniem złamała nie jednego sprawiając, że do końca swojej służby pozostawał na tym samym stanowisku. Nie każdy jest w stanie unieść ciężar idący za stanowiskami na wysokim szczeblu. Na szczęście znajdują się czasami na tyle odważni ludzie, aby wyzwaniu zaśmiać się prosto w twarz. W końcu ktoś to musi robić, prawda? Klaus wzbił się na wyżyny dzięki ciężkiej pracy dla SPEC'u, ale również ogromu ciężkiej pracy nad samym sobą. Nie chodzi tu jedynie o pracę nad własną fizycznością, ale głównie nad psychiką. Im wyższy szczebel tym więcej rzeczy trzeba unikać oraz na inne rzeczy się wyczulać. Posiadanie pod sobą ludzi jest jedną z najbardziej wycieńczających rzeczy dla Niemca. Cała organizacja jest dla niego jak rodzina, a ciągłe zamartwianie się o ich dobrobyt jest psychicznie wyczerpujące. Gdyby mógł to chodziłby z nimi na wszystkie misje, aby móc sprawować nad nimi pieczę. Jednak nie jest to możliwe. W końcu nie da się być w kilku miejscach naraz. Jedyne co mu pozostaje, aby zapewnić sobie spokój myśli to odpowiednie dobranie drużyn, aby jak najbardziej zmniejszyć potencjalne zagrożenie.
-Nie ukrywam, że znam parę osób, które z tego właśnie powodu postanowiły pozostać na niższych stanowiskach. Objęcie pieczy nad pokaźna ilością ludzi oraz masa odpowiedzialności za tym idąca mogą przerazić nawet najodważniejszych zawadiaków.-odparł.
"Kto wie... Może kiedyś spotkamy się na tym samym szczeblu, a może przegoni mnie Pani, Panno Argus." przeszło my przez myśl. W końcu nic nigdy nie wiadomo. Może za jakiś czas to Letycja będzie wyższa stopniem od niego i to on będzie kłaniał jej się na korytarzach.
-Oczywiście Panno Argus. Ludzie to istoty niedoskonałe, a przez to interesujące.-dodał lekko się uśmiechając.
Przyszła kolej na zamówienie jego towarzyszki. Wyprostował się na krześle, a ręce oprał o stół. Czekał cierpliwie oddając się chwili zastoju. W końcu trzeba wykorzystywać każdą, nawet najmniejszą okazję do chwili odpoczynku. Możliwe że stało się to swego rodzaju nawykiem Klausa. Ale co tu się dziwić. W jego pracy taka umiejętność jest na wagę złota.
-Nie ma się do czego śpieszyć.-zawtórował Letycji przyciszonym śmiechem.
Artura przyszło znać Klausowi osobiście. Dobry chłop, który w życiu doświadczył za wiele. Stopniowa zmiana charakteru Rembranta nie dziwiła Niemica. W końcu nie wielu jest takich, których po podobnych przejściach nie załamali by się w jakiś sposób. Rudowłosy został wysłany na inną misję, więc wie co działo się tamtego dnia jedynie z raportów. Odnieśli wtedy ogromne straty w ludziach. Jednak nawet pomimo swojej rangi nie był w stanie dotrzeć do niektórych informacji dotyczących tamtej akcji.
-Cóż to za propozycja czy raczej rozkaz Panno Argus?-zapytał ściszonym głosem.
Po mimo licznych słów zachwytu Letycji na temat aromatów rozpościerających się dookoła nich, Klaus pozostawał obojętny. Brak powonienia odebrał mu możliwość zachwycania się ponętnymi zapachami. Jednak to co bardziej go zainteresowało to owa propozycja nie do odrzucenia. Ciekawe o co mogło chodzić?
                                         
Klaus
Generał niewyspecjalizowany
Klaus
Generał niewyspecjalizowany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Klaus Von Kreuz


Powrót do góry Go down

Czasami bała się...Obawiała się tych całych obowiązków, a przecież sama obecnie brała na siebie więcej, niż potrafiła udźwignąć. Była wszędzie i nigdzie, jak widmo, tylko ta była jak najbardziej żywa. I jak najbardziej odczuwała zmęczenie po ciężkich, przepracowanych dniach czy nawet i zarwanych nocach. Przyjmowanie na głowę rzeczy nienależących do jej zakresu obowiązków było dla Argus czymś wręcz charakterystycznym. I choć wiele razy słyszała "zostaw to, nie Twoja działa, odpocznij trochę i zajmij się sobą", nigdy nie brała tych słów do serca. Bardziej zależało jej na pracy niż na tym, co mogło czekać ją w domu...Bo w praktyce nic nie czekało. Tak, jak Klausa.

- Wydaje mi się, że czasami też się tego boję, jeśli mam być tak całkiem szczera. - Jeden, nieśmiały uśmiech, chwilowe ucieknięcie w bok wzrokiem. No tak. On doskonale wiedział jak wielkie o brzmienie, a Letycja mogła tylko wyobrazić sobie ciężar spoczywający na generalskich barkach. Podejmij chociaż jedną, złą decyzję, a ucierpią ludzie. Twoi towarzysze, podwładni, przyjaciele, rodzina, niewinne jednostki cywilne. To nie było takie łatwe, jak można by się spodziewać i jak wielu żołnierzy uważało. Tych młodych, naturalnie. Starsi stopniem na ogół pojmowali tę rzecz zanim zaczynali pchać się ku wyższym szczeblom władzy. Całe szczęście, dla nich wszystkich.

Szczęściem było również, że Klaus nie musiał widzieć tej rzezi na własne oczy. To, co się wtedy działo, było czymś przerażającym. Misja, która nie miała wcale być aż tak ciężka...W zamyśle. A potem wszystko jebło i nawet nie było wiadomo kiedy. To po prostu się stało i pędziło dzikim tempem. Współczuła Arthurowi, współczuła im wszystkim, ale cóż mogła zrobić oprócz trwania przy nim i wspierania go? Wiedziała, że słowa otuchy mało tu dadzą. Mówienie "oh, jak bardzo Ci współczuje, biedny, biedny, taki pokrzywdzony" dobijało jeszcze bardziej, a tego nie chciała. Więc...spędzała z nim po prostu czas, jak na dobrą kumpelę przystało. I to, że zmienił się aż tak bardzo, nie zdziwiło ją w jakimś większym stopniu. Czasami nurtowało, męczyło jak to było, ale coraz częściej dawała sobie z tym spokój wierząc, że postępuje dobrze.

- Właśnie...ten. - Zaczęła zagadkowo, upijając łyk kawy. Starannie odłożyła naczynie na poprzednie miejsce, uśmiechnęła się pod nosem, krzyżując jednocześnie nogi pod stołem. - Mam spodziewać się trzymiesięcznej ostrej pracy. Albo i dłużej, zależy, znam jedynie zarys. Wyjeżdżam na szkolenie, Studium, jeszcze dokładnie nie wiem. Czuję już ten dreszcz emocji...I ból w kościach. - Parsknęła cicho, poprawiając się zaraz na krześle.
- Nie wiem trochę co robić. Z jednej strony chcę. Oczywiście, że chcę, ale nie wiem, czy na pewno jestem na to gotowa. A jak zawiodę? I jeszcze dochodzi jedna sprawa...Nie wiem, czy będę miała z kim zostawić Leviatana. Nie mogę zabrać go ze sobą.



I wtedy usłyszała dźwięk przepustki. Cholera. Wezwanie do roboty... Cóż...Wielka szkoda kończyć tak miłe spotkanie w takich okolicznościach.

z/t x 2
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Arata rzadko opuszczał swój gabinet, ale niestety czasem był do tego zmuszany. Dzisiejszy dzień wyglądał podobnie, z tą różnicą, że on sam zdecydował się wyściubić swój lekarski nos poza bezpieczny kąt. Wszystko przez jedno podanie, które trochę go zainteresowało. Rzadko ktoś pisze do niego o staż, a już na pewno nie po tym jakie historie krążą na temat jego wymagających metod nauczania. Niewielu stażystów docierało do końca miesięcznego okresu próbnego, a jeszcze mniej chciało nauki kontynuować. Jego legenda urosła chyba do tego stopnia, że od przynajmniej pół roku nie dostawał żadnych próśb. Wszystko zmieniła jednak pewna dwudziestojednolatka, której imię i nazwisko przyprawiało go o ból głowy. Pierwsze wrażenie "trochę młoda = nie wie na co się pisze". Yakuya myślał, że to kolejna z panienek, które po prostu lubią biały kitel i myślą, że praca w szpitalu to sielanka jaką przedstawiają w serialach. Niemniej jednak postanowił jej dać szansę i odpisał na jej podanie, wskazując przy tym dzień, godzinę i miejsce, w którym miała się spotkać z jego asystentem. Godzina szesnasta minut trzydzieści, kawiarnia "pod radosną babeczką". Cały trik polegał jednak na tym, że na miejscu zjawił się on sam w swojej własnej, zapracowanej osobie. Po co? Sam nie wiedział. Najprostszą odpowiedzią byłoby, że dla zabawy.
Na miejsce przybył dobre dwadzieścia minut przed czasem i zasiadł zaraz przy samym wejściu. Niestety nie dane było mu poczuć tutejszych wspaniałych zapachów, a już na pewno nie zachwycał go wystrój. Kwiaty zawsze go irytowały. Może dlatego, że wszyscy dookoła się nimi zachwycali podczas gdy on sam nie miał zielonego pojęcia jak pachną. W każdym razie Arata wziął menu w swoje dłonie zakryte białymi rękawicami i uważnie zaczął przyglądać się propozycjom. Kawa, herbata, woda, wuzetka, makowiec, tort i inne ustrojstwa. Większość z tych delikatesów znał na pamięć, bo nie było tajemnicą, że Yakuya miał słodki ząbek. Wszelkie ciasta, ciasteczka i torty były jego chlebem powszednim.
- Poproszę kawę, szklankę soku pomarańczowego i sernik. Koniecznie z rodzynkami. - zwrócił się dość neutralnie do obsługi, a następnie wyciągnął z kieszeni kilka kartek złożonych w niewielki kwadracik. Z przedniej kieszeni koszuli wydobył długopis i zaczął rozwiązywać krzyżówki. Tak zlatywał mu czas w oczekiwaniu na przyszłą, a być może niedoszłą stażystkę.
                                         
Yakuya Arata
Medyk polowy
Yakuya Arata
Medyk polowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
Arata Yakuya


Powrót do góry Go down

 Pewnie nie powinna się tak tym wszystkim stresować. Fakt, spotkania z kompletnie obcymi ludźmi od zawsze były dla niej wielką próbą wytrzymałości, ale w gruncie rzeczy lepsze to niż kontakt telefoniczny czy pisanie maila i dopracowywanie jego treści przez kilkanaście godzin. Na żywo człowiek przynajmniej mówił co musiał, a zanim zdążył się zastanowić nad tym, co mógł palnąć nie tak, życie toczyło się dalej. Że coś pójdzie nie tak — tego była niemalże pewna. Wątpiła, by przeciętny pracownik służby zdrowia entuzjastycznie patrzył na propozycję łażenia za nim krok w krok, patrzenia na ręce i ciągłych pytań z prośbą o wyjaśnienia. Na pewno jednak byli jeszcze tacy, którym przekazywanie wiedzy sprawiało jako-taką przyjemność i gotowi byliby podjąć się tego zadania.
 Zadaniem Verity było te jednostki wyłapać i skłonić do współpracy, by ostatecznie móc skończyć studia i samej stanąć po tamtej stronie.
 Czy powiedzie jej się tym razem, nie wiedziała. Mogła mieć nadzieję, ale była też gotowa na odmowę. Nie miała w planach załamywać się niepowodzeniem i wypłakiwać oczu przez pół nocy, ostatecznie ktoś przecież w końcu się zgodzi. Ona sama zaś potem dopilnuje, by ktokolwiek kto zgodził się jej pomóc, nie czuł się później zawiedziony. Była solidnym uczniem i całą sprawę traktowała niezwykle poważnie, zdecydowana zostać dobrym lekarzem albo nie być nim wcale.
 Aczkolwiek bezrobocie byłoby okrutnie nudne.
 Po ostatnich kilku wdechach dla uspokojenia, gdy zegar wskazywał jeszcze pięć minut przed umówioną godziną, przekroczyła próg kawiarenki. Rozejrzała się uważnie po lokalu, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że nie ma pojęcia kogo powinna wypatrywać. Był to z pewnością głupi błąd, ale nie mogła pozwolić na to, by taka błahostka zbiła ją z tropu. Nawet jeśli miała wrażenie, że zaraz wszystkie oczy wbiją się w jej zatrzymaną przy drzwiach postać i wypalą w niej dziury jak w serze.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Czekanie nigdy nie było mocną stroną Araty, ale tutaj z ratunkiem przychodziły mu krzyżówki. Niby to tylko kilkadziesiąt kratek, jakieś hasła, a mimo tego Yakuya lubił je rozwiązywać. Oczywiście robił to dla hobby, bo jakoś nigdy nie przyszło mu do głowy, żeby wysłać rozwiązanie i zgarnąć jakąś nagrodę. Zresztą nawet gdyby nagle dzisiaj chciał to zmienić, to i tak za żadną cholerę nie mógł wpaść na pomysł o co może chodzić w jednym z haseł. "Utwór publicystyczny zmierzający ośmieszenia osoby" - na siedem liter... A skąd on ma to wiedzieć? Jeśli w odgadnięciu tajemnicy nie pomaga mu nawet kręcenie jego żółtym ołówkiem pomiędzy palcami, to oznacza to, że z hasła wyjdą nici, a irytacja doktorka zacznie z każdą chwilą wzrastać, aż w końcu rzuci krzyżówkę w cholerę i przerzuci się na coś łatwiejszego. Zazwyczaj wybór padał wtedy na leczenie pacjentów, ale tutaj nie miał takiego luksusu. Zaczął się wobec tego rozglądać po lokalu i właśnie wtedy natrafił wzrokiem na osóbkę, z którą dzisiaj umówił się na spotkanie. Znaczy.... Jego asystent się umówił. Tego się trzymajmy.
- Panno Grini... Grenłu... Gremlin! Proszę tutaj. To Pani chciała się dostać na staż, tak? - zwrócił się w stronę drobnej dziewczyny, która właśnie weszła do kawiarni. Teraz już był pewien, że to właśnie ona wysyłała do niego papiery. Te zielone włosy rozpozna wszędzie, a jej przeklęte, zagraniczne nazwisko zapamięta na wieki. Znaczy... Nie do końca zapamięta, bo poliglota był z niego marny, ale będzie zdawał sobie sprawę z tego, że istnieje i nie potrafi go wymówić. Na ten moment Gremlin będzie idealnym substytutem.
- Niestety ordynator Yakuya nie mógł stawić się osobiście, więc przysłał mnie. Nazywam się Narusaki Shikadai. - przedstawił się, delikatnie kłaniając się zza stolika. Musiał teraz uchodzić za grzecznego asystenta, który wprowadzi zbłąkaną duszyczkę prosto w ręce gburowatego lekarza. Gdzieś w zakamarkach wyobraźni próbował dopasować do twarzy Verity wyraz zdziwienia kiedy dowie się, że właściwie to od początku rozmawiała z ordynatorem, ale niezbyt mu to wychodziło. Pozostało jedynie czekać.
- Utwór publicystyczny zmierzający ośmieszenia osoby... Siedem liter. Pierwsze "P". Jakieś pomysły? - zapytał zaraz bez ogródek, oczami znowu wracając do swojej krzyżówki. Nie przeprowadzi rozmowy, dopóki nie rozwiąże tej zagadki - Ah, tak. Proszę sobie coś zamówić. Ordynator stawia. Traktuje to jako spotkanie biznesowe czy coś. - machnął przy tym ręką, jakby jemu samemu było to obojętne. W gruncie rzeczy było. To tylko ciastko i jakiś napój. Nic wielkiego.
                                         
Yakuya Arata
Medyk polowy
Yakuya Arata
Medyk polowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
Arata Yakuya


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach