Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 6 z 18 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 12 ... 18  Next

Go down

Pisanie 09.05.16 21:27  •  Opuszczony Obóz - Page 6 Empty Re: Opuszczony Obóz
    Szczerze? On również się nie spodziewał, że podaruje swoje ubranie skrzydlatemu. W pierwszej chwili miał ochotę zachować się trochę egoistycznie, chciał wyjąć sweter i nałożyć go na własne ciało. Spojrzał jednak przenikliwie na Nathaira i przypomniał sobie, że to on dużo bardziej potrzebuje dodatkowej odzieży. Kichał, gubił pióra i ogólnie był chory, więc jasne było, że to jemu należy się sweter. Westchnął cicho, gdy skrzydlaty nałożył na siebie ubranie. Dobrze, że to zrobił. Deszcz cały czas był dość mocny, a odrobina ciepła z pewnością mogła pomóc.
    Vesna zbliżyła się do Fynna, próbując schować się pod jego nogami. Była mokra i zziębnięta, ale dzielnie się trzymała, nie okazując nawet trochę słabości.
    Całe szczęście, że znalezienia schronienia nie trawo zbyt długo. Wymordowany był tak zajęty doglądaniem swojej kotki, że nawet nie zauważył kojota, który przed nimi uciekł. Wzrok od Vesny oderwał dopiero wtedy, gdy zaczął mówić skrzydlaty. Skierował na niego swój już zmęczony wzrok i wsłuchiwał się w jego słowa.
    — Świetne porównanie, serio. Bo wiesz... tak się składa, że ja nie potrafię pływać i doskonale rozumiem o co Ci chodzi. — odparł, kiwając głową, w celu potwierdzenia swoich słów. Kąciki jego ust lekko drgnęły, jakby chciały wywołać na twarzy chłopaka delikatny uśmiech. Nathair nie mógł tego lepiej ująć.
    — Każdy czasami ulega grzeszkom, nie ma co się tym przejmować. — powiedział, skupiając swój wzrok na swoim rozmówcy, który po zakończeniu swojej kwestii wstał. Co zamierzał? Zbierał drewno na opał? Możliwe. Wypadałoby pomóc, ale nim Fynn ogarnął o co chodzi to Nathiar zdążył już wrócić z gałązkami. Widział jak drżą mu dłonie. Aż sam zaczął drżeć, próbując odkleić przemoczony sweter od skóry.
    — Takie czasy. Wszystko się zmienia, wszyscy się zmieniają. Ech, obowiązki... masz jakieś poważne obowiązki? — zaciekawił się, przyglądając się poczynaniom anioła. Czarnowłosy przymknął na chwilę oczy, otworzył je po chwili, gdy tylko usłyszał gałęzie uderzające w ziemię.
    Skierował ślepia znowu w stronę Nathaira. Posłuchał jego polecenia. Dość szybko odsunął się, robiąc kilka kroków do tyłu, prawie wpadając na jakąś ściankę. Nieoczekiwany błysk, huk i trzask zmusiły go do zamknięcia oczu. Na chwilę. Gdy je otworzył ujrzał skrzydlatego próbującego rozniecić ogień. Dosłownie kilka chwil później ognisko paliło się. Zrobił kilka kroków w przód, po czym kucnął, przywołując do siebie kotkę, która z początku niepewnie podeszła do ognia. Ostatecznie ciepło przekonało ją.
    — Nathiar. Podoba mi się bardziej niż Odette.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.05.16 0:24  •  Opuszczony Obóz - Page 6 Empty Re: Opuszczony Obóz
Ciepło buchające od strony ogniska było cholernie miłe I przyjemne, na dodatek działało na anioła niemal usypiająco. Wysunął obie dłonie bliżej gorących języków, uśmiechając się delikatnie do samego siebie. Brakowało jeszcze jakiegoś wygodnego posłania i czegoś, czym mógłby zapełnić swój żołądek. I nic więcej nie brakowałoby mu do szczęścia. Przechylił głowę bardziej w bok, w stronę Fynna, wysłuchując jego słów, a następnie przez moment ważył je na swoim języku, zastanawiając się jaką odpowiedzią powinien go uraczyć. W pierwszej sekundzie doszedł o wniosku, że lepiej będzie jak nie zdradzi całej prawdy o sobie przed, bądź co bądź, nieznajomą osobą. Zaś z drugiej strony… Nie musi od razu wszystkiego zdradzać, czyż nie?
Ale po kolei.
Też nie umiem pływać. – uniósł lekko barki ku górze wzruszając nimi.
Jak byłem dzieckiem, anioł, który sprawował nade mną opiekę postanowił nauczyć mnie pływać metodą na kamień. Słyszałeś o niej? – spojrzał na nieznajomego unosząc obie brwi wyżej, przez moment wyczekując odpowiedzi. Odpowiedzi, która właściwie nigdy nie padła.
Wrzucił mnie do wody. Ot tak. A ja poszedłem pod taflę wody jak kamień. I na tym skończyła się moja nauka pływania. Nigdy więcej nie próbowałem i w sumie nie jest to niezbędne do życia. Nie dla mnie. – zakończył ponowie przenosząc spojrzenie na jarzący się ogień, siadając wygodniej na swoim kościstym tyłku, moszcząc się na zimnej i w niektórych miejscach już popękanej podłogi. Obowiązki, co?
Mam. – wreszcie odpowiedział po dłużacej się ciszy.
Jestem aniołem stróżem. Pewnie słyszałeś co nieco o nas, prawda? Każdy z nas ma swojego podopiecznego, nad którym czuwa. Mój jest wymordowanym. Cholernie skomplikowanym przypadkiem i wierz mi, że stróżowanie nad jego dupskiem sprawia wrażenie, jakbym miał pod sobą setkę osób. – na jego twarzy przemknął dziwny cień zmęczenia i dziwnego rozgoryczenia.
No, ale w tej kwestii nie miałem zbyt wiele do gadania. A ty? Jak to jest z tobą? Prowadzisz koczowniczy tryb życia. Masz jakieś obowiązki oprócz przeżycia do następnego dnia? Korzystałeś kiedyś z pomocy Edenu? – odchylił się do tyłu i ułożył na plecach, wpatrując w ciemny sufit, wsłuchując w ciężkie krople deszczu. Powieki same zamknęły się, a mięśnie nieco rozluźniły, pozwalając na ten chwilowy relaks, chociaż prawda była taka, że nie mógł kompletnie odpłynąć. Mimo wszystko był w miejscu, które było nieprzyjazne, z każdej strony mógł ktoś na nich wyskoczyć a i sam Fynn jednak był nieznajomym, choć jak do tej pory gawędziło się im całkiem przyjemnie.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.05.16 13:27  •  Opuszczony Obóz - Page 6 Empty Re: Opuszczony Obóz
    Złączył ręce, zbliżając je do ognia jeszcze bardziej. Ciepło momentalnie przeszło przez jego kończyny. Zerknął na swoje dłonie, po czym podciągnął rękawy swetra, nie chciał żeby jakaś samotna iskra przyczyniła się do podpalenia rękawa. Pierwszy raz od dłuższego czasu był w pobliżu ogniska.
    Lewą dłoń cały czas miał wyciągniętą przed siebie, płomienie ogrzewały ją nieustannie, zaś prawa ręka zajęła się odklejaniem mokrego materiału ubrania od skóry. Nie było mu jakoś bardzo niewygodnie, bo już zdążył się przyzwyczaić do tego lekkiego dyskomfortu. Wierzchem dłoni przejechał również po mokrych spodniach. Ubrania mógł zmienić, bo w plecaku miał jeszcze suchą podkoszulkę i spodnie, ale uznał, że przy ognisku jego mokre ubrania wyschną chociaż trochę.
    Skupił wzrok na swoim rozmówcy. Słuchał go uważnie, nie oderwał od niego wzroku nawet na chwilę. Mrugał tylko energicznie oczami, jakby próbował zrobić wszystko, by zmęczone ślepia się nie zamknęły. Przytakiwał tylko na jego słowa. Gdy Nathair skończył mówić Fynn postanowił chwilę odczekać. Możliwe, że chciał dać sobie chwilę czasu do namysłu.
    — Przeżyłem coś podobnego, więc nie muszę sobie nawet wyobrażać jak źle musiałeś się czuć. Jedno wydarzenie sprawiło, że teraz panicznie boję się wody. Już dawno się poddałem, umiejętność pływania uznałem za mało potrzebną, w końcu Desperacja jest praktycznie jedną wielką pustynią. Zbiorniki wodne omijam, więc nie spodziewam się niemiłych przygód z wodą w roli głównej. — wyjaśnił spokojnie, nie przerywając kontaktu wzrokowego z Nathairem. Niby byli kompletnie inni, ale jednak wciąż pod wieloma względami bardzo podobni.
    Odgarnął na bok czarne włosy, po czym wyciągnął drugą dłoń w stronę ognia. Uśmiechnął się delikatnie,
    — Podziwiam, szczerze Cię podziwiam. Samo bycie aniołem wydaje mi się być czymś absurdalnym, o ile to dobre słowo. Cóż... Twój podopieczny to szczęściarz. Jakoś się dogadujecie, co? — mówił spokojnie, a na koniec swojej wypowiedzi rzucił pytaniem. Jakoś specjalnie interesowała go relacja jaka łączyła Nathaira i jego podopiecznego, ale z grzeczności zapytał.
    — Tylko przeżycie. I nie, nie korzystałem z pomocy Edenu, chyba wolę sobie radzić sam. — odparł, krzywiąc się lekko. Przybliżył się do ognia jeszcze trochę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.06.16 2:54  •  Opuszczony Obóz - Page 6 Empty Re: Opuszczony Obóz
Przymrużył na chwilę oczy, pozwalając, by jego ciało poddało się tej ulotnej chwili relaksu. Za oknem deszcz powoli przestawał siekać, zwiastując nieuchronny koniec swych szaleństw. A to dawało młodocianemu skrzydlatemu nadzieję na szybszy powrót do domu, aniżeli początkowo zakładał.
Hm. – uchylił delikatnie powieki, a języki ognia odbijały się w jego spojrzeniu. – Właściwie aż tak panicznie się nie boję. Wejść po kostki wejdę, ale dalej… dalej niekoniecznie. Ale tu masz rację. Po co nauczyć się pływać, skoro w okolicy i tak nie ma miejsca, gdzie można tę umiejętność wykorzystać? Ale wiesz, nigdy nie byłem nad morzem. Zobaczyłbym, dla samego ujrzenia jego potęgi. Możemy kiedyś razem tam się wybrać. – uśmiechnął się lekko, wracając wspomnieniami do lat dzieciństwa, kiedy jako dziecko z wielkimi wypiekami na policzkach sięgał po grubą księgę z obrazkami, opisującą przeróżne miejsca na ziemi. I gdzie po raz pierwszy dowiedział się o istnieniu mórz i oceanów.
”Jakoś się dogadujecie, co?
Przez gardło chłopaka przetoczył się zachrypnięty śmiech, którym niekontrolowanie wybuchnął, niemal zginając się w pół. „Dogadywać”. Zaskakujące, jak to jedno słowo potrafiło brzmieć dziwnie w cudzych ustach. Jego podopieczny i dogadywanie się już dawno przestali się mijać, a teraz krążyły szerokim, orbitalnym łukiem. Gdy wreszcie chłopak przestał się śmiać, spojrzał na Fynna z wyraźnym rozbawieniem, które wciąż migotało w jego oczach.
Nie. W żadnym wypadku. Z Ryanem nie da się dogadać. Znaczy się… to chyba jest mój problem, bo mamy zbyt różne charaktery. Zresztą, Ryan jest jak dziki kot. Chodzi swoimi ścieżkami. Nigdy nie słucha. A jak już usłucha, to i tak zrobi po swojemu i na przekór drugiej osobie. Jest… specyficzny. I niebezpieczny. Prawdę powiedziawszy, momentalnie sam się go boję. Jest nieprzewidywalny, choć na pierwszy rzut oka wiesz, jak zareaguje i co powie. O ile powie. Bo i z tym u niego jest ciężko. Nie wiem jak ci to wytłumaczyć. Wyobraź sobie, że… masz przed sobą kamień. Coś do niego mówisz, ale ci nie odpowie. Bo to kamień. To teraz spróbuj spersonifikować ten kamień. Kamień, który jednak w każdej chwili może ci mocno przywalić. A dodajmy do tego prawie dziewięćdziesiąt kilogramów mięśni. I to jest Ryan. – wytłumaczył mu, choć przy ostatnim, odnośnie wagi podopiecznego trochę się zawahał. Właściwie Ryan nie wyglądał na kogoś, kto tyle waży. Może mniej. Był z niego kawał faceta, to jasne. Ale przy zarysowanej sylwetce wysportowanego osobnika, zachowywał wyjątkową gibkość i szczupłość.
No może osiemdziesiąt. Ale to wciąż dużo. Jak przywali. A kiedy przemienia się w bestię…. To prawie trzy metry chyba z sześć razy cięższego kamienia. – dodał w krótkiej zadumie i pokiwał lekko głową.
Tak, to coś w tym stylu. – a czy było co podziwiać? Tak. Cierpliwość, jaką okazywał Nathair. Choć i z tym u niego w ostatnim czasie było krucho. Ryan potrafił w tej całej swojej skamieniałości doprowadzić do szewskiej pasji.
A powinieneś. Darmowe jedzenie, picie, lekarstwa I ciepło. Następnym razem jak wpadniesz do Edenu to pytaj o mnie. Zawsze ci pomogę, jasne?
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.06.16 13:46  •  Opuszczony Obóz - Page 6 Empty Re: Opuszczony Obóz
    Bardzo miło mu się gawędziło z Nathairem. Z początku spodziewał się, że ich rozmowa nie będzie należała do zbyt przyjemnych. Powoli chyba zaczął rozumieć, iż przez swoją wrodzoną nieufność przegapiał wiele ciekawych rozmów.
    Faktycznie, deszcz był już znacznie słabszy, niż te kilka minut temu. Jeśli nadal będzie słabnąć, to za maksymalnie kilkanaście minut w ogóle przestanie padać, a wtedy panowie będą mogli się rozejść, każdy w swoją stronę. Możliwe, że kiedyś się jeszcze spotkają.
    — Aż tak panicznie to i ja się nie boję. Bez problemu wszedłbym do wody po kostki, ale dalej nie, podobnie jak Ty. Tak, to dobry pomysł, kiedyś możemy się wybrać, bo ja też nigdy nie widziałem morza. No, razem zwiedza się raźniej. Nie mogę całe życie przyjaźnić się z kotką. Chyba potrzebuję jakiegoś niezwierzęcego towarzystwa, bo mam wrażenie, że niedługo zdziczeję. — Wskazał na kotkę leżącą gdzieś obok, ta od razu zamrugała tylko radośnie oczami, by po chwili znowu spojrzeć gdzieś w bok i ułożyć się wygodniej. Kochał Vesnę, bo tylko ona wspierała go w trudnych chwilach. Nikogo więcej nie miał. Ona była jego jedyną, prawdziwą przyjaciółką, która nigdy nie odstępowała go nawet o krok.
    Potem skrzydlaty zaczął się śmiać. Wymordowany nie bardzo wiedział jak powinien zareagować. Z początku lekko się skrzywił, próbując sobie przypomnieć całą swoją wypowiedź. Nie powiedział nic śmiesznego. Podrapał się po podbródku. Dopiero po chwili również się zaśmiał. Trochę bezdźwięcznie, trochę dziwacznie, ale zaśmiał. Kąciki ust ostrożnie mknęły ku górze. Dawno się nie uśmiechał, prawie zapomniał jak to się robi. Nathair mu przypomniał.
    — Och, to rzeczywiście nie masz lekko. Ale dasz radę, wyglądasz... to znaczy, jesteś takim typem osoby, który powinien dać radę. Skoro... Ryan został przydzielony właśnie do Ciebie, to ktoś na górze musiał pokładać w Tobie jakieś nadzieje, czy coś. Przecież nie dostałbyś podopiecznego, którego nie potrafiłbyś dopilnować, przynajmniej ja tak myślę. Wiesz co... cieszę się, ze mi o wszystkim opowiedziałeś, to oznacza, że mi zaufałeś. Doceniam to. — odparł, posyłając mu delikatny uśmiech. Trwał zaledwie chwilę, bo Fynn dosłownie w kilka sekund powrócił do swojego naturalnego wyrazu twarzy. Usta ułożyły się z poziomą kreskę.
    — Zapamiętam. A tymczasem... będę się zbierać. Prawie przestało padać, muszę ruszać w drogę. Na pewno odwiedzę Cię w Edenie, wyczekuj mnie. — odparł, głaszcząc swoją kotkę. Szepnął coś do niej, a ta momentalnie wstała, gotowa do dalszej drogi. Wymordowany wstał, strzelając przy tym kośćmi. Przeszedł obok ogniska, by znaleźć się obok skrzydlatego. Położył mu rękę na ramieniu. — Sweter sobie zatrzymaj, na pamiątkę. Albo wyrzuć, zrób z nim co chcesz. Do zobaczenia. — dodał tylko, a potem zniknął. On i Vesna.

    z/t x2, bo Nathair też sobie poszedł, tak.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.07.16 16:53  •  Opuszczony Obóz - Page 6 Empty Re: Opuszczony Obóz
Słońce paliło piaszczystą ziemie desperacji i każde zwierze, które było w stanie chowało się gdzie popadnie. Lecz co może począć wędrowiec w takiej chwili? Nic konkretnego, jedynie iść dalej przed siebie dopóty nie znajdzie miejsca, gdzie w spokoju będzie mógł usiąść i się odprężyć.
Asmodeusza można zaliczyć do takich wędrowców, jednak skrzydła i anielska wytrzymałość pozwalały mu na o wiele dłuższe i wyczerpujące wędrówki.  Lecz sam anioł też lubi sobie przysiąść, a widząc obóz na niewielkim wzniesieniu wiedział, że będzie mógł chwilę odpocząć.
Faktem jest to iż anioł znał to miejsce bardzo dobrze, za każdym razem na trasie Eden-Apogeum zatrzymywał się tu, lecz w gruncie rzeczy był tu sam, raz czy dwa razy spotkał tu kogoś, lecz ich znajomość nie trwała długo bo każdy rozchodził się w inne strony.

Asmodeusz wspierając się stalową laską wreszcie wlazł na pagórek i skierował się w stronę uschniętej sosny. Drzewo to wyglądało jak pierwszy lepszy straszak na desperackiej pustyni, jednak obecnie było dobrym źródłem cienia, marnym bo marnym ale dla anioła wystarczającym.
Oparł laskę o drzewo a następnie zdjął swój poszarpany i zakurzony płaszcz. Złożył go w kostkę i położył obok stalowej laski. Samemu wziął swój bukłak i pociągnął z niego parę łyków. Na koniec powoli osunął się po pniu na ziemię i przymknął oczy.
Siedząc teraz w cieniu po zgaszeniu pragnienia, muskany delikatnymi falami powietrza mógł w końcu odetchnąć.
Leżał tak i leżał, a czas powoli płynął. Słońce leniwie przemierzało niebo, a pojedyncze chmury przelatywały raz za razem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.08.16 1:52  •  Opuszczony Obóz - Page 6 Empty Re: Opuszczony Obóz
Słońce znajdowało się w najbardziej strategicznym punkcie na pozbawionym chmur nieboskłonie, przez to wrażenie, że jego intensywność zaraz wypali dziury w jego skórze się nasiliła. Zgarnął z czoła pot, czując bijące od niego ciepło i tym samym oszacował, że temperatura ciała podskoczyła drastycznie w górę, co było niewątpliwie "urokiem" posiadania wysokiego natężenia wirusa X, a w tym również zwierzęcych atrybutów, w tym widocznych w postaci dwóch, symetrycznie oddalonych od siebie lisich uszu, które wystawały majestatycznie z rzadkich, łamliwych ni to rudych, ni rozjaśnionych przez szkodliwie promienie UV włosów. Zaczesał parę zabłąkany kosmyków za ucho.
Ochota, by zanurzyć wargi w marnej imitacji alkoholu, który w realiach Desperacji odgrywał rolę luksusu w pełni tego słowa znaczeniu, się pogłębiła, wraz z kolejnymi stawianymi na niepewnym gruncie krokami. Rozgrzany piasek uginał się pod podeszwą ciężki buciorów, skrzypiąc pod nimi. Właściwie sam Dr czuł go w nich, choć skutecznie to ignorował. Cel wędrówki, który mu towarzyszył od chwili opuszczenia oazy DOGS, był zdecydowanie ważniejszy od serwowanych przez apokaliptyczny teren niedogodności. Siedzenie w jednym miejscu na tyłku nigdy dla Jekylla nie było rzeczą łatwą, a nawet wręcz przeciwnie - preferował tryb życia, który nie miał nic wspólnego z ustatkowaniem się. Być może właśnie dlatego, mimo przynależności do organizacji od paru ciągnących się w nieskończoność lat, utożsamienie się z nią w istocie było rzeczą nadrzędną. Właściwie nie miał wątpliwości, że prędzej czy później podejmie odpowiednie kroki w celu opuszczenia jej, choć rzecz jasna znał konsekwencje takiej decyzji i wiedział, że nie zostanie mu popuszczona płazem.
Zatrzymał się gwałtownie, gdy na horyzoncie pojawiły się znajome dla doktora kształty w charakterze obozowiska, które majaczyły niczym fatamorgana dla spragnionych i zmęczonych podróżą wędrowców pragnących zaczerpnąć choć odrobinę cienia. Zerknął kątem oka na jednego z trzech towarzyszących mu członków organizacji, acz żadne słowa z jego ust nie padły. Decyzje już podjął, a odpoczynek w tej materii był wręcz wskazany. Skądinąd sam miał wrażenie, że zaraz osunie się na nogach i w najlepszym wypadku straci przytomność, więc perspektywa krótkiego odpoczynku wystarczająco dobrze rokowała na przyszłość powierzonej mu misji, której cel na swój sposób był zdecydowanie jego własnym widzimisię. W końcu deficyt medykamentów robił swoje, a biorąc pod uwagę aktywny tryb życia "psów" i ciągłe bagatelizowanie skutków nieprzemyślanych działań, były wręcz niezbędny do ich egzystencji. Z drugiej zaś strony z powodu ubogiego zaplecza medycznego Jekyll odczuwał na swój sposób pewny dyskomfort psychiczny, związany rzecz jasna z brakiem odpowiedniego dla siebie zajęcia.
Opuszczony obóz był echem wydarzeń mających tu miejsce dawno temu. Halliwell jednak nie pozwolił sobie na rozluźnienie, które w zasadzie na łonie bezkresu nie miało racji bytu. Omiótł chłodnym spojrzeniem tę namiastkę cywilizacji, wbijając szarozielone ślepia w coś, co kształtem do złudzenia przypominało żywą istotą z krwi i kości, choć jej żywotności podległa oczywiście dyskusji. Bez cienia zawahania skierował swój na pozór rozluźniony krok w tamtą stronę, zaciskając w pogotowiu palce na rękojeści noża, który towarzyszył mu nieustannie od paru lat. Na ustach wykrzywionych w parodii uśmiechu pojawił się niekształtny grymas, gdy zlustrował wnoszącą się i opadającą pod wpływem oddechu klatkę piersiową, która świadczyła o tym, że nie miał do czynieni z ofiarą bestialskiej natury pustkowia. Właściwie jego stan nie był ważny, a doktor już dawno pozbawiony sumienia i poczucia obowiązku lekarskiego, nie miał zamiaru interweniować w żaden sposób.
Wydał krótki rozkaz swoim towarzyszom, który rzecz jasna na żadnej płaszczyźnie nie kłócił się z kodeksem moralnym DOGS, a właściwie jej brakiem. Sam nie miał zamiaru uczestniczyć w akcie kradzieży, choć wycięcie paru organów wydawała się być kuszące i aż ręce go świerzbiły.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.08.16 18:19  •  Opuszczony Obóz - Page 6 Empty Re: Opuszczony Obóz
Asmodeusz napawał się przerwą w podróży. Drobne ziarnka piasku od czasu do czasu uderzały w jego ciało niesione przez wiatr.  Minuty leciały mu leniwie, co zasadniczo jednak mu nie przeszkadzało.
Cóż pięknie być nie może przez cały czas prawda? Nadchodzące Psy własnie były tym, co miało przerwać jego sielankę, a już robiło się tak pięknie. Z początku tak jak oni, nie widział ich, lecz gdy jedyny dźwięk, którym był szum wiatru, został przerwany przez chrzęst piachu, anioł skrzywił się w sobie. Uniósł delikatnie jedną powiekę i rozejrzał się po obszarze, jaki był w stanie zlustrować. Byli uzbrojeni dość prymitywnie... chociaż, osoba ze stalową laską raczej nie powinna myśleć o całkiem pokaźnych nożach, jak o prymitywnej broni, lecz mimo wszystko, to tylko broń biała, a nie przykładowo Ak-47 plujący radzieckimi nabojami rozpadającymi się w ciele.
Gdy dwóch oprawców podeszło bliżej, otworzył także drugie oko.
- Ładnie próbować zarżnąć kogoś podczas drzemki? Pierdolone karaluchy...
Jego usta ni stąd, ni zowąd poruszyły się, uświadamiając jego oprawców, że nie ma się co czaić.
Powoli się dźwignął z ziemi, chwytając się laski do podpory. W pewnym momencie jakby się zachwiał... i zniknął? Cóż nie do końca, pojawił się tuż przed Jeykllem, który wydawał mu się kimś wyżej postawionym.
Końcówka laski z dużą siła pokierowała się w okolice splotu słonecznego biednego DOGSa.
Czasu do reakcji nie było specjalnie za wiele, więc i to, że Anioł trafi, także było pewne.
Zaraz po trafieniu, złapał wymordowanego za włosy i brutalnie miótł nim w jednego z jego przydupasów.
- Z jakiego syfu powstaliście?
Pokierował wzrok na prawie, że jednakowe chusty, rozpoznał ten symbol, mimo że przedtem nie spotkał, żadnego psa lub takiego który się z tym obnosił.
- DOGS... tak? W waszym kodeksie BoyFriendów istnieje słowo "Poddajemy się" czy jesteście niczym Armia Czerwona? Do przodu lub kulka w łeb?
Na jego twarz wpełzł ogromny śnieżnobiały uśmiech. Cóż, coś zabawnego w tym było, Asmodeusz był dość pewny tego, że żaden z tych analfabetów nigdy nie czytał, a tym bardziej interesował się historią, lecz możliwe, że jeden z nich go "miło" zaskoczy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.09.16 1:53  •  Opuszczony Obóz - Page 6 Empty Re: Opuszczony Obóz
Bernardyn nawet nie drgnął, gdy z ust mężczyzny popłynął wartki potok słów. Przywykł do rzeczy pozornie niemożliwych, choć zachowanie wędrować samo w sobie było szczytem naiwności. Nie mógł jednak tego samego powiedzieć o swoich towarzyszach. Cofnęli się zapobiegawczo parę kroków do tyłu, co było odruchem bezwarunkowym w sytuacjach, kiedy miało się do czynienia z nieznanym wrogiem.
Jesteś sam sobie winien. Wylegiwanie się na otwartej przestrzeni to szczyt głupoty — odparł beznamiętnie, niemal z wyczuwalnym znudzeniem. Czuł się w obowiązku, aby odpowiedzieć na tę stricte dziecinną zaczepkę. Sam nie miał zamiaru zniżać się do poziomu ówże osobnika, który najwyraźniej chciał poczuć się lepszy, a zgryźliwe określenia miały mu zapewne pomóc utrzymać to mylne wrażenie. Halliwell uznał to za raczej marną próbę prowokacji, która jednak podniosła ciśnienie wydzielonej mu eskorcie.
Zrobiło się znacznie ciekawiej, gdy mężczyzna zniknął mu z oczu. Zamrugawszy nimi parę razy, Dr instynktownie zacisnął palce na posiadanym zawsze w pogotowiu skalpelu, lecz nie dano mu było wyprowadzić ataku. Poczuł ruch powietrza w akompaniamencie świstu, po czym wprawnie wyćwiczone uderzenie w pod mostkiem promieniejący ból do kolekcji w akompaniamencie własnego stęknięcia. Zakrztusiwszy się powietrzem, zachwiał się, a jakże inaczej, instynktownie przykładając dłoń do pulsującego ostrym bólem miejsca, który krótkotrwale uniemożliwił mu złapanie oddechu. Czuł się właściwie trochę tak, jakby coś stanęło mu w przełyku. Druga rękę wylądowała natomiast na ustach, gdy pod językiem wyczuł metaliczny posmak co mogło być równie dobrze robotą wirusa wścieklizny płynącym w jego żyłach nieprzerwanie od kilkudziesięciu lat.  
Odkaszlną w próbie złapania oddechu, ale nie dostał ani chwili na faktyczne odzyskanie go. Syknął, gdy pociągnięto go brutalnie za włosy. W ostatnim jednak momencie złapał równowagę, zatrzymując się kilka centymetrów przed jednym z kundli ze zdolnościami bojowymi. Przykucnął, próbując odzyskać władzę nad sparaliżowaną przeponą, choć promieniujący ból w tej materii był wręcz nie do zniesienia. Dłonie mu drżały, serce zresztą też - jego bicie zmieniało swój rytm średnio dwa razy na parę sekund. Jekyll nie miał żadnych wątpliwości, że gdyby uderzenie było odrobinę silniejsze, mężczyzna mógłby narobić nieodwracalnych szkód nie tylko w samym układzie oddechowym, ale też w organach, czego najprawdopodobniej lekarz by nie przeżył bez fachowej medycznej interwencji.
W garści ówże agresywnego osobnika zostały włosy Jekylla, co było niemal oczywiste przez ich łamliwość i nagminną tendencje do wypadania.
Dr doszedł do siebie parę chwil później, choć uścisk w klatce piersiowej nadal był wyczuwalny. Wstając, wykrzywił usta w pobłażliwym uśmiechu.
Pozwól, że wyprowadzę cię z błędu, ograniczony tworze – odparł, robiąc przerwy, by złapać powietrze do płuc, którego jeszcze mu brakowało. —  Wspomniana przez ciebie Armia Czerwona to odległa przeszłość, a DOGS, czy to ci się to podoba czy też nie, pisze własną historię. Jak sam widzisz, te porównanie jest jak najbardziej nietrafione.
Wzruszywszy obojętnie ramionami, wbił ten sam pogardliwy wzrok w twarz włóczęgi, bo rzecz jasna nie miał najmniejszego zamiaru wdawać się z nim dyskusje o podłożu historycznym, ani żadnym innym.
Za późno na uprzejmości. Za bardzo rozwścieczył psy, które szykowały się do ataku. Gdyby towarzyszył mu Hyde, już dawno rzuciłby się temu osobnikowi do gardła, pozbawiając tym samym Jekylla materiałów badawczych.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.10.16 12:27  •  Opuszczony Obóz - Page 6 Empty Re: Opuszczony Obóz
Wyprostował się i ziewną kiedy mutant odpowiedział na jego śmierdzącą z kilometra prowokację. Wypiął klatkę bardziej do przodu jednocześnie strzykając wszelakimi kośćmi jakimi mógł - ziewnął po raz drugi.
Rzucił pogardliwe spojrzenie na Jekylla, a potem uśmiechnął się zadziornie spojrzawszy na najbliższego siebie przeciwnika, trzymającego dość pokaźnych rozmiarów nóż myśliwski. Postawił leniwie jeden krok w jego kierunku, spoglądając na ogarniającego się lisiego DOGSa, który skutecznie blokował drugiego bardziej bojowego psa.
Postawił kolejny krok w stronę mężczyzny z nożem, który w tym momencie chyba nie wytrzymał presji i wyskoczył do anioła z zamiarem dźgnięcia w brzuch.
Anioł czekał na tego typu okazję, kiedy zdezorientowany i niebędący pewien jak ma działać przeciwnik postawi wszystko na ofensywę i odsłoni swoje słabsze punkty.
Kiedy ostrze znajdowało się już naprawdę blisko niego, w ostatniej sekundzie odskoczył i po dziurze w brzuchu zaznał tylko trochę cięższego  zadrapania.
Asmodeus wymierzył cios kolanem w brzuch desperaty, który faktycznie dostał lecz po za tym, że zatoczył się i zrównał się z ziemią na parę sekund, zdołał wyprostować się ponownie.
Anioł cmoknął z niesmakiem.
Jego ametystowe ślepia powędrowały do pozostałej dwójki przeciwników, którzy najwyraźniej zdążyli się ogarnąć.
Anioł trwał teraz wewnętrznym konflikcie. Mógł spokojnie zabić już faceta z nożem, ale przy użyciu swoich umiejętności, których ukazywania tak szybko starał się uniknąć.

Facet ogarniający Jekylla, uzbrojony w stary łom, nie dał Asmodeuszowi zbyt dużo czasu do namysłu.
Anioł zobaczył kontem oka jak ten zaczyna na niego biec, westchnął cicho i zaczął się odwracać w jego stronę...
Wtedy jeszcze chwilę temu próbujący złapać oddech wymordowany rzucił się na niego i wgryzł w biodro.
- Ty mały skur...
Nie zdążył dokończyć o ciężki łom jebnął go w plecy skutecznie rzucając nim na kolana.
Psychopatyczny uśmieszek zmieszał się z gniewem przepełnionym furią.
Chwycił wgryzionego w jego biodro mężczyznę i oderwał od siebie, po drodze upuścił swoją, która głucho spadła na piach.
Przycisnął wymordowanego do ziemi i zaczął wkładać mu swoje kciuki w oczodoły i nie zważał na wymierzane mu w plecy kolejne ciosy, oczywiście bolały jak diabli, ale wywołana furią chęć mordu była silniejsza.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.10.16 22:31  •  Opuszczony Obóz - Page 6 Empty Re: Opuszczony Obóz
Spokój i opanowanie Jekylla w tej sytuacji powinno być potraktowane jako zdrada w najczystszej postaci. Stał, zachowując dystans, jakby ta sytuacja nie tylko była mu obojętna, ale wcale go nie dotyczyła.
Gdyby to Hyde był jednym z uczestników tej rozróby, sytuacja przedstawiała by się inaczej. Powściągliwość w ekspresji twarzy czy też trzymanie emocji na wodze nie miałoby racji bytu, lecz los wyznaczonej mu eskorty był mu obojętny. Pozbawiony skrupułów omiótł spojrzeniem okładających się pięściami i wszystkim, co aktualnie wpadło im w ręce. Ich śmierć w tej materii byłaby mu właściwie na rękę, jednakże, w końcu znudziła mu się rola postronnego obserwatora.
Jedna z dłoni powędrowała do ekwipunku, który w głównej mierze składał się z apteczki pierwszej pomocy. Rzecz jasna jej zawartość, jak to w przypadku Anglika bywało, została wzbogacona o parę rzeczy. Prym wiodły przede wszystkim trzy ampułki z bliżej nieokreśloną dla niewtajemniczonych zwartością. Mętna substancja była bowiem efektem badań Jekylla. Zawierało w sobie jad i parę farmaceutycznych usprawnień. Zacisnął na jeden z nich pięć palców i wydobył ją ze swojego ekwipunku w zestawie ze strzykawką opatrzoną na końcu półtorej centymetrową igłą. Nabił na nią osobliwy specyfik.
Na jego ustach pojawiło się coś na kształt ojcowskiego uśmiechu, gdy strzepnął z naczynia kilka ostatnich kropel płynu.
Szklany pojemnik wypadł mu z ręki, gdy zbliżył się do miotającego się w amoku wściekłości agresora i jego ofiary. Skonfrontował się z samotnym kamieniem i roztrzaskał się na drobny mak.
Odsuń się — polecił temu, który stał jeszcze na nogach, gotowy przeprowadzić w każdej chwili atak na plecy tego nieszczęśnika, który za niecałe dwie godziny wpadnie pod skalpel Jekylla.
W wolnej ręce lekarza pojawił się ówże przedmiot. Złapał mężczyznę mocno za kark, obchodzącym się z nim jak ze wściekłym zwierzęciem, i naciął mu ucho. W pierwszym odruchu miał ochotę go obciąć, lecz w ostateczności pozwolił by ten zawisł na jednej z tkanek. Nie czekał, aż moment zaskoczenia minie. Z chirurgiczną precyzją, wbił do skóry zagubionego wędrowca igłę, by zaraz wpuścić do krwiobiegu jedno ze swoich dzieł.
Szamotanie się we własnych żądzach jest równoznaczne z opuszczeniem gardy, nie sądzisz? — zapytał z jawną pogardą, odsuwając się od niego parę kroków. Był niebezpieczny, to nie ulegało żadnym wątpliwościom, a jeśli założenia Bernardyna okażą się słuszne, lepiej nie wchodzić z tym człowiekiem w kontakt fizyczny.
Parsknął.
Nie miał do czynienia z człowiekiem z krwi i kości, i aż za dobrze to wiedział. Bądź co bądź  refleks, styl poruszenia się i (a może zwłaszcza) niezachwiana wręcz świadomość skreślała z listy podejrzenie Dr również przynależność do rasy wymordowanych.
Zanim stracisz świadomość, opowiesz mi kim jesteś, pokrako — powiedział oschle. Niezachwiany spokój powrócił na jego oblicze. Znów mógł wcielić się w role pełnoprawnego lekarza i obserwatora. — Lęk, który ci wstrzyknąłem wywołuje silne omamy wzrokowe, które nieczęsto kończą się szokiem pourazowym. W dwóch zanotowanych przez mnie przypadkach pojawiła się amnezja — mówił programowe, automatycznie, jak głos w TV oznajmujący, że przed zażyciem leku należy skonsultować się z lekarzem lub farmaceutą. Mówienie rzecz jasna pacjentowi o skutkach, gdy już lekarstwo zostało podane mijało się z celem, ale na Desperacji w końcu nie obowiązywały żadne procedury i Jekyll miał o wiele większą swobodę działania. — Czasem doprowadza do paraliżu niektórych mięśni albo wszystkich na raz. Na każdego działa zgoła inaczej - w mniej lub bardziej zaskakujący sposób. Pewne jest natomiast jedno: wywlecze na wierzch wszystkie twoje fobie, więc nie opieraj się. Krzycz, ile w lezie, aż w końcu zadrzesz sobie gardło. Dla mnie to tylko jeden z wielu eksperymentów, dla ciebie to kwestia życia lub śmierci. Zaskocz mnie, a nagrodzę cię tym pierwszym.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 6 z 18 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 12 ... 18  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach