Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Korytarz za plecami Levittouxa zapełnił się piórami. I to bynajmniej nie tymi wyskubanymi z grzbietu różowowłosego smyka, które dopiero co wylądowały w garści rudzielca. Te skrzydła – wbrew zapewnieniom blond piękności robiącej uroczy rozpierdol w pomieszczeniu obok – były dla odmiany wyjątkowo pokaźnych rozmiarów. Tak pokaźnych, że rozkładając je, anioł prawie zrzucił na ziemię swojego syna kolekcję rodzinnych zdjęć i obrazków nabazgrolonych przez Nathaira wiszących na ścianie oraz... żyrandol. No, ale czego się nie robi dla sławy i pieniędzy żeby zaimponować kobiecie by udowodnić rozmówcy, że się myli. W końcu czyny przemawiają głośniej niż słowa. Po dłuższej chwili milczenia i gapienia się na Sher z wielce zagadkową miną, złożył w końcu skrzydła, jednak ich nie zdematerializował. {Przecież nie będzie jak kretyn latać z obnażonymi łopatkami!}
Poczuł, jak drobne palce ponownie zaciskają się na jego dłoni, co zaskutkowało automatycznym spuszczeniem wzroku na różową czuprynę.
Ojciec tworzył anioły, którym wyrosły już skrzydła – wytłumaczył cierpliwie.
Uwaga na temat „cioci Shel” również nie została niezauważona – Nath parsknął pod nosem, po czym odchrząknął,próbując zatuszować swoje rozbawienie. Następnie wpatrzył się w chłopca z rozczuleniem oscylującym na granicy dobrego smaku – przecież sam wychowywał tego brzdąca, powinien okazać trochę więcej pokory. Ale nic nie mógł poradzić na to, że nawet jego ten smarkacz potrafił chwycić za serducho.
Tak było – potwierdził natychmiast, gdy tylko malec zakończył opowiadanie swojej historii życia. No i odsarenkował w sobie tylko znanym kierunku.
Nathaniel rzucił przyjaciółce porozumiewawcze spojrzenie mówiące coś w stylu „ach, ta dzisiejsza młodzież...” i ruszył za Nathairem, słuchając po drodze docinek ze strony najlepszej cioci świata. Usadził tyłek na kanapie koło przybranego syna i chwycił za swój talerz. Kubek z herbatą chwilowo zignorował, bo kto by tam chciał pić napój, który jest gorący jak siki dingo. Ryż z truskawkami natomiast... ooo, to już zupełnie inna sprawa. Momentalnie zanurzył w nim widelec i wpakował go sobie do ust.
Niestety muszę cię zawieść, ale nie potrzebuję niańki. Za to temu młodzieńcowi najwyraźniej przydałaby się mała pomoc – odparł, przełknąwszy pierwszą porcję tego jakże wykwintnego dania, wskazując przy tym kasztanowym łbem na młodego Heathera.
Dziękujemy za pyszny posiłek – rzucił, szturchając znacząco, siedzące koło niego dziecię.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Szpaner. - Mruknięcie Sheridan zdawało się być ciche, jednak na pewno dotarło do uszu obydwu z Levittoux'ów. Nie zapowiadało się także, aby dziewczyna jakoś specjalnie przeżywała fakt, iż Nathaniel posiadał i szczycił się swoim dużym. Znaczy, nawet dwoma dużymi. Ona nie potrzebowała takiego balastu, tak więc prychnęła, przesycając ten odgłos piękną kpiną. Wielkość nie zawsze świadczyła o jakości - prędzej o niewygodzie związanej z noszeniem tego gabarytu na plecach. Nie miała więc zamiaru grać w jego gierki i eksponować swojego zestawu pierza. Przecież wiadomym było, że tylko by się ośmieszyła - nawet, jeśli jej skrzydła należały do tych przeciętnych zakrawających na dość sporych rozmiarów. W skrócie, nie było co się kłócić. Z uwagą natomiast przysłuchiwała się ich rozmowie, a jedynym komentarzem, jaki pozostawiła po ciekawskich pytaniach Nathairka, było wypowiedziane w myślach: "jejku~". Nawet nie miała serca wyobrażać sobie Nathaniela jako dzieciaka, któremu Tatuś Bożuś wyrywał piórka zmęczonymi już paluszkami po całym dniu takich robót z tysiącami innych pierwszych aniołów. Ta różowa kuleczka mogła się za to cieszyć, że była jeszcze tylko dzieckiem, bo gdyby powiedział jej, iż jest dziwna, jakichś kilka lat później, nie byłoby już tak przyjemnie. Nathaniel z kolei został potraktowany ciosem z łokcia w brzuch za ten nieuprzejmy przejaw kpiny. Nie było jednak czasu na porządne zbesztanie go, gdyż-...
- Tak? Do lasu? - Spytała z tą typową dla dorosłych rozmawiających z dzieciakami ciekawością. Przecież tego właśnie oczekiwał od niej mały Nathair - że będzie wchodzić z nim w interakcje i z niedowierzaniem pytać o to, czy naprawdę widział sarenkę, czy może jednak był to tylko przerośnięty, rogaty puchacz. - I była taka wielka? Jejku, ale miałeś szczęście! I na pewno zostaniesz sarenką. Tatuś Ci pewnie pomoże, co, tatusiu? - Zachichotawszy na finiszu, manewrując pomiędzy nimi z jedzeniem, ostatecznie musnęła wargami policzek wtedy-jeszcze-rudego albinosa, jakby próbując włączyć go tym gestem w aktywniejszą rozmowę, sądząc, że słowa to za mało. - I on nawet teraz zamienia się w kaczkę. Widzisz? Piórka zmieniają mu kolor! Przypatrz się, Nathair~.
Zapewne dla potwierdzenia tej przygłupawej teorii przywęgliłaby nieco jedno z wcześniej wymienionych piór - gdyby tylko miała wolną rękę, oczywiście. Teraz jednak jej zadaniem było coś nieco innego, a mianowicie ogarnięcie ich obydwu i dostarczenie posiłku. Gdy tylko zajęli miejsca, Cameron przypatrywała im się chwilę nieco z góry, ciężko powiedzieć, czy oceniająco, czy też raczej w pewnego rodzaju zamyśleniu. Lepsze to, niż ciągłe rozczulanie się nad niezdarnością różowowłosego brzdąca, który wyrwał ją z odmętów własnej świadomości dopiero swoją prośbą, skomentowaną przez jego przybranego ojca. Jego słowa jednak zostały elegancko zignorowane - przecież nic nie mogło teraz przeszkodzić jej w poświęcaniu CAŁEJ swojej uwagi Heatherowi.
"Nakalmisz mnie?"
Nie. Proszę. Przestań tak na mnie patrzeć. PRZESTAŃ, MÓWIĘ. Wręcz godzinami toczyła walkę w swoich myślach, próbując oprzeć się tym uroczym, różowiutkim tęczówkom chłopca. Nie było na to jednak sposobu, tak więc w ostateczności wylądowała pomiędzy dwójką jej ulubionych mężczyzn, nieelegancko i kompletnie nie w stylu damy dworu spychając nieco na bok Nathaniela, w taki sposób, aby samej mieć miejsce na usadowienie na kanapie swojego szlachetnego dupska. Talerz z pożywieniem chłopca natomiast został nieco przysunięty w jej stronę, za to najlepsza ciocia świata chwyciła za łyżkę, która nieposłusznie wierciła się uprzednio w rączce Colina, by po chwili nabrać na niej potrawę swojego autorstwa i podsunąć ją tej urokliwej drobinie ze słodkim uśmiechem.
- Powiedz: aaa~. - Rzuciła po chwili, przysuwając sztuciec jeszcze bliżej drobnych usteczek aniołka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Usadowił się wygodnie pomiędzy swoim opiekunem a kobietą, podciągając się na kanapie i spojrzał wielkimi, błyszczącymi oczami na Sheridan czekając, aż ta zacznie go karmić. Posłusznie otwierał usta, kiedy ta przysuwała łyżkę z ryżem do niego, mrucząc coś pod nosem zadowolony i machając wesoło swoimi krótkimi, trochę kaczymi nóżkami. Posiłek ewidentnie mu smakował, gdyż ani razu nie wypluł jedzenia na kobietę, a co niejednokrotnie mu się zdarzało. Zwłaszcza, kiedy Nathaniel próbował karmić malca swoimi eksperymentalnymi, zdrowymi papkami, a które niekoniecznie przypasowywały młodemu.
Kiedy było już po posiłku, naciągnął rękaw i tak nieco przydługawego sweterka i przetarł nim swoje brudne usta. Z czystą buzią zsunął się z kanapy, ale nim zdążył odbiec, rudowłosy sprzedał mu lekkiego kuksańca wprost w jego bok. Chłopczyk spojrzał na Nathaniela nie do końca pojmując o co mu chodzi, ale koniec końców jego trybiki wreszcie zaskoczyły. Odwrócił się gwałtownie w stronę jasnowłosej i pochylił główkę.
- Dziękuję baldzo za jedzenie. Było baldzo doble. – powiedział pospiesznie trzymając się wszystkich zasad dobrego wychowania, a o których nie powinno się zapominać. Odbiegł od nich do miejsca, gdzie zostawił Pana Królika, porwał go w swoje ramiona, i mocno przytulił. Następnie zwrócił się do Nathaniela i wyciągnąwszy swoje małe, nieco brudne i klejące się łapki, zaczął wspinać na kolana mężczyzny niczym mały, niesforny kociak. Znalazłszy się u celu, objął mocno, no, tak przynajmniej było w jego mniemaniu, Nathaniela i wtulił swoją zaróżowiona twarz w ubranie starszego anioła, cały czas trzymając mocno pluszaka, by ten przypadkiem mu nie uciekł. Bo przecież zabawki ożywają w nocy, kiedy dzieci nie patrzą i robią im psikusy. Ziewnął szeroko i przetarł wierzchem dłoni coraz bardziej senne oczy, jednakże uparcie walczył z opadającymi powiekami, aż wreszcie się poddał. Jednakże był na takim etapie, że każdy, nawet najdrobniejszy ruch bądź szept go budził. Ale i on w końcu poległ, kompletnie oddając się w ramiona Morfeusza. Przyszedł czas na leżakowanie, a przecież nigdzie nie śpi się tak dobrze jak na Nathanielu. Do tej pory chłopczyk wielokrotnie wślizgiwał się w nocy do jego łóżka ściskając swoją przytulankę i dopiero wtedy usypiał, kurczowo trzymając się ubrania mężczyzny. Tak jak teraz, kiedy mała piąstka zacisnęła się na materiale bluzy Nathaniela.

// i generalnie wyłączam go na jakieś dwie kolejki, bo śpi |:
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Tak samo jak Sheridan postanowiła zignorować jego obecność, Levittoux puścił mimo uszu jej trajkotanie, zajmując się swoim posiłkiem. Skończył go dużo sprawniej niż Drużyna Marzeń obok niego, mógł więc swobodnie przyglądać się tej uroczej scence. Sher rzeczywiście wczuwała się w robienie z siebie najlepszej cioci pod słońcem. Parsknął pod nosem z rozbawieniem i niemalże niezauważalnie pokręcił głową. To było nawet rozczulające. Wszystko co dobre szybko jednak się kończy - w szczególności, gdy jest ryżem z truskawkami. Tak też zakończyła się przygoda Cammeron z robieniem za matkę karmiącą.
Po usłyszeniu formułki wyseplenionej przez Nathaira albinos skinął z zadowoleniem głową. Z uśmiechem zmierzwił włosy malca, gdy ten przebiegał obok niego.
Zuch chłopak – pochwalił go jeszcze, zanim ten odbiegł za daleko, by to usłyszeć.
Ojcowskie spojrzenie podążyło za małym Heatherem, by "pan tatuś" przekonał się, że sprawa znowu dotyczyła Pana Królika. Może Sher umiała by go naprawić… Już otwierał usta, by w pełni konspiracji zadać jej owe pytanie wagi państwowej, gdy poczuł, że łapki młodego zaciskają się na materiale jego spodni. Pomógł mu wgramolić się na swoje kolana, po czym odruchowo zaczął głaskać go po głowie, gdy został przez niego potraktowany jak eukaliptus przez narąbanego misia koalę.
Umiałabyś przyszyć mu oko? – szepnął, gdy tylko oddech Nathaira się wyrównał i miał pewność, że zasnął. – Pamiętaj, ze ta sprawa musi pozostać pomiędzy nami – zastrzegł, podkreślając wagę sytuacji.
Gdy tylko to powiedział, w mieszkaniu dało się słyszeć niecierpliwe stukanie do drzwi. Dziesięć sekund przerwy i ktoś znowu nerwowo obił kłykcie o drewno. Nathaniel wstał z kanapy, podnosząc wtulonego weń syna. Już dawno zapewniłby natręta, że idzie do drzwi, gdyby nie to, że nie chciał budzić małego. W momencie, w którym albinos położył rękę na klamce, rozległa się kolejna seria stuków. Przez jego twarz przemknął grymas niezadowolenia. Nacisnął klamkę i pchnął drzwi, które zaskrzypiał przeciągle, informując wszystkich zgromadzonych o konieczności naoliwienia zawiasów.
Były otwarte – rzucił, podnosząc wzrok. Natrafił na osądzające spojrzenie oka w kolorze pełnego morza. – Witaj, Malcolmie.
Jednooki mężczyzna nazwany Malcolmem prychnął pod nosem, po czym wybełkotał niewyraźne powitanie. Zawiesił spojrzenie na malcu wtulonym w Nathaniela, po czym wrócił do wpatrywania się ze zniecierpliwieniem i irytacją w twarz anioła.
Myślałem, że pomożesz mi w polowaniu – burknął w końcu wyjątkowo gburowatym głosem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach